poniedziałek, 14 maja 2012

Wyspa

Znacie tą zabawę pod tytułem „Co byś zabrał/a na bezludną wyspę?”. Niżej opisana historia miała miejsce, właśnie na wysepce, która nie była określana jako bezludna, jednak mieszkali na niej tylko dwaj mężczyźni. Nie. Nie byli rozbitkami. Znaleźli się tam z własnej nieprzymuszonej woli, starszy z nich miał już około 50 lat i wciąż był kawalerem. Był znany ze swoich licznych romansów, dlatego też po którymś ze skandali spakował walizkę w najpotrzebniejsze rzeczy i wyjechał, zabierając po drodze swojego ucznia, który nie był miłośnikiem współczesnej cywilizacji i z miłą chęcią zgodził się na mieszkanie na wyspie, na której nic się nie działo. Czas tam jakby się zatrzymał a oni pogrążeni w swoich światach przestali rozmyślać o swojej przeszłości.
Starszy z mężczyzn był pisarzem, pisał wręcz nałogowo, ten młodszy czytał jego prace pilnując by wszystko było logiczne. Przypominał mu też o jedzeniu.  Sam uprawiał ich ogródek, łowił ryby, nie zabrali ze sobą żadnych gospodarczych zwierząt, więc o mięso było dosyć trudno, jednak nie marudzili. Czuli się jak w niebie, mimo że często mieli wrażenie, że czas się po prostu zatrzymał.
Młody, gdy nie miał nic do roboty, siadał na plaży wpatrując się monotonny ruch fal. Niekiedy liczył ile morskich ptaków wznosi się nad niebieską taflą, skrzecząc coś do siebie. Nigdy go nie ciągnęło do pisania, kiedyś próbował, była akurat moda na różne opowiadania. Spróbował więc swoich sił w tym zawodzie, ale zamiast spójnej opowieści wyszła jakaś szkarada.  Zniesmaczony tym, udał się w jedyne miejsce, do którego należał. Wujek był już stary i raczej zboczony tak samo mocno, jako autor poradników seksualnych, czy krótkich nowel erotycznych. Miał zapewnione życie, o którym każdy inny marzy. On jednak był zmęczony tymi terminami, marzyła mu się książka z prawdziwego zdarzenia, więc z ochotą przyjął swojego bratanka, który był jego testerem.
Nie wiedział też, ile dokładnie minęło dni, a może nawet lat od przybycia na tę wyspę. Nie obchodziło go to, wreszcie nie musiał wychodzić na miasto i znosić ludzi, którzy udawali, że wszystko wiedzą, a tak naprawdę nie wiedzieli nic.  Często był ofiarą prześladowań, wszystko przez blond włosy, które są dla innych symbolem bycia obcym. Był obcym, jego rodzice nie byli Japończykami, ojciec był Norwegiem, opowiadał mu różne historie o wikingach i bogach skandynawskich, teraz nosi młot Thora na szyi, jako znak swojego wyobcowania. Nie był Japończykiem i nigdy nie zamierza się nim stać. Jego matka zaś była Angielką. Oboje przeprowadzili się do Japonii, na studia, a później po prostu zakochali się w tym kraju. Niestety miłość nie zwycięża wszystkiego. Matka umarła przy porodzie, a ojciec  pięć lat później zginął w czasie trzęsienia ziemi osłaniając go przed gruzami. Miłość to iluzja. Nauczył się radzić samemu, nie robił problemów swojemu opiekunowi, jednak gdy tylko osiągnął 15 lat, przeniósł się do wynajętego mieszkania, by spróbować żyć na swoim.  Zrobił to także, by wujek nie dowiedział się o tym jak go traktują w szkole, nie chciał by ktokolwiek widział jego siniaki i rany cięte. Nie był Japończykiem był obcym,  często mruczał, że jest Europejczykiem, ale gdyby tam pojechał nie zrozumiałby ani słowa. Czyli jest nikim? Nie. Jest sobą.
To był dzień jak każdy inny. Słońce przyjemnie prażyło, a od strony morza wiała bryza. Fale leniwie rozbijały się o złocisty piach, znacząc białą fałdą swój limit. Usiadł na piasku, bawiąc się nim rękoma. Lubił te dni, kiedy wszystko było takie spokojne, nie zapowiadając burzy czy innych złych wieści.  Niebieska tafla migotała jak zwykle zapraszając go do kąpieli, on jednak jak zaczarowany potrafił się w nią tylko spoglądać.  Może właśnie w tym tkwi sens kąpieli w morzu, że ludzie robią to dopóki ktoś jest obserwatorem? Odkąd przybył tutaj, nie miał prawdziwej ochoty wskoczyć do morza i zatracić się w jego błękicie. Gdy mieszkał w Kioto, robił to gdy tylko miał możliwość, a wtedy plaże były zapełnione. Czyżby lubił być obserwowany i podziwiany? Uśmiechnął się pod nosem, jednak zaraz radość gdzieś zniknęła,  ustępując miejsca przerażeniu. Na horyzoncie pojawiła się biała motorówka.  Podniósł się na równe nogi, cofając się w głąb lądu. Miał nadzieję, że tajemniczy podróżnik nie zechce zatrzymywać się na nic nieznaczącej wyspie.
Jego prośby nie zostały wysłuchane, łódź zatrzymała się na plaży, a z jej środka wyskoczył wysoki, długowłosy brunet, o oczach czarnych jak smoła.  Ubrany był w szorty i rozpinaną białą koszulę. Rozejrzał się po okolicy wyraźnie czegoś szukając. Młody wiedział, że musiał go zauważyć. Zagryzł dolną wargę, zastanawiając się co powinien zrobić.  Pochłonięty swoimi myślami nie zauważył nawet jak nieproszony gość podszedł do niego, z łagodnym uśmiechem na ustach. Gdy wreszcie do jego zmysłów dotarła wiadomość o czyjeś obecności, odskoczył od niego jak oparzony, podnosząc ręce w geście obrony.
- Spokojnie, nic ci nie zrobię! - Mężczyzna, podniósł poddańczo ręce, nie przestając się uśmiechać. - Ach, w sumie możesz mnie nie rozumieć…
- Rozumiem i to dobrze. - Burknął niezadowolony, opuszczając ręce. - Czego chcesz?
- Jesteś Japończykiem? - Brunet zdziwiony, podszedł do niego, mierzwiąc jego włosy.
- Jestem Europejczykiem. Po porostu mieszkałem w Japonii przez jakiś czas. - Mruknął pod nosem, cofając się od niego. - Proszę mnie nie dotykać.
- Dobrze, niech ci będzie. Słuchaj jest tu jakiś hotel czy coś? Bo chyba się zgubiłem… - Zaśmiał się głupkowato, wpatrując się w głąb lasu.
- Człowieku, pomyliłeś wyspy… Tutaj mieszkam tylko ja z wujkiem, nikt więcej. Nie ma tu żadnych budynków. Zresztą jaki idiota wyrusza w podróż motorówką?!
- Czyli to tak jakby bezludna wyspa? - Spojrzał się na niego uważnie, mrużąc przy tym oczy.
- Tak jakby… Nie wiem czy można to nazwać bezludną, skoro mieszkają na niej ludzie… Co prawda w małej ilości, ale mieszkają. - Wzruszył ramionami, spuszczając wzrok.
- To świetnie się składa! Tego potrzebowałem, odpoczynku od miasta! Teraz będę mógł tworzyć! Mógłbym zamieszkać u was?
- Że co proszę?
- No chyba, że mieszkacie pod gołym niebem, to w sumie mogę spać gdziekolwiek.
- Nie śpimy pod chmurką. - Burknął urażony, odchodząc od niego. - Chodź. Przedstawię cię wujkowi, on zdecyduje.
- Świetnie, będę nawet skory wam zapłacić. A właśnie nazywam się Uchiha Itachi i jestem malarzem.
- Miło mi. Uzumaki Naruto i jestem sobą. - Mruknął pod nosem, kiwając głową z niedowierzaniem.
„Totalny idiota. Skąd się tacy biorą na tym świecie?
Brunet potulnie szedł za blondynem, podziwiając mijany krajobraz, dla młodego wyglądał jak przybysz z kosmosu, który nie widział nigdy ziemi, jeszcze nigdy nie spotkał tak nielogicznej postaci.  Japończycy do tej pory kojarzyli mu się z powagą, teraz zaś poznał kogoś, kto wychodzi poza ramy  normalności.
Celebryci!” – Pomyślał zbulwersowany, mając ochotę tupnąć nogą.
Ich marsz, przeradzał się w kondukt żałobny. Cisza wyraźnie peszyła bruneta, który z każdym krokiem jakby poddawał się klimatowi wyspy i zaczynał się zatracać w tej mętnej ciszy, przerywanej niekiedy odgłosami ptaków.  Blondyn zaś nieustanie szedł krętą ścieżką, nie zwracając na niego najmniejszej uwagi. Zdawało się, że przybysz wcale dla niego nie istniał, był tylko natrętną muchą, którą trzeba jak najszybciej wyrzucić ze swojego życia. Jakie było jego zdziwienie, gdy jego opiekun, zamiast podzielić jego brak entuzjazmu względem obcego, klasną w dłonie i kazał mu przynieść alkoholu, co by przywitać porządnie gościa. Ulokował go w pokoju blondyna nie pytając jego właściciela o zdanie. Prawda, był jego opiekunem, miał prawo, ale czy przyzwoitość nie podpowiadała mu, żeby  się choćby spytać, dla świętego spokoju? Naruto oczywiście ze skwaszoną miną wykonywał wszystkie polecenia wujka, nie omieszkując przy tym rzucać natrętowi złowrogich spojrzeć, bądź wyklinać jego duszę, by spłonęła w odmętach Wyspy Umarłych. Raz nawet splunął mu w twarz, tylko dlatego, że śmiał dotknąć jego amuletu. Stary tylko pokręcił głową z dezaprobatą, próbując jakoś przeprosić gościa, za zachowanie młodego. Brunet jednak tylko się uśmiechnął, nie widząc problemu. Zdawało się, że rozumie nastrój tej wątłej istoty, która niczym zaszczuty pies, próbuje się jakoś bronić przed kolejnymi ciosami. Nie wypytywał o ich przeszłość czy też o sam powód przybycia na tę wyspę, co z kolei odpowiadało to domownikom, którzy poczuli niemałą ulgę.
Pewnego dnia brunet wziął swój szkicownik i sztalugi i ruszył w kierunku plaży. Wydawało mu się, że wystarczająco dobrze poznał teren, by nie zabłądzić w ciemnych lasach, które rzadko kiedy przepuszczały wąskie smugi światła. Skrzywił się z niesmakiem przystając przed głazem, z którego ściekała powoli woda, prosto do małego źródło, które następnie przechodziło w strumyk. Westchnął ciężko kładąc swoje rzeczy na ziemi. Nad jego głową skrzeczały wyłącznie ptaki, nie dodając mu otuchy.
- Pięknie. Zabłądziłem. - Klapnął na ziemię, wpatrując się tępo w korony drzew. - Mogłem poczekać na blondyna. Pomarudziłby, ale zaprowadziłby mnie na tą plażę… Tyle razy tam chodziłem i co? Jeden głupi ruch i lądujesz w gównie! Dobra Itachi uspokój się, myśl logicznie. Co my tutaj mamy… Strumyk! Pójdę jego tropem to doprowadzi mnie do plaży. Widzisz to nie było takie trudne.
Wstał leniwie z ziemi, zarzucając rzeczy na plecy. Ruszył wzdłuż wąskiego strumyka, kilka krotnie potykając się o korzenie, czy też o własne nogi. Nucił sobie pod nosem jakąś piosenkę, by ożywić otoczenie,  przez co nie zauważył kiedy strumyk po prostu zniknął z powierzchni ziemi, zostawiając go na pastwę dalszych hektarów drzew. Zatrzymał się dopiero w momencie gdy nieświadomy niczego uderzył głową w drzewo,  upadając na tyłek. Syknął z bólu, masując się po czole.
- Kto zasadził tutaj to głupie drzewo?! - Warknął wściekły, rozglądając się po okolicy. - Co do…? Gdzie jest strumyk?!
Cisza, która nastała po tych słowach prawie go zabiła. Miał wrażenie, że serce odmawia mu posłuszeństwa i najzwyklej w świecie przestaje bić. Przed oczami mignęły mu wspomnienia z dzieciństwa, gdy wściekły ojciec zamykał go w schowku na miotły, by nauczył się gdzie jest jego miejsce.  Tak samo było podczas trwania burzy, przerażony biegł do rodziców, by ukoić skołatane serce i móc się upewnić, że nic mu nie grozi, zamiast tego dostawał baty od ojca, który nie akceptował u swojego następcy tak jawnych oznak tchórzostwa.  Czuł się zaszczuty,  ojciec go karał za najdrobniejsze wykroczenie, choćby za zjedzenie cukierka przed obiadem, matka wystraszona, nie potrafiła stanąć w jego obronie, stała tylko w cieniu pokoju obserwując cicho wszystkie te zajścia.  Później na świat przyszedł jego młodszy brat, poprzysiągł sobie wtedy, że nie pozwoli nigdy by on przeżył to co on. Jednak strach przed zamkniętymi pomieszczeniami pozostał, a tym bardziej przed lasem, w którym nieraz się gubił i błądził przez kilka dni.
- Twój oddech obudziłby umarłego. – Blondyn zbliżył się do niego, trzymając na ramieniu siatkę z rybami.
- Naruto… Skąd wiedziałeś? - Zdumiony spoglądał na niego, czując wszechogarniającą go ulgę.
- Niech pomyślę… Wróciłem do chatki i stary erotoman mi powiedział, że udałeś się sam na plażę, by kończyć ten swój malunek. Głupi jesteś czy jak? - Spojrzał na niego z wyraźnym wrzutem.
- Przepraszam… Myślałem, że po tylu wędrówkach nauczyłem się trasy na pamięć… - Mruknął speszony, uciekając przed nim wzrokiem, a przecież dobrze wiedział, że jest od niego starszy przynajmniej o 5 lat! A to właśnie on czuł się tutaj jak małe, głupie dziecko.
- To las, jest zdradliwy… Gdy chwytasz się jakiegoś punktu podparcia, to on zaraz znika, by cię wprowadzić w jeszcze większe bagno.  W każdym bądź razie nigdy nie chodź tutaj sam. Poza ptakami żyją tu też inne zwierzęta i nie każde jest tęczowym misiem, czekającym aż się do nich przytulisz.
Odwrócił się na pięcie, nie dając mu szansy na jakąkolwiek odpowiedzieć. Załamany poprawił swoje tobołki i ruszył jego śladem, czując niemałą fascynację blondynem. Nagle na język zaczęły mu się cisnąć pytania, dotyczące jego osoby, wystraszony ugryzł się w język, powodując zachwianie równowagi, jednak nim upadł z hukiem poczuł jak czyjaś ręka łapie go w tali tym samym przyciągając do siebie.
- Naprawdę jesteś idiotą. - Mruknął beznamiętnie, wskazując na prześwit między drzewami. - Tam jest plaża. Idę do domu przygotować obiad. Wrócę tutaj pod wieczór, do tego czasu nie ruszaj się stąd, rozumiesz?
- Tak… Ale co ja będę jadł przez ten czas?
- Nie wziąłeś sobie żadnego prowiantu? Twoja głupota zaczyna mnie przerażać. - Załamany, rozmasował sobie czoło, rozmyślając nad najlepszym wyjściem z tej sytuacji. - Dobra, przyjdę trochę wcześniej i usmażę ci jakieś ryby.
- Dziękuję… - Mruknął pod nosem, obserwując na oddalającego się blondyna. - Ciekawe czy on się kiedykolwiek uśmiecha?
Młody dotarł do chatki, fukając pod nosem na niezdarność gościa i brak impulsów odpowiedzialności ze strony swojego opiekuna. Miał dość. Wszystko było na jego głowie, ledwo znosił niańczenie starego, który i tak nie wychylał nosa z chatki, chyba że na załatwienie swoich potrzeb, więc prawdopodobnie zgubiłby się tak samo jak pasożyt. Otworzył głośno drzwi, spoglądając na roześmianego staruszka, który trzymając kilka kartek z dłoniach mruczał „Znakomite!”.
„Znakomite to są twoje książki, służące za sraj taśmę!”
- Jest na plaży. - Burknął pod nosem, chwytając za miskę i noże.
- Widzisz jaki zdolny! Dotarł i bez twojej pomocy! - Klasnął w dłonie radośnie, wgryzając się następnie w mango.
- Akurat. Musiałem po niego iść do gaju straszydeł. Zabłądził i tyle.
- To dobry chłopak, nauczy się.
- Niech lepiej kończy ten obraz i spada z tej wyspy. Nie pasuje tu i już.
- Ty też taki byłeś na początku…
- Ja przynajmniej brałem prowiant ze sobą. - Warknął oschle wychodząc na zewnątrz.
- Jak społeczeństwo potrafi zwichnąć człowiekowi psychikę… A może to my sami pozwalamy by inni grali na naszych strunach, kreując nas na chorych psychicznie samobójców czy odludków? Ech, gdybym był psychologiem, może umiałbym się dogadać z młodym… Może nie byłby tak zamkniętym w sobie, szorstkim szczylem, panoszącym się po świecie niczym paw przed kobietami? - Starzec mlasnął pod nosem, wracając do swojej lektury. - Ludzie to idioci, próbujący odgrywać role inteligentnych, a ekonomiczniej byłoby po prostu być głupkiem.
Młody przystawił staremu tacę z jedzeniem, spoglądając na stosik zapisanych papierów. Zaczął się zastanawiać jak ukończona książka trafi do wydawcy, skoro nie mają nawet poczty.  Otworzył usta, by zadać nurtujące go pytanie, jednak widząc staruszka w fazie pełnej weny wolał mu nie przerywać.  Chwycił za naczynia z ryżem i rybą po czym ruszył w stronę morza. Gdy dotarł do wielkiej piaskownicy, rozejrzał się za brunetem, który wbrew jego oczekiwaniom zamiast siedzieć i malować, najzwyklej w świecie sobie pływał. Czuł jak prawa brew drga mu niebezpiecznie, a mięśnie spinają się by wydać z siebie gest niezadowolenia. Położył naczynia przy sztaludze podchodząc spokojnie ku brzegowi morza, fale owijały mu co chwilę stopy zachęcając do wejścia w ich odmęty.
- Łoj artysto w dupę kopany! Nie powinieneś przypadkiem rysować?
Brunet zaskoczony jego pojawieniem przystanął wyraźnie speszony, drapiąc się niezdarnie po głowie, jakby w geście przepraszającym.
- Rysowałem, ale woda wydawała się taka przyjemna, to sobie postanowiłem odpocząć…
- Ale tu nikogo nie ma… - Burknął pod nosem, nie pojmując jego toku rozumowania.
- I co z tego? Odpoczywam dla siebie, a nie dla kogoś.
- No tak, ale nikt nie może cię podziwiać…
- Naruto… Ty nigdy nie kąpałeś się dla samej przyjemności? - Spojrzał się na niego zdumiony, zbliżając się ostrożnie w jego kierunku.
- Kilka razy w Japonii byłem na plaży, ale nie żeby jakoś zrobiło mi to mega przyjemność. Chyba nigdy nie przepadałem za plażą. - Mruknął speszony, uciekając wzrokiem gdzieś w bok.
- Nic dziwnego, skoro robiłeś to tylko przy świadkach! Morze jest cudowne samo z siebie, nie musisz mieć świadków, by cieszyć się jego obecnością! - Podbiegł do niego chwytając go za przeguby, pociągając w głąb morza.
- Ej! Jestem w ubraniu głupi!! - Wydarł się zmieszany, próbując stawić jakiś opór.
- Jest tu tak ciepło, że szybko wyschną!
- Czy ty jesteś nagi?! - Jęknął zaskoczony, wyrywając mu się z uścisku.
- No tak… Nie przewidziałem kąpieli, więc nie wziąłem kąpielówek. – uśmiechnął się głupkowato, przyglądając się mu.
- Jesteś zboczonym kosmitą skazanym za seryjne morderstwa prawda? - Mruknął pod nosem, zdejmując z siebie powoli ubrania.
Usłyszał jego śmiech, który coraz częściej przerywany był kaszlem przez nałykanie się wody. Spoglądał na niego nie dowierzając swojemu losowi.  Podszedł w stronę brzegu rzucając na piach swoje ciuchy, jakiś wewnętrzny głos podpowiadał mu, że może się zabawić, chociaż ten jeden raz.
Nie wiedział jak dużo czasu spędził w wodzie pływając czy drocząc się z Itachi’m, wiedział tylko, że czuł się przy nim wyjątkowo dziwnie, szczególnie gdy brunet obejmował go w talii, drażniąc jego skórę swoim ciepłym oddechem, serce mu niebezpiecznie przyśpieszało. Szybko więc wyrywał się z uścisku, próbując jakoś wyjść z tej niezręcznej sytuacji. Gdyby chociaż był kobietą. Czy nie byłoby to normalniejsze? Do tej pory snuł fantazje o spotkaniu jakieś spokojnej i uroczej dziewczyny, która będzie miała mało wymagań względem niego. Jednak każda próba nawiązania jakichkolwiek kontaktów z ludźmi, kończyła się zazwyczaj w szpitalu a przynajmniej w łóżku z obolałym ciałem. 
Zdyszany wyszedł na brzeg, usiadł na mokrym piasku, pozwalając by woda obmywała go co jakiś czas. Nagle wszelkie rozmyślanie o przeszłości zniknęły zostawiając przyjemną pustkę. Nie zwrócił uwagi ,kiedy brunet podszedł do niego, przyglądając się mu uważnie, jakby czekając na jakiś gest z jego strony.
- O co ci chodzi? - Mruknął pod nosem, kładąc się wygodnie.
- Zastanawiam się czy kiedyś się uśmiechasz. - Odparł spokojnie, nie spuszczając wzroku z jego ciała.
- Może jak śpię. - Zaśmiał się cicho, czując coraz większy niepokój. - O czym myślisz?
- O tym, że chcę cię pocałować.
Nachylił się w jego stronę, blokując jego ręce swoimi, zaś ustami wpił się brutalnie w jego, zabierając mu prawie cały tlen. Blondyn zdumiony, wpatrywał się w niego z przerażeniem w oczach. Do tej pory widział go jako, chuchro, które nie zagraża jego egzystencji. Teraz zaś czuł na własnej skórze jak bardzo się pomylił. Itachi bowiem miał siłę, o której on mógł pomarzyć. Nie mógł nic zrobić, wszystkie próby wyrwania się z tej sytuacji kończyły się fiaskiem.
Oderwał się od niego dysząc ciężko, wpatrywał się w niebieskie tęczówki pełne nieokreślonego strachu. Nie wiedział czemu widok tego niskiego chłopaka, który do tej pory odnosił się do niego z tą jawną wzgardą tak go podniecał. Jeszcze przed chwilą gdy taplali się w wodzie, mógłby przysiąc, że był zwykłym dzieckiem, ale Naruto był pełnoletni. Był o tym przekonany, a teraz bezbronny leżał pod nim, czekając na jego kolejny ruch. Uśmiechnął się łagodnie, wręcz złowieszczo, schodząc z pocałunkami w niższe rejony jego ciała.
- Przestań pieprzony zboczeńcu! Jestem FACETEM! - Warknął, próbując opanować jęknięcia.
Usłyszał w odpowiedzi ciche parsknięcie zakończone drażnieniem jego sutków. Zazgrzytał zębami, próbując opanować płacz. Nie wiedział co się dzieje z jego ciałem, czemu tak nagle poczuł się słaby, a temperatura podskoczyła o kilka stopni. W dodatku gdzieś z wnętrza jego umysłu, coś krzyczało niebezpieczne słowo - „Więcej”. Jego ręce podniosły się z ziemi, kierując się w stronę klatki piersiowej. Nim się spostrzegł, poczuł jak jedna z rąk oprawcy zwalnia uścisk, za to druga jeszcze więcej siły włożyła w powstrzymywanie jego szamotaniny.
Chwycił go pierwszą ręką, masując delikatnie. Czekał aż ten niepozorny dzieciak wyda z siebie jakiś odgłos, który sugerowałby, że jest mu dobrze, ale ofiara wciąż zaciskała zęby nie dając po sobie niczego poznać, poza strachem targającym jego ciałem. Westchnął ciężko, nachylając się ku jego penisowi. Lizał go powoli, wpatrując się w jego lekkie drgania. Usta mogą milczeć, ale ciało nigdy nie opanuje reakcji.  Z każdą chwilą pogłębiał pieszczoty, by wreszcie ostatecznie wsadzić sobie go do ust. Ssał na początku powoli, ale gdy poczuł, że opór blondyna zelżał, oddając mu się całkowicie, zaczął agresywniej pieścić jego ciało, które poddawało się tej rozkoszy.
Wpił się ponownie w jego usta, zmuszając go do oddawania pocałunków, ten z początku niechętnie wykonywał polecenia, jednak po pewnym czasie zatracił się w rozkoszy. Tęczówki zaszły mu mgłą. Oddawał pieszczoty równie agresywnie jak jego oprawca, podgryzał jego wargi, małżowinę czy robił mu malinki. Brunet uśmiechnął się zwycięsko, odwracając go tyłem do siebie. Usłyszał dźwięk protestu, który przerodził się w krzyk spowodowany wsunięciem do jego odbytu penisa bruneta, który zdawał się go rozdzierać od środka.
- Dobrze ci Naruto? - Mruknął mu przy uchu, podszczypując go za sutki.
- Jeszcze… - Wyjęczał, zaśliniony, drżąc pod nim.
- He… He… He…  A gdzie się podziała ta twoja wrogość? - Zaśmiał się cicho, odchylając się od niego.
- Proszę! Jeszcze!
Ścisnął dłonie na jego biodrach, by mieć lepszą kontrolę nad pchnięciami. Z początku powoli zaczął się w nim ruszać, próbując rozluźnić sobie wejście. Jednak po kilkuminutowej walce z organizmem blondyna, która nie przyniosła pożądanego efektu, przyśpieszył ruchy powodując, że z odbytu zaczęła sączyć się krew.
- Jeszcze! Jeszcze! Jeszcze! - Blondyn krzyczał jak opętany nie reagując na ból, który przepełniał jego ciało.
- Mały zboczony kotek. - Mruknął oschle, czując wewnętrzną radość z takiego obrotu sprawy.
Ścisnął jego penisa, powodując kolejną falę krzyków, która zaraz przerodziła się w błagania o zwiększenie doznań. Śmiał się dziko, nie mogąc powstrzymać swoich ruchów…

- Oj! Artysto od dupy słonia, ocknij się wreszcie! - Głos blondyna odezwał się nad nim, budząc go z letargu, nagle poczuł jak coś dławi go w gardle. Wykaszlał wodę z siebie, przyglądając się z dezorientacją młodemu, który siedział ubrany przy ognisku.
- Co się stało?
- Jesteś idiotą prawda? Kto normalny wskakuje do wody, która jest pełna meduz. Prawie utonąłeś.  Dobrze, że w porę przyszedłem. - Pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Czyli to wszystko to był sen?!!!!!!!!!!!!!! - Jęknął zawiedziony, zasłaniając oczy przedramieniem.
- Nie wiem co ci się śniło, ale tak, to był sen. A pro po w ramach zapłaty za naszą gościnność zawieziesz książkę starego do wydawcy.
- Jasne, nie ma problemu. - Mruknął pod nosem siadając obok niego.
- Dziwny jesteś, ale całkiem sympatyczny. Zboczona małpo. - Zaśmiał się pod nosem, wskazując na jego krocze.
- Aaaaaaaaaaaa! I gdzie się patrzysz?! - Speszony wstał, próbując znaleźć swoje rzeczy, ale było już za ciemno by je dostrzec.
Blondyn parsknął śmiechem, ścierając łzy z policzków. Wstał na równie nogi podchodząc do niego.  Nim brunet zdołał zorientować się w sytuacji, Naruto wpił się w jego usta, by po chwili odejść w kierunku domku.
- Co? - Brunet stał jak zaczarowany przy ognisku dotykając opuszkami palców swoich ust.
- Może kiedyś dostaniesz więcej. Jak skończysz swój obraz. - Uśmiechnął się promiennie, czekając na niego przy pierwszym drzewie.
- Czyli będę musiał wrócić by ci go pokazać?
- Raczej tak.
Po drugiej stronie ogniska zauważył swoje rzeczy, założył je w pośpiechu dołączając do niego po chwili. Załapał go za rękę, pozwalając by go prowadził przez to dziwne królestwo. Uśmiechał się pod nosem, czując wreszcie coś więcej niż strach przed jutrem, może ekscytację z faktu bycia zauważonym i uratowanym przed śmiercią?
„Na bezludną wyspę zabrałbym blondyna.”- Pomyślał wesoło, ściskając mocniej swoją dłoń na jego, blondyn spojrzał się na niego ukradkiem, uśmiechając się nieznacznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz