wtorek, 15 maja 2012

SuiNaru

Przeznaczenie to nie wyroki opatrzności, to nie zwoje zapisane ręką demiurga, to nie fatalizm. Przeznaczenie to nadzieja.*

Miateczko Konoha, jedna z wielu wiosek w Krainie Ziemi. To właśnie z tych terenów pochodzą najlepsi rycerze. Nieustraszeni wojownicy króla. Każdy młodzieniec dorastał z myślą, że przyjdzie im dostać się do służby. Jednak prawdą było to, że niewielu to się udawało, większość zostawała po prostu giermkami. Blondyn nie różnił się wiele od swoich rówieśników. Marzył by stać się najlepszym rycerzem w całym Świecie Odrodzenia, tak samo jak jego ojciec, który zginął podczas ostatniej wojny z czarnoksiężnikiem. Wychowywany przez matkę, starał się jej pomagać w dniach targowych, czy przy zwierzętach, jednak gdy tylko czas na to pozwalał trenował. Godzinami ćwiczył wymachy i pchnięcia, swoim drewnianym mieczem, czekając na dzień, w którym dane mu będzie chwycić do rąk prawdziwy oręż.
Uzumaki Naruto miał już 18 lat i wedle ogólnie przyjętego prawa, mógł zadecydować o swojej przyszłości. Jednak on, nie potrafił opuścić matki, trwał więc przy niej, unikając przedstawicieli Krainy Ziemi.  Krótkie jasne włosy i lazurowe oczy, przyciągały uwagę, nieraz słyszał plotki o swoim elfickim pochodzeniu, jednak Naruto nie miał żadnych predyspozycji do używania magii, ani tym bardziej nie potrafił komunikować się z naturą. Był zwykłym młodzieńcem, który marzył o pokoju.
To był zwyczajny dzień, słońce przyjemnie prażyło, a rynek  był przepełniony handlarzami i kupcami, nie tylko z miasta, ale i spoza jego granic. Naruto przechadzał się po alejkach, szukając jakiś ciekawych nowości.  Przy pasie trzymał swój sztylet, z którym się nie rozstawał w takie dni. Dzień handlowy oznaczał również, więcej złodziei.  Zatrzymał się przy kramie ze zbroją oglądając uważnie hełm, gdy obok niego stanął chłopak. Wyglądał na młodszego, okryty w ciemnobrązowy płaszcz, który szczelnie zasłaniał jego sylwetkę, jednak młodzieniec odsłonił twarz, pokazując światu białe włosy i fioletowe tęczówki.  Naruto ze zdumienia otworzył usta, już chciał coś powiedzieć, gdy przybysz, chwycił go za ramię i pociągnął w stronę pobliskiej wieży.
Zdyszany przyglądał się obcemu z wielką uwagą. Jeszcze nigdy nie widział takiej osoby na żywo, tylko to co usłyszał w gospodach, dawało mu miałkie wyobrażenie o tym co się dzieje poza miastem. Dopiero po chwili uświadomił sobie o sytuacji, w której się znalazł. Wyszarpnął sztylet z pochwy, mierząc nim w przeciwnika.
- Nie tak ostro. - Chłopak zaśmiał się cicho, podnosząc ręce w poddańczym geście. - Ja tu tylko chwilowo, ale jak ci tak zależy, możemy się pojedynkować. - Uśmiechnął się łagodnie, chowając ręce.
- Co robi tutaj nimfa? - Powiedział podenerwowany, cofając broń. - Nigdy was tutaj nie widziałem.
- Co tutaj robię? Hm, pewnie teoria, że zwiedzam nie przejdzie?
- Nie. Totalnie nie przejdzie. - Odparł spoglądając na niego poważnie.
- Ojej… To niedobrze, miałem być cichociemny… - Westchnął ciężko, wyciągając miecz. - To zróbmy tak… Zmierzmy się, jeśli wygrasz powiem ci mój sekret, a jeśli przegrasz… Hm… Będziesz musiał mnie gdzieś zaprowadzić.
- Dobra. - Odpowiedział pewnie, uśmiechając się promiennie.
Naruto był przekonany o swoich umiejętnościach szermierczych, dlatego uznał chuderlawą nimfę, za przeciwnika, który nie będzie od niego wymagał nawet połowy energii.  Obrał odpowiednią pozę, czekając na ruch nieznajomego, on jednak stał spokojnie, z opuszczonym mieczem, spoglądając się na niego beznamiętnie.  Blondyn czuł jak żyłka pulsuje mu w skroni, a duma coraz bardziej naciska by ruszył do ataku. Tylko chłodna kalkulacja umysłu hamowała go przed tym.
Stali tak kilka chwil nim blondyn postanowił wreszcie zaatakować, nim jednak zdążył w ogóle dobiec do białowłosego, poczuł jak jego ciało traci równowagę i upada z hukiem na ziemię. Po impulsie bólu, poczuł, że jest mokry. Zdumiony, spojrzał się na ziemię, która była pokryta wodą. Skierował wściekły wzrok na przeciwnika, który wpatrywał się w niego z podniesionymi w pytaniu brwiami.
- To oszustwo! - Warknął wściekle, próbując wstać.
- Nie mówiłeś, że nie wolno mi używać magii. - Odparł spokojnie, podchodząc do niego.
- Bo nie sądziłem, że potrafisz jej używać! - Wydarł się urażony, chowając broń.
- Jestem nimfą… Czy to nie jest oczywiste?
- Jakoś umknął mi ten oczywisty fakt. - Burknął pod nosem, kierując się w stronę rynku.
- Ej! Czekaj! Masz mnie do kogoś zaprowadzić! - Przybysz podbiegł do niego, chwytając go mocno za ramię.
Odwrócił się w jego stronę z gniewem w oczach, a przede wszystkim urażoną dumą. Pierwszy raz przegrał z kimkolwiek i to z własnej winy, nie ustalił warunków pojedynku. Zazgrzytał zębami, próbując przełknąć ból, który pulsował mu w sercu.
- Do kogo? - Mruknął ochryple spuszczając oczy.
- Uzumaki Naruto.

***

Szedł ociężale za nim, rozglądając się po terenach, których nigdy nie widział. Był ciekawy, dlaczego wielka rada postanowiła go zobaczyć, jaką wiadomość mu przekażą. Jednak postać Suigetsu budziła w nim mieszane odczucia. Jak się okazało był od blondyna młodszy o dwa lata, ale jeśli chodzi o umiejętności bitewne, przewyższał go o dobrych kilka lat.  Był rozgoryczony tym wszystkim.  Jego puszenie się w miasteczku, było zupełnie bezpodstawne, skoro na zewnątrz istnieli wojownicy jak białowłosy. W dodatku nawet nie wiedział o czym miałby z nim rozmawiać,  dlatego też szedł cicho podziwiając otoczenie.
- Niedługo zatrzymamy się na nocleg. Lepiej jest unikać spania pod gołym niebem. To niebezpieczne czasy. - Chłopak powiedział spokojnie, odwracając się w jego kierunku.
- Niebezpieczne?
- Heh, wam to dobrze.  Żyjecie sobie na takiej prowincji i nie macie o niczym pojęcia. Świat Odrodzenia jest na skraju wojny domowej. Kraina Ognia postanowiła przejąć władzę nad innymi, ale zanim to do was dotrze…  To pewnie nie zostanie już nikt by was uratować. - Odparł podenerwowany, spoglądając na niego z oburzeniem.
Naruto nie wiedział co powiedzieć. Do tej pory żył w złudzeniu, że sytuacja jest  stabilna, że nigdzie nie ma wojen, a teraz dowiaduje się, że wcale nie jest tak kolorowo jak myślał. Przełknął głośno ślinę, spuszczając wzrok. Nie mógł odpowiedzieć na oskarżycielski wzrok towarzysza, jego miasteczko było lekkomyślne i nie przygotowało się na najgorsze, tylko on ćwiczył z uporem, ale tu chodziło o jego własną ambicję, a nie o losy świata.
- Z krainy ognia pochodzą jeźdźcy smoków, prawda? - Mruknął niepewnie, nie podnosząc wzroku.
- Yhym, dlatego skala zniszczeń jest spora.  Bo jak mamy wygrać z wojownikami, którzy latają i rozpylają ogień? Nie mamy szans, dlatego każdy zdolny do walki jest przydzielany do wojska i wysyłany na pole bitwy.
- Czyli jak dotrzemy do Kraju Stali zostanę mianowany rycerzem?
- Nie wiem, zostałem wysłany tylko by cię przyprowadzić, nie znam szczegółów. - Wzruszył ramionami, spoglądając na drogę przed nimi. - Lepiej się pośpieszmy.
- Ech, ale nie myślisz, że to przeznaczenie, że się spotkaliśmy? I w ogóle! Podróżuję z nimfą! Wiesz ile osób może się tym pochwalić?! - Przyśpieszył kroku, zrównując się z nim. Mówił pełen ekscytacji, spoglądając na zmęczoną twarz z pewną radością, która przykrywała gorycz.
- Niech pomyślę… Praktycznie, każdy w wojsku może się tym pochwalić.
- No tak… Przecież nimfy mieszkają w kraju wody… - Burknął zmieszany, drapiąc się po głowie.
- Raczej chodzi o to, że przyłączyliśmy się do tej wojny. Chociaż ludzie, jakoś specjalnie za nami nie przepadają…
- Naprawdę? - Spojrzał się na niego zaskoczony.
Suigetsu westchnął ciężko, kiwając z niedowierzaniem głową.  Niektórzy ludzie naprawdę wzbudzali w nim litość. Blondyn wpatrywał się w niego w niemym pytaniu by opowiedział mu o wszystkim, jednak Suigetsu nie miał ochoty mówić mu o tym co się dzieje w jego Krainie. Wolał  skupić się na bieżącej misji, niż na swojej przeszłości. Milczał więc uparcie, próbując w ten sposób dać mu do zrozumienia, że nie ma ochoty na kontynuowanie tego tematu.
- Rozumiem, że nie chcesz o tym mówić, ale wiesz, podobno jak się o czymś opowiada, to człowiekowi lżej na duszy…
- Jestem nimfą.
- Nie dostrzegam różnicy.
- Jesteś idiotą, czy jak? - Spojrzał się na niego poirytowany, zaciskając dłonie na płaszczu.
- No podobno brakuje mi trochę wiedzy…
Zaśmiał się pod nosem, uśmiechając się promiennie. Suigetsu nie mógł uwierzyć, że musi go znosić przez tyle czasu, ale docenił jego szczerość, uważał to za ważną cechę wojownika. Poklepał go po głowie, uśmiechając się po raz pierwszy szczerze. Naruto ucichł momentalnie wpatrując się z niedowierzaniem w niego, przywykł do tego markotnego towarzysza, który otwierał buzie gdy nie mógł już inaczej przekazać wiadomości, ale uśmiechać się? Nigdy. Jednak blondyn stwierdził, że jest to piękny uśmiech, który dodaje otuchy.

***

Zatrzymali się w jednym z większych miast, przy bocznej ulicy, gdzie ceny były dosyć przystępne, choć z tego co zauważył blondyn, białowłosy nie mógł narzekać na brak funduszy. Odłożył rzeczy na swoje łóżko, wyglądając za okno. Czuł ekscytację, z każdym kolejnym przystankiem przybliżali się do celu. Spojrzał się na zmęczonego towarzysza, który położył się na swoim posłaniu, nie zdejmując nawet butów. Naruto westchnął tylko z rezygnacją, po czym ruszył powoli ku drzwiom. Miał ochotę pozwiedzać to miasto, poznać jego teren, a może nawet znaleźć jakiś teren by spokojnie potrenować.  Suigetsu spoglądał na niego spod przymrużonych powiek, nie mając nawet siły zapytać się o cel jego podróży, podczas dni, które z nim spędził nauczył się, że blondyn jest niczym kot, chodzi własnymi ścieżkami, ale zawsze jakimś cudem wraca do niego.
Szedł rozpromieniony wzdłuż głównej ulicy, oglądając uważnie mijane gospody, sklepy i kramy. Zauważył nawet kilku wolnych handlarzy, który próbowali wcisnąć lichwiarski towar ogłupionym ludziom. Na głównym placu zaś zauważył grupki artystyczne,  poczuł rosnącą radość w sercu, więc pognał szybko zobaczyć najbliższe przedstawienie, korzystając z tych ostatków normalnego życia. Na następnym postoju, będą już na terenach objętych wojną.
Cyrkowcy zachęcali ludzi do wrzucania pieniędzy, dając przy tym pokaz swoich najlepszych umiejętności. Naruto najbardziej był pod wrażeniem występu mężczyzny z ogromnym psem.  Nigdy nie widział takich dużych zwierząt, a teraz miał jedno na wyciągnięcie ręki.  Oklaskiwał wszystkie występy, żałując, że nie ma wystarczająco pieniędzy by należycie ich nagrodzić. Gdy ostatnia artystka się ukłoniła, ruszył powoli w stronę gospody, w której się zatrzymali. Nie potrafił przestać się uśmiechać, nigdy nie przeżył niczego podobnego. Konoha była prowincjonalnym miasteczkiem, gdzie artyści rzadko się pojawiali, a jak to robili to trudno było dopchać się na tereny, w których mógłby cokolwiek zobaczyć.
Przystanął na moment na skrzyżowaniu, spoglądając na fioletowe niebo. Bezchmurne czyste niebo, gdzie od czasu do czasu można było zauważyć przelatującego ptaka. Blondyn poczuł nagle szarpnięcie, a po chwili znalazł się w ciemnej uliczce, gdzie ktoś przyciskał go do ściany. Zaskoczony, wpatrywał się na zakapturzoną postać, zastanawiając się co powinien zrobić.
- Jesteś najemnikiem prawda? - Kobiecy głos, odezwał się nagle z kierunku napastnika, rozluźniając uchwyt.
- Ja? - Odparł zaskoczony, wskazując ręką na siebie.
- Potrzebuję twoich usług. Pewien człowiek skradł mi coś cennego, musisz to odzyskać!
- Ja? - Powtórzył zagubiony, wpatrując się tępo w kartkę, którą mu dziewczyna wcisnęła i uciekła z uliczki. - Ale ja nie jestem najemnikiem! - Jęknął zrozpaczony, idąc szybko do gospody.
Wleciał do pokoju, wyrywając białowłosego ze snu. Podniósł się do pozycji siedzącej, wpatrując się z niezadowoleniem na wystraszonego Naruto. Ten zaś mimo całego strachu pokazał mu kartkę i pokrótce opowiedział całe zajście.
- Dlatego ci mówiłem byś nie panoszył się z mieczem przy pasie!
- Chciałem potrenować… - Mruknął cicho, spuszczając wzrok na ziemię.
- Świetnie, teraz musimy wykonać to zadanie! To opóźni naszą podróż.
- Przepraszam…
- No cóż… Stało się. Nic na to nie poradzimy. - Westchnął ciężko, wstając z łóżka. - Idę się odświeżyć, zaraz wyruszymy na łowy.
- Może lepiej bym został?
- To twoje zadanie Naruto. - Odparł twardo, po czym wyszedł z pokoju.
- Tobie to łatwo mówić… Potrafisz walczyć, a ja? Nawet się bronić nie potrafię… - Szepnął rozgoryczony pod nosem, wpatrując się w miecz, ostatnią pamiątką po ojcu.
Przemierzali miasto w ciszy, dbając o to by nie wynurzać się z cienia. Ludzi było niewielu, w gospodach wciąż trwały spotkania znajomych przy piwie, a reszta mieszkańców udała się na spoczynek. Największym problemem, były patrole. Dotychczas udawało im się zwinnie uniknąć spotkania z rycerzami, jednak Suigetsu wiedział, że taki stan rzeczy nie może trwać wiecznie.  Dał znać blondynowi by się zatrzymał i spojrzał po raz kolejny na kartkę.
- Nie sądziłem, że taka persona, potrafi okraść innych ludzi. Jednak pozory mylą. - Mruknął pod nosem, chowając kartkę do kieszeni. - Słuchaj Naruto, ja udam się na dach i stamtąd spróbuję dostać się do środka, a ty… Zostaje ci zwykłe włamanie.
- A jak mnie złapią? - Spojrzał się z przerażeniem na posiadłość przed nimi.
- To powiem radzie, że byłeś godnym kandydatem na rycerza. - Poklepał go po plecach, przeskakując przez mur.
- To nie było takie miłe…
Zrezygnowany przeskoczył z trudem przez ogrodzenie. Rozejrzał się po okolicy, nasłuchując uważnie czy nie zbliża się do niego jakiś strażnik, czy też pies. Gdy odpowiedziała mu cisza, ruszył powoli w kierunku domu, szukając wzrokiem Suigetsu, jednak nie był wstanie nikogo zauważyć.
- Normalnie kocia zwinność. - Wypuścił ze świstem powietrze, kucając pod oknami.
Zastanawiał się co teraz powinien zrobić, jednak przez całe życie marzył o byciu rycerzem, a nie złodziejem. Skrzywił się z niezadowolenia, podnosząc wzrok do nieba. Zazdrościł niekiedy zwierzętom, które nie musiały troszczyć się o takie rzeczy. Wreszcie wstał, próbując dotrzeć do drzwi, nim jednak udało mu się dotrzeć, usłyszał cichy szelest. Zaskoczony rozejrzał się po okolicy, szukając idealnego miejsca na kryjówkę, ale niczego takiego nie było. Zaklął siarczyście pod nosem, przyśpieszając kroku.
Suigetsu znalazłszy się w środku otwierał ostrożnie każde drzwi, szukając odpowiedniego pokoju. Nie chciał się przyznać przed blondynem, ale cała ta sprawa wydawała mu się dziwna. Zleceniodawca wcale się nie śpieszył w zapłaceniu choćby części pieniędzy, nawet w ogóle o nich nie wspomniał. Jednak Naruto był nikomu nieznanym mieszczuchem, co skreślało go z listy ludzi posiadających wrogów.  Wszedł wreszcie do przestronnego gabinetu, porządek aż bił po oczach, było w tym coś nienaturalnego. Podszedł do największego obrazu, odczuwając w dłoni mrowienie, co było znakiem o obecności magii.
- Ciekawe… Podobno ten przedmiot ma wartość jedynie sentymentalną. - Mruknął pod nosem, odsuwając ciężkie ramy.
Spojrzał się na metalowe drzwi z uchwytem. Podniósł pytająco brwi, nie wiedząc jak ma się zachować względem dziwnego przedmiotu. Jeszcze nigdy nie widział takiej skrytki, która wyraźnie była chroniona jakimś zaklęciem.
- Naruto, ale ty masz szczęście…

***

Jęknął z bólu, gdy blondyn przemywał mu ranę. Spojrzał się ze wściekłością na zlęknione oblicze, nie wiedząc co ma powiedzieć. Nie mógł uwierzyć, że tak łatwo dał się wplątać w zasadzkę.  Odzyskali przedmiot, jednak Suigetsu został przy tym zraniony, zaklęcie było dużo potężniejsze, niż się spodziewał. Blondyn zaś zabrał go z tego miejsca, mając na tyle rozumu by chwycić za to po co przyszli.
- Żadnych zleceń!
- Dobrze…
Odwrócił głowę, dziękując, że jest nimfą i leczenie nie będzie trwało tak długo.  Przymknął oczy, próbując zasnąć, ale pieczenie nie dawało za wygraną doprowadzając go do wściekłości. Naruto, gdy tylko skończył go opatrywać, usunął się na swoje łóżko, spoglądając z ciekawością na przedmiot, który skradli. Czuł się z tym źle, jakby dokonał najgorszego przestępstwa. Idea rycerza kojarzyła mu się zupełnie z czymś innym, a teraz splamił to wszystko. Westchnął ciężko, przymykając oczy.
Następnego wieczora wybrał się do tej samej alejki, w której dostał to zadanie. Zakapturzona postać już na niego czekała z workiem pieniędzy jak mniemał. Wyciągnął rękę stawiając na ziemi woreczek z przedmiotem. Kopnął go lekko w stronę zleceniodawcy. Postać chwyciła za woreczek i zajrzała do środka.
- WSPANIALE!! - Krzyknęła szczęśliwa, podbiegając do niego i przytulając go mocno.
Zaskoczony odwzajemnił uścisk, spoglądając na burzę granatowych włosów.  Zdumiony zamrugał oczami, czując jak gul skacze mu do gardła. Obejmował go Pół-Elf. Osobnik z zakazanego związku, wzdrygnął się na samą myśl o pochodzeniu dziewczyny. Odsunął ją nieznacznie od siebie, spoglądając na lawendowe oczy.
- Zrobiłem moją część zadania, teraz daj mi zapłatę. - Starał przybrać się jak najtwardszy ton, jednak czuł, że głos mu się załamuje.
- Oczywiście! Proszę, oto pieniądze. Jesteś moim wybawicielem! - Podała mu swój worek, cmokając na dowidzenia w policzek.
Zaskoczony, wpatrywał się przez chwilę przed siebie, trzymając rękę na policzku. Pierwszy raz pocałowała go dziewczyna, nie wliczając matki. Po chwili uśmiechnął się promiennie zapominając już o problemach, jakie spowodowała ta nagła misja. Ruszył do gospody pogwizdując sobie pod nosem. Dla niego to najlepsza przygoda w całym jego życiu.

***

Suigetsu szedł jak zwykle milcząco przed siebie. Od opuszczenia ostatniego postoju nie zamienił z nim ani słowa. Wciąż odczuwał skutki ich pierwszego wolnego zlecenia, a wykonywali ich jeszcze więcej przez lekkomyślność blondyna, który szczycił się popularnością wśród kobiet. Białowłosy nie mógł znieść tego zachowania, tak kompletnie nieodpowiedzialnego, wreszcie musiał go wspierać za każdym razem, gdy chłopak wpadał w kłopoty, a to było praktycznie na każdym zleceniu. Gdyby mógł, zabiłby go bez wahania.
Blondyn szedł spokojnie pogwizdując sobie pod nosem, co jakiś czas wyciągał miecz podnosząc go do nieba.  Lubił patrzeć na światło, które odbijał, wpadł w pewien fetysz nadmiernego dbania o oręż, co spowalniało ich marsz, a co za tym idzie narastało oburzenie białowłosego.
Gdy dotarli do stolicy, Suigetsu z ulgą odstawił go do budynku, w którym stacjonowała rada. Pożegnał się niemrawo i poszedł swoją drogą, blondyn spoglądał za nim z lekkim zawodem, liczył, że spędzą jeszcze trochę czasu razem. Wzruszył ramionami wchodząc do wielkiej sali ze stołem w kształcie koła. Stanął przed nim, wpatrując się tępo w stworzenia siedzące przy nim. Naruto nigdy nie widział takich osobistości.  Dreszczyk podniecenia przeszedł mu po plecach, ukłonił się  przed nimi, czekając na jakieś rozkazy.
- Usiądź Uzumaki. - Starszy mężczyzna wskazał mu krzesło przy ścianie, tonem znudzonym, czy nawet zniecierpliwionym.
Wykonał posłusznie polecenie, zastanawiając się co się teraz wydarzy, ale nigdy nie spodziewał się tego, co usłyszał.

***

- Mogę wiedzieć, dlaczego znowu ja mam się z tobą męczyć?! - Suigetsu wydarł się na niego, popędzając konia.
- Bo uznali, że tylko ty się nadajesz na mojego przewodnika, no i ciebie znam. - Odparł spokojnie, wpatrując się tępo w grzywę swojego konia.
- Ale mam cię zaprowadzić do kraju ognia?! Oszaleli?! Ja chcę żyć. - Oburzony, skierował wzrok przed siebie, gdzie na niebie mozolnie wędrowała czarna chmura.
- No mam zabić Madarę… Podobno jest mi to przeznaczone… - Westchnął ciężko, nie podnosząc nawet oczu.
- Masz zabić Madarę?! - Zaskoczony zatrzymał konia, wpatrując się w niego z niedowierzaniem.
- No tak… Ja nawet nie wiem czy dam radę…
- Z tymi umiejętnościami? Nie masz szans. - Odparł spokojnie, popędzając nieznacznie konia. - Nie mogli cię dać najpierw na jakiś trening?
- Najwidoczniej nie ma czasu…
Wypuścił powietrze poddańczo. To była jedna przyczyna, dla której nie przepadał za radą, zawsze robili coś abstrakcyjnego, co nie miało prawa się udać. Jednak  rozkaz to rozkaz, więc potulnie szedł na śmierć, licząc na łaskę w tym momencie. Współczuł też blondynowi, który dźwigał na sobie taki ciężar. Losy całego świata spoczywały w jego rękach, brzmiało to tak samo strasznie jak wyglądało. Madary nikt do tej pory nie pokonał, a zwykły młokos, który nawet nie ukończył podstawowej nauki na rycerza, ma to zrobić? Zabić Madarę? Miał ochotę śmiać się histerycznie, aż zabolą go płuca, ale nie umiał nic powiedzieć.

***

Zatrzymali się tuż przy granicy. Zwęglone ziemie otaczały ich zewsząd. Naruto przełknął ślinę zastanawiając się co powinien teraz zrobić. Widział już swój cel, w oddali migotała mu sylwetka zamku, do którego musiał się dostać i zabić osobę siedzącą na tronie. Szturchnął konia w bok i ruszył do przodu zostawiając Suigetsu z tyłu. Nie sądził nawet, że białowłosy zechce mu towarzyszyć do samego końca, ale po chwili usłyszał stukot za sobą.
- Jak myślisz, że pozwolę ci zostać bohaterem na osobności to się mylisz! - Powiedział obruszony, zrównując z nim.
- Dzięki Suigetsu. - Odparł z wyraźną ulgą. Siląc się na uśmiech, który mu nie wychodził.
- Nie męcz się na uśmiechy, mamy gorszy problem. - Zatrzymał się raptownie wskazując ręką na niebo.
Naruto podniósł oczy i ujrzał czarną sylwetkę nad sobą, z ogromnymi skrzydłami i długim ogonem. Przełknął ślinę, podziwiając pięknego szkarłatnego smoka, który powoli zmierzał w ich stronę.  Suigetsu zeskoczył z konia i popędził go z powrotem, blondyn poszedł za tym przykładem, wyciągając miecz. Spoglądał jak białowłosy recytuje jakąś formułkę dzięki, której w jego rękach pojawiła się woda.
- A to dopiero początek. - Mruknął zrezygnowany, celując wodną strzałą w smoka.
- Damy radę? - Spytał raczej sam siebie, zaciskając mocniej dłonie na rękojeści.
- Nie mamy wyjścia.

***

- Suigetsu! Trzymaj się! Nie umieraj! - Darł się próbując zatamować krwotok, woda o lekko różowym zabarwieniu, brudziła go, wchłaniając się natychmiast w ziemię.
Ledwie zdołali umknąć smoczemu jeźdźcowi, Naruto był przerażony, po praz pierwszy widział taką bestię z bliska, w dodatku nie wiedział jak walczyć z czymś, co się wznosi nad nim. Był słaby, wiedział to od dnia, w którym rada ogłosiła mu przeznaczenie. Po prostu zdawał sobie sprawę z tego, jak dużo brakuje mu do bycia dobrym rycerzem.  A teraz w jego walce ucierpiał jego towarzysz. Gdyby chociaż znał się na magii…

***

Jęknął obolały, spoglądając z otępieniem na śpiącego blondyna. Uśmiechnął się łagodnie, dotykając delikatnie jego policzków, mógł z nich zdrapywać sól, która pozostała po jego łzach. Nie wiedział co jest z tym chłopakiem nie tak, ale nie potrafił go zostawić samego, nawet czując w sobie tak wielką niechęć do ludzi.
- Bo wiesz Naruto, ludzie nienawidzą nimf, obwiniają je o wszystko. Traktują jak zło konieczne, które muszą przeżyć. Ja nieraz doświadczałem agresji ze strony ludzi, nawet nie wiem kiedy moje serce zobojętniało względem nich. Ale przestałem zwracać na nich uwagę, dopóki się nie wtrącali do mojego życia było w porządku, jednak tamtego dnia przyszli przedstawiciele rady i powiedzieli, że muszą zabrać na wychowanie  nimfy, które mają największą predyspozycję magiczną. Miałem niefart się wśród nich znaleźć. Ironia losu prawda? Tak bardzo nie cierpiałem ludzi! Tak bardzo życzyłem im śmierci, a stałem się posłusznym pieskiem rady, w dodatku ryzykuję życiem, by uratować ten świat, tą iluzję pokoju… Głupi jestem, prawda?
- Nie… Po prostu twoje serce wciąż chce wierzyć..
Blondyn spojrzał się na niego z nostalgią, nachylając się ku niemu. Białowłosy nie wiedział właściwie dlaczego jest w nim tyle sprzecznych uczuć, ale wiedział, że blondyn nie jest mu obojętny, że jakimś cudem przebił się przez ten mur, który sobie postawił. Może to jego oczy? A może aura?
Wyciągnął ręce ku niemu, przyciągając jego twarz bliżej siebie. Wpił się w jego usta, nie dając mu okazji na odpowiedź. Naruto nie protestował, chciał tego tak samo jak Suigetsu, pragnął poczuć jego bliskość.
Nigdy tak naprawdę nikogo nie kochali, więc dlaczego teraz tak siebie pożądają?
Ściągnął z niego koszulkę, muskając ustami jego skórę, delikatną jeszcze niezaprawioną w boju. Pachniał lasem, sam nie wiedział do tej pory jak bardzo lubi ten zapach. Czuł jak jego skóra drży pod jego dotykiem. Chciał usłyszeć jego. Głos, który by mu powiedział, że go kocha. Ponownie wpił się w jego usta, czując jak nieporadne ręce blondyna, próbują zdjąć z niego koszulkę, czuł jak jego serce przyśpieszyło, podobało mu się to.
Czemu odczuwali to akurat teraz?
Oderwał się od niego, wpatrując się w te zamglone lazurowe oczy, wytarł ślinę, która ściekała mu z ust. Dla Suigetsu ten widok był niezapomniany. Chciał zobaczyć więcej…
Męczył się tylko chwilę z jego  pasem, gdy tylko udało mu się odpiąć klamrę, wszystko ładnie opadło na ziemię. Naruto pokrył się rumieńcem, uciekając wzrokiem od niego. Czuł, że serce mu zaraz wypadnie. Suigetsu chwycił go w dłonie przyciągając do siebie.
- Jesteś piękny… - Szepnął mu namiętnie, drażniąc swoim oddechem.
Muskał go po całym ciele, drażniąc jego sutki swoimi zębami czy rękoma. Słyszał jak oddech Naruto przyśpiesza, a z ust wydobywają się ciche pomruki. Uśmiechnął się pod nosem,  zmuszając go by się położył.  Na szczęście mieli sporo miejsca w jaskini, którą blondyn znalazł jako kryjówkę. Spojrzał się na jego przytępiony wzrok, na to jak zakrywa rękoma twarz, która nie miała już żadnych wolnych miejsc od rumieńców.
- Naruto…- Szepnął mu do ucha, gryząc go przy okazji w małżowinę.
- Nie patrz… To jest okropne! Nie lubię tego…
- Czego nie lubisz? - Spojrzał się na niego z ciekawością, chwytając za nadgarstki.
- Że moje ciało jest takie gorące! Nie chcę tego…
- Mogę ci ulżyć, tylko spójrz na mnie…
- Nie chcę…- Jęknął załamany, naprężając wszystkie mięśnie.
- Kocham cię Naruto… - Powiedział cicho, gładząc go delikatnie po klatce piersiowej. - Nigdy nie czułem czegoś takiego… Ale kocham cię i chcę na ciebie patrzeć… Zawsze…
Odchylił ręce, spoglądając na niego z oczami pełnymi łez.  Widać było, że jest zagubiony w tym wszystkim, że nie wie co ma robić.
- Naprawdę?
- Tak, kocham cię Naruto. - Skradł mu całusa, przedłużając go do momentu aż blondyn nie zarzucił mu rąk na szyję.
Czemu te serca biją w tym samym rytmie? Dlaczego ten wstyd, nie jest już taki bolesny?
Czuł go w sobie, krzyczał jego imię głośno, kilkakrotnie w ciągu tych chwil. Zaciskał mocniej ręce na jego plecach, prawdopodobnie go zadrapał, jednak nie przejmował się tym. To uczucie nim rządziło. Pragnął go, tak mocno. Dlatego krzyczał i błagał o więcej. A Suigetsu spełniał wszystkie jego prośby, był jednością z nim. Jego ciało nie było już tylko „jego”, nie wiedział czy wrogowie ich usłyszeli, nie obchodziło go to. Krzyczał. Potrafił tylko krzyczeć i drapał. A białowłosy dotykał go tam, gdzie nikt nigdy się nie odważył. Jakby od zawsze go znał, wiedział o nim więcej niż ktokolwiek. Kochał go.  To mu wystarczyło.

***

Jęknął cicho, spoglądając w czarne niebo. Dotknął obolałego tyłka, krzywiąc się z bólu. Nie spodziewał się takich efektów ubocznych. Spojrzał się z wyrzutem na maga, który wpatrywał się w niego z uwagą.
- Przepraszam… Nie mam siły na zaklęcie… - Mruknął nieśmiało, pokrywając się rumieńcem.
- Trudno, jakoś dam radę, zresztą dzięki temu wiem, że to było prawdziwe. - Uśmiechnął się promiennie ruszając do przodu. - Teraz tylko patrz jak morduję Madarę.
- Nie mogę się doczekać. - Odparł spokojnie, idąc za nim. - Ale nie daj się zabić okey?
Chwycił go za rękę, zmuszając do zatrzymania. Blondyn spojrzał się na niego z niezrozumieniem, przybliżył się do niego, cmokając go w usta. Białowłosy spojrzał na niego ze zdumieniem, dotykając swoich ust.
-Teraz na pewno nie umrę.

***

Bohater. Zawsze chciał nim być, a jednak uciekł. Uciekł od tego gwaru, od ich słów. Trzymając mocno rękę, która go nie puściła od momentu, gdy ujrzeli pod sobą jego zwłoki. Niektórzy szeptali z podziwem i niedowierzaniem, oni też nie wierzyli. Dlatego uciekli, przed światem, przed ich oczami i słowami. Zanurzyli się w swoich ramionach, bo tylko tyle potrzebowali do szczęścia.

* Andrzej Sapkowski - Pani jeziora. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz