wtorek, 15 maja 2012

Z miłości do kotów

Dlaczego ludzie lubią koty? Tego nikt nie wie. Niektórzy obwiniają za to magię. A co, jeśli człowiek nie wierzy w nic? Ale czy da się w nic nie wierzyć? Nawet on w coś wierzył. Wierzył, że pewnego dnia na ustach jego pana zagości uśmiech. Tylko nie był pewny, czy to w ogóle możliwe. Wreszcie kto może się cieszyć z tego, że jest uwięziony we własnym domu? Jedyną osobą, która miała prawo przebywać z nim był on.  Miał szpiegować, donosić policji o każdym jego ruchu, robił tak na samym początku. Nie wiedział wtedy co jest ważne, a co nie. Pewnego dnia, gdy siedział przy drzwiach tarasowych ze szklanką mleka, do salonu wszedł oskarżony. Na rękach trzymał ciało czarnego kota, który był duży i puszysty, teraz zaś się nie ruszał, jedyny odgłos jaki słyszał był dźwięk dzwoneczka przywiązanego do jego szyi. Spoglądał na twarz, która ani razu nie okazała mu innych emocji poza irytującym stoickim spokojem czy złością. Wtedy  była pogrążona w szczerym smutku. Otworzył drzwi, wychodząc do ogrodu. Tam zakopał ciało swojego najlepszego przyjaciela. Długo wpatrywał się w tą scenę, nie wiedząc co ma o tym myśleć. Pamiętał, że jedyną rzeczą której nie mógł dotknąć, był właśnie ten kot. Jak on miał na imię? Już nie pamięta, wszystko starło się z biegiem czasu. Może Pain? Tak, to właśnie było jego imię. 
 Gdy wrócił z pogrzebu, w dłoni trzymał czerwoną wstążkę z zielonym dzwoneczkiem.  Irytował go ten dźwięk. Przez chwilę cieszył się, że już nie będzie go słyszał, szybko jednak sytuacja się zmieniła. Rudzielec uklęknął przy nim, zawiązując mu na nadgarstku tą właśnie wstążkę. Następnie poczochrał go po głowie i odszedł do swojego pokoju. Od  tamtego dnia, stał się jego kotem. 
Nigdy by nie powiedział, że miał łatwo. Od śmierci rodziców służył dzielnie rodzinie Uchiha, mimo że ich polecenia zazwyczaj wydawały mu się irracjonalne. Wzruszał wtedy ramionami i po prostu robił co do niego należało. Sasuke nazywał go psem, nie przeszkadzało mu to. Dopóki miał za co żyć, mógł być wszystkim. Kobiety zazwyczaj posyłały mu morze komplementów przez niebieskie oczy. Kobiety kochają obcokrajowców. Japończyk i niebieskie oczy. Brzmi abstrakcyjnie. Nawet dla niego. Jego ojciec był Francuzem, przyjechał do Japonii ze znajomymi, w jednym z hoteli poznał jego matkę. Podobno była to miłość od pierwszego wejrzenia. Z tego co pamiętał, w jego domu zawsze było ciepło i nie brakowało miłości. Może nie spał na pieniądzach, ale nie mógł powiedzieć by cierpiał.  Gdy z musu został sam i przeprowadził się do wielkiej posiadłości, zaznał jedynie chłód i obojętność. Męczyła go ta atmosfera, więc zazwyczaj uciekał  do swojego pokoju albo na dwór. Lubił rozmawiać z kobietami, doradzać im stroje na randki, dawało mu to jakąś formę przyjemności. Nie pociągały go fizycznie, ale zawsze uznawał to za winę swojego wieku, albo przepracowania. W każdym razie nigdy mu nie przeszkadzała myśl, że jeszcze nie był na randce, w porównaniu do Sasuke, który codziennie zaliczał co nowe to kobiety. Czasem spoglądał na niego z niesmakiem, szczególnie gdy wysyłał go by zerwał z nimi. Nie uważał tego za honorowe, ale płacono mu za to, więc spędzał wieczory z zapłakanymi dziewczynami swojego pana, wysłuchując przekleństw na jego temat. Kilka razy otrzymał nawet propozycję przespania się z nimi. Odmawiał. Nie chciał seksu z kimś, kto robi to tylko by pozbyć się bólu.
Pół roku temu, osądzono seryjnego mordercę. Był wtedy na sali rozpraw, wpatrywał się w rudowłosego mężczyznę, który nie okazywał żadnych emocji. Nawet specjalnie się nie rozglądał po niej, wpatrywał się tylko w swoje dłonie, jakby pytając się w duchu czy to na pewno on zabił. Nie skazano go na śmierć.  Postanowiono go zamknąć dożywotnie we własnym domu.  Od tamtego dnia nosi bransoletkę z chipem, a przy posiadłości stacjonują funkcjonariusze. Policja jednak nie była przekonana o skuteczności tego zabiegu. Dostał więc nowe zadanie. Miał mu służyć, a przy okazji donosić o wszelkich kontaktach z ciemnymi typami. Wtedy nie rozumiał co to znaczy „ciemny typ”, czy chodziło im o ludzi z ciemną karnacją?
Gdy przeszedł przez próg, okazało się, że kryminalista wcale nie zamierza zwracać na niego najmniejszej uwagi. Prawie nic nie mówił, a jak już to jedynie zwracał mu uwagę by na pewno nie dotykał jego kota. Wkurzał go.  Mimo wszelkich negatywnych emocji wykonywał dalej swoją pracę, zastanawiając  się przy okazji czy on nie jest aby samotny? Nie wykonywał żadnych telefonów, nie włączał komputera, czy radia, wieczorami tylko oglądał jakieś seriale, które nawet go specjalnie nie wciągały, bo po kilku minutach sięgał po jakąś książkę. Im dłużej go obserwował tym bardziej nie mógł uwierzyć, że jest mordercą.
Następnego dnia po tym jak został kotem, rudowłosy zawołał go do łazienki. Zdumiony wszedł do pomieszczenia przyglądając się siedzącemu na brzegu wanny mężczyźnie, który trzymał w dłoni scyzoryk. Wskazał mu taboret, aby usiadł naprzeciwko niego. Następnie chwycił go na szczękę, mając pewność, że nigdzie nie ucieknie. Jego uścisk był mocny, a on był za bardzo przerażony by zrobić cokolwiek. Milczał więc, wpatrując się w zbliżające się do jego policzków ostrze.  Słyszał coś o wąsach, że koty mają wąsy. Miał za duży chaos w głowie by móc zrozumieć sens wypowiadanych zdań. Czuł ból, ale mięśnie odmawiały wykonania jakiegokolwiek ruchu. Czekał na śmierć. Wtedy był przekonany, że odkrył prawdziwy powód jego przybycia i postanowił go zabić. Po kilku minutach, poczuł jak przykłada mu lód do policzków, gdy zdrętwiały, polał je spirytusem. Nie czuł bólu, widział tylko w lustrze dużo piany. Gdy go przemył i upewnił, że nie zagraża mu nic złego,  zrobił opatrunek. Ponownie poczochrał go po głowie, wymawiając po raz pierwszy imię blondyna. Tak naprawdę sądził, że go nie pamięta, albo nie usłyszał.
W sposób w jaki je wypowiedział, spowodowały, że ciarki przeszły po jego ciele. Nie rozumiał dlaczego, ale nagle poczuł przyjemne ciepło w podbrzuszu.  Wyszedł z łazienki otępiały, wiedział tylko, że teraz jest jego kotem, a blizny na policzkach są tego dowodem.  W nocy czuł okropny ból, nie mógł spać, z oczu płynęły mu łzy, a on tylko ściskał namiętnie prześcieradło modląc się by to się skończyło. W uszach słyszał tylko dzwonek , który jakby odpowiadał na jego cierpienia.  Chciał uciec. Po raz pierwszy żałował, że był w tym domu.
 Rano udał się na zakupy, zawsze miał tą samą listę, tylko że tym razem nie musiał kupić niczego dla kota. A może mógł kupić coś dla siebie? Zamroczony bólem wszedł do osiedlowego marketu, wpadając na Sasuke, który trzymał w dłoni kefir. Brunet uśmiechnął się do niego promienie, poklepując po ramieniu. Opowiadał mu coś, ale nie potrafił się skupić. Potakiwał tylko głową, by nie poczuł się urażony. Pod koniec rozmowy zapytał go chyba o policzki, wzruszył jednak ramionami idąc w głąb sklepu. Nie wiedział dlaczego nie powiedział, że ma dość. Może wolał widok mordercy, który nie okazywał radości, niż wysłuchiwać przechwałki policjantów. Skrzywił się na samą myśl, o pracy, która by go czekała po powrocie.  Zrobił zakupy dosyć szybko, a dla siebie zakupił wyjątkowo chipsy i butelkę coli. Wreszcie coś mu się od życia należało, skoro był kotem.
Aktualnie siedział na łóżku, rany się już zagoiły. Teraz posiadał swoje własne wąsy, z początku go denerwowały, liczył że może się zrosną i nie pozostanie po nich ślad. Jednak one się uparły.  Wciąż widniały na jego ciele, przypominając mu o jego nowej pozycji.  Nie czuł już bólu, a natrętny dzwonek tak nie denerwował jak wcześniej. Od roku nie utrzymuje kontaktów z rodziną Uchihów. Czasem tylko widzi ich na ulicy, ale wtedy robi wszystko by na nich nie wpaść. Przywiązał się do swojego nowego Pana, który codziennie gładził go po głowie, pozwalał mu oglądać ze sobą telewizję.  Zdarzają się wieczory, gdzie zasiadają na sofie, z miską popcornu i puszkami piwa, włączają kanał sportowy i oglądają hokej. Wtedy na twarzy mordercy jest pełna gama emocji. A on ze zdziwieniem zrozumiał, że czeka tylko na te chwile, w których może go jeszcze lepiej poznać.
- Że niby się zakochałem? - Podniósł na wysokość oczu lewą rękę, wpatrując się w zielony dzwoneczek.
Westchnął cicho, przymykając oczy. Czuł się zmęczony. Od jakiegoś czasu nie może spać w nocy, bo śnią mu się rzeczy, których wolałby nie widzieć. Nigdy nie zastanawiał się nad swoją orientacją, lubił przebywać w towarzystwie dziewczyn, ale jako przyjaciel nic więcej, jeśli zaś chodzi o facetów, do tej pory nie pałał do żadnego sympatią.  Prawdą jednak jest to, że po prostu z nikim nie spędził tyle czasu co z Panem. Może to jest powód jego dziwnych odczuć?
- Naruto? - Rudowłosy zajrzał do pokoju, ubrany tylko w bokserki.
Blondyn poczuł, jak jego policzki zmieniają kolor na czerwony, a może nawet ciemniejszy. Mimo wolnie zaczął szybciej oddychać, przełknął tylko ślinę, próbując się jakoś uspokoić. Przeklinał tego, który to ukartował, a dał jego Panu taką urodę. Był przystojny i Naruto o tym dobrze wiedział, aż za dobrze.
- Tak? - Wydukał zmieszany, uciekając wzrokiem po kątach.
- Co chcesz zjeść na śniadanie?
- Śniadanie? - Odparł głupkowato, zatrzymując wzrok na jego twarzy. - Śniadanie! Dlaczego nie krzyczałeś?! Przecież to moja praca, by ci robić posiłki! - Zerwał się z łóżka, powodując, że dzwonek wydawał z siebie jeszcze głośniejszy dźwięk niż zawsze.
- Spokojnie Naruto! Nie jestem małym dzieckiem, mogę sobie zrobić śniadanie. Nie musisz stać na baczność i czekać na moje skinienie. Gdybym tego chciał zatrudnił bym jakiegoś kamerdynera.             - Uśmiechnął się łagodnie, przytrzymując go delikatnie za ramiona.
- Ale… Ale… Ale… - Dukał zmieszany czując, że zaraz zemdleje.
- Przecież nic ci nie zrobię głupi kotku. - Objął go ciaśniej, mrucząc mu do ucha, drażniąc przy tym jego skórę. - Ty też masz prawo do odpoczynku, nic tylko pracujesz, a ja ci nawet za to nie płacę.
Zrezygnowany, opuścił głowę, podając się jego dotykowi. Po jego skórze przebiegały dreszcze, powodując gęsią skórkę, zaś w miejscach, gdzie spoczywały dłonie jego Pana robiło mu się niebezpiecznie gorąco. Nie chciał by teraz go puścił, chciał by mogli tak zostać jeszcze przez jakiś czas. Nawet nie wiedział co mu odpowiedzieć, przecież nie mógł mu wyznać kto go tu wysłał. Udawał po prostu sierotę potrzebującą schronienia. Czy można to uznać za kłamstwo?
- Widzę, że się uspokoiłeś. To może zdradzisz mi co chcesz na śniadanie?
Zaczerwieniony schował przed nim twarz, przeklinając go w duchu za to szeptanie do ucha, a przez to drażnienie jego skóry. Czuł że drży, jak kot podczas rui. Nagle poczuł jak czyjeś palce drapią go delikatnie za uchem, schodząc na szyję co jakiś czas.
- Już po mnie. - Pomyślał zrozpaczony, wiedząc, że jego ukochany Pan doskonale zdał sobie sprawę gdzie jest jeden z jego erotycznych punktów. I co on ma zrobić by nie dostać orgazmu od tak trywialnego gestu?
- Jest mi to obojętne Panie. Może być cokolwiek. - Jęknął, walcząc ze sobą by się nie skulić.
- Przestań mnie nazywać swoim Panem Naruto! Przecież nazywam się Yahiko. Powtórz YAHIKO.             - Chwycił go za policzki, przybliżając jego twarz do swojej.
- Y…Yahiko… - Wydukał speszony, zaciskając powieki.
- No widzisz, jednak potrafisz to powiedzieć. Nie chcę od ciebie słyszeć tego słowa na „P”. Zrozumiano?
- Tak. - Jęknął piskliwie.
- To idę zrobić omlety z dżemem. - Cmoknął go w usta, poczym wyszedł  z pokoju.
Blondyn upadł na kolana, dysząc ciężko. Nie mógł uwierzyć, że wytrzymał tak długo. Jego ciało było rozpalone tak mocno, jakby dopiero co wyszedł z sauny. Przerażony pobiegł do łazienki, wskakując w ubraniu pod zimny prysznic.
- Idiota! Idiota! Kto to widział by zwykły dotyk mógł rozpalić?! Prawdopodobnie teraz Yahiko się ze mnie naśmiewa. On pewnie nawet nie jest gejem! Widzi mnie tylko jako swojego kota.  A moje ciało… Boże… Dlaczego? Gdy Sasuke mnie dotykał czułem obrzydzenie i modliłem się by mnie zostawił, nie znosiłem tych jego żartów.  A gdy on mnie dotyka… Coś przyjemnego mnie wypełnia. Idiota! Naruto jesteś wielkim idiotą! Najpierw działasz przeciwko Yahikowi, śledząc go dla Uchihów, którzy chcieli dowodu na zbrodnie, a teraz? Zdradzasz Uchihów dla człowieka, który został oskarżony o morderstwo z premedytacją!  Czemu moje ciało tak pragnie jego dotyku? Czemu nie potrafię się opanować? Czy… Kobiety Sasuke też tak mają gdy je dotyka? Czy może to tylko ja tak mam? Może jestem chory? Przecież od przeszło dwóch lat nie byłem u doktora! Ciągle tylko tutaj siedzę… Chciałbym pojechać gdzieś z Yahikiem… Plaża byłaby fajna… Naprawdę byłoby miło…
Usiadł rozebrany, czując jak woda spływa po jego ciele, nie dając żadnych efektów.  Westchnął ciężko, zastanawiając się jak teraz spojrzy mu w oczy, skoro tak na niego działa? Spojrzał na dzwonek, który odbijał jego postać, mała i niewyraźna.  Walnął głową w ścianę przeklinając swoją osobę. 
- Muszę to zrobić… Muszę dokonać mordu na swoich plemnikach! Muszę zjechać na ręcznym bo umrę!  Ale jak to się robi? FUUUUUUUUUUUUUUUUU!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Dlaczego nigdy nie słuchałem Sasuke, gdy chciał mi coś poradzić z tej sfery życia? I co ja teraz zrobię? Nie wyjdę z łazienki, bo to grozi zrobieniem z siebie jeszcze większego błazna niż jestem.  Mamusiu… Czemu nie nauczyłaś mnie masturbacji?
Zrezygnowany przebrał się w czyste ubrania, zszedł do kuchni  wpatrując się w krzątającego się Yahika w czarnym fartuszku. Mimowolnie uśmiechnął się pod nosem, siadając przy stole. Chwycił rękoma swój kubek herbaty, rozkoszując się jego słodkim aromatem.  Zapomniał już, że w tym domu nie doświadczy się żadnej innej herbaty poza słodką i białą. Tylko jak się jest chorym, to rudzielec skądś wyciągał zieloną, potrafiąc ją przygotować tak, że piło się ją z wielką przyjemnością. Jak ten człowiek mógł zamordować z premedytacją? Naruto nie umiał tego zrozumieć, a może nie chciał?
- Już ci lepiej? Tak naprawdę zastanawiałem się czy nie zrobić ci zielonej herbaty, byłeś taki zaczerwieniony, bałem się, że dostałeś gorączki czy coś.  Jeśli tylko będzie coś nie tak, musisz mi to powiedzieć, rozumiesz?
- Tak. - Odparł automatycznie, nie mogąc uwierzyć w to co właśnie usłyszał. Temperatura jego ciała, ponownie podskoczyła.
- Dawno z nikim nie mieszkałem. Ile to lat minęło od tego? Za dużo by o tym wspominać. Cieszę się, że zapukałeś do moich drzwi Naruto.
- Jestem kłamcą, jabanym kłamcą! - Jęknął w myślach, spuszczając wzrok.
- Ja też się cieszę, że tutaj trafiłem.  Po śmierci rodziców, różnie się działo, ale tutaj naprawdę czuję się szczęśliwy. Dziękuję.
- Nie jesteś zły? Zrobiłem ci krzywdę…
Podszedł do niego, dotykając policzków, opuszkami palców, które delikatnie drażniły jego skórę, która natychmiast się zaczerwieniła.
- To nie tak! Ja… Dzięki tym wąsom, wiem że tutaj jest mój dom. - Złapał go rękę, gładząc ją jak kot, który domaga się pieszczot.
Uśmiechnął się łagodnie, drugą ręką mierzwiąc mu włosy, gdyby blondyn był kotem, zacząłby mruczeć, by okazać mu jak bardzo lubi taki rodzaj pieszczot, zamiast tego przymknął jedynie oczy, poddając się jego dotykowi.
- Omlet! - Yahiko krzyknął przerażony, czując zapach  spalenizny, podbiegł do kuchenki, podnosząc dymiącą się patelnię. - No ładnie… Nie popisałem się. A chciałem zrobić naprawdę dobre śniadanie… Pewnie dlatego nie zostałem kucharzem. - Zaśmiał się cicho, kryjąc przed nim swój rumieniec. - To może jednak płatki z mlekiem?
- Do herbaty?
- Herbata? - Spojrzał na stół, na którym stały dwa kubki napełnione herbatą i dzbanek. Czuł jak prawa brew mu drga,  westchnął ciężko, otwierając lodówkę. - Kanapki.
- Mogą być kanapki. - Zachichotał cicho, wstając od stołu. - Sprzątnę tym czasem te omletowe dobitki.
- Z czym chcesz kanapki? Nie! Czekaj, sam sobie odpowiem. Obojętne.
Zdumiony wpatrywał się w niego, nie wiedząc co odpowiedzieć. Wiedział dobrze, że właśnie tak by odpowiedział, ale czuł że powinien zaprotestować, by nie wyjść na kompletnie zobojętniałą osobę. Odkręcił kurek, napuszczając do zlewu gorąca wodę, nalał do niej pół nakrętki płynu, przez co na powierzchni pojawiła się piana. Miał ochotę na ten omlet, ale musi się zadowolić kanapkami.
- Chciałbym kanapki z dżemem. - Mruknął pod nosem, wkładając naczynia do wody.
- Jakim?
- Truskawkowym.
- Okey! Kanapki z dżemem truskawkowym już się robią!
Czy można nazwać zboczeńcem, mężczyznę który myjąc naczynia, wyobraża sobie, seks z innym mężczyzną? Blondyn zagryzł dolną wargę, próbując odpędzić od siebie tą wizję, nie mógł jednak zapanować nad swoim ciałem, które pożądało, człowieka, który wzbudzał w nim strach od dnia, kiedy  ujrzał go na sali rozpraw.  Wtedy nie słyszał jego głosu, nie znał go od tej ludzkiej strony.  Wiedział o nim tylko tyle co mówiono o nim w mediach czy w posiadłości.  Nie mógł zrozumieć, dlaczego sąd nie skazał go na karę śmierci. Nawet jeśli nie było dostatecznych dowodów na niego, to przecież, zagrażał społeczeństwu. Teraz, żałował tych myśli z przeszłości, gdyby sąd pozbawiłby życia Yahika, on by nie wylądował w jego domu. Czy zakochanie się w mordercy jest grzechem?
Leżał na łóżku, walcząc ze snem. Wiedział, że jak tylko zamknie oczy będzie widział jego, a ciało będzie czuć jego dotyk. A on nie chciał się masturbować z jego imieniem na języku. Nie upadł tak nisko, choćby miał stracić jądra albo nawet penisa.  Nie zrobi z siebie Uchihy.  Właśnie to go wkurzało w tej posiadłości, że nawet mając partnerki od liku, Sasuke potrafił sam siebie zaspokajać, twierdząc, że nie ma osoby, która by to lepiej zrobiła.  Zawsze miał ochotę się go spytać, o cel spotykania się z dziewczynami, skoro nie traktuje ich poważnie. Jednak bał się odpowiedzi, mówiącej że nikt go w gruncie rzeczy nie obchodzi.  Bo przecież on zna jego mały brudny sekret. Sasuke Uchiha, ideał mężczyzny dla wielu ludzi, czy to kobiet czy mężczyzn, swego czasu podkochiwał się w swoim starszym bracie Itachi’m.  To właśnie z jego imieniem na ustach zaczął się masturbować, podkradał mu rzeczy by móc czuć jego zapach.  Blondyn nieraz się zastanawiał, czy młody panicz się nie łudzi w swoich fantazjach, że zostanie zauważony, nie jako brat, ale jako kochanek. Ślub Itachi’ego z jego koleżanką z dzieciństwa był sporym szokiem dla Sasuke, od tamtej chwili stał się Casanovą.  Wtedy Naruto wzruszał ramionami, nie rozumiejąc rzeczy, które się działy wokół niego. Teraz wie, że znalazł się w domu wariatów.  Choć w sumie Itachi’ego, widział kilka razy w życiu, zazwyczaj jak wychodził z domu, nigdy nie miał możliwości porozmawiania z nim czy też podsłuchania jego rozmów.  Może i lepiej? Przynajmniej może sobie wykreować obraz normalnego faceta, a nie wariata.
Drzwi uchyliły się wpuszczając do środka Yahiko, ponownie ubranego tylko w bokserki. Chciał krzyknąć, albo udać że śpi, jednak nawet on nie potrafi zasypiać na siedząco. Teraz ta sztuka by mu się przydała. Siedział więc, wpatrzony w okno, za którym migotały gwiazdy. Czuł jak materac się wygina pod dodatkowym ciężarem, próbował to wszystko zignorować. Być jak ten egipski sfinks, niewzruszony na wszystko, ale w następnej chwili na jego klatce piersiowej znalazły się ciepłe dłonie, które pociągnęły go do tyłu. Zaskoczony opierał się o jego klatkę piersiową, która podnosiła się co jakiś czas.  Podniósł wzrok, wpatrując się w podbródek swojego Pana.
- P… - Ugryzł się w samą porę w język, potrząsając głową. – Yahiko?
- Powiedz mi Naruto, jak właściwie znalazłeś się przed moimi drzwiami? Myślałem, że przy bramie stoją policjanci.
Czuł jak zimna ręka dotyka jego gardła a szyderczy głosik, wymawia już modlitwę śmierci. Przełknął ślinę, zastanawiając się co powinien powiedzieć. Nie mógł go wiecznie okłamywać, zresztą kiedyś ktoś z posiadłości przyjdzie i zażąda jego powrotu. To koniec.
- Przepraszam. Okłamałem Cię. - Wydusił z siebie z zaciśniętym gardłem. Czekał na karę, na reakcję, która by świadczyła o gniewie Pana,  nic takiego się nie stało, jego dłonie wciąż gładziły go po brzuchu, czekając jakby na wyjaśnienie. -  Bo widzisz…  Do dziesiątego roku życia wychowywałem się z  rodzicami, byli zaprzyjaźnieni z rodem Uchihów, więc gdy mój ojciec zginął w pożarze… Był strażakiem i ratował staruszkę, wypchnął ją z okna, ale sam nie zdążył…  Zginął jak bohater… Swego czasu chciałem iść w jego ślady, ratować ludzi, ale  szybko się przekonałem, że to nie dla mnie.  Moja mama była pielęgniarką. Do szpitala trafiła para, która wciąż się kłóciła. Gdy się ocknęli po operacji na nowo się na siebie rzucili, moja mama próbowała ich powstrzymać, ale sama oberwała skalpelem w serce.  To zabawne, że zginęli tej samej nocy, prawda? Do tej pory się z tego śmieję, że los potrafi być taki okrutny. - Czuł jak łzy spływają mu po policzkach, przetarł je rękami, ale nie chciały przestać lecieć, więc zostawił to tak, ciesząc się tylko, że objęcie stało się mocniejsze. Jeszcze go nie zaczął nienawidzić. - Po pogrzebie trafiłem do posiadłości rodziny Uchiha. W zamian za dach nad głową i jedzenie, miałem im służyć. Każdego dnia, towarzyszyłem ich młodszemu synowi w szkole jako ochroniarz, więc jak Sasuke wszczynał bójki to ja obrywałem za niego.  Jak ja go nienawidziłem! Ba! Nadal go nie cierpię! Przeklęty lowelas! Jego ojciec zabierał mnie czasem na różne rozprawy sądowe, żbym zobaczył jak wygląda prawdziwe życie.  Na jednych z nich zobaczyłem ciebie. Szczerze mówiąc, wtedy się strasznie bałem. Myślałem, że na tym nasza znajomość się kończy, ale Pan Fugaku nie był zadowolony z wyroku. Na początku odnawiał stare znajomości szukając jakiegoś namacalnego dowodu przeciwko tobie, ale szybko się poddał. Wtedy postanowił mnie tutaj wysłać.  Miałem cię szpiegować  i donosić gdy tylko dowiem się czegoś wartościowego.  Przepraszam. Teraz pewnie mnie nienawidzisz. Prawda? Ja bym siebie znienawidził. Jestem dwulicowy.  Yahiko?
Ta cisza go przerażała, była zupełnie jak wtedy gdy zginęli jego rodzice. Nie mieli zwierząt, dlatego też jedyną rzeczą jaką posiadał był pluszowy miś.  Przytulił go mocno do siebie i pozwolił sobie na płacz, ostatni raz w swoim życiu, taka była obietnica złożona na grobie rodziców. Teraz zaś znowu płacze i nie wie, jak to powstrzymać, nie mógł się też do niczego przytulić, bo nie był pewny czy nie zostanie przy okazji zabity, choć może to by mu oszczędziło niechcianych pytań i wizji.
Uścisk rozluźnił się, odepchnął go od siebie, wychodząc z pokoju. Naruto spuścił tylko głowę, pozwalając sobie na szloch. Jutro zostanie wyrzucony z tego domu, dzwoneczek zostanie mu odebrany a jedyną pamiątką będą te wąsy.  Może tym razem pójdzie do normalnej pracy i zakocha się w kobiecie? Przyszłość bez Yahiko będzie ponurą monotonnością,  ale on nie miał mocy by cokolwiek zmienić. Był psem Uchihów. Nic tego nie zmieni.
O świcie, spakował się do swojego plecaka. Spojrzał po raz ostatni na swój pokój, uśmiechnął się pod nosem, na samo wspomnienie wczorajszego wieczoru. Mimo tego co się stało, nie mógł zaprzeczyć, że został przytulony przez osobę, którą kochał.  Postanowił nie oddawać mu dzwonka, nie chciał się rozstawać z tą wstążką i dźwiękiem, który tak go denerwował na początku. To będzie tylko jego, wspomnienie trzech lat, które zmieniły jego życie. 
Przekroczył bramę, czując na sobie pytające spojrzenia strażników, wzruszył ramionami, kierując się ku centrum miasta, nie wiedział co ze sobą zrobić, po raz kolejny nie miał celu w życiu. W dodatku nie miał też pieniędzy. Zazgrzytał zębami na samą myśl o powrocie do tej posiadłości. Zrezygnowany usiadł na ławce, pozwalając sobie na chwilę zadumy.
- Uzumaki Naruto? - Męski głos odezwał się z prawej, strony wprawiając go o palpitacje serca.
Spojrzał się z wyrzutem na bruneta, w dresach i czarnej koszulce. Na szyi dyndały mu białe słuchawki, z których dudniła przyjemna rockowa muzyka. Wpatrywał się w niego, czując że skądś zna tego mężczyznę, jednak za nic nie mógł sobie przypomnieć. W dodatku przypominał mu Sasuke, co skreślało go z listy znajomych, których chciał widywać.
- Tak. To ja. - Odparł spokojnie, spuszczając wzrok na ziemię.
- Czyli nie jestem taki zły w zgadywanki. Nie mieliśmy okazji ani razu porozmawiać.  Ale kilka razy mignąłeś w holu, tylko, że wtedy raczej nie miałeś tych blizn na policzkach. - Usiadł obok niego, wpatrując się natarczywie w jego osobę.
Chciał wstać i rzucić go swoim plecakiem,  by przypomnieć mu o dobrym wychowaniu, zamiast tego westchnął ciężko, analizując jego wypowiedzieć. Po chwili poczuł dreszcze przerażenia, przy nim siedział nikt inny, jak sam Uchiha Itachi. Niedoszły kochanek jego pierwszego Pana. Uśmiechnął się głupkowato, wpatrując się w jego roześmiane czarne oczy.
- Miło mi poznać Uchihę Itachi’ego. Dużo o panu słyszałem, a wyobrażenia miałem zupełnie inne.
- Oj, co tak formalnie. Nie jesteśmy w posiadłości.  Hmmm, jadłeś już śniadanie? -  Zwrócił wzrok na jego brzuch, z którego wydobył się dźwięk pozdrowień od tasiemca. Zaśmiał się cicho, wstając na równe nogi. - Chodź.  Mieszkam niedaleko.
Zaczerwieniony ruszył za nim, wpatrując się w plecy osoby, którą oblepił swoimi głupimi wyobrażeniami. Zaraz wszystko runie i roztrzaska się jak i cała reszta jego życia. Pragnął wrócić do boku człowieka, który codziennie walczył z samotnością.  Mielił w dłoni końcówki wstążki licząc, że chociaż to mu zastąpi dotyk Yahiko.  
Po pokonaniu kilku ulic, miał ochotę mu przyłożyć i spytać gdzie jest to jego niedaleko.  Zamiast tego pokornie wspinał się za nim po schodach, przeklinając dzień, w którym postanowił być szczery z drugim człowiekiem i usiąść na ławce w parku. Musiał być totalnym idiotą, albo być podatnym na pech. Ciekawe tylko kto pożera jego szczęście? Wyczerpany stanął przed skromnym domkiem, gdzie na drewnianej skrzynce pocztowej, wyryte były imiona mieszkańców: Itachi, Keiko, Kai. Zdumiony podniósł brwi,  nie spodziewając się takiego widoku. Frontowe drzwi otworzyły się na oścież, wypuszczając z ciemnego pomieszczenia, może z pięcioletniego chłopca o czarnych włosach i żywych zielonych oczach. Rzucił się na swojego ojca, tuląc się do niego najmocniej jak tylko potrafił.
- Witaj z powrotem tato!
- Nie było mnie raptem godzinę, a ty już tęskniłeś? A gdzie mama?
- Śpi!
- Hm, to chyba trzeba zrobić śniadanie. Ach, Kai to jest Naruto.
- Dzień dobry! - Uśmiechnął się promiennie, machając  tak energicznie ręką, że walił nią po głowie swojego ojca.
Blondyn uśmiechał się pod nosem na ten widok nie mogąc uwierzyć, że jego domysły okazały się prawdą. Itachi jest normalnym mężczyzną, który ma kochającą się rodzinę. Usiadł na poduszkę, szukając po pomieszczeniu jakiś symboli klanu, ale nic takiego nie rzuciło mu się w oczy.
- Szukasz wachlarza? Nie znajdziesz go tutaj. W dniu, w którym ożeniłem się z Keiko straciłem prawo do używania nazwiska Uchiha.  Jestem teraz Itachi  Kurotera.
- Nie rozumiem… - Jęknął zaskoczony, wpatrując się w chłopca, który rozkładał naczynia na stole.
- Keiko nie została zaakceptowana przez moich rodziców. Pochodzi z ubogiej rodziny, jednak tylko przy niej czułem się szczęśliwy. Pracuje w zwykłym biurze, w którym nikt nie słyszał o mojej przeszłości. To jest moje życie, które sam sobie wybrałem. Pewnie Sasuke przez to ma problemy. Rodzice nie pozwolą mu na taką samowolkę.  Nie powiem, że nie jest mi przykro, ale bardziej cenię sobie to życie.  A co u Ciebie?
- Przez ostatnie trzy lata mieszkałem u Yahiko… Miałem go śledzić. Ale już nie potrafię.
- Naruto… Czy ty jesteś gejem?
- Ja? Nie wiem. Czy to zbrodnia kochać mężczyznę?
- Nie!  Nic takiego nie twierdzę, ale widząc cię zakochanego w kimś budzi moją ciekawość. Z tego co pamiętam, zawsze miałeś ten pusty wzrok przy osobach, z którymi rozmawiałeś.  Nie okazywałeś nigdy jakiegoś zainteresowania, bynajmniej nie w ten sposób. A teraz mówisz o kryminaliście w taki sposób, ze gdybym nie znał jego sprawy, powiedziałbym że został skazany za niewinność. Naprawdę się zakochałeś. A w dodatku czujesz się winy, bo go okłamywałeś.
- Ja nie wiem co mam robić Itachi… Naprawdę nie wiem… - Spuścił głowę, kryjąc twarz w dłoniach.
- Może zawalcz o tą miłość? Wiesz zawsze możesz  odejść od niego, jak go kochasz to walcz o szansę życia, które sam sobie wybierasz, a nie narzuconego przez innych. Myślę, że aktualnie jesteś jedyną osobą, która mówi o nim w tak ciepły sposób. - Uśmiechnął się łagodnie, wychodząc do kuchni.
- Twój ojciec jest niesamowity. - Mruknął do Kai’a, który usiadł naprzeciwko, trzymając w rękach książeczkę.
- Wiem! Jest najlepszy!
- Co wy tak hałasujecie od rana? - Kobiecy głos dobiegł go za pleców. Gdy się odwrócił ujrzał szatynkę z potarganymi długimi włosami, ubraną w krótki szlafrok w kolorze pistacji. Nawet on musiał przyznać, że była piękna.  Zgrabny mały nos, piękne fioletowe oczy, figura godna modelki, ale przede wszystkim uśmiech. - Mamy gościa? Czemu nic mi nie powiedzieliście, a ja taka nieprzygotowana! - Spanikowana, wycofała się do pokoju, kłaniając się przeprosinach.
- Heh, szczęściarz. - Szepnął pod nosem, wstając na równe nogi. - Itachi ja jednak wracam. Chcę zawalczyć o tą miłość!
- Powodzenia!
Krzyknął za nim, jednak on już nie usłyszał. Biegł tą samą drogą, którą przybył, potykając się co jakiś czas o własne nogi, czy wystające płyty chodnikowe.  Już po kilku minutach, miał zadyszkę, a jego ciało chciało się zwinąć z bólu, on jednak uparcie kontynuował morderczy wyścig. Musiał zdążyć przed tym jak się obudzi. Zrobi mu śniadanie i będzie błagał o kolejną szansę, tym razem nie będzie kłamał.  Nie przeszkadzało mu już to, że naprawdę jest mordercą.  Miłość nie wybiera, a on chciał zmienić tego oschłego człowieka w osobę, która będzie się śmiała i kochała jak inni.  Minął zaskoczonych strażników, wskakując praktycznie do domu, w której wciąż panowała cisza. Uśmiechnął się do siebie,  przystając dopiero w kuchni.  Nie mógł nadziwić się własnemu szczęściu.  
Zrobił naleśniki i herbatę.  Usiadł przy stole czekając. Teraz mógł mieć tylko nadzieję, że Yahiko będzie w stanie mu wybaczyć.  Wedle przypuszczeń po kilku minutach do pomieszczenia wszedł rudzielec, ziewając przysiadł się do stołu, sięgnął po swoją herbatę, w której odbijał się jego zmęczony wyraz twarzy.
- Razem z siostrą byliśmy dziećmi ulicy. Uciekliśmy z sierocińca i żyliśmy okradając innych.  Byłem typem człowieka, który pierw zabijał a później myślał. Często miałem przez to problemy, ale niespecjalnie się tym przejmowałem, bo Konan zawsze była przy mnie. Jednak pewnego dnia postanowiła pójść do szkoły, o tak, żeby sprawdzić co robią normalne dzieciaki.  Byłem temu przeciwny, bo wreszcie przez to społeczeństwo byliśmy odrzuceni.  Tam poznała Nagato. Z początku nic nie podejrzewałem, ot znajomy i tyle. Dopiero po kilku miesiącach dotarło do mnie, że się w nim podkochuje. Typa znałem z kilku spotkań, raczej należał do osób, które preferują milczenie, niż  gadanie. Nie przeszkadzało mi to. Sam lubiłem zabawiać ludzi swoimi opowieściami, więc jakoś przeszedł w nasze otoczenie. Pewnego dnia, dowiedziałem się, że gliny mają nas na oku. Byłem wściekły, bo do tej pory udawało nam się ich unikać, byliśmy dla nich niewidzialni, a teraz okazało się, że znają nasze dane. Wściekły wróciłem do domu, gdzie zastałem nagą Konan i Nagato leżącego obok, rozmawiającego z kimś namiętnie. Jakimś cudem nie usłyszał mojego wejścia. Przez to usłyszałem, że wtyką Uchihów, był nie kto inny a Nagato. Uwiódł moją siostrę, sprzedał nas. Wściekły rzuciłem za broń i zacząłem strzelać. Moja siostra próbowała mnie powstrzymać, ale wściekłość zakryła mi umysł. Zabiłem ją tak samo jak jego.
- Chcesz żebym odszedł?
- A nagrałeś moje wyznanie? Pewnie jest sporo warte. - Uśmiechnął się cynicznie, wpychając sobie do buzi całego naleśnika.
- Nie zamierzam wracać do Uchihów. Tylko ty jesteś moim Panem! SŁYSZYSZ! Ten dzwonek jest tego dowodem! Nigdy cię nie zdradzę!
- Myślisz, że to wystarczy?
- Jak chcesz to mnie zabij! Obetnij język czy dłonie! Tylko proszę pozwól mi zostać przy tobie!
- Głupi jesteś czy jak? Uważasz mnie za nekrofila? - Uśmiechnął się łagodnie, podchodząc do niego.     - Jeśli mnie zdradzisz, będziesz miał naprawdę okrutną karę.
- Jeśli mam zginąć to tylko z twojej ręki. - Objął go, chowając twarz przed jego wzrokiem.
- Kto powiedział, że ty zginiesz? Za każdą zdradę będziesz musiał mnie okaleczać. Ja już to zrobiłem.    - Przytulił go do siebie, gładząc po plecach.
- Nigdy! - Jęknął zrozpaczony, podnosząc głowę, co wykorzystał Yahiko, wpijając się w jego usta.
-K ocham cię ty mój kocie.
- Ja ciebie też… - Mruknął nieśmiało, czując jak się rumieni. - Czy… Możemy to powtórzyć?
- Co?
- Pocałunek…
- Ile tylko będziesz chciał Naruto.
Ponownie złączył ich usta w pocałunku,  odwracając swojego kochanka od okna, przez które było widać zdumionych strażników, wskazujących na nich palcami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz