Freaking me out


Ile to już dni minęło od ostatniego posiłku? Od dnia, w którym było mu dane ujrzeć światło dzienne? Ile już tutaj leży? Po jego ciele przebiegają dreszcze, w nodze odczuwa ból, spowodowany złamaniem i rozcięciem skóry. Pewnie krwawił, ale bał się spojrzeć. Był głupi… Jak zwykle dał się ponieść emocjom. Znowu się z nim pokłócił. Efektem tego był bieg podczas burzy z myślą: „Jak daleko mogę uciec?”. Odpowiedź nie nadeszła, zamiast tego poślizgnął się i upadł. Wylądował… Gdzieś. Nienawidził swojego życia, ale nie miał już sił, by płakać.  Minęło tyle czasu, a nikt się nie zjawił, żeby go uratować. Może tak naprawdę nikogo nie obchodził?


Westchnął ciężko, próbując zmienić pozycję, jednak ciało natychmiast zaprotestowało, a z ust wyrwał się jęk. Zazgrzytał zębami z bezsilności. Miał dość, naprawdę dość.
- Wszystko przez Sasuke… Gdyby chociaż raz w życiu okazał mi trochę ciepła, gdyby nie zaczął mi wytykać błędów, tylko wsparł mnie, gdy tego potrzebowałem, to by mnie tutaj teraz nie było! I nawet mnie nie szuka! Dupek! Nienawidzę cię UCHIHA! Pieprz się sam albo z tym swoim Suigetsu, czy jak mu tam było.
Był gejem. Oczywiście, że był gejem. Odkąd tylko pamiętał interesował się mężczyznami, kobiece ciała owszem były ładne, ale nie na tyle by pobudzić go seksualnie. Nie miał rodziców, więc nie czuł się winny z powodu swojej orientacji. Ot, pociągali go faceci, uprawiał z nimi seks, rozmawiał czy też się bił. Jest normalny, a przynajmniej tak uważa. Przed Sasuke chodził z Neji’m, ale ich związek nie przetrwał klanowych afer. Nie miał złamanego serca. Chodziło tylko o seks. Z Sasuke było inaczej. Może dlatego nie potrafił znieść jego obojętności?
Teraz jednak rozmyślał czy przyjedzie mu tu umrzeć, z głodu, pragnienia i zakażenia. Ten rok definitywnie nie należał do udanych. Najpierw został zwolniony z pracy, później na uczelni wykładowcy zaczęli doszukiwać się u niego jakiś upośledzeń. Skutkiem tego było oczywiście odejście z uczelni. Miał dosyć tego szaleństwa. Myślał, że bez papierka też uda mu się znaleźć pracę. Owszem miał rację, ale były to jakieś sztampowe umowy na krótki okres. Nie pozwalały nawet na nabycie wystarczającego doświadczenia, żeby wpisać je do swojego życiorysu. Ledwo wiązał koniec z końcem, dlatego też udał się do Sasuke, żeby poważnie z nim porozmawiać. Byli ze sobą już długo, nie spotykali się wyłącznie dla zaspokojenia żądzy,  może dlatego uważał, że gdy zaproponuje wspólne zamieszkanie nie będzie to jakaś afera, z nie wiadomo jaką skalą zniszczenia. Dla Uchihy jednak było to przekroczenie granic, o których nigdy wcześniej mu nie mówił. Jak miał to wszystko znieść? Jego kochanek poniżył go jak tylko potrafił. Wolał już umrzeć, niż spojrzeć mu znowu w oczy, co zresztą pewnie niedługo nastąpi, w końcu jest tutaj zupełnie sam i nawet nie miał komórki. Musiał z niej zrezygnować, bo oszczędzał do minimum. Teraz mógł tylko przeklinać samego siebie.
- Ciekawe, czy gdybym krzyczał głośno to ktoś by mnie usłyszał? A jeśli znalazłem się w jakimś odludnym miejscu? Może tak naprawdę porwali mnie kosmici? - Westchnął ciężko, przeczesując włosy ręką. - Uzumaki nie oszukuj się, jesteś w czarnej dupie. Już po tobie.
Teoretycznie mógłby pić własny mocz, tylko że wydalał zaledwie kilka kropel, zresztą nadal uważał to za najgorszą rzecz jaką człowiek może sobie zrobić. Leżał tak więc, czekając na  śmierć. Wydawała mu się bardziej atrakcyjna niż wilgotne ściany, które go właśnie otaczały. Jednak nawet ona nim pogardziła, albo poruszała się jakimś wolnym środkiem transportu. Przymknął oczy, próbując po raz kolejny zasnąć i zignorować promieniujący ból. Nigdy nie potrafił zasnąć w ciszy, a teraz miał ją zapewnioną, od czasu do czasu tylko dźwięk spadającej kropli z niewiadomego miejsca ją przerywał.  
- A zawsze myślałem, że umrę pod kołami jakiegoś samochodu. - Burknął poirytowany. - KURWA!
Krzyk pełen goryczy, żalu, rozpaczy i bezsilności rozległ się po okolicy, burząc spokój. On zaś zakaszlał dziko, przypominając sobie, że ma sucho w gardle i mówienie, a szczególnie wrzeszczenie nie jest najlepszym wyjściem z tej sytuacji.
Dawno już stracił nadzieję, że wyjdzie z tego cało. Gdy godził się ze swoim marnym losem, usłyszał kroki. Ludzkie kroki! Zaciekawiony podniósł się nieznacznie próbując zlokalizować ich źródło. Jednak silny ból głowy mu na to nie pozwolił.
- Halo, jest tu ktoś? - Męski głos odezwał się, gdzieś z oddali, dając mu promyk nadziei.
- Tak! Pomocy! Proszę! Mam złamaną nogę! - Wydarł się najgłośniej jak potrafił, walcząc z kaszlem.
- Niech pan poczeka, wezwę pomoc!
To nie był głos Sasuke, tego mógł być pewien. Przecież rozpoznałby go wszędzie, o każdej porze dnia i nocy. Osoba, która właśnie go ratowała, nie była jego byłym chłopakiem. Gdyby mógł, zapłakałby nad tymi miesiącami spędzonymi w ułudnej szczęśliwości. Uchiha byli dobrymi aktorami, a przynajmniej najlepszymi manipulatorami w ludzkich dziejach. I on go kochał? Kochał cholernie i to go bolało, beznadziejne uczucie, które nigdy nie powinno zaistnieć. Nigdy.
Później zemdlał nie odpowiadając już na żadne pytania nieznajomego. Wreszcie mógł sobie pozwolić na sen. Szkoda tylko, że nie dowie się jak wygląda jego wybawca i nie będzie miał szansy mu podziękować, ale nie mógł już dłużej wytrzymać. Potrzebował tego.
Strażacy przyjechali piętnaście minut później i po krótkiej rozmowie z nieznajomym postanowili przeszukać dokładnie rozpadlinę. Cała akcja trwała godzinę, zanim jeden z młodszych strażaków, zauważył zmasakrowane ciało mężczyzny. Wyciągali go ostrożnie, żeby nie uszkodzić nóg i kręgosłupa, który prawdopodobnie ucierpiał podczas upadku. Karetka, która już czekała, zabrała rannego do najbliższego szpitala, a tam zajęli się nim lekarze, niestety brakowało informacji kogo zawiadomić, bo karta pacjenta była pusta. Jedyną osobą, która czekała na jakieś wieści o stanie zdrowia blondyna był jego wybawiciel. Nieznajomy odprowadziwszy psa do domu, udał się z powrotem, żeby mieć pewność, że chłopak nie umrze na stole operacyjnym, zresztą chciał usłyszeć chociaż to głupie „Dziękuję”.
Naruto ocknął się po dwóch dniach, jeszcze blady i obolały ale czuł się dużo lepiej. Przynajmniej uczucie, że jego żołądek przykleja się do kręgosłupa zniknęło, co traktował za swego rodzaju cud. Nie przepadał za szpitalami, w jednym z nich pożegnał całą swoją rodzinę. Mrugnął kilkakrotnie, rozglądając się po sali za innymi pacjentami, z którymi będzie mógł porozmawiać, ale nikogo nie dostrzegł. Skrzywił się nieznacznie wyobrażając sobie jak najbliższe dni, będą przepełnione samotnością i uporczywym wpatrywaniem się w biały sufit. Pozostaje jeszcze problem uregulowania rachunku za szpital. Nie zadzwoni teraz do Sasuke prosząc go o pożyczkę. Musi zachować trochę godności.
Nagle drzwi do pokoju otworzyły się i stanął w nich rudowłosy chłopak. Włosy miał długie, prawdopodobnie poniżej pasa, spięte w zwykły kucyk. Jego oczy były koloru ciemnej szarości wchodzącej w czerń i ten kolczyk na nosie. Wzdrygnął się na ten widok, mając jednocześnie nadzieję, że to nie jest jego lekarz, bo osoba ta nie wyglądała, na taką z którą da się spokojnie porozmawiać.
- Hej. - Mężczyzna odezwał się lekko, przykładając rękę do czoła, w geście salutowania.
Naruto od razu rozpoznał ten głos. To ten sam, który słyszał w miejscu, gdzie leżał czekając na śmierć. Jego wybawca! A przecież myślał, że nigdy go nie zobaczy. Nieświadomie uśmiechnął się łagodnie, chociaż przez maskę tlenową pewnie był to gest mało widoczny.
- Widzę, że się ocknąłeś, to dobrze. Gdy cię wyciągali stamtąd to wyglądałeś okropnie, naprawdę! Nie sądziłem, że przeżyjesz, ale widać masz mocny organizm, chociaż i tak ucierpiałeś, załamana noga, uszkodzony kręgosłup, wstrząs mózgu no i liczne potłuczenia.  Masz szczęście, że żyjesz! - Usiadł obok niego, kładąc na półce mleczną czekoladę. - No głupio mi było facetowi kupować kwiatka, a czekoladę raczej każdy lubi… - Zmieszany, spuścił wzrok, przyglądając się swoim butom.
Nie mógł w to uwierzyć, te wszystkie obrażenia mówiły mu, że powinien już nie żyć, a mimo to jest tutaj i rozumie co jego bohater mówi. Nie mógł mu nawet podziękować, bo rurka idąca do płuc dostatecznie uniemożliwiała każdą próbę powiedzenia czegokolwiek. Podniósł rękę, zwracając na siebie jego uwagę, gestami pokazał, by dał mu coś do pisania i kartkę. Mężczyzna wyciągnął z kieszeni pogięty rachunek ze sklepu i mały ołówek.
Na czystej stronie napisał „Dziękuję, za ratunek, możesz mi zdradzić swoje imię? Bo moje pewnie już znasz - Uzumaki Naruto.”
- Wolałabym to usłyszeć z twoich ust, ale rozumiem, że chwilowo nie możesz. Nie ma za co,  akurat byłem na spacerze z psem i usłyszałem twój krzyk. To się nazywa szczęście. - Zaśmiał się cicho, jakby zapominając o wstydliwym momencie przyniesienia jakiegoś upominku choremu, którego nawet nie zna. - To prawda znam twoje imię, strażacy cię przeszukali i znaleźli dowód osobisty. Jeden z nich zdradził mi twoje imię. Miło mi cię poznać Naruto, nazywam się  Fuma Chikushodo.


1. You were here, now you're not


Każdego dnia, wpatrywał się w drzwi licząc, że pojawi się w nich czarna czupryna, która go przeprosi i powie, że w sumie już mu wszystko obojętne. On jednak się nie zjawiał, a jedynym towarzyszem był Chika-san, jak go zaczął nazywać. Nigdy nie miał pamięci do długich imion, a mężczyzna tylko się zaśmiał, zgadzając się na tego typu zwrot.  Rozmawiali o wszystkim co było pod ręką, a raczej to rudowłosy mówił, a blondyn z uśmiechem słuchał.  Z początku czuł się dziwnie,  przyzwyczaił się do tego, że to on tylko mówi a teraz przez tą maskę nie bardzo miał jak, więc ze zdziwieniem przyjął tą radość z możliwości normalnej rozmowy, a przede wszystkim tego, że nikt nie patrzy na niego jak na idiotę. 
Gdy było trochę po dwunastej, zaczął się wiercić na tyle ile to było możliwe, już od kilku minut można było odwiedzać pacjentów, a on miał dosyć wpatrywania się w drzwi i karmienie się złudzeniami, że ktoś taki jak Sasuke może przyjść i powiedzieć „Przepraszam”. Gdy zrezygnowany już chciał odwrócić głowę w stronę okna, drzwi się rozsunęły, a do pomieszczenia wszedł rudzielec, zdyszany, trzymając w ręku pudełko cukierków czekoladowych.
- Witam. - Uśmiechnął się radośnie, siadając przy jego łóżku, podarunek postawił na szafce, obok wazonu z żonkilami.
- Hej. - Rzucił krótko, próbując ukryć swoją radość z jego obecności.
- Dzisiaj przyszedłem z poślizgiem… Ale naprawdę mój brat potrafi być wkurzającym wrzodem. Jak na swój wiek jest za poważny, wszystko bierze do siebie, a znajomych mogę policzyć na palcach. Naprawdę, jest okropny, a dzisiaj jeszcze ma wolne, to już totalnie zrzędzi jak stara kura. - Zaśmiał się cicho, żeby nie przywołać personelu.
- Musi być fajnie mieć brata… Znaczy rodzeństwo. - Mruknął smętnie, przypominając sobie o swoim dzieciństwie.
Był jedynakiem, rozpieszczonym przez rodziców. Jego matka była w ciąży gdy miał z cztery lata, ale poroniła. Nigdy nie zapomniał jej płaczu, przeprosin i obwiniania się o to, on był za mały, żeby zrozumieć co się dzieje, po prostu został poinformowany, że nie będzie miał jednak młodszego rodzeństwa. Było mu trochę smutno, ale wkrótce o tym zapomniał. Teraz wiedział, że rodzice nigdy o tym nie zapomnieli, że do końca wspominali dziecko, które miało pojawić się w ich rodzinie, ale on tego nie zauważał. Był skupiony na swojej osobie, na własnym szczęściu, że nie dostrzegał smutku w ich oczach.  W jego głowie rodzice zawsze byli uśmiechnięci, dopiero po ich śmierci zaczął przypominać sobie fakty, które usilnie próbował wymazać. Gdy więc dowiedział się, że Sasuke ma starszego brata, z którym jest pokłócony starał się ich pojednać. Chciał, aby jego ukochany odzyskał rodzinę,  o której większość marzy, ale brunet był zbyt dumny, żeby zrobić cokolwiek w tym kierunku, a blondyn nie miał jak skontaktować się z jego bratem. Czuł rosnącą bezradność i rozpacz, że nie może nic zrobić, że nie może dać mu szczęścia. Seks to nie wszystko.
- No nie przeczę, posiadanie takiego brata bywa męczące, ale mimo to kocham tego przygłupa. Wiesz oboje jesteśmy rudzielcami, śmieszne nie? Niektórzy przez to biorą nas za bliźniaków, ale nie jesteśmy w żadnym wypadku podobni, no poza kolorem włosów. Ja jestem smukły i wysoki, a Yahiko jest niższy i bardziej masywny. Można powiedzieć, że wygląda jak facet powinien. - Zaśmiał się radośnie, odchylając się lekko do tyłu. - Gdybyś go poznał, to byś nie wiedział czy gadasz do niego czy do ściany. Żadnej różnicy, bo on z trudem potrafi odpowiedzieć na cokolwiek. Jak rodzice się pytali co chce na obiad, albo jakie ciasto na urodziny, tylko się w nich wpatrywał jakby byli kosmitami. - Przetarł oczy, które wypełniły się łzami. - Naprawdę mój brat jest w swojej powadze najzabawniejszym człowiekiem jakiego znam.
Próbował sobie to wyobrazić.  A im dłużej pozostawał w sferze wyobraźni, tym szerzej się uśmiechał.  Nie wytrzymał, gdy wyobraził sobie go jako chodzący kawałek ściany, zaczął się po prostu śmiać na głos, nie zważając na maskę i pikające urządzenia. Powinien siedzieć cicho, ale nie potrafił, jego umysł zagalopował się w tworzeniu potworków.
- Chciałbym go poznać. - Odparł wesoło, wpatrując się w rudzielca załzawionymi oczami.
- Chętnie bym go przytaszczył do szpitala, no ale on nie jest psem, więc po dobroci nie pójdzie. Uparty osioł.
- Chika - san… A co z pańską pracą?
- Pracą? - Spojrzał się na niego zdziwiony, jakby mówił o  czymś abstrakcyjnym, ale po chwili trzepnął się w głowę, uśmiechając się szeroko. - Nic się nie martw! Odbywam właśnie zasłużone wakacje. Niestety potrwają jeszcze tylko cztery dni…
- To nic, przecież dotrzymywałeś mi towarzystwa od samego początku, dzięki temu nie umarłem tutaj z nudów. - Zaśmiał się głucho, odwracając głowę do okna.
- Oj tam, bez przesady, z nudów nie można umrzeć. Naruto powiedz mi… Co ty tam robiłeś? - Spojrzał się na niego poważnie, poprawiając się na krześle.
- Co tam robiłem? - Spojrzał się na niego nieprzytomnie, czuł jak łzy napływają mu do oczu, nie te pełne radości, tylko goryczy.
Powinien się już pogodzić z tym, ba! Powinien wymazać go z pamięci i serca, ale najzwyczajniej nie potrafił. Bruneta poznał w liceum na dachu, on wieczny wagarowicz, Sasuke uciekający przed kolejną falą fanek. Niby nic, zupełne przeciwieństwa. Blondyn nie zapałał do niego sympatią od razu, z początku wręcz go nie cierpiał, tej arogancji i pewności siebie. Brunet kojarzył mu się jako samozwańczy król, a on tego nie lubił. Z czasem kłótnie przerodziły się w zwyczajne rozmowy, a Sasuke zaczął pokazywać swoje słabe strony. Blondyna doprowadzało do łez, gdy widział bento kolegi, a płakał jeszcze mocniej, gdy zaoferował się do posmakowania. W życiu nie jadł nic równie ohydnego, to po prostu nie miało smaku, no chyba że liczyć posmak węgla. Naruto nie mógł zostawić go samego i zaczął przyrządzać mu posiłki, klnąc na siebie, że zachowuje się jak zakochana nastolatka, ale w momencie kiedy brunet zjadał ten posiłek, zapominał o całym wstydzie. Pod koniec liceum stali się parą, oczywiście nikt głośno tego nie powiedział, choć dla blondyna nie był to problem. Spotykał się z wieloma chłopakami i szkoła wiedziała o jego preferencjach seksualnych, ale nie mógł zniszczyć opinii Uchihy. Wtedy mu to nie przeszkadzało.
- To chyba będzie najgorsza historia na świecie. - Zaśmiał się słabo, spoglądając na mężczyznę z przygnębieniem.
- Jeśli nie czujesz się na siłach… Nie musisz.
- Nie… Chcę to komuś powiedzieć, tłumienie tego w sobie w niczym nie pomoże. Zgniję od środka i tyle ze mnie zostanie. - Nabrał powietrza, wpatrując się w sufit, wolał teraz na nikogo nie patrzeć, nie widzieć spojrzeń współczucia czy pogardy. Bał się reakcji, ale co mu pozostało? Potrzebował się wygadać. - Może na początek upewnię cię, że nie planowałem samobójstwa, ani nic w tym stylu. Tamtego dnia pokłóciłem się z bliskim przyjacielem, w sumie liczyłem, że wyjaśni mi wszystko, ale on zamiast tego wszystkiego się wyparł. Byłem wściekły i zrozpaczony. Dla niego poświęciłem wszystko, mogłem mieć zupełnie inne życie, może nawet utrzymałbym się na studiach? A tak zrezygnowałem z nich, żeby pójść do pracy i go odciążyć. Mieszkaliśmy razem, żeby było taniej i w razie czego daleko do siebie nie mieliśmy. Tylko, że jego charakter zupełnie nie szedł w parze z rzeczywistością, w której żył. Uciekłem z tego domu biegnąć na oślep, byłem zbyt zrozpaczony całą tą sytuacją, żeby uważać na to co robię. Efektem było to, że po prostu spadłem z tego urwiska. Przez chwilę myślałem, że umrę, leżenie tam było gorsze niż tortury. Naprawdę, gdyby nie ty, to nie wiem co by ze mną było.
Cisza, która zapadła między nimi, budziła w blondynie strach. Od śmierci rodziców nie potrafił sobie poradzić z kwestią ciszy. Gdy był sam, włączał jakąś muzykę, ale czasem to nie pomagało i wtedy wychodził na miasto, żeby spędzić czas między całkiem obcymi ludźmi, którzy opowiadali sobie różne historie. Łaknął ich jak spragniony podróżnik, ale teraz nie mógł wyjść, a tym bardziej włączyć muzyki. Przełknął ślinę, próbując wymyślić jakieś sensowne zdanie, cokolwiek, żeby tylko przerwać tą ciszę.
- Mój brat… Kiedyś też się z kimś tak pokłócił, że stracił kontrolę nad tym co robi, w efekcie wpadł pod samochód i groził mu paraliż. To były najgorsze dni mojego życia. Nie potrafiłem go zrozumieć. Jak można dać myślom dojść do władzy i nie panować nad swoim ciałem? Jak można się zapomnieć?  To były czasy, w których się do siebie nie odzywaliśmy, choć Yahiko nigdy się nie odzywał za wiele, ale teraz uznał, że cokolwiek powie, ja nigdy go nie zrozumiem. Pewnie miał rację. Wtedy bym go jedynie wyśmiał. Ale od tego czasu minęło wiele lat, a ja sam doświadczyłem czegoś podobnego. Zastałem kogoś mi drogiego w dziwnej sytuacji, emocje wzięły górę, a myśli kompletnie zasłoniły rozsądek i opanowanie. Biegłem przed siebie nie zwracając uwagi na nic, wpadłem na jakiegoś typa, który okazał się dilerem.  No i nic nie pomogły zapewnienia, że nic nie widziałam i nikomu nie powiem. Tak mnie pobił, że sam nie wiem jak dotarłem do domu. Czasem emocje biorą górę, nawet jeśli tego nie chcemy. Wypowiadamy słowa, których później żałujemy, robimy coś co później sprawia nam ból. Nie uważam jednak, że źle zrobiłeś wychodząc z tamtego domu. Skoro on nie potrafił cię zrozumieć, albo chociaż wesprzeć w tym co robisz, nie potrafił docenić, nie był warty tego wszystkiego. On cię tutaj ani razu nie odwiedził, prawda?
Przytaknął pocierając oczy, aby powstrzymać łzy, ale one wciąż leciały, a z gardła wydobywało się łkanie, którego się wstydził. Nie chciał się mu pokazać od tej strony, a jednak płakał, bo ktoś go zrozumiał, bo ktoś choć trochę doświadczył tego co on, bo nie jest sam w tym cierpieniu.
- On chyba nie jest wart tych łez Naruto. - Uśmiechnął się łagodnie, przysiadając na brzegu łóżka, gładząc go po głowie.
- Wiem, wiem! Ale nieważne ile razy sobie wmawiam, że on już nic dla mnie nie znaczy, to nie potrafię zapomnieć, nie potrafię powstrzymać tych łez! Tak bardzo chciałbym, żeby ktoś usunął mi wspomnienia z nim związane! Na pewno czułbym się o niebo lepiej, bez tego bagażu! - Mówił łkając,  kompletnie zatracając się w tym szlochu.
Czuł jego dłoń na swojej głowie, czuł czyjeś ciepło przy sobie i to mu wystarczyło, żeby znowu poczuć się tylko małym zagubionym chłopcem, tak jak wtedy na cmentarzu. Chciał płakać, aż zabraknie łez, chciał tak długo łkać, aż język zapomni o mowie, ale zamiast tego wtulił się w rudzielca,  chcąc się uspokoić i nie pokazywać mu tej słabej strony. Chikushodo  objął go delikatnie, czekając cierpliwie, aż blondyn dojdzie do siebie.

***

Leżał na łóżku wpatrując się tępo w swój obiad. Porcja przypominała tą, którą dostawał w przedszkolu. Niby wiedział, że jego stan zdrowia nie pozwala na zjadanie nie wiadomo jakich ilości niezdrowego żarcia, ale jednak… Chciał pójść do budki z ramenem i zjeść kilka porcji, no może z trzy tak na początek, a tak dostał coś czym nawet nie mógł się najeść. Od kilku tygodni po prostu jest na głodzie, a nikt nie chce zwrócić na ten szczegół najmniejszej uwagi. Dlatego nie cierpiał szpitali.
Tęsknił za odwiedzinami Chika - san, za rozmowami, czy też śmiechem. Gdy tylko się ocknął po tym jak szczęśliwie został uratowany wydawało mu się, że już nigdy się nie zaśmieje, że już zawsze będzie chodził jak zbity pies, a jednak jego serce nie zostało wyrwane z korzeniami, jeszcze może być szczęśliwy.
Sasuke nie pojawił się ani razu, nawet nie pytał o niego w recepcji. Był skołowany, te wszystkie lata spędzone razem, dla bruneta nic nie znaczyły, a dla niego były prawie że całym życiem. Bolało,  ale teraz już potrafił się z tym pogodzić, za to zaczął się martwić o to gdzie się podzieje.  Nie może wrócić do bruneta, to by tylko pogrzebało jego dumę, ale ma tam swoje rzeczy. Czuł, że znalazł się w fatalnej sytuacji, której nikomu by nie życzył. 
Wypuścił ze świstem powietrze nabierając na widelec kawałek mięsa, gotowanego i totalnie pozbawionego smaku. Zdrowe żarcie… Jak on go nie cierpiał. Przeżuwał monotonnie, wsłuchując się w gwar na korytarzu. Starał się nie myśleć za dużo, mogłoby mu to tylko zaszkodzić, a on nie miał ochoty spędzać lat w zakładzie psychiatrycznym, za zdjęciem Sasuke przed nosem, niby jako sposób na wyleczenie go. Poczuł ciarki na plecach na samą myśl o takiej torturze, ale gdzieś w głębi serca wiedział, że chętnie znowu poczułby jego usta na swoich, zanurzył dłonie w jego kruczych włosach. Nienawidził siebie za to. Chciał wymazać ten związek z pamięci, ale jego ciało nie zamierzało wcale zapominać dotyku bruneta. Westchnął ciężko, pakując do buzi porządną porcję ryżu.
Nagle do pokoju wszedł rudzielec, uśmiechając się radośnie, tym razem bez żadnego prezentu. Blondyn uniósł brwi w zdumieniu, był przekonany, że mężczyzna ma pracę i nie będzie miał jak go odwiedzać, a teraz nawet nie może się przywitać przez ten nieszczęsny ryż.
- Widzę, że zajadasz porcje dla wróbli. - Usiadł przy nim, śmiejąc się wesoło.
Blondyn spojrzał się na niego z miną mówiącą „Chyba sobie ze mnie żartujesz”, ale nic nie powiedział, tylko dalej walczył z ryżem. Nie miał zamiaru rozmawiać z kimś przy obiedzie, w ogóle nie miał ochoty z nikim rozmawiać! Miał szukać sposobu, żeby odzyskać rzeczy, niekoniecznie widząc się z brunetem! Gdyby tylko wziął klucz ze sobą, ale wtedy był zbyt wściekły, aby myśleć o przyszłości, zresztą liczył, że król pobiegnie za nim.
- Przyszedłem tylko na moment, wiesz przerwa w pracy. Rozmawiałem z bratem na twój temat i doszliśmy do wniosku, że powinieneś z nami zamieszkać. Przynajmniej do momentu, aż  jakoś staniesz na nogi.
Wypuścił widelec z dłoni, wpatrując się w niego z otwartą buzią z zaskoczenia. Nie spodziewał się tego, nawet mu przez myśl nie przeszło, żeby się do kogoś wpraszać, a jednak dostał zaproszenie. Przełknął to co miał w buzi, krztusząc się od tego. Czuł jak Chika - san uderza go po plecach, by mu pomóc, ale on miał zbyt wielki mętlik w głowie. Ktoś chce mu pomóc!
- Jeśli to nie problem… - Szepnął cicho, nie będąc pewien czy mu wypada mówić takie rzeczy.
- Świetnie! Przyjdę do ciebie w sobotę i się zabierzemy do mojego domu. - Pochylił się nad nim, cmokając go w policzek.
Zszokowany blondyn trzymał rękę na prawym policzku, wpatrując się tępo w zamknięte już drzwi. Nie potrafił zebrać myśli, a na policzkach pojawił się rumieniec.

2. What the hell's going on

Ile razy śnił mu się Sasuke? Ile razy słyszał z jego ust przeprosiny, których nigdy tak naprawdę nie usłyszy? Każdy poranek był tak naprawdę taki sam. Udręczony wspomnieniami bruneta, dla którego był w stanie zrobić wszystko. Nawet znosić jego pseudo dziewczynę.
Uchiha Sasuke pracował jako model.  Blondyn nie dziwił się temu zważywszy na urodę swojego chłopaka. Kobiety zwracały na niego uwagę, wzdychały do niego. Było w nim coś, co przyciągało wzrok, nikt nie mógł przejść obok niego obojętnie. Brunet nie chciał spędzić reszty życia w biurze, czy w bezsensownym studiu pracując nad czymś co może się nie sprzedać. Wybrał pracę, która wymagała od niego najmniejszego zaangażowania. Nie musiał specjalnie dbać o linie, bo uprawiał regularnie sport i nie należał do żarłoków.
Był na szczycie. Każdy chciał go mieć dla siebie. Ze sławą jednak przyszedł problem związany z fankami. Tony dzikich fanek, gotowych zrobić wszystko by chociaż go dotknąć. Dla świata Sasuke był normalnym mężczyzną, który miał dziewczynę. Tak. Dziewczynę. Wszystko by uciszyć ciekawość mediów. Wybranką bruneta była jego przyjaciółka z dzieciństwa Sakura Haruno.  Była aktorką, z reguły zabieganą, więc nie miała czasu prywatnego. Widziano ich jedynie na ważnych publicznych imprezach.
Naruto nigdy się nie przejmował Sakurą, nigdy jej osobiście nie poznał, ale nie wyglądała źle. Miała coś w sobie co mogło urzec niejednego mężczyznę. Nie wymagała też od Sasuke bycia przy niej non stop. Podejrzewał, że tak jak i brunet, sama ma kogoś przy sobie. Nie rozumiał tej całej gwiazdorskiej afery, nie pojmował czemu nie można być uczciwym ze sobą i powiedzieć otwarcie, że jest się gejem, czy lesbijką.
Żyjąc z kimś o tak trudnym charakterze, nauczył się reguł życia, nikomu nie mówić o ich związku, nie zdradzać, że się w ogóle go zna.  Dla większości znajomych był po prostu niezdarnym idiotą, który nie miał szczęścia w miłości. No bo ile jest gejów w mieście?  Gdyby chociaż był biseksualny, miałby jakiś wybór, a przyjaciele nie robiliby mu docinków. Tylko, że Naruto kochał bruneta, beznadziejną miłością.  I przez cały okres związku z nim łudził się, że przyjdzie dzień, kiedy Sasuke będzie gotowy powiedzieć światu prawdę o swoim życiu uczuciowym.
Zamiast tego usłyszał, że planuje zaręczyć się z Sakurą. Nie umiał zrozumieć dlaczego chce aż tak daleko posuwać swoją szopkę, zaczął w gniewie oskarżać dziewczynę, później zaczął go błagać by tego nie robił, żeby się opanował, że presja mediów nie może na niego tak wpływać. Nigdy nie spodziewał się, że brunet podniesie na niego głos i zacznie bronić swojej przyjaciółki, wyzywając go od nieodpowiedzialnych szczeniaków.
Naruto miał wielkie marzenia, zawsze chciał pomagać ludziom. Gdy był dzieckiem marzył by zostać policjantem, strażakiem, lekarzem, wojskowym, elektrykiem. Tylko z czasem jakoś stracił do tego zapał. Ratowanie obcych ludzi było nadal fascynujące i budziło w nim podziw, ale zrozumiał, że te zawody również niosą ryzyko śmierci. W dodatku jako policjant musiałby postępować zgodnie z prawem. Prawo nie zawsze jednak stoi po stronie pokrzywdzonego, dlatego zaniechał tych marzeń. Od śmierci rodziców, nie chciał słyszeć o pomaganiu innym.
Skoro prawo nie umiało skazać pijanego kierowcy, który nieumyślnie zabił kilka osób, to jaki jest sens jego istnienia? Prawo nie jest sprzymierzeńcem pokoju. Jest bronią bogatych. Naruto w liceum zainteresował się grami komputerowymi, na tyle mocno, że udał się na studia informatyczne. Chciał tworzyć gry, chciał w ten sposób sprawiać radość nieznanym mu ludziom. Tylko, że studiów nie skończył. Brakowało mu na nie czasu, bo brunet nie akceptował odmowy z jego ust. Blondyn musiał być na jego zawołanie, nieważne o jakiej porze dnia i nocy do niego zadzwoni.
Bez studiów nie mógł pracować w żadnym ważniejszym biurze. Dla ludzi z wyższych sfer był nikim. Nie mając za wielkiego wyboru pracował w pobliskim sklepie muzycznym.  Sortował płyty, wycierał kurze, wiódł monotonne mało płatne życie.  Nie marudził na nie. Jak mógłby marudzić na życie, w którym miał przy sobie kogoś kogo kochał? Obecność Sasuke zmywała z niego wszystkie troski. Mógł być beznadziejnie szczęśliwy, nie zwracając nawet wagi na to, że to najszybsza droga na dno.
I oto był na dnie.
Zostawiony na śmierć przez jedyną osobę, która była dla niego słońcem. 

***

Przebrał się w normalne ubrania, które załatwił mu Chika-san. Jego ciało nadal było obolałe i sztywne od długiego leżenia, ale rozciągając się powoli poczuł, że wreszcie żyje. Brakowało mu tego. Spojrzał na swoje odbicie w lustrze, poza opatrunkiem na czole, wszystko wyglądało jak kiedyś, dotknął swoich włosów, zauważając, że mu znacznie podrosły.
- Chyba czas iść do fryzjera… - Mruknął pod nosem, próbując ułożyć jakąś fryzurę z chaosu, który miał na głowie.
- Hej Naruto, gotowy do drogi? - Rudzielec wszedł do pokoju, trzymając w ręku kolorową torebkę.
Blondyn uśmiechnął się nieśmiało podchodząc do niego. Nie przepadał za myślą, że musi na kimś polegać, ale nie miał aktualnie żadnego wyboru. Gdyby chociaż nie sprzedał mieszkania rodziców, miałby gdzie wrócić…
- Tak, zwarty i gotowy na nowe wyzwania w życiu. - Odpowiedział swobodnie, podchodząc do niego.  Nadal nie umiał znaleźć słów wdzięczności za dobroć jaką dostawał. W dodatku wciąż nie wiedział co powinien zrobić, stracił pracę w sklepie, a raczej się zwolnił, gdy Sasuke mu zasugerował, że nie powinien pracować w takim miejscu. Nie miał nic. I ta myśl go najbardziej przerażała.
- To dla ciebie. Taki drobny prezent. - Mężczyzna wręczył mu prezent i ruszył przodem.
- Dziękuję, ale nie musiałeś… - mruknął speszony doganiając go.
Otworzył zaciekawiony torebkę zastanawiając się, co mógł dostać od Chika-san. W środku zobaczył tabliczkę czekolady i arafatkę. Uśmiechnął się szerzej, zakładając ją od razu na szyję. Lubił nosić różne arafatki, czy szaliki. Jego styl był bardziej rockowy, a przynajmniej tak lubił go określać.
Gdy wyszli na zewnątrz odetchnął świeżym powietrzem ciesząc się jak małe dziecko. Zaczynało mu brakować miejskiego życia. Oglądanie nieba za okna, nie było tym samym, co oglądanie go na wolnym powietrzu.
- Naruto? - Rudzielec zatrzymał się na chodniku, spoglądając na niego z niepokojem.
- Wszystko w porządku, po prostu dawno nie byłem na dworze i jakoś nostalgia mnie wzięła.
Podbiegł do niego, ignorując ukłucia bólu w nodze, która jeszcze niedawno była w gipsie.  Nadal miał ją usztywnioną , jednak mógł się na niej swobodnie poruszać, przyzwyczajając ją do pracy. 
Nawet jeśli próbował tego nie okazywać, kątem oka szukał wśród tłumu czarnej czupryny.

***

Stanęli przed jednopiętrowym domkiem w kremowym odcieniu. Był to definitywnie dom dla małej rodziny bez niepotrzebnej przestrzeni, którą można by było zaśmiecać. Skromny ogródek, był zadbany i witał gości żywymi kolorami. Blondyn nie mógł wyjść z podziwu, wszystko zdawało się dla niego całkiem nowe i piękne.
Dzielnica nie była tłoczna, panował w niej spokój, prawie przy każdym domu widział tabliczki ostrzegające o psie, był ciekawy jak wygląda pies Chika-san, nie widział go na zewnątrz, więc był przekonany, że jest w środku. To co go jednak najbardziej ciekawiło to jego brat.
Gdy wszystko przeanalizował to stwierdził, że brat rudzielca musi być taki jak Sasuke.  Arogancki i mało rozmowny typ, który lubi tylko wydawać rozkazy. Ruszył za mężczyzną do środka, wstrzymując oddech w momencie, gdy drzwi się otworzyły. 
Oto jego nowe życie.
Życie bez Sasuke Uchihy.
Pierwsza rzecz, która go ogarnęła to aromat. Poczuł w środku zapach jabłka z cynamonem, co momentalnie sprawiło burczenie w brzuchu i nadmiar śliny w ustach. Szuranie pazurami po panelach zwróciło jego uwagę na psa, który skakał przy rudzielcu, który próbował go uspokoić. Puchaty owczarek niemiecki szczekał domagając się uwagi, kompletnie nie zwracał uwagi na blondyna, który uśmiechał się szeroko na widok psiej mordy. Mieszkając z Sasuke mógł zapomnieć o wszelkich zwierzakach. Nie wiedział, dlaczego brunet tak bardzo był temu przeciwny, ale wtedy nie próbował naciskać.
- Chikushudo wróciłeś już? - Męski głos odezwał się z głębi domu, przyprawiając blondyna o ciarki na plecach. Był to ciepły głos, nie mający żadnej namiastki chłodu, która cechowała głos Sasuke.
- Tak, przyprowadziłem Naruto.- Chika-san odpowiedział  spokojnie, odsuwając psa z drogi.
Naruto wszedł głębiej do domu stając w przestrzennym dosyć salonie. Usiadł nieśmiało na brązowej sofie, wpatrując się w zdjęcia na segmencie przed nim. Czuć było w tym miejscu rodzinną atmosferę. Spojrzał na psa, który położył się przy jego nogach, machając ogonem. Schylił się by go pogłaskać po głowie. Bał się trochę takich dużych psów, nie wiedział, czy go nie ugryzą w awersji, ale ten nie wyglądał na takiego, co by atakował niewinnych ludzi.
- Mam nadzieję, że Jocker, ci nie przeszkadza? To taki wielki pieszczoch. - Chika wszedł do salonu z kubkami z herbatą i postawił je na stoliku przed nim.
- Nie, skądże! Zawsze chciałem mieć zwierzaka.
- To będziesz z nim wychodzić na spacer. - Rudowłosy mężczyzna wszedł do pomieszczenia, trzymając miskę z ciasteczkami. 
- Yahiko! Nie przesadzaj, dopiero co tu przyszedł. - Chika powiedział podenerwowany, podchodząc do brata.
Naruto przyglądał się drugiemu mężczyźnie z uwagą. Krótkie rude włosy, tak samo roztrzepane jak jego, głębokie niebieskie oczy, które zdawały się go świdrować. Był niższy od Chikushudo , ale był dużo lepiej zbudowany fizycznie. Zarumienił się pod intensywnością jego wzroku, spuszczając głowę.
- Niech zna zasady od początku. - Yahiko odparł chłodno, stawiając miskę na stoliku. - Skoro nie ma pracy, niech póki co zajmuje się domowymi obowiązkami. A w między czasie szuka czegoś dla siebie.
- Nie zachowuj się jakbyś chciał już go wygnać z domu!
- To twój gość, więc będę go tolerował, choć nie podoba mi się twoja filantropia. Źle z nią skończysz bracie.
- Czy to wyzwanie? - Zmrużył oczy, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Lojalne ostrzeżenie. - Wzruszył ramionami wychodząc z salonu.
- Przepraszam za niego.  Sam widzisz, że nie jest zbyt towarzyski.
Naruto pokręcił przecząco głową, siląc się na uśmiech. Został uświadomiony jakim typem jest brat Chika-san, ale nie spodziewał się aż takiej różnicy w charakterze. Ciężko mu było zrozumieć dlaczego Yahiko nie daje mu szansy, skoro jeszcze nic nie zdołał zrobić. Chwycił za ciastko, rozkoszując się jego słodkim smakiem. Wreszcie będzie mógł jeść normalnie. Gdy zaczął rozmyślać o jedzeniu, momentalnie przestał pałaszować, wpatrując się w rudzielca, który popijał swoją herbatę z nadąsaną miną.
- Chika-san?
- Hm? - Zwrócił na niego pytające spojrzenie, odkładając kubek.
- Czy w ramach prac domowych będę musiał gotować?
- Hm, chyba tak. A co?
- To jest problem… Bo ja w kuchni jestem małym kataklizmem…
Naruto umiał robić bento, umiał zrobić jajecznicę, czy potrawy instant. W tym był naprawdę dobry, ale jeśli coś wymagało gotowania, dodawania przypraw i myślenia o proporcjach, było automatycznie skreślane z listy rzeczy, które mógł zrobić.  Szczególnie, że od kilku lat, ani razu nie gotował odkąd Sasuke przynosił do domu gotowe jedzenie.
Czuł się jak idiota. Gdyby chociaż raz sprzeciwiłby się Sasuke i postawił na swoim. No bo co by się stało, gdyby raz na jakiś czas coś ugotował?

3. Have you gone undercover?


Jeśli sądzisz, że tak szybko zaśniesz  jak tego chcesz, to się grubo mylisz. Nie wtedy kiedy Twój umysł jest pochłonięty przez różnego rodzaju emocje. Przekręcasz się na drugi bok, sądząc, że zmiana pozycji spowoduje, że poczujesz się bardziej śpiąco, ale jak na złość sen nie przychodzi.
To co widzisz pod powiekami, nie jest tym co byś chciał zobaczyć na dobranoc. Tak te czarne oczy, które tyle razy wpatrywały się w ciebie, gdy jego członek gładko wchodził w ciebie dając ci rozkosz, jedyną w swoim rodzaju. Pamiętasz ten świdrujący wzrok, pewny siebie, pozbawiony wątpliwości. Pragnął cię, byłeś jego zwierzaczkiem, wiedziałeś to i dawałeś mu się wykorzystywać, zapominając o swojej dumie. Liczył się tylko on i ten wzrok. Och, jakim byłeś idiotą by go pokochać! Przecież mógł cię zabić, ale Ty byś zginął z chęcią, byle sprawić mu radość.
Przyznaj się, tak naprawdę nigdy nie przyszło ci do głowy, że on naprawdę skarze cię na śmierć. Na zapomnienie.
Nie mogąc zasnąć, zastanawiasz się, czy on w ogóle o tobie myśli. Czy potrafi żyć jakby nic się nie stało. Nagle zadajesz sobie pytanie, czy sypiał ze swoją dziewczyną? Jakie mieli dokładnie relacje?
I zaczynasz niebezpiecznie analizować całą waszą znajomość.
Bije cię poczucie pustki. Samotności.
Jak ostatni idiota dałeś się wydymać i zamknąć w klatce jego próżności. Już wiesz, że w jego słowniku nie było miłości, przynajmniej nie dla ciebie. Człowiek z wyższych sfer, bojący się wyjawić prawdę. Zakłamanie? A może to wasz związek był kłamstwem? Może jego oczy, nigdy nie wyrażały miłości? Może po prostu ci się przewidziało?
Wzdychasz, zmieniając kolejny raz pozycje. Czujesz się zupełnie tak samo gdy byłeś dzieckiem
i jeździłeś do różnych ośrodków wypoczynkowych, nigdy nie umiałeś tam zasnąć, bo to nie było twoje łóżko. Wtedy przytulała cię matka i nuciła jakąś piosenkę. Zastanawiasz się, czy jeszcze ją pamiętasz, próbujesz z całych sił ją usłyszeć, ale widzisz tylko ruch warg, żaden dźwięk do ciebie nie dociera. Jak zwykle, mózg nie jest po twojej stronie.
I wtedy słyszysz. Ciche kroki tuż przy twoim pokoju. Wstrzymujesz oddech, nie wiedząc czego się spodziewać. Gdzieś w głębi masz nadzieję, że drzwi się otworzą i pojawi się w nim brunet.
Klniesz w myślach, zaciskając dłonie na pościeli. Wiesz, że nie powinieneś o nim myśleć. No bo przecież on o tobie zapomniał, na miłość boską! Weź się w garść. Unieść się resztką swojego honoru
i skup się na czymś innym.
Kroki cichną zostawiając cię samego z mrokiem. Przez chwilę myślisz, czy nie wstać i zobaczyć co się dzieje, ale porzucasz tą myśl. Nie jesteś u siebie.
Tak boisz się go. To niebieskie spojrzenie cię nadal przeszywa i pozbawia wszelkich złudzeń, że coś przed nim ukryjesz. Nie chcesz by badał bezkarnie twoje serce. Dlatego postanawiasz go unikać, jak młody gówniarz.
Przymykasz znowu oczy i skupiasz się na psie, którego kilka godzin temu głaskałeś. Na jego miękkim futrze i czarnych oczach. Znowu klniesz siarczyście w duchu, zdając sobie sprawę, że robisz z siebie zoofila.
Wykasowujesz myśli, jakbyś oczyszczał kartkę ze zbędnych liter.
Sen nadal zdaje się być odległym marzeniem, więc kierujesz prąd myśli ku Chika-san.
Uspokajasz się i nawet nie wiesz kiedy zasypiasz.

***

Kiedy otworzył oczy, usiadł raptownie, rozglądając się spanikowany. Nie pamiętał gdzie się znajduje
i kompletnie nie kojarzył tego pokoju. Za drzwiami za to panowała idealna cisza.
Przymknął oczy licząc do dziesięciu. Zawsze tak robił gdy wpadał w panikę.  Musiał uspokoić nerwy
i przypomnieć sobie co się z nim dzieje. W szpitalu było tak samo, ale tam został natychmiastowo uświadomiony. Wreszcie nie jest trudno zauważyć białe ściany, białą pościel i nogę w gipsie, nie mówiąc już o masce. Teraz zaś, był w normalnym pokoju i do jego nosa docierał aromat kawy.
Usłyszał jak mu burczy w brzuchu. Wczoraj mało co jadł i odczuwał nagłą ochotę zjedzenia jajecznicy z pomidorami. Wolał nie myśleć nawet dlaczego ma taką ochotę. Wstał powoli, był jeszcze ospały, a mięśnie nie odpowiadały na jego wolę tak szybko jakby chciał. Poruszał się ociężale, prawie jak robot. Przystanął, próbując przypomnieć sobie jakieś ćwiczenie rozciągające.
- Pies chce iść na spacer. - Szorstki męski głos odzywa się za drzwiami, budząc w nim ciarki.
Już wie, gdzie się znajduje. Jednak świadomość tego, wcale mu nie poprawia nastroju. Za drzwiami znajduje się Yahiko i sądząc po głosie wstał lewą nogę i nie powita go neutralnym wyrazem twarzy. W dodatku obudził się dość późno i już sobie u niego minusował. Zaklął pod nosem sięgając po ciuchy, które przygotował mu poprzedniego wieczoru Chika-san.
Ubrał się najszybciej jak potrafił ignorując ból w nodze. Wizytę w łazience postanowił przenieść na termin późniejszy, po spacerze. Gdy pojawił się w przedpokoju ubierając buty zobaczył jak długowłosy rudzielec wychodzi z kuchni z kubkiem gorącego napoju. Na jego widok uśmiecha się sympatycznie.
- Wstałeś już? - Pyta się lekko, opierając się o przeciwległą ścianę w stosunku do blondyna.
- Nie, leży pod mostem, a to co tu widzisz, to jego hologram. Przecież widzisz, że wstał. - Yahiko pojawił się w salonie z talerzem kanapek.
- Yahiko!
- Co? - Usiadł na sofie, włączając telewizor.
- Nie bądź wredny… - Mruknął zmieszany, odwracając wzrok do blondyna.
- Nie przejmuj się. - Naruto uśmiechnął się pokrzepiająco i chwycił za smycz. - To ja idę na spacer.
- Weź klucze. - Chika-san odpowiada swobodnie, wskazując na haczyk z kluczami.
Wyszedł z domu prowadząc przy sobie psa. Stres momentalnie go opuścił i jego typowy głupi uśmiech powrócił. Gdyby aura Yahika nie była dla niego tak przerażająca, pewnie by się zaśmiał z jego odpowiedzi, była całkiem sensowna, w porównaniu do pytania Chikushudo. Nie mógł go o to winić, bo jest to typowe pytanie, które się zadaje o poranku i nikt nie zauważa jego bezcelowości, to tak jak ludzie rozmawiają o pogodzie, każdy ją widzi, ale oczekuje potwierdzenia.
Nie wiedział gdzie ma iść na spacer. Tak naprawdę nawet nie znał dzielnicy. Dlatego ruszył po prostu przed siebie licząc, że się nie zgubi. Prawdopodobnie powinien zostać wyśmiany przez ludzi, którzy mieszkając w mieście całe życie znali je na pamięć, a przynajmniej jego większość, gdy on znał ledwo centrum miasta, nawet własnej dzielnicy na pamięć nie znał.
Zatrzymał się gwałtownie, rozglądając się na boki. Było praktycznie pusto, pojedyncze osoby zmierzały w stronę przystanku autobusowego, kilka samochodów, skuterów, czy rowerów mijało go, ale nic więcej. Spokój. Nawet w jego dzielnicy nie było takiej atmosfery, wszędzie zawsze był pośpiech i niezadowolenie.
- Umarłem i jestem w raju. - Mruknął pod nosem kontynuując spacer.
Lubił gwar, lubił jak coś się działo wokół niego, ale teraz to był nawet wdzięczny za brak swojego głośnego życia. Pewnie szybciej by zagłuszył swoje uczucie do Sasuke, ale to nie byłoby wyleczenie z miłości, zamknąłby ją tylko gdzieś w głębi nie słuchając jej głosu. Ucieczka zawsze jest najprostszym rozwiązaniem.
Tym razem nie chciał uciekać, nie chciał udawać, że nic się nie wydarzyło. Kochał Sasuke, nadal mimo bólu liczył, że jakimś cudem brunet pojawi się w jego życiu i go przeprosi. Nie wiedział nawet o co dokładnie ma go przepraszać, ale chciał by to zrobił. By pokazał, że mu zależy.
Ułoży sobie życie na tym bólu, na tych doświadczeniach i bliznach. Będzie o nich pamiętał dokonując kolejnych decyzji. Uchronią go od ponownej pomyłki. Tym razem tanio ciała nie sprzeda.
Nie miał jeszcze entuzjazmu do wielkich zmian, czy nawet do małych. To były zwyczajne słowne postanowienia. Wiedział, w jaką stronę chce iść. Musiał teraz tylko iść naprzód. Nie może się zatrzymywać i rozpaczać nad tym co się stało. To niczego nie zmieni. Będzie się tylko czuł gorzej, z dnia na dzień, będzie umierał od środka wiedząc jak zmarnował swoje życie. Nie mógł do tego dopuścić. Nie zabiła go śmierć rodziców. Nie zabije go złamane serce.
Nie pozwoli na to.

***

Usiadł na sofie , kładąc na stoliku swoje śniadanie. Nikogo już nie było poza psem, który położył się przy jego nogach wyraźnie zadowolony, że nie musi spędzać tego czasu sam.
Włączył telewizor na kanał muzyczny, by zorientować się w nowinkach, które się pojawiły przez czas jego rekonwalescencji. Ze znużoną miną przełykał kolejne porcje jajecznicy. Nie rozumiał jak mężczyźni mogą lubić kreować się na kobiety. Kij z transwestytami, oni to przynajmniej mieli jakiś konkretny powód do tego, ale oni? Chude wymoczki w długich włosach i makijażem na twarzy? Jeśli teraz tak wygląda ideał mężczyzny według współczesnych kobiet, to zaczynał się cieszyć, że jest gejem. Chociaż spotkanie normalnego faceta mogło graniczyć z cudem, a nie miał ochoty zadzierać z członkami jakuzy.
- Dobrze, że rodzice tego nie dożyli… Załamka by była niezła. Przecież to kobieta, a nie facet. - Mruczał pod nosem, machając widelcem w powietrzu.
Zrezygnowany przełączył na kanał  gdzie leciało akurat jakieś anime. Dawno nie oglądał tego, więc dla odświeżenia dziecięcych emocji pogłośnił i próbował wczuć się w klimat. Pamiętał jak szalał za ‘Dragon Ball’, to była bajka jego dzieciństwa, która doprowadziła do wielu zabawnych sytuacji z jego ojcem. Nie było znajomego, który by nie wiedział, o smoczych kulach. Sam raz nawet próbował owe znaleźć. Teraz zaś oglądał ‘Death Nota’ i z każdą minutą coraz mocniej się wkręcał. Wiedział kim jest Kira i nie raz krzyczał do ekranu do L’a, że Kira siedzi obok niego. Pies tylko czasem spoglądał na niego z niezrozumieniem, ale poza tym nie wyrażał najmniejszego zainteresowania jego zachowaniem.
- I mam teraz czekać do jutra, by się dowiedzieć, czy L faktycznie złapie Kire, czy nie? Głupia Misa… - Mówił podekscytowany, wiercąc się na sofie.
Wyłączył telewizor i ruszył do kuchni by zacząć wykonywać swoje obowiązki. Nie miał najmniejszej ochoty ich wykonywać, ale chociaż tyle był im winien. Wreszcie dali mu dom, tymczasowy, ale dom. Był zdziwiony, że nie mieli zmywarki w tak zaawansowanym cywilizacyjnie kraju. Trudno było mu wyobrazić takie funkcjonowanie, teraz je ujrzał na własne oczy. Nie był to dom pełen nowinek
i ułatwień życia.
- Szkoła przetrwania normalnie. - Mruknął załamany, nalewając odrobinę płynu na gąbkę.

***

Usiadł bezwładnie na sofę, wpatrując się tępo w sufit. Stracił trzy godziny na sprzątanie domu, nie zaglądał oczywiście do pokojów Yahiko i Chiki-san, uważając to za naruszanie czyjeś prywatności. Był zmęczony i kompletnie bez sił, w dodatku ani razu nie zastanowił się nad kwestią odebrania swoich rzeczy od Sasuke, a musiał to zrobić prędzej czy później. Nie miał jeszcze tylko pomysłu jak to zrobić.
Jeśli teraz do niego pójdzie, nie będzie potrafił się na niego gniewać i to on go zacznie błagać o wybaczenie. A na to nie mógł sobie pozwolić, nie po tym co przeszedł, tylko że miał za miękkie serce
i zbyt dużą miłość do bruneta.
Czekanie zaś na jakieś zmiany spowoduje, że nie będzie miał w czym chodzić, nie mówiąc już o dokumentach. Definitywnie popisał się swoją głupotą.
- I co mam zrobić Jocker? - Spojrzał się smętnie na psa, który w najlepsze spał.


4. Been replaced by another

Każda noc wydaje ci się taka sama. Cicha, pusta pozbawiona snu. Ciągle walczysz ze swoim umysłem
i próbujesz mu wmówić, że nie ma nic lepszego niż sen. Tylko, że on nie słucha.
Dlatego kilka godzin noc w noc wiercisz się próbując znaleźć sposób na zmęczenie.
Pewnie byłoby ci dużo łatwiej, gdybyś nie musiał myśleć o Sasuke. Tak. To by ci na pewno pomogło.  Wreszcie sobie obiecałeś, że z nim koniec, więc jakim prawem on ciągle powraca?! No tak. Miłość. Coś co rządzi się własnymi prawami i aktualnie doprowadza cię do szału.
Po co rozpamiętywać dawne miłości? Uczucia? Nie lepiej po prostu zapomnieć? Oczywiście, że nie! Tak przynajmniej uznaje Twój mózg. Kochasz Sasuke? Kochasz, więc teraz cierp, jak na romantyka przystało.
Z czasem  czujesz się swobodniej w tym domu. Na tyle, by w tych ciężkich chwilach nocnych wysunąć się z łóżka i wyjść do kuchni i zrobić sobie coś do picia. Może gorące mleko by cię uśpiło?
Gówno prawda.
Nie chodzisz tam by pić to głupie mleko. Nawet wody nie tknąłbyś o tej porze. Chodzisz tam by dowiedzieć się, kto jeszcze ma problemy ze snem. Kroki, które słyszałeś pierwszej nocy. Tylko, że jak na złość nikogo nie spotykasz. Czasem tylko Jocker podejdzie do ciebie zadowolony, że nie jest sam na warcie. Chociaż z każdym dniem coraz mniej wierzysz  w to, że ten pies  potrafiłby obronić cokolwiek. Dawno nie widziałeś tak skorumpowanego psa. Ba! Kogokolwiek!
Może ci się przewidziało? Może tak naprawdę nie było żadnych kroków?
Nie oszalałeś. Lubisz sobie wmawiać tą frazę. Kto by chciał być uznany za szalonego? Może gdybyś miał podwójną osobowość to byś chciał. Ale jej nie masz i dlatego teraz siedzisz sam w ciszy, w kuchni trzymając pusty kubek. To twoje alibi gdyby ktoś jednak wszedł.
Później sobie rozmyślasz, że może Yahiko słyszy jak chodzisz po domu i po prostu nie ma ochoty patrzeć na twoją twarz. Jest to bardzo możliwa opcja, szczególnie, że jeszcze nigdy nie odezwał się do ciebie inaczej niż do pasożyta. Nie lubi cię. Czujesz to w każdym jego ruchu, jego spojrzenie by cię zabiło, ale Yahiko nie jest mutantem. Nie jest jebanym Cyklopem i nie może cię zabić wzrokiem. Musi cię znosić w domu, bo jego uprzejmy brat postanowił się pobawić w Matkę Teresę.  Tylko, że nawet dla niego nie jest uprzejmy. On po prostu nie umie być miły. Tak przynajmniej sobie wkręcasz.  Szukasz jakiegoś usprawiedliwienia by przestać szukać w nim jakieś nici porozumienia. Wreszcie każdą twoją próbuję obrócił w proch. Nic. Nic. Nic. Jak on cię denerwował! Robisz co ci każe, wszystko na błysk. A i tak nie usłyszysz nic co mogłoby wchodzić pod zakładkę uprzejmości.
I zgrzytasz zębami, bo po prostu nie lubisz mieć złych kontaktów z ludźmi, z którymi przyszło ci żyć. A On zdaje się tego nie rozumieć i niszczy wszystkie twoje plany. No suczy syn! Nawet Sasuke był bardziej socjalny niż On.
Wreszcie z rezygnacją wracasz do pokoju i zasypiasz rozmyślając o pracy i o Chika-san.
Prawdopodobnie nie powinieneś tego robić, ale to jedyny sposób by zasnąć.

***

Wstał rozciągając się leniwie. Był już prawie zdrowy, trochę kulał, ale nic ponad to.  Wślizgnął się do łazienki, próbując jak najszybciej załatwić swoje potrzeby.  Nie miał ochoty na spotkanie Yahiko, czy słuchanie jego komentarzy na temat jego bezużyteczności.
- Świetnie wstałeś już. - Rudzielec powiedział chłodno, spoglądając na niego z grymasem niezadowolenia.
- Tak. Wstałem. - Odpowiedział podenerwowany, chwytając za smycz. - Pójdę już na spacer.
- Czekaj. - Zatrzymał go jednym słowem. Odwrócił się w jego stronę, czując jak dłonie pokrywają się warstwą potu. - Idę z tobą. Chikushudo powiedział, że mam ci pomóc odzyskać rzeczy.
- S…serio? - Wyjąkał z trudem, jego serce pracowało szybciej niż zazwyczaj.
Nie mógł sobie wyobrazić gorszego dnia. Spacer z Yahiko, który nie pałał do niego sympatią i wyrażał to w każdym swoim zdaniu, w tym komentowaniu jego głupoty w zapomnieniu zabrania kluczy, czy czegokolwiek z  domu. Plusem było to, że wydawało się, że nie znał całej historii, więc oszczędził mu większego poniżania. Innym problemem była opcja spotkania Sasuke. Nie był pewien czy jest na to gotowy, ba, czy jego serce to wytrzyma. Nie chciał mu ulec i mimo że czuł, że nie da mu się tak łatwo, to nie mógł mieć całkowitej pewności. Z  drugiej strony nie mógł kontynuować takiego życia.
W porównaniu do niego, Yahiko był bardziej ogarnięty w mapie miasta i jak tylko podał adres, wiedział gdzie iść. Dreptał za nim, trzymając Jockera na smyczy i próbując wymyślić jakiś temat do rozmowy. Cisza go dobijała, ale nie miał też pomysłu, co mogłoby otworzyć usta rudzielcowi, tak by jego słowa nie brzmiały jak atak na jego osobę. Nie miał zielonego pojęcia jak sobie radzić z tym problemem.  Z tą osobą.
I nim się obejrzał naprawdę stanęli przed domem bruneta. Serce blondyna biło jak szalone, że musiał przyłożyć rękę do klatki piersiowej by opanować nerwy. Definitywnie nie był na to gotowy. Czemu nikt go dzień wcześniej nie ostrzegł o takich planach?! Uciekłby w nocy gdzieś w miasto i było by po problemie. No tak. Uciekłby. Chika-san, znał go już za dobrze, by wiedzieć jak postąpi.
Westchnął ruszając przodem. Mógł jedynie liczyć, że bruneta nie będzie w domu i będą musieli się wycofać. Nacisnął dzwonek i odsunął się o kilka kroków i czekał cierpliwie. Jak zwykle panowała wokół idealna cisza. Mimo że dzielnica była pełna rodzin i ludzi, którzy są wiecznie zabiegani i przez to rozkrzyczani, to nigdy przy domu Sasuke nie było śladu tego życia. Jakby ten dom znajdował się za ścianą dźwiękoszczelną.
- Chyba go nie ma… - Wymamrotał nieśmiało, odwracając się do rudzielca. - Yahiko?
Blondyn rozejrzał się spanikowany wokół orientując się, że jest całkiem sam, nawet pies zniknął. Wybiegł na ulicę, próbując dopatrzeć się rudej czupryny, ale nie było nawet śladu po nim. Drzwi zaś otworzyły się ze skrzypnięciem, zwracając na siebie uwagę.
- Wchodzisz? - Yahiko spoglądał na niego ze znużeniem cofając się do środka.
- HA?! Co zrobiłeś?! -  Spanikowany wbiegł do środka rozglądając się po salonie.
- Wszedłem od tyłu. Poświęciłem tylko szybę w drzwiach. - Wzruszył ramionami i usiadł na sofie. - Bierz co potrzebujesz i spadamy.
- Nie możesz tak robić! To przestępstwo!
- No pewnie tak, ale nie mamy czasu tu podchodzić codziennie, aż on będzie w domu.
- A jakby był w domu?!
- To by ci otworzył od razu.
Westchnął z rezygnacją idąc do swojego dawnego pokoju. Nie miał sił kłócić się z Yahiko, który zdawał się kompletnie ignorować kwestie moralne swojego zachowania. Tylko, że tym posunięciem oszczędzi mu konieczności  spotkania z brunetem.
Nie zdziwił się jak zobaczył, że wszystkie jego rzeczy znalazły się w kartonach z wypisaną organizacją charytatywną.  Podszedł do nich i zerwał taśmy by zobaczyć co dokładnie w nich jest.  Wyciągnął z kartonu torbę i plecak, które używał do swoich podróży, wpakował w nie swoje rzeczy.  Dokumenty znalazł na biurku w teczce. Nawet znalazł swój portfel z pieniędzmi.  Wygrzebał się z pokoju, żałując, że nie może zabrać więcej, ale nie mieli samochodu, a nie mieli jak zabrać więcej.  Musiał się zadowolić tym co udało mu się wcisnąć. Yahiko stał przy drzwiach macając znalezioną walizkę.
- Co robisz?
- Znalazłem walizkę. Przyda ci się w pakowaniu.
- To jego walizka! Nie mogę jej wziąć.
- Odstawisz ją innego dnia. Co za problem?
- Nie będę musiał tu wchodzić. Będę mógł ją postawić pod drzwiami?
- Dokładnie.
- Genialne!
Zrzucił z siebie torbę i plecak i pognał z walizką do pokoju by spakować jeszcze więcej ze swoich rzeczy. Był wdzięczny Yahiko za jego rozsądek i opanowanie, on by nigdy nie wpadł na taki pomysł. Po prostu by się pożegnał ze wszystkim, a tak mógł sporą większość uratować.
- Pośpiesz się tam. Nie mam całego dnia. - Yahiko krzyknął poirytowany. Zmuszając go do zwiększenia obrotów.

***

Nigdy nie był bardziej szczęśliwy. Oto siedział w swoim pokoju a wokół niego były jego własne rzeczy. Nie tylko bielizna, za którą najbardziej tęsknił, ale także kolekcja jego płyt, czy książek. Nie było ich dużo, bo nie miał jak ich kupować, zresztą długo je czytał, ale były jego.
Jocker leżał przy drzwiach obserwując jego poczynania. On zaś  powoli wszystko kładł na nowe miejsce. Nie mógł się przyzwyczajać do tego miejsca, ale to było silniejsze od niego.  Nawet obecność  Yahiko nie blokowała jego umysłu przed nazywaniem tego pomieszczenia jego pokojem. Nic się spostrzegł, zadomowił się tutaj. I drżał na myśl, że kiedyś chcąc nie chcąc będzie musiał zamieszkać w jakieś małej ciasnej kawalerce.
- Naruto? - Chikushudo otworzył drzwi, płosząc psa.
- Chika-san! Już wróciłeś? - Powitał go radośnie, zamykając szufladę.
- Dzisiaj było mało pracy. - Uśmiechnął się łagodnie, siadając na jego łóżku. - Widzę, że udało ci się odzyskać rzeczy. Yahiko był wredny?
- Nie więcej niż zawsze. Udało mi się nawet nie spotkać Sasuke.- Paplał entuzjastycznie nad tym jak mu minął dzień.
Nie wiedział kiedy stało się to czymś naturalnym. Lubił opowiadać mu co robił, jak minął dzień, jakie postępy zrobił. Nie musiał tego robić, nikt tego od niego nie wymagał. Może początkowo czuł się do tego zobligowany przez hospitalizację jaką dostawał od Chikushudo, ale on sam nigdy nie mówił o żadnych raportach, nigdy też się nie gniewał na blondyna, gdy temu coś źle poszło. Był i po prostu go słuchał.
W tym różnił się od bruneta, który nie przepadał za słuchaniem o jego dniu, czy o tym co miał w głowie, z reguły mało rozmawiali, bo blondyn nie miał ochoty słuchać o pracy Sasuke. A teraz? Rozmawiał z kimś i czuł się naprawdę szczęśliwy. Śmiał się nawet z włamania, którego dokonał z Yahiko. I za nic nie wiedział, dlaczego wszystko wydawało mu się takie trywialne.
- Czyli naprawdę dobrze się bawiłeś. - Zaśmiał się, trzymając w dłoniach kolekcję płyt blondyna.- Całkiem wartościowa kolekcja.
- Lubię starego rocka. Wiem, że to dziwne, że nie słucham japońskich artystów, ale Europa i Stany tworzyły naprawdę coś niesamowitego. A płyty winylowe mają swoją magię. Niektóre są w spadku po rodzicach.
- Jak ci się udało zabrać gramofon?
- A to? Yahiko mi pomógł. Oczywiście wyzwał mnie od debili, za to, że nie myślę o tym jak mam zamiar słuchać płyt.
- Czyli wreszcie to będzie twój pokój. - Powiedział spokojnie, wpatrując się w sufit.
- No tymczasowy…
- Hm? Czemu? Nie chcesz z nami mieszkać? Wiem, że Yahiko jest wrzodem na dupie, ale może nie będzie tak źle? Chciałbym, żebyś został Naruto. - Spojrzał na niego poważnie. 


5. Cause it's still your face

Bezsenne noce nie są już dla ciebie żadnym problemem. Odzyskałeś swoje rzeczy i możesz zająć umysł czymś innym. Tak jak teraz wkładasz płytę do gramofonu i załączasz. Muzyka gra na tyle cicho by nikogo nie obudzić, ale tobie to nie przeszkadza. Wreszcie robiłeś to setki razy, a każdy dźwięk czujesz w sercu.
Tym razem wsłuchujesz się w starego dobrego Elvisa. Twoje ciało się rozluźnia, nawet lekko drży od pragnienia zanurzenia się w tańcu, jak za dawnych szkolnych lat. Potańcówki były twoje. Kurwa. Byłeś bogiem parkietu. A to tylko dlatego, że mało kto już tańczył starego dobrego rock and rolla, ale ty tak. To było coś tak naturalnego, że nie umiałeś tańczyć inaczej. Dziewczyny piszczały za każdym razem, gdy z nimi tańczyłeś, przekazywałeś ich ciałom coś z siebie i one to kochały. Kurwa, ile z nich chciało cię zdobyć? A ty za każdym razem uśmiechałeś się i dziękowałeś.
No przecież byłeś gejem i nieważne jakbyś się starał, nie umiałbyś ich zaspokoić. Przykre, ale prawdziwe.  Pod koniec liceum przestałeś pokazywać się na imprezach. Brunet nie pochwalał tego. Może był zazdrosny? Gówno prawda, po prostu lubił mieć swoje zabawki obok siebie.
Dawno nie tańczyłeś, to pewnie dlatego twoje ciało słysząc znane takty rwie się do ruchu. Ale wtedy upominasz się, że jest środek nocy i nie jesteś sam w tym domu. 
Nadal nie zwróciłeś walizki. Nie chciało ci się iść taki kawał drogi, zresztą świadomość majątku bruneta pozwalała ci na to lenistwo. Zastanawiałeś się czasem jaką miał minę, gdy odkrył, że ktoś się do niego włamał.
Ziewnąłeś zmęczony, przymykając oczy. Dawno nie byłeś tak wyczerpany, ale równocześnie zrelaksowany. Naprawdę kochałeś swoje rzeczy, swoje pamiątki po rodzicach. To oni cię zarazili rock and rollem, pokazywali jak ruszać swoim ciałem. Ile raz udawałeś Elvisa? Za dużo by zliczyć, ale kochałeś to.  Rozśmieszać ludzi wokół siebie. Nie było dla ciebie lepszej nagrody niż uśmiech. Tylko bruneta nie udawało ci się nigdy rozśmieszyć. Nieważne jakich chwytów używałeś, on zdawał się być niewzruszony. 
Twoje serce nadal skręca się z bólu za utraconą miłością. Jak ten skończony idiota leżysz zanurzony w tej beznadziejnej miłości. Coś się jednak zmieniło. To nie aż takie bolesne, lekkie ukłucie, które z łatwością ignorujesz. Nie umiesz postąpić inaczej, niż czuć się dumnym z takich postępów. Sasuke będzie częścią twojego życia, to jest pewne, ale jak się okazuje, wcale nie oznacza to, że nie będziesz mógł iść naprzód.
Nadal nie wiesz gdzie masz pracować. Wybór wcale nie jest prosty, bo nie chcesz pracować byle gdzie.  W tych warunkach prawdopodobnie powinieneś, ale nie chcesz i już. Mogą uznać cię za rozkapryszone dziecko, ale zdania nie zmienisz. Znajdziesz pracę, która będzie ci odpowiadać, która porwie twoje serce i nie będziesz umierał z nudów wstając każdego dnia o tej samej porze. Koniec kropka. Koniec bycia uległym.
No dobra, ale co powiesz Yahiko?
Drżysz na samą myśl o tych świdrujących niebieskich tęczówkach. Cholera, jak on cię nienawidził! Wzdychasz wracając do łóżka, naprawdę masz dość myślenia jak na tą noc.

***

Wstał, chociaż jego oczy wciąż kleiły się od snu. W domu było już słychać odgłosy sugerujące, że inni domownicy jak najbardziej już wstali. Ziewnął, otwierając ze skrzypnięciem drzwi.  Westchnął inhalując z rozkoszą zapach kawy, jego żołądek zaburczał przypominając mu o sobie, on jednak skierował swoje kroki do łazienki, chcąc się ogarnąć przed spacerem.  Jocker chodził za nim, czując że wreszcie nastała pora jego wyjścia z domu.
Umył zęby i obmył twarz. W lustrze spojrzał krytycznie na swoje włosy, które rozchodziły się na każdą stronę. Przeczesał je ręką, próbując je jakoś ułożyć. Przynajmniej na tyle, by móc wyjść do ludzi. Jocker pomrukiwał pod drzwiami ponaglając go. Skrzywił się, rozumiejąc że jest na przegranej pozycji. Przebrał się w dresy i nałożył czapkę z daszkiem, przynajmniej w ten sposób nie będzie aż tak rzucał się w oczy. Yahiko jak zwykle o tej porze siedział na sofie i oglądał poranne wydania wiadomości. Blondyn pokręcił z niedowierzania głową, nie pojmując jak młoda osoba może się katować wiadomościami! Chwycił za smycz, będąc już prawie gotowy do wyjścia, gdy spostrzegł, że nigdzie nie ma Chikushoudo. Podniósł zdumiony brwi, próbując telepatycznie skontaktować się z rudzielcem.
- Um, Yahiko… Gdzie jest Chikushoudo? - Spytał się nieśmiało, próbując opanować drżenie głosu.
Normalnie by nie zaczął rozmowy. Nie z tym człowiekiem. Nie chciał wczesnej śmierci, ale ciekawość była silniejsza niż ostrzeżenia rozumu.
- Pewnie śpi. Dzisiaj ma wolne. - Odparł chłodno, siorbiąc napój.
Naruto zadowolony z odpowiedzi wyszedł na dwór, ciesząc się, że nie spędzi tego dnia całkiem sam. Będzie mógł porozmawiać z Chika-san i dowiedzieć się o nim trochę więcej niż do tej pory. Wiedział, że było z jego strony egoistyczne skupiać się wyłącznie na jego osobie, ale potrzebował tego po tym całym wypadku. Miał szczęście, że przeżył. Czuł, że dostał drugą szansę i nie zamierzał jej marnować.
Najważniejszym problemem była praca. Wszystkie ogłoszenia dotyczyły rozdawania ulotek, a w najlepszym wypadku prace w jakimś Fast Foodzie! Nie chciał serwować jedzenia zapracowanym ludziom, którzy znali jedynie język nienawiści. Ile razy był w takim miejscu i słyszał wieczne pojękiwania niezadowolenia?  Nie rozumiał tych ludzi, czemu się tak śpieszą, czemu nie mają dystansu do tego co robią i kim są? Dla niego był to tylko problem, niewarty większej uwagi.
Gdyby chociaż miał jakiś talent. Mógłby w tym kierunku zadziałać, ale tak naprawdę nie miał żadnego, a przynajmniej nie odkrył go. W dzieciństwie uwielbiał śpiewać, no ale był w tym naprawdę kiepski. Już żaby lepiej skrzeczały niż on. Umiał tańczyć. Jednak nie był kobietą. W Stanach to może miałby szansę zadziałać w tym temacie, ale w Japonii, gdzie jest kult idolek? Gdzie on ze swoją męską gębą, będzie wkraczał na estrady? Zresztą znalezienie odpowiedniej agencji, a co gorsze jakiś castingów graniczyło z cudem. Gdyby był z Sasuke w jakiś kontaktach to może mógłby liczyć na wkręcenie w branżę przez znajomość, ale to już było nierealne. Zresztą chciał zacząć swoje niezależne życie.
Puścił psa ze smyczy siadając na ławce w parku. Miał sporo czasu do zastanowienia się nad tym co powinien zrobić. Może nawet rozmowa z Chika-san by mu pomogła. Jakoś ich wieczorne konwersacje uspokajały go i jakoś podbudowały. Nie miał wreszcie nic do stracenia, a rudzielec na pewno się nie obrazi, gdy go obarczy swoimi problemami. Przecież to nie tak, że będzie wymagał od niego znaku, czy sterowania jego wyborem. Liczył tylko na drobną poradę.
Gdy wrócił do domu, z kuchni dobiegało pogwizdywanie. Udał się natychmiastowo w jego stronę, by zobaczyć rudzielca ubranego już, dosyć schludnie jak na dzień wolny i próbującego zrobić śniadanie.  Uśmiechnął się na ten widok siadając przy stole.
- Witaj Naruto! - Chika-san postawił przed nim kubek z kawą.
Był pełen energii i wydawało się, że nie może ustać w jednym miejscu. Blondyn popił trochę gorącego napoju, czując się praktycznie jak w niebie. Tego mu zawsze brakowało po spacerze. Czuł się co prawda niekomfortowo w przepoconych ciuchach, ale mógł sobie darować ten jeden dzień, gdzie zaserwowano mu na dzień dobry śniadanie. Kto by pogardził?
- Witam. - Odparł spokojnie, mając na twarzy idiotyczny uśmiech.
- Jak na spacerze?  Pogoda dzisiaj wyjątkowo piękna! Aż żałuję, że tak długo spałem, chętnie udałbym się z tobą na spacer! - Mówił szybko, serwując na talerze omlet.
- Dobrze, jak zwykle mało ludzi spotkałem, ale tak jest lepiej. Czuję się dużo lepiej nie będąc otoczonym obcymi osobami. I faktycznie pogoda zachęca do ruchu, dlatego zrobiłem sobie mały jogging.
- Jesteś niesamowicie wysportowany! Ja od dawna nie biegałem! I pewnie nawet bym się do tego nie zmusił…
- Lubię sobie od czasu do czasu pobiegać. Powiedzmy, że lubię się zmęczyć. - Zaśmiał się pod nosem, smarując omleta dżemem.
- Jesteś zupełnie jak Yahiko, on też lubi się męczyć. Ale u niego to raczej chodzi o przegnanie myśli.
Blondyn nie skomentował tego. Miał mieszane uczucia co do porównania go do młodszego rudzielca.  Nie wiedział, czy w ogóle chce mieć z nim jakieś wspólne cechy. Konsumował więc powoli swoje śniadanie, wpatrując się w rozpromienionego towarzysza, który zdawał się go nawet razić tą energią.
- Chika-san?
- Tak?
- Mogę wiedzieć… Jaką masz pracę?
- Pracę? - Mężczyzna spojrzał się na krajobraz za oknem, rozmyślając nad odpowiedzią. Miał przy tym tak poważną minę, że Naruto nawet poczuł się winien swojego pytania. Wreszcie nie byli w takich relacjach, by pytać się o takie rzeczy! - Jestem asystentem mangaki.
- Czyli… Rysujesz mangę?
- Tylko tła. Sam nie mam za bardzo pomysłu na swoją historię, ale lubię rysować, więc praca jak najbardziej klawa, tylko męcząca i niedochodowa. Gdyby nie Yahiko to pewnie nie byłoby co marzyć o takim domu.
Bogowie! Jak on chciał się zapytać o coś więcej! Pytania same cisnęły się na język, ale przecież nie mógł ich wypowiedzieć. Był tylko gościem w tym domu i powinien mieć jakieś zasady, jakieś morale! Chikushoudo wydawał się nie zauważać jego stanu, jego narastającej ciekawości. Blondyn tylko westchnął ciężko, czując przegraną. Nie miał siły nacierać na rudzielca. Przecież go nawet aż tak dobrze nie znał.
- Według mnie to i tak niesamowite, że Chika-san bierze udział w tworzeniu mangi. Tła, czy nie tła, są też ważne.
- Myślisz? Yahiko mówi, że marnuję czas. To naprawdę kiepska praca, niektórzy pracują u kilku na raz żeby się utrzymać. Można powiedzieć, że jesteśmy takimi hikamori z musu. Rzadko, który ma nawet czas na udanie się na miasto by kogoś poderwać. Dużo z moich znajomych w desperacji skorzystało z opcji swatek. Nieważne jak fajna jest praca, ale jeśli zabiera ci czas i nerwy, nie dając nic poza satysfakcją w sercu, to możesz szybko powitać się z drugą stroną.
Przygryzł dolną wargę, nie wiedząc co tak naprawdę powinien zrobić.  Atmosfera zrobiła się dziwnie ciężka, a przecież zamierzał jedynie go pochwalić za pracę i swoje hobby. Naprawdę nie umiał prawić komplementów!
- Um… - Wymamrotał speszony, wpatrując się w swój pusty już talerz.
- Nie przejmuj się. Tak to już bywa w tym kraju. Przekonasz się, gdy staniesz na własne nogi. Wyleciałeś z klatki i teraz musisz mimo bólu rozłożyć skrzydła i samemu wzbić się do nieba. Nie daj się znowu zamknąć Naruto.
- Postaram się. - Wymamrotał pod nosem, wstając od stołu. - Pójdę się umyć, bo wszystko się do mnie klei.
- Uśmiechnij się. Rzeczywistość mimo wszystko potrafi być kolorowa.
Jak bardzo pragnął mu przytaknąć? Powiedzieć, że tak oczywiście, że nawet on w niej szuka kolorów tęczy. Tylko, że to nie zmieni faktu, że jego skrzydła są nadal słabe i nie umie podlecieć do nieba. Kiedy tak naprawdę zamknął się w tej klatce? Nie mógł wszystkiego zwalić na Sasuke. Gdyby miał trochę więcej silnej woli to pewnie by postawił na swoim, ale on nie lubił się kłócić. Być upartym o byle co.
Był zwykłym idiotą. Bo tak naprawdę nie chciał sprawiać problemów, bał się, że brunet od niego odejdzie, że zostawi go jak jego rodzice. Nieważne jak wmawiał sobie, że ich śmierć już go nie rusza. Ból po ich stracie nadal był w sercu, a co za tym idzie, zaważało to na jego znajomościach.
Nie chciał być sam.
Wszedł pod prysznic, relaksując się pod strumieniem gorącej wody. Przymknął oczy, próbując odpędzić od siebie nadmiar myśli. Tych niepotrzebnych, bolesnych. To miał być przecież dobry dzień, dzień z Chika-san.
Jego ciało zadrżało. Znał to uczucie. Pragnął.
- Kurwa, akurat teraz hormony dały o sobie znać? - Jęknął, chwytając swój członek w silnym uścisku.

6. But there's something strange


Czujesz się dziwnie. Nie dlatego, że mieszkasz u kogoś i nawet nie płacisz za rachunki. Od kilku dni Twoje hormony szaleją. Ile raz już się onanizowałeś? Nawet nie umiesz zliczyć!
Mógłbyś to przeżyć, wreszcie jesteś zdrowym młodym mężczyzną, który ma swoje potrzeby seksualne. Tylko przywykłeś wyobrażać sobie bruneta. Tak, to on Cię podniecał i sam jego wizerunek w głowie powodował, że byłeś twardy.  Nie każdy potrafił Cię tak pobudzić jak Sasuke. A teraz przez te kilka dni zdałeś sobie sprawę, że jego obraz wcale nie pojawia się w Twoim umyśle, nie śnisz o nim, a Twoje serce nie krzyczy z tęsknoty za nim.
Przerażało Cię to. Nie dlatego, że chciałeś tkwić wiecznie w tej chorej miłości. To co Cię przerażało to świadomość że jeśli już się odkochałeś, a raczej Twoje uczucie zelżało do tego stopnia, że Sasuke stał się tylko mglistym wspomnieniem, nie dręczącym Cię w każdej wolnej chwili, to cała Twoja tyrada o miłości do niego, była kłamstwem. A przecież, gdy mu mówiłeś o wiecznej miłości, a pragnieniu go i chęci spędzenia z nim reszty swoich dni, mówiłeś jak najbardziej poważnie. To co się stało?
Z chęcią byś zwalił to na Yahiko, który za każdym razem jak Cię widzi uśmiecha się w pogardzie. Prawie z Tobą nie rozmawia, a i tak doprowadza Cię do szału. Nawet nie rozumiesz czemu jesteś tak pochłonięty jego osobą. To Cię dodatkowo irytuje. Masz inne sprawy na głowie, niż zamartwianie się, czy rudy jest dla Ciebie miły, czy nie. Pewnie. Chciałbyś, żeby Cię polubił i stworzylibyście jedną wielką gejowską rodzinę.
Tylko, że to nie wchodziło w grę.
Po pierwsze On Cię nie lubi, ba! Wręcz Cię nienawidzi. Nic tego raczej nie zmieni przez kolejne dni. Może jak znajdziesz pracę i naprawdę dołożysz się do rachunku to zmieni zdanie, a tak przyjdzie Ci żyć w napiętych stosunkach.
Po drugie, tylko Ty tu jesteś gejem. Dlatego nie możesz marzyć o gejowskiej rodzinie. To nie serial.
Zgrzytasz zębami i zmieniasz pozycję, próbując zasnąć, ale Twoje ciało wie lepiej. Oczywiście! Znowu nie da Ci spać.
Westchnąłeś ciężko, próbując skupić swoje myśli na rzeczach, których nie lubisz. Sam nawet nie wiesz kiedy skupiasz się na brunecie. Po prostu Twoje myśli idą do niego automatycznie, a w zamian Twój członek uspokaja się, wszystko wraca do normalności.
Kurwa. Jaka normalność?
Jeszcze niedawno Sasuke podniecał Cię jak mało kto, samo jego imię na Ciebie działało.
To nie jest normalność!
Tylko, że wcale nie żałujesz, że tak to się skończyło. Wolisz, żeby było w ten sposób. Przynajmniej wiesz jak szybko zasnąć, bez obawy, że się obudzisz z erekcją.
Gówno prawda.
Co dzień budzisz się z erekcją, tak bolesną, że musisz sobie ulżyć.
***

Stęka rozmasowując sobie dłonie. Ostatnio cierpi na syndrom zimnych dłoni, co powoduje, że pije nadmierną ilość gorących napojów. Przez co, co chwilę lata do toalety. Ma tego dość, bo przez to czuje się bardziej zmęczony niż powinien.
Złożył kilka aplikacji do sklepów i teraz czeka na jakikolwiek odzew. Nie łudził się za dużo, wreszcie nie skończył studiów i dla potencjalnego pracodawcy był śmieciem, ale chciał chociaż spróbować, by udowodnić sobie, że potrafi być samodzielny bez pomocy kogokolwiek.
Był po wieczornym spacerze i co go zdziwiło najmocniej, nadal był sam. O tej porze zazwyczaj wracał Chikushoudo, Yahiko wracał dużo później, co było powiązane z jego pracą. Czuł się dziwnie będąc samemu w domu, poza psem oczywiście. Puścił sobie muzykę Elvisa i po prostu się położył na łóżku, relaksując się pod wpływem słuchanych dźwięków.
Nie wiedział, dlaczego w sumie jest tak zrelaksowany, powinien prawdopodobnie być wściekły, albo chociaż głęboko poruszony i być na skraju rozpaczy z myślami samobójczymi. A jednak nie jest. Nie myślał o tym za wiele. Jakby kompletnie temat go obszedł bokiem.
Sasuke oficjalnie ogłosił swoje zaręczyny z Sakurą. Zdecydował się na ten krok i wreszcie będzie miał normalną rodzinę. A blondyn nawet nie mrugnął! A przecież dwa miesiące temu był wściekły i zrozpaczony tylko na samą myśl, że brunet może coś takiego zrobić.
Czuł się z jednej strony okropnie, nie przez to, że Sasuke się żeni, ale z powodu tego, że on sam stracił zainteresowanie jego osobą. Nie mógł uwierzyć, że jego miłość miała jakiś limit. Może tak naprawdę nie zdawał sobie sprawy jak mocno został przez niego zraniony?
I wtedy rozbrzmiał telefon.
Zaskoczony zerwał się z łóżka, prawie się wywracając o zmiętą pościel. Chwycił za słuchawkę i przyłożył ją sobie do ucha.
- Dom Fuma, w czym mogę pomóc? - Powiedział podenerwowany, spoglądając z paniką na psa, który przyglądał mu się z zainteresowaniem.
- Oj debilu, to ja, Yahiko. - Chłodny męski głos odezwał się po drugiej stronie, wypompowując go kompletnie.
-Tak?
- Coś straciłeś energię. Nieważne. Słuchaj, ja dzisiaj nie wrócę na noc, dopiero przed świtem, przekaż to Chikushoudo, gdy wróci, żeby się nie martwił za bardzo. Rozumiesz?
- Rozumiem. Nie wracasz dzisiaj do domu na noc. Idziesz zabawić się z kobietami.
Usłyszał westchnięcie. Cisza, która po tym nastała, trochę go zmartwiła, bo liczył, że rudzielec się rozłączy.
- Słuchaj. Nie idę zabawiać się z kobietami. Nie mów mu tego, bo będzie miał głupie wyobrażenie. Jak zwykle zresztą. Po prostu mu powiedz, że mnie nie będzie debilu.
- Okej. Nie będę dodawał jakiś informacji.
- Grzeczny chłopiec.
Po tych słowach się rozłączył nawet się z nim nie żegnając. Zazgrzytał zębami, czując wewnętrzną frustrację. Był zupełnie inaczej wychowany.
- Nawet nie był łaskawy się pożegnać. Co za gbur! Większy od Sasuke! - Warknął idąc do kuchni by zrobić sobie kolejną herbatę.
***

Odgłos otwieranych drzwi wyrwał go z zamyślenia. Spojrzał się w stronę długowłosego rudzielca, który spoglądał na niego z niepokojem. Blondyn podejrzewał, że chodzi tu o jego brata, chociaż teoretycznie Yahiko przychodził od niego dużo później.
- Yahiko dzwonił i kazał przekazać, że wróci dopiero jutro.
- Dziękuję Naruto. Trochę się o niego niepokoiłem, bo nie zadzwonił do mnie ani razu.
- Hm? Musi do ciebie dzwonić?
- Nie… Nie musi, ale to robi. Chyba czuje się zobligowany do tego. - Uśmiechnął się słabo, uciekając przed nim wzrokiem. - Pójdę się umyć. To był ciężki dzień.
- Okej…
Wzruszył ramionami, nie rozumiejąc ich rozmowy. Nie mógł rozgryźć relacji braci, Yahiko pogardzał Chikushoudo, ale ten zaś wydawał się być zatroskany o niego.
Może to ten rodzaj zakazanej miłości? Chika-san podkochuje się w swoim bracie, nawet kiedyś wyznał mu miłość, ale ten go odepchnął bo nie jest gejem, ani tym bardziej zainteresowany własnym bratem, dlatego teraz traktuje go z chłodem, by nie dać mu żadnych nadziei? Normalnie idealny temat na jakąś mangę yaoi! Po kilku latach Yahiko wreszcie się przełamuje i odkrywa, że sam ma względem brata uczucia, których nie można nazwać braterskimi! To byłby wspaniały koniec! - Rozmyślał podekscytowany ściskając pod sobą poduszkę.
- Naruto? - Rudzielec wszedł do jego pokoju zaniepokojony widokiem, który zastał.
- Chika-san… - Krzyknął wystraszony, wstając natychmiastowo. - Szybko się umyłeś.
- Um… Zazwyczaj szybko to robię, nie lubię spędzać za wiele czasu w łazience. Za dużo myśli przychodzi. - Uśmiechnął się delikatnie siadając obok niego. - Odzywali się?
- Hm? - Spojrzał na niego głupkowato.
- Ze sklepów…
- Aaaa!! Nie.
- Przykro mi. Na pewno chciałbyś już mieć jakąś pracę i zarabiać własne pieniądze.
- Pewnie, że bym chciał, ale nie ma co popędzać tego wszystkiego. Wreszcie jestem człowiekiem bez studiów.
- Nie mów tak.  Studia nie są wyznacznikiem wartości człowieka. Każdy ma swoje predyspozycje i nie każdy chce spędzić życie na uczelni stresując się każdym egzaminem.
- Pewnie tak, ale pracodawcy raczej tego nie rozumieją. - Wzruszył ramionami, odchylając się nieznacznie do tyłu.
- Nie śpiesz się Naruto, wszystko w swoim czasie.
- Nie śpieszę się… Tyle dobrego, że mam gdzie mieszkać. - Zaśmiał się cicho, opadając na łóżko, nie miał siły już utrzymywać pionu.
- Nadal myślisz o Sasuke?
Spojrzał na niego zaspany, nie rozumiejąc do końca pytania. Dawno nie rozmawiali o brunecie i powrót do niego, był małym wstrząsem. Chika-san go uratował, zrobił to czego nie zrobił Sasuke i powinien się jakoś odwdzięczyć. Nie wiedział tylko jak. Zagryzł dolną wargę, próbując przeanalizować odpowiedź, którą chciał udzielić.
- Nie… Już nie tak często jak kiedyś. Chyba wreszcie o nim zapominam.
- Przykro mi. Znaczy... - Zmieszany, podrapał się po głowie, gubiąc się w swoich słowach.
- Wiem co chcesz powiedzieć. Chciałem, żeby pojawił się w moim życiu, chciałem by mnie przeprosił, żeby wszystko wróciło do normalności. Ale tak było kiedyś. Nie musisz się o mnie martwić.
Uśmiechnął się wyrozumiale przymykając oczy. Lubił czuć się mądrzejszym i udowadniać, że umie sobie poradzić. Nie chciał by rudzielec kłopotał się jego sprawami sercowymi, nie miało to dla niego najmniejszego sensu.
Czuł jak łóżko się wygina, a mimo to nie otworzył oczu. Wsłuchiwał się w cichy oddech Chikushoudo, który z każdą chwilą się przybliżał. Nim się zorientował czuł jego oddech na swojej twarzy, chciał już otworzyć oczy, gdy jego wargi zostały zamknięte w delikatnym pocałunku.
Zaskoczony, miał wrażenie, że jego serce przestało bić. Otworzył szeroko oczy, wpatrując się w zagubiony wzrok mężczyzny, był w nich ból, którego wolał u niego nie widzieć, strach przed odepchnięciem. Blondyn znał te uczucia i nie chciał by ktokolwiek musiał ich zaznawać, ale nie był też pewien, czy to, co czuje do Chiki-san to miłość, pożądanie czy zwykła przyjaźń.
Gdy miał już go odepchnąć, próbując wytłumaczyć sytuację, w której się znaleźli głos w jego głowie przypomniał mu, że jest mu to winny.
Przyciągnął mężczyznę do siebie, pogłębiając ich pocałunek. Sam nie wiedział kiedy sprowokował otwarcie ust, by wsunąć swój język do ust Chiki. Czuł jego smak, który jeszcze mocniej go podniecał.


7.  Not the one I remember  
      
Jeszcze kilka tygodni temu byś go odepchnął. Twoje serce było przepełnione bólem i wizerunkiem Sasuke. Nie potrafiłbyś po prostu spojrzeć na innego mężczyznę w ten sposób. Teraz jednak całując Chike, czujesz jak twoja krew buzuje, a serce bije z taką prędkością, że nie wiesz, czy nie wyskoczy ci z klatki piersiowej. 
Najgorsze jest to, że czujesz się jak dzieciak. Ile razy spałeś z Sasuke? Ile razy uprawiałeś seks? Dlaczego więc teraz jesteś taki nieporadny?
Twoje dłonie wracają z nieukrywaną fascynacją do jego włosów. Te długie pomarańczowe włosy, które są zadziwiająco miękkie w dotyku. Spod półprzymkniętych powiek, obserwujesz jak pojedyncze pasma przemykają między twoimi palcami. A twoja skóra płonie od dotyku. Chika sam, z własnej woli, dręczy cię pocałunkami na klatce piersiowej, ssie twoje sutki i czujesz się jak kobieta. Brunet nigdy nie zajmował się twoją klatką piersiową, więc nie wiedziałeś jak bardzo jest czuła na dotyk. I jęczysz za każdym razem, gdy czujesz jego język na swoich sutkach. Twój członek twardnieje z każdą chwilą, powodując pulsujący ból, zagryzasz wargę próbując zająć swoje myśli czymś innym, co cię uspokoi, ale nie potrafisz. Te cholerne włosy w twoich dłoniach przywracają cię do chwili obecnej.
Nawet jeśli nie kochasz Chiki, to twoje ciało definitywnie uwielbia jego dotyk. Kurwa, z rozkoszą byś umarł w jego ramionach, jeśli tylko cię wyzwoli. Jego dotyk jest jak słodka tortura. Jak pieprzony narkotyk, od którego z każdą chwilą coraz bardziej się uzależniasz.
Możesz liczyć, że z czasem nauczysz się go kochać. Bo przecież seks przyjaciele nie istnieją, tak?
No dobra, ale co robią w takim razie dziwki? Przecież nie zakochują się w swoim każdym kliencie!
Krzyczysz. Twój członek potrzebuje uwagi, ale nie wiesz jak mu to powiedzieć. Nie chcesz go popędzać, ale twoje ciało płonie i chcesz, żeby cię ugasił. On jednak powolnym ruchem zniża się ku twoim spodniom, w ogóle nie zwraca uwagi na stan, do którego cię doprowadził.
Dyszysz, walcząc o każdy oddech, twoje palce zanurzają się w jego włosach i słyszysz jak jęczy. Dopiero teraz dochodzi do ciebie, że on lubi jak bawisz się jego włosami. Uśmiechasz się z ledwością, ciesząc się, że odnajdujesz jakąś jego słabość. Mała, ale jest.
Słyszysz jak zamek w spodniach zostaje otwarty, dając większą swobodę twojemu nabrzmiałemu członkowi, zagryzasz wargę, by nie wypowiedzieć prośby, by wziął go w usta i dał ci słodkie uwolnienie. Twoja skóra z każdą chwilą traci coraz więcej okrycia, ale nie czujesz chłodu, jest ci wręcz za gorąco, twój wzrok stał się niewyraźny, pokryty tą dziwną mgłą, która mroczyła twój umysł, za każdym razem, gdy kłóciłeś się z brunetem.
Twoje dłonie opuszczają jego włosy i opadają na łóżku, ściskają pościel z całej siły, że skóra staje się biała od wysiłku. Twoje biodra podskakują do Chiki. I zaczynasz zdawać sobie sprawę, że tracisz nad sobą kontrolę.
Kiedy ostatni raz uprawiałeś seks?
Twoje ciało tego potrzebuje, tak bardzo, że nie zwraca uwagi na to, kto je dotyka. I twoje serce czuje się z tym źle, czujesz się jak ostatni śmieć, ale pożądanie bierze górę. Nie potrafisz już z tym walczyć.

***

- Chika-san… Proszę… - Wycharczał z trudem, spoglądając błagalnie w rudzielca.
- Jesteś pewien?
Nie był pewien swoje głosu.  Przytaknął energicznie głową, patrząc jak jego bokserki zsuwają się z jego nóg. To była tortura, którą nie wiedział jak przerwać. Jego członek pulsował boleśnie, a preejukalat zdobił jego żołądź. Chikushoudo, oblizał usta, chwytając delikatnie jego penis. Oczy blondyna rozszerzyły się z szoku jakiego doznał.
- Kurwa… mocniej… - Wyjęczał, nie wiedząc gdzie skupić wzrok.
Rudzielec posłusznie mocniej zaciskał dłoń, ruszając nią przy okazji w górę i w dół. Blondyn wił się pod wpływem jego dotyku, pojękując z nadmiaru emocji. Penis blondyna nie należał do małych, ale też nie był zbyt duży, osobiście był z niego zadowolony, a żaden z jego partnerów nie marudził na jego wielkość. 
Chika otworzył usta, zlizując zdobiącą jego członek wydzielinę. Zamrugał zdumiony oczami, chciał się o coś spytać, ale Naruto definitywnie nie był w stanie by odpowiadać na jakiekolwiek pytania.  Wsadził jego penisa do ust, masując go swoim językiem.
- Nie mogę już Chika-san…
Nie zdążył nawet zareagować, gdy jego usta wypełniły się spermą. Połknął wszystko, odsuwając się od niego uśmiechnięty. Naruto, wyciągnął do niego ręce wpijając się w jego usta. Jego umysł nadal był przyćmiony orgazmem, ale potrzebował jego ciepła. Potrzebował go poczuć.
- Naruto, jak chcesz możemy tu przerwać…
Zamrugał zdumiony oczami, kiedy ktoś go po raz ostatni pytał, czy na pewno jest gotowy na seks? Chyba to było kiedy pierwszy raz poszedł z kimś do łóżka, później nikt już nie okazywał takiej troski, po prostu brali co chcieli. Odwrócił na brzuch, łapiąc kilka głębszych oddechów.
- Kontynuujmy. - Powiedział pewnie, zaciskając dłonie na poduszce.
Chika zsunął z siebie bokserki, wsadził jeden palec do jego odbytu chcąc go przygotować. Naruto z każdą chwilą dyszał coraz głośniej, mimo że niedawno miał orgazm, jego ciało ponownie pogrążało się w podnieceniu. Zagryzł wargę, gdy poczuł dodatkowe dwa palce w sobie i coś zimnego. Odwrócił zaniepokojony głowę, spoglądając na słoik z wazeliną w rękach rudzielca.  Kiedy po raz ostatni robił to z kremem? Brunet nigdy nie stosował żadnych ułatwień, po prostu w niego wchodził.
- Gotowy?
- Od zawsze..
I poczuł członek Chikushoudo w sobie, duży, gruby, który wypełniał każdy milimetr jego ciała.
- Kurwa, jak ciasno…

***

Siedział zarumieniony przy kuchennym stole, obserwując jak Yahiko ze swoją zwyczajną miną robił sobie śniadanie. Jeszcze kilka minut temu, na szybkiego się ubierał, nie będąc pewnym, czy chce by rudzielec wiedział o jego relacji z Chiką. Nie wiedział po co poszedł do kuchni i zrobił sobie kawę,  walcząc z bólem pośladków. Definitywnie przez kilka dni, nie będzie mógł siedzieć normalnie.
Kątem oka obserwował wejście do kuchni licząc, że pojawi się w nich długowłosy rudzielec i wyratuje go z tej nieznośnej ciszy. On naprawdę nie miał o czym rozmawiać z Yahiko. Wydawało mu się, że pochodzą z dwóch różnych światów.
Tylko, czy właśnie „tamten” świat nie fascynował blondyna?
Dopił swój napój wstając raptownie od stołu. Nie miał ochoty spędzić w tym samym pomieszczeniu więcej czasu niż to konieczne. Yahiko zaś nawet nie uraczył go spojrzeniem, jak zwykle ignorując jego egzystencję. Jak on go doprowadzał do szału!
Udał się prosto do łazienki, nie umył się poprzedniego wieczora i przez nocną aktywność cały się lepił. Westchnął ciężko, odkręcając kurek z gorącą wodą. Potrzebował porządnej kąpieli.  Przymknął oczy, relaksując powoli swoje ciało, zagryzł wargę zdając sobie sprawę, że oto właśnie sperma Chikushoudo wycieka z jego odbytu. Może jednak całkowity relaks nie był dobrym pomysłem?

„Jakie są moje relacje z Chika-san? Seks przyjaciele? Nie. To definitywnie nie to. On raczej nie należy do tego typu osób. Czyli jednak związek? Nie powiedział, że mnie kocha… prawda? To kompletnie pojebane. Jednego dnia jesteśmy przyjaciółmi, a innego uprawiamy ze sobą seks… Czemu ja zawsze coś robię, a później myślę? Nie chcę go skrzywdzić, w żaden sposób. Chika-san wydaje się taki kruchy, wiecznie czymś zmartwiony. Chciałbym mu pomóc, jak on mnie, ale czy seks w czymś tu pomoże? Ech, może powinienem porozmawiać z Yahiko…? Co ja gadam?! On mi w życiu nic nie powie! Beznadzieja… Znowu wplątuję się w coś, co tylko kogoś zrani. Czy jestem w stanie pokochać Chike?”

Wyszedł z łazienki owinięty w ręcznik. Przed nim stał Yahiko z wyrazem obrzydzenia czymś. Podniósł pytająco brwi, nie rozumiejąc nagłej zmiany mimiki w stosunku do jego osoby.
- Uzumaki… Jak się nie mylę, prawda?
- Coś taki formalny nagle? - Zapytał zaniepokojony, drapiąc się po szyi.
- Nie mam nic do tego byś tu mieszkał, opiekował się naszym domem i psem. Jeśli kochasz mojego brata, możesz sobie z nim sypiać ile ci się podoba, ale jeśli go zranisz w jakikolwiek sposób, pożałujesz, że nie zginąłeś tamtej nocy. - Powiedział twardo, przykładając rękę do jego policzka.
Blondyn poczuł jak dreszcze przebiegają mu wzdłuż kręgosłupa, a policzek parzył go od niespodziewanego kontaktu. Przełknął ślinę, zdając sobie sprawę, że jego członek obudził się z letargu, twardniejąc boleśnie.
- Jeśli go nie kochasz, to lepiej odetnij się od niego już teraz. - Yahiko szepnął mu do ucha, wymijając go, udając się do swojego pokoju.
Zazgrzytał zębami, wracając do łazienki. Tak naprawdę, nie mógł się spodziewać innej reakcji od niego, po odkryciu tego, co robił w nocy. Nie same słowa go tak zirytowały, ale sposób, w jaki zareagowało jego ciało. Już kiedyś miał coś takiego, przy brunecie, kiedy jeszcze nie byli parą. Ale wtedy przynajmniej wiedział, że lubi bruneta, byli przyjaciółmi, tylko że on widział go trochę inaczej. A teraz? Kompletnie nie rozumiał własnego ciała.
- Kurwa…
Zacisnął rękę na swoim członku by dać sobie ulgę. Czasem naprawdę żałował, że nie urodził się kobietą, ale wtedy przypominał sobie, że dziewczyny cierpią na miesiączki. Spoglądał na ściekającą po kafelkach spermę, zastanawiając się, co tak właściwie powinien zrobić.
Opłukał się chłodną wodą, wycierając się ponownie ręcznikiem.  Ten poranek nie należał do udanych, a reszta dnia będzie równie zła. Naruto nie cierpiał odnajdywać odpowiedzi na takie tematy jak miłość. Nigdy się tak naprawdę nad tym nie zastanawiał. Brunet go pociągał, uzależnił od siebie i gdzieś w środku poczuł bycia czymś więcej z nim, niż seks przyjaciele. Chciał stabilnego związku, dostał cichy związek. No ale mógł to zrozumieć, geje nie zawsze mają łatwo, a Sasuke nie pochodził z pierwszej lepszej rodziny. Czy kochał bruneta? Chciał związku to prawda, ale czy była to potrzeba na tle miłosnym? Czy jak się kogoś kocha, nie chce się przede wszystkim jego dobra?
Wyszedł z łazienki wchodząc do swojego pokoju.  Czuł się wyprany z uczuć, z życia i ogarnęła go przerażająca niewiedza.  Może jednak powinien zmienić preferencje? To nie tak, że nie uprawiał seksu z kobietami, robił to w liceum, było to całkiem przyjemne, choć nie rozpalało to jego ciała. Seks i nic poza tym. Lubił spędzać czas z kobietami, rozmawiać z nimi i je wspierać, szczególnie z tymi, które miały bardziej męski charakter. Nigdy jednak nie czuł do żadnej mięty, czy choćby popędu seksualnego. 
- Wszystko w porządku Naruto? - Chika siedział na jego łóżku ubrany w same bokserki.
Miał zaniepokojony wyraz twarzy, jakby obawiał się zobaczyć na blondynie ślady po walce, ale nic takiego nie znalazł. Naruto usiadł obok niego, nawet nie kłopocząc się by ubrać coś więcej niż swój ręcznik.
- Wszystko gra, tylko nie wiem jak nazwać nasze relacje i trochę mnie to… kłopocze. Mam  za dużo myśli na temat związków… - Uśmiechnął się słabo, przeczesując włosy dłońmi.
- Yahiko ci pewnie nagadał?
- Powiedział, że jeśli nie jestem uczciwy z tobą, to mam się wynieść.
- Nie słuchaj go… Jest nadopiekuńczy.
- Jak to bracia… Bodajże…
- Wierzę, że znajdziesz kiedyś odpowiedzi na nurtujące cię pytania Naruto. - Cmoknął go w policzek, zanim wyszedł z pokoju.


8. Can you please explain

Głowa cię boli od tego myślenia, przez co nie możesz zasnąć i twoja frustracja jest coraz większa. Nie potrafisz zrozumieć własnych emocji, co doprowadza cię do szału. Nie chcesz  nikogo skrzywdzić, szczególnie osoby, która ci pomogła.
Ale gdybyś teraz mu powiedział, że nie potrafisz go pokochać, czy nie byłoby to jak wykorzystanie go? Niby sam do ciebie przyszedł i nie zmuszałeś go do seksu, ale też nie wykazałeś że ci to w jakiś sposób przeszkadza.
To zawsze była twoja największa słabość, szybko dawałeś się uwieść. Nawet gdy postanawiałeś być nieugięty, to prędzej, czy później błagałeś o uwagę. Tyle jeśli chodziło o twoją męską dumę. Tylko, że naprawdę nigdy nie chciałeś nikogo skrzywdzić. Dlatego nigdy nie mówiłeś o swoich uczuciach, bałeś się, że zostaną źle zrozumiane.
Ale od kiedy miłość do grzech?
Gdyby to była chociaż miłość do kobiety, to wszyscy by rozumieli, poklepali cię po plecach i pewnie powiedzieli coś w stylu, że każda kobieta jest taka samą zołzą. Kochając mężczyznę, nikt cię nie poklepie. Jesteś z tym sam.
I wreszcie twój mózg się poddaje. Schodzi z tematu Chiki, ale zmęczenie wcale nie przychodzi. Teraz twoje myśli skupiają się na Yahiko. Czy ma dziewczynę? A może chłopaka? Jaki jest jego typ? Czym się zajmuje na co dzień? Czemu jest taki oschły w stosunku do swojego otoczenia?
Przykrywasz głowę poduszką, klnąc siarczyście. Te myśli zdają się być jeszcze gorsze niż pytania o swoje emocje. Krótkowłosy rudzielec nie powinien cię w ogóle interesować. A jednak z każdym dniem, czujesz względem niego coraz większą fascynację. I przeraża cię to.
Jakby poczuł się Chika gdyby dowiedział się o tym? Byłby zraniony? Pewnie nawet by cię znienawidził. Ale czy to twoja wina, że Yahiko wywiera na ciebie taki wpływ? Sama jego obecność cię pobudza, że czujesz się jak jakiś 14 latek, z zaburzeniami hormonalnymi.
I pierwszy raz w życiu żałujesz, że nie jesteś normalny. Miłość do kobiet byłaby wybawieniem w takiej sytuacji, mógłbyś łatwo powiedzieć Chice, dlaczego nie możesz go pokochać, a tak? Co ci tak naprawdę stoi na przeszkodzie?
Mężczyzna o niebieskich oczach, krótkich rudych włosach sięgający mniej więcej 175 cm. 
Jakim cudem wiesz ile mierzy? Centymetr masz w oczach? To już obsesja, ale tobie to nie przeszkadza, tak naprawdę chciałbyś wiedzieć więcej. Dużo więcej.
Przymykasz oczy i próbujesz liczyć barany. Ale zamiast puchatych białych zwierząt widzisz penisy.
Otwierasz oczy, mając ochotę strzelić sobie w łeb, za taką wyobraźnię.
Przekręcasz się na bok i wpatrujesz się w drzwi licząc, że jakimś cudem otworzą się i przyjdzie sen.
Ale przed oczami widzisz różowego jednorożca, tylko, że zamiast rogu ma penisa.
W tym momencie poddajesz się i idziesz do kuchni po piwo.

***

Gdy się obudził, już nikogo nie było. Spojrzał się na psa, który siedział przy jego łóżku z niemą prośbą o spacer. Westchnął gramoląc się z łóżka, miał zawroty głowy od piwa i wcale nie czuł się wypoczęty. Mógł jedynie podziękować za sen, który prędzej czy później do niego przyszedł, tylko nie był pewien, czy chciałby doświadczać swoich przewidzeń. 
Gdy się ubrał wyszedł z domu, rozkoszując się ładną pogodą, mimo że słońce świeciło mu natarczywie w oczy, a on nie wziął okularów ze sobą, to i tak potrafił cieszyć się dniem. Byłoby jeszcze ładniej, gdyby jakiś potencjalny pracodawca do niego zadzwonił i zaproponował mu pracę.
Wstąpił do piekarni by kupić pieczywo, witając się z miłą starszą panią, która mimo swojego wieku była za bardzo energiczna, czym straszyła większość personelu i klientów, ale Naruto śmiał się z jej tańców i przemów. Wreszcie nie było nic dziwnego w byciu żywym. A wyłamywanie się z szarej normy musi być czymś przyjemnym. Bo co tak naprawdę mamy z życia?
Przy ladzie znalazł ulotki dotyczące różnych kursów. Zaintrygowany wziął jedną przeglądając ją w drodze do domu. Były to kursy dla osób po liceum, które albo planowały już pracować, albo dla chętnych na studia specjalistyczne, które objaśniały problematykę, z którą się zetkną na uczelni. Druga opcja nie była w jego polu zainteresowań. Lubił studiować i poznawać ciekawych ludzi, wreszcie po to są studia. Ostatni przytułek wolności i luźnej odpowiedzialności, ale nie chciał tam wracać i ponownie zakuwać do egzaminów, kół i innych dziwnych rzeczy. Jego umysł już by tego nie zniósł, wolał uczyć się dla siebie, a nie dla innych.
Największy problem miał z wyborem kursu, interesowało go kilka, wydawały się nawet interesujące, ale nie był pewien, czy znajdzie po nich pracę. Gdyby się podszkolił w graniu na gitarze, mógłby dawać lekcje innym, ale uczyć dzieci gry na gitarze? Nie był raczej dobrym pedagogiem, owszem dzieci go lubiły, szczególnie się z nim bawić, ale uczyć? To jednak jakaś odpowiedzialność, no i przekazywałby jakiś wzorzec, a nie był przekonany czy człowiek bez studiów, w dodatku gej, jest dobrym wzorcem dla dzieci. Mógłby zostać muzykiem, ale musiałby mieć głos, umiejętność komponowania muzyki i mieć jakieś teksty. Nic z tego nie posiadał. Głos to może miał do bluesa, czy jazzu, od biedy heavy metal, ale nic co by urzekło publiczność. Reszta to niestety leży i prosi o pomstę do nieba. Nigdy nie był dobry w pisaniu czegokolwiek.
- Czyli muzyka odpada… - Mruknął zrezygnowany, wykreślając długopisem wszystkie kursy dotyczące muzyki z ulotki. - To wcale nie takie proste jak sądziłem… - Spojrzał na psa, który szedł przy nim, nie zwracając na niego najmniejszej uwagi. - Tobie to dobrze… Wystarczy, że pomerdasz ogonem i wszyscy cię uwielbiają.
Swego czasu był dobry w sportach. Lubił grać w piłkę, szczególnie w koszykówkę. Jednak nigdy nie został wybrany do reprezentacji szkoły przez oceny i przez wzrost. Nie był wysoki, ale nadrabiał to refleksem i szybkością, ale trener nigdy nie zauważył u niego tych cech.  Swego czasu brał udział w maratonach, żeby sprawdzić rezultaty porannych ćwiczeń, znajdował się w pierwszej dziesiątce, ale nigdy w pierwszej trójce.
Sport zimowy, który uwielbiał i podziwiał to był hokej. Tam nie musiał być wysoki, ale za to był za słaby, przez co ciągle go faulowali. Tylko, że Naruto miał cechę, która była znienawidzona przez jego rywali, nieważne jak mocno się go pobiło i udowodniło swoją wielkość, on zawsze wstawał. Nigdy się nie poddawał. 
- To jednak za mało by zostać trenerem… - Westchnął, wykreślając kolejne pozycje. - Jak tak dalej pójdzie, to okaże się, że jestem beznadziejnym przypadkiem nieudacznika.
Pies szczeknął merdając ogonem patrząc się na niego. Naruto spojrzał na niego z rezygnacją, nie wiedząc co nawet powiedzieć na nagłe zainteresowanie  psa jego osobą. Nie był jednak zachwycony jego opinią na swój temat.
Wszedł do domu z uczuciem ulgi, wreszcie zje sobie śniadanie. Po zdjęciu butów rzucił ulotkę z długopisem na stolik przy sofie i udał się do kuchni. Postawił wodę na kawę i przeanalizował zawartość lodówki, nie było tego za wiele, nie znalazł jednak pieniędzy ani notatki o konieczności zrobienia zakupów, więc podejrzewał, że Yahiko się tym zajmie jak wróci ze swojej pracy. Ostatecznie zrobił sobie omlet z warzywami.
Włączył telewizor na kanał muzyczny i zaczął od nowa analizować ulotkę.
Nigdy nie czuł pociągu do mody, czy kosmetyków. Zawsze spoglądał z nieufnością na katalogi z kosmetykami, które dawały sobie dziewczyny z klasy. A półki w sklepie z toną różnych kremów przyprawiały go o zawrót głowy. Nie rozumiał po co ich jest aż tyle i jakim cudem kobiety mają czas się nimi smarować. Podejrzewał, że to był jeden z głównych powodów, dla których nie był jakimś specjalnym obiektem westchnień. Wiedział, że nawet Sasuke używał jakiegoś kremu, ale nie odważył się spytać o cel jego zastosowania.
Mógłby za to zostać masażystą. Nie była to zła praca, jeśli trafiało się na zadbanych klientów. Tylko czy po całym dniu masowania, nie poczułby się znużony ludzkim ciałem? A co gorsza, co jeśli znajdzie się klient, który go pobudzi? Albo on jego?
- Lepiej nie ryzykować… - Mruknął zaczerwieniony wykreślając kolejną pozycję.
Komputery nie były mu obce, umiał je obsługiwać i potrafił znaleźć informacje, o które mu chodziło. Nie przepadał jednak za siedzeniem przed nim cały dzień, wbrew pozorom dbał o swoje oczy.  Westchnął, czując ogarniającą go rozpacz. Tak naprawdę nie było zawodu idealnego dla niego.  Zawsze znajdywał jakieś „ale”, a z tym za daleko nie zajdzie. Musi się na coś zdecydować, a nie kaprysić jak osoba po studiach, która myśli, że z wykształceniem wszędzie ją będą chcieli i to jeszcze na stanowiska kierownicze.
Usłyszał skrzypnięcie drzwi i kroki. Zaskoczony odwrócił się spoglądając na Yahiko, który trzymał siatki z zakupami i bynajmniej nie wyglądał na zadowolonego z życia.  Podbiegł do niego zabierając mu siatki, speszony wbiegł do kuchni, starając się nie myśleć o chwilowym kontakcie jaki ze sobą mieli, gdy zabierał od niego zakupy.
- Za co zamierzasz iść na kurs? - Rudzielec wszedł za nim, trzymając w dłoni ulotkę.
- I tak nic nie wybrałem… Powinienem raczej szukać jakiegoś cyrku i zdobyć posadę klowna… - Mruknął pod nosem, wypakowując produkty.
- Nie taki zły pomysł. - Odparł chłodno, sięgając po siatkę z alkoholem.
Przełknął ślinę, zwalczając w sobie ochotę dramatycznego zapłakania nad komentarzem mężczyzny. Nie chciał w jego oczach, stać się jeszcze gorszym pasożytem niż jest aktualnie. Yahiko spojrzał na niego kątem oka, kręcąc głową z niedowierzania. Wypuścił ze świstem powietrze, siadając przy stole.
- Słuchaj… Jeśli ciągle nikt się nie odezwał w sprawie pracy… - Nabrał powietrza, przeczesując włosy ręką. - To teatr, w którym pracuję szuka pracownika. Od razu mówię nic wielkiego, pomoc przy scenografii, przynieś i pozamiataj, taki typ pracy, ale to zawsze jakieś zajęcie…
- NAPRAWDĘ?! MÓGŁBYM?! TAK SERIO?! - Podekscytowany podszedł do niego, kładąc mu dłonie na ramionach. Gdyby to była kreskówka, jego oczy byłby pełne gwiazd z radości.
- Eeee… Tak serio? - Zaskoczony rudzielec, wpatrywał się z lekkim przerażeniem na blondyna.
- KOCHAM CIĘ!!
Naruto pełen energii wręcz skakał po kuchni nie mogąc się uspokoić. Yahiko zaś siedział zmieszany na swoim miejscu, śledząc go wzrokiem. Sam do końca nie wiedział, co właśnie się wydarzyło, ale reakcja blondyna zdziwiła go na tyle, że nie był w stanie nic powiedzieć przez kilka minut.
- Będę miał pracę! PRACĘ!! Jocker, czy ty to słyszałeś?! - Wybiegł z pomieszczenia, klękając przy psie i tarmosząc go po głowie.
Dopiero po kilku dobrych minutach Naruto doszedł do siebie, a raczej do stanu, gdzie jego poziom energii był w normie, co pozwalało mu racjonalnie myśleć. Był szczęśliwy, bo nie mógłby czuć się gorzej, niż żerować na czyjeś dobroci, ale teraz do jego umysłu dochodziły pytania, dotyczące powodu, dla którego rudzielec, miałby to zaproponować. Nie byli wreszcie w najlepszej relacji. Poczerwieniał na twarzy jeszcze mocniej, gdy przypomniał sobie, co mu powiedział z tej całej radości.
- Uspokoiłeś się już? - Yahiko wszedł do salonu z kubkiem herbaty, ze swoim typowym wyrazem twarzy.
- Um…Tak… - Odparł speszony, spoglądając na swoje dłonie, które z jakiegoś powodu wydały mu się bardzo ciekawe.
- Świetnie. Wyjaśnijmy sobie coś. W pracy jesteśmy sobie obcy, nie znamy się, ani ze sobą nie gadamy chyba, że będzie to konieczne. A powód, dla którego w ogóle ci to zaproponowałem, to przez wzgląd na mojego brata. Nie chcę by spotykał się z pasożytem.
- Rozumiem…
- Dobrze. Będziesz pracował codziennie od 9 rano do 21.
-  W teatrze pracuje się 12 godzin?
- Zależy od stanowiska, ale ty owszem tak będziesz pracował. Nie przejmuj się, co dwa dni będziesz miał dzień wolnego.
Yahiko przełączył kanał na  film dokumentalny, a Naruto z braku innych zajęć poszedł do swojego pokoju uśmiechając się ze szczęścia. 


9. Did they wipe your brain?

Seks nigdy nie stanowił dla ciebie, jakiegoś szczególnego miernika związku. Jak każdy lubiłeś się kochać, czuć jak twoje ciało ociera się o drugie. Byłeś uzależniony od tych emocji, które temu towarzyszą. 
Gdy zacząłeś mieszkać z Sasuke uprawialiście seks praktycznie każdej nocy, chyba że on był poza zasięgiem.  Brunet wiedział jak cię owinąć wokół palca, jak cię do niego przywiązać. Nie potrafiłeś wytrzymać dłużej niż dzień bez seksu z nim. Wtedy jednak o tym nie myślałeś. Było ci dobrze w takim układzie.
Twoje ciało przeżyło szok, gdy Sasuke zniknął z twojego życia, ale leżąc w szpitalu za dużo nie mogłeś robić, więc  z czasem twoje ciało wróciło do normalności, hormony dawały ci spokojny sen.  I tak pewnie miało być zawsze i by było, gdybyś nie wprowadził się do dwójki braci. Twoje ciało ponownie zaczęło odczuwać potrzeby, co cię irytowało, przecież nie chciałeś wyjść na zboczeńca.
Teraz zaś, będąc w jakimś związku z Chiką, nie odczuwasz potrzeby robienia tego tak często, on za to spał z tobą i obejmował swoimi smukłymi rękoma. Czułeś się kochany. I chciało ci się płakać, bo naprawdę chciałeś odwzajemnić to uczucie, to  ciepło, które cię otaczało i dodawało sił. Ostatni raz się tak czułeś, gdy obejmowała cię matka.
Byłeś zaskoczony reakcją Chiki na wiadomość o twojej pracy. Sądziłeś, że ucieszy się jak zwykle z twoich drobnych sukcesów, ale on uśmiechnął się jakoś smutno i pogratulował tonem, który pasował bardziej do kondolencji, niż gratulacji. Nie wiesz, o co mu chodziło. To cię niepokoiło. Dlaczego tak zareagował? Przecież do tej pory, był zawsze przy tobie, to czemu teraz się od ciebie oddala?
W pierwszej chwili pomyślałeś, że chodzi o Yahiko, wreszcie wasze relacje nie są udane, przypominacie bardziej wrogów w stanie zawieszenia broni, niż współlokatorów. Może martwił się jak przeżyjesz w pracy z kimś takim? Ale to było niemożliwe, do tej pory nie bał się mówić o swoim bracie.
Może więc, martwił się, czy praca w teatrze na pewno jest czymś dla ciebie? Nie miałeś może studiów, a ostatni raz w teatrze byłeś ze swoimi rodzicami, ale nie był to powód do jawnej krytyki, wreszcie to nie była jakaś wymagająca praca. Przynieś, posprzątaj i pozamiataj. Nic więcej.
Tylko, że nie chciało ci się wierzyć, że Chika mógłby w ciebie wątpić. Czułeś gdzieś w głębi siebie, że chodzi tu o coś innego. Jakbyś dokopał się do jakieś tajemnicy i wystarczyło tylko podnieść wieko i zobaczyć, co ukrywa skrzynia. Nie wiedziałeś skąd ta absurdalna myśl, ale dla własnego bezpieczeństwa wolałeś się nie pytać. Nie chciałeś nikogo stracić. Musisz po prostu udowodnić, że jesteś coś wart i tyle. Dasz radę, prawda?
Dzisiaj definitywnie chciałbyś uprawiać seks by zapomnieć o tym wszystkim, by dać sobie ulgę, ale musiałeś obejść się smakiem. Rozkoszowałeś się jedynie jego zapachem, który usypiał cię powoli. Rude włosy łaskotały cię delikatnie, nie pozwalając ci zapomnieć, że nie jesteś sam.
I zaczynasz się zastanawiać, kiedy tak naprawdę byłeś kochany?
Kiedy świat zaczął wydawać się tak piękny w swojej kruchości?

***

Po raz kolejny tego poranka ziewnął, próbując skupić się na tym co mówi do niego starszy po fachu kolega. Chłopak skrzywił się na widok znudzonego blondyna, ale nic nie powiedział. Chodzili już od przeszło godziny poznając każdy zakamarek teatru. 
Naruto już odczuwał ból głowy od wielkości przestrzeni, ale także od listy jego obowiązków. Yahiko go ostrzegał, że łatwo nie będzie, ale nie spodziewał się aż takiego wysiłku. A kiedyś w sklepie muzycznym się po prostu lenił.
- Jesteś pewny, że zapamiętasz wszystko? - Chłopak odwrócił się nagle, taksując go chłodnym spojrzeniem. - Nie wiem, czemu Yahiko-sama przyprowadził cię tutaj. Nie chcemy żadnych leniwców w naszym teatrze.
Sama? - Pomyślał roztargniony, czując się trochę urażony brakiem wiary w niego.
- Dam sobie radę, wbrew pozorom potrafię być odpowiedzialny. - Odparł, przeczesując włosy ręką. - Nie oceniaj mnie, jeśli jeszcze nie zacząłem tak naprawdę pracować. Nie robisz nic innego tylko opowiadasz o teatrze i jego strukturze, chyba nie spodziewałeś się, że będę wyglądał jak pięcioletnie dziecko na widok maskotki z ulubioną postacią z kreskówek? Jeśli się nie będę sprawdzał, to po prostu mnie wywalisz i tyle.
- Żebyś wiedział, że to zrobię. Nie potrzeba nam tu pasożytów. A teraz przepraszam, wzywają mnie obowiązki. - Obruszony poszedł w głąb holu.
Blondyn stał otępiony w miejscu, nie wiedząc, co ma teraz ze sobą zrobić. Nikt mu nie powiedział o jego obowiązkach, znaczy co ma robić w danym momencie. Westchnął czując, że nie powinien wyżywać się ba starszego stażem koledze, tylko dlatego, że nie lubił być krytykowany. Wolnym krokiem ruszył przed siebie, rozglądając się za kimś kto mógłby mu pomóc, w jego małym problemie braku zajęć.
Szwendałby się tak o wiele dłużej, gdyby przez przypadek nie wszedł na salę, rozejrzał się po widowni dostrzegając starszych mężczyzn na przedzie. Na scenie zaś stali, jak mniemał aktorzy, w tym Yahiko. Usiadł na fotelu, wpatrując się w skupionego rudzielca, który dzielił się z reżyserem swoimi uwagami do swojej roli.
Ten widok zaskoczył Naruto, rudzielec w teatrze był zupełnie inny. Nie było śladu po jego naburmuszeniu, mimo powagi, którą miał na twarzy, widać było na niej także radość z bycia wśród tych wszystkich ludzi. Wydawał się zupełnie inną osobą sympatyczną, ciepłą i przede wszystkim towarzyską. 
- Co tu robisz? - Obok niego pojawił się jego szef, spoglądając na niego z niezadowoleniem.
- Przepraszam.  Yamanaka-san po prostu sobie poszedł i nie powiedział co mam robić, więc szukałem kogoś, kto mógłby mnie oświecić… - Mruknął zawstydzony, czując się jak dziecko przyłapane na podbieraniu ciasteczek.
- Chodź. Mam dla ciebie idealne zajęcie.
- Już idę.

***

Usiadł zmęczony przy stoliku w kawiarence, rozmasowując sobie ramiona. Gdy Yahiko mówił o dźwiganiu różnych rzeczy, nie spodziewał się, że będzie musiał taszczyć połowę dekoracji.  Jedynie z czego mógł się cieszyć to, to że czas jakoś płynął bez dłużyzn i najgorzej w sumie nie było. Oczywiście zdarzały się spojrzenia pełne pogardy i wątpliwości, czy nowy da sobie radę, ale blondyn nadrabiał brak doświadczenia zapałem do pracy.
Żałował jedynie, że nie mógł obserwować prób aktorów, chciał jeszcze popatrzeć na „nowego” Yahiko, wszyscy tu mówili o nim z wielkim szacunkiem i podziwem, co powodowało, że chciał zobaczyć jego najbliższe przedstawienie i obejrzeć jego kunszt. Nie był jedynie pewien, czy rudzielec pochwaliłby taką decyzję, nie chciał mu zawadzać.
- Yahiko-sama jak zwykle we wspanialej formie. Nic dziwnego, że reżyser go uwielbia, ten człowiek potrafi zagrać każdego. - Naruto spojrzał na młodego mężczyznę o kasztanowych włosach, który wszedł do pomieszczenia w towarzystwie brunetki. Zdawali się pochłonięci rozmową i nie oglądali się na boki, czy komuś przeszkadza ich obecność.
- Prawda. I w dodatku jest taki miły! Zawsze mi coś poradzi, gdy mam problem z rolą.  Jego żona musi być najszczęśliwsza na świecie.
- Żona? Z tego co wiem jest wolny. Mieszka jedynie ze starszym bratem.
- Naprawdę? Żadna go nie uwiodła?
- Może nie chce być uwodzony? Teraz to nikomu nie można ufać, a jak ma się wiązać z kimś, kto będzie z nim tylko dla jego sławy, to już lepiej niech będzie sam.
- O? Skąd możesz to wiedzieć? Nie każda kobieta patrzy na portfel mężczyzny.
- No ty na pewno, bo jesteś aktorką. - Mężczyzna zaśmiał się, odbierając swoją kawę. - Ale wiesz, słyszałem, że on jest gejem.
- Gejem? Niemożliwe… Pamiętasz Uchihe Itachiego?
- Pamiętam, kto by nie pamiętał, przystojnego biznesmena, który zaćpał się na śmierć…
- Słyszałam, że był zakochany w Yahiko, był jego wielkim fanem  i został przez niego odrzucony!
- No co ty?!
- Serio, serio. - Pokiwała głowa, popijając swój napój.
Blondyn pobladł, wstając ostrożnie z miejsca. Nie spodziewał się usłyszeć takich wiadomości. Nie wiedział nawet o tym, że brat Sasuke popełnił samobójstwo! Nic mu nigdy nie powiedział.  A on jak głupi namawiał go, do poprawienia relacji… Z trupem.
No to przynajmniej wiem, że Yahiko nie jest gejem… - Pomyślał rozgoryczony, mając ochotę zapłakać, tylko nie wiedział dokładnie czemu. Jego klatka piersiowa pulsowała z bólu, uniemożliwiając mu normalne oddychanie. Kucnął przy ścianie, próbując się uspokoić.
Kim jest Yahiko Fuma? Dlaczego to tak boli? Może Chika-san miał rację… Nie powinienem tutaj pracować…
- Oj, Uzumaki. - Yahiko stanął nad nim zaniepokojony. - Wszystko okej?
Podniósł głowę, mrugając kilkakrotnie nie wierząc w to co widzi. Przełknął ślinę, nie wiedząc, co powinien mu odpowiedzieć, w głowie miał kompletny mętlik, blokujący racjonalne myślenie.
- Tak, wszystko okej. - Odparł cicho, spuszczając wzrok na podłogę.
- Okej. Wiem, że łatwo nie jest, ale przywykniesz, atmosfera ci zrekompensuje całą harówę. - Uśmiechnął się na pożegnanie i ruszył do kawiarni, nie odwracając się ani razu.
Naruto spoglądał za nim, czując mdłości. Tak naprawdę miał ochotę się go zapytać o relacje z Itachim, o tym co myśli o jego samobójstwie i dlaczego tutaj jest taki miły, gdy w domu ledwo można usłyszeć od niego coś pozytywnego. Ale nie miał odwagi. Cholernie bał się prawdy.

***

Szedł do domu sam. Nie miał ochoty zostać na przedstawieniu. Ciągle rozmyślał nad rozmową, którą usłyszał w kawiarni i za każdym razem jego serce tak samo bolało. Zagryzł dolną wargę, nie rozumiejąc samego siebie. Był w związku z Chiką, nie powinno go ruszać orientacja seksualna Yahiko, ale może wiadomość o bracie Sasuke tak nim wstrząsnęła?
Kiedyś pewnie by pobiegł do niego i przepraszał za swoje zachowanie, za brak zrozumienia, ale teraz widział to z innej perspektywy. Nie miał jak go zrozumieć, skoro mu nic nie powiedział. Może to był efekt jego ignorancji, że nie czytał za wiele gazet, odcinał się od świata, nie chcąc tonąć w jego syfie, ale przecież mógł mu powiedzieć… Oświecić go o bólu, pozwolić się pocieszyć.
- Naruto!
Podniósł głowę szukając właściciela głosu. Uśmiechnął się podbiegając do rudzielca, który trzymał siatki z zakupami.
- Chika-san! Byłeś na zakupach?!
- Nudziłem się trochę w domu  bez ciebie. - Zaśmiał się pod nosem, cmokając go na powitanie.
Zarumienił się na te słowa, biorąc delikatnie jego rękę w swoją.


10. Is this gonna be forever?


Dni mijają, a ty nadal boisz się dowiedzieć prawdy. Za dobrze jest ci w tym układzie, miłość Chiki zdaje się leczyć twoje serce. Z początku czułeś się skrepowany, gdy spytał się, czy może iść z tobą na cmentarz do twoich rodziców, ale zgodziłeś się.
Pierwszy raz od ich śmierci nie byłeś tam sam. Mogłeś nawet powiedzieć im, że wszystko z tobą dobrze, że nie muszą się martwić, że jesteś pod dobrą opieką. Chika stał przy tobie i wydawał się, że w duchu sam mówi do twoich rodziców, o rzeczach, których nie chce ci na razie powiedzieć. Zanim jednak wyszliście, zobaczyłeś jak rudzielec odwraca się w stronę jednej z alejek. 
Zaciekawiony spytałeś się, czy nie chce odwiedzić swoich rodziców, bo nie wiedziałeś, co się z nimi stało, ale zostałeś oświecony, że jego ojciec nie chciałby odwiedzin syna geja, a matka jest w domu starców, bo nie mogła pogodzić się z jego orientacją. 
Poczułeś się głupio, nie tak sobie wyobrażałeś jego życie. Chika był za dobry, nie zasłużył na takie oschłe słowa. Spytałeś się więc o Yahiko i jego stosunek do tego wszystkiego, nie zdziwiła cię odpowiedź o jego obojętności, ale przynajmniej nie wyrzekł się brata. 
Zaczęło więc do ciebie docierać, że nie jesteś jedynym, który cierpi. Nie tylko ty masz problemy. I im więcej wiedziałeś o Chice, tym bardziej chciałeś go pokochać. Uwielbiałeś jego delikatność, ciepło, którym cię otaczał. Powodowało, że czułeś się na miejscu, jakbyś wrócił do domu. Seks był czymś intymnym, był miłością, a nie czystym aktem zaspokojenia hormonów. Nie przywykłeś do tego, do tej całej uwagi, którą rudzielec poświęcał byś czuł się dobrze w jego ramionach. 
Dlatego niekiedy zdarzało ci się płakać podczas seksu. Przeklinałeś swoje serce, które nie odpowiadało ci na pytania, które cię dręczyły. Za każdym razem gdy on widział u ciebie ten wyraz twarzy, był zmartwiony i próbował cię jakoś wesprzeć nie naciskając na to byś mu powiedział o swoich wątpliwościach. 
Nie powiedziałeś mu o tej rozmowie, którą podsłuchałeś nie z własnej woli. Temat pracy wydawał się między wami tematem tabu. Krępowało cię to, ale z drugiej strony bałeś się zacząć rozmawiać. Nie chcesz znać prawdy, wolisz zanurzać się w tej miłości, słyszeć bicie jego serca.
Wreszcie jesteś szczęśliwy, dlaczego miałbyś to przekreślać?
W takich chwilach mocniej się do niego wtulasz i pragniesz zapomnieć, o tych wszystkich problemach. I gdy czujesz jak odwzajemnia twój uścisk, twoje serce uspokaja się i wreszcie zasypiasz.
Gdy się budzisz jest rano, Jocker siedzi przy drzwiach spoglądając na ciebie wyczekująco. Chika już dawno udał się do łazienki by się umyć przed wyjściem do pracy, a Yahiko robił jak zwykle śniadanie. Typowy poranek w rodzinie Fuma.
Uśmiechasz się jak głupi nakładając dresy i wybiegasz na spacer z psem. Słońce przyjemnie grzeje zwiastując piękną pogodę. Witasz się z sąsiadami i pędzisz dalej by zdążyć wstąpić do piekarni i zakupić słodkie bułeczki.
I nawet ci nie przeszło przez myśl, że ten dzień może przynieść burzę.

***

Wracał ze spaceru pogwizdując sobie pod nosem jedną z piosenek Elvisa. Dawno nie czuł się tak żywy i wolny, mimo że jego życie było trochę monotonne to kochał każdą jego sekundę. Nie potrzebował silnych wrażeń, odstępstw od codzienności. Wszystkie największe szaleństwa przeżył za czasów szkolnych i w czasach, w których był z Sasuke. Teraz mógł się ustabilizować, znaleźć siebie.
- Naruto! – Męski głos zawołał za nim, zmuszając go do zatrzymania.
Znał ten głos. Wyczekiwał go przez kilka tygodni swojego życia od momentu kiedy spadł ze skarpy. Głos, który swego czasu wzbudzał w nim dreszcze i powodował, że miał nogi jak z waty. Osoba, od której był uzależniony, od samej myśli, że może jej zabraknąć bolało go serce. Teraz zaś czuł dziwny niepokój, jakby ktoś chwycił go lodowatą dłonią za ramię. Nie chciał go widzieć. Nie chciał słuchać. Nie chciał czuć tego wszystkiego. A jednak odwrócił się i spojrzał z udręczonym wzrokiem na bruneta, który jak zwykle pojawił się ze stoickim spokojem na twarzy, w najdroższych ciuchach i swoim zapachu, od którego wszystkie zmysły traciły ostrość. Bóg seksu – Uchiha Sasuke stał przed nim, emanując swoją pewnością siebie.
- Tu jesteś. Zastanawiałem się gdzie zniknąłeś. Chodź, czas wracać do domu. Nie gniewam się na ciebie, za tą małą kłótnię, zrozumiałeś swój błąd, prawda? 
Słuchał go czując się coraz bardziej otępiony, nie potrafił nawet skupić myśli. Wiedział, że powinien coś powiedzieć, przerwać jego monolog, wydrzeć się. Tylko ból głowy, który pojawił się z nikąd kompletnie go rozbroił. Dlaczego był tak wściekły na bruneta? Przecież go kochał. Wróci z nim do domu i wszystko wróci do normalności, znowu będzie kochany. 
Sasuke z hukiem wylądował na ziemi, łapiąc się za krwawiący nos. Blondyn zamrugał zdumiony oczami, nie wiedząc co się dzieje. Spojrzał na właściciela wystającej ręki i zobaczył rudzielca. Nie długowłosego, który każdego dnia uświadamiał mu jak bardzo go kocha, Yahiko stał przy nim, żując spokojnie gumę, spoglądał na bruneta z najwyższą pogardą, której Naruto jeszcze u niego nie widział. 
- Odwal się od niego Uchiha. On już nie jest twoją zabawką. – Powiedział ostro, chwytając go za rękę. – Nie mieszaj już mu w głowie, swoimi tanimi sztuczkami. 
Pociągnął go w stronę domu, ignorując jego próby wyrwania się z uścisku, spoglądał za siebie widząc siedzącego na chodniku Sasuke, który śmiał się pod nosem. Nie wyglądał na specjalnie poruszonego całą tą sytuacją, w porównaniu do blondyna, który był zdezorientowany tym wszystkim.
- Co robisz?! Skąd się wziąłeś? – Wydarł się wściekły. Choć sam dokładnie nie wiedział, dlaczego jest aż tak zły, czy rudzielec nie uratował go przed popełnieniem kolejnego błędu?
- Ratuję ci tyłek głąbie. Czy nie jesteś teraz z moim bratem? Chcesz mu złamać serce?! On teraz siedzi w kuchni i się o ciebie zamartwia jak największa ciota na świecie. On w porównaniu do Uchihy naprawdę cię kocha! Nie próbuj więc uciekać do tego kłamcy. 
- Przecież poszedłem na spacer… - Mruknął speszony, przestając walczyć z rudzielcem.
-On już taki jest. Nie chce już nikogo stracić, rozumiesz głąbie? –p Trzepnął go po głowie, puszczając jego rękę.
Nie pytał się o to, co znaczy, że Chika nie chce już nikogo stracić. Wszedł do ich domu skruszony, nie wiedząc jak powinien się teraz zachować. Gdyby nie ingerencja Yahiko byłby w drodze do domu bruneta i nawet nie podważałby powodu nagłego zainteresowania jego osobą. Czasami naprawdę zachowywał się jak idiota. Jednak skąd mógł wiedzieć, że Sasuke nadal ma nad nim taką władzę?
- Naruto wróciłeś! – Chika wychylił się z kuchni w fartuchu, trzymając trzepaczkę do jajek w ręku.
- Um.. Wróciłem… - Wymamrotał pod nosem, podając mu siatkę z zakupami. 
- Coś się stało? – Zdumiony spojrzał to na blondyna, to na swojego brata, który usiadł na sofie ze swoim zwykłym naburmuszeniem.
- Nic takiego. Pójdę się odświeżyć. – Blondyn zwiał do łazienki najszybciej jak mógł, nie mogąc spojrzeć Chice w oczy. 
Nie dość, że nie umie dobrze ocenić swoich uczuć względem niego, to jeszcze z łatwością by go zostawił dla bruneta. Jakim trzeba być idiotą by zrobić coś takiego człowiekowi, który dał ci nowe życie? Przecież przyrzekł sobie, że nie skrzywdzi rudzielca. 
Prysznic zawsze na niego dobrze działał, woda oczyszczała go z niepotrzebnych myśli, a jego umysł wypełniał się powoli błogą pustką. Lubił ten moment, kiedy czuł się jak niemowlak, który jeszcze nie wie, co go czeka na zewnętrz. Życie wtedy wydawało się o wiele lepsze, o wiele łatwiejsze.
Gdy wyszedł z łazienki Chika jest już dawno w drodze do pracy, a Yahiko dokańcza swoją poranną kawę. Wszystko wydaje się być takie, jak zawsze. Uśmiechnięty siada przy stole i zabiera się za swoje śniadanie, które było jeszcze ciepłe. Powoli zaczął rozmyślać o swoim kolejnym dniu w pracy, usuwając ze swojej pamięci poranne zdarzenie. Sasuke był osobą, o której chciał jak najszybciej zapomnieć. 
- Ja wychodzę. Nie zapomnij zamknąć drzwi. – Yahiko odstawił naczynia do zmywarki i ruszył do wyjścia.
-Tak jest kapitanie! – Krzyknął za nim, czując się dziwnie lekko.
Chciałby żeby jego relacje z Yahiko były dobre, żeby mógł sobie z nim swobodnie porozmawiać, czy nawet pożartować. Nigdy nie miał brata, a Yahiko w swojej roli wydawał się być bardziej troskliwy niż Chika. Chciało mu się śmiać, gdy myślał o braciach, którzy jakimś sposobem zamienili się rolami, ale nie przeszkadzało mu to. Lubił ten stan rzeczy. Yahiko trzymał swój dystans, ale troszczył się o nich na swój własny sposób. I blondyn zaczynał to powoli rozumieć, że Yahiko ponad wszystko ceni sobie rodzinę i spokój w domu. Wystarczy mu udowodnić, że nie zakłóci ich harmonii i na pewno rudzielec spojrzy na niego inaczej. 
Tak myślał. A przynajmniej łudził się, że może to być takie proste.
Po zjedzeniu śniadania przebrał się i ruszył do pracy, zakładając słuchawki na uszy. Odciął się od świata, będąc skupionym na tym co ma tutaj i teraz. Wreszcie jest wolnym człowiekiem, nie może pozwolić sobie na odebranie tego daru. Nawet jeśli powoli dotyka rzeczy, których pewnie wolałby nie wiedzieć.

***

Definitywnie nie powinien tego dnia wchodzić do kawiarenki. Jednak nic nie wziął sobie do jedzenia, a jako pracownik teatru miał spory rabat. No i jedzenie naprawdę mieli dobre. Dbali o ludzi, za cenę, która nie była wygórowana i z tego co zauważył, wszyscy lubili tu jeść i plotkować. To miejsce po prostu było oazą spokoju, czasem relaksu i zapomnienia, że się pracuje. Jednak on nie miał jeszcze do kogo podejść i po prostu zagadać, dlatego najczęściej siedział sam i obserwował innych. Był pod wrażeniem tego życia, w miejscu jakby nie patrzeć, dosyć specyficznym. Nie każdy potrafi pokochać teatr, a jednak on z każdym dniem, coraz mocniej się nim fascynował.
Tylko, że tego dnia nie wiedząc czemu, nie miał ochoty na swoje zwyczajowe obserwacje mające na celu znalezienie kogoś do rozmowy. Zamiast tego chwycił leżące czasopismo plotkarskie i zaczął je przeglądać. Nigdy nie był na bieżąco z modą, czy jakie sławy są teraz na topie, miał swoich ulubionych artystów i ich się trzymał. 
Nie przewidział, że w takim czasopiśmie znajdzie zdjęcia z oficjalnego przyjęcia u rodziny Uchiha. Spoglądał na oschłą twarz ojca Sasuke, który robił dobrą minę do złej gry. Mimo jego eleganckiego wyglądu i powierzchownej sympatii, było w nim coś, co budziło w blondynie niepokój. Nie chciał się spotkać z tym mężczyzną w cztery oczy. Nie dziwił się, że Sasuke postanowił mieszkać sam, niż w rezydencji z takim rodzicem. Jego matka była wręcz przeciwieństwem ojca, uśmiechnięta, wzbudzająca sympatię, ale także elegancka. Nie przynosiła wstydu rodzinie swoim zachowaniem i w porównaniu do swojego wstrzemięźliwego męża, ona naprawdę wyglądała na szczęśliwą z imprezy, jaką zorganizowali. 
Jednak to nie zdjęcia rodziców byłego chłopaka ich syna tak nim wstrząsnęły, tylko widok szczęśliwego bruneta, który trzymał za rękę swoją narzeczoną i wyglądał na naprawdę zakochanego w niej. Naruto zawsze wiedział, że jest dobrym aktorem, wreszcie grał w serialach i reklamach. Był kimś, kto musiał dać publiczności to czego chce, ale jego oczy! Jego oczy, które tyle razy na niego patrzyły w ten sposób, gdy uprawiali seks! To nie było kłamstwo. Nie mogło być! 
Zacisnął pięści na spodniach, czując rosnący gniew. Jak mógł go zaczepić i żądać by wrócił do niego?! Wrócić do czego?! Dla niego już nie ma miejsca w życiu bruneta, a jeśli ma problem ze swoją orientacją i nie wie, czy woli facetów, czy kobiety, to czemu on ma cierpieć? Prosił tylko o miłość, a dostał stek kłamstw. A on jeszcze… Jak jakiś narkoman na zapach swojego ulubionego proszku chciał wszystko rzucić i znowu się zanurzyć w tym chorym kole!  Dla kogo?! Dla człowieka, który nigdy z nikim nie umie być szczery?!
- Naruto? – Męski głos odezwał się przy nim, a jego wzrok zakodował, jak ktoś stawia kubek kawy na stoliku. – Wszystko w porządku?
Podniósł wzrok na rudzielca, który spoglądał na niego z niepokojem. Usiadł obok niego, z kilkoma kanapkami w ręce. 
- Tak. Wszystko gra. – odparł cicho, nie rozumiejąc, co się dzieje. Czy w teatrze nie mieli być sobie obcy?
Yahiko spojrzał na leżące czasopismo i zamknął je kładąc je gdzieś za nich. Uśmiechnął się czochrając go delikatnie po głowie. 
- Wszystko będzie dobrze. Nie jesteś sam.

7 komentarzy:

  1. Rozdział jak zwykle fajny, ciekawa jestem czy biednemu Naruto uda się w końcu znaleźć prace i dojść do siebie po tych przykrych przeżyciach.
    Wciąż jednak czekam na moment, w którym zacznie się coś dziać między nim a Yahiko :)

    Z niecierpliwością wyczekuję więc następnego rozdziału i życzę dużo weny.

    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy11/28/2023

    Hejeczka,
    i to jest komentarz do prologu...
    wspaniały rozdział, zaintrygowało mnie... oj biedny Naruto i głupi Uchiha ciekawe czy w ogóle przejął się Naruto... i mamy ratunek choć to nie Sasuke...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy1/25/2024

    Hejeczka,
    i rozdział pierwszy...
    wspaniały rozdział i jednak poznal swego wybawiciela zastanawiam się czy sasuke wie, że Naruto jest w szpitalu, mam wrazenie że Sasuke mógłby spakowac rzeczy Naruto i je po prostu wyrzucić...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Anonimowy2/12/2024

    Hejeczka,
    i rozdział drugi teraz za mną...
    wspaniały rozdział, dlaczego Yahiko taki jest... i widać że Sasuke zdominował całkowicie Naruto rezygnacja ze studiów, z pracy...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimowy3/11/2024

    Hejeczka,
    I rozdział trzeci za mną...
    wspaniały rozdział, no naprawde Yahiko mógłbyś wyluzować i zastanawiam jak ich połączysz... a czy Chika nie mógłby odebrać rzeczy wtedy nie widział by się Naruto z Sasuke... już przeczuwałam że coś o sasuke będzie w tych wiadomościach...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Anonimowy3/29/2024

    Hejeczka,
    i rozdział czwarty za mną...
    wspaniały rozdział, Yahiko i włamanie, ale dobrze że Sasuke nie było, no a widać że Naruto potraktował jak dziurawą skarpetkę którą się wyrzuca...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Anonimowy4/12/2024

    Hejeczka,
    i rozdział piąty za mną...
    wspaniały rozdział, no to też trochę po części wiemy dlaczego Yahiko jest taki, jeśli Chike i jego prace krytykuje...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń