wtorek, 15 maja 2012

What if I'm a monster?

Beznamiętnie wpatrywał się w ludzi, którzy spoglądali na niego ze strachem bądź pogardą. Według nich sprawiedliwość wygrała, a on został skazany i będzie zamknięty przed nimi przez resztę swojego życia. Miał ochotę plunąć im pod nogi, ale nic go już nie obchodziło. Stracił ochotę na okazywanie swoich myśli. 
Problem polegał na tym, że nie musiał nic mówić, żeby pokazać im jak bardzo nimi gardzi, na każdym kroku biła od niego godność, o której większość z nich mogła tylko pomarzyć.  Nie dziwił się tym, którzy nie mogli zdzierżyć jego obecności, nie potrafili wytrzymać tego spojrzenia pełnego niechęci.  Nie musiał ubierać się bogato, by pokazać im swoją wyższość, on po prostu nie lubił chylić głowy przed kimkolwiek. Wsiadł do wozu, nie odwracając się nawet do tłumu, który go wygwizdywał. Tylko pod nosem pokazał się lekki uśmiech, powodujący u strażnika gęsią skórkę. Usiadł posłusznie na ławce, przymykając powieki i rozkoszując się ostatnią podróżą  „na zewnątrz”.

***

- Twoja cela Uzumaki. - Strażnik warknął oschle wpychając go do ciemnego pomieszczenia z jedną pryczą.
Rozejrzał się po swoim nowym lokum, odnajdując w kącie toaletę, która była w gorszym stanie niż te, które widywał w dyskotekach. Usiadł na łóżku, krzywiąc się z niezadowolenia. O wygodę na pewno tutaj nie dbali. Położył się, zakładając ręce za głowę, sufit był szary z żółtymi plamami, w jego rogach ujrzał czarne plamy, które były zapewne grzybem. Czuł jak żołądek przewraca mu się do góry nogami na ten widok, nie spodziewał się luksusów, ale liczył na jakieś czystsze miejsce. Wypuścił ze świstem powietrze, zastanawiając się jak będzie mógł zabić tutaj czas, wreszcie ma go sporo.
Łatwiej by mu było, gdyby był uznany za złodzieja, pewnie wtedy wylądowałby w celi z jakimś innym przestępcą, jednak był seryjnym mordercą i dilerem narkotyków. Państwo nigdy by go nie zamknęło w towarzystwie drugiego człowieka, nie odczuwając przy tym strachu o jego życie. Nie rozumiał tego całego zamieszania, zabijanie było dla niego czymś naturalnym. Zwierzęta zabijają, by przeżyć, ludzie, żeby się wzbogacić.  Zawsze irytowało go, gdy ktoś próbował go nawracać, ale gdy się pytał jakie usprawiedliwienia mają głowy państw za śmierć tysięcy na wojnach, jąkali się zmieniając temat.  Hipokryci. Wszyscy byli zakłamanymi świętoszkami, trzęsącymi się o własny tyłek. Nienawidził ich.
Jego pierwszą ofiarą był pies sąsiadów. Szczekał co noc, doprowadzając go do szału, a gdy ktoś o tym mówił właścicielom, tłumaczyli się, że to wina bezpańskich psów i oni nic na to nie poradzą. Skoro dorośli nic nie mogli zrobić, to on zrobił. W nocy wkradł się do ich ogródka i zatłukł psa siekierą, zakopał go pod jednym z drzew owocowych. Spodobało mu się to, więc postanowił załatwiać każdego czworonoga, który nie wiedział co to znaczy cisza. Im był starszy, tym więcej rzeczy go irytowało, pijany ojciec, matka łkająca po kolejnych kłótniach.  Siostra dająca dupy każdemu napotkanemu chłopakowi z kasą, przyjaciele w depresji, czy kujoni wylewający łzy nad czwórką ze sprawdzianu. Nienawidził ich, dlatego wszystkich się pozbywał. Sam nie wiedział czemu sprawia mu to taką przyjemność, ale kochał to, szczególnie moment, gdy pozbawieni wszelkich członków błagali o życie, a on w miłosierdziu odcinał im głowy, czekając aż spokojnie się wykrwawią. Zawsze zostawiał tą samą wiadomość „Podobno życie to piekło, więc ich z niego uwolniłem”. Gdy wreszcie go złapali nawet nie zaprzeczał.  Spoglądając w jego puste oczy, bali się tego co może nastąpić, jeśli ten chłopak postanowi się zemścić, jeśli przyjdzie mu do głowy pozbawić ich życia. Budził strach, a on uwielbiał patrzeć na przerażone spojrzenia. Gdy pierwszy raz pieprzył się z dziewczyną, zakleił jej buzię taśmą, a ręce przywiązał do ramy łóżka. Nie chciał miłości, chciał jedynie zaspokoić swoje rządze, chciał tak ją przelecieć, żeby zdechła od tego. Gdy od niej wychodził, faktycznie nie żyła, a obok jej ciała, leżały jeszcze zwłoki jej rodziców i kota. Tak, Uzumaki Naruto kochał zabijać. Uważał, że właśnie po to się urodził.

***

Spojrzał się na strażnika, który czekał aż do niego podejdzie. Zawsze ten sam strach w oczach, nogi gotowe do nagłej ucieczki. Nie chciało mu się już nawet z tego śmiać, za długo to trwało, ale sama informacja, że może wyjść na plac do innych więźniów zaskoczyła go. Miał przez  całą wieczność siedzieć w tej izolatce, by raz dziennie wyjść się umyć. Oczywiście łaźnie były puste, a więźniowie bezpiecznie siedzieli w swoich celach, gdy on mył swoje blade ciało.
Zapięty w kajdany na nogach i rękach, ruszył powoli za strażnikiem obserwując otoczenie, które poza zwiększonym natężeniem hałasu nie różniło się od codziennych nocnych doświadczeń. Gdy szerokie drzwi otworzyły się przed nim, musiał zasłonić oczy przed słońcem, żyjąc kilka tygodni w ciemnej celi odzwyczaił się od światła. Po kilku minutach przywykł do nowego środowiska. Z ciekawością przyglądał się innym więźniom, którzy nawet nie zauważyli jego przyjścia. Grali w kosza, pokera, niektórzy się siłowali a jeszcze inni po prostu siedzieli w cieniu paląc papierosy. Więzienna idylla. Wystawił język z obrzydzenia, dając się postawić przy słupie. Zwisający z niego łańcuch został przypięty do jego kajdan, uniemożliwiając mu odejście od niego. Spojrzał się z pogardą na strażnika, siląc się przed wypowiedzeniem komentarza.
- Chcecie mnie usmażyć żywcem czy jak? - Mruknął chłodno pod nosem, siadając  w siadzie skrzyżnym, przymykając oczy.
- Coś mówiłeś śmieciu? - Strażnik zwrócił się do niego oschle, jednak blondyn wyczuł w jego głosie cień lęku.
Pomachał przecząco głową, odliczając do dziesięciu. Miał ochotę kogoś zabić, a on aż się o to prosił. Mężczyzna spojrzał na niego uważnie, ale po chwili wzruszył ramionami i ruszył do budynku. Blondyn wypuścił ze świstem powietrze, nie mogąc uwierzyć w to, że wytrzymał.  Rozluźnił mięśnie, rozkoszując się przyjemnym prażeniem słońca. Liczył, że chociaż trochę się opali i przestanie przypominać trupa. Nie minęło wiele czasu, gdy poczuł na głowie uderzenie czegoś twardego. Spojrzał się na długowłosego blondyna biegnącego w jego stronę z przepraszającą miną. Zaskoczony podniósł brwi do góry, wpatrując się natrętnie w jego klatkę piersiową.
- Nie jesteś kobietą? - Powiedział  to tak nagle, że chłopak zatrzymał się raptownie rumieniąc się ze złości.
 - JESTEM FACETEM! Ile razy mam to mówić! - Wściekły chwycił za piłkę od koszykówki, wpatrując się w jego kajdany. - Jesteś nowy?
- Facet? Z daleka wyglądasz jak baba. - Odparł spokojnie, drapiąc się po głowie. - Nowy? Nie wiem. Jestem tu od dłuższego czasu.
- Ale ja cię nigdy tu nie widziałem!
- Bo do tej pory nie pojawiałem się na placu. - Wzruszył ramionami, odwracając się od niego, na znak, że zakończył rozmowę z nim.
- No a gdzie dostajesz jedzenie? - Blondyn rzucił reszcie piłkę, siadając przed nim marszcząc czoło.
- Strażnik mi przynosi do celi.
- To jesteś jakąś szychą?!
- Raczej kimś, kto mógłby zabić współwięźniów. - Mruknął chłodno, nie patrząc nawet na niego.
- Unikasz kontaktu wzrokowego?
- Raczej chcę ci delikatnie pokazać, że nie mam ochoty z tobą gadać.
- Deidara.
-Ha?! - Spojrzał na niego jak na wariata przechylając nieznacznie głowę.
- Nazywam się Deidara. - Odparł spokojnie, uśmiechając się łagodnie.
- Ale babskie imię. - Prychnął pod nosem, odchylając się od niego. - Uzumaki Naruto.
- Wcale nie jest babskie… - Urażony odwrócił wzrok.
- Dei-chan. - Szepnął spokojnie, pochylając się w jego stronę.
- Co? - Spojrzał na niego zaciekawiony.
- Kompletna z ciebie kobitka z penisem. - Odparł z pogardliwym uśmiechem na buzi, prostując się. - Jaki facet reaguje na „chan”!
- Spadaj! - Warknął oschle, wstając na równe nogi. - A chciałem być miły!
- Nikt cię o to nie prosił.
Słyszał jak odchodzi wzburzony, każdy jego ruch był naznaczony zmieszaniem i zawodem. Blondyn westchnął cicho, mając dość swoich wyczulonych zmysłów, tego przekleństwa odczytywania ludzkich emocji. Nie miał nic do niego, po prostu taki już był, zawsze  odnajdywał niedoskonałości, słabe punkty i szydził z nich. Niektórzy potrafili to znieść, więc zostawali jego przyjaciółmi. W nagrodę ich śmierć była bezbolesna, niekiedy nawet ich żałował, gdy przychodził do szkoły, a ich ławki stały puste. To były jedyne momenty słabości, które pamiętał. Odwrócił się w stronę boiska obserwując grę blondyna. Wyłapywał spojrzenia innych więźniów przepełnione pożądaniem, gniewem albo zwykłą litością. Jeśli miał dobrych znajomych, to pewnie dlatego bo daje im dupy, był tego pewien.

***

-Ilu już cię przeleciało? - Spojrzał na niego obojętnie, bawiąc się źdźbłem trawy.
- Nie wiem o co ci chodzi. - Odwrócił głowę, spoglądając na mężczyzn siedzących w cieniu.
- Daj spokój. Nawet ja widzę jak cię pożerają wzrokiem. I za przeproszeniem nie jesteś hulkiem. 
- Kilku… - Wzruszył ramionami,  podnosząc głowę do nieba.
- Lubisz to?
- Niekoniecznie. Ale niektórzy dają mi za to jedzenie. Wiesz porcje tutaj nie są zbyt… okazałe. - Przeczesał włosy dłonią. Wyglądał na zmęczonego, a oczy wyraźnie przygasły od ich ostatniej rozmowy.
- Zaczynam cieszyć się z izolatki. - Zaśmiał się cicho, odrzucając trawę przed siebie.
- I co w tym jest fajnego? Cały czas siedzisz sam, ani się do nikogo nie odezwiesz, ani nic. - Spojrzał na niego poirytowany, zaciskając dłonie na chudych kostkach.
- Wiem, ale nigdy też nie byłem towarzyski. Po prostu dziwnie się człowiek czuje na samym początku, gdy wreszcie ma ten upragniony spokój, a później to już norma.
- Za co siedzisz?
- Morderstwa z premedytacją. - Wzruszył ramionami, jego oczy wciąż były przymknięte, wpatrzone w niego.
- Czemu to robiłeś?
- A bo ja wiem. Po prostu to lubiłem, czułem jak serce mi śpiewa, gdy wbijałem nóż w ciało.
- Fajne uczucie, co nie?
- Gdyby nie było fajne, pewnie bym nie doszedł do takiej fajnej liczby. - Zarechotał pod nosem, zamykając oczy. - A ty za co siedzisz?
- Wysadziłem kilka obiektów. Zdarzało się, że czasem byli w nich ludzie.
- Ach, to pewnie twoja zasługa, że z dnia na dzień most przestał istnieć?
- Taa! - Odparł radośnie, przypominając sobie ten dzień. - Naprawdę się natrudziłem! Ale kurde dla mnie to sztuka! Coś ulotnego, ale pięknego. Od dziecka lubiłem takie rzeczy.
- W każdym jest gen mordercy i szaleńca, tylko nie w każdym się on aktywuje.
- Bezsensu. Ludzie oskarżają nas, że nie szanujemy życia drugiego człowieka, jakby ludzie sami dbali o siebie.
Zaśmiali się wesoło, obserwując lot mew. Wiatr targał ich włosy, ale słońce silnie walczyło z nadciągającymi chmurami. Strażnicy zaczęli zwoływać więźniów, obserwując uważnie dwójkę roześmianych blondynów. Od kilku dni nie robili nic innego tylko rozmawiali, niby nic groźnego, ale należeli do jednych z gorszych przestępców. Co mogło rodzić się w ich głowach? Nie wiedzieli.

 ***

- Hm dzisiaj jest coś niemrawo. Nawet strażnicy jakoś mniej uważnie nas obserwują. Coś się święci? - Mruknął pod nosem, rozglądając się po pustym praktycznie placu.
- Dlatego izolatka jest beznadziejna. Nic nie wiesz. – Odparł z wywyższeniem, prostując się.
- Oświeć mnie. – Burknął znużony, nawet na niego nie patrząc.
- Dzisiaj jest egzekucja, więźnia, który był gorszy nawet od ciebie.
- To się tak da? - Spojrzał na niego zdumiony.
- No przy nim, to jesteś łagodnym przypadkiem. Trzymali go w piwnicy w celi otoczonej polem elektrycznym, na twarzy nosił specjalną maskę, co by nie gryzł, nie mówiąc już o tym, że kaftan był jego strojem obowiązkowym.
Podniósł pytająco prawą brew, czekając na resztę opowieści. Postać tajemniczego kryminalisty, który jest gorszym przypadkiem od niego, zaciekawiła go na tyle by słuchać blondyna uważnie.  Gdzieś w podświadomości  wiedział, że nie jest najgorszy, ale i tak lubił się za takiego uważać, a teraz usłyszał, że w tym samym więzieniu jest jego rywal.  Zmrużył groźnie oczy, czując powrót znanego mu uczucia, uśmiechnął się pod nosem,  pochylając się w stronę blondyna.
- No on nie był tylko mordercą! On był kanibalem, sadystą, pedofilem, gwałcicielem i nie wiem co jeszcze.  Naprawdę, z takim nie chce się zadzierać.
- Jak się nazywa?
- Hidan.
- Nie słyszałem o nim. - Zrezygnowany, westchnął ciężko, kładąc się na ziemi. - Beznadzieja, wszystko tutaj jest takie same, on przynajmniej skończy z tą szopką.
- No kilku strażników też zdążył zabić, zanim go zdołali zamknąć.
- Świetnie… To się zabawił facet. - Mruknął poirytowany, zamykając oczy.
Cisza, która między nimi zapanowała, była nie do zniesienia dla starszego chłopaka. Nie rozumiał nastawienia kolegi, zaczynał podejrzewać, że to przez to, że nigdy nie był prawdziwym mordercą. On tylko wysadzał,  zabicie kilkuset ludzi nie było brane pod uwagę.  Czuł narastający ból w skroniach, chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział co. Naruto wydawał mu się taki odległy, a zarazem taki fascynujący. Przyciągał go do siebie jak magnez, co irytowało Deidare tak mocno, że w nocy wgryzał się w poduszkę przeklinając swoje zachowanie. Gdy uprawiał seks ze współwięźniem myślał o blondynie. Czuł jak żołądek skręca się z bólu,  nie dając skupić mu myśli.
- Mogę cię pocałować?
Naruto otworzył oczy ze zdziwienia. Usiadł ponownie, wpatrując się uważnie w oczy blondyna szukając jakiś oznak, że żartuje. On jednak rumienił się coraz bardziej nie mogąc uwierzyć w to co właśnie powiedział. Był wystraszony reakcją kolegi.
- Nie powiem, żebym tego nie robił z facetem.  Ale co cię wzięło tak nagle? Nie mów, że ci się podobam!
Odwrócił speszony głowę, nie wiedząc co ma odpowiedzieć. Sam przecież tego nie wiedział, po prostu czuł się tak dziwnie przy nim, czy można to uznać jako „podobanie się”?
- No co ty… - Mruknął rozbawiony, kucając z ledwością.
- Cholerne łańcuchy, naprawdę zabierają o wiele za dużo swobody.
Przybliżył się do Deidary, chwytając w dłonie jego twarz, zmusił go by na niego spojrzał, ale on zamknął oczy, broniąc się przed rzeczywistością. Naruto czuł jak żyłka mu pulsuje na czole, jeszcze nie spotkał takiego chłopaka, ale podobało mu się to. Pokręcił z niedowierzaniem głową, nie wierzył w to co się z nim stało w tym miejscu. Chyba oszalał, przynajmniej był takiego zdania. Musnął wargami o jego, zachęcając go do spełnienia swojego życzenia. Chłopak otworzył lekko oczy, wpatrując się w lazur przed sobą, drapieżny, gotowy w każdej chwili go pochłonąć. Nabrał powietrza, zarzucając ręce na szyję blondyna. Przycisnął go mocniej do siebie wpijając się w jego usta. Całowali się namiętnie, gdy poczuł jego język w swoich ustach, czuł przyjemne dreszcze przebiegające po jego ciele, pogłębił ich pocałunek, bawiąc się jego językiem, słyszał jak mruczy z rozkoszy, chciał więcej!

***

Leżał na pryczy wpatrując się w sufit. Na korytarzu wciąż panował zgiełk przez egzekucję, on zaś czekał na odpowiednią porę. Po ciele przebiegały dreszcze, a w ustach czuł słodki smak krwi. Przez te kilka tygodni był po prostu za grzeczny. Chciał obwinić o to Deidare, ale sam  przecież z nim rozmawiał, gdyby od samego początku odmówił mu znajomości, nic by się nie zmieniło, tyle tylko, że nie wiedziałby o zwyczajach tego miejsca. Wychodzenie na zewnątrz okazało się cennym źródłem informacji. Chciało mu się śmiać, za każdym razem gdy przypominał sobie ten wzrok blondyna. Od zwykłego pocałunku stracił dla niego głowę.
- Ale dziwka z niego! Naprawdę muszą go tu ruchać! - Zaśmiał się pod nosem, nakładając poduszkę na twarz, by zagłuszyć swój dziki chichot.
Przysnął  ze zmęczenia, jednak gdy usłyszał tylko dźwięk otwieranych drzwi, otworzył szeroko oczy, sięgając po kawałek materiału, wydartego z prześcieradła. Podszedł cicho do ściany gdzie znajdowało się wyjście. Usadowił się w pozycji gotowej do skoku i czekał aż strażnik wejdzie by go zabrać do kąpieli. Mężczyzna wszedł do środka, rozglądając się po celi, przerażony brakiem więźnia chciał się odwrócić, żeby nadać sygnał alarmowy, jednak chłopak podskoczył do niego, przerzucając ręce ze sznurkiem przez jego głowę, by przyciągnąć go mocno do siebie. Mężczyzna stracił równowagę, a w pomieszczeniu było słychać trzask, a następnie charczenie.  Blondyn spojrzał się na niego ze zniecierpliwieniem.  To był główny powód, dla którego nie dusił swoich ofiar, zabierało zbyt wiele czasu.  Odepchnął go od siebie,  usiadł mu na klatce piersiowej, otwierając jedną ręką jego szczękę. Strażnik spojrzał na niego z przerażeniem w oczach, przez chwilę mignęło w nich ciche błaganie, jednak blondyn nie zwracał na to uwagi. Chwycił jego język w silnym uścisku i pociągnął z całej siły do siebie, wyrywając go  tym samym z gardła. Wstał spoglądając na rozszerzającą się plamę krwi. Uśmiechnął się złowieszczo, czując napływ dawnej siły. Tego mu było trzeba, jest mordercą, a nie zwierzakiem w zoo.
Wyszedł z celi, kierując się w stronę skrzydła z więźniami. Szedł powoli, ale spokojnie nie wykonując żadnych niepotrzebnych dźwięków. Nie starał się też specjalnie ukrywać, nauczył się, że właśnie to zawsze budzi podejrzliwość i ludzie zauważają to jako pierwsze.  Wszedł do holu, o którym opowiadał mu blondyn, trzymając w dłoni pęk kluczy, czuł na sobie ciekawskie spojrzenia, wreszcie nie co dzień widzi się więźnia paradującego swobodnie po korytarzu z zakrwawioną lewą ręką i pękiem kluczy. Nikt się jednak nie odezwał, w ich oczach widział strach skrywany pod innymi emocjami. Znali go i czuli szacunek. Uśmiechnął się szeroko, nie mogąc wyobrazić sobie lepszego dnia. Bał się, że materiał pęknie w czasie akcji, jednak wykonany z trzech warstw wytrzymał, na tyle by osłabić mężczyznę. Teraz tylko się zastanawiał co robić dalej. Zostać, czy spróbować uciec? Przystanął przed kratami, za którymi stał Deidara. Spoglądał na niego z zaciekawieniem,  ale nie dostrzegł w nich strachu.
- A gdzie twój towarzysz?
- Zwolniony warunkowo. - Odparł automatycznie, spoglądając się na klucze zbliżające się do zamka. - Co robisz?
- Hm pomyślałem, że możemy dokończyć to co robiliśmy rano… Znaczy w dzień.
- Dlaczego nie uciekasz?
- A miałabym szansę to zrobić zupełnie sam? - Spojrzał na niego roześmiany, otwierając  kraty. - Daj spokój i tak by mnie złapali. A tak to przynajmniej mogę się zaspokoić seksualnie.
- Głupi jesteś. - Mruknął urażony, cofając się do środka.
-To mi powiedział ojciec gdy przyniosłem mu oceny ze szkoły.
Podszedł do niego, chwytając go za podbródek. Blondyn miał już mętny wzrok sugerujący, że jest gotowy na to co się zaraz stanie. Naruto prychnął z niedowierzania, pierwszy raz spotykał tak uległego chłopaka, ale podobało mu się to. Przynajmniej czuł, że może pozwolić sobie na wiele.
Ściągnął z niego ciuchy, przyglądając się jego smukłemu ciału. Był pod wrażeniem tego co zobaczył, jeszcze niedawno wyobrażał go sobie jako kobietę z penisem, a jednak chłopak miał mięśnie, wyrzeźbioną klatkę piersiową i członek, którego mogli mu pozazdrościć najwięksi idole nastolatek. Facet miał się czym pochwalić, mimo tej dziewczęcej urody na twarzy. Zaintrygowany, wyciągnął ze spodni nóż, który znalazł przy strażniku i obciął mu włosy. Chłopak zaskoczony otworzył szeroko oczy, już chciał coś powiedzieć, zbuntować się przed tym, ale wbił się w jego usta, kompletnie pozbawiając go determinacji.  Odsunął się od niego, bawiąc się kosmykami jego włosów. Uśmiechnął się promiennie, składając pocałunek na jego czole.
- Taki mi się podobasz. - Szepnął mu do ucha, zdejmując z siebie zawadzające ubranie. - Usiądź.
Deidara zaczerwieniony usiadł na swoim łóżku, wpatrując się w swojego kochanka, który kucnął przed nim chwytając w dłonie jego członek.  Z wolna przesuwał rękę w górę i w dół, przyglądając się jak ten coraz bardziej się prostuje, drugą ręką masował jego mosznę. Słyszał jak wydaje z siebie pomruki, gdy spojrzał na jego twarz zobaczył jak podgryza sobie palce, by uciszyć swoje odgłosy.
- Nie hamuj się. - Powiedział spokojnie, biorąc penisa do ust.
- Ach! - Jęknął, odchylając się do tyłu.
Ssał go powoli, za to rękami zabawiał się jego moszną i sutkami. Blondyn wił się pod jego dotykiem jak wąż, nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca, mruczał coraz głośniej, łapiąc z trudem powietrze, otwierał usta by coś powiedzieć, ale wydobywał się z nich tylko jęk rozkoszy.  Naruto poczuł w swoich ustach jego spermę, gorzką  przyprawiającą go o mdłości. Odsunął się od niego, wypluwając jej resztki na podłogę. Spojrzał na niego zniesmaczony, próbując zwalczyć odruch wymiotny.
- Przepraszam… - Blondyn jęknął cicho, chowając twarz w dłoniach.
- Za co przepraszasz? - Mruknął zrezygnowany, przeczesując włosy dłonią.
- Mogłem ostrzec…
- Oni mogliby tu dawać lepsze żarcie. - Uśmiechnął się krzywo podchodząc do niego, oderwał jego dłonie od twarzy, wpatrywał się przez chwilę w lecące łzy, które zaraz scałował. - Nie płacz, to nie twoja wina. Oni każą ci być cicho, prawda?
Przytaknął niepewnie, przymykając oczy. Blondyn uśmiechnął się łagodnie, całując go delikatnie. Ręką dał mu znać, żeby się położył na łóżku. Dziwił się swojemu zachowaniu, nigdy nie kontynuował stosunku gdy został zmuszony do połknięcia spermy, było to jak cios w policzek. Coś czego nie potrafił znieść, ale widok tego chłopka, spowodował, że nawet jego duma gdzieś się schowała.
Muskał jego skórę, bawiąc się jego sutkami, czuł jak dreszcze przebiegają po jego skórze, które zaczęły go nakręcać.  Oderwał się zdyszany od jego klatki piersiowej,  zastanawiając się czy powinien go przyszykować do głównego zdarzenia, chłopak jednak spojrzał na niego przytomnie, odwracając się na brzuch, dając mu znać, że nie musi bawić się w wsadzanie mu palców w wejście. Wypuścił cicho powietrze, drażniąc jego rozpaloną skórę.
- No to ruszam.
Przyłożył swój członek do jego odbytu, czekając aż chłopak się rozluźni, ale nim zdążył cokolwiek zrobić, blondyn chwycił jego członek nabijając się na niego siłą. Zdumiony spoglądał na Deidare nie wiedząc co ma teraz zrobić, nagle poczuł jakby ktoś wytrącił go z roli lidera. Otrząsnął się szybko, zaczynając się w nim ruszać, najpierw wolno, ale z każdą chwilą przyśpieszał, pochylając się nad nim, by mieć lepsze dojście do jego członka, którego w między czasie masował. Blondyn jęczał z rozkoszy wbijając dłonie w poduszkę.  

***

- Uzumaki Naruto, zostajesz skazany na karę śmierci, jakieś ostatnie słowa? - Wysoki brunet, spojrzał na niego ze wzgardą, trzymając kurczowo kartkę, z której odczytywał jego przewinienia.
Blondyn uśmiechnął się dziko, pochylając się w jego stronę.
- Chciałbym, żeby tym razem to Deidara mnie przerżnął. - Syknął złowieszczo, plując mu w twarz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz