Nawet diabeł może się zakochać

1. A capite ad calcem


Pan Ciemności się spytał: „Dlaczego jesteś znienawidzony?”, człowiek mu odpowiedział: „Bo pragnę krwi”. Uśmiechnął się na te słowa, obiecując swojemu wyznawcy, że spotka go nagroda za swoją postawę. Nim jednak nastąpiła era krwi,  na ziemi pojawił się bóg, który w sczerniałym sercu zostawił białą rysę – nadzieję.

 Słońce świeciło na niebie, rozganiając ostatnie chmury, ludzie jak co dzień zmierzali do pracy, rozmawiając z sąsiadami, czy też ze znajomymi. Pogodne uśmiechy pojawiały się u większości, jakby próbując zwalczyć ponure myśli dotyczące przyszłości. Na przedmieściach w jednym z domów, do życia budził się blondyn, który okryty poduszką usilnie próbował zignorować dźwięk komórki.
 Do pokoju weszła brunetka, kucając przy łóżku, wyłączyła natarczywy budzik, wpatrując się w sylwetkę chłopaka. Wyglądał jak małe dziecko, które próbuje wymigać się od szkoły. Nachyliła się nad nim, cmokając w odsłonięty policzek.
-Naruto wstawaj, musisz jechać na arenę i pomóc Sasuke w treningu. –szepnęła mu do ucha, pociągając za kołdrę.
-Jeszcze tylko trochę…- jęknął zaspany, odwracając się tyłem do niej.
-Naruto, chyba nie chcesz zawieść najlepszego przyjaciela?- wstała, pociągając za pierzynę.
-Jesteś okrutna Hinata.- spojrzał się na nią z wyrzutem, wstając leniwie. Przytulił się do niej, rozkoszując się jej zapachem.-Przynajmniej pachniesz ładnie.
-Chcesz powiedzieć, że wyglądam okropnie?- zdumiona, odsunęła się od niego.
-Oj, wiesz że nie to miałem na myśli! Zawsze łapiesz mnie za słowa.- westchnął ciężko, cmokając ją w policzek.- Dzień dobry.
Uśmiechnęła się łagodnie, wycofując się do kuchni by zrobić śniadanie. Chłopak podrapał się po nosie, rozglądając się po pokoju w celu odnalezienia jakiś ciuchów. Nie chciał się przyznawać, że poprzedniego dnia był na imprezie i przesadził z alkoholem, przez co zapomniał kompletnie o dzisiejszych zawodach, nie znosił robić czegokolwiek na kacu, a już na pewno doglądać czyjegoś zwycięstwa.  Przeciągnął się, czując ból każdego mięśnia. Skrzywił się nieznacznie kierując się do garderoby, musiał wreszcie postawić się na nogi, nawet gdyby miał ubrać coś różowego.
Dziewczyna krzątała się w kuchni, próbując zrobić jakieś pożywne śniadanie, które obniży choć trochę ból głowy. Włączyła sobie radio, nucąc pod nosem usłyszaną piosenkę. Do pomieszczenia zaś wszedł ciemnej karnacji chłopak o blond włosach i lizakiem w buzi. Usiadł przy stole, wpatrując się w gospodynie, z zadziornym uśmiechem.
-Ech, zazdroszczę mu takiej dziewczyny!- westchnął ciężko, bawiąc się patyczkiem od chupa chupsa.
-Omoi! Przyjechałeś po Naruto?- odwróciła się do niego, podając na blat dodatkowy talerz na jedzenie.
-Yhm, Kakashi nie był pewien czy dotrze, po wczorajszej imprezie, wszyscy zaszaleli.- pokiwał znacząco głową.
-A ty przesiedziałeś na rozmyślaniu czy warto się upijać?- zachichotała pod nosem, nakładając omlety na talerz.
-Coś w tym stylu.
Przyszykowany  blondyn zszedł na dół, przyglądając się gościowi. Usiadł obok niego, chwytając za pałeczki.  Otworzył usta by coś powiedzieć, jednak zaraz je zamknął, szukając wzrokiem swojej dziewczyny,  jednak nikogo poza chłopakiem obok nie ujrzał.
-A gdzie Hinata?
-Pojechała do pracy, kazała ci przekazać, że postara się przyjechać na zawody.- wzruszył ramionami, kontynuując posiłek.
-Omoi…Czy cię w domu nie karmią, czy jak to jest, że zawsze tutaj jesz?
-Bo masz dobrą dziewczynę, zazdroszczę ci. Zresztą nie tylko ja…- wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Nic nie odpowiedział, zabrakło mu słów na taką odpowiedź, zdołał już się przyzwyczaić, że większość znajomych spędza pory na jedzenie właśnie u niego. Większość mieszkała sama, dlatego też cierpiała na wieczny głód, bądź toksyczne żarcie z restauracji.  Po skończonym posiłku, wsiedli w samochód i ruszyli w stronę największej areny w mieście.

***

-Wreszcie się zjawiłeś!- brunet spojrzał na niego z wyrzutem, zapinając swój strój.
-Miejże litość dla skacowanego człowieka.- odburknął pod nosem, podchodząc do montertrucka.- Sprawdzę co i jak. Musisz przecież wypaść bosko…
-I tak wygram, w sumie mógłbym cię już zwolnić.- zaśmiał się, przyglądając się reakcją przyjaciela.
-Nie przeginaj, panie doskonały.- wytknął mu język, zanim wszedł pod samochód.
-Przecież wiesz, że nie ma szans by mnie zabić. Z tobą w ekipie nic mi nie grozi.
-Jak już mówiłem, nie bądź taki pewien, różne rzeczy się dzieją w życiu.- westchnął zrezygnowany,  sprawdzając każdą część w samochodzie.

***

Arena zapełniła się kilkoma tysiącami ludźmi, rządnymi wrażeń, rodem z najgorszego piekła, niektórzy nazywali tą atrakcje jako powrót do Starożytnego Rzymu i walk gladiatorów, wszystko przez wypadki śmiertelne, które mimo wszystkich zabezpieczeń wcale nie malały. Naruto wraz z resztą ekipą drużyny Sasuke Uchiha, stali na specjalnym tarasie, gdzie przyglądali się całej walce. Kakashi kątem oka przyglądał się chłopakowi, który jeszcze kilka lat temu sam brał udział w takich zawodach, do czasu nieszczęśliwego wypadku.
-CHOLERA! Drodzy państwo, właśnie widzimy kolejną tragedię na torze!! Samochód Uchihy pali się w zastraszającym tempie, jeśli dojdzie do baku, będzie po zawodniku, ale zaraz, czy to nie ktoś z ekipy biegnie w stronę wypadku?!! Czy Sasuke w ogóle ma szanse przeżyć taki wypadek? Ja bym chyba był już martwy, szkoda zachodu…
-Nie przekreślałbym go tak łatwo, przecież ma na koncie kilka spektakularnych zwycięstw, na pewno za darmo ich nie dostawał. Podobno ma szczęście do takich wypadków, więc możemy doświadczyć cudu.
-Nie wiem… Sam nie był zbyt łaskawy dla przeciwników, ma na koncie kilka zarzutów o morderstwo, jak mam być szczery, na miejscu policji, dawno  bym go zamknął. Ten człowiek nie wie co to litość, czy życie…
-Tak, jest znany ze swojego brutalnego trybu życia… Ale proszę państwa Uzumaki Naruto wyciąga ciało Uchihy na zewnątrz, zaraz będziemy wiedzieć w jakim stanie jest zawodnik.
-Nie wygląda to przyjemnie… Jeśli zdołał to przeżyć, to chyba musi być samym diabłem.
-Tak drodzy państwo, właśnie mamy komunikat od sanitariuszy Uchiha Sasuke żyje! Jego stan jest bardzo ciężki, ale oddycha!
-To się nazywa szczęście,  ale demony tak łatwo nie giną.

2. Ab ailio exspectes, alteri quod feceris


- Naruto co z Sasuke? - czerwonowłosa podbiegła zdyszana do siedzącego na krześle blondyna.
- A co ma być?! Jest w stanie krytycznym! To cud, że w ogóle żyje, walczą o niego, ale lekarze twierdzą, że ma bardzo małe szanse, żeby z tego wyjść. - Burknął poirytowany, zasłaniając głowę rekami.
- Nie sprawdzałeś jego samochodu? - Spojrzała na niego z wyrzutem, podchodząc do przeciwnej ściany.
- Samochód był sprawny, tylko Sasuke jak zwykle przesadził. Zawsze uważał się za boga, to teraz ma. - Zazgrzytał zębami, ocierając łzy.
- Jak będzie coś wiadomo, to daj znać. - Westchnęła ciężko, wycofując się powoli.
- Chyba żartujesz Karin! Powinnaś tu być i czuwać nad nim! Jesteś jego dziewczyną. - Spojrzał na nią zdumiony i zbity z tropu.
- Ciiiii… Jesteśmy w szpitalu. Daj spokój Naruto, zanudzę się tutaj na śmierć, a dzisiaj jest ważna impreza. Zadzwonię jutro. - Cmoknęła do niego, machając na pożegnanie.
-To musi być jakiś żart. - Mruknął pod nosem, wywalając z pobliskiego stolika swój kubek z herbatą.

***

- Naruto… Powinieneś się przespać, od kilku dni tylko siedzisz tutaj i czekasz na wiadomości o stanie zdrowia Sasuke… Może czas dać mu odejść? - Brunetka kucnęła przed nim, obejmując jego twarz. - Wiem jak się czujesz, sam przechodziłeś przez podobne piekło i jedyną osobą czuwającą przy tobie był Sasuke, ale ty miałeś większe szanse na przeżycie. Naruto, on ma ponad 90% ciała uszkodzonego, 95% ciała jest poparzone, nawet jeśli przeżyje to będzie wrakiem człowieka… Nie wróci już do dawnego życia, nie będzie tym samym człowiekiem. Ty skończyłeś z częściowym paraliżem prawej nogi, on będzie miał o wiele gorzej… Chcesz być jego niańką do końca życia?
- Nie wiem… Nie chcę go zostawić samego… - Spuścił wzrok, nie powstrzymując już swoich łez. Objął ją, pozwalając sobie na ten dziecięcy płacz, który zdaje się nigdy nie kończyć.
- Jesteś powiernikiem jego sekretów, zawsze go kryjesz, jesteś jego jedyną rodziną. I nawet wtedy, gdy mnie podrywał nie zerwałeś z nim kontaktów. Jesteś mu potrzebny wiem, ale Naruto pomyśl trochę o sobie. Ty już dawno skończyłeś ze światem samochodów. Powinieneś poszukać normalnej pracy, może założymy przedszkole, albo coś podobnego? Wtedy Sasuke mógłby z nami zamieszkać nie czułby się samotny… Och, co ja gadam, dzieci by się na niego dziwnie patrzyły, a on by je pewnie prędzej pozabijał niż zabawiał. Jestem czasem naiwna, ale naprawdę chcę mieć normalną rodzinę… Naruto… Proszę, nie poddawaj się. Potrzebuję cię, gdyby nie ty, nadal bym siedziała w rodzinnym domu, spoglądała na niebo przez zamknięte okno pokoju. To ty mnie z niego uwolniłeś i dałeś nowe życie, nie opuszczaj mnie. Wiem, że Sasuke jest dla ciebie ważny, jest dla ciebie jak brat, którego nigdy nie miałeś, ale ja jestem twoją dziewczyną, mam prawo być trochę egoistyczna…
Nie wiedział ile rozmowa między nim a Hinatą trwała, wiedział tylko, że w pewnym momencie rozbolała go głowa od płaczu i niewyspania. Wtedy brunetka udała się do kawiarni, by kupić mu coś ciepłego i jakieś tabletki uśmierzające ból. On zaś potrafił tylko położyć się na krzesłach i spoglądać w biały sufit. Nie znosił szpitali, przypominały mu jego ciemną przeszłość, gdy razem z Sasuke nie szanowali niczego, nawet siebie. Tylko, że on zawsze trafiał tutaj częściej niż on. Pewnego dnia był w tak poważnym stanie, że przez chwilę bał się czy w ogóle przeżyje. Te ilości krwi jakie czuł na swoim ciele i ten ból… Nigdy go nie zapomniał, codziennie rano walczył z nim, spoglądając na nogę, która miała zostać amputowana i tylko cud sprawił, że wciąż ją ma. Był załamany i zrozpaczony jego marzenia rozsypały się w drobny mak, nie widział sensu dalszego marnowania powietrza. Wtedy właśnie Sasuke przychodził do niego codziennie chcąc mieć pewność, że nie zrobi niczego głupiego, zmuszając by myślał o przyszłości, by zaczął układać nowe plany. Ból z czasem zelżał, on został mechanikiem, pilnował by historia się nie powtórzyła. Chciał być przy przyjacielu najdłużej jak tylko mógł, ignorował plotki na swój temat, komentarze czy zaczepki. Nie musiał niczego udowadniać, zaczął nowe życie. Teraz zaś czuł się jakby coś się kończyło. Bał się samej myśli, że następnego dnia może już nie dostać telefonu od niego, że nie będzie wysłuchiwał jego narzekań na Karin. On nie może umrzeć, tylko to krążyło mu po głowie i nie chciało odpuścić.
Sam nie wiedział kiedy zmęczenie zwyciężyło.

***
Ciężkie walenie do drzwi uniemożliwiło mu oglądanie kreskówki. Chciał już krzyknąć by ktoś otworzył, gdy przypomniał sobie, że jest całkiem sam. Westchnął  wstając z sofy, nie śpieszył się do drzwi. Nie przepadał za nieproszonymi gośćmi, zresztą panie z urzędu mówiły by nikomu nie otwierać, szczególnie o tej porze. Gdy się już znalazł przed drzwiami, zawahał się, poczuł, że jeśli je otworzy stanie się coś strasznego. Przełknął ślinę, odsuwając zasuwę, ciekawość była silniejsza, wreszcie był tylko dziesięcioletnim chłopcem. Gdy uchylił drzwi zobaczył znaną mu czarną czuprynę. Uśmiechnął się promiennie otwierając szeroko drzwi, dopiero wtedy zauważył, że jego przyjaciel jest cały we krwi. Pobladł natychmiast podskakując do niego, chwycił go za ręce bojąc się, że to wszystko należy do niego i zaraz umrze. To był jego najlepszy przyjaciel, nie mógł tak po prostu umrzeć, bał się samotności bardziej niż czegokolwiek innego na świecie. Brunet spoglądał na niego z lekkim przerażeniem, ale usta wyginały się w dzikim uśmiechu, który  obudził w blondynie strach, taki sam gdy oglądał zakazane horrory.
- Sasuke? - Jęknął niepewnie cofając się nieznacznie.
- Zabiłem go… ZABIŁEM GO!! - Zaśmiał się histerycznie, przytulając go.
- Kogo zabiłeś Sasuke? - Szepnął ledwo słyszalnie, bojąc się nawet poruszyć.
- Itachi’ego… Zabiłem go… Wreszcie usunąłem go ze swojego życia.

***

- Hm rozumiem, że pan jest tak jakby jego jedyną rodziną? - Lekarz usiadł przy swoim biurku, przeglądając papiery.
- Tak. Jesteśmy przybranymi braćmi. - Uśmiechnął się lekko, kuśtykając za nim aż do biurka.
- Będę z panem szczery. To, że Uchiha Sasuke żyje to cud. W całej mojej karierze nie spotkałem podobnego przypadku, więc pozostaje mi tylko gratulować woli życia. Większość organów się zregeneruje, inne będą musiały zostać przeszczepione, jednak to dopiero kiedy jego skóra się odrodzi. W tej chwili pacjent nie posiada jej w 93%,  jest narażony na wszelkie bakterie, wirusy czy zakażenia. Uogólniając najgorsze dopiero przed nim. Przeżycie tego wypadku jeszcze o niczym nie świadczy, on musi się jeszcze zregenerować, a na to trzeba czasu i pieniędzy. Polecałbym dać go do jakiegoś sanatorium, czy innej kliniki z fachową opieką. Tam zawsze będzie miał personel medyczny pod ręką, a pomieszczenia zawsze będą odkażone. Tylko tyle jestem w stanie poradzić.
Stał przed nim w ciszy zaciskając co rusz pięści, jeszcze godzinę temu cieszył się, że stan przyjaciela wreszcie się unormował i idzie ku lepszemu, teraz zaś dostał wiadomość, że wcale nie jest tak pięknie jak mu się wydawało. Miał ochotę się rozpłakać i błagać lekarza by powiedział , że to jakiś okrutny żart. Lecz w głębi serca wiedział, że każde słowo jest prawdą, stan Sasuke jest dużo cięży niż jego sprzed kilku lat. Widział jego ciało, gdy je wyciągał, zeskrobywał ze swoich rąk jego skórę, najgorsze dopiero nastąpi.
- Rozumiem, dziękuję za wszystko. Kiedy będę mógł go zabrać? - Spojrzał nieprzytomnie na lekarza, walcząc z ciałem o utrzymanie równowagi.
- Proszę poczekać jeszcze z miesiąc, aż wszystko się unormuje.

***

Zaspany wyszedł na dwór, spoglądając w niebo spod przymkniętych powiek. Słońce przyjemnie ogrzewało skórę, a na niebie nie było widać żadnej chmury. Od czasu do czasu słyszał odgłosy ptaków. Uśmiechnął się łagodnie, zniżając głowę  ku chodniku, na którym siedział rudy kot. Jego zielone oczy pobłyskiwały pod wpływem promieni światła. Blondyn usiadł na werandzie, przywołując ruchem ręki czworonoga, ten zaś miauknął podchodząc do niego leniwie, wskoczył mu na kolana dając się pogłaskać.
Ruch na ulicach o tej porze był minimalny, przechodnie kiwali głową na powitanie, on zaś wpatrywał się w to wszystko nieprzytomnie, jakby nie wierząc w tą pogodę. Z domu wyszła brunetka ubrana w krótką żółtą sukienkę na cienkich ramiączkach. Kucnęła przy nim, cmokając go w policzek, spojrzała przez chwilę na kota z zadziornym uśmiechem, jednak dźwięk klaksonu przywołał ją do rzeczywistości. Szepnęła mu kilka słów na pożegnanie i ruszyła do czarnego samochodu. Chłopak śledził ją wzrokiem, czując znane już uczucie zazdrości, do tej pory nie mógł znieść świadomości, że inni mężczyźni są wstanie widzieć ją tak ubraną. Pomachał jej na pożegnanie ignorując niezadowolone pomruki zwierzęcia.
Nie wiedział co ma ze sobą zrobić, bezczynność zabijała go od środka. Potrafił siedzieć w jednej pozycji cały dzień, wpatrując się tępo w niebo, czy też przed siebie szukając odpowiedzi na nurtujące go pytania. Nie chciał uczestniczyć w ćwiczeniach reszty drużyny. Nie chciał słuchać ich rozmów, czy kłótni kto będzie zastępował Sasuke. Oczywiście, kiedyś Omoi znowu przyjdzie i powie mu, że musi tam iść sprawdzić im samochody, upewnić się, że żadnemu nie grozi niebezpieczeństwo, wolał jednak  odkładać to na później. Sam nie potrafił zrozumieć dlaczego tak szybko jego drużyna wznowiła ćwiczenia i udział w zawodach.  Tylko Kakashi zadzwonił z pytaniem o stan zdrowia jego podopiecznego, ale to wreszcie agent, a Sasuke był twarzą tej drużyny, jego maskotką zarabiającą pieniądze w ilościach, o których może każdy tylko pomarzyć. Teraz stracił swojego asa i musiał postawić na kogoś innego, wybór niestety nie był łatwy.
Gdy miał już zasnąć usłyszał nadjeżdżający samochód. Otworzył oczy, przyglądając się terenowej hondzie z wyraźną ciekawością. Dawno nie widział jej przed swoim domem, odstawił kota na bok, z trudem wstając. Podszedł  powoli pod garaż, czekając aż kierowca wyjdzie łaskawie na zewnątrz. Kręcił z niedowierzaniem głową, mając ochotę rzucić się na niego, zamiast tego oparł się wygodnie o maskę, spoglądając na wiśnię rosnącą nieopodal.
- Wielkie Yo, dla złotego człeka! - Wysoki mężczyzna o ciemnej karnacji wyskoczył z samochodu uśmiechając się promiennie.
- Bee, miło cię widzieć. Wróciłeś już ze Stanów?
- Wczoraj. Nie ma to jak w domu, tutaj jednak jest najlepiej. A co słychać u mojego ziomka? - Podszedł do niego, otwierając puszkę z colą.
- Nic ciekawego póki co. Wciąż dorabiam jako mechanik, jeszcze nie wiem co powinienem robić tak normalnie. W sumie stare śmieci, nic się nie zmieniło od naszego ostatniego spotkania. - Uśmiechnął się sztucznie, odsuwając się od maski. - A co cię właściwie tutaj sprowadza?
- A o wypadku Sasuke mi nie powiesz? Dobrze, że oglądam telewizję bo bym żył w nieświadomości! - Spojrzał na niego urażony, po czym dopił do końca napój. - Brat ma problem z samochodem i na gwałt potrzebuje dobrego mechanika.
- Znowu to samo? Kiedy on zmieni tego grata? - Westchnął ciężko, idąc powoli do domu.
- Nigdy. To samochód po ojcu, nie wyrzuci go choćby nie wiem co. Nie ma szans.
- Czyli jestem skazany na naprawianie go do końca moich dni?
- Prędzej jego. - Zaśmiał się, wsiadając z powrotem do samochodu.
Poznał Bee, gdy jeszcze brał udział w zawodach. Dostał propozycję udziału w reklamie, a że nie pogardzał żadnym groszem chętnie ją przyjął. Na planie spotkał murzyna, który udawał, że potrafi rapować i strzelał żartami, które wcale nie były śmieszne. Praca z nim była istną katorgą, ale potem okazało się, że ten człowiek potrafi być całkiem dobrym kumplem. Kilkakrotnie wyratował go przed glinami, on zaś w ramach rewanżu naprawiał mu samochód. Później został zatrudniony przez jego starszego brata, który był jeszcze gorszy, cierpiał na jakąś nerwicę i Naruto za każdym razem był przerażony, gdy musiał podać mu cenę nowych części. Oczywiście wymiana samochodu była o wiele tańsza, niż stałe próby ratowania tego starego grata.
 Czasem nie wiedział, czy pojawienie się Bee w takich chwilach było spowodowane przypadkiem, czy po prostu ten człowiek po obejrzeniu wiadomości czuł potrzebę upewnienia się, że nie zrobił niczego głupiego. Wreszcie zna go nie od dziś, a blondyn potrafił zaszaleć w ten negatywny sposób. Jednakże był mu wdzięczny za te wizyty, za dawanie pracy przy samochodzie, za próby odpędzenia rzeczywistości choćby na ten krótki moment.
- Musisz posłuchać mojej płyty, jest świetna! - Zawył radośnie, przyśpieszając nieznacznie.
- Chcesz mi powiedzieć, że Amerykanie faktycznie wydali twój krążek na rynek? – Spojrzał się na niego zdumiony.
- No co ty! Upiłeś się czy jak? Nikt nie poznał się na moim talencie.
- Heh, mogłem się domyślić.
- Oj Naruto to wcale nie jest zabawne, ani trochę.
- Hai, hai…

***

Wysiadł z samochodu spoglądając na wielki biały budynek. Zaczynał już czuć awersję do białego koloru, przez co coraz częściej zastanawiał się jakim cudem jest tak uwielbiany przez medyków. Wolałby już zielony, jakoś bardziej go uspokajał. Spojrzał się na brunetkę, która stanęła obok niego, zaciskając dłoń na jego. Uśmiechnął się do niej, zaciskając mocniej plik papierów.
- No to idę załatwić Sasuke słodkie wakacje zdrowotne.
- Mam iść z tobą?
- Nie trzeba, pewnie i tak jesteś spóźniona do pracy. Dam sobie radę, podróżowanie autobusem czy metrem jeszcze nikogo nie zabiło prawda? - Zaśmiał się głupkowato, nachylając się w jej stronę. - Zobaczymy się wieczorem.
- Powodzenia Naruto.
Poczuła jego wargi na swoich, zaskoczona chciała się cofnąć, jednak zaraz poczuła jego ręce oplatające ją w pasie. Z trudem przełknęła ślinę, oddając się tej pieszczocie. Dawno nie miała takiego pożegnania. Czasami wydawało jej się, że żyją jak stare małżeństwo, a ona potrzebowała trochę zaszaleć. Wsunęła swój język do jego ust, pogłębiając tym samym pocałunek. Przechodnie spoglądali się na nich zaskoczeni i zniesmaczeni, niektórzy życzyli im by się zjedli nawzajem. Oni jednak nie zwracali na nich uwagi, ciesząc się swoim towarzystwem.
- Jedź, bo cię nie puszczę. - Szepnął jej do ucha, muskając zaraz potem szyję.
- Naruto… Utrudniasz mi to…- Jęknęła cicho, zaciskając dłonie na jego koszuli.
- Yhym…
Odsunął się od niej, cmokając ją po raz ostatni w czoło, a później pobiegł w stronę ośrodka usilnie walcząc z chęcią odwrócenia się do niej. Zdyszany wbiegł do środka, zwracając na siebie uwagę wszystkich obecnych tam osób. Zmieszany uśmiechnął się głupkowato, szukając wzrokiem gabinetu dyrektora.
- Przepraszam… Gdzie znajdę gabinet dyrektora? - Spojrzał się niepewnie na starszą panią w białym fartuchu.
- Na samej górze, trzecie drzwi po lewej. - Uśmiechnęła się z politowaniem idąc w swoim kierunku.
- Dlatego nie lubię lekarzy… - Mruknął pod nosem, zmierzając w stronę schodów.  Nie chciało mu się szukać windy, ten budynek go przerażał.
Wspinał się powoli, próbując zignorować ból nogi i chęć rozwalenia czegoś w najbliższym otoczeniu. Nie rozumiał dlaczego takie ośrodki posiadają kilka pięter, dla pacjentów lepiej by było, gdyby wszystko było na tym samym poziomie, a na pewno dla niego. Nie musiałby wtedy wspinać się na czwarte piętro tylko po to, żeby omówić sprawę Sasuke. Jest to najlepsze sanatorium w kraju, oczywiście jakość idzie w parze z ceną. Ośrodek nie należał do tanich, ale nie zwracał na to uwagi. Dla niego liczyło się tylko to, że tutaj Sasuke miał największe szanse powrotu do zdrowia, niż  w jakiejkolwiek innej klinice. Oczywiście nie wierzył w cud, że zobaczy Sasuke takim jak przed wypadkiem, ale sama szansa, że będzie mógł chodzić i kontynuować spełnianie swoich marzeń, była warta ceny jaką przyjdzie mu zapłacić.
Po walce ze schodami stanął poirytowany z chęcią mordu w oczach, przed brązowymi drewnianymi drzwiami z napisem dyrektor. Ktokolwiek zrobił projekt tego budynku musiał sobie z niego zakpić. Do tej pory nie czuł się tak wyczerpany, nawet wtedy gdy biegł ratować Sasuke z samochodu. Zazgrzytał zębami, po czym odetchnął kilkakrotnie. Nie chciał zrobić złego wrażenia, w tym na pewno wyręczy go sam Sasuke.
Wszedł do środka spoglądając na znużoną blondynkę, przeglądającą stertę papierów. Na początku w ogóle nie zauważyła jego obecności, jednak po chwili podniosła wzrok na niego, marszcząc lekko brwi.
- Słucham?
- Dzień dobry, Uzumaki Naruto, rozmawialiśmy niedawno przez telefon. - Zmieszany, próbował skupić wzrok na jednym miejscu, jednak nie bardzo mu to szło.
- Ach, to pan, proszę usiąść! Musimy poważnie porozmawiać. - Uśmiechnęła się łagodnie, wskazując na krzesło przed nią.
- Dziękuję. Przyniosłem papiery ze szpitala.
- Proszę mi je dać. Przejrzę je na szybko i postanowimy co zrobić z naszym pacjentem.
Oddał jej posłusznie teczkę, sam zaś usadowił się wygodnie na krześle, spoglądając na wyposażenie biurka, na którym nie było wolnego centymetra. Wszystko zapełnione dokumentami, bądź przyborami do spinania, pisania, pieczętowania. Nie potrafił sobie wyobrazić siebie w takiej sytuacji, był pewny, że większość czasu po prostu by przespał.
Nie minęła godzina, gdy pani dyrektor odłożyła teczkę na bok, popijając swoją zimną już herbatę. Westchnęła ciężko, prostując ramiona. Spojrzała się na blondyna zaciekawiona, jednak szybko spuściła wzrok na klawiaturę laptopa.
- Wie pan, że stan pana Uchihy jest gorszy niż ciężki?
- Wiem. Ale słyszałem, że jeśli jest dla niego nadzieja, to tylko tutaj.
- Rozumiem, walczy pan o życie i normalną przyszłość dla swojego przyjaciela. Będzie to ciężkie, nie tylko dlatego, że płuca wymagają przeszczepu, ale jest on niemożliwy ze względu na brak skóry. Wszystkie operacje w takim stanie są niewskazane. Ratowanie pana Uchihy może nam zająć nawet kilka lat. Myśli pan, że pacjent to wytrzyma?
- Nie rozumiem…
- Mieliśmy kilka już takich przypadków, większość popełniła samobójstwo, nie godząc się z rzeczywistością,  którą zastali po przebudzeniu. Inni kazali się wypisać i zaszyli się w domach, umierając tam z głodu. Proszę zrozumieć, zrobimy co w naszej mocy, ale nie odpowiadamy za decyzje podjęte przez pacjenta.
- Proszę się nie martwić, Sasuke na pewno nie popełni samobójstwa. On tak łatwo nie daje za wygraną. Czy będzie miał osobistą pielęgniarkę?
- Tak. Właśnie wraca do nas Haruno Sakura z urlopu. Przydzielę ją do opieki nad panem Uchihą. Może pan na nas polegać. Zrobimy co w naszej mocy.
- Dziękuję.

3. Actus hominis non dignitas iudicentur


Uśmiechnięta weszła do kuchni całując bruneta w policzek, ten zaś spojrzał na nią zdumiony, jednak zaraz na twarzy  zagościło szczęście. Usiadła obok niego, kładąc przed sobą swoje śniadanie. Podniósł brwi do góry w zdziwieniu, widząc z czego składał się jej poranny posiłek.
- Wiesz, że śniadanie to najważniejszy posiłek dnia? - Spytał się od niechcenia, przekładając stronę.
- No tak.. Jakbyś nie wiedział jestem pielęgniarką. Oczywiste jest, że wiem takie rzeczy. Jestem jednak ciekawa jakie zlecenie ma dla mnie dyrektor Tsunade. Mówiła o tym dosyć… Niepewnie. 
- Jak tam pójdziesz to się przekonasz. Ciesz się, że masz jakieś zlecenia w ogóle! Ja bym na ich miejscu takiego lenia to wyrzucił. - Zaśmiał się cicho, chwytając za kubek z kawą.
- Czasem mi się wydaje, że żyjemy w zupełnie różnych światach. - Mruknęła zniechęcona, wgryzając się w sucharki.
- No wreszcie kobiety są z Wenus, a mężczyźni z Marsa.
Spojrzała na niego z politowaniem. Czasami brakowało jej słów do wyrażenia swojego niedowierzania jego osobie. Wypiła jeszcze tylko szklankę soku pomarańczowego i wstała od stołu. Cmoknęła go jeszcze raz lekko w usta i pognała do łazienki, przygotowując się do wyjścia. Spięła na szybko swoje długie różowe włosy w zwykłego koka. Do torby wpakowała swój strój i pełna zapału ruszyła do pracy. Zawsze chciała pomagać ludziom, przymusowy urlop trochę ją przygnębił, ale powrót do normalnego życia, do realizowania marzeń, wprawił ją w dobry nastrój.

***

Leżał, wpatrując się w powolny ruch chmur, gdzieś w oddali słyszał ludzkie śmiechy, on jednak nie potrafił do nich dołączyć. Nie rozumiał tego świata, w którym zasady mogły konkurować między sobą o miano najbardziej absurdalnych. Podziwiał Hinatę, że potrafiła z uśmiechem na ustach znosić rozmowy tych ludzi, tak samo pustych jak balon. Nawet ich dowcipy były na poziomie dziecka, a nie dorosłego, który otacza się w towarzystwie. Przynajmniej mógł się najeść za darmo, więc nie odmawiał udziału w tych imprezach.
Westchnął ciężko, próbując wstać, jednak noga zbuntowała się przed takim wysiłkiem, powodując grymas bólu na twarzy i cichy syk.  Rozejrzał się pośpiesznie, upewniając się, że nikt nie zwrócił na niego najmniejszej uwagi. Serce mu łomotało w piersi dużo szybciej niż, przy czymkolwiek innym.
- Jak mniemam pan Uzumaki? - Męski głos odezwał się za nim, powodując podskok serca do samego gardła.
Obejrzał się za siebie, przyglądając się brunetowi z bródką.  Podniósł zaskoczony brwi, nie mogąc skojarzyć go z żadnym faktem w jego życiu. Poirytowany przytaknął tylko głową, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Nie chciał być niemiły i zacząć nachalnie wypytywać, nieznajomy zaś uśmiechnął się promiennie, siadając obok niego. Wzrok przeniósł na prawą nogę blondyna, pokiwał głową jakby z uznaniem, popijając szampana.
- Powinieneś spróbować. Wyborne.
- Nie dziękuję. Mam zakaz. - Odparł, mimowolnie spoglądając na roześmianą brunetkę w oddali.
- A, jesteś z tego typu mężczyzn, co żyją jak im kobiety zagrają?
- Nie. - Spojrzał się na niego poirytowany, pragnąc wrócić już do domu. - Po prostu ostatnio przesadziłem z alkoholem i teraz muszę dać odpocząć wątrobie.
- Rozumiem. Ale i tak zastanawia mnie, jakim cudem związałeś się z taką kobietą jak Hinata… Taki zwykły kryminalista…
Poczuł jak ktoś wylewa na niego wiadro lodowatej wody, naśmiewając się szyderczo. Przełknął ciężko ślinę, nie wiedząc jak odpowiedzieć, czuł się zagubiony, tak bardzo chciał o tym zapomnieć. A jednak ktoś jeszcze pamięta jego przeszłość. Brunetka podbiegła do niego, ściskając jego dłonie swoimi. Próbowała go uspokoić, odpędzić czarne myśli. On zaś wpatrywał się w nią z rozpaczą w oczach, aż wreszcie przytulił się do niej, kryjąc przed światem łzy. Łzy, które nie zwrócą życia tym, którym je zabrał.

***

- Sasuke… Nie wiem czy to najlepszy pomysł… - Burknął niepewnie, spoglądając z niepokojem na dom przed nimi.
- Czego się boisz? Ty będziesz tylko stał na straży. - Odparł spokojnie, sprawdzając po raz ostatni ekwipunek w kieszeniach. - Dzisiaj będzie sama w domu. To idealny moment.
- Dlaczego chcesz to zrobić?
- Bo ona wie! Nie rozumiesz?! Ona wie! - Warknął poirytowany wychodząc z krzaków. - Pilnuj.
Zmarszczył czoło w zdumieniu, przez chwilę nawet chciał się sprzeciwić, wreszcie nie był psem, ale jednak nie potrafił mu odmówić, ruszył powoli rozglądając się za potencjalnym zagrożeniem. Dzielnica jednak była owiana pustką. Ludzie siedzieli w swoich domach oglądając telewizję, albo po prostu spali. Westchnął ciężko przystając przy drzwiach frontowych. Nie chciał nawet myśleć co się dzieje w środku.  Wolał zachować tą niewiedzę, być niewinnym, tak przynajmniej lubił sobie wmawiać.
Nie minęło dużo czasu, gdy do jego uszu dobiegł krzyk dziewczyny. Zagryzł wargę, próbując zmusić się do pozostania na miejscu. Jeśli teraz wbiegnie do środka, na pewno go powstrzyma, a to oznacza śmierć. Przymknął więc oczy, próbując przypomnieć sobie o czym była dzisiejsza wieczorynka, ale w głowie panował chaos.  Zrezygnowany, rozejrzał się ponownie po ulicy i powolnym krokiem wszedł do środka.
Pierwszą rzeczą jaką poczuł, to metaliczny posmak krwi. Gdy spojrzał na schody zobaczył ją rozpryskaną po ścianie i stopniach. Zmarszczył czoło, zwalczając mdłości, ruszył do góry, próbując zrozumieć co się właściwie stało. Słyszał jednak tylko dziki śmiech przyjaciela, oraz rytmiczne mlaśnięcia. Gdy był już na górze, natychmiast pożałował. Zapach się wzmógł, w dodatku widok mebli ociekających czerwoną posoką, powodowało u niego dreszcze. Naprawdę nie cierpiał horrorów.
Wreszcie dotarł do drzwi, z których odgłosy przyjaciela były głośne i wyraźne. Uchylił szerzej drzwi, zaciskając automatycznie dłonie na swoim składanym nożu. Spojrzał się na niego pobladły z przerażenia i obrzydzenia, cofnął się wymiotując na podłogę. Kątem oka widział jeszcze przyjaciela, który roześmiany przyglądał się swojemu dziełu.
Szatynka, o długich kręconych włosach w odcieniu ciepłej czekolady, które teraz zostały sklejony krwią leżała na łóżku. Jej przygasłe fioletowe oczy, wpatrywały się w niego z niemą prośbą, lekko rozchylone usta, które pewnie jeszcze niedawno krzyczały o litość. Nagie ciało, zabarwione czerwonymi pręgami, jędrne kształtne piersi, podskakujące pod każdym ruchem. Przyjaciel ze spuszczonymi bokserkami, wciąż posuwał gorące ciało, bawiąc się jej piersiami, nóż odrzucił gdzieś w bok, nie raniąc jej więcej.
Blondyn wyprostował się ledwością. Podszedł do przyjaciela chwytając go za ramię.
- Musimy iść.

***

Spojrzał się na siwowłosego z wyraźnym zaskoczeniem. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Mimo, że sam doświadczył czegoś podobnego, to liczył, że tym razem będzie inaczej.  Westchnął, chwytając za teczkę, spojrzał na dane umieszczone na niej. Czuł, że to naprawdę koniec. Już nie będzie powrotu do tego co było.
- Tak po prostu go… wykreślasz? - Warknął poirytowany, chowając dokumenty do torby.
- Takie życie Naruto. Przecież wiesz. - Wzruszył ramionami, wyciągając komórkę. - Trzymaj się.
- A co będzie jak Sasuke jednak wyzdrowieje?!
Odwrócił się do niego, przyglądając mu się uważnie. Przez chwilę wyglądało na to, że uśmiechnie się i powie coś co go by podbudowało, ale mężczyzna, tylko przystąpił z nogi na nogę, wzdychając ciężko. Wyraźnie rozmowa nie była mu na rękę, ale nie był aż takim tchórzem by wszystko załatwiać za pomocą poczty.
- On nie wyzdrowieje. Będzie takim samym kaleką jak ty. Tylko, że on nie zna się na samochodach, więc co najwyżej będzie mógł je myć. - Odparł spokojnie, chowając komórkę do kieszeni. - Pogódź się z tym. Sasuke jest już martwy, w każdym aspekcie.
- I ty to mówisz Kakashi?! Jesteś jego agentem!
- Poprawka… Ja byłem jego agentem. Od dzisiaj Uchiha Sasuke jest dla mnie obcym człowiekiem. Nie martw się nie mam zamiaru rozpowiadać światu o jego grzechach. Nie jestem aż taki podły wreszcie… Chociaż gdyby ktoś mi sporo zapłacił…?
Odwrócił się na pięcie, ignorując falę bólu idącą z prawej nogi i ruszył szybkim krokiem przed siebie. Nie chciał już widzieć tego człowieka na oczy. Nie rozumiał dlaczego to wszystko jest takie trudne. On był tylko sportowcem, byłym, ale sportowcem! Tam były inne zasady, tutaj zaś wszystko było inne i obce.  Zdyszany zatrzymał się na przystanku, spojrzał się przed siebie widząc Karin idącą z jakimś chłopakiem. Zacisnął pięści, czując narastającą niemoc. Miał tego dość. Nie miał już siły walczyć z całym światem, którego nie potrafił zrozumieć.
Wsiadł do autobusu ignorując zaciekawione spojrzenia ludzi. Przywykł do nich, kiedyś był przecież sławnym sportowcem, narkomanem… Kryminalistą. Teraz jest tylko chłopakiem najpiękniejszej modelki. Powinien się cieszyć z takiego obrotu spraw, ale nie mógł sobie wybaczyć tego, że Hinata poświęciła rodzinę by z nim być. Gdyby tylko pochodził z lepszej sfery, był lepszym człowiekiem. Może nie musiałby przynosić tyle bólu innym? Westchnął ciężko,  sprawdzając komórkę, na której wyświetlała się wiadomość od brunetki.

***

Weszła do przyciemnionego pomieszczenia, przyglądając się mężczyźnie na łóżku. Był owinięty w specjalne bandaże, podłączony do różnych aparatur, które podtrzymywały go przy życiu. Tylko one powiadamiały o tym, że jeszcze żyje. Przystanęła przy nim, czując nieprzyjemny zapach spalonego mięsa. Przełknęła z trudem ślinę, zastanawiając jak wyglądał pacjent przed wypadkiem. W karcie nie znalazła żadnej fotografii, a sama nie potrafiła obsługiwać Internetu w takim stopniu.
Podniosła wzrok na okno, przez chwilę korciło ją by je otworzyć i wpuścić trochę światła, ale wiedziała, że nie powinna. Pokój był specjalnie chłodzony by zatrzymywać płyny w organizmie. Westchnęła cicho, zdejmując pustą już kroplówkę.
- Zaszalał pan nie ma co. Różne wypadki widziałam, ale pan to chyba wyjątkowy jest. Nie dość, że przeżyłeś, to jeszcze stać cię na tak drogie leczenie. Teraz wszystko zależy tylko od twojej silnej woli. Musisz chcieć z tego wyjść. Pewnie czekają na pana znajomi i oczywiście rodzina. Ciekawe… Jakie miałeś życie Sasuke? Pewnie dużo ciekawsze niż ja! - Zaśmiała się pod nosem, wychodząc z pokoju.
Szła powoli w stronę magazynów witając się z innymi pielęgniarkami. Wszystkie współczuły jej tego zlecenia, budząc w niej wewnętrzny niepokój, jednak póki co postanowiła nic z tym nie robić, wreszcie pacjent był nieprzytomny i ledwo żył. Nie mógł jej nic zrobić. Gdy weszła do pomieszczenia sanitarnego ujrzała dyrektorkę, która  uzupełniała kilka kroplówek. Spostrzegłszy ją uśmiechnęła się promiennie, zachęcając ruchem głowy by się nie bała i robiła swoje.
- Jak tam pacjent?
- Raczej nic nowego. Leży nieprzytomny. Czy będzie możliwość przewietrzenia pokoju?
- Strasznie śmierdzi co? - Zaśmiała się pod nosem pakując kroplówki do specjalnego koszyka.
- Niestety tak. Aż dziw bierze, że on żyje. - Odparła niewinnie,  szukając odpowiednich leków.
- Sakura… Jako twój przełożony powinnam ci nakazać być przy nim noc i dzień, ale jako kobieta… Ogranicz wizyty u niego do niezbędnego minimum.
- Nie rozumiem?
- To nieistotne, po prostu… On nie jest człowiekiem, na którego ktoś czeka. No poza jego przybranym bratem.
- Postaram się. - Odparła zmieszana, chwytając potrzebne przedmioty.
- Dzisiaj wieczorem musimy go przemyć.
Przytaknęła lekko,  nie skupiając się za bardzo na słowach, które zostały wypowiedziane. Jej pacjent zaczął ją coraz bardziej intrygować.

***

Wysiadł z autobusu, rozglądając się po okolicy. Biały budynek wznosił się w oddali jakby zachęcając go do przyjścia. Schował ręce do kieszeni i ruszył przed siebie, próbując nie myśleć o tym, że ludzie spoglądają na niego jak na jakiegoś potwora. Przywykł. Kuśtykał, a to dla zdrowych ludzi, było czymś nienormalnym. Szczególnie dzieci upodobały sobie wytykanie go palcami, wreszcie nikt im nie powiedział, że to niegrzecznie.
Wszedł do budynku zaczerwieniony z wysiłku. Pracownicy spojrzeli się na niego z niemym zapytaniem, jednak po chwili powrócili do swojej pracy kompletnie go ignorując. Wzruszył ramionami, idąc do pokoju, w którym miał znajdować się jego przyjaciel. Gdy do niego podszedł, ujrzał wychodzącą dziewczynę, trochę niższą od niego z długimi różowymi włosami i zielonymi oczami, tak pełnymi życia.
- Dzień dobry. - Powiedział lekko zmieszany, podnosząc prawą rękę do góry.
- Dzień dobry! Pan do pacjenta może? - Spojrzała się na niego roześmiana, nie zwracając uwagi na jego ubytek czy też znamiona na policzkach.
- Tak… - Odparł niepewnie, wpatrując się w podłogę.
- Proszę do środka, tylko proszę go nie dotykać. Ale rozmowy są mile widziane.
- Nie było tu przypadkiem dziewczyny o czerwonych włosach? - Spojrzał na nią z nadzieją, która natychmiast zgasła widząc jej reakcję.
- Nie. Jest pan pierwszy w ogóle. Już się bałam, że pacjent nie ma nikogo, ale przecież, kto by mu załatwił taki pobyt. - Zaśmiała się cicho, kłaniając się łagodnie w pożegnaniu.
Wsunął się do środka, mrugając oczami by przyzwyczaić się do ciemności. Usiadł obok jego łóżka, przyglądając się mu z niepewnością. Nawet jego ten widok przerażał.
- Wiesz mógłbyś się ocknąć. Przynajmniej bym wiedział, że kasy na darmo nie wydaję! Drogo sobie każesz płacić mój panie. No ale od czego są przyjaciele. Karin cię nie odwiedza, co? No czego ja się spodziewałem! Głupi jestem! A tak w ogóle, to przepraszam, że tak późno wpadam, ale różne rzeczy musiałem załatwić. Jest ciężko Sasuke. Wykreślili cię z drużyny, teraz maskotką będzie Sasori. Totalnie chybiony pomysł według mnie, ale to Kakashi, on wie lepiej. Jak się wysra chyba… Wiesz… Hinata jest w ciąży. Będę ojcem. Ja… Ojcem. Taki kaleka jak ja, a będę ojcem… No ale pracy mi się nie udało znaleźć, ale rozmyślam nad utworzeniem jakiegoś warsztatu. Może coś się uda. A może tor gokartowy? Mógłbyś mi pomóc jak wyjdziesz. Sasuke… Po prostu się ocknij, tak na dobry początek. To wszystko czego teraz od ciebie chcę. Łajzo jedna.

***

Znużony odłożył szklankę na stolik, wpatrywał się w dziewczyny wywijające tyłkami przed nimi jakby byli bogami, dopiero później zrozumiał, że chodzi im o ich kasę. Wypuścił ze świstem powietrze, spoglądając na Skorpiona, który siedział w kącie prawie zasypiając. Jego awans jakoś nie wzbudził w nim większych emocji. Blondyn zaś rozmawiał z dziewczynami energicznie, totalnie zapominając się w tym wszystkim.
Karin przemykała pomiędzy nimi, wdzięcząc się i żebrząc o chwilę uwagi. Suka. Pomyślał poirytowany. Nigdy nie był przywiązany do Sasuke, jego zasady, że wszystko jest wspólne były absurdalne, zresztą Naruto się z tego wyłamał. Czemu więc muszą teraz znosić ją tutaj? Zaklął pod nosem, nie wiedząc co ma powiedzieć, czasem brakowało mu słów na niektórych ludzi. Spojrzał się na szatyna, który odliczał drobne na kolejne piwo.
- Kakuzu? Chcesz się upić w trupa? - Zaśmiał się wesoło, wreszcie dostrzegając plusy bycia trzeźwym.
- A co mam robić? Znosić tą kurwę? - Burknął pod nosem, wstając raptownie. - Idę się najebać.
Podniósł pytająco brwi, jednak zrezygnował z wymuszania odpowiedzi. Wstał powoli ruszając do wyjścia. Nikt nawet nie zwrócił na to większej uwagi, zresztą ich skład zawsze był taki sam, nigdy nie byli w komplecie na popijawie. A raczej od dnia, w którym Sasuke przyprowadził do klubu rudą małpę.
Otworzył drzwi, mogąc spokojnie odetchnąć świeżym powietrzem. Rozejrzał się po placu, na którym była tylko grupka młodych, którzy przyszli pogadać na spokojnie. Ruszył w kierunku niewielkiego murku, na którym lubił przesiadywać podczas palenia. Sprawdził jego stan, po czym z wielką ulgą zasiadł na nim, wyciągając paczkę papierosów. Wyciągnął jednego, szukając przy okazji jakieś zapalniczki, jednak nic nie znalazł. Zaklął siarczyście pod nosem, szykując się już do wstania, by wycyganić ognia od małolatów, gdy usłyszał za sobą stęknięcie. Odwrócił się raptownie, wpatrując się w dziewczynę opierającą się o mur.
- Zalana w trupa? - Mruknął pod nosem, szturchając nią łagodnie.
- …Spadaj… - Jęknęła obolała, wpatrując się w niego swoimi trzeźwymi zielonymi oczami.
- Hm, skoro nie jesteś zalana w trupa to użycz ognia. - Odparł spokojnie, ignorując jej wściekłe spojrzenie.
- W kieszeni po lewej. - Burknęła zrezygnowana, dając mu się bezkarnie obmacywać.
Przyjrzał się jej, dostrzegając zaschniętą krew i podarte ubranie. Westchnął ciężko rozumiejąc co się przydarzyło dziewczynie. Zapalił dwa papierosy, jednego wkładając jej do ust. Spojrzała na niego zaskoczona, jednak nie protestowała, zaciągając się dymkiem.
Usiadł obok niej, pozwalając by oparła się o jego ramię, powoli zapadając w sen. On wpatrywał się w gwiazdy, nie wiedząc co powinien teraz zrobić.

4. Aut amat, aut odit mulier, nil est tertium


Siedział na kanapie zajadając się czereśniami. Tak naprawdę miał ochotę na jakąś czekoladę, jednak nie było mu dane jej dostać. Tylko dlatego, że przybrał trochę na wadze. Masa ciała człowieka naturalnie się zmienia, raz w dobrym kierunku, innym razem w gorszym. Czemu jednak nie został zrozumiany i teraz musi głodować?
Kot wskoczył mu na brzuch, kręcąc się jakiś czas na nim, próbując znaleźć dogodną dla siebie pozycję. Naruto jedynie podniósł brwi widząc starania pupila o dobry sen. Prawdopodobnie powinien go szturchnąć, by położył się obok, ale lubił go głaskać.
-Jesteśmy sami, co mały? Wszyscy nas opuścili..- Mówił pod nosem, drapiąc zwierzę za uchem.
Kot mruczał głośno, zamykając oczy. Zawsze dostawał czego chciał szczególnie od swojego pana, który miał do niego słabość. Brunetka weszła do domu z zakupami. Spojrzała na nich z politowaniem, kręcąc lekko głową. Czasami się zastanawiała z kim jej narzeczony ma głębszą więź, z nią czy może z kotem?
-Wróciłam.- Powiedziała cicho, czekając na jakąś reakcję ze strony chłopaka.
-Dobrze cię widzieć. Jak się czujesz?- Zwrócił głowę w jej stronę, uśmiechając się delikatnie.
Nabrała powietrza rumieniąc się na jego widok. Zawsze taki był, kochający, rozczulający i po prostu skupiony na jej osobie. Jej rodzina nie potrafiła zaakceptować jej wyboru. Naruto wydawał się kimś niewartym uwagi, ale to właśnie on tak naprawdę chciał ją poznać, chciał, by była przy nim sobą, a nie modelką z promiennym uśmiechem. I pomimo tych lat razem, nadal miał ten rozczulający uśmiech łobuziaka. Jak mogła go nie kochać?
-Świetnie, nie martw się. To dopiero drugi miesiąc.
-Aż drugi miesiąc. Przecież oglądaliśmy ostatnio program o poronieniach, to może się także zdarzyć tobie. Jesteś modelką, twoje ciało jest inne niż normalnych dziewczyn.
I oto wychodził jego przewrażliwiony charakter. Nie powinna go zostawiać samego w domu, ogląda wtedy te wszystkie programy naukowe i rozmowy z ludźmi i ich tragedie. Cieszyła się jego troską, ale wiedziała, ze nie jest jedyną osobą, o którą się aktualnie martwi. Odstawiła torby do kuchni i wróciła do niego siadając obok. Złapała go za policzki i przyciągnęła do siebie składając na jego usta czuły pocałunek.
-Wszystko jest w porządku, Naruto. Lekarz powiedział, że płód dobrze się rozwija i nie ma obaw, że będą jakieś komplikacje. Nie martw się tak, bo osiwiejesz za szybko.
-Nie lubisz białowłosych? – Spytał się z zamkniętymi oczami, opierając czoło o jej.
-Myślę, że polubię jak już będę starsza, ale teraz wolę twój blond.
-Rozumiem…- Uśmiechnął się pod nosem, ponownie wpijając się w jej usta.
W takich chwilach łatwo mu było zapomnieć o Sasuke. O tym, że jest w szpitalu, że walczy o życie. Po prostu rozkoszował się swoim życiem, swoim szczęściem. Przed poznaniem Hinaty pełzał w ciemności, niezdolny do spoglądania w słońce. Był marudnym kryminalistą, który uważał, że wszystko mu się należy. Ale Hinata nie była łatwą dziewczyną do poderwania i nim się obejrzał zakochał się w niej i w jej jasnym świecie. Trudniej mu też było wytrzymać w świecie Sasuke, ale nie umiał go porzucić. Był wreszcie jego bratem, jego rodziną.

***

-To jak ci idzie w pracy?- Brunet odłożył gazetę, przyglądając się jej z uwagą.
-Ciężko. Pacjent jest naprawdę w złym stanie. Nie odzyskał przytomności, ale to dobrze… Czułby tylko ból. Tylko trudno wytrzymać w ciemnym pokoju, w dodatku tak tam cuchnie!- Odparła zmęczona, siadając przy stole z kubkiem herbaty.
-To dlaczego nie zrezygnujesz?
Spojrzała na niego zdumiona i otworzyła usta by coś powiedzieć, ale nic się z nich nie wydobyło. Zmarszczyła czoło, popijając napój. Zastanawiała się przez chwilę nad tym, co powiedział, czując wewnętrzne oburzenie.
-Jestem pielęgniarką z powołania. Chcę pomagać. Nie mogę go porzucić tylko dlatego, że praca przy nim przyprawia mnie o mdłości. Myślałam, że rozumiesz.
-Rozumiem twoją pasję do tego zawodu. Podziwiam cię za to, Sakura-chan, ale jeśli masz tak cierpieć, to lepiej się wycofać.
-I gdzie ta twoja dewiza życiowa o sile młodości? Zakochałam się w tobie, Lee, bo byłeś czarujący, miałeś to coś w sobie. Gdy Ino się ze mnie śmiała, że idę z tobą na studniówkę, ja byłam pewna, że dokonałam trafnego wyboru. Wygląd się nie liczy, ale serce. Ty mnie tego nauczyłeś, a teraz mówisz mi, że mam porzucić pacjenta przez mdłości?
Westchnął, przeczesując włosy ręką. Pamiętał swoje lata młodości, swój entuzjazm i niesłabnącą wiarę, że nie ma rzeczy niemożliwych. Pomylił się dosyć mocno w tym swoim życiu. Mógł się określić szczęściarzem, Sakura była uważana za najpiękniejszą zaraz po Ino dziewczyną w ich liceum, a on był tylko frajerem. Nie miał wyglądu. A mimo to ona go pokochała, uwielbiała tą jego determinację i to powodowało, że czuł się dumny z tego kim jest. I gdy ona poszła na studia medyczne wspierał ją. Wiedział, że to nie będzie prosta praca, ale wierzył w jej zdolności. To czemu nagle tak się boi jednego nieprzytomnego pacjenta?
-Przepraszam. Masz rację. Nie powinienem tak mówić. Po prostu nie lubię, gdy jesteś taka nachmurzona. Wolę jak się uśmiechasz. – Uśmiechnął się łagodnie, dotykając jej policzka.
-Lee…- Jęknęła cicho, pozwalając mu na złożenie na jej ustach pocałunku.
Kochała go. Mimo że nie byli zbyt dobraną parą, to uwielbiała spędzać z nim czas. Zawsze uczył jej czegoś nowego, czynił z niej lepszego człowieka. Nie mogła się doczekać, kiedy wreszcie staną się oficjalnie małżeństwem. Życie na kocią łapę zaczynało ją męczyć. Chciała też udowodnić przyjaciółce, że wygląd nie jest jedynym miernikiem szczęścia w związku. Była z nim szczęśliwa. Gdy jej dotykał, była najpiękniejszą kobietą na świecie. Gdy ją obserwował, była jak księżyc w nocy wskazujący drogę wędrowcom.  Kiedyś należała to klasy nazywanej ‘gwiazdeczki’, lubiła być w centrum uwagi, ale w porównaniu do innych szkolnych gwiazdek, nie porzuciła nauki na rzecz wyglądu.
-Dziękuję, Lee. Twoje wsparcie jest dla mnie wszystkim. – Szepnęła mu do ucha, wsuwając dłoń pod jego koszulkę.

***

Siedział na ławce popalając kolejnego papierosa. Nie sprawiało mu to żadnej przyjemności, był już zobojętniały na wszystko. Brunet za to z dzikim śmiechem w dalszym ciągu kopał niższego bruneta, który jęczał o pomoc. Nikt go nie słyszał, nawet blondyn nie wyłapywał wszystkich słów. Nie sądził, by przeżył. Nikt nie przeżywa spotkań z Sasuke. Był jak diabeł, który przynosi jedynie śmierć. Nie zna litości, nie zna łaski, nie zna współczucia. Istnieją dla niego tylko dzikie tortury.
Tak właściwie to nie rozumiał po co tu siedzi i na to patrzy. Mógłby w tym czasie iść do salonu gier i sobie pograć. Czemu musi siedzieć tu i patrzyć na kolejną śmierć. To już go nawet nie rusza. Już mu się nie chce walczyć z tym wszystkim. A skoro nie miał jak walczyć, to po prostu zaakceptował to wszystko.
-Proszę…- Kolejna dawka krwi wylądowała na ziemi, jednak brunet nie zamierzał skończyć. Złamie go. Skończy się jego siła młodości i ta irytująca determinacja.
-Jesteś śmieciem. Nikim ważnym, przegrańcem! –Darł się opętańczo, kopiąc coraz silniej.
Do uszu blondyna dobiegły rozmowy ludzi, dorosłych, którzy pilnują przestrzegania prawa. Westchnął ciężko, chwytając przyjaciela za fraki i popchnął go w stronę ich bazy. Brunet syknął wściekły, ale pobiegł zostawiając blondyna samego.
Chłopak leżał nieprzytomny na ziemi, był w kiepskim stanie, nawet on mógł to stwierdzić, ale nie chciał mu pomóc. Nie. Chciał ochronić przyjaciela. Wymazał dłonie w jego krwi i wypił trochę. Natychmiastowo poczuł mdłości, a jego skóra pobladła znacząco. Nabrał powietrza i wstał szykując się do oklepanej już scenki.
-Pomocy! Niech ktoś zadzwoni po pogotowie, mój przyjaciel! Mój przyjaciel został pobity!- Biegł w stronę głosów, wzbudzając uwagę wszystkich w okolicy.
Jego widok wystarczył, by wziąć go na poważnie. Ludzie podchodzili do leżącego chłopaka i wzdrygali się z przerażenia. Niektórzy dzwonili na pogotowie, a inni rozglądali się niepewnie po okolicy, jakby w obawie, że napastnicy znowu wyskoczą z krzaków.
-Jak się nazywa twój przyjaciel, chłopcze?- Sanitariusz podszedł do niego z butelką wody i dał mu ją do wypicia.
-Lee. Nazywa się Lee.- Odpowiedział cicho, łamiącym się głosem. Ile razy to robił? Ile razy nie udawało się jednak uratować tych ofiar? Przestał już zliczać, ale teraz wpatrując się w ciało na noszach, czuł nieprzyjemne mrowienie w ręce.
Może jednak posunęli się za daleko? W gruncie rzeczy chłopak nie zrobił nic złego, poza stwierdzeniem, że dałby radę pokonać Sasuke. To był absurd, ale nikt nie mógł go za to winić. Rywalizacja ma to do siebie, że jest próbą niemożliwego.
Gdy spisano jego zeznania i dano mu jakieś tabletki uspakajające, udał się w stronę ich bazy. Z kieszeni wyciągnął paczką papierosów, wypalił za dużo ostatnimi czasy, ale nie miał ochoty na zmianę. Zapali jeszcze jednego. Zasłużył sobie.

***

-Na pewno będziesz miał masę klientów! Jesteś świetnym mechanikiem!- Przytuliła go od tyłu, uśmiechając się łagodnie.
Złapał jej dłonie w swoje, nie mogąc uwierzyć, że oto stoi w swoim własnym warsztacie. Nie spodziewał się tego, nie marzył nawet o tym. Może nie miał odwagi myśleć o swoim życiu przy Sasuke, ale teraz go nie ma. Wreszcie może rozłożyć skrzydła i zacząć żyć, tak naprawdę.
-Też będę przynosił jakieś dochody do domu. –Zaśmiał się cicho, nie czując się jakoś specjalnie dotknięty tym, że przez ten cały czas był na utrzymaniu Hinaty.
Dostawał oczywiście pieniądze za działalność dla Dead Ridersów, ale to nie były wielkie sumy, nie takie by móc opłacać taki dom. Odwrócił się do niej, chwytając jej twarz w dłonie. Był naprawdę wdzięczny losowi za poznanie tej kobiety.
-Dziękuję, Hinato.
-To nic. Cieszę się, że wreszcie zobaczę twoją pasję, twoje życie tak naprawdę! Zasłużyłeś na to po tym, co przeżyłeś przez Sasuke.
Oboje wiedzieli kto odpowiada za problemy prawne blondyna i stan zdrowia, ale był to pakt między nimi, że nie mówili o tym głośno, a przynajmniej nie tak często jakby się chciało. Hinata mimo całej swojej niechęci do bruneta nie chciała ich rozdzielać. Rozumiała uczucia Naruto, dlatego nie chciała stawać pomiędzy nimi. Tylko czasem naprawdę chciałaby, żeby brunet zniknął z ich życia na zawsze.
-Pewnie, że zasłużyłem. Na nową nogę też, ale z tym akurat nic się nie da zrobić. Ale mogę ci obiecać, że postaram się nie zawieść ciebie i naszego dziecka.
-To mi wystarczy…
Nachylił się do niej i pocałował delikatnie. Zawsze to robił, cieszył się jej osobą, delektował nią jak najpyszniejszym posiłkiem, a ona nigdy nie potrafiła mu odmówić i za każdym razem czuła te same motyle w brzuchu, gdy ją dotykał.
-Cieszę się, że tak dobrze wam idzie… - Omoi wszedł do warsztatu ze swoim zwykłym lizakiem w buzi.
-Omoi! –Brunetka odepchnęła chłopaka, podchodząc do przyjaciela.- Co tu robisz? Warsztat jeszcze nieotwarty!
-Wiem, wiem. Ale Kakashi mnie przysłał… Podobno nie podpisałeś z nami nowej umowy.
Naruto spoglądał na niego poważnie. Czuł, że Kakashi kogoś przyśle, żeby z nim pogadał, ale spodziewał się kogoś innego. Traktował Omoi’ego jak przyjaciela, trudno mu szło odmawianie mu w czymkolwiek. Tym razem jednak nie ulegnie. Postanowił zerwać kontrakt z Death Riders. Hinata uśmiechnęła się wyrozumiale i wyszła na zewnątrz zostawiając ich samych.
-Tak, zakończyłem z wami współpracę. Mam własne życie. Normalne życie.

***

Spoglądał na nią z niepokojem. Nie powinien tego robić. A jednak nie umiał jej tak po prostu zostawić. Tylko ile można spać?! Jeśli zaraz nie ocknie się, będzie musiał zadzwonić do Kakashiego i odwołać swój udział w treningu. Nie był tak szalony, by zostawiać swój dom obcej osobie. Papieros przyjaciół z nich nie zrobił.
Nigdy tego wcześniej nie zrobił. Był tym typem w drużynie, który olewał swoje otoczenie. Skąd jednak ten wyjątek? Sam nie umiał tego pojąć. Było w niej coś takiego, że coś mu kazało to zrobić. Tylko chyba dobrze tego nie przemyślał. Zapomniał o popołudniowym treningu. Nie żeby zawsze o nich pamiętał, no ale…
Usłyszał jej stęknięcie, jej powieki zadrgały lekko, a po chwili znowu mógł widzieć jej zielone tęczówki. Westchnął z ulgą, wstając ze swojego krzesła. Powinna mu być wdzięczna, że położył ją w swoim łóżku, a nie na sofie.
-Gdzie jestem?- Spytała się słabo, jej głos był lekko zachrypnięty, ale dało się ją usłyszeć.
-W moim domu.
-A ty jesteś…?
Tego scenariusza nie przewidział. Nie pamiętała nic z tej nocy, a o to oznacza, że równie dobrze mógł być dla niej porywaczem. Teraz jak zabrzmieć dojrzale i przede wszystkim w ogóle niestrasznie? Cały image jego drużyny derbowej polegał właśnie na tworzeniu aury niebezpieczeństwa. Nie był przygotowany do normalnych komunikacji z normalnymi ludźmi. Otwierał raz po raz usta by coś powiedzieć, ale nic z nich nie wychodziło. Dziewczyna w międzyczasie usiadła na łóżku, przecierając oczy dłońmi, była obolała i zmęczona, ale przede wszystkim chciało jej się pić. Spojrzała na niego zaciekawiona, ale gdy stwierdziła, że jeszcze trochę minie, gdy usłyszy odpowiedź, wstała i poszukała kuchni.
-Jestem Hidan! –Krzyknął w desperacji, czując się dużo pewniej, gdy jej nie widział przed sobą.
-Super. Jestem Reika. Co tu robię?
-Byłaś nieźle poobijana, to cię wziąłem, żebyś nie leżała na ziemi.
-Yhym. Dzięki, Hidan.- Uśmiechnęła się łagodnie, popijając wodę.- Powinnam już iść.
-Podwiozę cię do domu, jak chcesz…
Nie wiedział dlaczego to powiedział, ale całe stremowanie nagle go opuściło, a dziewczyna nie wydawała się jakoś szczególnie przerażona jego towarzystwem. Przyglądała mu się z uwagą, jakby oceniając jego wygląd, co budziło w nim dziwny niepokój. Nie lubił być oceniany.
-Nie, dzięki. Moi rodzice by szału dostali, gdyby zobaczyli ciebie.- Odłożyła szklankę i założyła swoje trampki.- Miło mi cię było poznać, Hidan.
-Jasne..- Wymamrotał cicho, czując się dziwnie tępo. Czy właśnie dostał kosza? Swojego pierwszego w życiu kosza?


5. Bonum ex malo non fit

Skrzywił się z niesmakiem, czując się kompletnie nie na miejscu. Kiedy ostatni raz był na jakiejś imprezie? To już nie był jego świat, nie przepadał za tłumami, wolał swój dom i swój warsztat. Może nie był najbogatszym człowiekiem świata, ani najbardziej cenionym, w warsztacie nie było przesadnie dużo klientów, ale jakoś sobie radził i cieszył się swoim aktualnym życiem, spokojniejszym, uczciwszym.
To co robił teraz w tym miejscu?
Głośnym, brudnym i zaśmierdzianym od potu i papierosów?
Usiadł przy stoliku, wpatrując się już w drugi kieliszek stojący przy czerwonowłosej. Ona sama zarumieniona paliła papierosa, próbując znaleźć wśród tłumu kogoś wartego wyrwania. Westchnął ciężko, nie wiedząc jak zacząć rozmowę. Nie cierpieli się. Od samego początku próbowali zniszczyć relacje drugiego z Sasuke.
-Żonka ci nie daje?- Prychnęła pogardliwie, odchylając się nieznacznie, by uwydatnić swój biust.
Policzył w duchu do dziesięciu. Nie miał powodu by jej nienawidzić. Nie miał powodu by reagować jakoś specjalnie na tą zaczepkę. Musi się uspokoić, nie przyszedł tu by walczyć.
-To nie jest istotne.- Odparł sucho, oddychając z trudem. Naprawdę nie cierpiał takich miejsc.
-To po co tu jesteś?
Nawet na niego nie patrzyła, ignorowała jego obecność, ale sam ton głosu wskazywał, że chciała się go pozbyć jak najszybciej. Psuł jej plany na dzisiejszy wieczór. On też miał inne rzeczy do robienia niż użeranie się z jedną kobietą. Ale nie mógł tak tego zostawić.
-Masz chłopaka, który leży nieprzytomny w sanatorium… Odwiedziłaś go chociaż raz?
Czy naprawdę wymagał tak dużo jak zwykłe odwiedziny? Nie kazał jej przecież czuwać nad nim i zmieniać mu opatrunki. Po prostu chciał, by pokazała, że jej zależy, że to nie był związek na pokaz, na zarobienie trochę kasy.
-Nie. Po co mam odwiedzać umarlaka?
Przymknął oczy, nie mogąc znieść jej pogardy wypisanej na twarzy. Nawet nie wiedział, czego się tak naprawdę spodziewał. Skruchy? Błagania? A może obietnic, które nigdy nie zostaną spełnione? Znał Karin, wiedział po co była z Sasuke, ale jakaś naiwna cząstka jego duszy liczyła, że może to jednak była miłość, że się pomylił w ocenie. Naprawdę tego chciał.
-W sumie jak się ocknie, to możesz mu powiedzieć, że między nami koniec. Nie mam zamiaru go niańczyć do końca życia.
Wstał od stolika, wywracając przy okazji taboret. Spojrzał na nią ze złością, wiedział, że kilka par oczu skierowało się w ich stronę, ale to nie było istotne. To nie to go bolało najbardziej. Nabrał powietrza, spoglądając ponownie na roześmianą dziewczynę. Nie wyglądała jak ktoś, kto może się zmienić z czasem.
-Przekażę mu. – Syknął wściekle i skierował się do wyjścia.
Czuł się upokorzony. Walczył o związek przyjaciela, bo wiedział jak ważne jest wsparcie innych osób w takiej sytuacji, jego noga zawsze mu to przypominała. Nie miał jednak siły na walkę z charakterem Karin. Była typem, który szuka taniego seksu i rozgłosu. Żyła na zupełnie innych standardach niż on. Może to ją uchowało przy życiu, może dlatego Sasuke nigdy nie przejmował się jej zdradami.
Wyszedł z trudem na zewnątrz witając z radością chłodną noc. Tutaj oddychało się dużo lepiej, no i miał swój upragniony spokój. Prawdopodobnie zmienił się przez związek z Hinatą. Takie życie swego czasu było czymś normalnym. Imprezy i wieczna zabawa. Tylko to się liczyło.
-Naruto?- Brunetka podeszła do niego trzymając w dłoni puszkę z napojem.- Jak poszło?
-A jak miało pójść? Zerwała z nim. – Wzruszył ramionami, chwytając ją za rękę. –Nie wiem, co mam robić, Hinata…
-Przynajmniej próbowałeś. Nie masz co sobie zarzucać. Damy radę. Wszystko się ułoży, zobaczysz.- Uśmiechnęła się delikatnie i ruszyła z nim w kierunku ich samochodu.

***

Wpatrywała się w kartę pacjenta ze zmarszczonym czołem. Minęły już dwa miesiące odkąd pacjent został umieszczony w sanatorium i nie było żadnych zmian. Jego skóra regenerowała się wolno. Za wolno by móc zrobić operację, a nowe płuca były mu bardzo potrzebne. Nie było też wiadomo, czy pacjent będzie widział. To, że zachowały się gałki oczne nie oznaczało, że nie doszło do wewnętrznego urazu pod wpływem temperatury. Jako pielęgniarka czuła się bezużyteczna, jakby wcale mu nie pomagała. Wiedziała, że to nieprawda. Robiła co mogła, ale miała wrażenie, że to wciąż za mało.
-Nie masz co się tak wpatrywać w to, Sakura. Od tego mu się nie polepszy. W takim stanie pacjent potrzebuje przede wszystkim czasu. Bez pośpiechu, bez stresu i presji może sobie leżeć i się kurować. Nawet lepiej, że nie odzyskał przytomności, mniej marudzenia. – Tsunade podeszła do niej z wyrozumiałym uśmiechem.
Wiedziała, że dziewczyna jest jedną z jej pracownic, które naprawdę się starają zrobić co mogą dla innych. Rzadko spotykała lekarzy i pielęgniarzy z powołaniem, ale jak już się trafią są prawdziwym skarbem.
-Wiem to, ale… Za każdym razem, gdy przychodzi tu jego brat, jest mi tak głupio! On ma zawsze tą nadzieję w oczach, że może się obudził albo co! A ja nie mogę dać mu tak pozytywnych wieści. – Odparła sfrustrowana, odkładając kartę na swoje miejsce.
-On wie jaki jest jego stan… Dopóki żyje jest dobrze. Nie musisz się tak wszystkim przejmować.
-Ciekawe kiedy będę miała takie podejście jak pani dyrektor. – Uśmiechnęła się z wymuszeniem, spoglądając na krzątaninę innych pielęgniarek.
Tsunade poklepała ją po ramieniu i udała się w swoją stronę, zostawiając ją wśród własnych przemyśleń. Sakura miała o czym myśleć, najczęściej o swoim związku. Chciała wejść z Lee na inny poziom relacji, związać się z nim tak oficjalnie i założyć suknię ślubną. Jednak nie zanosiło się na to póki co.
-Nie rozumiem was kompletnie. Zawsze znajdujecie jakieś wymówki by nie rozmawiać o stabilizacji związku. Ślub naprawdę was tak przeraża?- Mówiła do siebie, zmieniając brunetowi kroplówkę. – Jakim byłeś człowiekiem, panie Uchiha? Też uciekałeś od odpowiedzialności? Pewnie tak… Czy to naprawdę aż tak źle, że chcę być mężatką? Jeszcze muszę urodzić dziecko! Nie młodnieję przecież… Im później tym gorzej dla dziecka! Czemu on tego nie rozumie? Hm, panie Uchiha?
Brunet jednak dalej leżał nieprzytomny nie odzywając się ani słowem. Sakura westchnęła ciężko, nie rozumiejąc po co właściwie się męczy z odzywaniem się do niego. Chociaż mówienie do pacjenta jest podobno bardzo ważne. Więc mówiła, cokolwiek przyszło jej do głowy, byle tylko zabić tą ciężką ciszę.
-Jestem pewna, że jutro przyjdzie do pana pański brat. Wydaje się być bardzo przywiązany do pańskiej osoby! Ja nie mam rodzeństwa, więc nie wiem jak to jest, ale jestem pewna, że nie ma nic cudowniejszego niż braterska więź…
Zaśmiała się cicho, odwracając się na pięcie i wychodząc z pokoju. Musiała jeszcze zrobić parę rzeczy nim znowu uzupełni kartę pacjenta, chociaż nie miała za wiele do wpisywania.
-Może powinnam kupić sobie jakieś pisemka?

***

-Mam dla nas świetne zajęcie. Zarobimy masę kasy i się zabawimy!- Brunet usiadł obok niego, wyciągając automatycznie woreczek z białym proszkiem.
-Jakie zajęcie?- Spytał się znużony, popalając swoją marihuanę. Chmury posuwały się powoli nie obiecując żadnej zmiany w pogodzie.
-Derby.
-Derby? Przecież nie jesteśmy pełnoletni.
-Co za problem? Teraz czarny rynek kwitnie. To nie będzie problemem. Masz nadal ten samochód po swoich opiekunkach?
Przymknął oczy, próbując nie przypominać sobie ich przerażonych twarzy, gdy Sasuke zabijał je z dzikim śmiechem. Nie były niczemu winne. Chciały go tylko wychować na porządnego obywatela, a zamiast tego… Zaciągnął się mocniej przytakując. I tak nie miał ucieczki z tego życia.
-Świetnie. W nim wystartujemy. – Poklepał go po plecach, wyciągając z torby piwo.- Chcesz?
-Jasne.
Uśmiechnął się krzywo, otwierając swoją puszkę. Pianka ściekła mu na palce drażniąc jego nozdrza mdłym posmakiem. Popił trochę, wpatrując się w czerwony strumień przed sobą. Ile krwi już przelał? Ile zbrodni oglądał? Czy nie powinien czuć się dużo gorzej?
-Kogo tym razem zabiłeś?
-Swoją starą. Nie cierpiałem jej! Ciągle tylko lamentowała! Dostała to, na co zasłużyła!- Odparł chłodno, dopijając napój do końca. Wyrzucił puszkę do wody, śmiejąc się dziko. –To najlepsze uczucie na świecie, Naruto! Kiedy ich zabijasz, czujesz się władcą świata! Powinieneś spróbować!
-Może kiedyś. Jeszcze nikt mnie tak nie wkurzył, żeby go zabijać.
Spojrzał na niego uważnie. Naruto czuł jego wzrok na sobie, co budziło w nim dyskomfort, wolałby żeby jego przyjaciel spoglądał na coś innego.
-Chyba nie myślisz, że w ten sposób myjesz sobie dłonie?
-Nie. Oczywiście, że nie. Ale chce żeby moja ofiara przyniosła mi jakąś wewnętrzną satysfakcję.
-Mogłeś zabić swoją byłą. Była zwykłą szmatą.
-Masz rację była szmatą. Nie wartą uwagi. – Mruknął cicho, nie komentując tego, że jego przyjaciel zabił ją dla zwykłej zabawy. Niektórych tematów jest lepiej nie poruszać w towarzystwie Sasuke.

***

Odkręcił ostatnie koło i mocnym ruchem pociągnął do siebie. Popchnął je na bok, zagryzając wargę. Nie wyglądało to najlepiej. Wstał słysząc jak kręgosłup mu strzela z wyrzutem. Nacisnął zielony guzik i samochód powoli unosił się ku sufitowi.
-Nie wyglądasz na zadowolonego z tej pracy…- Omoi oparł się o ścianę przyglądając mu się uważnie.
-Lubię tą pracę.- Odparł twardo, sięgając po szmatkę. –Po prostu stan niektórych samochodów przypomina mi o moim stałym kliencie…- Wzdrygnął się na samo wspomnienie o bracie Bee i jego gruchocie, z którym musiał już czynić cuda.
-To było zostać na pozycji mechanika naszego teamu.
-Nie jesteś derbowcem, Omoi. Po prostu zajmujesz się ich stroną, ale z twoją tendencją do filozofowania to ciężko na niej o aktualizacje.
-Oj.. Nie jest aż tak źle…- Burknął urażony, wyrzucając patyczek do kosza.- Jestem głodny… Kiedy wracasz do domu?
Żyłka na skroni Naruto zapulsowała niebezpiecznie. Spojrzał się z wyrzutem na przyjaciela nie wiedząc, co powinien mu odpowiedzieć, albo raczej czym w niego rzucić. Wolał żeby jego dom nie był darmową stołówką dla jego znajomych, a raczej by wszyscy trzymali się z daleka od Hinaty.
-Jak skończę pracę.
-Okrutny!- Zachlipał w sztucznej rozpaczy, siadając na taborecie pod ścianą. Lubił blondyna, szczególnie, że łatwo było go rozdrażnić w temacie jego narzeczonej. Wszyscy wiedzieli, że Naruto jest typem zazdrośnika.- Chłopacy marudzą…
-Na co? – Nie spojrzał na niego. Wycierał jedynie zardzewiałe części specjalnym środkiem, orientując się co musi iść na wymianę.
-Na Karin… Nie możesz coś z nią zrobić?
Przestał na moment pracować, spoglądając się tępo na drzwi. Próbował przecież rozmawiać z Karin, kilkakrotnie ją odwiedzał i starał się jej uświadomić, że nie może się tak zachowywać, ostatecznie nic z tego nie wyszło i o mało nie został oskarżony o prześladowanie.
-Ona mnie nie słucha. Próbowałem z nią gadać.
-Ona nawet Sasuke nie słuchała…- Mruknął zrezygnowany otwierając kolejnego lizaka.
-Słuchała.. Gdy był wściekły. Ale tak to faktycznie miała go gdzieś. Kakashi nie może zadziałać?
-Myślisz, że go to coś obchodzi? Dopóki drużyna bierze udział w zawodach jest okej.- Wzruszył ramionami, uśmiechając się na widok wchodzącej brunetki.- Wyglądasz olśniewająco Hinata-san!
-O-M-O-I…- Naruto wycharczał sięgając po swój klucz.
Chłopak zaśmiał się cicho i wybiegł z warsztatu, woląc być poza zasięgiem gniewu przyjaciela.

***

Spoglądał na nią z niedowierzaniem. Nie sądził, że tak szybko ją ponownie spotka, a teraz czuł się wyjątkowo nie na miejscu. Po udanym treningu jak zwykle udał się na piwo z drużyną, poderwał sobie dwie całkiem ładne kobiety i właśnie zmierzał z nimi w stronę ulubionego hotelu. Nie spodziewał się ją zobaczyć przy wejściu do restauracji znajdującej się obok hotelu. Uśmiechnął się słabo, próbując wyjść z tego z twarzą. Ona rzuciła mu pełne pogardy spojrzenie i weszła do środka.
Nie powinien się przejmować. Zwykła smarkula, którą spotkał podczas imprezy. Nic wielkiego. To czemu jest tak wściekły? Wolałby żeby coś powiedziała, a nie w ciszy dała sobie z nim spokój.
-Idziemy kocie?- Brunetka zamruczała mu do ucha, dotykając dłonią jego krocza.
-Jasne. Idziemy.
Podobno seks jest rozwiązaniem na wszystkie problemy, tak przynajmniej mówi większość facetów. Lubił kochać się z kobietami, wyładowywać nabuzowane emocje. Traktował to raczej jako formę sportu, niż jako jakiś pakt między kochankami. Nigdy nie rozumiał gadania Naruto na temat jego stosunków ze swoją narzeczoną i jego wierności.
Co może być lepszego od seksu z dwoma kobietami, które pozwalały sobie robić wszystko, co tylko zapragnie? Mógłby je nawet zabić, a one by nadal jęczały z rozkoszy. Takie właśnie są kobiety, udają cnotki, by ostatecznie zabawić się kosztem mężczyzny i robić z niego niewyżytego seksualnie gbura.
Słyszał jak jęczą pod nim, ale nie dawało mu to żadnej radości. Gniew ciągle w nim buzował. Nie poznawał siebie. Gdy skończył, po prostu się ubrał i wyszedł nie mówiąc nic. Nie chciało mu się nawet komentować ich ciał i techniki.
Spojrzał na nią jak stała oparta o ścianę, paląc papierosa. Jej włosy w kolorze ciemnego blond powiewały delikatnie na wietrze, zakręcając się wokół jej peta. Podszedł do niej wyciągając rękę po papierosa, ale ostatecznie nic takiego nie zrobił, Zamiast tego wpił się w jej usta, czekając aż go odepchnie, ale nic takiego się nie stało.
Papieros upadł na ziemię, jej nogi oplotły się wokół jego bioder. Trzymał ją za pośladki przypierając do ściany. Czuł jak jego krew szybciej krąży mu w żyłach, a członek twardnieje w spodniach. Kiedy ostatni raz tak szybko się podniecił przy zwykłym pocałunku z dziewczyną? Jego rozsądek mówił mu by przerwać, by odejść w swoją stronę, ale jego serce wiedziało lepiej. Jego ciało pozostało na miejscu, rozkoszując się miękkością jej ust. Słyszał jak miałczy z rozkoszy i nakręcało to go jeszcze bardziej.


6Cognosce te ipsum

Są rzeczy, które zadziwiają nawet jego. Nawet jeśli przeżył więcej dziwnych rzeczy niż nie jeden człowiek, to jednak tego się nie spodziewał.
Cofnął się dając mu drogę wolną. Mężczyzna wszedł  z przepraszającym uśmiechem, a przynajmniej tak to miało wyglądać. Skierował go do kuchni by zrobić im przy okazji coś do picia. Wolał jednak nie wiedzieć, co się rozpęta za chwilę. Takie wizyty nigdy nie oznaczały niczego dobrego.
Wstawił wodę na kawę i usiadł obok niego, spoglądając jak bawi się nerwowo solniczką. Było w tym coś nowego, coś dziwnego, coś niebywałego. Jak długo znał tą drużynę, to jeszcze nigdy u żadnego z nich nie widział niczego podobnego. I to przed kim? Przed nim… Nabrał powietrza wstając i zalewając kubki wrzątkiem. Postawił je na stole, czekając aż niecodzienny gość zacznie się spowiadać.
- Zakochałem się.
Gdyby coś pił, pewnie by to wypluł będąc w szoku. Jednak nie miał nic w ustach, więc zamiast tego spoglądał na niego tępo. Spodziewał się raczej usłyszeć o zabójstwie, narkotykach… czymś złym…
- W kim? – Spytał się czujnie, nie chcąc za wcześnie wychodzić z gratulacjami.
- Nazywa się Reika… Jest 16 letnią dziewczyną…
Westchnął, przeczesując włosy dłonią. Oczywiście, że chodziło o zwykłego człowieka, jednak było w tym coś, co nie dawało mu spokoju. Wiek jego obiektu westchnień, dopóki to będzie tajemnicą, wszystko będzie dobrze, ale gdy tylko ktoś powie o tym prasie…
- Czekaj, czekaj… Ona jest od ciebie młodsza o dziesięć lat!
- Wiem… Ale sam mówiłeś, ze miłość nie zna granic… – Odparł obronnie, sięgając po swój kubek. – Chciałem się spytać, czy w twojej opinii mamy jakieś szanse?
Najchętniej by odpowiedział, że żadne, ale nie mógł. Pamiętał dobrze czasy, kiedy sam latał za Hinatą i kompletnie mu odbiło z miłości do niej. Wtedy nie patrzy się na to co powiedzą inni, liczy się to co czujemy my. Westchnął, czując się na przegranej pozycji. Kim był żeby odbierać komuś nadzieję?
- Ile już ze sobą jesteście?
- Trzy miesiące…
- I nikt inny o was nie wie?
- Raczej nie… Jesteś pierwszym, któremu to mówię.
- To dobrze. To bardzo dobrze. Nie możesz o tym nikomu wspominać. Jeśli ktoś się dowie, będziesz miał spore kłopoty.
Przytaknął, dobrze rozumiejąc, co przyjaciel ma na myśli. Wiedział, że aktualnie chodzi po cienkiej linii, która w każdej chwili może się zerwać. Gdyby chociaż był szanowanym obywatelem…

***

Był wrakiem człowieka, wiedział to, a jednak po raz kolejny wciągnął biały proszek do nozdrzy śmiejąc się obłąkańczo. Wszystko wydawało się dużo mniej ponure, świat nie miał granic i mógł robić co mu się podoba. Dziewczyna pod nim wiła się i pojękiwała w rozkoszy, wyglądała jakby była uzależniona od niego, ale ona chciała tylko jego kasy. Odchylił się do tyłu spoglądając na bruneta, który zarzynał kolejną dziwkę. Jego śmiech drażnił jego uszy, ale poza tym uczuciem dyskomfortu, nie było nic co mogłoby go zmusić by wyjść.
Zwrócił swój mętny wzrok na dziewczynę, która nijak zareagowała na widok uśmiercania jej koleżanki po fachu. Chciał się spytać, czy czuje się tak dobrze z myślą, że ona jeszcze żyje i jest pieprzona, czy może tak otępiała przez narkotyki, że nie wie co się wokół niej dzieje.
- Zabij ją… Nie potrzebujemy świadków… – Sasuke powiedział dziwnie trzeźwo, stając przy swoim łóżku z obrzydzeniem na twarzy.
Chciał coś powiedzieć, zaprotestować jak zwykle, ale to nie miało różnicy i tak zginie. Sasuke tylko uważał, że robi to wyjątkowo subtelnie, ale wszystkie dowody zbrodni jak zwykle on musiał maskować.
Wyciągnął z szafki strzykawkę buteleczkę ze złotym strzałem. Jego żołądek podskoczył w konwulsjach, ale nie mógł nic poradzić. Mógł jej dać tylko szybką śmierć. Jedno ukłucie w ramię i zdezorientowany wzrok prostytutki na sobie, zostało tylko patrzeć jak życie z niej ucieka.
-moje…moje dziecko…- Wymamrotała z trudem, przymykając oczy.
Przymknął oczy, odsuwając się od niej. Czuł się okropnie. Brzydził się samym sobą, właśnie osierocił jakieś dziecko, dla własnej wygody. Sasuke palił swojego papierosa, uśmiechając się z zadowoleniem. Przynajmniej on był szczęśliwy.
Jego pierwsze morderstwo nie dało mu satysfakcji, nie obudziło w nim tony mocnych emocji, które popychały go do dalszego działania. Czuł się pusty i bezużyteczny. Poszedł do łazienki i szorował swoje ciało licząc, ze jakimś cudem uda mu się zmyć z siebie tą zbrodnię. Jak mógł ją zabić? Ile dzieci osierocili, dla zwykłej satysfakcji?
- Nie zachowuj się jak dziecko Naruto… Spisałeś się naprawdę nieźle, jak na ciebie. – Sasuke zaśmiał się drwiąco i wyszedł z pokoju, zostawiając ten cały bałagan jemu.
- Tak, jak na mnie… Poszło mi świetnie… – Wymamrotał pod nosem, zaciskając dłonie w pięści.
Jak on się nienawidził. Jak się sobą brzydził. A jednak nie zadzwonił, nie poszedł nigdzie, po prostu zrobił to co zwykle. Podniósł wzrok z nad kierownicy by spojrzeć na dziewczynę stojącą przy przejściu dla pieszych. Jej granatowe włosy delikatnie poddawały się woli wiatru, ale to nie one zbudziły w nim to zainteresowanie, ale jej oczy, lawendowe duże, piękne oczy… Oczy anioła.

***

Siedziała w fotelu popijając swoją herbatę, jej półprzytomny wzrok był skupiony na telewizorze, w którym leciała akurat jakaś drama muzyczna, którą lubiła. On zaś leżał na sofie, wpatrując się w jej nagie nogi.
Nigdy nie uważał, że jest coś seksownego w kobietach noszących męskie rzeczy. Zwykły absurd zakochanych, dlatego nigdy też nie był z nikim w związku. Tylko chwilowe romanse z mężatkami, zajętymi, każda, która chciała mogła zagościć w jego łóżku. Teraz gdy odmawia napalonym fankom swoich usług, jego popularność drastycznie spadła, ale w sumie nic go to nie obchodziło. Miał swoją dziewczynę, która dawała mu to czego potrzebował. Nie był już dzikim mordercą, który uwielbia patrzeć na ból innych, złagodniał. Może to nie był najlepszy wizerunek członka takiej drużyny, ale jego gniew wyparował. Może jednak Naruto miał rację, że wystarczy poznać tą jedną osobę i wszystkie negatywne aspekty znikają pozostawiając długo wyczekiwany spokój? Teraz zaś spoglądając na nią ubraną jedynie w jego koszulkę, czuł dziwne podniecenie. Najchętniej tylko w tym by ją widział.
- Jeśli będziesz się tak na mnie patrzył to zamienię się w jakiś posąg. – Mruknęła pod nosem, uśmiechając się łagodnie. Przywykła do jego dziwnego zachowania. Zresztą świadomość, że jest centrum jego świata pobudzała ją, czuła się wyjątkowa. Dawał jej szczęście, które wystarczyło by przeżyć kolejny dzień z jej apodyktycznymi rodzicami.
- To będę miał najcudowniejszy posąg w swoim domu. – Zaśmiał się cicho, siadając. – Na co dzisiaj masz ochotę?
- Nie wiem Hidan… Powinnam chyba niedługo wracać do domu. Teoretycznie jestem na zajęciach z muzyki.
- Ładnie to tak okłamywać rodziców? – Prychnął rozbawiony, przybliżając się do niej. – Nie możesz do nich zadzwonić i powiedzieć, że wrócisz późno?
- Nie mogę… Nadal mam szlaban za ostatni wypad. – Dotknęła jego policzka, starając się zignorować przyjemne ciepło rozchodzące się po jej ciele. – Chyba wytrzymasz do jutra?
- Nie wiem… Ciężko stwierdzić…
Odłożyła kubek na stolik, nie chcąc go rozbić. Znała ten wzrok u niego, te ogniki, które mogły zwiastować tylko to, że znowu jest pobudzony. Czasem zadziwiała ją jego kondycja, to jak długo może spędzić na uprawianiu z nią seksu, to był jak sen, albo oglądanie jakiegoś romantycznego filmu. Wiedziała przecież, że normalne pary robią to co najwyżej przez półgodziny, ale nie tyle co oni.
Wziął ją w ramiona, zaciskając dłonie na jej pośladkach. Jęknęła, odchylając głowę do tyłu. Powinna być na niego zła, że nie umie być delikatny, ale nie potrafiła, uwielbiała jego szorstki dotyk.
W domu rozległ się dźwięk dzwonka, wstrzymując ich poczynania. Spojrzeli na siebie zaskoczeni, nie rozumiejąc, kto mógłby go odwiedzić o takiej porze. Nie był z nikim tak blisko, by go odwiedzano bez powodu, a przecież zjawiał się na treningach, więc kto czekał po drugiej stronie drzwi?
Westchnął ciężko i ruszył do drzwi, nie czując nic poza irytacją. Nie znosił niezapowiedzianych gości, a tym bardziej akwizytorów. Otworzył na oścież drzwi, spoglądając z niechęcią na osobę przed nim.
To była ostatnie osoba jakiej się spodziewał zobaczyć w progu swojego domu. Nawet nie podejrzewał, że zna jego adres, co samo w sobie było przerażające. Uśmiechała się słodko, prawie niewinnie, powodując przebieg dreszczy po jego kręgosłupie. To nie były dreszcze spowodowane czymś przyjemnym, ale dreszcze niepokoju. Ta cała sytuacja w ogóle mu się nie podobała i coś w jego głowie krzyczało, żeby zamknąć drzwi i schować Reikę przez najbliższe kilka godzin, ale przecież uważał… Nikt ich nie widział razem…
- Hej Hidan-kun jak tam dzień? – Odezwała się szczebiotliwie, próbując zawiesić się na nim.
W ostatnim momencie złapał ją za ręce powstrzymując ją przed zbytnim zbliżeniem się do niego. Skrzywił się z niesmakiem, zastanawiając się, co powinien zrobić poza wyrzuceniem jej na ulicę i udania, że nic takiego się nie wydarzyło.
- Co tu robisz… Karin… – Wycharczał chłodno, próbując nie dać gniewowi wygrać.
- Przyszłam cię odwiedzić… To chyba normalne? Tak dawno nie było cię na żadnej imprezie, tęskniłam…
Zmrużył oczy, nie wierząc w ani jedno słowo. Za długo obserwował jej poczynania, by przypuszczać, że może za kimś tęsknić. Pokręcił głową, odpychając ją od siebie.
- Jestem zajęty swoim normalnym życiem.
- A wy macie jakieś normalne życie? – Wymruczała uwodzicielsko, próbując uwydatnić swoje piersi.
- Takie trudne do uwierzenia?
Prychnął wściekły, uczucie niepokoju nie opuściło go ani na moment, wręcz rosło z każdą chwilą, gdy rozmawiał z nią, jakby coś miało się zdarzyć niedobrego.
- Co się dzieje Hidan? – Głos Reiki odezwał się za nim. Obrócił się gwałtownie, widząc ją w swoim ubraniu, przygotowaną do wyjścia, w duchu wypuścił z ulgą powietrze, ale właśnie wtedy rozległ się tupot stóp.
- To tu się ukrywałaś!! Zajęcia muzyczne?! Za kogo ty nas masz smarkulo?! – Kobiecy głos odezwał się za Karin, która zwijała się ze śmiechu.

***

Pobladły masował sobie skronie oglądając wiadomości telewizyjne. Jakoś specjalnie nie przepadał w byciu na bieżąco z niektórymi wydarzeniami, ale po telefonie od Nagato skusił się na ten jeden wieczór z telewizją.
Hinata usiadła obok niego stawiając na stoliku dwa kubki herbaty. Wolała nic nie mówić by nie pogorszyć jego nastroju, przez tyle czasu ile z nim była, zauważyła, że jej narzeczony nie zawsze reaguje pozytywnie na chęci pocieszenia.
To jest po prostu niebywałe. Ta drużyna wydaje się być przeklęta. Najpierw stracili lidera Uchihe Sasuke, który podobno nadal walczy o życie, a teraz ta afera. Pedofilia. Wiemy dobrze, że mężczyźni cierpią często na syndrom lolitek, ale kto by się spodziewał, że wystąpi u kogoś z nich. Chociaż ofiara była bliżej pełnoletniości, ale mimo wszystko nieletnia. Rodzice złożyli pozew, a on sam wylądował w areszcie, gdzie czeka na proces. Menadżer drużyny odciął się od sprawy, jak i od Hidana, twierdząc, że od miesiąca nie jest już członkiem drużyny… Ciekawe…
- On chyba sobie żartuje?! Tak po prostu się go wyparł? Jak się członkowie drużyny robią niewygodni, to nagle znikają z kart członkowskich?!
- Naruto… Może miał jakiś powód?
- Taaa… Jest skurwielem bez serca! Hidan teraz potrzebuje wsparcia… I zgadnij kto go wsypał?
- Nie wiem…
- Karin! Pieprzona Karin, która szuka rozrywki! – Ryknął wściekły, waląc pięścią w stół. – Cholera by ją wzięła! I to jej szukanie sławy na wszystkim co możliwe…
- Może jakoś się uda go wyciągnąć z więzienia… Reika-chan nie była aż taka młoda…
Spojrzał na nią wyraźnie zmęczony i załamany tym wszystkim. Wiedział, że ma rację, że jeszcze za wcześnie na poddanie się, ale nie mógł opanować złości. Nie spodziewał się takiego zachowania po byłej Sasuke. Liczył gdzieś w głębi siebie, że ma jakieś wartości moralne, nawet jeśli na to nie wyglądała.
- Wszystko będzie dobrze… Zobaczysz… – Uśmiechnęła się łagodnie łapiąc go za rękę.
Wypuścił ze świstem powietrze, przykładając wolną dłoń do jej brzucha, był już wyraźnie widoczny i każdego dnia, czuł taką samą radość ze świadomości, że już niedługo zostanie ojcem.

***

Spoglądała z niedowierzaniem na delikatne drgania powiek. Wstrzymała oddech, nie będąc pewną, czy może iść zawiadomić dyrektorkę o jakiś postępach, czy jednak wszystko jej się śni.
- Gdzie jestem?

7. De caelo in caenum


Nie spodziewała się tego. Ale tak naprawdę, wielu rzeczy się nie spodziewała w swoim życiu. Ocknięcie się pacjenta, który był bliżej śmierci niż życia, było zaskakujące, ale jego stosunek do innych, był jeszcze bardziej… Specyficzny. Traktował wszystkich z góry i momentalnie zażądał by przyszedł do niego jego przyjaciel. Sakura oczywiście, jako zwykła pielęgniarka spełniła jego prośbę, zastanawiając się, co teraz będzie.
Blondyn pojawił się mniej więcej po półgodzinie, dysząc ciężko. Nie umiała poznać, czy był szczęśliwy, czy jednak zaniepokojony. Czekała na zewnątrz w czasie ich rozmowy, choć mogła usłyszeć jak pacjent wrzeszczy. Definitywnie nie był zadowolony z takiego obrotu spraw, co nie pomoże jej w wykonywaniu jej pracy.
Gdy blondyn ponownie pojawił się przed nią miał przepraszający uśmiech i drapał się nieporadnie po karku. Jej żołądek ścisnął się ze strachu, przecież on nie może wyjść na zewnątrz w takim stanie!
- Przepraszam za niego… Jest dosyć oschły dla innych. – Zaczął cicho, wkładając ręce do kieszeni. – Proszę się nim opakować. Wynagrodzę pani wszystkie nieprzyjemności.
- Proszę się nie martwić, to wreszcie moja praca. – Uśmiechnęła się łagodnie, próbując dodać mu otuchy, jednak nawet na nią nie patrzył.
- On… Będzie sprawiał kłopoty. Przykro mi. Dowidzenia.
Spoglądała jak się oddala szybko, nie odwracając się ani razu. Nie rozumiała czemu to powiedział. Jakby współczuł jej tej pracy. Potrząsnęła głową nie chcąc zajmować się takimi myślami, powinna skupić się na zajmowaniu się pacjentem.
Z nową determinacją, uśmiechnęła się pogodnie i ruszyła do środka. Pacjent leżał na łóżko wpatrując się z dziwnym gniewem w sufit. Przełknęła ślinę, nie wiedząc co właściwie powinna powiedzieć. On jednak ją ubiegł przenosząc swój wzrok na nią.
- Jesteś moją pielęgniarką?
Kiwnęła twierdząco głową. Odkładając jego kartę na miejsce. Jego głos był szorstki i chłodny, ale sądziła, że to przez wypadek i podrażnienie strun głosowych.
- Obyś mnie uzdrowiła, nie pozwolę traktować się jak śmiecia. – Prychnął wściekle, zgrzytając zębami.
Nie wiedziała, co mu odpowiedzieć, ale za to czuła, że od dzisiejszego dnia będzie miała własne małe piekło w pracy.

***

Westchnęła ciężko, odkładając kubek herbaty. Tsunade spoglądała na nią ze współczuciem. Nie mogła jej jednak w niczym pomóc, skoro ciągle upiera się, że da sobie radę, ale każde spojrzenie na dziewczynę sugerowało, że nijak daje sobie radę ze swoim dzikim pacjentem.
Wstała od stolika i ruszyła do pokoju bruneta, zagryzając dolną wargę. Jeszcze nikt nie doprowadzał ją do szału, tak jak on. Nie rozumiała jak można być tak zarozumiałym człowiekiem, będąc zależnym od innych.
Wkroczyła do pokoju z hukiem. Rzuciła przelotne spojrzenie na bruneta, który czytał jakieś czasopismo, które dostał od swojego przyjaciela. Podeszła do okna i otworzyła je na oścież ciesząc się, że przeszczep skóry udał się w stu procentach i mogła wreszcie normalnie oddychać w tym pomieszczeniu.
- Złość piękności szkodzi. – Mruknął pod nosem, odkładając gazetę na stolik. – Nie powinnaś otwierać okna tak szeroko, miałem przeszczep płuc… Może mi to zaszkodzić.
- Jestem pielęgniarką. Wiem, co robię. – Warknęła pod nosem, podchodząc do niego. – Czy zechce pan wreszcie udać się na rehabilitację?
- Nie.
- Słucham?
- Nie. – Powtórzył chłodno, nawet na nią nie spoglądając.
- Czy pan rozumie, w jakiej jest sytuacji?
- Martwej.
Cofnęła się o krok, przyglądając mu się uważnie. Wyglądał jakby mu na niczym nie zależało, jakby miał wszystko gdzieś, ale ona wiedziała. W środku cierpiał jak każdy normalny człowiek, był praktycznie sam, porzucony przez wszystkich, nic dziwnego, że nie miał ochoty walczyć o swoją przyszłość. Nabrała powietrza, siadając na drugim łóżku, nie było sensu zmuszać go do czegokolwiek.
- Rehabilitacja może dużo pomóc. Może pan odzyskać sprawność w członkach w dużej mierze, może jak los dopisze, nawet w stu procentach… Pana przyjaciel na pewno by chciał, żeby pan walczył do końca. Jeszcze nic nie jest stracone. Organizm regeneruje się wolno, ale jednak walczy.
Spojrzał na nią znużony, nie wyglądał na przekonanego jej słowami. Jego oczy były puste i bez woli walki, a przecież jeszcze miesiąc temu był zdeterminowany walczyć, był oschły i śpieszył się niewiadomo gdzie.
- Nikt mnie poza nim nie odwiedza… Dla innych umarłem… – Mruknął cicho, próbując ukryć swoją wewnętrzną rozpacz.
- Ale nie umarł pan! Jest tutaj i żyje! Powinien pan walczyć, żeby im udowodnić, jak bardzo się pomylili!
Prychnął pod nosem, będąc pod podziwem jej zachowania. Jeszcze nigdy nie spotkał takiej kobiety, tak zdeterminowanej w tym co robi.

***

- Może gdybyś znalazł jakąś dziewczynę, byłoby ci łatwiej… Znaczy prawdziwą, a nie kolejną dziwkę. Nie czujesz się pusty w środku? – Zaczął ostrożnie, popijając swoje piwo.
- Miłość?
- No tak, miłość. Słyszałem, że to naprawdę świetne uczucie…
- Świetne uczucie? – Prychnął pogardliwie, dopijając do końca swój napój. – Co w tym takiego pięknego? Musisz tłumaczyć się swojej kobiecie ze wszystkiego, a najlepiej być jej psem. To przereklamowane. Wolę seks.
- Tylko, że to brzmi trochę samotnie… – Mruknął pod nosem, wyrzucając pusta puszkę do rzeki. – Nie chcesz zaznać, czegoś więcej?
Spojrzał na niego znużony. Nie wiedział, co mu ma powiedzieć tak dokładnie, sam nie rozumiał swoich uczuć, tego kim jest. Wszystko wydawało się takie nudne, pozbawione sensu.
- Boisz się mnie?
- Nie. Jesteś moim przyjacielem. To oczywiste, że się nie boję.
- Dlaczego? Przecież jestem psychopatą. Lubię zabijać. To takie uzależnienie… Sam nie wiem, skąd we mnie to uczucie.
Nie odpowiedział. Wpatrywał się tylko w migającą rzekę, zastanawiając się, czy naprawdę nie ma powodu, dla którego jego przyjaciel jest taki znudzony życiem i dlaczego je odbiera z taką satysfakcją.
- Zabiłem kilka zawodników na derbach.
- Uznali to za wypadek. To się zdarza.
- To nie był wypadek. Chciałem ich zabić.
- Wiem. – Mruknął twardo, przymykając oczy. Czasem wolał nie wiedzieć jak jest naprawdę.
- Dziwny jesteś. Pewnie kiedyś pożałujesz tej przyjaźni.
- Tylko mnie nie poćwiartuj… – Odparł śmiejąc się pod nosem.
Może brak miłości w życiu przyjaciela zamieniło go w żyjącego potwora? Może, powinien bardziej się starać pokazać mu, że nie jest sam? Że nigdy nie był?
- Żałujesz?
- Czego?
- Że zabiłeś swoich rodziców?
- Nie. Nie żałuję. Oni mnie nigdy nie kochali. Byłem ich przekleństwem.

***

Zakryła usta, próbując nie parsknąć śmiechem. Brunet zmarszczył nos widząc jej wysiłki by go nie wyśmiać. Nabrał powietrza starając się uspokoić. Dotknął delikatnie swojej głowy, gdzie zamiast swoich dłuższych miękkich włosów, poczuł szorstką szczecinkę.
- Nie możemy ponownie założyć bandaży? – Powiedział zrozpaczony, spoglądając na swoje odbicie. Wyglądał okropnie, nijak przypominał swoje dawne ja.
- Skóra musi oddychać. Teraz będzie lepiej. Musisz dać włosom pozwolić odrosnąć.
- Czemu zawsze muszę dawać czas swojemu ciału? Nie macie jakiś przyśpieszaczy?
- Nie. Nie ma chodzenia na skróty, to nie film.
- To się nazywa znęcanie nad pacjentem. – Mruknął pod nosem, robiąc psie oczy. – Proszę?
- Nie. – Odwróciła się na pięcie, wyraźnie rozbawiona. Cieszyła się widząc jak zapory między nimi powoli pękają i poznaje nowe oblicze swojego pacjenta. Tak jak przewidziała, musiał być bardzo samotną osobą w życiu. – Co to za mina?
- Naruto taką robi, gdy o coś prosi…
- U niego to może i działa, ale u ciebie nie… Szczególnie w takim stanie.
Nadął policzki, odwracając się od niej. Nie podobała mu się ta sytuacja, gdy nie był panem. Nie rozumiał, dlaczego ta kobieta nie czuje przed nim żadnego strachu, dlaczego tak jej zależy by utrzymać go w dobrym nastroju. Nie mógł jednak powiedzieć, że tego nie lubił. Była czymś nowym w jego życiu i jakoś częściej chciało mu się śmiać.
Już nie czekał na wizytę Naruto, blondyn tylko go nużył swoimi historiami, nie obchodził go świat poza ścianami sanatorium. Chciał spędzać czas ze swoją pielęgniarką, która była niewinna przez swoją niewiedzę. Miał nadzieję, że nigdy nie dowie się o tym kim był kiedyś. Wreszcie już nigdy nie wróci do tamtego życia. Kakashi nie chce go już w swojej drużynie, ale skoro Naruto przeżył utratę pozycji, to dlaczego on nie miałby tego zrobić?
- To dzisiaj pójdziemy na basen! To powinno rozbudzić twoje mięśnie.
Nie cierpiał jej wesołego głosu, był przepełniony nadzieją i wiarą w sukces, że czasami łapał się na tej głupiej naiwności, że może z tego wyjść. A przecież pierwszą myślą było wyklęcie Naruto, że w ogóle go ratował z tego samochodu, że nie pozwolił mu umrzeć.
Po co miałby mieć teraz wolę życia, skoro nigdy jej tak naprawdę nie miał?
- Jeśli będziesz ciągle taki skwaszony nie dostaniesz cukierka!
- A co ja jestem? Dziecko? – Burknął cicho, spoglądając z niechęcią na wózek inwalidzki. – Nie chcę iść na basen.
- Nikt się ciebie nie pytał o zdanie. – Odparła chłodno, pomagając mu usiąść na wózku.
- Czy nie jesteś pielęgniarką? Kiedyś nie mogły robić nic bez zgody pacjenta…
- Ty jesteś wyjątkiem. – Uśmiechnęła się niewinnie i pchnęła wózek na korytarz. – Zobaczysz, będzie fajnie!
Wątpił w to. Naprawdę w to wątpił. Nie czuł dolnej części ciała w ogóle, rękami w małym stopniu mógł poruszać, choć bardziej prawą niż lewą, to jednak miał w nich czucie, w porównaniu do nóg. Kiedyś lubił pływać, często jeździł nad jezioro by po prostu pobyć samemu, tylko że zazwyczaj kończył zabijając jakiś turystów.
- Utonę momentalnie. – Odparł zniechęcony, przymykając oczy. – Są łagodniejsze sposoby na zabicie człowieka.
Spojrzała na niego zdumiona. Wiedziała, że powinna się zaśmiać i wyzwać go od głupków, czy innych wariatów, ale coś w jego głosie jej nie pasowało. Zupełnie jakby wiedział co mówi, jakby znał sposoby zabijania ludzi, ale to przecież nie jest możliwe, prawda?
- Twoje marudzenie nie zmieni mojego zdania na ten temat! – Powiedziała pewnie, odpychając od siebie niepokojące myśli.
- Mam nowe płuca, nie powinienem pływać… – Spróbował ponownie, tym razem z sztucznym łamiącym się głosem.
- Właśnie powinieneś robić wszystko by przyzwyczaić je do takich sytuacji.
- Kiepska z ciebie pielęgniarka.
Poczuł jej łagodne uderzenie na głowie. Złapał się prawą ręką za głowę, mamrocząc wyrzuty pod jej adresem. Żałował, że jest w tak kiepskim stanie, bo mógłby się przynajmniej jakiś sposób zemścić.
Westchnął ciężko, spoglądając na mijanych ludzi, którzy usuwali się im z drogi, mamrocząc coś pod nosami. Wiedział o czym mówią, widział ich niechęć w oczach, ten strach. Wcale nie byli zachwyceni z poprawy jego stanu, ale nie mógł ich winić. Znał swoją przeszłość, swoją opinię, z której był dumny.
- Nie przejmuj się nimi. Jeszcze im pokażemy, kto ma silniejszą wolę życia.
Odwrócił głowę w jej kierunku, wpatrując się w nią w szoku. Nie tego się spodziewał. W jego wnętrzu rozlało się dziwne ciepło, którą inni nazwaliby radością. Sam nie wiedział czemu zaczął się szczerzyć w głupim uśmiechu, przecież nie miał ku temu żadnego powodu.
- Definitywnie się nie poddam. – Mruknął pod nosem, przysięgając sobie, że się nie podda.

Rozdział 8. Ego sum, qui sum


-Całkiem dobrze ci idzie, Sasuke! Oby tak dalej.- Zaklaskała dosyć głośno, zwracając na siebie jego uwagę.
-Pewnie, że idzie. Tak łatwo się nie poddam.- Prychnął cicho podpływając do brzegu.
Był pod wrażeniem swojego ciała. Nie sądził, że kiedykolwiek odzyska sprawność w dolnych partiach ciała, a jednak mógł swobodnie pływać. Co prawda chodzić jeszcze nie mógł, mięśnie były za słabe, by utrzymać jego ciężar, ale i tak wszystko szło ku lepszemu. Sakura siedziała na brzegu w swoich zielonym stroju kąpielowym szczerząc się wesoło, jak zwykle była w dobrym nastroju, czego kompletnie nie rozumiał. Jak człowiek może być ciągle tak pogodny? Musiała przecież mieć jakieś zmartwienia…
-Tak, tak, panie macho.- Zachichotała cicho, ochlapując go wodą.
Westchnął, zanurzając się pod wodę w dezaprobacie jej zachowania. Dziewczyna nachyliła się tylko mocniej ku wodzie zastanawiając się, gdzie zniknął jej pacjent. Wiedziała, że za dużo sobie pozwala w ich stosunkach, powinna być bardziej surowa, naganna i trzymać dystans, ale nie chciała tego. To mogłoby go tylko zniechęcić do dalszej walki, a musiała mu pomóc uwierzyć, że wszystko będzie dobrze, że ma po co żyć.
-Sasuke?
Zapadła kompletna cisza przerywana jedynie cichym pluskiem wody uderzającej o ściany basenu. Zaniepokojona szykowała się już do wstania, gdy coś pociągnęło ją do środka. Pisnęła przerażona, wpadając do wody. Zamrugała dziko próbując jak najszybciej przyzwyczaić się do chloru. Gdy wreszcie adrenalina trochę opadła, zobaczyła przed sobą rozbawionego bruneta.
Wynurzyła się z wody, wsłuchując się w jego śmiech. Sakura słyszała wiele rodzajów śmiechów, ale jeszcze nigdy nie słyszała u dorosłego mężczyzny tak szczerego i dziecięcego. Spoglądała na niego w kompletnym zdumieniu, wydawał się jej teraz małym chłopcem, który zrobił psikusa swojej znajomej czy siostrze.
-Sasuke! Nie powinieneś tego robić! Przestraszyłeś mnie!
-Chyba nie myślałaś, że jest tu jakiś potwór, który pożera ludzi?
-Oczywiście, że nie.
Odwróciła się od niego, by nie mógł zobaczyć, że kłamie. Jej logiczna część umysłu negowała istnienie czegokolwiek innego niż to, co można zobaczyć gołym okiem, ale ta druga strona, mniej praktyczna, nie miała nic przeciwko dziecięcej wierze w nadprzyrodzone istoty.
Chciała już podpłynąć do drabinki, gdy poczuła na swojej skórze czyjś dotyk. Nabrała powietrza, próbując nie zrobić nic głupiego, jak uderzenie swojego pacjenta w czułe miejsce. Nie była przyzwyczajona do takich rzeczy, nawet z jej narzeczonym ledwo się dotykała, po prostu nie czuła takiej potrzeby. Ale teraz pod wpływem dotyku Sasuke czuła przemarsz dreszczy po całym jej ciele, nie mówiąc o nagłym wzroście temperatury.
-Co robisz? – Powiedziała najspokojniej jak tylko potrafiła.
-Próbuję cię udobruchać. –Odparł nonszalancko, muskając ustami jej szyję.
-To raczej nie jest dobry sposób na przepraszanie…
-Czemu? Mi się podoba…
Jej też się to podobało. Lee jej tak nie dotykał, nie umiał być romantyczny, a raczej nie w ten sposób. Wszystko robił impulsywnie, z pewną żywiołowością, ale ona czasem potrzebowała spokoju, czułych gestów, a nie tylko prostego seksu.
Jęknęła, gdy jego dłoń zacisnęła się na jej piersi, a jednak nie zrobiła nic, by mu przerwać, choć gdzieś w głębi siebie, wiedziała, że powinna, że zdradza swojego narzeczonego. Nigdy tego nie zrobiła, nieważne jakimi ideałami się kierowała, to nigdy nie pozwalała na takie naruszenie granic między pacjentem a pielęgniarką.
Więc dlaczego tym razem nie walczy?

***

-No proszę, jak chcę to potrafię. – Powiedział pod nosem, zamykając klapę samochodu.- Zupełnie jak nowy, nie ma co.
-Widzę, że humor dopisuje.- Chłodny męski głos odezwał się za nim, wyrywając go z chwilowej euforii nad udanym ciężkim zleceniem.
-Neji…- Mruknął pod nosem, odwracając się do niego.
Jak zwykle udawał twardego, że na niczym mu nie zależy, ale tak naprawdę był kłębkiem nerwów. To, że kuzyn Hinaty wreszcie ich znalazł nie było dobrym znakiem, a może raczej zaskakującym, skoro zajęło mu tak wiele czasu, pomimo wpływów, jakie na pewno ma.
-Nie widzę zadowolenia u ciebie na mój widok, a przecież chcesz być częścią naszej rodziny, czyż nie?
-Nie. Chcę tylko Hinatę. Ona mi wystarczy.
-Ona ci wystarczy…- Powtórzył z nutką ironii zbliżając się do niego powoli. – A co z dzieckiem? Ono ci nie jest potrzebne?
-Jak zwykle czepiasz się wszystkiego, co powiem. Chodziło mi, że reszta Hyuugów mnie nie interesuje. Po co tu przyjechałeś?
Szatyn zaśmiał się, wycierając z oczu nieistniejące łzy. Naruto znał ten śmiech, sarkastyczny, pełen pogardy. Słyszał go już wtedy, gdy prosił o pozwolenie na spotykanie się z Hinatą, ale nic z tego nie wynikło. Teraz też nie usłyszy nic dobrego.
-Czego ja mogę chcieć, Naruto? Zabieram Hinatę ze sobą.
Gdyby słowa były bronią, blondyn miałby już sporą kolekcję noży w sercu. Nie znosił tego chłodnego tonu głosu, który rozpuściłby górę lodową gdyby dano mu taką możliwość. Przełknął ślinę najciszej jak potrafił starając się nie wybuchnąć gniewem.
-Nie zrobisz tego.- Odparł twardo, zaciskając mocniej dłonie.
-Bo ty tak mi mówisz? Twoje zdanie nie ma dla mnie najmniejszego znaczenia.
-Wiem, ale nie pozwolę ci jej zabrać. Hinata jest moim życiem.
-Jakie piękne słowa. Normalnie Szekspir by lepiej tego pewnie nie powiedział. –Odparł drwiąco, odwracając się na pięcie od niego.- Jesteś tylko kryminalistą, mordercą. Nie jesteś wart jej spojrzenia, twoje szczęście się wyczerpało, Uzumaki. Śmieć zawsze będzie śmieciem.
-Nie jestem! Hinata mnie kocha! Nie możesz nam zabrać tego!- Ryknął zrozpaczony, trzęsąc się z nerwów.
-Czego nie mogę wam zabrać? Tego „szczęścia”? Daj spokój. Zabieram ją do domu. Nie martw się. Wasze dziecko będzie odpowiednio wychowane.
Szatyn zniknął za drzwiami, wsiadając w samochód, nie dając Naruto szansy na powstrzymanie go.
-Nie zabieraj jej… Nie zabieraj mi jej…- Łkał cicho, padając na kolana, zwijając się w kłębek. Jego serce było roztrzaskane na kilka części przez strach, który nim wstrząsnął. Straci Hinatę, na zawsze. Neji tego dopilnuje, czuł to.

***

Leżał na pryczy wpatrując się tępo w sufit. W powietrzu unosił się zapach potu i zgnilizny. Ziewnął przeciągle, odwracając się na bok. Nic się nie zmieniło od czasu, kiedy ostatni raz zmienił pozycję, a jednak czuł się zupełnie inaczej. Może to przez to, że środki odurzające wreszcie przestawały działać, a może to zmiana pory dnia.
Policjantka podeszła do celi szukając kogoś wzrokiem. Blondynka o długich włosach i widocznych piersiach, była całkiem ładna, szczególnie gdy marszczyła nos w niezadowoleniu. Uśmiechnął się łagodnie zastanawiając się przez chwilę, czy nie powinien z nią pogadać. Może flirt by mu nie zaszkodził?
-Uzumaki Naruto?- Jej szorstki głos odbił się od ścian drażniąc jego uszy.
Była ładna, jednak nie była głupia. Nie miał szans jej udobruchać żadnymi słowami. Nabrał powietrza i zeskoczył z łóżka. Przywołał uśmiech z tych przyjaznych, można było go nazwać dziecięcym przepraszaniem za szkody. Podszedł do krat, starając się nie robić nic, co można byłoby odebrać, jako obrazę statusu. Mimo że nie służył w policji to wiedział, że kobiety w tym zawodzie nie są traktowane poważnie, wręcz pomiatane przez swoich kolegów i wysyłane najczęściej do sprawdzania parkometrów. Żałosna namiastka prawdziwego zawodu.
-To ja.
-Masz szczęście, ktoś wpłacił za ciebie sporą sumkę. Jeszcze sobie pobrykasz na wolności.
Otworzyła kratę i wypuściła go na zewnątrz. Nie spojrzał na nią ani razu podczas ich drogi do biura, żeby odebrać swoje rzeczy. Dobrze wiedział, kto wpłacił za niego kaucję. Ta sama osoba, przez którą się tutaj znalazł.
Podziękował, przeprosił i wyszedł z komisariatu, spoglądając z zawodem na bruneta, który palił spokojnie papierosa, w ogóle nieprzejęty tym, co się stało. Nie powinien się temu dziwić, to nie on gnił przez 48 godzin w pace.
-Nikt cię nie wydupczył?- Sasuke odezwał się wyraźnie rozbawiony, otwierając sobie drzwi od samochodu.
-Śmieszne. –Mruknął pod nosem, siadając z tyłu.
-Chcesz wstąpić do jakiegoś Fast fooda czy coś?
-Chcę do swojego łóżka, nie jestem głodny.
Tak naprawdę był głodny, nic nie jadł od kilku dni, ale chciał być już w swoim domu i odpocząć od tego wszystkiego. Czasami naprawdę żałował tej przyjaźni z Sasuke, tego wiecznego koszmaru, w którym przez niego żyje.

***

-TY MAŁA GÓWNIARO! PIEPRZYĆ CI SIĘ ZACHCIAŁO! CZY TY W OGÓLE MYŚLISZ?! –Kobiecy głos rozbrzmiał w całym mieszkaniu. –PEWNIE, ŻE NIE! PRZECIEŻ JESTEŚ W CIĄŻY!
Dziewczyna nabrała powietrza próbując zachować spokój. Cokolwiek by powiedziała i tak nie byłoby to odpowiednią odpowiedzią dla jej rodzicielki. Spojrzała na swój brzuch uśmiechając się łagodnie. Nie żałowała tego. Tak naprawdę była nawet szczęśliwa. Ma w sobie jego dziecko. Powinna mu o tym powiedzieć, ale nie mogła go odwiedzić, nie teraz. Gdyby to zrobiła, miałby jeszcze większe kłopoty. Powinna przekazać tą informację komuś z jego otoczenia.
-Czy ty mnie słuchasz?!
-Nie usunę jej.- Odparła twardo odwracając się na pięcie.
Miała już dość bycia cudownym dzieckiem, który zarabia dla rodziców pieniądze zapominając o swoim życiu. Nie była robotem.

***

Zagryzła wargę stojąc przed drzwiami do własnego domu. Jej zdenerwowanie było oczywiście zrozumiałe, wreszcie nie co dzień zdradza swojego narzeczonego. Kochała go, naprawdę go kochała, nawet jeśli nie był ideałem to podziwiała jego hart, a jednak… Nie zawahała się dzisiaj ani razu. Ani razu nie pomyślała o nim, gdy pozwoliła obcemu mężczyźnie penetrować jej ciało. Ten orgazm, który przeżyła był czymś zupełnie innym… Jeszcze nigdy nie przeżyła czegoś takiego. Najgorsze jednak było to, że miała ochotę na dużo więcej.
Nabrała głębokiego wdechu i weszła do środka siląc się na szczęśliwy uśmiech, bez cienia poczucia winy. Przecież to był tylko jeden raz, to niczego nie zmienia… Nadal z nim jest i nadal chce założyć z nim rodzinę. Tak, nadal go kocha, po prostu przez różnice poglądów musiała o tym zapomnieć.
-Wróciłam, kochanie. –Powiedziała najpogodniej jak tylko potrafiła, wpatrując się w jego sylwetkę na sofie. Jak zwykle oglądał telewizję.
-To świetnie, trochę dłużej ci dzisiaj zeszło.
Kolejna beznamiętna odpowiedź. Poczuła się jakby nóż przebijał jej serce, była nawet na niego zła. Czemu już o nią nie walczy? Czemu mu już tak nie zależy? To, że się związali oznaczało, że może przestać się starać?
-Tak, zajęcia na basenie się lekko przedłużyły. Pójdę się umyć, jestem okropnie zmęczona.
-Dobrze. Chociaż nie powinnaś się tak przepracowywać.
Weszła po schodach do łazienki, zaciskając z całej siły szczękę, by nic mu nie powiedzieć. Kiedyś to wyglądało inaczej! Były pocałunki na przywitanie i pożegnanie, a teraz? Telewizja była od niej ważniejsza! W ogóle nie interesował się jej życiem, co najwyżej pytał się czy dostała okres.
Wiedziała dlaczego to robi, chciał się pochwalić swojemu mentorowi, że wreszcie spłodził potomka. Żył jedynie dla pochwał ze strony mężczyzny, który zmienił jego życie, ona się już tak nie liczyła. Czasami nawet zastanawiała się, czy nie jest gejem z tym jego zachwytem.
-Spokojnie, jesteś rozgoryczona, bo nawet nie zauważył, że go zdradziłaś… Ale przecież nie chcesz kończyć tego związku, nadal go kochasz… prawda?
Spojrzała na swoje odbicie w lustrze z rozpaczą w oczach. Wcale nie była tego taka pewna…

***

Wbiegł do domu, płosząc przy okazji kota, który miauknął z wyrzutem i czmychnął na górę. Zdyszany rozejrzał się po piętrze, chwytając się za klatkę piersiową. Wszystko go bolało, ale najbardziej serce, chciał płakać, umrzeć. Życie bez Hinaty nie miało żadnego sensu…
-Naruto?- Brunetka pojawiła się na schodach z ręcznikiem na głowie.
-Hinata!
Podbiegł do niej, ignorując kompletnie ból w nodze. Przytulił ją mocno do siebie, ignorując jej pytania i próby oderwania się od niego.
-Kocham cię… tak bardzo cię kocham, że aż boli sama myśl, że może cię zabraknąć w moim życiu.

9. Fac fideli sis fidelis

Pukanie do drzwi go zaskoczyło. Ich znajomi preferowali wejścia bez zbędnych ostrzeżeń. Hinata zaś nie miewała gości, bo agenci kontaktowali się z nią wyłącznie telefonicznie i to ona do nich musiała jeździć, a nie odwrotnie. Wstał od stołu i ruszył do drzwi zostawiając za sobą zaciekawioną narzeczoną. Będąc już w 8-mym miesiącu ciąży nie mogła pracować, ale dla Naruto nadal była najpiękniejszą kobietą na świecie. Nawet, jeśli musiał w środku nocy przynosić jej potrawy, których on by nigdy nie zjadł.
-Słucham?- Otworzył powoli drzwi z zadziornym uśmiechem, który spełzł mu natychmiastowo, gdy zobaczył, kto ich odwiedził.
-Uzumaki Naruto?- Wysoki mężczyzna odezwał się chłodnym, służbowym głosem.
-Tak. – Odparł cicho, spoglądając za siebie.
Tak jak przypuszczał, Hinata już szła w ich kierunku, zaniepokojona niecodzienną wizytą. Tak jak i on, nie spodziewała się, że groźba Nejiego okaże się realna. Wreszcie nie nękał ich za często i sądzili, iż przekonał się, że naprawdę się kochają i szkoda byłoby niszczyć taką rodzinę. Jednak się pomylili. Rodzina Hyuuga nigdy nie odpuszcza.
-Naruto? Co się dzieje?
Spojrzał się na nią zrozpaczony. Nie wiedział, co powinien jej powiedzieć. Przecież to nie tak miało wyglądać. Mieli wziąć ślub po urodzeniu dziecka, wyjechać zagranicę na miesiąc poślubny i być jedną wielką szczęśliwą rodziną. Mieli być szczęśliwi. Obiecywali to sobie.
-Nazywam się Yamato, jestem prokuratorem sądowym, a to są posterunkowy Fuu i oficer Ushi. Przyszliśmy aresztować pani partnera.
-Za co?! Przecież on nic nie zrobił!- Pobladła postawiła krok w stronę policjantów, jednak Naruto chwycił ją za rękę, uniemożliwiając jej dalsze działanie. Spojrzała na niego zaskoczona, ale w jej oczach już pojawiały się łzy.
-Oczywiście, ostatnio pan Uzumaki był przykładnym obywatelem naszego kraju, jednak jego przeszłość nie wygląda już tak kolorowo. Uzumaki Naruto, jesteś oskarżony o popełnienie 60 morderstw z premedytacją i rozprowadzanie środków odurzających, zakazanych w naszym państwie. Miej świadomość, że liczba morderstw byłaby większa, gdyby nie to, że działy się one na terenie stadionu.
Naruto spuścił głowę, nie umiejąc walczyć, zresztą nie miał jak. Mieli dowody, Neji się już o to postarał, a on był jedynie biednym mechanikiem, który jeszcze do niedawna nie mógł spać przez koszmary związane z jego przeszłością. Nieważne ile by się modlił, ile by błagał boga o przebaczenie, nie zwróci życia tym osobom. Jest winny.
-To nieprawda!- Hinata jęknęła chwytając Naruto za policzki, zmuszając go by na nią spojrzał. – Powiedz im prawdę!
-Przepraszam, Hinata, ale to prawda…
-Nie… Nigdy w to nie uwierzę! Nie byłbyś do tego zdolny! Przecież jesteś miłym i troskliwym mężczyzną.. Takiego cię pokochałam! To niemożliwe żebyś zdołał tak mnie oszukać!
-Przepraszam… Naprawdę cię przepraszam.

***

Więzienie nie musi być wcale takie złe. Szczególnie, gdy człowiek przez całe swoje dotychczasowe życie, przebywał w bardziej mrocznych rejonach świata niż tych jasnych. Hidan przebywając w więzieniu wśród innych morderców i psychopatów, czuł się nawet dobrze. Ludzie gadali jego językiem, bez zbędnego owijania w bawełnę, wszystko miało klarowne zasady oraz reguły i sam sobie był panem. Nie musiał patrzeć na innych. To były swego rodzaju plusy przebywania w tym miejscu, ale nawet on musiał stwierdzić, że ten plus był dużo mniejszy niż minus.
Nikt go nie odwiedzał. Nikt poza Kakuzu, który robił to tylko po to, żeby przypomnieć mu o długach, których nie spłacił. Nikt normalny by nie nazwał tego przyjaźnią, ale on w obecnej sytuacji właśnie tak to nazywał. Przyjaźń. Jedyna, jaka mu pozostała. Przebywanie wśród ludzi swojego pokroju nie leczy złych nawyków, wręcz je wzmacnia, a to mu się niekoniecznie podobało. Gdzieś z tyłu głowy nadal pamiętał jak skończył Sasuke, gdzie bycie potworem go zaprowadziło, a on nie zamierzał tam zawitać. Chciał się zmienić. Kilkakrotnie nawet próbował. Do tej pory były to próby nieudane, ale przynajmniej przystopował ze swoim instynktem zabijania. Aż do momentu, gdy poznał Reiko.
To nie tak, że znowu chciał być zły, mordować i być bestią. Z Reiką było zupełnie inaczej. Chciał się nią zaopiekować, chronić przed złem. Nie liczył się dla niego jej wiek, liczyła się ona i zaczynał powoli rozumieć, co mówił Naruto o Hinacie.
Tylko, że społeczeństwo nie miało tego samego poglądu na to, co on. Najokropniejszą rzeczą, jaka go spotkała w więzieniu to strach, który ściskał jego serce. Czy będzie miał do kogo wracać? Czy Reika będzie o nim pamiętać jak wyjdzie z więzienia? Może dla niej była to krótka przygoda z derbowcem i nic więcej?
-Wyglądasz jak szmata.- Kakuzu usiadł naprzeciwko niego, wyciągając złotą monetę.
-Dzięki, staram się.
-Dałeś się wrobić tej suczy to masz.
-Uważaj, żeby Karin ciebie nie zniszczyła, to kobieta raczej nienormalna. –Warknął oschle, odwracając od niego wzrok.
-Spokojnie, ogierze. Wiem, jaka ona jest. Wreszcie nikt normalny nie zadaje się z Sasuke. A raczej zadawał się. – Wzruszył ramionami, przekładając monetę z ręki do ręki.- Mam dla ciebie wiadomość.
-Wiadomość? Jaką wiadomość? Od kogo?
-Jaki nieufny. Od twojej cizi. Będziecie mieli dziecko.
-Dziecko?- Spojrzał na niego pobladły, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszy. On miał zostać ojcem? Przecież jest mordercą, nie kandydatem na ojca.
-Też byłem zdumiony, ale tak. Dziecko.

***

Wysiadł z samochodu z ulgą. Derby wcale nie były czymś, co uwielbiał. Wszyscy zawodnicy byli dla siebie niemili, w dodatku wszechobecna przemoc zdawała się ich cofać do ery imperium rzymskiego, gdzie ludzie oglądali walki na śmierć i życie dla zwykłej zabawy. Nie podobało mu się to, nie tego się spodziewał po tym zawodzie. Sądził, że będzie to sposób na opanowanie mrocznej strony Sasuke, że wyszaleje się i przestanie mordować. Jednak brunet ani śnił o przerywaniu swojego krwawego hobby.
-Dobra robota, Naruto, jak zwykle uniknąłeś zagrożenia. – Brunet prychnął pogardliwie, strzepując z siebie resztki krwi.
-Nie musiałeś tego robić. Co ten zawodnik ci zrobił?
-Był moim przeciwnikiem, to chyba wystarczający powód by dać z siebie wszystko!
-Tak, tak… Cała ta twoja filozofia jest złota warta.- Machnął ręką, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów. –Dobrze się bawiłeś?
-Mogło być lepiej, ale jasne.
-Tyle dobrego.- Zaciągnął się powoli spoglądając na księżyc w pełni nad nimi.
Stadion wciąż był wypełniony gwarem wychodzących ludzi, jednak nie słyszał już ich, wyłączył się kompletnie z tego życia i skupił się na niebie, które uwielbiał obserwować od zawsze.
-Nie bądź taki markotny. Następnym razem tobie też się uda.
-Co mi się uda?- Spojrzał na niego zdezorientowany, pocierając skronie. Był zmęczony za bardzo, by rozumieć, o co chodzi przyjacielowi.
-Być na szczycie. Musisz po prostu wyciągnąć z siebie pierwotny instynkt do zabijania.
-Wolę jednak pozostać sobą. – Wzruszył ramionami, wyrzucając niedopałek przed siebie.
-Niektórzy by stwierdzili, że jesteś trochę nudny, Naruto.
-Pewnie jestem.
Machnął mu ręką na pożegnanie i ruszył w stronę wyjścia. Każdy krok wydawał się cięższy od poprzedniego. Jego umysł opanowywała słodka mgła wyczerpania, która gwarantowała błogi sen po powrocie do domu.
-Naruto!, Rozluźnij się! Szkoda życia!
Spojrzał przez ramię na roześmianego przyjaciela. Poczuł jak mdłości uderzają go ze zdwojoną siłą. Przez chwilę miał wrażenie, że patrzy na potwora, diabła z piekła rodem, który pociągnie cały świat ze sobą, ale przecież to był Sasuke. Może był mordercą, ale raczej daleko mu było do bycia potworem… Prawda?
-Pewnie, że szkoda!- Odparł po chwili, zmuszając się do uśmiechu.
Powinien przerwać tę szopkę, powinien już dawno zniknąć z tego miasta, uwolnić się od niego, ale nie potrafił. Sasuke był jego przyjacielem, nie mógł go zostawić.
-Najwyżej pójdę do piekła z nim.- Mruknął pod nosem wychodząc na ulicę.

***

Stał naprzeciwko sędziego, który siedział na swojej ambonie wpatrując się w niego z pogardą. Słuchał jak prokurator przedstawia dowody jego zbrodni. Powinien powiedzieć, że to nie on, że tylko zacierał ślady morderstw, że prawdziwym winowajcą jest Sasuke. Jednak nie mógł. Obiecał mu, że nigdy nikomu nie powie prawdy, nie miał zamiaru jej wyjawiać dla własnej wygody. Zresztą nie był pewien, czy Neji nie postarał się przekręcić dowodów na swoją korzyść.
Po jego lewej stronie siedział Neji i ojciec Hinaty. Widział jak byli z siebie dumni, patrzyli z rozkoszą jak ich domniemany wróg idzie na dno za bycie naiwnym. Naprawdę chciał kiedyś zbudować z nimi normalne relacje. Chciał im udowodnić, że nieposiadanie rodziny nie znaczy nic, że może do czegoś dojść bez znajomości i nazwiska. A przede wszystkim, że może uczynić Hinatę szczęśliwą. Ale oni nie chcieli tego widzieć. Była to wreszcie rodzina z tradycjami, która nie dopuszczała do siebie byle kogo, a on właśnie był byle kim. Sierota z ulicy, który zaprzyjaźnił się z samym diabłem.
Hinata siedziała po prawej stronie, zapłakana, błagająca o to, by wreszcie się obudzić z tego koszmaru. Miał być ślub. Naprawdę się cieszyła, że zostanie mężatką, ale teraz to nigdy nie nastąpi. Nawet, jeśli Naruto powiedział jej, by znalazła szczęście przy boku kogoś innego, to ona nie mogłaby pokochać kogoś innego. Naruto zabrał jej serce i zapomniał oddać. Ale zawsze taki był od samego początku ich znajomości, zawsze coś jej zabierał, by mieć powód, aby ją znowu zobaczyć.
-Drogi sędzio, ławo przysięgłych! Stojący tu oskarżony Uzumaki Naruto już od wczesnych lat młodości bestialsko mordował. Najczęściej kobiety, które ulegały jego urokowi, chciały być kochane, a zamiast tego były mordowane! Należy też wspomnieć o poprzednim zawodzie oskarżonego. Derby. Nie normalne derby, które są pokazem kaskaderskim, wszystko ustawione i sztuczne, nie. On, drodzy państwo, brał udział w tych morderczych derbach, gdzie zawodnicy spychają się tymi wielkimi samochodami z toru, próbując pokazać, która drużyna jest silniejsza. W ten sposób prawdopodobnie zabił kilkunastu zawodników, ale wszystko sprytnie upozorował na wypadek, albo niedoskonałość maszyny! Drodzy państwo, to jest potwór, demon w ludzkiej skórze. Spójrzcie na niego! Który Japończyk ma blond włosy i niebieskie oczy?!
Naruto przymknął oczy, nie chcą tak naprawdę słuchać dalej tego wywodu. Jego obrońca najpewniej nie będzie miał za wiele kontrargumentów, zresztą jego uroda od zawsze wzbudzała nienawiść wśród starszych i fascynację wśród płci przeciwnej. Każda dziewczyna chciała związać się z demonem. Nie rozumiał, dlaczego tak go nazywano. Urodził się w Japonii, czuł się Japończykiem, po prostu w porównaniu do innych nie miał czarnych włosów.
-Masz coś na swoją obronę? – Prokurator spojrzał na niego z obrzydzeniem, ale w jego oczach można było dostrzec zwycięstwo, trafił do serc ludzi.
Zaprzeczył ruchem głowy, nie było sensu mówić cokolwiek. Nic go już nie uratuje, chyba, że pojawienie się samego boga Izanami, który by oczyścił go z zarzutów. Jego adwokat wstał, wycierając co chwila czoło chusteczką. Drżał cały pod wpływem emocji, niezdolny do pochwycenia swoich dokumentów, zostawił je na stoliku i wystąpił na przód. Tak jak Naruto się spodziewał, mężczyzna jąkał się, uciekał wzrokiem i mamrotał kompletne głupstwa. Nie mówił nic, co mogłoby uratować jego klienta od wyroku.
Po godzinie obradowania ława przysięgłych wróciła na salę. Wszyscy spoglądali na nich z niepokojem zastanawiając się, co postanowili. Hinata wpatrywała się w skulonego blondyna, nie musiał jej mówić, ona i tak wiedziała, że był niewinny, że to wszystko wina Sasuke.
-Uzumaki Naruto, decyzją ławy przysięgłych jak i sądu jest uznanie cię winnych stawianych zarzutów. – W sali zapadła kompletna cisza, przerywana jedynie głośnym oddechem niektórych mężczyzn, którzy mieli problemy z oddychaniem. – Zostajesz skazany na karę śmierci. Wyrok zostanie wykonany za 6 miesięcy od dnia dzisiejszego.

***

Spojrzał z wyrzutem na dziewczynę, która siedziała spokojnie pod ścianą czytając książkę. Miał ochotę do niej podejść i domagać się uwagi, ale nie mógł tego zrobić z prostych przyczyn. Jego nogi wciąż nie odzyskały dawnej sprawności. W dodatku aktualnie znajdował się pomiędzy dwoma belkami, przypięty linami do nich, gdyby nagle stracił równowagę. Jego droga ćwiczeń nie sięgała w jej kierunku. W dodatku lekarz najzwyklej nie miał zamiaru dać mu czasu do marudzenia.
Irytowała go. Bardziej niż jakakolwiek kobieta wcześniej. Wszystkie padały mu do nóg, błagały o uwagę i o życie, ale ona była inna. Uprawiał z nią seks, dosyć udany zważywszy na jego stan zdrowia, chętnie też by go powtórzył, ale ona unikała go jak ognia. A raczej zbyt intymnych kontaktów z nim.
Nie był idiotą, wiedział, że ma chłopaka i pewnie ten wyskok męczy ją koszmarnie, ale gdyby tego nie chciała znalazłaby sposób by go odepchnąć. Wreszcie ledwo chodzi, to nie jest trudne. Podważył jej miłość do innego mężczyzny. Nie było mu specjalnie przykro. Chciał ją mieć dla siebie. Nie wiedział skąd takie emocje, może są efektem tego, że jako jedna z nielicznych osób interesuje się nim. Gdy wyzdrowieje i stąd wyjdzie wszystko może zniknąć.
Do sali weszła Tsunade, podchodząc do Sakury z poważnym wyrazem twarzy. Dziewczyna zaskoczona zamknęła książkę i wstała na baczność bojąc się tego, co może usłyszeć. Kobieta jednak dała jej znać, że chce z nią rozmawiać na korytarzu, a nie przy pacjencie. Sasuke podniósł pytająco brwi, nie rozumiejąc, co się mogło stać, że nagle coś jest tajone przed nim. Dotychczas dyrektorka bez ogródek mówiła, co się dzieje.
-Czy coś się stało?- Sakura wykręcała sobie palce z nerwów, jednak usilnie starała się wyglądać na opanowaną, bez większych efektów.
-Właśnie przyszła do mnie narzeczona pana Uzumakiego.
-Coś się stało? Chyba wcześniej tu nie była…
-To pierwszy raz. Chce rozmawiać z Sasuke na osobności. Teraz. I będziesz musiała skrócić jego rehabilitację. Pan Uzumaki jest niewypłacalny w tej chwili.
-Co?! Ale…!
-To nie podlega dyskusji.
Sakura spojrzała na brunetkę stojącą nieopodal. Od razu zauważyła jej brzuch i zaczerwienione oczy. Mimo że miała ochotę jej przygadać, że powinna pozostawić Sasuke w sanatorium, to nie mogła. Coś jej mówiło, że nie powinna nic takiego robić. Zawołała lekarza i pozwoliła kobiecie wejść do środka.
-Hinata?- Sasuke w zdumieniu spoglądał na kobietę przed nim.

-Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwy!- Krzyknęła, ponownie zanosząc się płaczem.- Przez ciebie Naruto umrze! Przez ciebie skazali go na śmierć!

2 komentarze:

  1. Anonimowy3/15/2013

    Kiedy ciąg dalszy???

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę cudowne opowiadanie :D Mimo, że Sasuke jest tutaj zwykłym kryminalistą to mam nadzieję, że wyjdzie z tego i zmieni się :) Czekam na kolejną notkę :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń