niedziela, 6 marca 2022

Regrets [Aokuro : Aomine x Kuroko z KNB]

 Gdyby ktoś mu kiedyś by powiedział, że znienawidzi ukochany przez siebie sport, to by nie uwierzył. Koszykówka była dla niego wszystkim. Dzięki niej poznał najwspanialszych ludzi. Nigdy by mu nie przeszło na myśl, że też mu ich odbierze.

Nie był dobrym zawodnikiem - wręcz poniżej przeciętnej. Jego kondycja pozostawiała wiele do życzenia, nie ważne jak długo trenował, jego ciało wydawało się uparcie trwać przy swoim. Przez to nie umiał zrozumieć osób, które zostały obdarzone niesamowitym talentem. Łudził się, że potrafi sobie to wyobrazić, ale nie umiał. Mógł jedynie rzucać złotymi radami, które tak naprawdę nic nie wznosiły. Nie umiały leczyć ran.

 

Przeszedł przez tłum ignorując wszystkim uczniów, którzy próbowali zachęcić pierwszoklasistów do wstąpienia do ich klubów. Nie było to  trudne - z reguły był mało zauważalny. Wszedł do klasy, w której siedziało już trochę osób i usiadł przy oknie.

 

Wiosna. Początek nowego życia.

 

Jeszcze kilka miesięcy temu nie mógł się doczekać przyjścia do tego liceum. Miał nadzieję, że właśnie tu dokona niemożliwego. A później wszystko rozpadło się jak domek z kart.  Nie ma już miejsca na nadzieję i plany ratowania świata.

Została tylko pustka.

 

A przecież to nie tak miało być.

 

Trzy lata temu dostał się do upragnionego gimnazjum. Z najlepszym koszykarskim klubem w całej prefekturze. Teikou stało się legendą za jego czasów. Pokolenie cudów było na językach wszystkich zainteresowanych koszykówką. Nikt nie zastanawiał się o cenie tej sławy.

 

Serce biło mu jak szalone. Ściskał formularz zgłoszeniowy do klubu koszykarskiego mając nadzieję, że zostanie przyjęty. Trenował przez tyle lat, dawał z siebie wszystko, teraz czas zebrać owoce. Wręczył papier asystentowi trenera, który kolekcjonował zgłoszenia z ciepłym uśmiechem.  Chętnych było tak dużo, że nie było możliwości na jakąkolwiek rozmowę, choć widział, że niektórzy próbowali wymienić choć jedno zdanie z nim. Odwrócił się na pięcie unikając zadeptania. Teraz musiał tylko poczekać na ich próbny trening, gdzie zostaną ogłoszone wyniki. Nie liczył, że dostanie się do pierwszej sekcji - nadal nie potrafił wcelować do kosza.  Może zacząć od dna - ale wdrapie się na szczyt. Udowodni, że ciężką pracą da się osiągnąć sukces.

 

Dyszał z trudem łapiąc powietrze. Miał wrażenie, że zaraz wypluje płuca. Trener stał przed tłumem chętnych trzymając rozpiskę. Dostanie się do pierwszej sekcji graniczyło z cudem, ale nawet on zauważył kilka osób, które poziomem były dużo dalej od niego.  Trener rozejrzał się po zgromadzonych z zadowoleniem, wygłosił jakieś przemówienie, na którym nie umiał się skupić. Słyszał gwar od strony obserwatorów, którzy komentowali wybór trenera. Cztery osoby zostały wybrane do głównego składu.

 

Ostatnia sekcja. Spodziewał się tego, ale nadal czuł zawód. Chciał brać udział w meczach, chciał spełnić swoją obietnicę daną przyjacielowi. Musiał pracować dużo ciężej jeśli chce dorównać swoim rówieśnikom, którzy już są w pierwszym składzie. Da radę.

 

Nie dawał rady. Jego płuca paliły go przy każdym kroku, dłonie mimo szorstkości nie umiały utrzymać piłki. Upadł na kolanach zwijając się z bólu. Nie sądził, że to może tak boleć. Nie umiał powiedzieć, czy robi to bo kocha koszykówkę, czy dlatego bo złożył obietnicę. Może trener miał rację i powinien sobie darować sport, w którym nie umie osiągnąć jakichkolwiek wyników.

Nie umiał się jednak poddać. Zostawał po godzinach i trenował. Ignorował swoje ciało i ból, który go przepełniał. I wtedy poznał Aomine Daiki.

To było jak zderzenie się ze słońcem. Nie spodziewał się, że kiedykolwiek uda mu się zamienić choć zdanie ze swoim utalentowanym kolegą. Był jak z innego świata, ale kiedy trenował z nim to wydawało się, że są tacy sami. Obaj kochali koszykówkę i spędzali na trenowaniu niezdrową ilość czasu. A mimo to uśmiechali się i cieszyli się danym im czasem.

 

Zamknął zeszyt zastanawiając się, co teraz powinien ze sobą zrobić. Kiedyś decyzja byłaby prosta - udałby się pograć w koszykówkę. Teraz zaś spoglądał przez okno nie mogąc znaleźć w sobie motywacji by zrobić cokolwiek. Chłopak za nim wstał z miejsca i ruszył szybkim krokiem na zewnątrz ignorując zapytania innych uczniów. Zazdrościł mu postury. Bycie wysokim ułatwiało wiele rzeczy, a już na pewno było dodatkowym atutem w sporcie. Nie był obdarzony wzrostem, ani tym bardziej masą. Wstał zabierając swoje rzeczy. Równie dobrze mógł wrócić do domu i po prostu przespać pozostały mu czas.  Sen wydawał się najlepszą odpowiedzą na wszelkie bolączki.

Nabrał powietrza wychodząc ze szkoły. Wiele uczniów zostało w ramach zajęć poza lekcyjnych, więc tym razem nie musiał się przepychać.

 

Przystanął przy sklepie zastanawiając się, czy nie kupić sobie coś do jedzenia. Nie jadł od rana i pewnie powinien być głody, ale jego żołądek ścisnął się w nieprzyjemnych mdłościach odrzucając jego pomysł. Wypuścił powietrze kontynuując swoją drogę.  Odwrócił się za siebie próbując zobaczyć coś więcej niż tłum nieznanych mu ludzi. By choć na moment zobaczyć jeszcze raz kogoś tak mu bliskiego, że stał się jego całym światem.

 

 

Spoglądał z niedowierzaniem na stos burgerów przed Aomine, który zdawał się mieć kilka żołądków, niż tylko jeden. On mógł jedynie przełknąć swój shake waniliowy, który powodował przyjemny dreszcz.  Miło było wracać z kimś do domu, przynajmniej nie myślał o nieudanym treningu i rozgoryczeniu na swoją osobę. Chciałby być lepszy, pewnie wtedy Aomine też czułby jakąś ekscytację z grania z nim. Zastanawiał się, czy ta znajomość to nie efekt dobroci kolegi. Jego litości do takiego beztalencia jak on.  Poczuł uderzenie w głowę i zdumiony spojrzał się na leżący przed nim burger.  Poniósł pytający wzrok na przyjaciela, który w odpowiedzi się jedynie uśmiechnął.  

 

Nic ich nie łączyło poza koszykówką. Było to frustrujące, że nie mógł z nim o niczym porozmawiać, cieszyć się swoim towarzystwem. Jeśli nie będą mieli koszykówki, to co im zostanie? Ich drogi się rozejdą i zostanie sam.

Jego ciało przyległo nagle do innego zasłaniając go przed światem. Zdumiony zamrugał kilkakrotnie nim zarumieniony cofnął się wyrywając się z uścisku. Wtedy dopiero zauważył jak jego przyjaciel uśmiecha się serdecznie ociekając wodą. Zasłonił go przed ciężarówką, która wjechała w kałużę z całym impetem powodując małe tsunami. Skarcił go za to, bo przecież nie roztopi się. A jak zachoruje to nikt nie będzie płakał, co innego Aomine. Zbył go śmiechem i pociągnął za sobą w stronę sklepu by kupić im lody.

 

Nieśmiało siedział przy stole próbując zjeść podany mu posiłek. Czuł jednak, że jego limit się powoli kończy i zaraz zwymiotuje. Kobieta siedziała na przeciwko niego nie mogąc uwierzyć, że jej syn ma takiego uroczego i miłego kolegę. Aomine siedział obok niego zaczerwieniony i próbował ze wszystkich sił uciszyć swoją mamę. Bezskutecznie.  

Położył się obok niego czując się dziwnie nocując u kogoś. Dawno tego nie robił. Czuł się najedzony aż do przesady, ale szczęśliwy. Daiki leżał wpatrzony w sufit dziwnie milczący i nieobecny. Może i geniusze czasem czują się speszeni nową sytuacją?

Kiedy przymykał już oczy by pójść spać, słyszał ruch po swojej lewej stronie, szelest kołdry i chciał już coś powiedzieć, gdy poczuł delikatny pocałunek na swoich ustach. Zdumiony spojrzał się w niepewne oczy swojego przyjaciela i w jego nieme pytanie.

Nie czuł odrazy. Był po prostu zaskoczony. Nie spodziewał się tego, zważywszy na to, że przecież Aomine uwielbiał idolki. Czy to normalne? Czy to normalne, że jego serce bije tak szybko?

Zdezorientowany podniósł nieznacznie głowę by złączyć ich usta w ponownym nieśmiałym pocałunku.

 

Obudził się wtulony w swojego przyjaciela. Zastanawiał się, czy ten pocałunek był tylko jego snem, jego ukrytym pragnieniem, by połączyło ich coś więcej niż koszykówka. Gdy Aomine wreszcie się obudził odpowiedział mu na te wątpliwości przez kolejny pocałunek.

 

Kiedy szedł do trenera nie spodziewał się usłyszeć, że powinien pomyśleć o zmianie klubu, że nie widać u niego żadnego progresu. Bolało. Tak bardzo te słowa go zabolały, ale nie umiał im się sprzeciwić. Sam dobrze wiedział, jak bardzo jest do tyłu. Może ta dziwna relacja z Aomine przysłoniła mu prawdę, ale szybko został przywołany do porządku. Nigdy nie spełni obietnicy, nigdy nie będzie wstanie zagrać meczu z Aomine.

 

Przystanął przy boisku spoglądając na grupę chłopaków grających w kosza. Śmiali się do siebie i kompletnie ignorowali świat wokół. Teraz liczyła się tylko dobra zabawa. Też kiedyś postrzegał koszykówkę jako coś przyjemnego. Kochał być na boisku, czuć pod palcami piłkę. Teraz zaś czuł jedynie zbierającą się złość i gorycz. Ruszył dalej nie wiedząc co naprawdę powinien ze sobą zrobić.  Nastała wiosna, a jednak on nadal błądził w zimnej ciemności. Czy naprawdę nastąpi jakaś zmiana?Czy kiedyś zapomni?

Zatrzymał się zdruzgotany samą myślą, że mógłby zapomnieć. Czy aż tak mało to wszystko dla niego znaczyło? Co za absurd. Przecież Aomine i koszykówka to było całe jego życie.

 

 

Stał zapłakany podpierając się o filar. Nie spodziewał się usłyszeć tych słów. Wiedział, że trener jest zawiedziony jego grą. On sam nie rozumiał, o co chodziło Akaashi’emu, ale słysząc jak żarliwie Aomine go broni, jak wiele jest wstanie dla niego poświęcić powodowało ból. Był szczęśliwy, ale tak bardzo przerażony, że przez niego pozbawi go tej szansy jednej na milion by zostać kimś w świecie koszykarskim. Może jednak powinien się poddać? Jak to będzie jego decyzja to powinien to zaakceptować - prawda?

Aomine nie jest taki prosty. Nie ważne jak bardzo by chciał go oszukać, on go przejrzy.

 

 

Siedział na trawie zastanawiając się jak do tego doszło. Aomine objął go, pocałował w zupełnie inny sposób. Nie ten nieśmiały  - niepewny.  Był zachłanny i pewny siebie. Zupełnie jak na boisku. Czy to przez niego? Przez to, że kąśliwie rzucił uwagę, że przez Kise mają mniej czasu dla siebie? Czy dał wygrać tej zazdrości? A teraz jego serce wybuchło niczym fajerwerki w objęciach przyjaciela, który udowadniał mu, kto jest dla niego naprawdę ważny.

 

Rzadko udawało im się uciec od innych. Wydawało się, że stali się centrum ich grupy, bez których nie można się dobrze bawić.  Byli ciągle na obserwacji, zawsze ktoś miał coś im do powiedzenia. Miał ochotę krzyknąć żeby zostawili ich samych. Tak jak było zanim Akaashi wpadł na pomysł przeniesienia go do pierwszego składu. Nie wiedząc kiedy został zaciągnięty w boczną alejkę. Ukryci w cieniu czekali aż będą mogli się wydostać i ruszyć swoją drogą. Sfrustrowany stanął na palcach ciągnąć go za kołnierz by się schylił. Był spragniony czułości, miał dość tego koszykarskiego świata, chciał być choć przez moment tym najważniejszym.

 

Przewrócił stronę oglądając ulubioną modelkę Aomine. Nie rozumiał ,co jest takiego w kobiecych piersiach, że stanowią być albo nie być. Nie lubił myśleć jak bardzo różni się od kobiet, szczególnie tak obdarzonych przez naturę. Nigdy nie będzie miał piersi jak piłki koszykarskie. Był płaski. Ale z drugiej strony, czego można byłoby się spodziewać od mężczyzny? Zamknął sfrustrowany magazyn chowając go pod łóżko. Po chwili poczuł na plecach znajomą dłoń, która szła coraz wyżej podnosząc przy okazji jego koszulkę. Jęknął pod wpływem dreszczu, który go przeszedł. Odwrócił głowę by spojrzeć na Aomine, tylko po to by ten złączył ich usta w pocałunku. Powinien się spodziewać, że to zaproszenie miało drugie dno. Mógł powiedzieć, że tego nie chce, że nie czuje się gotowy na to, że są za młodzi. Nie był jednak na tyle silny by odmówić swoim pragnieniom. Przekręcił się na plecy obejmując szyję partnera przyciągając go jeszcze bliżej siebie.

Czuł jak świat drży i mieni się w tysiącu barw. Nigdy nie sądził, że może odczuwać coś tak intensywnie.

 

Przyglądał się jak Aomine podbiega do kosza i zdobywa kolejny punkt. W pierwszej chwili kompletnie nie zauważył zrezygnowania u zawodników drużyny przeciwnej. Był tak skupiony na ich grze, że wszystko inne nie miało znaczenia. Dopiero po tym jak Aomine usiadł na ławce rezerwowych odmawiając dalszej gry zauważył, co się działo na boisku. I chciał powiedzieć, że rozumie tą frustrację. Tą męczącą świadomość, że jest się lepszym od innych, ale tak nie było. Nie rozumiał tego. Uścisnął jednie jego dłoń chcąc choć w ten sposób pokazać swoje wsparcie. Daiki uśmiechnął się do niego i ze swoją czułością cmoknął w czoło.

Powinien wiedzieć lepiej. Powinien już wtedy uważać na to co się dzieje w ich drużynie. Był jednak naiwny i wierzył, że pokonają wszelkie przeciwności losu.

Nie pokonali.

 

Otworzył z trudem oczy przekręcając się na bok. Budził w komórce wył dając znać, że nastał kolejny dzień. Przeniósł wzrok na szafkę, gdzie stała mała drewniana świątynia. Zamknął oczy dławiąc w sobie szloch. To nadal nie był sen. Nadal jest w świecie, w którym jest już sam.  Leżał tak kilka dobrych minut dopóki babcia nie zajrzała do środka pytając go się, czy jest na siłach by iść do szkoły. Nie był. Mentalnie czuł się pusty, jakby już nic nie miała znaczenia.  Czy naprawdę jeszcze rok temu uśmiechał się obserwując świat przed sobą?

 

Dotarł do szkoły w ostatnim momencie.  Wślizgnął się do klasy siadając na swoim miejscu. Nikt nawet go nie zauważył. Otworzył zeszyt czekając aż nauczyciel skończy swój monolog. Nie umiał się skupić na tym co się dzieje. Miał wrażenie, że wszystko się rozmywa.

 

Poczuł ukłucie w plecy. Odwrócił się za siebie spoglądając na swojego kolegę o dziwnych czerwonych włosach. Miał dziwny akcent. Jakby nie przywykł do mówienia po japońsku, a może to po postu próbował sobie coś wmówić. Nie spodziewał się pytania o Teiko, był zaskoczony, że ktoś w ogóle go słuchał podczas przedstawiania się. Szybko się dowiedział się o powód tego pytania, miał do czynienia z zapalonym koszykarzem, który chce się mierzyć z najlepszymi. Na szczęście nie podejrzewał, że ma przed sobą jednego z członków Pokolenia Cudów.

 

Aomine przestał pojawiać się na treningach. Trener uznał, że póki przynosi wyniki nie zależy mu, czy się pojawia na treningach, czy nie. Nie rozumiał tego. Nawet jeśli jego przyjaciel był ponad przeciętny nie powinien być zwolniony z uczestnictwa w spotkaniach. Nie dziwił się, że inni członkowie byli sfrustrowani taką decyzją.

Nie trwało to długo nim udało mu się go znaleźć. Ukryty na dachu spoglądał na powolny ruch chmur. Przysiadł się obok niego, nie wiedząc co tak naprawdę powinien powiedzieć.  Jeszcze nie dawno przekonywał go, że kiedyś spotka przeciwników, którzy dadzą mu dreszcz ekscytacji, nie umiał jednak ich teraz powtórzyć. Nie po tylu meczach kiedy widział jak przeciwnicy się po prostu poddawali.  Czy walka do samego końca już nie istniała w ich sercach? Czy nie dostrzegali jak ich zachowanie wpływa na innych?

 

Czy naprawdę miał prawo oceniać zawodników, których rozgramiali już w pierwszej połowie?

 

Czuł się bezradny i sfrustrowany ponownie swoją osobą. Jako jedyny w strużynie nie wychylał się, był nikim. On w porównaniu do reszty nie umiał funkcjonować bez wsparcia innych. Może nigdy nie miało być mu dane dosięgnąć ich poziomu? Może to był tylko chwilowy sen?

 

Jedyne co potrafił powiedzieć do Aomine to go przeprosić.  W odpowiedzi został przyciągnięty do niego i schowany przed światem. Czuł się okropnie przez to, że ten jeden gest spowodował u niego poczucie bezpieczeństwa i radości. Może jeszcze nie wszystko stracone, może jeszcze uda się coś zmienić. Nie powinien się poddawać, kiedy Daiki wciąż chciał go mieć przy sobie.

 

Próbował rozmawiał z trenerem. Był wreszcie osobą dorosłą i powinien sobie zdawać sprawę z tego, co się dzieje w drużynie, jak to wszystko ma zły wpływ na zawodników, ale został wyproszony z gabinetu. Miał się nie wtrącać. Nie pouczać kogoś, kto znał się na swojej pracy.

 

Jednak coraz bardziej wątpił w to, że dorośli się znają na swojej pracy. Nie kiedy widział jak jeden członek po drugim odwracają się plecami do siebie i rezygnują z codziennych treningów nie widząc w tym dalszego sensu.

 

Zdezorientowany pobiegł by odnaleźć Aomine, by spróbować dosięgnąć jego serca. Jeśli nikt inny nie chce ich uratować, to znaczy, że to on musi to zrobić, nawet jeśli to będzie tylko jedna osoba - ta najważniejsza.

 

Bolało. Piekło go w klatce piersiowej. Nie umiał jednak się ruszyć. Widział oddalające się plecy Aomine jednak nie umiał za nim pobiec. Nie umiał dosięgnąć jego serca, nie umiał mu pomóc. Nigdy nie umiał zrozumieć geniuszy - więc jak miałby im pomóc?

Nie spodziewał się spotkać Kise. Jak zwykłe wesołego, jakby nic się nie stało. Gdy go tylko zauważył od razu podbiegł ze swoim standardowym okrzykiem. Czuł jak żołądek wykręca się na drugą stronę widząc to zachowanie. Skrzywił się z obrzydzenia unikając w ostatnim momencie przytulenia. Czuł za sobą wzrok kilku osób z drużyny koszykarskiej, którzy byli w szoku widząc tu słynnego zawodnika.

Zaskoczył go zawód na twarzy blondyna, gdy powiedział mu, że nie gra już w kosza. Czy naprawdę oczekiwali od niego, że tak szybko się pozbiera po tym wszystkim? Czy oni w ogóle rozumieli co się stało?

Nie słuchał zawodzenia i pretensji, że załatwił wspólny trening tylko dlatego, bo liczył że się znowu zobaczą. Przecież nikt go nawet nie pytał o zdanie. Miał jedynie wrażenie, że teraz będzie mu dużo trudniej pozostać w swoim mroku. Nie kiedy na zewnątrz wyszła chyba cała drużyna Seirin tak samo zaskoczeni widokiem, jak wszyscy inni.

Potrząsnął głową żegnając się ze wszystkimi. Chciał uciec. Gdzieś daleko, gdzie ten cały zgiełk wreszcie ucichnie. Gdzie istnienie nie będzie obarczone takim bólem.

 

Wpatrywał się w ekran komórki nie umiejąc wytrzymać tej ciszy. Próbował się skontaktował z Daiki, nie chodziło już o koszykówkę. Chciał po prostu mieć pewność, że wszystko jest w porządku. Odpowiadała mu tylko cisza, ciężkie uczucie pogłębiło się, gdy Momoi mu powiedziała, że nie pojawił się na lekcjach.

Nie zastanawiał się długo. Zabrał swoje rzeczy i po prostu wymknął się z lekcji nie będąc nawet zauważonym przez nauczycieli. Biegł najszybciej jak potrafił ignorując palący ból w płucach. Cokolwiek teraz czuł nie miało oznaczenia, nie po tym jak w chwili złości powiedział o kilka słów za dużo. Był wściekły i zawiedziony zachowaniem swoich kolegów, nie rozumiał ich postępowania, ale nigdy nie powinien powiedzieć Aomine, że żałuje ich spotkania, ich znajomości. Wcale tak nie myślał.  Po prostu był słaby nie tylko w koszykówce, ale mentalnie. Nie umiał poradzić sobie z tym wszystkim, łatwiej mu było skierować złość na innych, niż na siebie. Przecież zanim poznał Aomine już wiele razy trener mówił mu, że powinien pomyśleć o zmianie klubu. Mógł to zrobić i wtedy może faktycznie by się nie spotkali. Tylko, że ta myśl powodowała nieprzyjemny ból. To, że śmiał się i cieszył się na każdy dzień w szkole było właśnie dzięki temu, że dane mu było poznać Aomine. Gdyby nie on... Ciągle byłby w cieniu, nie zauważany przez nikogo.

 

Widział migające niebieskie światła, które kłuły go w oczy. Modlił się by nie dotyczyły tego jednego domu. Może to jednak starsza sąsiadka zasłabła? Może kogoś potrącił samochód? Jest tyle możliwości, przecież to nie mógł być...

Dostrzegł mamę Daiki zapłakaną stojącą przy policjantach, którzy pytali ją o coś zapisując coś w swoich notesach. Gdy podszedł bliżej sanitariusze akurat wywozili na noszach kogoś w czarnym worku. Otworzył usta by spytać się, gdzie jest Daiki, bo to przecież niemożliwe, że to on jest na tych noszach. Słyszał głosy wokół siebie i ciepłe objęcie kobiety, czuł jej łzy na skórze i już wiedział.

Zawył wtulając się w kobietę.

Powinien wtedy mu powiedzieć, że wcale tak nie myśli, że wcale by nie było lepiej gdyby umarł. Powinien mu powiedzieć, że jest jego całym światem i będzie na niego czekać ile będzie trzeba. Nie powinien odwracać się do niego plecami i ignorować jego krzyki za sobą.

 

Wpatrywał się tępo w fotografię wokół, której znajdowały się wieńce z kwiatów. Wydawało mu się to absurdalne być w tym miejscu, przecież to nie możliwe, że to jest prawda. Wychodząc z sali zauważył resztę chłopaków szeptających miedzy sobą.

Jednak, gdy Akaashi stwierdził, że najsłabsza jednostka musiała zginąć było tego za dużo. Uderzył go z całej siły, choć wiedział, że nie było to coś solidnego. Zaskoczeni wpatrywali się w niego nie rozumiejąc, co się właśnie stało, ale on wiedział. Już nigdy nie stanie na tym samym boisku, co oni.

 

Po pogrzebie dostał od mamy Daiki drewnianą świątynie, którą jej syn sam zrobił i uznawał za swój amulet. To była jego jedyna pamiątka, którą dostał po kimś tak mu bliskim. Nie miał nic więcej, ani ubrań, ani rzeczy. Aomine nigdy u niego nie nocował, nigdy nie czuł potrzeby dodatkowego okrycia. Teraz zaś pragnął by Aomine dał mu swoja bluzę, w którą mógłby się wtulić i płakać przez długie godziny.

 

Uważaj co mówisz, bo możesz tego żałować, nie daj złości przejąć nad sobą kontrolę bo możesz stracić coś więcej niż głos.  Słyszał te ostrzeżenia od babci wiele razy, a jednak w tym jednym dniu jej nie posłuchał i miał o to efekt.

 

 

Stał na peronie spoglądając na mijające go pociągi zastanawiając się jakim mandatem będzie obarczona jego rodzina, czuł się z tym źle, ale dalsza egzystencja wydawała mu się jeszcze gorsza. Nie umiał po prostu iść dalej. Nie umiał zapomnieć i wybaczyć samemu sobie.  

 

„Tetsu ty głupku.”

 

Wzdrygnął się odwracając się raptownie. Szukał wzrokiem znanej sylwetki, jednak nikogo nie dostrzegał. Zawiedziony usiadł na najbliższej wolnej ławce zanosząc się łzami.

Czemu nikt mu nigdy nie powiedział, że miłość tak boli?

Czemu został sam w tym mroku, kiedy inni zdawali się już dawno iść do przodu - do światła?

 

Poczuł delikatny dotyk, przypominający mu czasy, gdy Aomine gładził go po głowie za każdym razem, gdy był sfrustrowany swoją grą. Przymknął oczy poddając się temu uczuciu, chcąc choć sekundę dłużej być w czasach, gdy miał go przy sobie.

„Przepraszam Daiki- kun. Przepraszam, że nie umiałem ci powiedzieć jak bardzo cię kocham.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz