czwartek, 30 sierpnia 2012

Twitter


Wpis 01.


Oto kolejny słoneczny dzień, w miasteczku „uciekaj póki śpią”, przed nami rozpościera się ciemna zasłona z burzowych chmur, a na ulicy tworzą się zalążki rzek. Jesień. Najbardziej znienawidzona pora roku.

Westchnęła ciężko, odsuwając się nieznacznie od biurka. Wyjrzała przez okno, krzywiąc się na widok ściany deszczu. Wciąż była w piżamie, gotowa by wrócić do łóżka i zapomnieć o obowiązku pójścia do szkoły. Nie miała na to najmniejszej ochoty, szczególnie w taką pogodę.  Sięgnęła po komórkę sprawdzając czy dostała jakieś nowe wiadomości. Była jedna, od osoby, której nie znosiła. Kliknęła „Otwórz”, by przekonać co tym razem przyjdzie jej znosić.

„Hej ho! Miałabyś ochotę wybrać się ze mną do teatru w weekend?”

Lewa brew powędrowała jej do góry, a usta lekko się uchyliły. Zdumienie jednak szybko ją opuściło razem z gwizdem czajnika. Wstała leniwie z krzesła, drapiąc się przy okazji po pośladkach. Poczłapała do kuchni, rozglądając się za innymi domownikami, jednak nikogo nie zastała. Wyciągnęła kubek z szafki i wsadziła do niego kilka liści zielonej herbaty, do tego dodała plasterek cytryny i szczyptę cukru. Wszystko zalała wrzątkiem, odstawiając na bok. Klapnęła na krzesło, wpatrując się tępo w talerz z kanapkami.  Nadal nie wiedziała co odpisać na SMS’a, co nieznacznie ją irytowało. Jeszcze nikt nie odważył się poprosić jej o taką rzecz. Kino, spacer to tak, ale teatr? Każdy przecież w szkole wiedział, że ona akurat jest trzonem ugrupowania fanek filmu. Prychnęła pod nosem, wpychając przy okazji do buzi całą kanapkę z wędliną.
Chwyciła za napój, wypijając go duszkiem.  Podeszła do wieży włączając nową płytę 30 Seconds To Mars. Zadowolona z siebie udała się do łazienki, żeby przygotować się do walki z tajfunem na zewnątrz.

***

Znudzona siedziała w szkole, rysując mozolnie na kartce zeszytu kolejne potworki, które w jej mniemaniu miały przedstawiać zwierzątka. Niestety los oszczędził jej talentu malarskiego.  Podniosła wzrok na profesora, który namiętnie opowiadał o rzekach w Japonii. Westchnęła cicho, sięgając po komórkę. Skrzywiła się widząc, że nie dostała jeszcze żadnej odpowiedzi. Miała ochotę udać się do Akiko i zdrowo nią potrząsnąć, aby szybciej dawała odpowiedzi na takie pytania. Zależało jej na udaniu się do teatru właśnie na to jedyne przedstawienie, będzie w nim grał jej ulubiony aktor, szkoda byłoby przepuścić taką okazję, jednak wizja samotnego powrotu do domu, wcale nie napawała ją radością. Weszła na popularny portal społecznościowy, widząc wpis swojej koleżanki uśmiechnęła się pod nosem, kiwając nieznacznie głową. Ona zdążyła przybyć do szkoły, zanim jeszcze zaczęło padać.  W duchu odprawiała już taniec „hula”, gdy nauczyciel wyrwany z transu ciągłego mówienia, spojrzał się na klasę, jakby oczekując jakieś reakcji.
- Panno Ragaishi? - Rzekł ostrym tonem, spoglądając się na brunetkę pod ścianą.
Nie zwróciła na niego uwagi, zagłębiona w swoich przemyśleniach,  dopiero gdy kolega za nią nachylił się w jej stronę, uświadamiając jej sytuację, spojrzała na nauczyciela z wyraźnym przerażeniem.
- Hai?- Jęknęła wystraszona, wstając na baczność.
- Może wymieni pani największe rzeki Japonii? - Syknął jadowicie, siadając na swoim miejscu. Jego wzrok świdrował niesforną uczennicę do tego stopnia, że w klasie zapanowała grobowa cisza.
- Nie wiem… - Spuściła głowę, bawiąc się swoimi palcami.
- Yhym, czyli nie uważałaś. Jedynka, siadaj.
Klapnęła na miejscu, próbując nie wybuchnąć płaczem, znowu dostała negatywną ocenę, sama nie wiedziała, którą z kolei. Przełknęła głośno ślinę, przeklinając ten poniedziałkowy poranek.

***

Zbiegała po schodach, modląc się w duchu by się nie przewrócić. Nie znosiła gdy coś takiego zdarzało się jej na oczach widowni, szczególnie jeśli składała się z obcych ludzi. Zeskoczyła z ostatnich trzech, kierując się do pociągu, stojącego na stacji. W ostatniej chwili wskoczyła do środka dysząc ciężko.  Zsunęła z głowy kaptur,  opierając się o drzwi. Rozejrzała się po wagonie, szukając jakieś znajomej twarzy, jednak nie dostrzegła nikogo. Zrezygnowana nałożyła słuchawki na uszy, odłączając się od reszty świata.
Komórka w jej kieszeni, milczała jakby czekając na jej ruch, ona zaś postanowiła zignorować nierozsądną wiadomość i udać, że nigdy jej nie dostała. Były granice, których nawet Eri nie mogła przekroczyć.  Zacisnęła dłoń na nieszczęsnym urządzeniu, gryząc się sama ze sobą, czy aby na pewno robi dobrze, ignorując wiadomości od niej.  Trwało to już miesiąc i do tej pory żadna nie wykonała gestu pojednania, czemu nagle chce ją wyciągnąć do miejsca, którego nie cierpiała? Podrapała się po głowie, nie mogąc pojąć motywów nadawcy. W dodatku czuła jak chłód przechodzi przez kolejne warstwy ubrań. Wściekła tupnęła nogą, odwracając się twarzą do drzwi by wysiąść na następnej stacji.
- Nie! Nic jej nie napiszę! - Mruknęła pod nosem, nie zwracając uwagi na pytające spojrzenia przechodniów. - Baka Eri! Baka! - Warknęła, przystając przy wyjściu z metra. Deszcz wciąż dudnił o ziemię, nie dając złudzeń na zmianę pogody.
Westchnęła ciężko, nakładając z powrotem kaptur na głowę. Ruszyła powoli w stronę swojej szkoły, mając nadzieję, że chociaż żaden samochód jej nie ochlapie.

***

Siedziała załamana z głową na blacie ławki, ignorując wszelkie rozmowy wokół niej.  Nie mogła sobie wyobrazić gorszego dnia, w dodatku komórka wciąż milczała jak zaklęta.
- Eri? - Brunetka podeszła do niej, uśmiechając się niepewnie.
- Tak,  Hinata? - Podniosła głowę, patrząc na nią znużonym wzrokiem.
- Wiesz, że jesteś już zagrożona z 5 przedmiotów?
Dzięki, że mi o tym przypomniałaś…
- To już tyle się zebrało? Heh… Dam radę. Nie martw się przewodnicząca! - Uśmiechnęła się radośnie, poklepując ją po ramieniu.
- Śmiech przez łzy?
- No co ty! Naprawdę mi nie zależy na tych ocenach. Jak będę chciała to wszystko poprawię w jeden dzień!
- Skoro tak uważasz… - Zrezygnowana chciała już odejść, jednak Eri chwyciła ją za rękę, uśmiechając się tajemniczo.
- Hina-chan… Co słychać u Keishi’ego? - Zmusiła ją do nachylenia się w jej stronę by nie musieć podnosić głosu.
- Dobrze, jest teraz u moich rodziców. Raczej nie będzie kłopotów. - Uśmiechnęła się łagodnie, unikając kontaktu wzrokowego.
- No, a gdzie Naruto? Nie widziałam go dzisiaj…
- Dostał pilne wezwanie z pracy. Dzisiaj go nie będzie.
- Heh, ciężko być młodą mamą? - Spojrzała na nią wyraźnie zaciekawiona tematem.
- To prawda, że nie jest łatwo, ale mam wsparcie rodziny, no i Naruto jest przy mnie. A mógł się przecież wyprzeć ojcostwa…
- Yhm.. Tobie to dobrze.
- Eri nie pogodziłaś się jeszcze z Akiko?!
- Jak to miałam zrobić, jak… No w sumie nie. - Uśmiechnęła się głupkowato, drapiąc się po głowie. - Chyba obie jesteśmy zbyt dumne, by wyciągnąć rękę na zgodę.
- Eri… Przecież to nie była jej wina! Wypiła trochę za dużo, na pewno nie chciała ci zrobić przykrości.
- Co nie zmienia faktu, że puściła na mnie pawia, a później w ramach naprawienia szkody zdjęła mi koszulkę pokazując światu moje piersi w czarnym staniku i fałdy na brzuchu. Chłopak, któremu miałam wyznać miłość śmiał się ze mnie tak mocno, że teraz kojarzy mnie tylko od obrzyganych! Nic dziwnego, że się wkurzyłam… Taka siara przy wszystkich… - Odwróciła głowę, układając usta w „dziubek”, mrużąc przy tym oczy.
- Ech, może z czasem wam przejdzie. - Poklepała ją delikatnie po głowie, odchodząc do swojej ławki.

***

Przemoczona, podeszła do swojej szafki, otwierając ją na oścież, wzrokiem przebiegła jej zawartość szukając ciuchów na WF, co uratowałoby ją od niechybnego przeziębienia.  Zaklęła pod nosem na swój upór nienoszenia parasolki.  Sięgnęła po buty na zmianę, słysząc tylko mlaskanie w swoich adidasach. Uśmiechnęła się cynicznie do siebie, wrzucając je od razu do szafki, żeby zamknąć ją z trzaskiem.
- Przeklęty deszcz! - Wydarła się na całą szatnię, wystraszając nielicznych w niej uczniów.
Wściekła ruszyła w stronę swojej sali, zaciskając mocno zęby. Czuła jakby czarne chmury zebrały się nad nią, robiąc jej na złość. Jeszcze wczoraj nikt nic nie mówił o ulewie, a dzisiaj ledwo się obudziła, a zastała zupełnie inny krajobraz niż się spodziewała. Chciała już to zrzucić na kogoś, ale ostatecznie machnęła ręką, wchodząc do klasy, która natychmiastowo zamilkła.
-No co?! Nie jestem przecież nauczycielem! Zajmijcie się sobą. - Klapnęła na swoje miejsce, wpatrując się beznamiętnie w okno, za którym był zupełnie taki sam krajobraz jak w jej pokoju. Nic, tylko deszcz. Nie mogła nawet pooglądać sobie chłopaków na boisku, mimo wszystko oni również nie byli tak głupi, aby ćwiczyć na powietrzu w taką pogodę.
- Coś nie w humorze? - Szatynka usiadła przed nią, uśmiechając się łagodnie.
- A kto by tryskał humorem w taką pogodę? Jestem mokra! Zimno mi!
- Heh… Może jednak zainwestujesz w parasol?
- Po moim trupie. - Mruknęła szorstko, wyciągając z plecaka zeszyty.
- Ech, to nadal będziesz mokła chyba, że jakimś cudem zmontujesz sobie tunel do swojego domu. - Zaśmiała się cicho, przyglądając się wchodzącym uczniom. - A jak tam weekend?
- Nijak. Miałam iść sobie pożeglować, ale nie było wiatru, więc zrezygnowaliśmy. Trzeba być mną, żeby mieć takiego pecha. - Skrzywiła się nieznacznie, wpatrując się w stronę drzwi. - Czekasz na Neji’ego?
- Yhym, miał mi przynieść film.
- Film? Teraz tak to się nazywa? - Zaśmiała się pod nosem, zdejmując bluzę by zawiesić ją na oparciu krzesła. - Eri do mnie napisała…
- Naprawdę?! To dobrze! Już myślałam, że będziecie się wiecznie gniewać na siebie.
- Ha? A kto powiedział, że o to chodziło? Spytała, czy nie chcę iść z nią do teatru i tyle. Żadnego przepraszam.
- Pod tym względem jesteście podobne. Nie lubicie przepraszać, może po prostu zapomnijcie o tym incydencie?
- Nie sądzę, by to było możliwe TenTen. - Mruknęła pod nosem, spoglądając na nią niepewnie.

Wpis 02.


„Jeśli jest coś bardziej przykrego od pożegnań z bliskimi nam osobami, to definitywnie jest to brak alkoholu, gdy nasze łzy dawno już wyschły.”

Wypuściła ze świstem powietrze, spoglądając przez okno. Słońce jak na złość chowało się za chmurami, jednak pogoda była o wiele lepsza niż poprzedniego dnia. Wiatru praktycznie nie było, a na wszystkich stacjach nie zapowiadali powrotu deszczowej pogody. Uśmiechnęła się triumfalnie sięgając po mundurek do szkoły, z łóżka spadła jej komórka przypominając jej o SMS’ie. Zmrużyła groźnie oczy, układając usta w lekki dziubek.
- Nie odpiszę! NIGDY! - Warknęła pod nosem kierując się do łazienki.
Co prawda Eri nie napisała już żadnej wiadomości, nawet nie skomentowała jej wpisu, jednak podświadomie czuła presję. Znała ją od dłuższego czasu i wiedziała jaką strategię prowadzi, żeby osiągnąć cel. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze, marszcząc czoło. Nie wiedziała dlaczego jest taka wściekła, dawno już nie czuła się tak dotknięta kłótnią. Nie była to ich pierwsza kłótnia, w przeszłości było ich wiele, niektóre nawet gorsze od tej, a mimo to potrafiły dojść do porozumienia. Teraz jednak nie potrafiła okazać skruchy i przeprosić, nie uważała, żeby wina była po jej stronie.
 Wyszła z łazienki, spoglądając niechętnie na plecak. Nie chciało jej się iść do szkoły. Podeszła do okna, by wyjrzeć jeszcze raz na zewnątrz, żeby upewnić się co do pogody, gdy pod domem mignęła jej szatynka. Otworzyła usta ze zdziwienia, gdy po przyjrzeniu się stwierdziła, że dziewczyna ma na plecach przywiązany kij bejsbolowy, a porusza się na deskorolce. Czuła jak żyłka w skroni jej pulsuje. Otworzyła gwałtownie okno, wychylając się na zewnątrz, jednak dziewczyna już dawno zniknęła z jej pola widzenia.
- Nie wierzę! NIE WIERZĘ! Znowu to zrobiła! Znowu! ZNOWU! - Poirytowana, pakowała szybko swoje rzeczy, rozglądając się po pokoju, czy aby na pewno wszystko wzięła.
W biegu chwyciła bluzę i butelkę z wodą. Wyskoczyła z domu kierując swoje kroki w stronę gdzie zniknęła jej przyjaciółka, jednak gdy dotarła do skrzyżowania zdyszana nie było już po  niej żadnego śladu. Zazgrzytała zębami, kopiąc pobliski śmietnik. Ludzie spojrzeli się na nią zaintrygowani, a niektórzy ze strachem.  Podniosła na nich swój morderczy wzrok, dopiero po chwili uspokoiła nerwy, kładąc plecak na ziemi, żeby wpakować do niego wodę i bluzę. Była tak rozgrzana, że chwilowo nie potrzebowała, żadnego dodatkowego okrycia. Ruszyła powoli w stronę metra, walcząc z zaplątanymi słuchawkami.

„Znowu poszła na wagary. Czy ona się nigdy nie nauczy? To do niczego nie prowadzi, dlaczego ona zawsze musi być takim dzikim kotem?! I DLACZEGO JA SIĘ NIĄ TAK PRZEJMUJĘ?!!!”

Zatrzymała się przy skromnej piekarni wchodząc do środka. Sprzedawca uśmiechnął się promiennie, wykładając ostatnie produkty na półki. Rozejrzała się po pieczywie, zastanawiając się, co powinna wziąć dzisiaj na śniadanie. Jej wzrok skupił się na bułkach z serem topionym i ziarnami słonecznika. Uśmiechnęła się pod nosem sięgając po portfel.

***

- Proszę! Proszę mnie nie zabijać! Błagam! Mam rodzinę! Proszę! - Starszy mężczyzna spuścił głowę, nie mogąc powstrzymać łez, głos mu się załamywał, a liny wbijały się w nagie ciało.
- Było o tym pomyśleć, zanim pan zasięgnął pożyczki. - Mruknął niechętnie, spoglądając na niego z obrzydzeniem. - Ma pan jak spłacić dług?
- Nie mam... - Odparł cicho, nie podnosząc nawet głowy.
- I właśnie dlatego nienawidzę takich staruchów jak pan! Myślicie, że możecie sobie pożyczyć pieniądze od kogokolwiek, a później uciec z miasta i udawać, że wszystko jest w porządku?! Nie! Nie jest! My zawsze znajdujemy swoje ofiary! Choćby udał się pan do piekła, to i tak byśmy cię znaleźli! Pieprzony skurwiel! Myślisz, że jak będziesz płakał jak dziewczyna to coś ci to pomoże?! - Chwycił go za siwe włosy, ciągnąc w górę, dopóki nie usłyszał krzyku. Zadarł jego głowę do góry, żeby móc przyjrzeć się załzawionym oczom. - Brzydzę się tobą starcze. Będę się tobą brzydził do samej śmierci. - Odparł ochryple, wyciągając zza paska pistolet. - Czas powiedzieć dobranoc. - Uśmiechnął się dziko, przykładając mu do skroni broń.
- Nie! Błagam! - Mężczyzna wydarł się ponownie przerażony, otworzył usta, żeby znowu coś powiedzieć, lecz zamiast słów zabrzmiał huk strzału, a po ścianie zaczęła spływać krew.
- I tyle...
Przetarł brudną twarz, spoglądając się na krew, ciepłą i kleistą. Wypuścił ze świstem powietrze wychodząc z pomieszczenia. Spojrzał się ze znudzeniem na chłopaka przed sobą o czerwonych włosach, sięgających ramion. Był wychudzony, przez to jego kości policzkowe były wyraźnie widoczne, wydłużając w ten sposób jego twarz. Z daleka wyglądał jakby miał końską twarz, co budziło śmiech u towarzyszy. Teraz spoglądał się na rudzielca z zaciekawieniem, czekając aż da mu znak, że teraz może się pobawić. Mężczyzna kiwnął twierdząco głową, kierując się do łazienki. Zastanawiał się skąd biorą się tacy ludzie, jednak szybko o tym zapominał, ludzie z natury wydawali mu się nienormalni i szukanie w nich czegokolwiek mijało się z celem. Gdy umył twarz i ręce wrócił do pokoju, przyglądając się jak chłopak kroi kawałki mięsa i wkłada je do plastikowych siatek. Oparł się o framugę, czekając aż ciało zupełnie zniknie nie zostawiając po sobie żadnego śladu. Kątem oka zauważył już trzy butelki zapełnione czerwoną cieczą, które stały z boku. Mimowolnie kąciki ust powędrowały mu do góry.
- Yahiko - sama… To mięso jest wyborne. - Chłopak spojrzał się na niego, wpychając do buzi plasterek ciała.
- Cieszę się, że ci smakuje, Nagato. - Mruknął obojętnie, odwracając się od niego. - Wracam do bazy, zawołam ci Zetsu.
- Hai. - Odparł wesoło, wpatrując się w niego swoimi nieprzytomnymi, fioletowymi oczami.
- W każdym człowieku siedzi psychopata, obudź go tato, a poczujesz co to ból rodzenia…

***

Zeskoczyła z deski, chwytając ją w ręce.  Weszła do sklepu, penetrując dział ze słodyczami. Wrzucała do koszyka każdy batonik, który lubiła nie przejmując się za bardzo ceną, czy nawet pieniędzmi, które miała w portfelu. Przystanęła na moment przed pieczywem oglądając uważnie pączki, czy inne słodkie bułki. Czuła jak ślina cieknie jej po brodzie, ale nie miała siły jej ścierać.  Chwyciła po jednej sztuce z każdego rodzaju i pobiegła do kasy, chwytając po drodze butelkę z napojem. Sprzedawca spojrzał się na nią z zaciekawieniem, jakby nie mogąc uwierzyć, że ktoś jest w stanie zjeść tyle rzeczy na raz.
- Płacą ci za gapienie się na klientów, czy za obsługę? - Fuknęła na niego oschle, ściskając w dłoni portfel.
- Przepraszam. - Speszony spuścił głowę, podliczając jej zakupy.
W międzyczasie spojrzała do swojego portfela, przeliczając na szybko ile miała pieniędzy. Zazgrzytała zębami,  mrużąc z niezadowoleniem oczy. Jej skóra pobladła, a wargi utworzyły wąską linię. Sprzedawca, który podniósł głowę, aby podać cenę podskoczył w miejscu chwytając się za serce.
- POTWÓR! - Jęknął wystraszony, cofając się do magazynu.
- Kogo nazywasz potworem?!! - Wydarła się wściekła, chwytając za kij. - Powtórz to jeśli masz odwagę!
 - Niech mnie pani nie zabija! - Przewrócił się o leżącą puszkę, chwytając się w panice  półki z alkoholami.
- Ty śmieciu! Będziesz na mnie z góry patrzył?! To, że nie mam dobrych ocen, dużego biustu, czy rodziców nie oznacza, że możesz tak na mnie patrzeć! Zabraniam! Ja też jestem człowiekiem! Rozumiesz?! - Podeszła do niego, przykładając mu swoją broń do krocza.
- Hai! - Jęknął cicho, popuszczając mocz.
Obserwowała jak na spodniach ciemna plama się powiększa, na jej ustach zagościł pogardliwy uśmiech, a dłonie niebezpiecznie zacisnęła na kiju. Nie powiedziała już nic więcej, tylko zaczęła go okładać kolejnymi to ciosami, dopóki z jego ust nie wypłynęła krew. Wtedy odsunęła się spoglądając za siebie, okazało się, że nikogo nie było. Wszyscy uciekli bojąc się, że i na nich się rzuci. Westchnęła ciężko, przeczesując włosy dłonią. Nagle odsunęła ją przed siebie obserwując rozmazaną krew na skórze.
- Cholera! Patrz co zrobiłeś! Pobrudziłeś mnie… - Mruknęła z niezadowoleniem, podchodząc do lady, żeby chwycić siatki ze swoimi zakupami. Spojrzała się ponownie na leżącego chłopaka z ciekawością. - Oi! Czy powinnam zadzwonić po karetkę?
Usłyszała tylko charczenie, wzruszyła ramionami wychodząc ze sklepu. Położyła deskę na ziemi i ruszyła powoli w stronę parku, gdzie będzie mogła spokojnie relaksować się swoim wolnym dniem.

***

Usiadła w swojej ławce spoglądając się na czystą tablicę. Czuła się podenerwowana, zupełnie jak wtedy, gdy stłukła wazon rodziców i im o tym od razu nie powiedziała. Kilka dni chodziła jak struta, nie wiedząc co ma ze sobą zrobić. Przymknęła oczy, próbując policzyć do dziesięciu, żeby się uspokoić, jednak nic z tego nie wyszło. Spojrzała się leniwie na drzwi, w których ukazał się długowłosy szatyn, o wyblakłych fioletowych oczach, a obok niego stała szatynka uśmiechająca się do niego promiennie. Akiko prychnęła pod nosem, obserwując ich uważnie.

„I komu ty chcesz kit wcisnąć TenTen? Przecież z daleka widać, że coś między wami jest.”

Gdy dzwonek zadzwonił, chłopak podniósł rękę w geście pożegnania i ruszył w jej stronę, uśmiechając się łagodnie. Usiadł przed nią, wypakowując swój skoroszyt i długopis. Przez krótką chwilę, próbował zignorować jej świdrujące spojrzenie, ale wreszcie odwrócił się do niej wyraźnie niezadowolony z jej zachowania.
- Witam. - Odparła spokojnie, bawiąc się długopisem.
- Cześć. - Mruknął pod nosem, wpatrując się w jej otwarty zeszyt. - Idziesz dzisiaj pograć w tenisa?
- Idę. Ty mi lepiej powiedz co jest między wami! - Pochyliła się w jego stronę, wpatrując się w niego zaciekawiona.
- Ktoś ci kiedykolwiek mówił, że: „Ciekawość to pierwszy stopień do piekła”? - Mruknął speszony, próbując uciec od niej wzrokiem.
- Hyuuga nie poznaję cię. - Zdumiona, odchyliła się do tyłu, mrużąc oczy. - Normalnie byś mnie zbył mówiąc coś w stylu: „ Nie twoja sprawa, albo że nic między wami nie ma i tylko mi się tak wdaje.”
- To oczywiste, że ci się tylko wydaje! - Speszony odwrócił się od niej, chowając twarz w dłoniach.
- No proszę, taki stoik jak ty… Czerwieni się jak burak… - Mruknęła spokojnie pod nosem, wpatrując się w cyfry na kartce.
- JAKI ZNOWU BURAK?! - Wstał raptownie, spoglądając na nią, zaczerwieniony i zdyszany od nadmiaru emocji.
-O, a jednak się nie pomyliłam. - Odparła zaskoczona, wskazując na niego długopisem.
Cała klasa spojrzała się na niego chichocząc pod nosem. Zdenerwowany usiadł na swoim miejscu wpatrując się przepraszająco w nauczyciela, który nie wiadomo skąd się pojawił. Mężczyzna wpatrywał się w ich stronę z chłodnym spojrzeniem, jednak szybko kontynuował odczytywanie listy obecności.
Dziewczyna nie potrafiła przestać się uśmiechać. Nie sądziła, że coś tego dnia może ją tak rozbawić. Dawno już nie widziała swoich znajomych w stanie miłosnego upojenia.

***

Przycisnął Backspace, wpatrując się w znikające znaki na monitorze. Wypuścił powietrze z płuc, sięgając po kartki papieru. Zaczął je przeglądać, jakby szukał czegoś ważnego. Jego brwi podnosiły się i opadały na zmianę, a dolna warga dawno znikła z pola widzenia na rzecz białych zębów. Przełknął nerwowo ślinę, sięgając po swoje pióro, gdy przyłożył je do papieru, żyłka w skroniach zapulsowała a dłonie cisnęły plik kartek w ścianę. Yukata powoli zasunęła się z jego ramienia, odsłaniając kawałek skóry.
- DNO! DNO! DNO! - Wydarł się, wstając z miejsca.
Zdenerwowany rozejrzał się po pokoju, szukając czegoś co mogłoby go natchnąć, jednak nic nie rzuciło mu się w oczy. Wściekły przewrócił stolik, spoglądając ze znudzeniem jak laptop oraz szklanka z wodą upadają na podłogę z hukiem i trzaskiem. Podszedł do drzwi rozsuwając je szeroko.
- SŁUŻBA! Proszę tu posprzątać! Za co ja wam płacę?! - Wydarł się wściekły, wychodząc na hol.
Szedł szybko przed siebie, a kobiety schodziły mu z drogi kłaniając się nisko. Mówiły coś cicho, nawet ich nie słyszał, odpowiadając im niemrawo. Wreszcie wyszedł do ogrodu, wpatrując się w niebo. Chmury leniwie przesuwały się po nieboskłonie, wciąż zasłaniając słońce.
- Jak zwykle niecierpliwy, co? - Do ogrodu wszedł brunet z papierosem w buzi, uśmiechając się do niego pobłażliwie.
- Jak jesteś taki mądry to może sam coś lepiej napisz? - Mruknął urażony,  podchodząc do ławki.
- Niestety z naszej dwójki, to ty zostałeś obdarzony tym talentem. Teraz cierp. - Zaśmiał się pod nosem, rozsiadając się wygodnie na ławce.
- Chciałem tam usiąść. - Odparł cicho, odwracając od niego głowę.
- Kakashi… Nie zachowuj się jak dziecko. Ile ty masz lat…? - Zaśmiał się głośno, prawie się krztusząc.
- I dobrze ci tak.
- Jak zwykle nieuprzejmy. - Spojrzał na niego rozbawiony, gasząc papierosa. - Czyli zastój.
- Zastój. - Przyznał się z trudem, spoglądając na niego beznamiętnie.
- Tego w tobie nie lubię. Gdy już się uspokajasz, w ogóle nie potrafisz okazać emocji. Ech, chyba muszę się przyzwyczaić po tych kilkunastu latach. - Westchnął ciężko, wstając z miejsca. - Chodź, pójdziemy wyrwać jakieś muzy.
- Wreszcie gadasz do rzeczy, Asuma. - Jego kąciki ust powędrowały lekko do góry. Odwrócił się wracając do domu, żeby się przebrać.
Mężczyzna za nim pokiwał z niedowierzaniem głową, zastanawiając się nad przyszłością przyjaciela. On zaś wszedł do pokoju i otworzył garderobę, uśmiechając się do siebie.

***

Ziewnęła, kładąc się na rampie. W parku było mało osób, przez co hałas był na tyle mały, że mogła spokojnie uciąć sobie drzemkę, nim jednak zdołała zamknąć oczy, usłyszała głos, który znała aż za dobrze. Zdumiona, podniosła się z powrotem, wpatrując się w blondyna pchającego dzielnie wózek przed siebie. Przyglądała mu się uważnie, zastanawiając się dlaczego on się uśmiecha, mimo że na jego głowę spadł obowiązek wychowania dziecka. Westchnęła ciężko, odwracając się do niego plecami, mając nadzieję, że jej nie zauważy. Nie miała ochoty na rozmowę z jakimkolwiek znajomym, a już na pewno nie z kimś ze szkoły.
- Eri? - Chłopak krzyknął radośnie, przystając na moment.
Przeklęła siarczyście pod nosem, odwracając się do niego z głupim uśmieszkiem. Podniosła rękę w geście przywitania, modląc się w duchu, żeby nie podchodził. On jednak zignorował wszelkie jej prośby i po prostu podszedł stawiając wózek obok rampy, sam zaś wskoczył na jej szczyt, siadając obok niej.
- Dawno się nie widzieliśmy.
- Yhy dawno. - Powtórzyła ospale, podając mu opakowanie czekoladowych pocky.
- Nadal to jesz? Pełen podziw! Mnie to już nie stać na takie przyjemności. - Uśmiechnął się łagodnie, czochrając ją po głowie.
Obruszona odchyliła się do tyłu, on zaś zaśmiał się pod nosem, otwierając pudełko.
- Nic się nie zmieniłaś, nadal nie lubisz jak cię ktoś dotyka. - Odparł spokojnie, wpatrując się w niebo. - Pewnie myślisz, że jestem głupi?
-Trochę. - Mruknęła pod nosem, odwracając wzrok.
- Wcale się nie dziwię! W moim wieku mieć dziecko, chodzić do szkoły i jeszcze pracować. Totalna strata młodości. - Zaśmiał się cicho, przyglądając się jej. - Ale to jest moje małe szczęście. Mój syn, dziewczyna, którą kocham, szef, który pozwala mi dobierać godziny pracy i znajomi w szkole. Jest naprawdę super, tylko, że mniej czasu zostało na przyjemności.
- Pracujesz w Zoo prawda?
- Tak, głównie w Zoo, a w weekendy w klubie karaoke. Wpadnij czasem.
- Jasne, ja i śpiew. Daruję sobie. - Odparła chłodno, chowając resztki jedzenia do torby.
- Eri…
Spojrzała się na niego poirytowana, zacisnęła wargi w niezadowoleniu, jednak nic nie powiedziała. Zeskoczyła na ziemię, podnosząc rękę na pożegnanie i pojechała szybko przed siebie. Miała dość tego człowieka, który był optymistyczny do bólu.

„Czemu akurat gdy mam wolne? Nie mogę ich spotykać jedynie w szkole?”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz