Droga do jedności

Rozdział 1


-Chcę zrezygnować z bycia shinobi.- różowowłosa stała przed starszą blondynką ze spuszczoną głową, nie potrafiła spojrzeć jej w oczy, po tym wszystkim co dla niej zrobiła.
-Dlaczego?- zaskoczony głos odbił sie po pomieszczeniu jak i w jej głowie, przecież to było irracjonalne!
-Moja rodzina nigdy nie była shinobi. To normalna rodzina, wyłamałam się z tradycji bo wszystkie dzieciaki krzyczały wokół że zostaną ninja, to i ja zostałam. Moje ciało nie jest do tego stworzone i jestem kobietą. Trudno mi jest powstrzymać emocje a to może kiedyś doprowadzić do katastrofy.- westchnęła cieżko podnosząc wzrok na osobę stojącą przed nią, wiedziała że zadaje jej teraz ogromny ból.
-Zawsze w Ciebie wierzyłam. Wytrzymałaś mój trening i nigdy się nie poddawałaś, miałaś swój cel. Ale rozumiem Cię. Jesteś najlepszym medic ninja w wiosce, chciałabym żebyś mimo wszystko była wsparciem w naszym szpitalu.- kąciki ust powędrowały łagodnie ku górze, próbując schować prawdziwe emocje.
-Tsunade-sama... Ja... Chce opuścić wioskę. Mój kuzyn Aki-kun nie długo przyjedzie i chciałabym z nim udać się w świat, poznać go od innej strony, może podszkolić sie w moim zawodzie. Gdy spełnie tą misje, wrócę tutaj pomóc w szpitalu.
Westchnęła cicho odpędzając niewidzialną muchę sprzed nosa. przymknęła oczy zastanawiając co powinna zrobić jako Hokage tej wioski.
-Dobrze... Oddaj teraz swój ochraniacz, od dzisiaj nie jesteś shinobi Wioski Ukrytej W Liściach, jesteś mieszkańcem kraju Ognia, wędrującym lekarzem. Uważaj na siebie... I wróć cała.- wyciągnęła dłoń przed siebie czekając aż różowowłosa zdobędzie się na odwagę skreślić wszystko co przeżyła z pamięci. Czy własnie tak wygląda proces odrodzenia się na nowo? 
 Zacisnęła dłoń na ochroniaczu dziewczyny, na którym widniały kropelki wody spływające z twarzy blondynki. Odprowadzała ją zwrokiem, licząc że może jednak zmieni zdanie, przecież tyle znaczy dla tej wioski, dla tego blondyna który w tej chwili nie świadom niczego odbywa swoją misję, jak wróci nie zastanie tu kolejnej ważnej dla niego osoby, czy znienawidzi ją przez jej decyzję, że zezwoliła na to? Zagryzła dolną wargę, chowając opaskę w szyfladzie biurka, od dzisiaj czekał ją trudny okres.

 Dziewczyna szła przed siebie ocierając co chwila łzy wierzchem dłoni, nigdy nie sądziła że to może być takie trudne.  Czy aż tak mocno przywiązała się do tych osób? Kątem oka zauważyła szatyna siedzącego na jednym z dachów, obserwującym niebo, z książką w dłoni. Usmiechnęła się na ten widok, zastanawiając się kiedy wreszcie pozwoli swojemu sercu wyjść z tego muru.  
 Weszła do domu, rozglądając się po salonie, w którym jak gdyby nic siedział ojciec pochłonięty poranną gazetą, z kuchnii odbywały się odgłosy mycia naczyń. 
-Byłam już u Hokage. - podniosła lekko głos, chcąc przekrzyczeć swoje myśli.
-I jak?- roześmiana kobieta wychyliła się za drzwi.
-Mogę wyruszyć z Akim.- uśmiechnęła się promiennie ruszając do swojego pokoju.
-Sakura... Jesteś tego pewna?- ojciec spojrzał na nią oschle, wyjmując z ust fajkę.
-Oczywiście. Sami mi powtarzaliście, że to nie jest dla mnie.Zresztą nie tylko wy.
-To twoja decyzja. Obyś jej nie żałowała..
-Nie będę.- powiedziała stanowczo, wbiegając do pierwszego z brzegu pomieszczenia.
 Samotna łza spłyneła po jej policzku, ostatni raz odzwierciedlając jej przywiązanie do tej wioski, w której wszystko się zaczęło.

Rozdział 2


Stała przy bramie spoglądając po raz ostatni na skałę, na której znajdowały się głowy najlepszych shinobi w wiosce, tych którzy poświęcili życie dla takich jak ona. Uśmiechnęła się pod nosem, chowając ręce do kieszeni.

"Jak tu wrócę... Naruto na pewno będzie już Hokage! I wybiję mu z głowy sprowadzenie Sasuke. To już przeszłość, on wybrał swoją drogę, my zaś inną. Ścieżki które raz były złonczone nie powrócą do tego samego biegu. Zrozum to Naruto i stań się HOKAGE!"

 Spojrzała się na szatyna z zawiadackim uśmiechem o lazurowych oczach. Żegnał się z jej rodziną obiecując, że się nią zaopiekuje i sprowadzi do wioski. Zawsze się nią opiekował, czasem za bardzo.

'-Aki-kun!-jęknęła zrozpaczona, drżąc ze strachu. 
-Co się dzieje Sakura?- chłopiec podszedł do niej zmartwiony.
Wskazała palcem przed siebie prosto na czarny punkt w piasku, podszedł tam, wpatrując się w ślimaka bez skorupy. Podniósł zdumiony brwi, wzdychając ciężko. Wrócił do niej, biorąc na ręce.
-Uspokój się. To tylko ślimak.
-Obrzydliwy! Jak ja!- wtuliła się w niego bojąc się spojrzeć mu w oczy.
-O czym ty mówisz?
-Wszyscy się ze mnie śmieją. Bo mam duże czoło.
-Moim zdaniem jesteś śliczna właśnie z tym czołem.- złożył na nim pocałunek, by potwierdzić swoje zdanie. Ona zaś uśmiechnęła się radośnie, zeskakując na ziemie i biegnąć w stronę domu.'

 Dotknęła ręką swoje czoło, czując to uczucie gdy pierwszy raz przyłożył swoje wargi do niego, wtedy poczuła się wyjątkowo. Nawet nie wiedziała kiedy zaczęła żałować że łączą ich więzy rodzinne. Westchnęła cicho spuszczając wzrok, kopnęła leżący kamyczek, nie mogąc się doczekać  nowej przygody. Sama nie wiedziała czemu podjęła tą decyzję? Może przez ten sen, w którym śni jej się on i powtarza, że jest żałosna i słaba? Poczuła nagle dotyk ciepłych warg na swoim czole, podniosła zdumiona wzrok, natykając się na jego czułe spojrzenie, pełne nieopisanego ciepła.
-Ruszajmy.- uśmiechnął się łagodnie, kierując się do wyjścia.
-Hai!- zawołała radośnie, machając wszystkim na do widzenia. 

 Czuła że może tu nigdy nie wrócić, nie zobaczyć uśmiechu tego młotka czy słyszeć cienkiego głosu Hinaty, zmartwioną losami jej miłości.  Może po części czuła się winna? Ten natarczywy blondyn nie widział nikogo po za nią... Nie dostrzegał, że ktoś od samego początku pokładał w nim nadzieję i swoje uczucia.
-Dla ninja podróżowanie po ziemi musi być irytujące...- usłyszała jego delikatny głos, wyrywający ją z zamyślenia. Spojrzała na niego zaskoczona, chciała już odpowiedzieć, że nie męczy się wcale, jednak on kontynuował przemowę.-W każdym razie.. Cieszę się że jesteś już normalną kobietą. Mama się ucieszy gdy cię zobaczy, już nie mówiąc o małej Aiko, ta mała tylko czeka aż pozna swoją kuzynkę, która jest dzielna i pokonuje wielu chłopaków, oczywiście złych..
-Aki...- mruknęła pod nosem, czując jak się rumieni.
-No i moim zdaniem powinnaś zapuścić włosy.. W krótkich też ci nie najgorzej, ale... W długich byłaś śliczna.- spojrzał się na nią z szerokim uśmiechem.
-Coś ty nagadał swojej siostrzyczce?!- wydarła się na niego, popychając go do przodu.
-Różne mity i legendy...  Chce zostać shinobi jak ty kiedyś.
-Shinobi hę?- spojrzała w niebo, czując dziwne uczucie nostalgi w sercu.

Rozdział 3


Szła powoli za nim, wpatrując się w płynące powoli chmury nad jej głową, zaczynała rozumieć, czemu Shikamaru tak sobie upodobał to zajęcie. Spokój który wlewał się w jej serce, pozwalał myśleć że na końcu drogi znajdzie to czego szukała przez całe życie. Westchnęła nostlalgicznie, spoglądając kątem oka na chłopaka z przodu, była ciekawa co jej opowie, był w tym najlepszy.
-To opowiesz mi coś?- mruknęła poirytowana, wyciągając butelkę wody z plecaka.
-He he he- zaśmiał się pod nosem zwalniając kroku.- Widzę że tęskniłaś za moimi opowieściami.
-Oczywiście. Były najlepsze!- uśmiechnęła się promienie, uwieszając mu się na ramieniu.
-Od czego by tu zacząć..- zmrużył oczy, spoglądając nad ku górze, szukając w niebie odpowiedzi.
-Aki-kun... Proszę...- pociągnęła go w dół, marszcząc czoło ze złości.
-Dobrze, dobrze! Tylko się uspokój.- objął ją w tali, rozpoczynając swoją historię.

 Rok temu kiedy podróżowałem po świecie, szukając  ziół dla mamy, napotkałem się na ludzi i wioski, których istnienia nie zdaje sobie sprawy nikt z wielkich krajów.   Istoty z tych wiosek były przerażające, bo zdawały się nie mieć z nami nic wspólnego, na ich czole owszem błyszczały opaski, jednak jako ozdoba niż jako przywilej, spoglądali na mnie z lekką pogardą, lecz u niektórych dostrzegłem zaciekawienie.  Gdyby nie oni pewnie połowy specyfików nigdy bym nie zdobył.  Rozśpiewana wioska z symbolem Lwa, pogrążona w chaosie po utracie króla, tylko jego syn, który miał 6 lat, sprawował rządy, matka jego umarła przy porodzie więc nikt nie mógł go zastąpić,  silniejsi od niego wyczuli dobry grunt do ataku, Ci którzy ukochali sobie śpiew przede wszystkim, wycofali się do pobliskich lasów by żyć wraz z naturą w tym trudnym okresie, a w sercu ich domu, gorzały walki o których wolał bym nie mówić. Wspomnę natomiast o niesamowitym ninja, który nikomu nie ukazał twarzy, nikt nie wie jak wygląda,  oceniają tylko po barwie głosu, a tą ma aksamitną, stworzoną do śpiewania, wraz z nim żyje jego młodsza siostra Kira, pragnąca stać się dobrym shinobi, by wspomóc brata w walce, jednak w porównaniu z nim jej zdolności są marne, posiada niesamowite jutsu, ale nic nie równa się ze starszym potomkiem rodu, który opanował swoje kakke genkai na takim poziomie, że ludzie boją się do niego zbliżyć. Sam doświadczyłem tego ataku, przez tydzień leżałem w szpitalu wijąc się z bólu, moje ciało było spraliżowane, jakby walczył przez tydzień z najgorszym wrogiem, a przecież był to tylko atak psychiczny.  Gdy się ocknąłem przeraziłem się tak bardzo, że uciekłem z tej wioski, obiecując sobie że nigdy tam już nie powrócę. Wśród jego kompanów był też jeden shinobi, nie znam jego imienia, wszyscy go nazywają po prostu Wakari, oddał on swoje życie pod służbę temu człowiekowi, a przyczyna była prosta- on mu uratował życie. Spytasz się jak? Otóż przeciwnik wyrwał mu serce by mieć pewność że nikt mu nie przeszkodzi w misji. A ON go uleczył, dał ponownie życie, mówi się że swoim medic ninja przewyższa nawet Tsunade, ale ja nie chciałbym tego próbować..   

-Żartujesz?! Przecież to nie możliwe by uratować człowieka po takim ciosie! On powinien nie żyć!- zszokowana, wpatrywała się w niego szukając logicznej odpowiedzi na tą historię.
-Mówię co słyszałem. To nie musi być prawda Sakura. Chyba nie planujesz tam się udać? Wioska Lwa nie jest miejscem dla Ciebie! Pochłonięta stałą wojną nie stanowi dobrego miejsca poszukiwań. Zresztą plotki głoszą że ma on moc zmieniania ludzi. Nie chciałbym żebyś nagle stała się kimś innym...- skrzywił się na samą myśl, by jego kuzynka mogła udać się do takiego miejsca.
-Jestem medic ninja, chce pogłębiać swoją wiedzę. Jeśli on jest lepszy od Tsunade-sama, ja chce  Aki... Czy potrafisz mnie zrozumieć?- łzy zaszkliły się w jej oczach, próbując dojść do głosu.
-Nie jesteś już ninją.-odrzekł oschle, kontynuując marsz i swoją opowieść.
Zagryzła dolną wargę, mając ochotę przyłożyć mu najmocniej jak tylko potrafiła, jednak  powstrzymała się na ten moment. W głowie tylko rodził jej się plan, który miał jej pomóc dotrzeć do zakazanej wioski.

 Jeśli wierzysz w istoty nie z tej ziemi, te które możemy przywoływać przez jutsu, tak zwane smoki, na pewno cię zainteresuje owa wioska. Położona u podnóży Wielkich Gór, oddzielające dwa światy, mieszkańcy jej noszą opaski ze smokami wyrytymi po środku. Ich poziom czaky jest tak niesamowity że czuć ją już z daleka.  Byłem dość sceptycznie nastawiony do nich, bo roślinność była bliska zeru przez temperaturę tam panującą, wieczny skwar i wybuchy magmy, powodowało że nie miała szans, urosnąć tam szata roślinna. Jeśli chodzi o samych mieszkańców, są dziwni.  Przez przypadek tylko ujrzałem trening dwójki z nich, to co zobaczyłem przerosło moje wyobrażenia, bo jak wyjaśnić, to że z tyłka wyrastają SMOCZE ogony, a na dłoniach ukazują się SMOCZE łapy, nie mówiąc już o skrzydłach. W gospodzie powiedzieli mi że to normalna cecha tej wioski, przez taki tryb życia ich ciała się zmutowały i to dosłownie, potrafią przemienić się w smokoludzi, jednak pożera to mnóstwo czakry więc nikt z poza wioski nie miałby szans nauczyć się tego jutsu, ja osobiście nie życzę nikomu zmieniania się w TAKIE coś. Ludzie też mogą mieć dzikie spojrzenie, przepełnione złem, ale te istoty, zdawały sie żyć śmiercią. ten mrok od nich bijący i czekający na to aż padniesz we krwi. Gdyby się tak wpatrywać to pewnie można byłoby ujrzeć własną śmierć.  Spytałem tylko czy nikt ich nie chciał zagarnąć do armii, jeden starszy już mężczyzna uśmiechnął się szatańsko, stukając laską. odpowiedział mi z wielkim zadowoleniem, że owszem, bywali tu róźni przedstawiciele wioski, ale wszystkich przepędzaliśmy, bo nas nie interesuje świat wojen.  Odeszłem z tych terenów, czując ogarniający mnie niepokój ale z drugiej strony, miałem pewność że żadna organizacja nie będzie posiadała tych potworów u siebie.

-Czasem Ci zazdroszcze tych podróży... Ja tyle czasu zmarnowałam jako shinobi.- spuściła wzrok, wpatując się w podłoże.
-Daj spokój... Jeszcze wszystko przed Tobą.- uśmiechnął się promienie,  pociągając ją za rękę do przodu.

Rozdział 4

Podróż zajęła im dwa tygodnie,  nie należała do ciężkich, wręcz przeminęła na niesamowitych historiach, które oczarowały dziewczynę. Wkroczyła do wioski swojej ciotki z uśmiechem na ustach, przyglądając się obcym ludziom, czuła się obca, ale nie aż tak by uciec  z powrotem do Konohy. W oddali widziała już starszą kobietę machającą energicznie ręką.  Spojrzeli  na siebie, próbując powstrzymać się od śmiechu, jednak po chwili rzucili się biegiem do niej, by powitać ją tradycyjnym przytuleniem.
-Ciociu! krzyknęła radośnie, wyprzedzając kuzyna.
-To nie fair! Ty byłaś shinobi, a ja nie!- jęknął urażony, przyśpieszając nieznacznie.
-Ninja czy nie, biegać trzeba.- wytknęła język przestając zwracać uwagę na drogę.
-Sakura uważaj! -rozległ się przerażony kobiecy głos z oddali.
 Po chwili słychać było wielki huk, a po okolicy rozniósł się brązowy pył, ludzie krztusząc się umykali z głównej ulicy, machając energicznie dłońmi przed nosem. Chłopak westchnął zrezygnowany, podchodząc do leżącej różowowłosej, podał jej rękę, pomagając wstać, ona tylko jęknęła z bólu i potarła czoło, wierzchem dłoni.
-Co to było?
-Jakbyś uważała na drogę, to byś zauważyła człowieka przed sobą.- wzruszył ramionami podchodząc do matki.
  Otrzepała się kurzu, spoglądając na postać leżącą przed nią. Chciała już przeprosić, za swoją nieuwagę, jednak jej oczom ukazał się srebrny  ochraniacz na czole w kształcie liścia. Przełknęła ślinę cofając się o krok, czuła że to niemożliwe by ktoś tu był z jej wioski, przecież misje nie sięgają tak daleko, a jednak przed sobą widziała nikogo innego jak Naruto, który obolały ocierał sobie tyłek, nie spoglądając na nią. Uśmiechnęła się w duchu, za jego bezmyślność i  uciekła do najbliższej alejki, nie mogła sobie pozwolić by ją zobaczył, nie teraz, gdy jej decyzja może w każdej chwili upaść.  Zdyszana  przykucnęła za drewnianymi skrzyniami, słysząc jego głos w oddali, jak zwykle marudził na jego szczęście, jednak ona wiedziała że gdyby się nie schowała, on by ją sprowadził do wioski. Starła łzy z oczu, nasłuchując odgłosy ulicy, ponownie nabierające na sile.
-Nic się nie zmienia. Tutaj zawsze będzie tak samo.- szepnęła pod nosem, wstając ostrożnie.
-Tutaj jesteś.Co tak zwiałaś?- Aki spojrzał sie na nią zdumiony, nie bardzo rozumiejąc co się stało.
-To był Naruto. Mój przyjaciel z drużyny, on nie wie że odeszłam z wioski.- mruknęła cicho, wymijając go- Chodźmy do domu.
-To nie mogłaś mu powiedzieć?- szedł za nią z rękoma założonymi na potylicy.
-Co niby miałam mu powiedzieć? Cześć Naruto, słuchaj odeszłam z wioski, ale nie szukaj mnie, kiedyś wrócę?
-O widzisz, już masz odpowiedź na moje pytanie.
-Ty jesteś takim idiotą czy udajesz? -spojrzała na niego załamana, spuszczając wzrok na ziemię.
 Zaśmiał się pod nosem, kiwając głową sąsiadom, śmieszyła go ta cała sytuacja, która wynikała z niezrozumienia świata shinobi i bycia facetem, a nie przewrażliwioną kobietą.  Otworzył jej drzwi do domu, ogłaszając ich powrót, ona zaś po sztucznych  słowach witających ją, udała się do swojego pokoju, marząc tylko o długiej relaksującej kąpieli.  Usiadła na łóżku, wyciągając z plecaka zdjęcie drużyny 7, nie wiedziała czemu się nim katuje, czemu nie potrafi zapomnieć.  Westchnęła cicho, kładąc się bezwładnie.

"Gdybyś tu tylko był. Wiele rzeczy, które nam się przytrafiły nie miałyby miejsca. Dlaczego nie mogę przestać Cię kochać? Gdybym potrafiła... Skierować uczucia na kogoś innego, byłabym szczęśliwsza. Jednak ty nie dajesz mi wolności uwięziłeś mnie w swojej klatce. Dlaczego?"-Sakura kolację podano!

Rozdział 5


Promienie słońca muskały jej skórę, zachęcając do powitania nowego dnia. Westchnęła cicho, przekręcając się na bok, tyłem do okna.  Otworzyła powoli oczy,spoglądając na zieloną ścianę. Cisza, przerywana niekiedy, szczekaniem psa,wydawała jej się obca. Nie dziwiła się sobie, przecież kilka miesięcy temu,mieszkała w Konoha- tam od rana było gwarno. Uśmiechnęła się pod nosem, wyobrażając sobie minę Naruto, gdy się dowiedział o wszystkim. Czy będzie ją szukał? Miała nadzieję, że uszanuje jej prośbę,skupiając się na swoim celu. Bezczynność. Kiedy ostatni raz mogła czuć się wolna? 
  
„Motyl leciał tuż przed nią, tak uparcie nie chcąc się zatrzymać. Zdyszana biegła przed siebie z wyciągniętymi ramionami, chciała go złapać. Poczuć jego delikatność. Jednak im szybciej się poruszała, tym mniej potrafiła zobaczyć.  Wymęczona zatrzymała się na skraju wioski, spoglądając na masywne drzwi, wciąż otwarte ze znakiem liścia.  Przymknęła oczy, podnosząc wzrok ku niebu, bezkresowi czasu i miejsca. Uśmiechnęła się do siebie, klaszcząc w dłonie.
-Kiedyś... Wyjdę poza mury!”


Usiadła, przeczesując włosy dłonią,  zaśmiała się do siebie, czując się wreszcie sobą. Koniec obowiązków, strachu, niepewności, nie przespanych nocy.  Zrezygnowanie z bycia shinobi, wydawało się najcenniejszym darem losu.  Rozciągnęła się leniwie, nucąc pod nosem usłyszaną melodię z wczorajszego dnia. Gdy nogi wyprostowały się na podłodze, dźwigając jej ciężar, okręciła się wokół osi, rozkładając szeroko ramiona.
-Widzę, że ci się humor poprawił...- męski głos wyrwał ją z tańca, zmuszając do zatrzymania.
-Tak! Nigdy nie czułam się lepiej!- uśmiechnęła siępromienie, rzucając mu się na szyję.- Dziękuje!
-Oho! Chyba muszę cię częściej porywać!- zaśmiał się, obejmując ją delikatnie.
-Tak! Porywaj mnie, zaraź mnie nowym życiem, bez lęków!
-Spokojnie, na razie proponuję śniadanie, a później zobaczymy.- poklepał ją po głowie, odwracając się do wyjścia.
-Zaraz przyjdę, tylko się ubiorę.
 Podbiegła do okna, otwierając je szeroko, wzięła głęboki wdech, zaciskając dłonie na parapecie. Chciało jej się krzyczeć, obwiesić światu, że właśnie teraz narodziła się na nowo. Jednak zamilkła, śmiejąc się pod nosem, na widok dzieciaków obrzucających się wyrwaną trawą. Wszystko wydawało jej się pełne frywolności. 

Po śniadaniu wyszła na spacer, nie miała ochoty dręczyć Akiego. Ludzie okazywali jej sympatię, niektórzy nawet zapraszali ją na randkę, wszystkich jednak zbywała uśmiechami, obiecując inny termin spotkań. Mimo że czuła się dużo lepiej niż poprzedniego dnia,  jej serce nie może zapomnieć o nim.  Szczęście było częściowe, jednak niewymagała za dużo, to jej wystarczyło.
-Panienko Haruno, gdzie zmierzają nogi?- poczciwa staruszka, pomachała do niej z małej kawiarenki.
-Ohayo pani Kerike.- uśmiechnęła się radośnie, podchodząc do niej.
-Wyrosłaś i wypiękniałaś. Widać, że wiesz co chcesz od życia, choć oczy...  Mają skazę, jakiś ból, który nie da się opisać. Dużo przeszłaś jako shinobi, prawda?- poklepała siedzenie obok, dając sygnał by zasiadła.
-Hmm.. Nigdy pani nie oszukam prawda?- westchnęła ciężko,zamawiając zieloną herbatę.- Nie było łatwo, przede wszystkim ciągły strach i niepewność. Często śniły mi się koszmary, nie spałam za dobrze, a może to przez to, że osoba którą kocham, stała się kryminalistą. Nie wiem.. Zawsze sądziłam że jestem twarda i potrafię dobrze grać, ale nie umiem zakładać jego maski obojętności, ale jest lepiej. Dużo lepiej. Chcę zostać zielarką, jak Aki.
-Miłość nie jest prosta. To ciężka gra, która może zabić,albo dać szczęście. Nawet diabeł potrafi kochać.
-On nie... Żyje tylko dla zemsty, każdego dnia, coraz bardziej zanurza się w ciemność. Zatraca się. Chyba już, go wcale nie znam.
-Hmm..  Sama się kiedyś przekonasz, że nie wszystko jest białe i czarne.-  staruszka zaśmiała się wesoło, popijając swój napój. – No a od jutra cię trenuje!
-Słucham?
-Nie udawaj głupiej! Kiedyś byłam lepsza od tej waszej Tsunade, ale walki i wiek zrobiły swoje, ale niespodziankę mam. 

***

Szedł powoli w stronę wioski, pogwizdując sobie pod nosem, nie mógł się już doczekać kiedy spotka się ze znajomymi, zje porządny posiłek. Stęsknił się za tym wszystkim, dawno nikt w nim nie widział potwora, czy zwady dla wioski.  Przystanął na chwilę,spoglądając na swoją dłoń.
-Miałem wrażenie.. Że dotknąłem, tam kogoś znajomego. Dziwne... Może świruje na starość? Wróć! Jaka starość?! Młoda dupa ze mnie jest!!
-Ruszaj się, chyba chcesz dotrzeć  zanim zamkną bramy?
-Chcę!
 Ruszył do przodu,spoglądając w niebo, nie mogąc przestać się uśmiechać. Długo go nie było na tych ziemiach.

***

Siedział na kamieniu, wpatrując się w lecące ptaki, gdy pojawił się obok niego jeden z popleczników „mistrza”. Spojrzał się na niego kątem oka, wzdychając ciężko, nie miał ochoty, na wysłuchiwanie zażaleń pod jego kierunkiem. Przecież nie obiecywał, że będzie posłuszny, tylko że do niego dołączy.
- Zrobili swój ruch.
-Hmm? Co masz na myśli?- podniósł zaintrygowany brwi,odwracając do niego głowę.
- Lisek wraca do wioski, zaś królik ją opuścił.
-Gdzie?
-Nie wiem, musiałem wracać, zanim dotarł na miejsce.
-Hmm... Zapowiada się ciekawie. Co teraz zrobisz Lisie?

Rozdział 6


Stała na środku placu boju, wpatrując się w niebo. Kojarzyło jej się z Shikamaru, który mógł leżeć cały dzień, byle pozwolono mu marzyć. Uśmiechnęła się pod nosem, tamując łzy próbujące ponownie ukazać się w jej oczach.
-Już nigdy.- szepnęła beznamiętnie, spuszczając głowę.
-Witaj Sakuro!- kobieta podeszła do niej, kładąc na ziemi szmacianą torbę, wypełnioną po brzegi.
-Dzień dobry...
-Powiedz mi. Potrafisz przywoływać?
-Nie.. Nie doszłam do tego podczas treningu.
-To cię nauczę!- klasnęła w dłonie, uśmiechając się promienie.
-Nie trzeba naprawdę! Zrezygnowałam z bycia shinobi!
-Sakuro... Kto raz obrał tą ścieżkę, nigdy nie będzie mógł z niej zejść.. Sama się o tym przekonałam.. To była dopiero namiętność! Kochałam go tak bardzo, że byłam gotowa dla niego zrobić wszystko.  I rzeczywiście powiedziałam, że odchodzę. Dość wojen i rozlewu krwi. Byłam nawet w ciąży. A jednak wojna przyszła. Zabiła go i prawie zabiła mnie. Straciłam miłość i dziecko, ale przeżyłam. Walczyłam dalej, bez emocji,  licząc dni do końca życia.  Dopiero gdy wyszłam za mąż to się zmieniło i odkryłam, że chcę ich chronić. Moją rodzinę.
-Przepraszam, nie wiedziałam.- zacisnęła pięści,  czując przyjemny ból w dłoniach, gdy paznokcie przekuwały skórę.
-Nie ważne! Było minęło! A teraz, czas na kontrakt!
 Spoglądała na nią zdumiona, inaczej wyobrażała sobie tą staruszkę, a jednak była żywsza niż wszyscy myśleli. Kucnęła na ziemi,  wpatrując się zwój, który miał połączyć ją z pomocnikiem. Kiedyś myślała o psach, dobry węch, inteligentne. Idealni towarzysze, teraz zaś... Nie wiedziała co było by dla niej najlepsze. Uśmiechnęła się do siebie, podpisując się na karcie.

„Shinobi to ścieżka, z której nie można zejść, hm? Cóż przekonamy się czy nie uda mi się uciec od przeznaczenia... Od błędów dzieciństwa.”

***

Wszedł do wioski, rozglądając się wokół. Wszystko wydawało mu się dziwnie obce, ale i znajome. Zobaczył wysoki słup, na który od razu wbiegł. Rozłożył ręce, rozkoszując się lekkim wiatrem.  Spojrzał się na górę, oceniając jak bardzo stan twarzy uległ pogorszeniu. Zdumiony, zeskoczył na dół, czekając na swojego mistrza.
-Ero dziadku ile można czekać!  Wiesz że babunia sobie dorobiła głowę?!
-Co proszę?- wyraźnie zaintrygowany podszedł do niego wpatrując się za palcem ucznia na rzeźby.-Ach, o to ci chodziło...
-Przecież mówiłem głowę, a nie dodatkowe centymetry w biuście! – naburmuszony odwrócił się do niego tyłem, wpatrując się w nagą kobietę.- Konohamaru..- jęknął  cicho, biorąc głęboki wdech.- To ma być porządna technika?! Zaraz ci pokażę, czego ja się nauczyłem!!!
-Naruto!- usłyszał nagle wołanie za sobą, potrząsnął głową, próbując skojarzyć sobie osobę.- Ino?
-Tak! Tsunade-sama cię wzywa. – uśmiechnęła się łagodnie.
-Już? Nawet odpocząć nie dała..- westchnął cicho, kierując się do siedziby ognia.

***

- Coś taki zamyślony?
-Nie twoja sprawa.
 Wstał z kamienia, kierując się do lasu.  Spojrzał się w niebo, czując dziwną nostalgię w sercu.
-Przecież... Jestem  tutaj bo tego chciałem.

***

-Wojna... Czy to się kiedyś zmieni?! Mam dość, że giną moi ludzie!
-Gdyby tylko on się wreszcie ruszył, odezwał się... Ludzie by za nim poszli!
-Zawszony pasożyt.
***

Upadła wyczerpana na ziemię, łapiąc z trudem oddech. Ledwo podołała temu treningowi, a przecież piąta Hokage, nie należała do tych co popuszczają. Przymknęła oczy, nie czując dłoni. Nie sądziła, że przywoływanie może być tak wyczerpujące.
-Jutro kontynuujemy. Bądź gotowa.
Kiwnęła tylko głową, wsłuchując się w oddalające kroki.

„Kot...  Czy to aby na pewno dobry pomysł? Już sama nie wiem czego chce. To wszystkie jest takie skomplikowane!”

-Sakura!! Co ci się stało?- Aki nachylił się nad nią, zmartwiony.
-Trening.
-Przecież mówiłaś, że z tym koniec...
-Wiem. Ale robię to dla siebie.
-Ech, uparta wariatka.
Wziął ją na ręce, idąc powoli w stronę domu, pogwizdywał sobie cicho melodię.  Ona zaś wtulona w niego, cieszyła się z jego ciepła, dawno nie czuła się w ten sposób, kochana? Potrzebna? Nie wiedziała jak nazwać to uczucie, ale wreszcie to był jej ukochany kuzyn...
-Za dwa miesiące wyruszam w drogę po zioła. Ruszysz ze mną?
-Oczywiście!- pisnęła radośnie, obejmując go mocno.
-Ej! Zabijesz nas!- zachwiał się, prawie upadając.
-Przepraszam.
Zaśmiał się cicho, wchodząc do domu, położył ją na jej łóżku,  siadając obok, nigdy nie wyobrażał sobie, że ich ścieżki znowu się skrzyżują.
-Sakura... Jak mocno go kochasz?
- Nie wiem. Ale nie chce już go kochać.- skuliła się, wtulając się w jego ramię.
-Przepraszam.
-Nic się nie stało! Kiedyś wszystko będzie jak dawniej, zobaczysz!

„Kiedyś przestanę go przecież kochać... Prawda?”

***

-Jak to odeszła?! I babunia jej po prostu na to pozwoliła?! Przecież, ona jest najlepszym medykiem tak?! Już wtedy była dobra, to teraz pewnie jest mega!- spanikowany spoglądał po wszystkich, szukając jakiegoś poparcia. –gdyby był tutaj Sasuke nie pozwoliłby jej odejść!
-Naruto uspokój się! To była jej wola, nic nam do tego.
-Chyba nie mówicie na serio?! Sprowadzę ją!
-Nie! Zostajesz w wiosce i trenujesz! Sakura jest bezpieczna, pamiętaj że Sasuke ma coraz mniej czasu.- Kakashi podszedł do niego, klepiąc po ramieniu.-  Wróci.
Odwrócił tylko wzrok, wzdychając ciężko. Nie mógł w to uwierzyć.

***

-Jestem coraz bliżej celu...

Rozdział 7


Szła za nim, przyglądając się każdej roślinie, która mogłaby być potencjalnie jakimś ziołem. Znała ich trochę, wreszcie uczyła ją Tsunade, a nie jakiś podrzędny shinobi, a jednak jej wiedza,  a wiedza Akiego to coś nie możliwego do porównania. Lata podróży i praktyki zrobiły z niego mistrza, jednak brakowało mu siły fizycznej, by móc się obronić.  Dlatego ona będzie go chronić,  zrobi to czego nie potrafiła kilka lat temu.
-Teraz skręcimy w lewo. Mam nadzieje, że walki w Wiosce ukrytej w lawie, już się skończyły. Rosną tam naprawdę dobre zioła, na większość ran odnoszonych przede wszystkim podczas walk. Powinno Ci się przydać co?- spojrzał na nią uśmiechnięty, dodając jej otuchy.
-Kiedyś się na pewno przyda, jak wrócę do wioski.- przytaknęła lekko, idąc przodem. – Groźna jest ta wioska? Znaczy jej mieszkańcy?
-Podobno mieszka tu klan, który jest najsilniejszy na świecie, ich kake genkai jest silniejsze od tych ocznych. Ale kto wie, o co tak naprawdę chodzi.- wzruszył ramionami, rozglądając się wokół.
-To trochę przerażające. Zawsze myślałam, że posiadacze specjalnych oczu, są straszni, a teraz chcesz mi powiedzieć, że ktoś jest jeszcze gorszy?! Dobrze, że wioska ta jest daleko od Konohy.
-Za bardzo się przejmujesz. Człowiek jak człowiek, a czy potrafi więcej niż ty?
-Może właśnie dlatego są wojny Aki.- spojrzała na niego poważnie, nie zwracając uwagi na drogę.
Pokręcił tylko głową, by się nie roześmiać. Ta cała idea wiosek i shinobi, była dla niego śmieszna.  Wolał swoją wolność, nie musiał się śpieszyć, narażać na darmo życia, on po prostu chodził po świecie i zbierał rośliny, które opisywał, przerabiał aż wreszcie sprzedawał. To było dla niego coś naturalnego, dlatego też nie potrafił zrozumieć swojej kuzynki, która mimo brakującego talentu postanowiła zostać shinobi.
 Szli w milczeniu, przystając niekiedy by zerwać kilka odszczepów i liści. Gdy usłyszeli wodospad, ucieszeni podbiegli do niego ,przyglądając się spadającej kaskadzie, na ich nieszczęście, byli u góry, i nie wyglądało na to by w okolicy była droga w dół.
-Może po prostu skoczymy?- Sakura spojrzała na niego niepewnie.
-Nie. To już teren tej wioski, nie możemy tam iść. Napełnimy butelki wodą i zawracamy.
-Niech ci będzie.
 Wzruszyła ramionami, zdejmując plecak.  Wygrzebała z niego 4 puste butelki, gdy się nachyliła ku wodzie, usłyszała świst, a następnie straciła równowagę i poleciała w dół, razem z Akim, prosto do jeziora.

***

- Naruto przestań o niej tak rozmyślać. Uszanuj jej decyzję! Przyjdzie dzień, że powróci.- Iruka przysiadł do blondyna, trzymając w dłoni paczkę chipsów.
-Nie mogę po prostu w to uwierzyć, że zrobiła to bez słowa. To nie jest w jej stylu, zresztą wydawało mi się, że ją spotkałem, w jednej z wiosek, które mijałem. Gdybym to sprawdził, mógłbym z nią porozmawiać o tym. Nie rozumiem, zawsze wychwalała się, że idzie jej szybciej z nauką niż mi, a teraz nagle stwierdziła, że jest do niczego? Sensei, to nie ma sensu.- westchnął ciężko, spuszczając głowę.- Ratowanie Gaary było trudne bez niej, drużyna 7 się totalnie rozsypała, a przecież udało jej się zdać ten przeklęty egzamin!
-Naruto, są rzeczy, których nie da się zrozumieć, a na inne potrzeba czasu. Jestem pewny, że jeszcze się spotkacie i wyjaśnicie sobie wszystko.- poklepał go po plecach, wstając leniwie.- Na mnie już czas. Trzymaj się Naruto!
Spojrzał za nim, nie mogąc przestać się śmiać, to było tak absurdalne, że sam nie mógł pojąć, dlaczego dał się wplątać w tą zabawę, może gdyby odważyłby się zakochać w kimś innym, łatwiej mu byłoby pogodzić się, ze stratą Sakury.

***

Poczuła jak ktoś wyciąga ją z wody, wyrzucając brutalnie na kamienisty brzeg. Jęknęła obolała, jednak nie odważyła się nic powiedzieć, pierwszy raz od dłuższego czasu, czuła strach.  Paniczne uczucie, krążące w jej żyłach, nie dające zanalizować sytuacji.  Przełknęła ciężko ślinę, zaciskając mocno powieki, nie chciała ich otworzyć i przekonać się co się stało. Kroki rozbrzmiewające wokół były ciężkie i głośne, co zdradzało ich jako mieszkańców tej wioski, bo po co by się mieli ukrywać na własnym terenie?
-Szefie, ona żyje.- ktoś kucnął przy niej, dotykając delikatnie patykiem.
-Związać i zabrać do bazy.- szorstki głos odezwał się w oddali, nie dając nawet złudzeń wolności.

***

-Nie żebym marudził, ale robienie z siebie jego pupilka raczej Ci nic nie da.
-Dopóki rosnę w siłę, może robić co chce.
-Och? A myślałem, że chcesz to osiągnąć naturalnie, a nie za pomocą tych wężowych dopalaczy.
-Zamknij się.
-Okej, ale to ty jesteś baba, a nie ja.

***

Rzucili ją na ziemię, nie mogła ruszyć rękoma, nogami, a nawet się rozejrzeć, była całkowicie zdana na ich łaskę, zagryzła wargę próbując nie krzyczeć o pomoc, bo przecież Naruto się nie pojawi.
 Po chwili do pomieszczenie ktoś wszedł, stawiając coś na podłodze.
-Kim jesteś?- ten sam oschły głos odezwał się tuż przy niej.
-Haruno Sakura.- jęknęła wystraszona, odchylając się do tyłu.
-Co robiliście na naszym terenie?
-Zbieraliśmy zioła.
-Po co?
-Jesteśmy wędrującymi kupcami, mój kuzyn przerabia zioła na lekarstwa albo przyprawy, a ja to sprzedaję.
-To już tego nie będziecie robić.
-Czemu?
-Bo Twój kuzyn nie żyje. Sami jesteście sobie winni, wchodząc na teren wojny domowej.
-Co w takim razie będzie ze mną?
-Póki co będziesz żyła nie bój się. Moja siostra się Tobą zaopiekuje.
-Siostra?
-Mayu. Zaraz przyjdzie i cię nakarmi. Lepiej żebyś się trochę pomodliła o swoje życie.
Zaśmiał się cicho, wychodząc z trzaskiem. Zastanawiała się, dlaczego tak się go przestraszyła, dlaczego jej serce biło jak szalone? Czy tak złowrogą aurę może mieć jeszcze ktoś, niż członkowie klanu Uchiha?

Rozdział 8


Minęło kilka dni od nieszczęsnego wypadku.  Postanowiła nie rozmawiać z nikim, poza udzielaniem zdawkowych informacji. Instynkt przeżycia, był teraz górą, niż chęć dołączenia do utraconego członka rodziny. Co jakiś czas słyszała ludzkie głosy, nie tylko śmiechy, ale też kłótnie, gdzieś w oddali  niekiedy rozbrzmiewały wybuchy. Wioska musiała leżeć niedaleko, a Oni wcale nie zamierzali uczestniczyć w wojnie, może tylko pilnują terenu, by sprzymierzeńcy jednej ze stron nie dostali się za mury?  Było to jednak nie logiczne, bo przecież była tylko z Akim, który w dodatku nie miał kontaktu ze światem shinbim, więc nie wiedział nawet co to konflikt zbrojny, jedyną krew ją widział, to ta na kolanach! Czemu więc tak z nimi postąpili?
Drzwi zaskrzypiały, ustępując dźwiękowi stukotu. Osoba weszła do pomieszczenia energicznym krokiem, stawiając tacę na podłodze.  Sakura tylko westchnęła spokojnie, obawiając się, że wejdzie jej oprawca, który za każdym razem był tak samo przerażający, jak za pierwszym. Teraz zaś jest pod opiekom jego siostry Mayu, sympatycznej, trochę samotnej, ale mimo wszystko lubiła jej towarzystwo. Były sobie potrzebne by nie zwariować w tym domu.
-Hej Sakura, jak się dzisiaj czujesz?- spytała frywolnie, siadając obok niej.
-Nie wiem jak można się czuć, gdy jest się skrępowanym… Ale jeśli chodzi o rany, one już nie bolą.- odpowiedziała z nutą sceptyzmu.
-Poproszę brata, żeby się uwolnił! To już prawie tydzień, mógłby ci przynajmniej odsłonić oczy…- mruknęła poirytowana, sięgając po naczynia.- Dzisiaj ramen. Wybacz, że tak słabo u nas z jedzeniem, ale coraz trudniej je się zdobywa. Nie rozumiem, czemu brat nie chce zakończyć tego konfliktu…
-Niby jakby to miałby zrobić?- prychnęła pogardliwie, nie wierząc że jedna osoba, może powstrzymać wojnę.
-On ma taką moc, w swoich oczach, tylko że on się jej boi. Odkąd niechcący zabił prawie całą naszą rodzinę, zamknął się w sobie i nie chce brać udziału w żadnych misjach.
Zdumiona, zamilkła, czuła, że nie powinna drążyć tego tematu, nie tylko na wzgląd na dziewczynę siedzącą obok niej, ale też dla własnego bezpieczeństwa, nauczyła się już, że poznanie czyjś tajemnic, wcale nie jest oznaką wielkiego szczęścia, ale też odpowiedzialności, a nawet czasem niebezpieczeństwa.  Jadła powoli karmiona przez nową przyjaciółkę, przypominając sobie dawne czasy gdy jeszcze z Naruto i Sasuke chodzili na ramen po misjach, gdzie rozbrzmiewały ich sprzeczki, a wokół wtórował im śmiech.  Czy gdyby Sasuke nie odszedł z wioski, nadal by to robili? Czy doceniłby ją jako shinobi, czy wciąż byłaby tylko kulą u nogi, którą trzeba ratować w każdej misji?
-Sakura, opowiesz mi kiedyś o sobie?
-Kiedyś.-mruknęła niechętnie, odwracając głowę w bok, co było znakiem, że już nie chce.
-Przyjdę jutro.
 Mayu wstała szybko, uciekając z jej celi, może bała się tej kobiety, tak brutalnie potraktowanej, bez możliwości ujrzenia światła dziennego, czekała na zdziczenie, jak zwierzak w ciasnej klatce, pragnący wydostać się z uwięzi, a gdy to się dzieje, nie jest już zdolny żyć jak dawniej. Bała się i sama różowowłosa, która podświadomie czuła występujące zmiany, rozdrażnienie, niechęć skierowaną do „wolnych”, a przede wszystkim brak apetytu, coś jej mówiło, że lepiej umrzeć, niż być marionetką w rękach wrogów.  Tylko, że Ci wrogowie, nawet nie są znani w Konoha, nikt nie ma świadomości o istnieniu wioski, w która pogrążona jest od wielu lat w wojnie domowej, a na jej obrzeżach, żyje klan, który jest zdolny zabić miliony istnień swoim spojrzeniem. Nie potrafiła sobie tego wyobrazić, znała przecież klany, których główną bronią było specjalne spojrzenie, ale nawet oni w walce jeden na tysiące mogli polec, każde jutsu ma swoją wadę. Gdyby miała choć strzęp informacji, może udało by się jej znaleźć sposób na ucieczkę?

***

 Siedział w swoim pokoju, czując złość. Mógł trenować sam, jednak nie po to przybył do tego miejsca, żeby ON sobie gdzieś wychodził i olewał jego osobę. Wreszcie chciał jego ciało, a skoro je chce, to mógłby bardziej o nie dbać. Westchnął ciężko, zdając sobie sprawę że nie ważne jak będzie marudził, niczego to nie zmieni. Wstał więc, ruszając powoli ku wyjściu. Chciał się trochę zabawić, może gdzieś w głębi jego duszy, coś krzyczało o powrót do konohy?
 Ziewnął znudzony, siadając pod drzewem, wiatr łagodnie unosił jego czarne włosy, powodując, że jeszcze bardziej chciało mu się spać.  Może właśnie dlatego nie cierpiał być olewany przez swojego pożal się boże mistrza?
-Nie trenujesz?
-Jak widzisz.- odparł oschle, nawet na niego nie spoglądając.
-Gdyby to zobaczył Orochimaru, to by się zdziwił…
-Niech się martwi o siebie, a nie o mnie.- mruknął poirytowany, podświadomie zaciskając dłoń na katanie.
-No ja bynajmniej idę. Mam być szpiegiem w wiosce, która jest pogrążona w wojnie przez dobre kilka lat.
-I co on tam chce znaleźć?
-Ciała do eksperymentów.
-No jasne, cóż by innego chodziło mu po głowie?
-Nie wiem, ale słyszałem, że jacyś nieuważni kupcy tam dotarli i zostali zabici. To znaczy, że łatwo się tam nie dostanę. Życz mi szczęścia.
-Życzę byś zdechł.- burknął  pod nosem, odprowadzając go wzrokiem.

***

 Wszedł do jej celi,  trzaskając drzwiami, wyraźnie wściekły. Wystraszona skuliła się jeszcze bardziej, bojąc się najgorszego. Nawet go nie znała, nie wiedziała do czego jest zdolny, a skoro tak dużo ludzi go szanuje, to znaczy, że w kontaktach międzyludzkich musi być jeszcze gorszy niż Sasuke.
-Moja siostra poprosiła żeby cie uwolnić, albo chociaż rozwiązać ci oczy, ale widzisz to mi nie pasuje. Dlatego na próbę, oswobodzę twoje nogi. Przynajmniej nie zostaniesz kaleką. – warknął jej do ucha, drażniąc ją swoją skórą.
Nie odpowiedziała, znów głos ugrzązł jej w gardle, on jakby przyzwyczajony do jej milczenia, odwiązał liny z jej kostek. Postawił ją na nogi, pomagając stawiać pierwsze kroki, gdy już czuła się na nich dostatecznie pewnie, pociągnął ją za sobą, na linie, którą przywiązał do jej szyi.
 Poczuła jak oplata ją świeże powietrze, uśmiechnęła się mimochodem . Chciała wyprostować zbolałe kości, jednak było to niemożliwe, ręce wciąż miała skrępowane za plecami.  W tej chwili zapomniała o strachu, który zawsze ją ogarniał gdy była przy nim, nagle wszystko wydało się złym snem, a ona po prostu bawi się w podchody, czekając na ratunek drużyny. Jednak tym razem nikt nie przybędzie jej pomóc, jest sama zdana na swoją siłę, u wroga o którym nic nie wie.
-Raz dziennie będziesz wychodziła na taki spacer. Mimo wszystko nie chcemy żebyś zdziczała, choć posiadanie takiego zwierzaczka było by miłe.- zbliżył się do niej, znów drażniąc ją swoim dotykiem. Przejeżdżał po policzku, wierzchem dłoni, powodując u niej dreszcz.
Nawet gdyby chciała nie mogła się teraz odezwać, nie gdy on był tak blisko. Każdy mięsień, był napięty maksymalnie, że sama sobie się dziwiła, że jeszcze nie upadła. On zaś odszedł od niej, zapalając papierosa. Czuła zapach tytoniu, wdzierającego się w jej płuca, powodując spazmy kaszlu, wreszcie od kilku dni mogła zaczerpnąć świeżego powietrza, a teraz została tego pozbawiona.
-Braciszku co robisz?- dziewczyna podeszła do nich, przystając przy Sakurze.
-Wyprowadzam psa na spacer.
-To nie jest zwierzę, tylko człowiek!- oburzona, wyrwała mu „smycz”, odchodząc od niego.
-Tylko wróć przed północą.- zawołał za nią, bez żadnych emocji, tak przynajmniej wydawało się młodej kunoichi.

Rozdział 9


Poczuła jak liny opadają z jej ciała, a szmata obwiązana na wysokości oczu powoli zwalnia ucisk, ukazując obolałym oczom widok wodospadu.Zdumiona przyjrzała się dziewczynie siedzącej przed nią, długie białe włosy i srebrne oczy, różana cera i te malinowe usta. Dla wielu mogłaby uchodzić za ideał kobiety, wyglądała na nie więcej niż 13 lat, ubrana w krótkie spodenki i przylegającą koszulkę, nie posiadała za to opaski, co dawało jej wygląd zwyczajnej nastolatki. Różowowłosa rozpościerała obolałe miejsca, próbując uśmiechnąć się do towarzyszki, jednak wszelkie próby kończyły się grymasem bólu. Westchnęła cicho, opadając bezwładnie na trawę, spoglądała spokojnie w chmury przypominając sobie dotychczasowe życie.
-Byłam głupia, naprawdę głupia… Sądziłam że mogę uciec od tego kim jestem, a wylądowałam w jeszcze gorszym miejscu niż szpital.
-Nie rozumiem…
-Gdy byłam małą dziewczynką mogłam wybrać, wyruszyć do wioski ciotki i szkolić się na zielarza, bądź pozostać w wiosce i pomagać w piekarni rodziców. Nie wybrałam żadnej z tej ścieżki, bo chciałam zaimponować pewnej osobie, więc udałam się do Akademii Ninja. Byłam najlepsza, ale dla niego wciąż byłam niewidzialna. Nie ważne jak bardzo się starałam, za każdym razem zbywał mnie jednym spojrzeniem, ciągle chłodny, pozbawiony chęci zapoznania się z kimkolwiek. Wtedy myślałam że to w nim jest najlepsze. Niedostrzegałam prawdy…
-Łaaa Sakura byłaś zakochana?! To niesamowite! To musi być cudowne uczucie!
-Nie. To nie jest miłe. Twoje ciało ogarnia dziwne odrętwienie, a umysł przyćmiewa cień ów osoby. Człowiek nie jest w stanie racjonalnie myśleć. Ja nie przemyślałam swoich zdolności do tego zawodu. Ninja był dla mnie bohaterem pomagającym słabszym a nie skrytobójcą.  Łatwo jest zostać shinobim, ale nigdy nie odejdziesz z tej ścieżki. Bo wojna jest wszędzie, nie uciekniesz od niej, chociażbyś uciekła na drugi koniec świata.
-Czyli miłość nie jest fajna? Myślałam że siła miłości potrafi zdziałać cuda! Teraz rozumiem dlaczego mój brat nie chciał bym została ninją, zawsze tylko powtarza że jestem za delikatna na to. Nigdy nie potrafiłam tego zrozumieć, bo on jest zawsze taki tajemniczy! Nosi te okulary i tak rzadko okazuje jakieś emocje.
-Dlaczego właściwie je nosi?
-Nie wiem… Ale Kyoshi kiedyś powiedział że jego oczy zabijają bez jego wiedzy… Nie rozumiem tego, bo mój brat jest najlepszym shinobim w wiosce!
-Oczy? Jesteście posiadaczami Kakke Genkai?
-Tak… Chyba tak to się nazywa…Noroimasan,przeklęte oczy. Ja swoich nie obudziłam, ale nie chce tego robić, ich moc jest poza kontrolą normalnego człowieka.
-Nie słyszałam o tym jutsu… Naczym polega ich moc?
-Jest to kontrola każdej komórki ciała, szczególnie krwi. Kiedyś jak byłam młodsza, byłam na spacerze z Seeikim, zaatakował nas niedźwiedź, był naprawdę duży, przestraszyłam się, ale nieopuszczałam wzroku z niego i wtedy zauważyłam tylko upadające okulary, a następnie wybuch zwierzęcia, jego krew po prostu wydostała się z ciała każdą możliwą drogą.  Nigdy nie zapomnę tego momentu, gdy nic nieświadome zwierzę, spojrzało na nas z błaganiem w oczach. Ale mój brat nie zatrzymał się, to był wybór my albo on. Mieliśmy przynajmniej co jeść przez jakiś czas.
Przełknęła ciężko ślinę, nie mogąc wyobrazić sobie konfrontacji z użytkownikiem takich oczu.  Człowiek był przy nich bezbronny, nawet taki posiadacz sharingana.  Spojrzała na skuloną dziewczynę, która wpatrywała się w podłożę, wyrywając trawę. Usiadła,poklepując ją delikatnie po głowie.
-Nie martw się, jestem pewna że twój brat nie pozwoli by coś ci się stało. Może jest szorstki, ale robi to dla ciebie, chce cię uchronić przed najgorszym. Musisz mu zaufać.
-Nie będziesz się na niego gniewać Saku-chan?- złapała ją za ręce, wpatrując się błagalnymi oczami w nią.
-Jasne, postaram się być najlepszą niewolnicą na świecie!- przytuliła ją do siebie, czując pierwszy raz od wielu dni, sens życia.
Wracały powoli, rozglądając się po okolicy podziwiając widoki. Dla Sakury było to coś niezwykłego, nigdy jeszcze nie widziała takiej przyrody obfitej w różnorakie zioła, drzewa rosły tak wysoko, że przysłaniały ich położenie, ale ona mogła doskonale zbadać ruch na głównej drodze, która przez wojnę domową opustoszała, a jednym stworzeniem na niej przebywającym był jeleń.  W koronach drzew dostrzegła budki, w których siedzieli towarzysze Seeikiego Gdy zebrała już wszystkie informacje na temat komunikacji tej grupy, zrozumiała że jej egoistyczne życzenie spowodowało śmierć jednej z bliskich jej osób. Nie mieli szans, w tym lesie czakra wydawała się zanikać, mimo że nie czuła jej ubytku to nie mogła wyczuć obecności Mayu.
Dotarły na wzgórze z którego widać już było skromny dom, zbudowany na kształt litery „U”, przed nim znajdowało się dwóch wartowników, a zaraz obok zagroda ze zwierzętami przeznaczonymi do zjedzenia.  Nie mogła wyjść z podziwu dla całej rozbudowy tego terenu, to nie była wioska, ale wszelkie poziomy łączności właśnie tak zostały wykonane. Postać wodza bandytów wydawała jej się teraz ważna dla przebiegu tej całej wojny. Gdyby tylko udało się komuś powalić go, może zapanowałby pokój na tych ziemiach?
-Ciekawe czy mój brat znowu poszedł na zwiady do wioski. Strasznie nie lubię jak on tam chodzi, starszyzna może go złapać i zmusić do powstrzymania buntowników.  Tyle miesięcy to się ciągnie, a nie widać żadnych zmian. Wiem że moglibyśmy to zakończyć w jeden dzień, ale braciszek nie chce uśmiercać niewinnych osób, które znajdują się w ruinach. Nie zrozum go źle, on nie jest po tej ciemnej stronie barykady, jest neutralny. Odkąd został mianowany skrytobójcą, odszedł z wioski chcąc zasygnalizować starszyźnie, że nie tak powinna się rozwijać, ale zamiast tego powstała rebelia. Mój brat nie wie co ma zrobić. Nie chce być zdrajcą wioski, ale nie może być głuchy na słowa buntowników, którzy mają rację. Wojna jest, okrutnym doświadczeniem, tym bardziej gdy zabijają się sąsiedzi…
-Mayu ile właściwie masz lat?
-Ja? Czternaście, choć tak niewyglądam prawda?
-Nie, wyglądasz właśnie na tak młodą, ale w ogóle nie brzmisz tak. Gdy otwierasz usta,  jesteś starsza nawet ode mnie.
-Pewnie masz racje, ale ja nie wiem co to znaczy się bawić. Wreszcie w wieku 3 lat straciłam całą rodzinę.-uśmiechnęła się łagodnie, idąc przodem w kierunku domu.
-Tak wcześnie?- zdumiona dogoniła ją, nie wiedząc na co pa patrzeć.
-Byłam wtedy w wiosce, ale gdy wróciłam zastałam mojego kuzyna z bratem w łazience. Wszędzie lała się krew,wszyscy członkowie naszej rodziny byli… przewróceni na lewą stronę, ich flaki strasznie śmierdziały. Byłam naprawdę przerażona, tak samo gdy spojrzałam w złote oczy mojego brata, tak samo zagubione jak moje. Mój brat wymordował cały klan, przez zwykłą nieuwagę. Przebudził swoje oczy grając na flecie, ja zaś nie mogłam pozwolić sobie na utratę brata, pobiegłam do Lorda i opowiedziałam mu o wszystkim, tylko że w mojej wersji mordercą był nasz kuzyn. Następnego dnia został ścięty, pewnie nie rozumiał co się dzieje, no cóż, nie miałam innego wyboru,musiałam go poświęcić. Od tamtego dnia, mój brat nosi okulary, a przy pełni księżyca,nawet każe je sobie bandażować. Wtedy nasza moc jest najbardziej niestabilna i zagraża otoczeniu.
-Twój brat nie panuje nad tą mocą?
-Nikt w naszej rodzinie nie panował nad tą mocą, dlatego zawsze osoby u których odnajdywano żółte spojrzenie, były od razu zabijane. To chyba coś normalnego… Zabijać przez strach…?
-To jest normalne, ale nie rozumiem czy nie można tego jakoś powstrzymać?!
-Gdyby była taka możliwość… Już dawno była by wprowadzona w życie. Mój brat jedynie nauczył się kontrolować promień działalności, dlatego nie zabił mnie jeszcze gdy używa tej mocy.
-Jakim cudem okulary są tak pomocne?
-Heh, też się dziwiłam, ale sprawa okazała się prosta, żeby uaktywnić jutsu musimy spojrzeć komuś w oczy,  później to tylko kwestia czasu, jak zginie reszta ludzi. Oczy są jak guzik, naciśniesz go i możesz wysadzić całą wioskę z dymem.
-To straszne…
-Przyzwyczaisz się, tylko pamiętaj nie spoglądaj mu w oczy.
Uśmiechnęła się promienie, podbiegając do wysokiego mężczyzny o krótkich białych włosach w czarnych okularach. Ten objął ją mocno, ignorując istnienie świeżo nabytego niewolnika. Ta czekała cierpliwie na rozkazy, a nawet na ponowne spętanie, jednak zamiast tego została zaproszona do domu, by zjeść pierwszy normalny posiłek od wielu dni.

„Wydawał się szorstki i pozbawiony wszelkich ludzkich uczuć, obwiniałam go praktycznie za wszelakie zło, ale teraz zaczynam dostrzegać jego ból, moc którą posiadł nie jest czymś o czym można marzyć, uczucie winny ciążące mu na barkach i jeszcze troska o młodszą siostrę, a szczególnie o to by nigdy jej oczy nie zmieniły barwy. Chciałabym mu pomóc, uratować go od tych przeklętych oczu! Jest człowiekiem w którym można się zakochać. Pewnie miał dużo wielbicielek zanim został zmuszonydo zamieszkania na tym odludziu…”

***

-Dlaczego nie mogę jej odszukać?! Przecież jest członkiem drużyny 7!- blondyn oparł się o biurko Hokage, wpatrując się w nią ze wściekłym spojrzeniem.
-Ponieważ masz ważniejsze rzeczy do robienia. Musisz udać się do Suny i pomóc w odbiciu Kazekage! Sakura schodzi na dalszy plan!
-Nie rozumiem. Jestem tylko ja ze starego składu, to ma wogóle sens?
-Przydzielę ci kogoś do towarzystwa jeśli chcesz…
-Nie trzeba, poradzę sobie.
Odwrócił się na pięcie, wychodząc z pokoju, nadal nie mógł pogodzić się z myślą że w wiosce zabrakło dwóch najważniejszych dla niego osób. W dodatku miał dziwne uczucie jakby dziewczyna wplątała się w kłopoty, a do tego miała niestety talent.  Westchnął ciężko, kierując się do swojego mieszkania, musiał spakować się na nową misje, a wszystko wyglądało bardziej skomplikowanie niż kiedykolwiek.  Był tylko geninem, a jego wybuchowy charakter mógł zepsuć dosłownie każdy plan, który ułoży Kakashi. 

Rozdział 10


Siedziała na tarasie obserwując niski lot jaskółek. Deszczowa pogoda wdzierała się nawet w te rejony świata, a mimo to słońce przyjemnie prażyło rumieniąc jej bladą skórę. W dłoniach wykręcała kawałek gałązki, mając nadzieję że da jej to chociaż trochę ulgi. Przy ogrodzeniu stała Mayu, dokarmiająca zwierzęta, podśpiewywała sobie starą piosenkę, zapewne kołysankę z dziecięcych lat. Przed nią zaś stał Seeiki. Musiała to przyznać, że pomimo tego całego chłodu i ignorowania wszelkich istot żywych nie mających nic wspólnego z jego młodszą siostrą, był przystojny.
 Nie był jak Sasuke, nie posiadał czarnych włosów, które powiewały by mu na wietrze dodając uroku, czy czarnych oczu, które by zanurzały osobę w ciemności.  Nie milczał, dając znać otoczeniu jak ma ich wszystkich gdzieś, a co najważniejsze nie wspominał nic o zdobywaniu siły czy o zemście. Białe krótkie włosy, niczym skała nie reagowały na wszelkie podmuchy wiatry, tylko o poranku przypominały kupkę siana, ale szybko powracały do normalności. Oczy zasłonięte ciemnymi okularami, powodowały chęć ujrzenia tego co się kryje po drugiej stronie. Dużo śpiewał czy też grał, jak zaczynał rozmawiać to pomimo ochrypniętego głosu, który już samoistnie był oschły, człowiek wsłuchiwał się w jego historię czy też chciał móc z nim podyskutować. Swoich towarzyszy traktował z sympatią, żeby nie powiedzieć jak rodzinę, nie poniżał ich, a tym bardziej nie gardził. Nie mówił o sile, jego marzenie było po prostu żyć spokojnie na peryferiach wioski hodując zwierzęta, szczególnie króliki. Gdyby nie wiedza o jego umiejętnościach, nikt by nie powiedział że jest niebezpieczny.

„Na początku budził we mnie prawdziwy strach, którego nie doświadczyłam będąc na misjach, przecież tam zawsze był Kakashi, Yamato czy wreszcie Naruto, zawsze ktoś mnie chronił, więc nie musiałam obawiać się o swoje życie. Tutaj zdana na siebie, poznałam ten smak, gdy serce bije ci tak mocno, że może wybuchnąć. Nigdy nie sądziłam, że przeżyję taką mieszaninę emocji.  Im bardziej go znam, tym mniej odczuwam to uczucie zawiści. Nie chce stąd uciekać, mimo że właśnie oni zabili Akiego, to jest w nich coś co przyciąga. Nieporadna Mayu, która chce mieć przyjaciółkę i nauczyć się o życiu, tym prawdziwym, nie ograniczonym do ich posiadłości. Reszta ekipy, zachowuje się jak starzy pijacy, machający tylko kolejnymi kuflami piwa, lubią dobrze zjeść, ale też ich rozmowy są pełne pasji, szczególnie gdy robią to przy graniu w karty. I Seeiki. Miałam go za tyrana, który mianuje się prawie bogiem, a on powoli wkracza w moje życie, wypędzając z niego te mroczne plamy.”

-Może zamiast tak siedzieć, zrobiłabyś coś na obiad? Tylko nie przesadź z przyprawami.- uśmiechnął się łagodnie, podchodząc do niej.
-Mówiłeś że kuchnia to pomieszczenie zakazane dla mojej osoby. – odparła zaskoczona.
-A no mówiłem. Jesteś medic ninja, więc wiesz jak się robi trucizny, ale siedzisz tu już sporo czasu i nic złego nie zrobiłaś. Dam ci szansę, jednak jeśli twoja potrawa będzie wołała o pomstę do nieba, zamknę cię w twojej klitce.- poczochrał jej włosy, wchodząc do domu.
Zamrugała oczami, chcąc się upewnić, że to wszystko jest prawdą. Rozejrzała się po okolicy, napotykając na wzrok roześmianej Mayu, dającej jej wyraźne znaki o znaczeniu „powodzenia”. Uśmiechnęła się pod nosem, kierując się powoli do zakazanego pomieszczenia. Chciała zrobić coś dobrego, nie tylko dlatego żeby nie wylądować w swoim lochu, ale by nie zawieść ich oczekiwania. Obawiała się jednak, że w tej bitwie polegnie z premedytacją.  Zanim opuściła wioskę, miała kilka prób ugotowania czegoś dobrego, szczególnie gdy w drużynie był jeszcze Sasuke. Chciała by ujrzał ją jako żonę idealną. Na szczęście w porę została uświadomiona, że powinna się trzymać z daleka od kuchni, bo nie umie dobierać przypraw.
-Dalej Sakura, tym razem ci się uda!- dodawała sobie odwagi, zaciskając dłonie na bluzce.
-To jakieś zaklęcie?- wychylił się za drzwi,  nie przestając się uśmiechać.
-Um, nie. Po prostu nigdy nie gotowałam dla innych,  mogę was nieświadomie otruć.
-Hm, skoro nadal żyjesz, to znaczy że twoje jedzenie jest jadalne.
-Ale pozbawione smaku. Naprawdę lepiej by było, gdybyś wyznaczył kogoś innego do tego zadania…
-Co z ciebie za shinobi?! Tak łatwo się poddajesz?- chwycił ją za rękę, pociągając ku papierowym drzwiom.
-Oszalałeś?! To w ogóle nie ma wspólnego z byciem shinobi!- zapierała się z całej siły, jednak nie potrafiła go zatrzymać.
-Prawdziwy shinobi nie cofa się przed niczym, dlatego zrobić dzisiaj to curry, choćbyś miała mi tu ducha wyzionąć. Ma być smaczne i zrobione z miłością!
-Czy ty nie wymagasz ode mnie za dużo?- mruknęła pod nosem, przystając przed blatem kuchennym.
-To od czego zaczniesz?- usiadł na krześle, wpatrując się w nią intensywnie.
-Od zabicia cię.- fuknęła zrzędliwie, rozglądając się po pomieszczeniu.
Zaśmiał się wesoło, odchylając głowę do tyłu. Towarzystwo tej dziewczyny, powodowało że chciało mu się śmiać, a myśli nie kierowały się tak natarczywie do dziecięcych lat.   Sakura odwróciła się do niego przodem, klepiąc go po głowie  zwiniętą  matą z bambusa. Mimo że mogłaby użyć swojej siły by uświadomić mu, że nie znajduje się byle gdzie, a przed sobą ma jakby nie patrzeć wroga, powinien więc zachować trochę powagi, a bynajmniej zachować większą czujność.
-Zabawna jesteś.  Nie jestem kanibalem, ale słyszałem że ludzkie mięso nie jest takie smaczne.
-Pierw ugotuję ryż. Jest nas sporo, więc będzie się pewnie dłużej gotował, niż dla jednej osoby.- zignorowała go, podchodząc do szafek w celu odnalezienia odpowiednich produktów.
-To dobry pomysł. Nie zapomnij go posolić.  Tylko nie przesadź z tą solą bo nas pozbawisz kubków smakowych.
-Dziękuje za wiarę we mnie.
-Sama mówiłaś że ci nie wychodzi to najlepiej.
-Mogłam kręcić, by wymigać się od gotowania…
-Też prawda…
 Wstał z krzesła podchodząc do niej.  Chwycił pojemnik z ryżem i szklankę, w której odmierzał porcje. Zdumiona przyglądała się mu,  czując podziw, dla jego pewnych ruchów i tego skupienia przy tak mało znaczącej czynności.
-To nie jest wcale takie głupie, jak się wydaje. Dobrze umyty ryż to gwarancja dobrego smaku, osoby leniwe mogą nigdy nie zaznać prawdziwego smaku.
-Czytasz w myślach czy jak?- wystraszona, odsunęła się od niego na bezpieczną według niej odległość.
-Nie, ale tak się przyglądałaś, że było to dosyć oczywiste.
-Że niby łatwo mnie odczytać?
-Nie zawsze, ale z reguły.
Uśmiechnął się łagodnie, kontynuując czynność, dziewczyna zaś oparła się o stół, nie mogąc przestać spoglądać na chłopaka przed nią, który z każdą chwilą wydawał się jej coraz przystojniejszy.

„Rozumiem… Zaczynam go lubić. Heh, a myślałam że miłość do Sasuke jest niezniszczalna, podobno byłam pewna swoich uczuć, widać że nie wiele wiedziałam o sobie, skoro jeszcze groźniejszy shinobi skrada mi powoli serce. Chyba mam słabość do tych złych…”

***

-Nie wrócił… Czyli jednak wioska jest silnie strzeżona przed obcymi.- długowłosy brunet, spojrzał na płomień świeczki, obmyślając kolejne posunięcia.
-Może powinniśmy wysłać kogoś silniejszego?- siwowłosy chłopak, zajrzał w swoje dokumenty, gdy do pokoju wszedł brunet, poprawiający swoje ubranie.
-Mogę się tam udać, to tylko chodzi o sprowadzenie kilku ciał prawda?- mruknął beznamiętnie, obserwując uważnie pozostałe osoby.
-Nie byle jakie ciało, ale kogoś kto ma w swoim posiadaniu niesamowite jutsu. Mogłoby ci nawet pomóc w zemście na Itachim.- uśmiechnął się złowieszczo, nachylając się ku niemu.
-To mam iść?
-Nie. To zbyt niebezpieczne. Nikt do tej pory nie wrócił z tych rejonów, po co ryzykować życiem dla legendy.- okularnik odparł oschle, odwracając się od nich.
-Kabuto ma rację. To zwykła legenda, nigdy nie dostałem potwierdzenia istnienia tego człowieka. Nie masz czym się martwić Sasuke.
-Nie ważne. Idę potrenować.

***

-Nadal nie możesz przestać o niej myśleć? Powinieneś jej bardziej zaufać, jest rozważna, wie co robi.- szatyn usiadł obok niego pod drzewem, wpatrując się w opadające płatki kwiatu wiśni.
-Wiem, ale to głupie uczucie nie daje mi spokoju, mam wrażenie że ona zginie. Może sam jestem sobie winny skoro zawsze  szedłem jej z pomocą, zignorowałem ją jako shinobi, dla mnie zawsze była kobietą. Chroniłem ją w ten absurdalny sposób. Nie byłem lepszy od Kakashiego, który kompletnie olał jej rozwój, pierw na rzecz Sasuke, a później mój. W sumie czuje się trochę winny jej słabości.  Mogłem z nią trenować, nauczyć jakiś technik, albo przycisnąć senseia by zauważył jej istnienie. Mogłem uświadomić Sasuke, że ona istnieje i chce być dla niego najlepszą kunoichi, ale jestem zbyt egoistyczny. Chciałem by ona zauważyła mnie, więc nie miałem zamiaru poddać się, w wyścigu o jej serce. Tylko że Sasuke nie brał w nim udziału, on był na mecie od początku, a ja byłem daleko od startu. Wiedziałem że cierpi prze miłość do niego, ale nie mogłem nic zrobić. Nie sprawdziłem go, zastąpić nie umiałem. Jestem żałosny.
-Nie Naruto, jesteś tylko zagubiony w kwestiach sercowych. Zawsze przecież chciałeś pozbyć się tej samotności, ona ukierunkowała twoje akcje. W Sakurze widziałeś idealną żonę, ale czy nadal tak o niej myślisz?
-Nie wiem. Nie jest mi obojętna, ale chyba potrafiłbym już ją puścić. Uszanowałbym jej wybór. Dlatego chciałbym mieć gwarancje, że jest cała i zdrowa.
-Na pewno jest. Jej rodzina by dawno poinformowała by Hokage-sama o kłopotach.
-Ciekawe czy jest szczęśliwa…

***

-Kochanie to straszne!! Znaleziono ciało Akiego! Został zabity! Nie wiedzą  nic o Sakurze, co my teraz zrobimy?!
-Musimy wysłać wiadomość do Konohy…

Rozdział 11


Siedziała pod drzewem wpatrując się beznamiętnie w spadające powoli liście, przypominały się jej w ten sposób czasy, które zmarnowała w pogoni za ideałem mężczyzny, który na końcu wybrał drogę kompletnie zakazaną dla zwykłego człowieka. Nieraz zastanawiała się nad sensem zemsty. Co daje zabicie osoby, odpowiedzialnej za nasze krzywdy? Czy przez to zmarli powrócą do życia, a chorzy wyzdrowieją? Raczej nie.  Nie umiała pojąć, dlaczego ludzkie serce, jest tak słabe, że popada w tak skrajne i bezużyteczne emocje. Jej miłość do Sasuke wydawała się trywialna i bezsensowna od samego początku. Gdyby go tylko nie zobaczyła tamtego dnia… Nigdy by nie poszła do akademii.
 Westchnęła ciężko, spuszczając wzrok na ziemię, gdzie przy nogach leżała para królików, podjadająca pojedyncze źdźbła trawy.  Uśmiechnęła się mimowolnie, wyciągając dłonie ku ich puszystemu futerku.
- Bycie zwierzęciem, musi mieć swoje plusy prawda? Zero zmartwień, jedyne to co wam zagraża, to śmierć od drapieżników, a tak? Błogie lenistwo pod chmurami.  Zazdroszczę wam, bo sama pogubiłam się w swoich myślach. Czy ja naprawdę go kochałam? Czuję się jak idiotka.
- Można nawet powiedzieć, że nią jesteś skoro zamiast ćwiczyć swoje zdolności kulinarne, rozmawiasz ze zwierzętami i podziwiasz pogodę. - Seeiki podszedł do niej, uśmiechając się łagodnie.
- Ktoś cię pytał o zdanie? - Mruknęła oschle, odwracając od niego twarz.
- Nie.  Ale ja lubię wtrącać się w nieswoje sprawy, szczególnie jeżeli chodzi o miłość. - Przysiadł się do niej, biorąc na ręce białego króla.
- Dlaczego? - Spojrzała się na niego zdumiona. Do tej pory sądziła, że faceci nie interesują się takimi sprawami.
- Kiu, kiu, kiu… To oczywiste. Tak naprawdę jestem bogiem miłości. - Uśmiechnął się złowieszczo, obejmując ją w pasie.
- Ha?! Większej głupoty nie słyszałam! A tak w ogóle to puść mnie! - Zaczerwieniona szarpała się z nim przez kilka minut, by wyczerpana, położyć się w końcu na jego klatce piersiowej, zapominając o wszystkim.
Całą scenę obserwowała Mayu, która ukryła się a drzewami nie mogąc przestać się uśmiechać. Od dzieciństwa marzyła by jej brat znalazł osobę, z którą będzie mógł spędzić resztę swojego życia. Nie musiał jej nawet szukać, sama przyszła. Nie mogła uwierzyć we własne szczęście. Wiedziała, że zostało jej tylko usunięcie wspomnień o poprzedniej nieudanej miłości ich gościa, a wszystko samo się ułoży. Wreszcie będzie miała prawdziwą rodzinę.
- Przepraszam Sakura-chan, to co robię jest złe, wiem to aż za dobrze, ale chcę być trochę egoistyczna i mieć normalny dom. Bo wiesz, możemy udawać szczęśliwych, ale tak naprawdę jesteśmy samotni.  Kiedyś mi to wybaczysz. Wierzę, że tak. - Szepnęła pod nosem, odwracając się na pięcie w stronę domu.
Dwóch wartowników spojrzało się na nią, z pytającymi minami, jednak szybko przerzucili wzrok w stronę dwójki siedzącej pod drzewem, wydającej z siebie co jakiś czas okrzyki. Zaśmiali się pod nosem, potakując głową.
- Dobrze się stało, że ją zabraliśmy. - Niższy spojrzał się na towarzysza, wyciągając paczkę papierosów.
- Wreszcie szef jakoś odżył. Może nie był mrukliwy, ale widać było, że mu się nudzi, albo raczej bujał w obłokach, marząc o dniu, w którym byłby zwykłym człowiekiem bez naznaczonego losu. Pierwszy raz widzę, żeby się tak śmiał! Polubił tą dziewczynę. Może wreszcie zdecyduje się, po której stronie się wypowie w wojnie. - Odparł entuzjastycznie, uśmiechając się promiennie.
- A ja jestem przekonana, że dojdzie do czegoś cudownego! - Dziewczyna, klapnęła między nimi, czując się dumną ze swoich decyzji.

***

Szedł tępo przed siebie, zaciskając miarowo dłonie w pięści, które miał ochotę przyłożyć do policzków nowego członka drużyny. Nie znał bardziej wkurzającej osoby, aż do wczoraj, przyrzekłby, że wielkie ego Sasuke powodowało u niego mdłości i skręt kiszek i że nic nie jest w stanie tego przebić. Musiał jednak zmienić zdanie. SAI. Był jeszcze gorszy od komara w środku nocy, w dodatku miał syndrom skrzywdzonego dziecka myślącego tylko o seksie, a raczej o penisach. I to go wyzywają od zboczeńców…
Czuł się paskudnie, z oryginalnej drużyny 7, został sam. Sasuke opuścił wioskę dla zemsty        i  teraz pozwala się molestować Orochimaru, Sakura straciła rozum i postanowiła zostać zielarką, a Kakashi-sensei leży w szpitalu nie mogąc ruszyć choćby palcem u stopy. Zamiast wspaniałej przygody ma koszmar rodem z historii, który opowiada się w opuszczonych domach. Tylko dlaczego on? Czym on zaszkodził? Jego nowym sensei’em jest Yamato, który przyprawia go o ciarki na plecach. W żadnym calu nie przypominał wyluzowanego Kakashi’ego, albo raczej zaspanego sensei’a, tłumaczącego się non stop ze swoich spóźnień. Jego koleżanką jest Yuki. Dziwna, psychodeliczna dziewczyna, dręcząca w dłoniach resztki swojej maskotki.  Do głowy mu przychodziło tylko określenie typu ‘widmowa drużyna’, albo coś w ten deseń.  Westchnął ciężko, powlekając jeszcze bardziej nogami. Szatynka spojrzała się na niego z wyrzutem, układając usta w parodię grymasu, brunet, uśmiechał się tak sztucznie, że łamało go w kościach, a kapitan totalnie ich zlewał. Czuł, że prawa brew drga mu niebezpiecznie.

„Przeklęta babunia. Kogo ona mi przydzieliła do drużyny?! No ja się pytam?! KOGO?! Czy naprawdę nikt normalny nie był dostępny? Dlaczego oni? Pan Penis, Sadomaso i Zombie. A do tego ja. Lisi demon. Może jeszcze kogoś powinniśmy przygarnąć do naszej wesołej kompanii? Proponuję jakiegoś ducha, który pożera mózgi. To wszystko przez Sasuke! Niech ja go tylko dorwę! Rozerwę go na strzępy, wmuruję w ścianę, poczym go wykuję i skleję taśmą klejącą i tak do usranej śmierci! Aż mi powie jak bardzo mu przykro! A wtedy utopie go w czekoladzie! Ta małpa przecież nie znosi słodyczy! Ha! Cudowna myśl! Utopić kogoś w czekoladzie. Cóż za słodka śmierć!”

- Naruto? Czy coś się stało? - Brunet spojrzał na niego, nie przestając się uśmiechać.
- Nic, a nic. A co pedale? - Mruknął szorstko, wyprzedzając go.
- Miałeś taki obłąkany uśmiech. Już się bałem, że oszalałeś.
- Słuchaj no! Jeszcze długo zostanę przy zdrowych zmysłach, dopóki nie sprowadzę Sasuke do wioski, a ciebie nie wtrącę do podziemi, gdzie twoje miejsce!
- Jesteś nieuprzejmy…
- Wybacz, ale babunia mi nie płaci za bycie wazeliną! Nie cierpię cię! Nie trawię i mdli mnie na samą myśl, że to ma być moja nowa drużyna!
- Coś ci nie pasuje?- Szatynka spojrzała na niego złowrogo, ściskając niebezpiecznie resztki maskotki.
- Pewnie w innym życiu, zostalibyśmy dobrymi znajomymi, albo najlepszymi wrogami, ale w tym… Nie potrafię was zaakceptować. Ty gadasz ciągle o penisach, a ty mielisz to coś, przez cały czas! Masz jakąś chorobę dłoni czy jak?!
- A ty bredzisz o zdrajcy wioski, jak o najlepszym przyjacielu. Czyli jesteś naiwny, albo głupi. Chociaż nie. Do ciebie oba przymiotniki pasują. - Chłopak odparł beznamiętnie, nie siląc się już nawet na udawanie radości.
- Mega idiota. - Dziewczyna jęknęła pod nosem, przyśpieszając.
- Nienawidzę… - Mruknął pod nosem, idąc dalej za nimi.
- To będzie długa podróż. - Yamato szepnął pod nosem, kręcąc z niedowierzaniem głową. Wolałby iść na pewną śmierć, niż kierować tak złowrogo nastawioną do siebie drużyną.

***

Siedział na łóżku, wpatrując się tępo w drzwi. Chciał wyruszyć na jakąś misję. Musiał wreszcie pogodzić się z tym, że bezczynność go zabijała. Chciał trenować, stać się silniejszy, ale miał dość siedzenia w tej bazie, której wymachiwał albo kataną albo chidori.  Jedyną atrakcją na jaką było stać Orochimaru, to zmiany miejsca ukrycia, zazwyczaj w odstępie miesięcznym, choć zdarzają się takie chwile, że co tydzień. Miał dość.
 Odkąd tylko gdy się dowiedział o tym, że Sakura opuściła wioskę chciał ją znaleźć i poznać  powod tej decyzji. Gdzieś w głębi siebie, bał się, że zacznie go szukać na własną rękę, a wtedy nie będzie mógł jej ochronić przed Orochimaru. Zawsze był typem aroganta, zdawał się niczego nie zauważać, ale przecież doskonale widział jakie robi postępy w treningu. Cenił jej wiedzę i zdolność kontroli czakry. Jednak jej umiejętności były wciąż akademickie. Nie nadawała się na shinobi, gdyby zgodził się tamtej nocy, żeby z nim poszła, byłaby dla niego tylko zawadą, nie potrafiłaby mu pomóc w zemście. Wioska, była dla niej idealnym schronieniem. Teraz zaś uciekła z niej, nie zostawiając po sobie żadnych śladów. 
- Idiota. Jak mógł do tego dopuścić?! Przecież był w niej taki zakochany! A teraz nagle pozwolił jej odejść? Od tak?! Idiota! Gej! Dupek! Knur! Małpiszon! Pedał! Zasraniec! Tchórz! Mięczak! Idiota… Uzumaki ty debilu! - Warknął pod nosem, uderzając pięścią w ścianę.
Poczuł lekkie wibracje pomieszczenia, po chwili stojak ze świeczką upadł na podłogę, powodując zgaszenie jedynego światła. Czuł jak mięśnie twarzy kurczą mu się, pod wpływem grymasu wściekłości. Nie rozumiał sam siebie, dlaczego była drużyna wciąż jest mu tak bliska. Miał zapomnieć o życiu w Konoha, ale codziennie przeżywa to na nowo. Treningi, misje, chwile które mógł z łatwością określić jako szczęśliwe, jednak im dłużej o nich myślał, tym szybciej urywały się pod wpływem koszmaru dzieciństwa, gdy jedyny brat wymordował mu całą rodzinę, skazując go na drogę nienawiści. Drogę, w której nie było miejsca na szczęście.
- Sasuke-kun, czy wszystko w porządku? - Siwowłosy wszedł do pomieszczenia, wpuszczając do niego odrobinę światła z holu.
- Kiedy będę mógł wyjść z tej nory?
- To wszystko zależy od pana Orochimaru… - Jęknął wystraszony, cofając się nieznacznie.
- Powiedz mu, że jeśli nie da mi jakiegoś zadania, to przestanę być miły.
- Jakbyś w ogóle był. - Mruknął pod nosem, zamykając za sobą drzwi.
- Kto by pomyślał, że zacznie mi brakować tego idioty…
Położył się na plecach, próbując zasnąć.  Przed oczami jednak stanął mu obraz zapłakanej Sakury, błagającej go o pozostanie w wiosce. Zaklął pod nosem, próbując odpędzić natrętne wspomnienia.

„- Sasuke-kun! Poczekaj! Możemy porozmawiać? - Podbiegła do niego, zaczerwieniona           i zdyszana.  Oparła dłonie na kolanach, pochylając się nieznacznie do przodu.
- Czego chcesz? - Mruknął beznamiętnie, spoglądając w stronę gdzie zniknął mu Kakashi.
- Naprawdę szybko chodzisz. Myślałam, że już cię nie dogonię. - Uśmiechnęła się łagodnie, podnosząc się do pionu. - Bo byłam ciekawa, czy mógłbyś ze mną potrenować… Jutro?
- Tsk! Myślisz, że mam czas na twoje głupie treningi? Poproś Naruto.”

- Już rozumiem… To był dzień przed jej urodzinami... Nawet jej życzeń nie złożyłem. - Mruknął pod nosem, przewracając się na lewy bok.

Rozdział 12


Szła powoli rozglądając się po ziemi szukając ziół leczniczych, tuż za nią dreptała Mayu podśpiewująca sobie jakąś spokojną piosenkę. Mieszkanie wśród tej zwariowanej drużyny powodowało u niej śmiech. Z pozoru byli groźni i silni, ale gdy się ich bliżej pozna okazywali się normalnymi ludźmi, którzy na słowo „posiłek” reagują jak koty na widok mleka. Opowiadają sobie różne historie, śpiewają wieczorami, tworzą rodzinę, która byłaby w stanie poświęcić wszystko dla reszty. Zastanawiała się, czy kiedykolwiek drużyna siódma miała taki okres, ale szybko doszła do wniosku, że nie. Kakashi - sensei wiecznie zajęty trenowaniem Sasuke, Naruto, który ciągle z nim rywalizował, a ona na szarym końcu wpatrująca się w ich plecy, potrafiąca tylko naskakiwać na blondyna. Nigdy tak naprawdę nie byli rodziną, nigdy nie poczuli prawdziwej więzi. Nie wiedziała kogo ma za to obwiniać, może najbardziej samą siebie? Westchnęła ciężko, kucając przed rośliną z fioletowym kielichem. Rozkopywała rękoma ziemię upewniając się, że nie uszkadza korzeni, dziewczyna za nią przystanęła przyglądając się jej pracy.
- Trudno jest chyba zadbać o te rośliny, co? - Spytała się wyraźnie zaciekawiona.
- Wcale nie, wystarczy pobieżna wiedza. Ta roślina jest cennym znaleziskiem. Korzenie przydadzą się na pigułki żywnościowe, dodające energii, liście uśmierzają ból, zaś sok z kielicha wspomaga leczenie ran. Tyle właściwości w jednym okazie! Mamy szczęście.
- Ale czy nie mówiłaś, że byłaś medic ninja?
- Szkoliłam się na niego w wiosce, ale nie powiedziałabym, że moja nauka dobiegła końca. - Odparła zmieszana, próbując nie wracać wspomnieniami do dni zapełnionymi torturami hokage. - Zioła potrafią zdziałać dużo więcej, niż zwykły człowiek.
- Nie wątpię, tylko problem tkwi w tym, że trzeba je mieć przy sobie… - Mruknęła zniechęcona.
- To prawda… W sumie jak teraz o tym mówisz, to dostrzegam w tym jakieś wady, ale wcale nie muszę wyruszać na wojnę…
- Wyruszysz.
- Skąd ta pewność?
- Mój brat wreszcie się zdecydował. Chce stłumić konflikt w wiosce.
- Żartujesz prawda? Przecież jeszcze niedawno upierał się, że nie chce mieć z tym nic wspólnego!
- No bo nie chce… Ostatnio jednak przyszła do niego kobieta z dzieckiem, ich stan nie był… Dobry. Wiesz, jak zobaczył to umierające dziecko to coś w nim pękło. Myślę, że w jego sercu obudziła się świadomość, że wojna nie dotyczy tylko najwyższych szczebli władzy, ale także zwykłych ludzi.
- Czyli chce zostać bohaterem?
- A skąd! On po prostu chce, żeby dano mu spokój.
- Z taką mocą… Nie sądzę, żeby to było możliwe. - Uśmiechnęła się krzywo, przypominając sobie Orochimaru i jego pożądanie mocy Sasuke.
Gdy Sakura wpakowała do koszyka rośliny ruszyły dalej. Obie już się nie odzywały, każda zamyślona nad swoimi planami, Sakura nigdy nie miała do czynienia z prawdziwą wojną, słyszała tylko jak to wygląda w wiosce i była przerażona. To nie było to samo, gdy Konoha została zaatakowana przez Sune i Oto. W tamtej wiosce działy się rzeczy, o których wolałaby nigdy nie słyszeć. W dodatku wszyscy wyglądali na przygnębionych tymi wydarzeniami, żaden z nich nie życzył sobie takiego obrotu spraw, oni też namawiali swojego szefa, żeby pomógł mieszkańcom, po kilku latach jałowych próśb wreszcie się przełamał. Bała się dnia, w którym powie jej, że ma iść z nim, żeby uzdrawiać rannych. Co zrobi, jeśli nie da rady? Jeśli stan tych ludzi przerośnie jej możliwości? Nie była na to gotowa, nie miała takiej siły jak Naruto czy Sasuke. Nie urodziła się, żeby być shinobi.
Mayu, zaś mimo pozornej obojętności bała się o brata. Wiedziała, że użycie mocy tych oczu wiąże się ze sporą ceną, którą może być nawet śmierć, a wtedy zostanie sama. Wtedy również Sakura będzie wolna i na pewno ją zostawi, nikt normalny by z nią nie został. Czuła jak łzy napływają jej do oczu, szybko je starła, próbując przypomnieć sobie jakąś piosenkę, ale słowa jak na złość wcale się ze sobą nie łączyły.

***

Znowu to zrobił… Znowu pozwolił, żeby demon nim zawładnął. Chciał to zwalić na Sasuke, bo przecież gdyby nie odszedł z wioski, to nie byłby tak zdesperowany. To było najprostsze rozwiązanie, powiedzieć „To wina Sasuke, to on mnie do tego sprowokował!”.  Później gdy złość uleciała doszedł jednak do wniosku, że wściekanie się na przyjaciela nic nie da. Nawet go przy nim nie było, więc nie mógł go za to ukarać. W pewnym momencie zaczął być pewien, że gdyby była z nim Sakura nic takiego nie miałoby miejsca, bo ona na pewno by go uspokoiła zanim doszło do kolejnej formy, nie, zanim stracił rozum. Był sam. To go najbardziej przerażało, w tej nowej drużynie siódmej był kompletnie sam! Nie potrafił rozmawiać z Sai’em, bo każda próba kończyła się kłótnią, z Yuki nawet nie próbował zamienić słowa, mina dziewczyny wystarczająco go odpychała, no a kapitan… Nie wyglądał na kogoś kto chce mieć takiego kogoś jak on za przyjaciela. Naruto mógłby to śmiało nazwać dnem samego dna.
Ale jego dno raczej nie miało końca. Po prostu leciał w dół.
Od zawsze wiedział, że jest balastem, że trzeba go ratować, ale przecież trenował, stał się silniejszy, więc dlaczego?
Ach, przyjaciele. Wszyscy go opuścili.
Nie, nie wszyscy Gaara wciąż był, wciąż żył, na szczęście.
Zazgrzytał zębami z bezsilności. Był słaby, dlatego wszyscy odchodzili, bo nie potrafił ich powstrzymać, ale Sakura nawet nie dała mu takiej możliwości!
Chciał wyć, ale nie mógł. Wszyscy go brali za idiotę, jakby wzięli go za wariata, nigdy by go nie wypuścili z wioski…
Spojrzał się na Yamato czekając na decyzję. Zdrada Sai’a wydawała się go dotknąć, a mimo to, nie wydawał się specjalnie zaskoczony, jakby to przeczuwał. Yuki siedziała pod drzewem nieprzytomna, była poważnie ranna, przez niego. Gdyby mógł oddałby jej swoją regenerację, przydałaby się jej bardziej niż jemu, on przynajmniej miałby jakąś karę za głupotę. Za słabość.
- Wysłałem klona za nim… Wy tu zostaniecie. - Szatyn westchnął ciężko, spoglądając po raz ostatni na dziewczynę.
- Kapitanie… Chciałbym pójść. On może doprowadzić nas do Sasuke… - Starał się mówić spokojnie i rozsądnie, ale brzmiał jak zrozpaczone dziecko łapiące się każdej szansy na dostanie cukierka.
- Naruto, może przestałbyś myśleć tylko o sobie? Weź odpowiedzialność za to co robisz! - Warknął oschle, idąc kilka kroków do przodu. - Zajmij się Yuki.
Spuścił głowę nie walcząc z nim, nie miał do tego prawa, doskonale wiedział, że ma rację.  Dał się ponieść emocjom, teraz płaci za to Yuki, a nie on. Był wściekły na siebie, bo coraz bardziej był przekonany, że odejście Sakury było najlepszą z jej decyzji, jak najdalej od niego. Wyciągnął z kieszeni zniszczone zdjęcie. Lata ciągłego składania, zostawiły na nim trwałe ślady, nie było już wyraźne, a postacie ledwo zarysowane. Sam nie wiedział dlaczego je wtedy wziął, co go do tego namówiło. Miał wtedy na głowie Gaare, bał się o jego życie, o sprawiedliwość, która zdawała się być ślepa. Jednak poszedł tam, do tej kryjówki, zobaczyć resztki marionetek, było ich pełno, zniszczone, nie opowiadały mu swojej historii, wyglądały jak zaklęte, puste. Może dlatego, bo nie był marionetkarzem? Kankuro zdołał znaleźć tam coś wartościowego, on zaś chodził pomiędzy nimi bez celu, próbując zrozumieć co się właściwie stało. Nie wiedział dlaczego Sasori zrobił to co zrobił. Może naprawdę był za głupi, żeby zrozumieć czarne charaktery. Wtedy coś go tknęło, aby podnieść płaszcz Akatsuki, nie był zniszczony,  więc nie walczył z nim i gdy go ubrał stwierdził, że jest dla niego trochę za mały, ale i tak mógł się poruszać w nim swobodnie, jednak do takiej walki… Był tylko przeszkodą.  Z przyzwyczajenia sprawdził każdą kieszeń i to właśnie wtedy znalazł to zdjęcie. Na nim znajdowały się dwie postacie, gdy je zobaczył poczuł dziwne ukłucie w sercu. Zrozumiał.  Nikt mu nie musiał opowiadać jego historii, on już wiedział co się wydarzyło, czuje się rozpacz gdy traci się osobę, którą się kocha, gdy wioska zdradza cię dla wyższych celów. Desperacja, gorycz, żal, bezsilność, a na końcu wreszcie nienawiść. Z tyłu znalazł tylko napis „Misha”.
- Naruto idź za kapitanem, ja sobie poradzę. - Cichy kobiecy głos, przerwał ciszę, zwracając uwagę blondyna.
- Jesteś pewna?
- Leć, przecież to twój przyjaciel.

***

Spoglądał na bruneta przed sobą z irytacją. Nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. Oczywiście miał świadomość, że Naruto nie poprzestanie go szukać, ale żeby gadał wszystkim o ich więzi? O tym co nawet nie miało szansy zaistnieć? Musiał mu przyznać, że wyobraźnię to on ma. Tylko dlaczego go w to wplątał? I co to za koleś? Przyprawiał go o ciarki, było w nim coś dziwnego, czego Sasuke nie rozumiał, a może nie chciał zrozumieć.
Na co mu to było? Godził się na trening, a nie na poznawanie psycholi.
Okrutny jest los pupilka węża.
Wstał, kierując się ku wyjściu. Nie miał zamiaru znosić tej szopki, nie ma mowy.
- Sasuke - kun, Sai będzie od dzisiaj nam towarzyszył, mam nadzieję, że się zaprzyjaźnicie. - Wysoki brunet zasyczał chłodno, mrużąc oczy skierowane w jego plecy.
- Lepiej skup się na moim treningu. - Odparł oschle wychodząc z pomieszczenia.
Do swojego pokoju wszedł z trzaśnięciem drzwi, nerwy wciąż go trzymały, dwa lata spokoju, straciło na ważności. Czuł, że pojawienie się Naruto to tylko kwestia czasu. Ma wreszcie do odnalezienia dwóch kolegów. Przeklął siarczyście, uderzając pięścią w ścianę. Po chwili spłynęła po niej strużka krwi, jednak on nawet na to nie spojrzał. Położył się na łóżku, zmuszając swój organizm do snu, do zapomnienia tego dnia.

„ Siedział na ławce czekając aż ktoś po niego przyjdzie, ale minęło już sporo czasu, a nikt się nie pojawił. Ani razu nie mignął mu symbol klanu. Czuł jak się trzęsie ze strachu, nie powinien wychodzić z domu, a jednak miał ochotę pobawić się z innymi dziećmi, teraz przyszło mu za to zapłacić wysoką cenę. Zgubił się, a nikt nie zdawał się zwracać na niego uwagi.
Zaszlochał cicho, gdy nagle usłyszał zbliżające się kroki. Podniósł głowę, wpatrując się z nadzieją przed siebie, jednak zobaczył tylko dziewczynkę, starszą od niego, ale mimo wszystko była dzieckiem! Zniechęcony odwrócił głowę licząc, że sobie pójdzie, ale ona stanęła przed nim wyciągając dłoń.
- Chodź! Odprowadzę cię do domu. - Powiedziała lekko, nawet wesoło, co go zezłościło, sam nie wiedział dlaczego, ale jej widok wcale go nie zachwycił.
- Nie dziękuję, poczekam aż ktoś po mnie przyjdzie. - Odparł szorstko, uderzając ją lekko w dłoń.
Spoglądała na niego uważnie, jednak nie wycofała się, za to zaczęła szukać czegoś w kieszeni, a gdy wreszcie to znalazła, podała mu, śmiejąc się wesoło. Spojrzał na swoją dłoń, w której znajdowała się mała żółta gwiazdka. Podniósł w zdumieniu brwi, nie wiedząc z czym ma do czynienia.
- To gwiazdka! Jeśli ją zjesz spełni się twoje jedno życzenie.
- Każde? - Spojrzał na nią sceptycznie, oglądając cukierek z każdej strony.
- Każde. - Odparła pewnie.
- To chcę, żeby przyszedł po mnie brat.
Połknął gwiazdkę, powtarzając w myślach swoją prośbę, dziewczyna zaś zniknęła, zostawiając go samego. Gdy otworzył ponownie oczy, upewniając się, że zjadł cały cukierek ujrzał przed sobą uśmiechniętego bruneta. Zeskoczył z ławki wtulając się w niego.
- Nii - san!”

Ocknął się z lekkim bólem głowy, mrugając oczami. Dawno nie śniły mu się wydarzenia  sprzed tragedii, a jednak coś go dzisiaj nawiedziło. Przekręcił się na drugi bok, marszcząc czoło w niezadowoleniu. Wolałby o tym zapomnieć.
- Keiko… - Mruknął pod nosem, próbując wmówić sobie, że nienawidzi tej osoby, obwinić ją za wszystko, ale nie potrafił. Po prostu nie potrafił obwinić osoby, którą pokochał, głupią szczenięcą miłością.

***

Poruszyła się niespokojnie, zsuwając z siebie kołdrę. Za oknem słyszała śpiew ptaków sugerujący, że wciąż trwa dzień. Uśmiechnęła się pod nosem, podnosząc prawą rękę do sufitu. Młody chłopiec podbiegł do niej, przytulając się do niej.
- Kei… - Mruknęła z czułością, obejmując go mocno.
- Mamusiu, zawołam panią Sakishi, żeby zrobiła ci obiad! - Powiedział wesoło, całując ją po twarzy.
- Dobrze, zawiadom ją, że się obudziłam. - Poczochrała go po głowie, nie przestając się uśmiechać.
Chłopiec wybiegł na zewnątrz kierując się do najbliższego domu, miał może z siedem lat, ale wciąż bał się przebywać w kuchni bez nadzoru dorosłego. Dlatego, gdy kobieta się budziła, biegł do sąsiadki, żeby pomogła mu w takich sprawach. 
Starsza kobieta spojrzała się z uśmiechem na czarną czuprynę zbliżającą się do niej. Gdy chłopiec przystanął przed nią, obserwując ją żywymi zielonymi oczami, poczuła się szczęśliwa. Kei był dla niej jak wnuk, znała go wreszcie od niemowlaka, więc starała się mu zapewnić normalne dzieciństwo, mimo że chłopiec wydawał się znosić dużo większe trudy niż jego matka.
Ruszyli oboje w stronę skromnego domku, gdy chłopiec zatrzymał się nagle wskazując na wzgórze  przed nimi, z którego wynurzył się samotny wędrowiec. Na twarzy chłopca pojawił się szeroki uśmiech, a nogi same zaczęły biec w jego stronę. Kobieta tylko obserwowała go z czułością, ciesząc się, że wreszcie się pojawił. Minął prawie rok od jego ostatniej wizyty i cała wioska zaczęła dumać, czy nie porzucił swojej rodziny.
- Tatusiu!!!! - Krzyknął wesoło, potykając się co chwilę o swoje nogi.
Mężczyzna przystanął kucając, wyciągnął ręce przed siebie. Czekał cierpliwie aż chłopiec rzuci się na niego, zawieszając się na jego szyi. Wypuścił ze świstem powietrze, gdy wreszcie mały ciężar wtulił się w niego, utrudniając mu przez chwilę oddychanie. Wstał, podrzucając chłopca lekko w górę, ten zaś śmiał się wesoło, bawiąc się jego długimi włosami.
- Dobrze, że jesteś! - Powiedział wesoło, wskazując na dom. - Mama tęskniła!
- Wiem. - Odparł spokojnie, idąc powoli do ich domu.

Rozdział 13


Siedziała na krześle, wpatrując się z wyczekiwaniem na Kyoshiego, który bawił się pionkiem z shogi. Cała jego drużyna znajdowała się w pomieszczeniu, by usłyszeć jego decyzję. Tylko Mayu wróciła do swojego pokoju. Nie chciała słyszeć, co zamierza jej brat. Za mocno go kochała, by zaakceptować takie ryzyko.
Kochała wioskę, od dzieciństwa uwielbiała jej mieszkańców i spokój, który ich otaczał. Z daleka od wielkich wojen i shinobich pogrążonych w nienawiści. Tutaj czas płynął wolniej i spokojniej. Nikomu nie zależało na kontaktach ze światem zewnętrznym. Gdy się jakiś przybysz pojawiał, witano go z uśmiechem i uprzejmością godną króla. Nie było bezcelowej wrogości. Taka była kiedyś, prawdopodobnie też nigdy nie wróci do tego.
-Szefie ruszajmy. – Jeden z nich wyłamał się z ciszy, przestępując z nogi na nogę.
Chłopak zwrócił się do niego, jednak nic nie powiedział na te słowa. Widać było, że podjęcie decyzji nie jest dla niego proste, a bynajmniej przyjemne. Sakura chciała mu powiedzieć, że nie musi nigdzie iść, może po prostu zostawić wszystko własnemu biegowi. Tylko, że to byłaby jej droga wyjścia. Nie podejmowanie wyzwań, ucieczka w cień i czekanie aż ktoś zrobi to za nią. Zawsze wymagała pomocy od Naruto i Sasuke. Tylko raz podczas egzaminu podjęła decyzję, by walczyć. A i tak jej determinacja była za słaba, by im pomóc.
-Kyoshi, musisz podjąć decyzję.- Powiedziała spokojnie wstając z miejsca.-Cokolwiek postanowisz, Twoja drużyna pójdzie za tobą.
Wyszła z sali, kierując się do kuchni. Musiała zająć czymś umysł, by nie wracać do czasów, gdy była częścią drużyny siódmej. Nieważne jak długo będzie się obwiniać za bycie słabą, niczego to nie zmieni. Wszystko potoczyło się zupełnie innym torem.
Kyoshi westchnął ciężko odstawiając pionek na planszę. Czuł, że w ich oczach znajduje się zapał i pragnienie walki. Byli zdeterminowani, by wyzwolić swój dom z chaosu. Nie mógł im tego tak po prostu zabronić, bo bał się tego, co może go spotkać. Jedyną rzeczą, która go powstrzymała przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji to troska o swoją siostrę. Nawet jeśli mu tego nie powiedziała, to był przekonany, że była przeciwna uczestnictwu w wojnie. Ona już pogodziła się ze stratą domu.
-Dajcie mi trochę czasu sam na sam. Wasza obecność wcale mi nie pomaga.
Usłyszał pomruk niezadowolenia i pytania o sens dłuższego myślenia, skoro ich domy zapadają w ruinę. Zignorował ich zachowanie siadając przy pianinie. Dotknął palcami klawiszy, próbując sobie przypomnieć kiedy ostatni raz na nim grał.
Usłyszał kroki za sobą, niepewny wstał od instrumentu zastanawiając się po co wróciła. Obecność Sakury dodawała mu otuchy, nie musiał już tak martwić się o Mayu, jednak w tej chwili nie chciał jej mieszać w sprawy jego grupy i wioski. Zdawał sobie sprawy jak mocno przywiązał się do młodej kunoichi.
-Coś się stało, Sakura?- Spytał się z lekką irytacją, nie mogąc znaleźć sobie miejsca.
-Nie uciekaj. Nie popełniaj mojego błędu.- Podeszła do niego, chwytając go za rękę.
-Twojego błędu?
-Nigdy nie byłam uczciwa względem siebie i ludzi wokół mnie. Zawsze uciekałam od problemów, zamiast stawiać im czoła. Tak było wygodniej, liczyć na innych, ale to do niczego nie prowadzi. Oni…- Zawahała się na moment, przykładając dłonie do jego policzków.- My jesteśmy z tobą, pomożemy ci, jeśli nam pozwolisz. Nie jesteś sam. Nie próbuj dźwigać problemów sam, nie uciekaj od nas.
Zastanawiał się, co mogła mieć na myśli, jej głos był przepełniony bólem. Rozumiał, że mówi z własnego doświadczenia, że ktoś jej bliski zamknął przed wszystkimi serce, nie pozwalając nikomu się zbliżyć do niego, a w ostateczności zostawił ją za sobą. Niepewnie podniósł ręce, muskając opuszkami palców jej twarz. Dałby wszystko, by móc ją zobaczyć.
-Nie ucieknę. Obiecuję.
Powiedział cicho nachylając się w jej stronę. Nie wiedział dokładnie co robi, coś go pchało do niej, a ona z delikatnym rumieńcem na twarzy stanęła na palcach, przykładając swoje usta do jego, złączając je w nieśmiałym pocałunku.

-Już czas zapomnieć o Sasuke.- Pomyślała zdeterminowana, zarzucając mu ręce za szyję, by pogłębić pocałunek.

***

Itachi stał przy kuchence próbując nie spalić obiadu. Kei siedział na krześle za nim machając energicznie nogami. Z jego twarzy nie znikał uśmiech, który pokazywał wszystkich wokół jak bardzo był szczęśliwy z powrotu ojca. Wiedział, że jego rodzice nie mogą żyć jak inni. Mimo wewnętrznej chęci posiadania normalnej rodziny, postanowił nie być egoistyczny i pozwolić rodzicom decydować o tym, co dla niego będzie najlepsze. Kochał swoją mamę, nawet jeśli nie mogła już wychodzić z łóżka jak kiedyś i była zdana na jego osobę. Lubił wręcz czuć się dorosłym, potrzebnym komuś. Żałował tylko, że nie mogła go zobaczyć. Chciał, żeby go widziała, ale sam jej dotyk go koił i wiedział, że bardzo go kocha. Nie musi wiedzieć jak wygląda, by być pewną, że jest wspaniałym dzieckiem.
 Swojego tatę również kochał. Widział w nim bohatera, który zmaga się z ciężarem przekraczającym wagę jego ramion. Dlatego starał się mu nie marudzić na samotność czy ogarniającą go czasem bezradność. Każdego roku, w tym dniu, kiedy wracał do nich, było to dla niego największe święto. Mógł mieć ojca przez cały tydzień, zanim ponownie wyruszy na misje.
-Mam nadzieję, że nie masz ochoty na coś ekskluzywnego. –Brunet odwrócił się do niego z nieśmiałym uśmiechem.
Chłopiec zaśmiał się wesoło, odchylając się do tyłu.- Tata, jesteś najlepszy we wszystkim, ale jednak  kuchnia to nie jest twoje terytorium. Mogłeś pozwolić pani Sakishi ugotować nam śniadanie.
-Oj… Po co, skoro ja jestem w domu?- Naburmuszony nałożył na talerze wydzielone porcje.
-To naprawdę nie jest ekskluzywne.- Kei zaśmiał się pod nosem, chwytając za pałeczki.- Smacznego!
Itachi uśmiechnął się szerzej na widok pałaszującego syna. Chwycił za dwa talerze i udał się do pokoju, w którym leżała kobieta. Usiadł przy niej, spoglądając na nią ze smutkiem. Każdego roku jej stan się pogarszał powodując u niego coraz większe poczucie winy.
-Keiko…- Szepnął, chwytając ją za rękę.
-Itachi… Wróciłeś…- Odpowiedziała ledwo słyszalnie, uśmiechając się.
-Przyniosłem śniadanie.
-Udało ci się nie spalić?
-Um, tym razem mi się udało. – Pomógł jej usiąść, obserwując jej wiotkie ciało z niepokojem.
-Cieszę się. Kei musi być szczęśliwy.
-Jak zawsze. Dla niego nasza obecność to już największe szczęście. Dobrze go wychowałaś.
Kobieta uśmiechnęła się łagodnie, chwytając za pałeczki. Jadła powoli ciesząc się z nowego towarzystwa.
Keiko była egoistyczna w dziękowaniu losowi za ślepotę. Nie musiała spoglądać na udręczoną twarz mężczyzny, którego kochała całym sercem. Chciała go pamiętać jako ułożonego młodzieńca, który dostawał ślinotoku za każdym razem gdy widział coś słodkiego, który kochał wioskę, w której mieszkał i swoją rodzinę, a który z konieczności musiał wybrać, co mocniej kocha.
-Przepraszam…- Powiedziała raptownie, odkładając pusty talerz obok.
-Za co?
-Za to, że nie mogę ci pomóc w dźwiganiu tego ciężaru.
Zakasłała, tracąc równowagę. Złapał ją w ostatniej chwili, kładąc na futonie. Czuła na swoich policzkach ciepłe krople wody. Jego łzy. Podniosła drżącą dłoń do jego twarzy, chcąc zetrzeć jego smutek z niej.
-Nie przepraszaj. Jesteś moją siłą.

***

Spojrzała na Mayu, która z naburmuszoną miną stała przed ich domem. Odkąd tylko została podjęta decyzja o ruszeniu do wioski, próbowała wszystkim okazać swoją niechęć. Ze skutkiem takim, że Kyoshi był już bliski zmiany zdania.
Sakura podeszła do niej  kładąc jej rękę na ramieniu, Uśmiechnęła się pokrzepiająco, zastanawiając się, co właściwie powinna powiedzieć dziewczynie, by uspokoić jej serce. Rozumiała jej uczucia, jej strach o brata, ale nie mogła pozwolić, by Kyoshi zrezygnował z danego celu. Mayu odwróciła od niej twarz, uświadamiając jej, że widzi w niej największego wroga.
-Mayu… Postaraj się w nas trochę uwierzyć. Wiem, że się boisz o swojego brata i o wszystkich, ale jesteśmy silni. Uwierz, wrócimy do ciebie.
-A co jeśli nie wrócicie?!- Krzyknęła poirytowana, strzepując z  siebie jej rękę.
-Myślałam, że się już z tym pogodziłaś.- Odparła oschle, odwracając się od niej.- To twoja decyzja, czy nas wspierasz czy nie. Możesz nie myśleć o wiosce jako o swoim domu, ale to nie znaczy, że możesz skazać jej mieszkańców na śmierć. Oni też zasługują, by żyć w spokoju.
-Ty nie rozumiesz!
Krzyczała coś za nimi, jednak nikt jej nie słuchał będąc w drodze do wioski. Sprawa rozpieszczonej dziewczyny zeszła na dalszy plan. Teraz liczyło się wyłącznie wyzwolenie wioski z chaosu wojny. Kyoshi zrównał krok z Sakurą, czując wewnętrzny niepokój. Przeczucie mu mówiło, że to się nie może dobrze skończyć, ale chciał wierzyć w słowa Sakury, że wrócą. Wszystko w ostateczności skończy się dobrze.
-Sakura.. Skąd u ciebie taka determinacja?
-Jak to skąd? To wy mnie jej nauczyliście. By nie być słabszą niż się jest.
Uśmiechnął się pod nosem, nie mówiąc nic więcej. Cieszył się, że dał jej nowy dom, nowe cele w życiu, że jej głos przestał brzmieć tak rozpaczliwie.
-Kyoshi?
-Hm?
-Wiesz… Kocham cię.
Czuła jak rumieniec pokrywa jej policzki. Nie kłamała. Naprawdę kochała go, zajął miejsce w jej sercu. Może nie wyrzucił z niego Sasuke, ale pozwolił jej odżyć, uwierzyć w siebie i życie. Była mu wdzięczna. I mimo bólu za nieodwzajemnioną miłością w klatce piersiowej, potrafiła się śmiać. Nie wiedziała czy robi słusznie, ale nie chciała żałować tego co robi. Wreszcie znalazła upragniony spokój i szczęście.
-Też się kocham, Sakura. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że trafiłaś do nas.- Powiedział łamiącym się głosem.
Była pewna, że zbiera mu się na płacz, tym razem z radości. Tak jak i on, czuła się usatysfakcjonowana obrotem zdarzeń, a przede wszystkim wizją przyszłości jaka ich czeka, gdy wrócą z wojny.
-Nie mogłem prosić o większe szczęście.- Mruknął pod nosem, przyśpieszając.
Spoglądała za nim, próbując opanować bijące dziko serce. Była szczęśliwa, ale uśmiech zanikał jej z każdą chwilą gdy w zasięgu jej wzroku wyłaniały się kolejne smugi dymu. Zbliżali się do celu, a z każdym krokiem sytuacja zdawała się patowa.

***

Blondynka westchnęła po raz kolejny, czytając wiadomość. Nie spodziewała się tego. Gdy puściła ją w świat liczyła, że wróci.
Odzyska harmonię ducha i odnajdzie odpowiedź na pytania, które sobie zadawała. Wiedziała, że dziewczynę dręczyły wyrzuty sumienia i niepewności. Na treningach radziła sobie dobrze, jeśli nie miała za dużo czasu do myślenia. Jej umysł ją zdradzał.
Jednak Sakura Haruno, jako jedna z nielicznych, nie poddała się i trenowała pod jej okiem, nie zważając na ryzyko jakie to niosło. Zapowiadała się na geniusza, ba! Sądziła, że będzie w stanie nawet ją przewyższyć.
-Głupota. Jak to nie żyje?!- Warknęła popijając sake.
-Tsunade-sama?- Shizne spojrzała na nią z niepokojem. Drżała pod wpływem tonu jaki wydobywał się z ust jej mentorki.
-Ciotka Sakury wysłała mi wiadomość, że Sakura zaginęła i prawdopodobnie nie żyje.
-To straszne…
-Musimy ją odnaleźć. – Powiedziała twardo wstając z miejsca.- Idę do Kakashiego. Nieważne czy leży martwy czy nie. Ma ją odnaleźć.
-Ale Tsunade-sama!- Brunetka wybiegła za nią, w efekcie potykając się o własne nogi.

***

-Czy nie mówiłem ci, że masz zostać przy Yuki?- Yamato zatrzymał się na pobliskim drzewem, taksując blondyna nieprzychylnym wzrokiem.
-Powiedziała, że da sobie radę sama! Chcę iść i pomóc! Sasuke i Sai są częściami mojej drużyny i chcę ich z powrotem w wiosce.
-Orochimaru chce cię zabić, a ty tak po prostu do niego idziesz?!
-A co mam robić?! Siedzieć i wyczekiwać, aż wrogowie wybiją każdego wokół mnie?! To mój demon i mój problem, i mam jak największe prawo decydować, co chcę z nim zrobić. Nawet jeśli to oznacz śmierć!- Wydarł się wściekły, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-Jesteś nieodpowiedzialny!
-Jestem tylko geninem! Nie wymagaj od idioty odpowiedzialności! Chcę walczyć.
Yamato westchnął ciężko. Widział determinację w oczach chłopaka i wiedział, że z nim nie wygra. Nie było takiej możliwości. Został wreszcie ostrzeżony przed upartym blondynem.
-Zgoda. Ale masz się mnie słuchać.
-Tak jest!

***

Siedział w swoim pokoju, spoglądając ze znudzeniem na drzwi. Miał ochotę potrenować, wyładować cały stres, ale wyjście oznaczało spotkanie tego nowego. Nie ufał mu. Budził w nim gęsią skórkę. Wszystko w nim było sztuczne i odrażające.
Kto normalny się tak uśmiecha?

„Mógłby grać rolę miejskiego postrachu. Pupil Danzou czy kogo tam. Jak Naruto z nim wytrzymywał? Pewnie nie wytrzymywał. Znając jego wpadł w furię na sam jego widok. Debil. Miał zostać hokage, ale jak będzie tak mieszał się w życie innych osób, to nie prędko nim zostanie. Keiko… Czemu ostatnio o niej myślałem? Chyba zginęła tamtej nocy? Nigdy już jej nie widziałem. A może on ją zabrał ze sobą? Głupie. Tak samo głupie, jak to, że muszę tu siedzieć jak debil. Co ten Sai kombinuje? Danzou miałby tak po prostu z nami współpracować? Przecież Orochimaru chce zniszczyć wioskę. Bez sensu.”

Położył się na łóżko, odwracając się plecami do drzwi.

Rozdział 14


Spoglądała na chmurę dymu z niepokojem. Ile godzin minęło odkąd go po raz ostatni widziała? Została wyznaczona do ewakuacji mieszkańców wioski i pomocy rannym. Nie protestowała, wiedziała, że to zadanie jest najodpowiedniejsze dla niej, ale nie uczestniczenie w wydarzeniach budziło w niej wyłącznie niepokój, którego nie potrafiła usunąć.
Nie znosiła być w cieniu, bycia słabą. Ale co mogła zrobić w takiej sytuacji?
-Czy jest dla nas jeszcze przyszłość?- Starsza kobieta, stanęła przy niej zrozpaczona.
-Zawsze jest jakaś przyszłość, tylko musimy zdecydować, jaka ona będzie. – Odparła spokojnie zaciskając dłonie.
Nie kłamała. Naprawdę wierzyła w swoje słowa, mieszkając z tymi ludźmi nauczyła się ich. Zrozumiała ich sens. Nieważne co nas spotka teraz, zawsze będzie jutro, jeśli tylko nie poddamy się.
Zupełnie jak Naruto. Cała wioska z niego kpiła, nikt nie widział w nim niczego dobrego. Za każdym razem musiał rywalizować z Sasuke, który pokazywał mu ten sam wzrok kogoś lepszego. Nic dziwnego, że był wiecznie naburmuszony. Tak naprawdę nie miał nikogo. Może tylko Hinata od zawsze go obserwowała. Zawsze mu kibicowała, ale jest zbyt nieśmiała, by mu o tym powiedzieć. Widocznie to jest jej sposób, by okazać swoją miłość. Nie narzucać się i samej stawać się coraz silniejszą. Przynajmniej się nie narzucała mu jak głupia i nie próbowała robić z siebie osoby, którą nie jest.”

Wioską wstrząsnął huk i kolejne budynki runęły tworząc nową falę dymu. Osłoniła oczy, nie chcąc cofnąć się ani o krok. Musiała znaleźć sposób, by dostać się w głąb i pomóc Kyoshiemu. Nie może go stracić, nie tylko dla siebie, ale także dla Mayu. Nie jest już shinobi wioski Liścia, nie trzymają ją żadne przyrzeczenia, ani zasady. Wreszcie może kierować się sercem. Już nigdy nie pozwoli odejść osobie, która stała się dla niej ważna. To właśnie była jej droga ninja.
Zagryzła dolną wargę próbując dopatrzeć się czegokolwiek, ale tuman kurzu zasłaniał jej wszystkie dalsze uliczki. Dopiero po kilku minutach zdała sobie sprawę, że może przywołać kota i poprosić go o przeszukanie. Nie była taka bezradna jak kiedyś.
-Idź i odnajdź Kyoshiego!- Krzyknęła podenerwowana do zwykłego czarnego dachowca, który wpatrywał się w nią zaciekawionymi zielonymi oczami.
Nic nie powiedział, tylko pognał do najbliższej alejki. Ona zaś usiadła na pobliskim kamieniu i czekała na jakiekolwiek wieści. Miała nadzieję, że historia Mayu nie jest tak przerysowana i naprawdę nie ma czego się bać. Kyoshi nie chciał zabijać, miał miękkie serce pozbawione nienawiści, ale czy ludzie w wiosce to zrozumieją? Ci, co przychodzili go prosić o pomoc, wprost mówili, że ma zabić jedną z frakcji.
Problemem było to, że każda z nich miała swoje racje i gdyby mieli choć trochę woli do współpracy, może udałoby im się jakoś porozumieć. I to właśnie próbował zrobić. Bawił się w negocjatora ryzykując swoim życiem.
Jego drużyna prawdopodobnie stanie w jego obronie, a przynajmniej mogła mieć taką nadzieję. Spełnił ich prośbę i ruszył na front, byli mu coś winni za miesiące spokojnego życia.
-Czemu on tu wrócił?- Kobieta podeszła do niej podając jej mandarynkę.
Sakura spojrzała na nią zdumiona. Nie widziała po drodze żadnego drzewa mandarynkowego, a uciekający ludzie nie mieli w ogóle pożywienia ze sobą.- O co pani chodzi?- Chwyciła za owoc obierając go powoli.
-Po tym jak został wygnany z wioski i oślepiony, jeszcze o nią walczy? Głupota!
-Oślepiony?- Wykrztusiła z trudem, zwracając wzrok na dym.
-Jego siostra wybiła ich rodzinę i sąsiadów. Ma niestabilną osobowość, ale to jej brat wziął na siebie winę. Ta mała wiedźma pewnie nawet tego nie pamięta. On po prostu dorobił do tego historię o ich kekke genkai.
-Nie mają go?
-Nie. Są zwyczajnymi ludźmi jak my.
W tym momencie cały nowy świat Sakury runął.

***

Definitywnie nie rozumiał Sai’a. Dlaczego posunął się tak daleko? Bo Danzou mu kazał? Bo sam wydaje się być pozbawiony uśmiechu? Wszystko w nim było tak sztuczne, że go bolało. Denerwowała go sama obecność chłopaka. A teraz go wyciągnęli z kryjówki Orochimaru, by usłyszeć o jego prawdziwej misji.
Miał zabić Sasuke? To był jego rozkaz? Przecież Tsunade zawiesiła działania dotyczące bruneta, więc dlaczego? To on ma go sprowadzić do wioski, nawet gdyby miał go pozbawić nóg i rąk. Gdyby sam stracił większość ciała. To była jego obietnica!
Tylko, że Sakury nie ma już w wiosce. Ona ruszyła naprzód. Zapominając o ciężarze jakim była drużyna siódma. 
Miał ochotę krzyczeć i kogoś pobić. Wszystko szło nie tak jak trzeba.
I naprawdę w chwili, gdy pojawił się Kabuto, myślał, że to koniec. No bo co by miało ich uratować? Nie spodziewał się, że Sai zmieni nagle strony. Ze śmiechu wartym argumentem. Chciał przekonać się jak silna jest więź między nim a Sasuke. Problem był taki, że sam Naruto nie wiedział, czy ta więź nadal istnieje dla bruneta.
Nie miał jednak wyjścia i ruszył do siedziby wroga, by odzyskać przyjaciela. Jakimś cudem udało mu się zbliżyć do Sai’a i, co lepsze, zobaczyć u niego prawdziwy uśmiech, nie taki, co ciarki na ciele powodował. Wreszcie zobaczył w nim coś prawdziwego. Może więc nie jest tak źle? Może mają szansę zostać przyjaciółmi?
Coś jednak poszło nie tak i usłyszał wybuch. Biegł ile sił w nogach do źródła. Nie wiedział, co oczekiwał zobaczyć, ale na pewno nie Sai’a i kapitana wpatrujących się w jakiś punkt. No i gdy wreszcie się wyłonił z tunelu, zobaczył go.
I prawie parsknął śmiechem widząc jego strój. Jego roznegliżowanie przypominało mu strój Sai’a, oni naprawdę byli do siebie podobni. Sytuacja jednak nie była wesoła. Nawet jego zmroziła ciężka atmosfera. Jak miał przemówić do sensu przyjacielowi?
-Sasuke!- Krzyknął zdesperowany, nie spuszczając go z oczu.
-Naruto.- Brunet odpowiedział chłodno, niewzruszony całą sceną.
-I tyle? To wszystko, co chcesz mi powiedzieć?!
Sasuke przekrzywił głowę, jakby zastanawiając się, o co mu tak naprawdę chodzi. Zwrócił wzrok na Sai’a i nowego kapitana z pytającym wzrokiem. Nie wiedział, co się dzieje. Nawet nie miał ochoty się dowiadywać. Tylko ich obecność komplikowała mu plany.
-Hm? Oczekujesz czegoś ode mnie, Naruto? Może przedstawisz mi swoją drużynę? A może nie ma to sensu, skoro wszyscy cię zostawiają? Nic się nie zmieniło od akademii, co?
Zazgrzytał zębami, zdając sobie sprawę, że brunet wie o Sakurze, o Kakashim, choć tego akurat nie mógł być pewien. Tylko, że jego głos nie zostawiał złudzeń. Nie zamierzał się rzucić ze szczęścia na niego i wrócić dobrowolnie do wioski.
-To jest Sai i kapitan Yamato. Są tylko chwilowo w drużynie siódmej.
-No, a co z twoimi planami zostania hokage? Jakoś nie widzę efektów.
-Żryj żwir, debilu. – Warknął poirytowany, wyciągając kunai.- Po dobroci czy nie, idziesz ze mną do wioski.
-No jeszcze zatańcz taniec pomarańczy i będę mógł iść w swoją stronę.
-Kpisz sobie ze mnie?
-Ja? Spójrz na siebie. Jesteś chodzącą kpiną. – Wzruszył ramionami, odwracając się od niego.- Spadam. Może się jeszcze kiedyś zobaczymy.
-Sasuke!- Wydarł się chcąc udać się w jego stronę, gdy zobaczył Orochimaru z Kabuto.
Zatrzymał się klnąc pod nosem z bezsilności. Nawet nie zdołał nic zrobić. Został kompletnie zignorowany przez przyjaciela.
Wydarł się wściekły, kopiąc pobliski kamień. Nie tak wyobrażał sobie ich ponowne spotkanie.

„Nie byłem nawet warty walki z nim?! NIC?! Jak ja go nienawidzę!!”

***

Co miała teraz zrobić? CO MIAŁA ZROBIĆ?!
Płakała trzymając w rękach jego ciało. Zakrwawione i słabe. Tak naprawdę nigdy nie było mocne, to była tylko maska, by uchronić siostrę. Kochał ją tak mocno, że wolał żyć w kłamstwie, niż dać jej ponieść odpowiedzialność za jej czyny, za jej chorobę.
Wioska była bezpieczna, nareszcie udało się uspokoić walki, ale jakim kosztem? Nieważne jak długo ćwiczyła, jak bardzo się starała, nie umiała wskrzesić martwego. Mogła się jedynie pogodzić ze śmiercią. Znowu.
Zazgrzytała zębami, czując pustkę w sercu. Dlaczego to musiało się stać wtedy, kiedy znalazła nowe życie? Nową nadzieję? Nie było jej dane zaznać szczęścia? I kogo miała spytać o powód tego wszystkiego?
Boga? A gdzie on jest?! Gdzie jest jego sprawiedliwość? Do jakiego boga ma się modlić? Do którego wołać, by zostać wysłuchaną?
Może do śmierci? Do siły, która wygrywa z życiem. Okrutna prawda przewyższa piękne kłamstwo życia. Może więc ona by potrafiła odpowiedzieć? I co jej powie? Że jej całe życie było błędem? W momencie, kiedy zobaczyła Sasuke i się w nim zakochała? Przecież już to wiedziała i chciała puścić te liny!
Nie wiedziała na kogo jest bardziej zła. Na swoją bezsilność, czy na ignorancję jego towarzyszy, którzy robili swoje, jakby nic się nie stało. Tak naprawdę od zawsze był sam, dopóki ona się nie pojawiła w jego życiu. Wtedy, tak jak i ona, poczuł, że nie wszystko stracone, że jest szansa także dla niego.
Tylko, że ona kazała mu pomóc mieszkańcom wioski. Chciała, by został bohaterem. By był kimś. Nie przewidziała, że umrze, że to wszystko będzie kłamstwem. Gdyby znała prawdę, czy by mu to powiedziała? Czy by go powstrzymała przed pewną śmiercią?
To była jej wina, bo on chciał jej o czymś powiedzieć. Zaraz po ich pocałunku chciał coś wyznać, ale ona mu przerwała. Sądziła, że cokolwiek to jest, może poczekać, aż wrócą z tej wojny.
Pytanie jednak brzmiało, czy chce wrócić tam? Do Mayu? Czy była gotowa spojrzeć na osobę, która spowodowała te wszystkie nieszczęścia? Nie. Nie była gotowa. Była pewna, że powiedziałaby coś niewłaściwego, skrzywdziłaby dziewczynę jeszcze mocniej. Musiała uciekać. Nie wiedziała gdzie, ale tutaj nie było dla niej miejsca.
Pocałowała go po raz ostatni i wstała ostrożnie. Nie chciała, by ktoś zwrócił na nią jakąś uwagę. Musiała się wymknąć niezauważona. Ruszyła powolnym krokiem do wyjścia z wioski. I tak jak się spodziewała, nikt nie zwracał na nią najmniejszej uwagi. Była tylko kolejną dziewczyną przemierzającą ruiny dawnego domu.
-Muszę uciekać. Jak najdalej od tego wszystkiego. Od śmierci. Mam już dość.- Mruczała pod nosem, nieświadomie przyśpieszając kroku.
I nawet wtedy, gdy biegła szturchając mijane osoby, to nikt za nią nie spoglądał.
A ona nadal uciekała. Jak zwykle decydowała się na najprostsze rozwiązanie.

***

„ Człowiek sobie śpi, a raczej próbuje spać i zostaje zaatakowany przez to coś. Później, jak gdyby nic, pojawia się Naruto ze swoją typową tępotą. Nie mógł poczekać jeszcze pół roku? Nie. Musi za mną biegać jak pies, darować sobie tej przyjaźni nie może. Zająłby się Sakurą, ona mimo wszystko jest słabsza od nas. Pewnie znowu wplątała się w kłopoty, jeśli naprawdę udała się do tamtej wioski. Ta kobieta ma tendencje do tego, nigdy nie umie wyczuć odpowiedniego momentu. Ale czy Naruto się tym przejmuje? Nie. Dla niego ważne jest to, by mnie sprowadzić. No co za debil. Jest jakimś gejem, czy jak? To już przekracza nazwę przyjaźni. Jak taki ważny dla niego jestem, to powinien we mnie wierzyć i zostawić mnie w spokoju. Nie. To nie przejdzie przy Naruto. Za głupi na to.”

Był wściekły. Nie planował tego wszystkiego, a w najmniejszym stopniu zmianę bazy. Miał już wszystko z góry ustalone, wiedział jak postąpić, a teraz wszystko musiał zacząć od nowa. Jedynym plusem było to, że udało mu się uniknąć starcia z Naruto. Prawdopodobnie by go nie zabił. Wreszcie jest jego pierwszym przyjacielem. Ale nie wiedział, co by przyszło do głowy Orochimaru, nie potrafił przejrzeć do końca jego planów. Mógł jedynie domniemywać, że skoro blondyn nadal żyje, to wężowy ma względem niego jakieś plany.
-Uchiha-san?- Jeden z shinobi podległych Orochimaru uklęknął przy nim, schylając nisko głowę.
-Czego się dowiedziałeś?
-Itachi był po raz ostatni widziany w kraju śniegu.
-W kraju śniegu?- Zaskoczony, spojrzał na niego szukając jakichś oznak żartu.
-Nic więcej nie wiemy…
Westchnął z rezygnacją odsyłając go od siebie. Jego brat był zbyt dobry w ukrywaniu się. Tylko, że czas się kończył i należało zrobić swój ruch, zanim inne trybiki zaczną działać. Kwestię Naruto musiał odłożyć na później. Dużo później.
Ruszył przed siebie ciemnym holem, nasłuchując każdego najmniejszego dźwięku. Jak zwykle nic nie było słychać, poza charczeniem Orochimaru, który przez ból ledwo oddychał.  Musiał pogratulować trzeciemu hokage załatwienia tak swojego ucznia.
Wyciągnął miecz z pochwy i otworzył drzwi. Brunet spojrzał się na niego z irytacją. Wiedział, po co do niego przyszedł. Dlatego w jego oczach płonęła determinacja, nie miał zamiaru skończyć jedynie jako zabawka. Nadal łudził się, że uda mu się przejąć ciało Sasuke.
-Już nic więcej mnie nie nauczysz.- Sasuke powiedział chłodno, celując w niego końcem miecza.- To twój koniec.
-Zapominasz kim jestem, Sasuke. Nie myśl, że skoro moje ciało zwija się w konwulsjach bólu, nie poradzę sobie z tobą!- Warknął wściekle, odsuwając od siebie kołdrę.
-Czyli jeszcze masz jakąś siłę, by walczyć. Zdumiewające.
Wolałby sobie tego oszczędzić, ta walka w ogóle nie była mu potrzebna. Wolałby zostawić go na pastwę pożerającego go bólu, ale znał go za dobrze, by się łudzić, że zostawi go w spokoju. Ten człowiek był zdeterminowany, by żyć wiecznie. Nie rozumiał sensu takiego postępowania. Śmierć była dla niego zawsze miłą odskocznią od gorzkiej prawdy.
Wzdrygnął się, gdy zobaczył jak się przeistoczył w wielkiego białego węża. Żołądek przewrócił się na drugą stronę wołając o pomstę do nieba. Jak mocno trzeba być chorym, by dać z siebie zrobić takie monstrum? Nawet nie chciał o tym rozmyślać.
Wytarł miecz z krwi i odwrócił się do drzwi, w których stał przerażony Kabuto. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw.
-Więc jak? Zapomnisz o moim istnieniu, czy ciebie też mam zabić?
Nie odpowiedział mu. Po prostu wpatrywał się w niego z zawiścią.
-Jak chcesz.- Wzruszył ramionami i wyminął go w drodze do wyjścia. To koniec.


Rozdział 15

Itachi siedział przed domem z kubkiem herbaty w dłoniach. Łzy spływały mu po policzkach, a usta mu drżały pod wpływem emocji. Powinien się opanować, ale nie potrafił. Jak miał powiedzieć własnemu dziecku, że jego matka umarła? Zostawiła go samego?
Nie miał pretensji do Keiko o to. Była słaba, sam się dziwił, że jeszcze walczyła. Odkąd tylko uciekli z Kraju Ognia, jej stan tylko się pogarszał. W sercu miał jednak dziecięcą wiarę, że wszystko się ułoży, że gdy zjawi się, któregoś dnia tutaj, to ona go powita z dawnym błyskiem w oku i zadziornym uśmiechem. Znowu będzie jego Keiko, która jak nikt inny, potrafiła go zrozumieć i wierzyła w niego do końca. Nigdy mu nie powiedziała przecież, że ma odpuścić sobie Akatsuki, zemstę na Madarze, czy czekanie aż Sasuke będzie na tyle silny, by z nim walczyć. Dała mu wolność. Nie. Dała mu syna. To małe szczęście, do którego wracał za każdym razem. To myśl o jego rodzinie wyciągała go z ciemności, dzięki temu nie ześwirował. Jak jeszcze długo będzie musiał trwać w tym mroku?
Tylko jak powiedzieć Kei’owi o tym? Będzie teraz sam. Nie mógł go zabrać ze sobą. Tak naprawdę sam nie wiedział, co zrobić w tej sytuacji.
-Tato?- Chłopiec wyszedł z domu, wycierając oczy wierzchem dłoni.
-Jestem, Kei.- Powiedział spokojnie, zaciskając palce na kubku.
-Bałem się, że już wróciłeś do pracy.- Usiadł obok niego, wpatrując się w krajobraz przed nimi.- Mama dzisiaj długo śpi. Jak się obudzi, to będzie szczęśliwa, że jeszcze jesteś.
Westchnął przeczesując ręką włosy. Chcąc nie chcąc, musiał mu to powiedzieć.
-Kei…
-Tak?- Spojrzał na niego zaciekawiony, uśmiech nie schodził mu z ust. Jak zwykle, gdy Itachi wracał do nich i był częścią ich życia.
-Chodzi o mamę… Bo widzisz, mama już się nie obudzi. Ona nie żyje, Kei. –Wiedział, że na ostatnim zdaniu jego głos się załamał, a z oczu popłynęły nowe łzy.
Kei nic nie powiedział. Przytulił się jedynie do niego i zaczął płakać. Łkał spazmatycznie, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszał. Keiko zawsze przy nim była, odkąd pamiętał, była przy nim i mówiła mu o tym kim jest, o jego sile, o tym by się nigdy nie bał, że zawsze, gdy będzie ją potrzebował, ona będzie przy nim. Jak ma to zamiar spełnić, skoro już jej nie ma na tym świecie?
Chciał krzyczeć, że jest kłamczuchą, że to nie może być prawda, bo ona się nawet nie pożegnała, a to przecież nieładnie nie powiedzieć komuś „dowidzenia”. Tylko jaki był tego cel? Keiko, jego matka, nie żyje. Nie usłyszy jego oskarżeń, jego płaczu.
-Kei…- Itachi objął go delikatnie, jakby nie wiedząc jak tak naprawdę ma postępować z nim. Pamiętał uczucie, które miał, gdy zabijał swoich rodziców. Tylko, że on im odebrał życia, to on zdecydował, kiedy się zakończą. Miał czas, by się na to przygotować. Kei tego nie miał. Nie zdążył przygotować się na jej śmierć. Nawet, jeśli czuł, że z mamą jest coraz gorzej, to zawsze się łudził, że jakoś to będzie.
-Posłuchaj mnie, Kei. To prawda, że twoja mama nie żyje, że jej dusza nie jest na tym świecie, ale to nie do końca tak. Ona żyje w twoim sercu, więc dopóki ją nosisz w sobie, dopóki o niej pamiętasz, ona będzie żyła w tobie. Rozumiesz?
Kiwnął twierdząco głową, bo nie ufał swojemu głosowi. Nie do końca rozumiał słowa ojca, słyszał je jakby przez mgłę. Jego umysł był pokryty bólem, który przysłaniał wszystko inne. Nie miał już po co udawać dorosłego, spychać swoje potrzeby na bok. Nie miał już dla kogo być silnym, w dodatku już zawsze będzie sam.
-Tato… Co teraz ze mną będzie?- Wychlipał wtulając się w niego.
Pytanie, którego się bał, zostało zadane. I nie miał pojęcia jak na nie odpowiedzieć. Bo co miał zrobić z dzieckiem? Gdyby Madara go zobaczył, wykorzystałby go przeciwko wiosce, albo i całemu światu.
-Nie wiem, Kei. Nie wiem.

***

Gdy wrócił do wioski, nikt nie miał do niego pretensji, nikt nie wypowiedział słów dezaprobaty. Zupełnie jakby mu współczuli. Hipokryci.
Może i jest idiotą, ale nie aż takim, by uwierzyć, że im zależy na sprowadzeniu Sasuke. Dla wszystkich innych mógł umrzeć i nic by ich to nie ruszyło. W ich oczach dawno przestał być jednym z nich. Przywykł do tego. Wreszcie to on zawsze się upierał nad najgłupszą sprawą, miał swoje racje, z których nie lubił rezygnować. Taki już był i już. Przynajmniej tak sobie wmawiał. Ale co innego miał robić? Zapomnieć? Jakby to było możliwe! Sasuke był jego przyjacielem. PRZYJACIELEM. A przyjaciół się ratuje, nawet od nich samych.
Czuł, że coś złego się stało. No bo Kakashiego nie było, gdy wrócił. Nie wierzył, że nagle wyzdrowiał. Tsunade nie chciała mu ulżyć w cierpieniach, a teraz dowiedział się, że jego sensei udał się na misję. Jaką? Żeby to wiedział, jak zwykle nic mu nie mówią.
No to co niby miał robić? Poszedł na ramen.
Może chociaż w ten sposób odzyska spokój i wiarę, że nie ma takich, których by nie pokonał.
Tylko, że ramen był dziwnie bez smaku. Jakoś cierpki, wręcz nieprzyjemny dla języka. A przecież wszyscy wokół niego wcinali go jakby to był przysmak bogów. Przymknął oczy, próbując dojść do powodu, dla którego jego miłość do ramenu się zakończyła. Nie udało mu się sprowadzić Sasuke. No dobrze, trochę go to zdołowało. No dobra, mocno go to ugodziło. Ale żeby tak od razu rezygnować z ramenu?
Musiał być chory. Nie było innego wyjaśnienia. No bo jak wyjaśnić to, co się z nim działo? Kiedyś by posądził, że się zakochał. No ale Sakury nie ma wiosce, zresztą ślepy nie był i wiedział kiedy spasować. Sakura była poza jego zasięgiem.
-Naruto-kun?- Brunetka odezwała się za nim, wyrywając go z myśli.
-O! Hinata!- Uśmiechnął się do niej, wskazując miejsce obok.- Dołączysz?
Widział jak się waha, spoglądała na boki upewniając się do czegoś, ale nie znalazła chyba żadnego powodu, by odmówić, bo usiadła obok, rumieniąc się delikatnie.
-Lubisz ramen?
-Lubię. Pewnie nie jak Naruto-kun…- Mamrotała speszona pod nosem, wykręcając palce dłoni.
-To może chcesz zjeść mój? Jakoś nie mam apetytu, a szkoda, by się zmarnował.
Otworzyła szeroko oczy, nie mogąc uwierzyć w jego słowa. Zanim jednak zdążył coś jeszcze dodać, przytaknęła przysuwając jego miskę do siebie. Złapała za pałeczki, które on jeszcze chwilę temu używał i zaczęła jeść. Musiała zająć swój umysł zanim zemdleje.
-Wyrosłaś, Hinata, no i dużo ładniej ci w długich włosach. Pewnie stałaś się też dużo silniejsza… Neji już ci nie dokucza?- Mówił spokojnie, choć wyczuła u niego nutkę melancholii. Był czymś przygnębiony.
Zarumieniła się na jego komplementy. Nie spodziewała się, że aż taką uwagę przykłada jej osobie. Przełknęła makaron siląc się na uśmiech. Jej serce biło z niewyobrażalną prędkością.  Może nie była jeszcze gotowa, by z nim rozmawiać?
-Nie. Już mi nie dokucza.- Odparła cicho, chwytając za makaron.- Nie jestem taka silna, na pewno nie silniejsza od Naruto-kun. Trenuję jak każdy, ale trochę się waham niekiedy. Chyba jeszcze nie jestem gotowa na bycie shinobi.
-Co ty mówisz? Przecież jesteś chuninem. Nie dają tego byle komu. Nawet jeśli tego sama nie widzisz, to jestem pewien, że rozwijasz się w dużo lepszym tempie niż ja. – Uśmiechnął się pokrzepiająco i właśnie wtedy usłyszał jak burczy mu w brzuchu.
Hinata spojrzała na niego zdumiona, ale po chwili parsknęła śmiechem, kierując pałeczki z makaronem w stronę jego ust. Chłopak nie myśląc za dużo, poczęstował się swoim ramenem z jej rąk.
Pierwszy raz od dawna poczuł się lekko.

***

Nie wiedziała gdzie idzie. Czuła się paskudnie nie wracając do Mayu, zostawiając ją w niepewności, nie była jednak w stanie powiedzieć jej prawdy. Co jeśli Mayu z szału postanowi ją zabić? Czy to grzech trzymać się swojego życia, nawet jeśli się za nim nie przepada?
Zatrzymała się dopiero w kraju śniegu. Zadrżała z zimna, ale miała chociaż pewność, że nie spotka nikogo znajomego. Musiała teraz tylko znaleźć nowy dom. Ludzie tutaj nie przywykli do shinobich, wręcz traktowali ich z jawną niechęcią. Nie dziwiła się temu, wiele z tych ninja zachowywało się niehonorowo, zabijało całe rodziny, chociaż nie musieli. W ich oczach byli skreśleni.
Nie miała jednak opaski, ani żadnej broni, która by sugerowała kim była. Dla innych była zwykłą dziewczyną. Nie chciała być niczym więcej, to jej wystarczyło.
Dotarła do nadmorskiej wioski, w której chłód był jeszcze bardziej odczuwalny przez wiatry znad morza. Najgorszy był jednak jej głód. Nie miała pieniędzy. Nie mogła też się nikomu przyznać, co potrafi, by nie zostać zabitą. Była w prawdziwych kłopotach. Jak mogła liczyć na dobroć kompletnie obcych ludzi?
Wtedy usłyszała krzyki i nawoływania. W jej stronę biegł młody chłopiec o czarnych włosach, trzymający bochenek chleba. Za nim biegli ludzie, którzy nazywali go złodziejem i grozili surową karą. 
Sama nie wiedziała, dlaczego to zrobiła. Może przez to, że ten chłopiec przypominał jej Sasuke? Nie mogła jednak tego tak zignorować, chwyciła go w pasie i uniosła. Chłopiec stęknął zaskoczony. Nie wiedząc, co się dzieje.
-Przepraszam!- Krzyknęła kłaniając się nisko. Wyrwała chleb z rąk chłopca i oddała go sprzedawcy.- Mój bratanek źle zrozumiał moje słowa, gdy mówiłam mu, że musimy zdobyć jedzenie. Nie mieliśmy nic w ustach od kilku dni i głód musiał mu pomieszać w głowie.
Ludzie spojrzeli po sobie zaskoczeni obrotem spraw. Mężczyzna westchnął oddając jej chleb. -Weź. Od jednego nie zbiednieję, ale pilnuj go, bo inni mogą nie być tacy łaskawi.
-Dziękuję!- Krzyknęła za nim, uśmiechając się z wdzięcznością.
Odstawiła chłopca na ziemię, złapała go za rękę i poprowadziła ku wyjściu z wioski. Musiała z nim porozmawiać, zanim wymierzy mu jakąś karę za zachowanie. Jej myśli przerwało burczenie w brzuchu, które dostatecznie zmusiło ją do zmiany planów. Musiała coś zjeść.  Usiadła na przewróconym konarze i przełamała bochenek na pół. Podała jedną część chłopcu, który jadł powoli.
-To czemu to zrobiłeś?
-Bo byłem głodny. Nie wiedziałem, że trzeba za to płacić.- Odpowiedział spokojnie, nawet na nią nie patrząc.
-Nie wiedziałeś, że trzeba płacić za jedzenie?
-Nie. Tam gdzie mieszkałem, nie płaciłem za jedzenie. Mówiłem, że jestem głodny i tyle. Przepraszam, przeze mnie musiałaś kłamać.
-Jesteś jakimś bogaczem?
-Co to znaczy bogacz?- Spojrzał na nią ze zmieszaniem. Chowając ćwiartkę chleba do swojego tobołka.
-No ktoś, kto ma wszystko na rozkaz… Nie musi o nic dbać…- Tłumaczyła pokrętnie, rumieniąc się delikatnie.
-Nie jestem bogaczem.
-To czemu nie wiesz co to znaczy płacić?
-Nasza sąsiadka miała ogródek z różnymi warzywami i owocami. Dawała mi i mojej mamie jedzenie i nigdy nie mówiła o płaceniu.
-Nie widziałeś, by twoja mama płaciła?
-Nie. Moja mama nie mogła wstać z łóżka od kilku lat, więc to ja chodziłem do sąsiadki. I nie płaciłem.
Była zdumiona. Nie spodziewała się, że spotka kogoś takiego. Chłopiec wydawał się sympatyczny, dosyć inteligentny i zaradny. Szybko wzbudzał przyjazne uczucia względem siebie, nawet ona miała trudność w gniewaniu się na niego, czy myśleć o nim w jakikolwiek negatywny sposób. Zagryzła dolną wargę, nie wiedząc, co ma zrobić, ale nie mogła go tak zostawić.
-A gdzie twoja mama?
-Nie żyje.- Odparł cicho, wpatrując się w niebo.
Spuściła wzrok, czując się głupio. Nie powinna zadawać tego pytania. Tylko, że nie wiedziała jak z nim ma rozmawiać.
-Skoro było ci tak dobrze w tej wiosce, to czemu jesteś tutaj?
-Chciałem znaleźć tatę… Co prawda mówił mi, że już raczej się nie zobaczymy, ale chciałem spróbować, tam byłem sam… Nie chcę być sam.
-Czym zajmuje się twój tata? Może ci pomogę go znaleźć?
-Nie wiem. Nigdy nie mówił o swojej pracy, poza tym, że jest niebezpieczna.
-No nie zbyt dobra wskazówka…- Mruknęła pod nosem, próbując za pomocą buta ułożyć coś ze śniegu.
-Nie przedstawiłem się. Mama mówiła, że należy się zawsze przedstawiać. Uchiha Kei.
Sakura otworzyła szeroko oczy, wpatrując się w niego z niedowierzeniem. Chciała się przesłyszeć, nie zrozumieć, co do niej powiedział, ale słyszała aż za dobrze. Stoi przed nią młody Uchiha. I to definitywnie nie syn Sasuke. Przełknęła z trudem ślinę, próbując opanować chaos w swojej głowie.
-Jesteś synem Uchihy Itachiego?- Wydukała z trudem, czując jak jej mięśnie powoli odmawiają posłuszeństwa.
-Tak!- Uśmiechnął się promiennie, klaszcząc.

„No to pięknie.”

***

Szedł przed siebie. Musiał zrealizować swoją zemstę. Znaleźć Itachiego i go zabić. Żył tym od tamtej tragedii, to był jedyny powód, który trzymał go przy życiu. Jedyny.
Czasem się zastanawiał, co jego brat robi? Czuje? Myśli? Czy żałuje tego, co zrobił? Tylko, że takie myślenie powodowało, że zaczynał zastanawiać się, czy Kakashi nie miał racji. Itachi był jego jedyną rodziną aktualnie, miałby go tak po prostu zabić? Może gdyby dowiedział się prawdy, zmieniłby zdanie?
Nie!
Zemsta jest wszystkim, co ma. Dla niej porzucił swoje szczęśliwe życie.
Gdyby został, definitywnie zakochałby się w Sakurze, droczył z Naruto i został najlepszym shinobi w wiosce. Udowodniłby im wszystkim na co stać Uchihę. Ale tego nie było, bo nie takie życie wybrał.
Jego życie to zemsta, dlatego nie ma sensu myśleć nad tym, co nieistotne.

„Sakura… Co robisz? Zgubiłem twój ślad. Dlaczego opuściłaś wioskę? Myślałem, że chcesz mnie do niej sprowadzić razem z Naruto, ale ty się odwróciłaś się do nas plecami. Już ci na nas nie zależy? No tak, całe to twoje gadanie o miłości było tylko jednym wielkim kłamstwem. Nie wiedziałaś, co to miłość.”

Zacisnął pięści, próbując opanować gniew. Sam nie wiedział, czemu go to tak bolało.

Rozdział 16


Może powinna przeklinać bogów? Albo kogokolwiek, kto zrobił z jej życia taki bajzel. Nie dość, że sama sobie sprawiała kłopoty przez wieczne niezdecydowanie i strach, to jeszcze  teraz ma w swojej opiece syna Itachiego.
Nie mogła go zaprowadzić do ojca. Do Akatsuki? Nie była szalona. Gdyby chłopiec się dowiedział prawdy o swoim ojcu, doznałby szoku i może oszalał jak reszta jego rodziny. Nie chciała tego. Kei wreszcie był naprawdę miły i nie sprawiał kłopotów. Nie zasłużył na taki los.
Nie wiedziała jak mu powiedzieć, że nie pomoże mu w znalezieniu taty. Nawet gdyby naprawdę chciała, było to niemożliwe. Była w martwym punkcie. Irytowało ją to.
Nie dlatego, że była głodna, bezradna i wystraszona nową sytuacją w życiu. To, dlaczego zgrzytała zębami, było jej serce. Przy Keiu przypomniała sobie o uczuciu, jakim darzy Sasuke. A przecież miała o nim zapomnieć. Szybko przywiązała się do chłopca. Obudził w niej instynkty, których wcześniej nie posiadała. Może to była jej szansa na nowe, lepsze życie?
Zapomnieć o życiu shinobi, o wojnach i tej ciągłej nienawiści. Zamieszkać w małej wiosce z nim i po prostu cieszyć się kolejnym dobrym dniem.
Kogo ona chce oszukać?! Ma dopiero 16 lat. Nie ma pojęcia o prawdziwym niezależnym życiu. Nigdy nie odpowiadała za kogoś, a przecież teraz nie stawiała na szali tylko swojego życia, ale także jego! Co jeśli nie uda jej się to spokojne rodzinne życie? To nie był jej syn. To był syn Itachiego i kobiety, którą kochał według Kei’a. Itachi chciał trzymać go z daleka od świata przemocy.
Tylko co tak naprawdę mogła zrobić?
-Sakura-san? Znalazłem w lesie te owoce… Nie wiem czy są zjadliwe…- Brunet podszedł do niej, trzymając w koszuli nazbierane owoce.
-Kei, nie musiałeś iść i szukać owoców, jeszcze mamy trochę jedzenia.- Uśmiechnęła się delikatnie, przyglądając się jego zbiorom.- Nie wyglądają na trujące. Myślę, że możemy je zjeść.
-Ale mam fart! Mama na pewno byłaby ze mnie dumna.
-Na pewno. Jesteś bardzo bystrym chłopcem.- Odparła spokojnie, kontynuując patroszenie ryb.
-Sakura-san? A kim ty jesteś?
-Hm? Co masz na myśli?- Podniosła na niego pytający wzrok.
-No bo ja jestem Kei i jestem dzieckiem. W moich żyłach płynie krew shinobi, ale poza kilkoma trikami to nie umiem walczyć i chyba nawet nie chcę. I zastanawiałem się kim dla siebie jesteśmy.
-Twoja mama też była shinobi?
-Kiedyś tak. Jak mnie jeszcze nie było.
-Rozumiem. A teraz wracając do twojego pytania, to jestem Sakura. Kiedyś byłam medycznym ninja, nie było dla mnie rany, której nie potrafiłabym uleczyć. Teraz zaś jestem zwykłą dziewczyną, która szuka domu. A kim dla ciebie jestem? No może starszą siostrą?
-Super! Zawsze chciałem mieć rodzeństwo!- Rozweselony przytulił się do niej, cmokając ją w policzek.
-Ja też chciałam mieć rodzeństwo. Będziemy od teraz podróżować razem, aż znajdziemy nasz dom.
-A znajdziemy tatę?
-Może uda nam się go znaleźć, ale nawet jeśli się nam to nie uda, to jestem pewna, że twój ojciec bardzo cię kocha i chce twojego szczęścia.
-Wiem. Powiedział mi na pożegnanie, że mam być szczęśliwy. Mam zamiar dotrzymać słowa! Dziękuję.
-Nie, Kei. To ja dziękuję, że mnie uratowałeś.- Uśmiechnęła się pod nosem, wbijając ryby na patyki.
Kei spojrzał na nią zdziwiony. Nie rozumiał jeszcze do końca świata dorosłych, ale cieszył się, że nie będzie już sam. Nawet jeśli nie znajdzie ojca, to jego serce nie zapełni się pustką, bo teraz ma przy sobie Sakurę. 

***

Stęknął, gdy promienie słoneczne nie dawały za wygraną i przy każdej zmianie pozycji nadal świeciło mu w twarz. To nie był jego dzień. 
Otworzył oczy, wpatrując się w przeciwległą ścianę. Jak zwykle powitała go cisza. Powoli miał już tego dość. Codziennie było tak samo, monotonia, która w nim zabijała wszelkie chęci.
Wygrzebał się z łóżka, chwytając po drodze pierwsze czyste ubranie jakie napotkał na drodze. Powinien zrobić pranie, bo już mu się powoli możliwości kończą, ale zawsze odkłada to na później. Może dzisiaj zrobić coś wbrew sobie?
Gdy wyszedł z łazienki, zastanawiał się przez dłuższą chwilę co powinien zjeść na śniadanie. Nie miał nic normalnego w domu, a raczej nic, co miałoby normalną datę ważności. Westchnął kierując się do drzwi. Nie miał innego wyboru jak właśnie iść i zrobić zakupy na dzień dobry.
Otworzył szeroko drzwi, prawie wpadając przy tym na brunetkę, która z jękiem cofnęła się o kilka kroków. Jej policzki natychmiastowo pokryły się czerwienią kontrastując z jej oczami. Uśmiechnął się przyjaźnie, czując znowu to lekkie uczucie na sercu.
-Cześć, Hinata!- Powiedział wesoło, mierzwiąc ją po głowie.
-Hej, Naruto-kun- Wydukała zawstydzona, bojąc się zrobić choćby krok. Nie spodziewała się od niego takiego gestu.
-Coś się stało, że przyszłaś do mnie?- Schował dłonie do kieszeni, idąc z nią w stronę pobliskiego sklepu.
-Tsunade-sama powiedziała, że dzisiaj wróci Kakashi-sensei i będziecie mogli rozpocząć jakiś trening. Miałam ci powiedzieć, żebyś był w gotowości.
-Ciekawe na jakiej misji był. Nikt mi nie chce nic powiedzieć. – Naburmuszony kopnął pobliski kamyk. Wiedział, że jego nauczyciel zrobi dokładnie to, co inni. Nic mu nie powie o Sakurze, czy o czymkolwiek innym. Wieczne sekrety.
-Pewnie udał się odnaleźć Sakurę. Słyszałam, że jej ciotka powiadomiła, że zaginęła.- Hinata odezwała się po chwili ciszy, wykręcając sobie palce. Nie była pewna, czy powinna o tym mówić.
-Sakura zaginęła?- Spojrzał na nią zaskoczony, zacisnął pięści w gniewie.
-Nie wiem czy to prawda. Tak słyszałam od Nejiego…
-To całkiem możliwe… Ona zawsze wpakowywała się w różne kłopoty. – Wzruszył ramionami, wchodząc do sklepu.- Pewnie dlatego chcą, żebym zaczął trening. Zająć moje myśli wszystkim, byle nie Sakurą.
-To nie prawda, Naruto-kun…- Jęknęła wpadając na niego.
-Hm? Co masz na myśli?
-Chodzi mi o to, że oni chcą, żebyś potrafił się obronić przed Akatsuki. Podobno nie tylko ci, co uprowadzili Gaarę się pokazują, ale także inni. Przecież Naruto-kun woli sam się bronić, niż zostać zamknięty w wiosce i patrzeć jak inni…
-Masz rację. Jestem zbyt nieufny. To pewnie chodzi o to całe Akatsuki. Chyba jakaś część mojej osobowości nie umie pogodzić się z decyzją Sakury.
-To naturalne, wreszcie byliście nakama. Gdyby Kiba czy Shino odeszli z wioski nic nie mówiąc, czułabym się tak samo.
Uśmiechnął się, spoglądając kątem oka na jej zmieszanie. Cieszył się, że spotkał ją z samego rana i mógł porozmawiać. Przynajmniej ona nie ukrywała nic przed nim. Na zakupach za to, próbowała włożyć mu do koszyka coś zdrowszego niż ramen. Pierwszy raz od dawna, ktoś się troszczył o niego i mimo że nie był do tego przyzwyczajony, to podobało mu się to uczucie.

***

Ziewnęła przeciągle, spoglądając ze znużeniem na migoczące gwiazdy. Spanie w terenie miało swój jedyny plus, było całkowicie za darmo, reszta była samymi minusami. Warty, chłodne noce i dźwięki natury, które budziły niepokój. Starała się ze wszystkich sił walczyć z sennością. Zazwyczaj spała w dzień, kiedy Kei był na nogach, i był wstanie ją obudzić w razie niebezpieczeństwa, ale nocą? Nie mogła sobie pozwolić na sen. Choć miała tego serdecznie dość. Zaczynało brakować jej sił na takie życie.
Wreszcie nigdy nie była matką, ani nie miała młodszego rodzeństwa. Nie wiedziała jak ma się opiekować Kei’em. Przysparzało jej to dużo więcej stresu niż wszystko inne. Nawet sprawa z Sasuke nie powodowała u niej takich emocji. Tylko, że Sasuke był jej rówieśnikiem i nigdy nie dawał się sobą zaopiekować.
-Sakura-chan.- Kobiecy głos odezwał się tuż przy niej powodując, że podskoczyła ze strachu.
Zwróciła głowę w stronę skąd dochodził nieznany jej kobiecy głos. Jej dłonie pokryły się potem, a serce biło kilka razy szybciej. Nie sądziła, że jest tak wyczerpana, że jej zmysły nie ostrzegły jej przed intruzem. Niedaleko niej zaś stała szatynka o długich falowanych włosach, miała fioletowe oczy i ubrana była w czerwoną yukatę. To, co jednak przykuło jej uwagę, to fakt, że jej ciało było przezroczyste. Przełknęła ślinę, próbując się obudzić z amoków, przecież duchy nie istnieją.
-Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy, ale wyglądasz na wyczerpaną, więc pomyślałam, że chciałabyś odpocząć.- Kobieta mówiła spokojnie, utrzymując na twarzy przyjazny uśmiech. Było w niej coś, co budziło sympatię.
-Nie rozumiem.- Wydukała zaciskając dłoń na kunaiu.
-Nazywam się Keiko. Jestem matką Kei’a.
Sakura nabrała powietrza próbując przeanalizować jej słowa. Kei powiedział, że jego matka nie żyje. Teraz zaś widzi ją przed oczami i jej ciało nie jest takie trwałe jak żywego człowieka. Żołądek skurczył się w nieprzyjemnych torsjach. To było za wiele jak na nią.
-Spokojnie! Jeszcze dostaniesz jakiegoś nieprzyjemnego ataku!- Keiko podbiegła do niej, podtrzymując ją w pionie.
Jej dotyk był dziwnie silny i naprawdę nacierał na ciało różowowłosej. Sakura miała ochotę krzyczeć i uciec gdzieś daleko. Zaczynała żałować, że kiedykolwiek nabijała się z Naruto i jego strachu przed duchami. 
-Jak?- Wycharczała z trudem, próbując odsunąć od siebie uczucie strachu.
-To Kei… Jego oczy boga śmierci potrafią przywołać dusze zmarłych. Nie umie tego kontrolować, dlatego tutaj jestem. On wie jak musisz cierpieć opiekując się nim, nawet w nocy i chciał ci pomóc. Nie bądź na niego zła. Proszę, zaopiekuj się moim dzieckiem.- Klęknęła przed nią kłaniając się nisko.
Kiwnęła głową, nie będąc w stanie powiedzieć nic więcej. Była w szoku i nie potrafiła wytrzymać fali informacji, która dotarła do jej mózgu. Kiedy Keiko spojrzała na nią z wyraźną ulgą, po prostu zemdlała.
Keiko przykryła jej ciało kocem i usiadła na pniu przy żarzącym się ognisku. Nie spodziewała się, że tak szybko powróci do świata żywych. Od dnia, w którym Kei się urodził jak wcześniak, wiedziała, że jego oczy nie rozwinęły się tak jak jej. Potrafi przywoływać dusze nieświadomie. Na szczęście był zbyt młody i niedoświadczony, by wiedzieć kogo mógłby przywołać za pomocą swoich mocy. Żałowała, że zyskał jej moce. Moce, które utraciła w momencie, gdy jej oczy straciły blask.
Przymknęła oczy, zastanawiając się co robi Itachi w tej chwili. Czy udało mu się spotkać brata i dokończyć swoją misję? Westchnęła, czując się całkowicie bezradna.

***

Wracał do wioski czując wewnętrzne niezadowolenie. Liczył, że podkuruje się podczas nieobecności Naruto, że będą w stanie zacząć ich trening zaraz po jego powrocie. Nie był głupi. Orochimaru nie należał do osób, które są cierpliwe. Musiał jakoś wzmocnić Sasuke, a z rozwojem Naruto, z jego tępotą, było niemożliwe, by dał sobie radę z przyprowadzeniem przyjaciela do wioski. To był jeden z tych błędów, których nie potrafił sobie wybaczyć. Powinien inaczej trenować z Sasuke, przeliczył się. Teraz zaś cała drużyna płaciła za jego błędy.
Nie udało mu się znaleźć Sakury. Gdy wyruszał na misję, to wierzył, że mu się uda. Wreszcie był jej nauczycielem, znał ją w jakimś stopniu. Jednak dziewczyna okazała się dużo sprytniejsza w ukrywaniu swoich śladów. Kiedy stała się tak dobra?
Wiedział, że to jego ignorancja spowodowała, że Sakura i Naruto czuli się zepchnięci na dalszy tor. W Sasuke widział siebie za czasów młodości i chciał go odpowiednio pokierować, ale jego nauki zwróciły się przeciwko niemu. Może za późno porozmawiał z Sasuke o zemście i o definicji przyjaciół. Może nie potrzebnie uczył go chidori. Teraz zaś chce się skupić na Naruto. A przez jego nieobecność, ani razu nie zawrócił uwagi na Sakurę. Był ignorantem. Za dużym, by mu wybaczono. Nie był dobrym nauczycielem, nie umiał prowadzić drużyny. Raczej już nigdy nie podejmie się takiej odpowiedzialności. Za mocno namieszał ze swoją pierwszą.
Zamiast Sakury znalazł dziewczynę Mayu, która upierała się, że zna Sakurę i musi na nią czekać, aż ta wróci z wojny. Z tego co widział, wojna domowa w wiosce została zażegnana, ale różowowłosa zniknęła bez śladu. Zostawiła swoją przyjaciółkę za sobą i uciekła. Nie wiedział, co nią motywowało.
-Dokąd idziemy?- Dziewczyna zatrzymała się zmęczona. Rozglądając się po lesie.
-Idziemy do Konoha.
-Po co? To nie jest moja wioska.- Burknęła oschle, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-To wioska Sakury. Może twoje zeznania pomogą w zrozumieniu co się z nią stało.- Odparł spokojnie.
-Ona nigdy nie wróci do Konoha. Sama mi o tym powiedziała.

***

Westchnął siadając pod skałą.
Tak jak przypuszczał, szukanie informacji w pojedynkę nie było takie proste jak sądził. A przede wszystkim zabierało mnóstwo cennego czasu. Powinien jednak znaleźć jakąś godną zaufania drużynę, kogoś kto pomoże mu w jego celu. Nie miał jednak pomysłu, kogo by mógł zabrać ze sobą.
Nie chciał nikomu ufać. Nie chciał być zależny od kogoś, ale w takim wypadku nigdy nie znajdzie swojego brata. Musiał poświęcić swoją samotność, jeśli ma dotrzeć do celu.
-Zabawne by było gdybym spotkał teraz Sakurę. Jeśli żyje…- Mówił pod nosem, wpatrując się w niebo.- Ciekawe, co by powiedziała…
Nie powinien się lenić. Ani tym bardziej myśleć o nieistotnych rzeczach jak dawne więzi. Nie chciał do tego wracać. Nie wybrał tamtego życia, a jednak nie potrafił zapomnieć.
-Cholera!

Rozdział 17


Otworzyła oczy z przerażenia. Usiadła rozglądając się po polanie, jednak po kobiecie nie został nawet ślad. Kei spał obok niej niespokojnie, próbując jeszcze zostać w swoim śnie. Nie wiedziała, co może mu się śnić, ale podejrzewała, że ma coś wspólnego z jego rodzicami.
Wstała podchodząc do ledwo żarzącego się drzewa. Dodała kilka nowych kawałków i nasypała na nie trochę suchej trawy. To wystarczyło, by nowy płomień wystrzelił w górę. Nabiła na patyki kilka ryb i ustawiła je przy ognisku. Nie wiedziała, kiedy stało się to całkiem naturalne, dbanie o Kei’a, o to, by na jego twarzy nadal istniał uśmiech.
Postanowiła go zaprowadzić do Konoha. Tam na pewno się nim zajmą w odpowiedni sposób. Sama nie czuła się gotowa na powrót do swojej wioski. Nie potrafiła pomóc osobom bliskim jej sercu, jak mogła spojrzeć swojej mentorce w twarz? Przecież nawet nie walczyła o ich życie. Jak zwykle była chroniona. Nienawidziła w sobie tej słabości, a przede wszystkim świadomości swojej bezradności. Nieważne jak długo by trenowała, jak dobra by się stała w jakieś dziedzinie, nigdy nie będzie w stanie komukolwiek pomóc. Zawsze będzie tylko ciężarem.
Usłyszała stęknięcie za sobą. Zainteresowana spojrzała na zaspanego chłopca, który wierzchem dłoni próbował usunąć z oczu pozostałości po śnie. Podziwiała jego zielone oczy, takie pełne życia. Miała wrażenie, że zanurza się w jakimś buszu, wszystkie zmartwienia natychmiast odchodziły.
-Dzień dobry.- Powiedziała swobodnie, nie mogąc ukryć uśmiechu.
-Dzień dobry…
Ziewnął, rozciągając powoli swoje ciało. Nie kontaktował jeszcze zupełnie ze światem. Wyglądało to tak, jakby próbował sobie przypomnieć gdzie jest i z kim.  Dopiero po chwili uśmiechnął się, wstając. Podszedł do ogniska siadając obok niej.
-Głodny?
-Um… Bardzo.
- Ryby zaraz się upieką, będziemy mogli zjeść i ruszyć w dalszą drogę.
-A gdzie właściwie idziemy?
-Przed siebie. Może jak szczęście nam dopisze, znajdziemy twojego ojca.
-Byłoby super. Cieszę się, że cię spotkałem, Sakura.
-Też się cieszę.
Nie kłamała. Czuła, że spotkanie Kei’a naprowadziło ją na nową ścieżkę w życiu, dzięki czemu miała cel, by tak naprawdę walczyć ze swoimi słabościami. To było jeszcze dziecko i mogła zmienić jego przeznaczenie, mogła go uratować od mroku, który pochłonął Sasuke. Musiała tylko zadbać, by w jego myślach nigdy nie pojawiła się idea zemsty. Sama sobie się dziwiła, jak bardzo zdołała się do niego przywiązać. Może budził się w niej instynkt macierzyński, a może po prostu dojrzała do brania odpowiedzialności za innych. Może nawet jej umysł zmęczył się wieczną ucieczką od problemów.
-Lubię ryby… Z tatą często chodziliśmy nad rzekę i łowiliśmy. Nigdy nie udało mi się żadnej złapać. – Zaśmiał się pod nosem, próbując zagłuszyć burczenie.
-Gdy byłam w drużynie, to jak byliśmy na misji, to często łapaliśmy ryby. Ja zazwyczaj pilnowałam ogniska, ale koledzy je łapali, jako element rywalizacji.
-Musiało być fajnie należeć do drużyny…
-Pewnie, że było. Byliśmy bandą dziwaków. Pełno śmiechu, krzyków i morderczych treningów. Ja to chyba widzę inaczej niż oni, byłam wreszcie trochę z boku, nie brałam udziału w ich rywalizacjach, ale wiesz… Myślę, że właśnie to umacniało naszą znajomość, dzięki temu mogliśmy czuć się drużyną.
-To czemu już nie jesteście drużyną?
-Bo wybraliśmy zupełnie inne ścieżki. Gdzieś po drodze przestaliśmy ze sobą rozmawiać, a co za tym idzie, przestaliśmy się rozumieć. Każdy spoglądał wyłącznie na swój cel.
-Szkoda. Gdybyście ciągle byli razem, bylibyście niepokonani!
-Pewnie tak.
Uśmiechnęła się nostalgicznie, podając mu patyk z jego porcją ryb. Tęskniła za czasami drużyny 7, ale widocznie to nie była ich cyfra.

***

Śmiał się histerycznie, trzymając się za brzuch. Na jego policzkach był już ślad łez, które wciąż spływały po nich. Naprzeciw niego stała naburmuszona dziewczyna umorusana w mące i zielonej mazi, którym był przecier z brokułów.
-Mou! Naruto-kun!- Jęknęła, odwracając się do niego plecami.
Chłopak otworzył usta, by powiedzieć coś, ale po chwili je zamknął ponownie rechocząc ze śmiechu. Usiadł na tyłku, zwijając się w kłębek. Cała sytuacja przerosła go kompletnie i nie umiał się uspokoić, chociaż powinien, jeśli chciał, by dziewczyna nadal do niego przychodziła i robiła mu posiłki.
-Przepraszam, Hinata…- Wydukał przez śmiech, wycierając oczy.
-Wszystko przez ciebie! Dlaczego to ja skończyłam ubrudzona?
Sam nie wiedział jak to się dokładnie stało. Brunetka robiła krem z brokułów. Całkiem dobrze jej szło, dopóki blondyn nie wszedł do części kuchennej w samych spodniach. Ta zaś widząc jego ubiór zarumieniła się i mąka, którą miała w dłoniach powędrowała do góry i spoczęła na niej. Chłopak, próbując jej pomóc, spowodował tylko, że przecier poleciał w jej stronę. Jego umysł do końca nie orientował się w tym, co się stało, ale cała sytuacja wydała mu się zabójczo śmieszna i nie mógł się powstrzymać przed śmiechem. Dziewczyna zaś nastroszyła się w irytacji i odmawiała spojrzenia na niego.
Ich relacje były skomplikowane. Odkąd Hinata odważyła się do niego odezwać, zaczęli się częściej spotykać niż uprzednio. Blondyn znalazł w jej towarzystwie spokój, którego nie zaznał od dłuższego czasu. A w dodatku miał domowe obiadki, bo dziewczyna nie mogła znieść jego jadłospisu i zaproponowała, że kilka razy w tygodniu będzie mu gotować. Nie wiedział jak na to zareagował Neji, czy ktokolwiek z jej klanu, ale jakoś go to nie obchodziło. Lubił tracić czas w jej towarzystwie. Co go samego dziwiło. Jakoś przestał mówił na około o swojej potrzebie treningu. Przestał nawet myśleć o Sasuke czy Sakurze.
Chodził na treningi z Kakashim, który wrócił ze swojej misji z jakąś obcą dziewczyną. Nic więcej nie wiedział i jakoś nie chciało mu się nikogo męczyć o dalsze informacje. Przywykł do bycia ignorowanym.
-Chyba z zupy nic nie będzie…- Powiedziała zrezygnowana, spoglądając na resztkę w garnku.
-Zawsze możemy iść na ramen.
Spiorunowała go wzrokiem, uciszając go momentalnie. Podeszła do jego szafy narzucając na niego koszulkę. Zakłopotany ubrał się, obserwując jej każdy krok. Nie był przyzwyczajony, by ktoś nim rządził, poza Sakurą, która raczej go biła po głowie niż próbowała mu pomóc.
-Idziemy.
Ruszył za nią nie mówiąc nic. Bał się. Ale widok brunetki w jego koszulce, jakoś powodował, że się automatycznie uśmiechał, szczególnie, gdy widział zdziwione miny chłopaków, których mijali.
Weszli do skromnej restauracji i usiedli przy oknie. Kelnerka podała im kartę dań i oddaliła się w głąb lokalu. Chłopak badał menu, obserwując znad karty dziewczynę, która nadal była naburmuszona, ale jej policzki pokryte były delikatnym rumieńcem.
-Ne, Hinata, przepraszam. Starałaś mi się zrobić obiad, a ja ci przeszkodziłem. Chyba jednak kuchnia nie jest moim terenem…
Uśmiechnęła się, odkładając menu na blat.- Definitywnie to nie jest twój teren, Naruto-kun. Bardziej nadajesz się na wykonywanie różnych niebezpiecznych misji. W tym jesteś niezastąpiony.
Zarumienił się na jej słowa, chowając się za kartą.

***

Zmęczony zatrzymał się na leśnej ścieżce. Nie wiedział ile już dni błądzi szukając jakiegokolwiek tropu swojego brata. Gdy tylko wchodził do jakieś wioski, to wszystkie kobiety zaczynały się zachowywać dosyć dziwnie, co go irytowało, bo w efekcie nie mógł wyciągnąć od nich żadnej wiadomości.
Wiedział tylko, że Akatsuki zaczęło swoje polowanie na sakryfantów. Nie miał jednak żadnej listy osób posiadających demony. Znał tylko Naruto, ale nie mógł mieć pewności, że Itachi po niego pójdzie. Teoretycznie wydawało się to oczywiste. Wreszcie jego brat pochodzi z Konoha i zna w jakimś stopniu blondyna, ale skoro go nie złapali do tej pory, to mogli stwierdzić, że jego brat nie jest do tego odpowiedni i wysłać kogoś innego.
Przeklął pod nosem opierając się o pobliskie drzewo. Dopóki był pod opieką Orochimaru, wszystko wydawało się prostsze. Tylko, że nie on zajmował się wyszukiwaniem informacji a Kabuto, który teraz na niego poluje, by zemścić się za śmierć mistrza. Wszystko szło nie tak jak sobie założył.
-Kei, czekaj!- Znajomy kobiecy głos odezwał się w oddali, powodując, że jego mięśnie spięły się w oczekiwaniu.
Żyła.
Sakura Haruno, koleżanka z drużyny, żyła. W dodatku spędza swój czas z jakimś innym mężczyzną. Nie wiedział, czemu poczuł falę złości rozchodzącą się po każdym milimetrze jego ciała. Przecież to jego kochała! Czy nie tak mu mówiła w noc, w którą opuścił Konohę?! Zazgrzytał zębami, próbując opanować gniew. Nie chciał za wcześnie ruszyć w jej kierunku i ją spłoszyć. Miał zamiar z nią porozmawiać. Mogła wiedzieć coś na temat Akatsuki.
Nie.
To nie o to chodziło. Dobrze wiedział, dlaczego stał i czekał na jej pojawienie. Chciał wyjaśnień. Może nie miał do tego prawa, skoro ją opuścił, ale nie mógł nic na to poradzić. Nie znosił zdrady.
I wtedy ją zobaczył. W spodenkach i luźnej bluzce w kolorze czerwieni. Wciąż miała krótkie różowe włosy, jednak nie wyglądała już na naiwną dziewczynę. Dojrzała na swój własny sposób, choć jej oczy nadal były pełne życia. Lekko przed nią szedł chłopiec, który podśpiewywał sobie pod nosem.
Przez moment miał wrażenie, że serce mu stanęło. Ten chłopiec wyglądał jak Itachi. Prawie. Jednak to definitywnie syn jego brata, czyli jego bratanek. Co robił z Sakurą?
I wtedy go spostrzegła. Zatrzymała się, wpatrując się w niego z niedowierzaniem. Panikę miała wypisaną na całej twarzy. Nim zdążył zrobić cokolwiek, ona chwyciła chłopca za ręką i przyciągnęła do siebie, chroniąc go w ten sposób przed nim. Jej oczy nie były tymi, które pamiętał, pełne strachu i miłości do niego. To były oczy osoby, która za wszelką cenę ochroni coś, co jest jej cenne.
-Sakura.- Powiedział spokojnie, odsuwając się od drzewa. 
-Sasuke.- Odpowiedziała chłodno, cofając się o krok.- Widzę, że jesteś w pełni zdrowia.
-Jakoś się złożyło, że jestem.- Mruknął pod nosem, próbując nie stracić cierpliwości. Musiał to zrobić spokojnie.- Kim jest ten chłopiec? Bo raczej nie twoim synem.
Uśmiechnęła się zadziornie. Jakby zwycięsko, co zbiło go z tropu. Nie rozumiał, co powiedział, że spowodował u niej taką zmianę.
-Kei poznaj swojego wujka Sasuke. To osoba, z której nie powinieneś brać przykładu. Ten człowiek nie ma żadnych zasad, poza pożądaniem mocy.
Każde jej słowo było jak trucizna. Opanował się. Teraz miał pewność, że chłopiec jest synem Itachiego, ale nic mu to nie wnosiło. Choć gdyby miał przy sobie Kei’a, mógłby zwabić swojego brata w pułapkę.
-Sakura, przepraszam.
Nim się zorientowała był za nią i ponownie pozbawił ją, jak i Kei’a, przytomności.

***

Westchnął spoglądając z niechęcią na dziewczynę przed nim. Nie sądził, że będzie aż tak uparta, ale ona nie pisnęła nawet słowem na temat Sakury. W dodatku miała wygórowane żądania kulinarne, czym doprowadzała do szału wszystkich wokół.
-Czyli nic nie powiesz?
-Co bym miała wam powiedzieć? Że macie beznadziejną kuchnię?
-Chodzi o Sakurę! Musisz wiedzieć gdzie się udała.
-Nic nie wiem. Udała się z moim bratem do wioski, a później dowiedziałam się, że zaginęła.
-Nie mówiła ci o swoich planach?
-Nic, co by mogło wam się przydać. Zresztą ta wasza wioska, to nie jest nic specjalnego. Nic dziwnego, że uciekła.
-Nie uciekła. Odeszła ze zgodą. Po prostu jej kuzyn zginął i martwimy się o nią.
-Dlaczego?
-Bo jest częścią nas.- Odpowiedział sfrustrowany, wstając od stołu.- Jutro przyjdę znowu. Zastanów się, czy na pewno nic ci nie mówiła.
Wyszedł z pokoju, kiwając na strażnika, by zabrał ją do celi. Nie mogli trzymać Mayu w niewoli przez resztę jej życia, ale potrzebowali informacji. A ona była ich jedynym tropem, który jak się okazuje, jest martwy.
Dodatkowo Naruto nie jest już niecierpliwy, jeśli chodzi o trening. Podchodzi do niego dziwnie spokojnie, jakby czas przestał mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie. Nie wiedział, czy to przez informacje, że Sasuke zabił Orochimaru, czy może przez to, że blondyn od pewnego czasu spędza więcej czasu z Hinatą. Jego nastawienie do treningów miało swoje plusy, miał wszystko pod kontrolą i nie musiał się obawiać, że demon przejmie kontrolę nad Naruto, ale to też oznaczało, że dłużej był bezbronny względem Akatsuki.
Pierwszy raz od wielu lat Kakashi nie wiedział, co ma zrobić. Gdyby popędzał Naruto wyszedłby na desperata. Takiego samego jak przy Sasuke, a to nie wyszło mu na dobre. Jeśli pozwoli na taki bieg zdarzeń, Naruto może zginąć.
-Jak się ma mój największy rywal? Gotowy na nowy pojedynek?- Energiczny męski głos odezwał się przy nim, a ręka znanego mu jounina zawisłą mu na ramieniu.
-Gai…- Jęknął załamany.
To była ostatnia rzecz, jaką chciał robić w tak kiepskim czasie. Pojedynki z Gai’em najzwyklej w świecie go męczyły. Nie rozumiał ich sensu, chyba od początku ich istnienia.
-Co jest? Poddajesz się?
-Nie… Po prostu…
-Wymówki? Zawiodłem się na tobie mój odwieczny rywalu! Siła młodości cię opuściła?
-Hę?
Spojrzał na niego jak na idiotę, szczególnie, gdy brunet zaczął się wyginać w różne strony, ukazując jak wiele ma owej siły w sobie. Westchnął, czując, że nie ucieknie od ich pojedynku. Wtedy kątek oka spostrzegł roześmianego blondyna, którzy szedł przy brunetce, gestykulując energicznie. Podniósł pytająco brwi, nie rozumiejąc, o czym mogą rozmawiać. Sam nie wiedział, kiedy jego nogi skierowały się w ich stronę, ignorując kompletnie towarzysza.

Rozdział 18


Jęknęła obolała łapiąc się za głowę, pamiętała dobrze ten ból. Kilka lat temu miała dokładnie tak samo. Obejrzała się po pokoju, próbując przypomnieć sobie ostatnie wydarzenia. Miała pustkę w głowie, która ją przerażała w gruncie rzeczy. Miała przeczucie, że powinna pamiętać o czymś ważnym.
-Sakura-san.- Kobiecy głos odezwał się obok niej, pełen przerażenia.
Spojrzała na szatynkę o fioletowych oczach, której ciało nie było tak trwałe jak jej. Serce podskoczyło jej do gardła, a ona sama cofnęła się do ściany, krzywiąc się z bólu.
-Nie mamy czasu! Zabrał Kei’a! Musisz go uratować!- Mówiła pośpiesznie, wyciągając do niej ręce.
-Hm? Kto? Kei’a?- Złapała głowę, czując jak zamroczenie powoli ustępuje, pod wpływem imienia.
-Sasuke! Sasuke zabrał Kei’a! Chce go wykorzystać, by sprowadzić do siebie Itachiego! Proszę!
-Sasuke?
Dopiero wtedy przypomniała sobie, co się stało, kiedy ostatni raz była przytomna. Szła z Kei’em w stronę ziemi ognia, by go przemycić do wioski, a wtedy na ich drodze stanął Sasuke… I ponownie pozbawił ją przytomności. Zerwała się z miejsca, szukając swojego tobołka, jednak nie było po nim śladu.
-Wszystko zabrał ze sobą…
-Cholera! Co on sobie wyobraża?! Nie sądziłam, że tak nisko upadł, by wykorzystywać do brudnych celów dziecko. – Zazgrzytała zębami, podbiegając do drzwi, które okazały się zamknięte.- Co znowu?!
-Chyba nie chciał, byś mu gdzieś uciekła…
-Nie widział cię?- Spojrzała się na nią, nadal czując ciarki na karku.
-Nie… Schowałam się przed nim. Ale jak Kei się ocknie, zniknę…
-Czyli jest nieprzytomny…- Mruczała do siebie, wywalając drzwi z zawiasów. – Prowadź. Nie mamy dużo czasu.
-Hai…- Wydukała zmieszana, ruszając przodem.
Sakura czuła się dziwnie podążając za duchem, który biegł kilka centymetrów nad ziemią.  Definitywnie było to dziwne doświadczenie, ale nie miała czasu na analizowanie swojej sytuacji. Nie wiedziała na co stać Sasuke. A z tego co kojarzyła, był strasznie pochłonięty wizją zemsty. Ostatnie czego pragnęła to to, by Kei był świadkiem jak jego ojciec walczy z Sasuke.
Przeklinała swoją głupotę. Mogła wcześnie skapnąć się, co zrobi Sasuke. A jednak nie potrafiła zareagować, nie była przygotowana na to, jakby w ogóle go nie znała. Przez jej opuszczoną gardę ucierpi tylko Kei, który jest nieświadomy tego, co się dzieje w rodzinie jego ojca.
-To nie była twoja wina. Nikt by się nie spodziewał takiego ataku…
-Już raz mi to zrobił, dwa lata temu, więc mogłam to przewidzieć. – Odparła sucho, próbując wyczuć jego chakrę. – Byłoby łatwiej gdybym była detektorem.
-Nie można mieć wszystkiego. Doprowadzę nas do Kei’a. Nie martw się.
-Jak mam się nie martwić? Nie jestem taka jak Naruto! Nie mam siły, by powstrzymać Sasuke przed czymkolwiek.
-Jesteś tego pewna? Może po prostu siebie nie doceniasz… Nie wszystko trzeba rozwiązywać tylko za pomocą siły.
-A czym jeszcze?
-Nie wiem czemu nikt nigdy nie myśli o rozmowie. Ja z Itachim dużo rozmawialiśmy, dzięki temu mogliśmy się lepiej zrozumieć. Czemu wy nie rozmawiacie? Walczycie o pokój, nie znając nawet jego smaku.
-Może po prostu jesteśmy na to za głupi.- Odparła pod nosem, przyśpieszając.
Czy ona kiedykolwiek rozmawiała z kimkolwiek otwarcie, by zrozumieć swoje serca?

***

-Czyli to ty jesteś tym nieudacznikiem?- Dziewczyna fuknęła oschle, poprawiając włosy.
Blondyn zazgrzytał zębami, próbując opanować nerwy. Rzucił krytyczne spojrzenie na swoich sensei’ów, którzy unikali z nim kontaktu wzrokowego.
-Nieudacznikiem?- Wydukał z ledwością, zaciskając dłonie na spodniach.
-No tak, wreszcie, nie potrafisz uratować swoich przyjaciół i nauka idzie ci topornie.
-A ty to niby co?! Taka doskonała?!- Warknął wściekły.
-Nie. Za to dużo lepsza od ciebie.
-Chyba w snach!
Dziewczyna uśmiechnęła się tajemniczo i zniknęła z jego pola widzenia. Blondyn zawył z bólu, gdy przyłożyła mu palec do punktu na karku. Kakashi podbiegł do nich i odsunął dziewczynę od niego, jednak on nadal nie mógł się ruszyć, dyszał tylko ciężko z bólu, nie wiedząc, co się dokładnie dzieje z jego ciałem.
-Mayu, przestań!- Kakashi wydarł się, potrząsając dziewczyną.
-Tsk. Pokazywałam mu tylko jak słaby jest.- Odparła znużona, strzepując z siebie jego ręce.
-Co to było?- Yamato podszedł do nich przerażony.
Dziewczyna zaś podeszła ponownie do chłopaka i wyciągnęła mu z karku małą igłę. Naruto upadł na ziemię, czując jak mięśnie relaksują się. Kakashi przeprosił ich i ruszył z dziewczyną pod ramię w stronę wioski, nie wiedząc jak ma wytłumaczyć to, co się stało. Nawet on poczuł przerażenie pod wpływem tego, co zobaczył. Nie wiedział o Mayu kompletnie nic, co czyniło ją niebezpieczną. Może jednak nie powinien jej wypuszczać z więzienia, ale z drugiej strony nie miał powodu, by ją tam trzymać.
-Nie powinnaś tego robić. Narażasz się.
-Na co? I tak jestem już daleko od domu! Co mam do stracenia?
-Życie.
-Marna to wartość.- Mruknęła zniechęcona, odwracając od niego wzrok.
-Widocznie jeszcze tak naprawdę nie wiesz co masz.
-Pfff…
Pokręcił głową nie mogąc jej rozgryźć. Dziewczyna przypominała mu Sasuke ze swoim podejściem do innych. Gdyby tylko potrafił ją rozgryźć, znaleźć powód, dla którego zachowuje się w ten sposób, to może udałoby mu się z nią znaleźć jakąś nic porozumienia.

***

Siedział na łóżku naburmuszony. Nie mógł uwierzyć, że załatwiła go jakaś dziewczyna i nikt, po raz kolejny, nie był łaskawy mu wytłumaczyć co się właściwie dzieje. Wiedział tylko tyle, że przybyła z Kakashim z misji i ma jakiś związek z Sakurą. Tyle z jego wiedzy. A chciał wiedzieć więcej! To, że by coś wiedział nie oznaczałoby równocześnie, że porzuciłby wszystko i biegł na ratunek Sakurze. Tym razem postanowił sobie odpuścić, znał ją. Była dużo inteligentniejsza od niego, przeżyje jeśli będzie tego chciała. 

Puk puk puk

-Wejść!- Krzyknął obolały, nie mając siły nawet wstać.
-Naruto-kun?- Brunetka weszła do środka, spoglądając na niego z niepokojem.
-Przepraszam, ale nie jestem w stanie się ruszyć. Załatwiła mnie dziewczyna Kakashiego i nie mam siły nawet zmienić pozycji. Choć dam radę się położyć.
-Potrzebujesz masażu?
-Masażu?- Powtórzył tępo, czując jak policzki pokrywają się rumieńcem.- Pewnie byłby miły…
-Mogę ci zrobić jak chcesz…- Powiedziała nieśmiało, podchodząc do łóżka.
-Jesteś pewna? Wreszcie chodzi o twoją niewinność… Znaczy, będziesz musiała mnie dotknąć..
Był spanikowany. Nigdy go w taki sposób nie dotykała żadna dziewczyna. Nie wiedział też, jak zachowa się Hinata, która miała tendencję do mdlenia w jego towarzystwie. Chociaż ostatnio to się nie zdarzało, ale przecież się nie dotykali! Nabrał powietrza, próbując ułożyć jakąś niekrzywdzącą emocjonalnie odmowę, gdy dziewczyna popchnęła do na łóżko, by się położył na brzuchu. Zaskoczony stęknął, zdając sobie sprawę, że nie ma na sobie żadnej koszulki.
-Dam radę.
Usiadła okrakiem na nim, przykładając ręce do jego pleców. Nabrał powietrza zamykając oczy. Za wszelką cenę próbował zignorować swoje serce, które biło za szybko i za głośno.

***

Stał pośrodku łąki wpatrując się w niebo. Bezchmurne, w odcieniu błękitu, było w nim coś niepokojąco pięknego. Nie czuł na skórze najmniejszego wiatru. Wszystko zdawało się zatrzymać i czekać na odpowiedni moment, by znowu wkroczyć w koło czasu. Jego partner udał się na łowy i nie wróci do wieczora. Sam nie rozumiał dlaczego nie poszedł z nim, dlaczego postanowił zostać na tej konkretnej łące.
Próbował usłyszeć jakiś najmniejszy dźwięk, ale wszystko wokół zdawało się być martwe. Żadne zwierzę nie zmieniało pozycji, schowane w swoich kryjówkach obserwowały świat. Prawdopodobnie tak samo przerażone jak on sam. 
Jego serce ścisnęło się w nienazwanym strachu, zmuszając go, by spuścił wzrok z nieba na ścieżkę.
-Puść go.- Wychrypał mrużąc oczy.
-Sądziłem, że inaczej mnie przywitasz.- Odpowiedział lakonicznie, odkładając chłopca na bok.- Czyli to prawda? To jest twój syn?
-Nie twój interes.
-Rozmowny jak zwykle.
-Przyszedłeś walczyć, a nie rozmawiać.- Powiedział oschle, bojąc się spojrzeć na ciało swojego syna. Czuł jego aurę, więc żył, ale jego serce kazało mu do niego biec.
-Punkt dla ciebie, Itachi.
Myślał, że jest gotowy. Przy każdym spotkaniu z Keiko opowiadał jej o swoim celu, o tym, że chce zginąć z rąk swojego brata. Naprawdę tego pragnął. Ciężar, który musiał dźwigać był za ciężki. Nie chciał wybierać między rodziną a wioską, a przecież obie te wartości kochał równie mocno. Tylko czy miał prawo poświęcać życie niewinnych mieszkańców wioski dla ambicji jego klanu? 
Nie umiał zabić Sasuke, ale liczył, że jeśli zostanie w wiosce, to nauczy się innych idei, że jego serce nie stanie się mroczne jak serca jego rodziny. Tylko, że Sasuke ciągle był jak niezapisana kartka, podatny na słowa innych. Każde kłamstwo można mu było powiedzieć, a on by w nie uwierzył, gdyby podpasowało jego aktualnemu nastrojowi.
Nie o takiej przyszłości dla swojego brata marzył.
Co z jego determinacją, że śmierć z rąk Sasuke mu wystarczy? Ta jedna czynność oczyści go z grzechu. Tak zawsze myślał. I Keiko się z nim zgadzała. Nigdy mu nie powiedziała, by zrezygnował z tego.
Dlaczego teraz próbuje utrzymać się przy życiu? Walczyć ze swoją chorobą i wygrać pojedynek ze swoim bratem. Był jak tonący, który trzyma się brzytwy, zachłannie, nie chcąc pogodzić się z wizją śmierci.
I wtedy jego wzrok spoczął na nieprzytomnym synu, który mógł w każdej chwili się obudzić i zobaczyć jak ginie z rąk Sasuke.
Już wiedział, co go trzyma przy życiu. Nie duma Uchiha, nie słabość Sasuke, który nie był jeszcze gotowy na walkę z nim. Jest ojcem. Jego życie nie należy tylko do niego, jest jeszcze Kei, którym powinien się zająć po śmierci Keiko. Wychować go na porządnego mężczyznę o niezachwianym sercu.
-Przepraszam, Sasuke, ale nie mogę przegrać.- Powiedział spokojnie, wyciągając swój miecz.
-Na to liczyłem! Chcę cię zgładzić w pełnej mocy!- Odpowiedział drwiąco, odskakując od niego.

***

Biegła za Keiko czując rosnący niepokój. Były blisko, a to wcale nie ułatwiało jej myślenia. Nie wiedziała co zastaną, gdy ujrzą Sasuke. Bała się. Pierwszy raz od jakiegoś czasu bała się, nie o siebie, ale o kogoś.
I wtedy Keiko zniknęła.
Zaskoczona, jęknęła zatrzymując się na ścieżce. Jak teraz miała znaleźć Kei’a, skoro nie zna drogi? Potrząsnęła głową nie chcąc dopuścić do siebie pesymistycznych myśli. Nie mogła się poddać, musiała ich odnaleźć.
Nabrała powietrza i ruszyła przed siebie, wsłuchując się w otoczenie. Gdy robiła to dostatecznie uważnie, słyszała ciche szczęki broni. A to oznaczało, że bracia rozpoczęli walkę, na oczach Kei’a. Jej serce ścisnęło się w panice i przyśpieszyła kroku.
I wtedy usłyszała płacz.
Płacz przerażonego dziecka, które nie wie, co się wokół niego dzieje. Dlaczego nagle obudził się w niewiadomym miejscu i widzi jak jego ojciec walczy z jakimś innym mężczyzną?
Zagryzła wargę, próbując opanować nerwy. Musiała mieć jakiś plan. Nie mogła po prostu wpaść tam i liczyć, że objawi im się jako idea pokoju. Nie z mrocznym sercem Sasuke.
Zatrzymała się przy wylocie na łące, gdzie jej oczom ukazał się pojedynek dwóch brunetów. Zignorowała to jednak, spoglądając na skulonego i zapłakanego chłopca. Kucnęła przy nim, przytulając mocno do siebie. Chłopiec zacisnął dłonie na jej bluzce, chowając twarz w jej ramionach.
Itachi upadł na ziemię plując krwią. W jego ruchach było coś niepokojącego. Nie wyglądał na osobę, która wybiła cały klan w ciągu jednego wieczora. Jej medyczne oczy kazały jej myśleć, że spogląda na osobę trawioną przez chorobę. Osobę umierającą.
Sasuke zaś zdawał się tego nie widzieć. Zaćmiony wizją zemsty, nie dostrzegał, że ta walka z góry była przesądzona jako jego zwycięstwo.
-Sasuke!- Krzyknęła zdesperowana, wstając.
Zatrzymali się wpatrując się w nią z zaskoczeniem. Itachi próbował coś powiedzieć, co prawdopodobnie miało oznaczać, że powinna uciekać z Kei’em, ale zignorowała to.
-Przestań!
-Dlaczego miałbym przestać?! Tylko dla tego momentu żyłem!- Brunet odpowiedział wściekły, nie zmieniając pozycji.
-Bo zemsta nic ci nie da. Nie zwróci ci życia rodziców czy innych członków rodziny. Spowoduje tylko, że stracisz brata! Tak zawsze mówiłeś o swoim losie. Jak bardzo byłeś pokrzywdzony, a co teraz robisz?! Próbujesz zabić na oczach dziecka jego ojca, który jest trawiony przez chorobę! Sasuke, którego znałam miał chociaż odrobinę honoru.
Itachi nie ruszał się. Charczał próbując złapać oddech. Sakura podeszła do niego, mając świadomość, że jest obserwowana przez młodszego Uchihę.
-Tatusiu!!- Kei krzyknął podbiegając do niego.
Itachi uśmiechnął się słabo, ściskając z ledwością dłoń syna. Sakura zaś kucnęła przy nim, wykonując to, co powinna jako medic ninja.
-Spróbuję pomóc, a przynajmniej odpędzić ból.
-Dlaczego?- Sasuke podszedł do nich ściskając dłoń na rękojeści.
-Bo jestem medic ninja i moim zadaniem jest leczenie. Nieważne czy to wróg, czy przyjaciel. Nie mam zamiaru pogrążyć się w ślepej nienawiści. Nie pozbawię chłopca ojca!
-Czy nie mówiłaś, że pomożesz mi w zemście?- Wydukał cicho, chowając miecz.
-Nie wiedziałam wtedy o istnieniu Kei’a. Byłam młoda i ślepo zakochana. Nie wiedziałam, co mówię. Naprawdę chcesz zabić swojego brata, nie znając prawdy?
Nie odpowiedział. Usiadł tylko obok niej, wpatrując się w swojego brata, który relaksował się pod wpływem leczenia.
Czy naprawdę zamknął swoje serce na wszystko inne poza zemstą?


Rozdział 19

Brunet leżał nieprzytomny na ziemi. Chłopiec przytulał się do niego zapłakany, bojąc się, że ktoś zaraz mu powie, że jego ojciec nie żyje. Sasuke siedział przy drzewie, bawiąc się źdźbłem trawy, spoglądał na dziewczynę, która szła w jego kierunku z kilkoma rybami. Nie wiedział ile czasu minęło od pojedynku, czuł się tylko zmęczony i wyprany ze wszystkiego. Nie umiał żyć bez zemsty, a jednak patrząc na ciało swojego brata, nie umiał się zmusić, by go zabić. Zagryzł dolną wargę, zamykając oczy. Jego życie definitywnie nie było łatwe.
-I co teraz?- Spytał się oschle, nie otwierając oczu.
-Nie wiem jak ty, ale ja z Kei’em i Itachim idziemy do wioski.- Odparła  spokojnie, próbując rozpalić ognisko.
-Wtrącą go do więzienia.
-Nie. Nie pozwolę im. On potrzebuje lekarza.
-Zakochałaś się w nim czy co?!- Wydarł się poirytowany, otwierając wreszcie oczy.
Uśmiechnęła się cynicznie na niego, kompletnie ignorując jego osobę. Skupiła się na patroszeniu ryb oraz na Kei’u, który w dalszym ciągu chlipał przy ojcu. Złość dawno jej przeszła, teraz rządził nią zimny rozsądek, ale tak naprawdę wiedziała dlaczego tak jest. Jej uczucie do Sasuke nie pozwalało jej na bycie na niego złą, czy myśleć o jego zabiciu. Pod tym względem była całkowicie bezużyteczna. Mogła go jedynie zignorować. On zaś wpatrywał się w nią intensywnie, szukając w jej ruchach odpowiedzi na pytania o powód takiego zachowania. Nie rozumiał jej. Jak mogła zbratać się z jego bratem? Przecież on polował na Naruto! Nawet chciał jej to uświadomić, ale zdał sobie sprawę, że to bez sensu. Nie posłuchałaby jego argumentów.
-Mógłbym go zabić.
-Proszę bardzo. Spróbuj.- Odpowiedziała sceptycznie, wyrzucając na bok flaki.
-Jestem dużo silniejszy niż za czasów naszej drużyny.
-Nie wątpię. Wreszcie byłeś pupilkiem Orochimaru. Ile toksyn przyjęło twoje ciało, żebyś był tak mocarny?
-Sarkazm?                        
-Może.
Westchnął, spoglądając w niebo. Zaczynał tęsknić za zakochaną w nim bez pamięci Sakurą. Przynajmniej nie próbowała z nim walczyć w jakikolwiek sposób.
-Tsunade nie będzie zachwycona.
-Hm? A co ona ma do tego?
-Jest Hokage?
-Um, jest.- Zamyśliła się wpatrując się w płomienie muskające ryby.

***

Dziewczyna siedziała pod drzewem wpatrując się leniwie w blondyna, który próbował opanować nową technikę. Nie rozumiała tego wszystkiego. Od jakiegoś czasu Kakashi przestał ją nękać o Sakurę, ale nic nie mówił o wypuszczeniu jej. Z drugiej strony gdzie by miała iść? Nie miała już żadnej rodziny. Straciła wszystkich, których kochała. Wiedziała, że jest potworem. Nieraz czuła TEN wzrok na sobie, mówiący o jej prawdziwym ja. Zawsze próbowała z tym wygrać. Powiedzieć sobie, że jest taka sama jak każdy inny. Jak ona się oszukiwała! Nawet jej własny brat nie potrafił jej do końca pokochać. Nie mogła go jednak winić. Okłamywała go. Zrobiła z niego gorszego potwora.
-Mayu-chan?- Brunetka podeszła do niej nieśmiało, siadając obok.
-Hm?
-Mogę dołączyć?
-Już to zrobiłaś…- Odparła chłodno. Odwracając od niej wzrok.- Skąd znasz moje imię?
-Naruto-kun mi opowiadał o tobie…
-To pewnie nic miłego nie powiedział.
Hinata zaśmiała się pod nosem, przenosząc wzrok na blondyna, który fukał na wszystko wokół. Kakashi tylko kiwał w niedowierzaniu głową, nie wiedząc, co powiedzieć chłopakowi, by załapał o co mu chodzi.
-Lubisz go?
-Kogo?- Brunetka zarumieniła się momentalnie, wpatrując się w dziewczynę.
-Naruto.
-Aż tak widać?
-Um, trochę.- Wzruszyła ramionami, poprawiając swoją pozycję.- On wie?
-Nie… Nie mam odwagi mu powiedzieć. Jestem za słaba…
-To kiedy będzie odpowiedni moment? Jak będziesz stara i słaba?
-Nie.. Po prostu chcę być silniejsza… Chcę stać obok niego na równi.
-Bez sensu. Rolą faceta jest bronić kobiety.
-Ale czy kobiety nie mogą chronić także mężczyzn?
-Mogą… Ale z głową.
Brunetka uśmiechnęła się ciepło, wstając z miejsca. Wolnym krokiem szła w stronę blondyna, który leżał na ziemi dysząc ciężko. Trening dawał mu w kość, a nie był nawet w połowie. Jak zwykle miał problem w załapaniu sensu całego wysiłku. Gdyby chociaż był dobry za czasów akademii i przykładał się do zajęć. Westchnął czując się naprawdę głupio.
-Naruto-kun.- Stanęła przy nim, obserwując go uważnie.
-Oi, Hinata.- Odparł z uśmiechem, nie siląc się nawet, by podnieść rękę.
-Jak ci idzie?
-Beznadziejnie.
Zaśmiała się kucając. Dotknęła ręką jego czoła, jakby badając temperaturę jego ciała.
-Dasz radę. Masz jeszcze mnóstwo energii.
-Myślisz?
-Hm? Przepraszam, ale Naruto, którego znam nigdy się nie poddaje.
Zaśmiał się, zdając sobie sprawę jak dziwnie to wygląda, gdy on coraz częściej zapomina o swoim motto, a ona coraz bardziej tym żyje. Zawsze gotowa mu przypomnieć kim jest naprawdę. Był pod wrażeniem, że ktoś podziwia jego sposób życia, a może nawet czuł się w jakimś stopniu zaniepokojony. Dlaczego miałaby podążać jego drogą?

***

Szła podtrzymując ciało bruneta. Chłopiec szedł przed nimi uśmiechając się. Czuł, że wszystko wróci do normalności. Chociaż w tej normalności nie było już jego matki, to jednak miał szansę na posiadanie rodziny.
Sasuke dreptał za nimi, nie wiedząc co właściwie robi. Jego umysł wciąż pogrążony w zemście kazał mu zabić Itachiego i jego syna. Jednak jego serce nie chciało już nikogo krzywdzić. Słowa dziewczyny trafiły do niego i rozumiał, że zabicie brata nic nie zmieni. Musi znaleźć inny powód by żyć. Tylko jaki?
Dziewczyna kątem oka obserwowała zmieniającą się mimikę chłopaka. Niekiedy miała ochotę nawet parsknąć śmiechem, widząc grymasy niezadowolenia. Było w tym coś dziwnego, że jego stoicka zazwyczaj twarz, potrafiła wyrażać takie emocje. Może tak naprawdę nigdy go nie znała, a przynajmniej nie w stopniu, który by jej pozwolił na zrozumienie tego, co się działo w jego głowie.
Chciała się zapytać czy planuje iść z nimi do wioski. Bała się jednak, że wystraszy go i w efekcie nie zrobi nic innego poza uratowaniem Itachiego. Sama nawet nie była pewna czy chce wrócić do wioski. Przecież miała od niej trzymać się z daleka, ale nie znała innego miejsca, gdzie była szansa na uleczenie chłopaka.
-Jestem glodny. –Kei mruknął nieśmiało, podchodząc do Sakury.
-Za godzinę powinniśmy zatrzymać się w jakieś wiosce i coś zjeść. Jestem pewna, że twój wujek zapłaci za jedzenie.
-Dlaczego?- Brunet spytał się zaskoczony.
-Wreszcie uprowadziłeś nas, zabiłeś prawie jego ojca, a teraz jako przykładny wujek powinieneś dać coś bratankowi. Nawet jeśli to zwykła miska zupy.
-I niby czym mam zapłacić?! Nie mam pieniędzy!- Wydarł się poirytowany zaciskając dłonie na rękawach koszuli.
-Doprawdy? Jestem pewna, że jakaś kobieta chętnie da ci kilka monet za twoje ciało.
-Chyba żartujesz?!
-A wyglądam na taką?
-Nie.- Odparł zrezygnowany, spuszczając głowę w dół.
Definitywnie jego życie nie było proste.
Po chwili dziewczyna roześmiała się głośno, z trudem podtrzymując Itachiego, który uśmiechał się tylko pobłażliwie. Kei nie rozumiejąc właściwie co się dzieje, przyłączył się do ogólnej wesołości, dobijając jeszcze mocniej młodszego z braci.
-Nie wierzę, naprawdę sprzedałbyś swoje ciało za jedzenie?- Mówiła przez śmiech, próbując zwalczyć łzy w oczach.
-Wolałbym nie.
-Gdzie twoja duma Uchiha?
-Poszła i umarła w momencie, kiedy przerwałaś nasz pojedynek.
-Huh, czyli zrobiłam coś dobrego.- Uśmiechnęła się dumnie, puszczając Itachiego, który miał na tyle siły, by iść samemu.
-Co w tym jest niby dobre?
-Słuchaj Sasuke. Bez obrazy. Ale twój sposób bycia był irytujący. Nigdy nie myślałeś o innych, zawsze tylko o sobie i swoim celu. To bolało. Byliśmy drużyną, ale dla ciebie to było bez znaczenia. Chciałam się trochę z tobą podrażnić, ale widzę, że kompletnie straciłeś zapał i dumę. To, że nie zabijesz Itachiego nie oznacza, że twoje życie się skończyło. Musisz po prostu otworzyć serce na inne rzeczy.
I po raz pierwszy zobaczył jej piękny uśmiech, który spowodował, że jego serce zabiło mocniej. Pamiętał to uczucie. Nawet jeśli nigdy jej tego nie okazał, była dla niego ważna, podziwiał jak szybko łapie techniki. W jakimś stopniu jej ufał i nie chciał, by skończyła jak on. Poznając jej oschłą naturę, tą dziwną wrogość, był przerażony. Nie taką Sakurę znał. Teraz zaś widząc jej dawny uśmiech. Tak, uśmiech, który pokochał poczuł, że wszystko wróciło do normalności.

***

Siedziała w gabinecie Hokage słuchając brunetki, która spanikowana opowiadała jej przez co musieli przejść przez jej lekkomyślną decyzję. Próbowała zwalczyć senność i nie wyrwać się z argumentami, że jej decyzja była jak najbardziej racjonalna. Cudem udało się jej wybłagać o miejsce w szpitalu dla Itachiego, choć był strzeżony przez sporą liczbę członków Anbu. Na szczęście pozwolono Kei’owi być przy ojcu. Sasuke zaś został momentalnie zaciągnięty przez Kakashiego w miejsce nieznane. Ona zaś przyszła do gabinetu i czekała aż jej mentorka wróci ze szpitala.
W czasie tego całego zamieszania mogła zastanowić się, co zrobić po wyjściu. Co powiedzieć Naruto? Rodzicom? Ino? Kakashiemu? To wszystko było dla niej dziwne. Nie myślała o powrocie do wioski, a teraz gdy tu jest, jakoś niespecjalnie chciała już uciekać.
Drzwi otworzyły się z hukiem, wyjawiając przed nimi blondynkę, która była blada i wyraźnie podenerwowana. Sięgnęła po swoją sake i wypiła wszystko duszkiem.
Sakura zagryzła dolną wargę, czując w kościach, że Hokage nie ma dla niej dobrych wiadomości.
-Haruno.- Tsunade powiedziała wreszcie ochrypłym głosem. Dała ręką znać, by Shizune zniknęła za drzwiami i zostawiła je same.
-Tak?
-Nie będę ci mówić o tym, co się działo, gdy ciebie nie było. Shizune pewnie wystarczająco dużo powiedziała. Może nawet za dużo.
-Można tak powiedzieć.
-Wróciłaś i przyprowadziłaś ze sobą braci Uchiha. W dodatku za jednym się stawiłaś całą swoją osobą. W każdej innej wiosce byłby od razu zamknięty w więzieniu, a nie w szpitalu.
-Wiem. Dlatego wróciłam tutaj.
-Sprytna jesteś. W dodatku zagrałaś nam na emocjach z tym dzieciakiem. Jak możemy odmówić, widząc mordę tego chłopca? Nie możemy. Wreszcie nie jest niczemu winien. – Sakura uśmiechnęła się tylko znacząco. Nie sądziła, że tak szybko zostanie rozgryziona.- Dobrze zagrałaś swoimi kartami. Ale teraz mi powiedz. Co zamierzasz zrobić z tym chłopcem? Chcesz go oddać pod opiekę Sasuke? Wiesz, że będzie pod obserwacją, jeśli oczywiście wydostanie się z rąk Naruto.
-Nie rozumiem? Po co mam zajmować się chłopcem? Ma ojca od tego.
-Ojca? Tak, miał, 15 minut temu. Itachi Uchiha zmarł w szpitalu. Nie zdołałam go uratować.
Sakura poczuła jak ciemność pokrywa jej umysł blokując racjonalność. Łzy spływały jej po policzkach, a ona sama skuliła się łkając spazmatycznie. Nie tak miał wyglądać jej plan. Miała mu pomóc!
-Dobrze postąpiłaś z nim. Podarowałaś mu kilka dni normalnego względnie życia, ale jego ciało było zbyt wyżarte przez chorobę. Nic się nie dało zrobić. Przykro mi.
Głos Tsunade do niej dochodził jak przez mgłę. Miała ochotę krzyczeć, zaprzeczać i błagać kogokolwiek, by uratował starszego Uchihe. Nie dlatego, że zasługiwał na życie czy było jej go żal. Chodziło przecież o małego Kei’a, o chłopca, który miał tylko swojego ojca, który nawet nie wiedział kim byli jego rodzice. Chciała uratować jego uśmiech! Zazgrzytała zębami, czując ogarniającą ją pustkę.
-Naprawdę jestem bezużyteczna…- Szepnęła pod nosem, pozwalając sobie na pęknięcie. Nie chciała już walczyć z rozpaczą. Chociaż tyle mogła zrobić dla Kei’a. Zapłakać za jego ojcem i szczęściem, które mieli dzielić.

***

-Sasuke! To naprawdę ty!- Blondyn wbiegł do pokoju tryskając entuzjazmem.
-Taa.. Też miło cię widzieć. – Odparł kiwając leniwie ręką.
Nie wiedział jakim cudem zapomniał o istnieniu Naruto i tego, co go czeka po powrocie. Jak ma się teraz zachować, skoro jeszcze niedawno mu bredził, że ma sobie darować ich przyjaźń?
-Co tutaj robisz? Mówiłeś, że nie wrócisz do wioski zanim nie zabijesz brata.- Usiadł naprzeciw niego, nie orientując się kompletnie w sytuacji bruneta.
-No tak… Tak mówiłem. Słuchaj Naruto, jestem teraz przesłuchiwany przez Anbu jakbyś nie zauważył…
-I co z tego? Nie ma tu nikogo póki co. Możemy pogadać!
Westchnął czując, że nie wygra. Jego życie nie było ani trochę łatwe. A przecież plan był prosty. Znaleźć i zabić. Zapomniał o tym, co robić po zabiciu albo przy niezabiciu.
Drzwi się otworzyły ujawniając w progu Kakashiego. Podrapał się w głowę, pokazując, by Naruto wyszedł z pokoju. Blondyn skrzywił się w proteście, jednak widząc oschłą twarz nauczyciela wyszedł posłusznie, szepcząc przyjacielowi, że jeszcze wróci.
-Itachi nie żyje. – Kakashi powiedział spokojnie siadając na krześle.


Rozdział 20

Zemsta. Ile nią żył? Odkąd tylko zobaczył śmierć swojej rodziny, nie potrafił skupić się na niczym innym, niż na myśli o pomszczeniu ich. Gardził wszystkimi, a szczególnie tymi, którzy mieli łatwe życie, którzy mieli wszystko, czego on nie miał. Gardził też idiotami. I oto wylądował w jednej drużynie z idiotą i dziewczyną, która miała to, co mu zostało odebrane oraz nauczycielem, który zdawał się wszystko traktować na pół gwizdka. Nieważne jak trenował, jak próbował, to zawsze miał wrażenie, że stoi w miejscu. Nawet nauka nowych technik nie przynosiła ulgi. Cel ciągle się oddalał.
No i po drodze zgubił zapał do szukania swojego brata i zabicia go. Jakoś za mocno skupił się na życiu drużyny 7, a rywalizacje z Naruto były dobrym sposobem na rozluźnienie mięśni.
I kiedy wydawało mu się, że droga zemsty nie jest jego jedynym wyjściem, pojawił się Orochimaru i na nowo mu przypomniał kim jest. Mścicielem. No i poszedł zostawiając szczęście za sobą. Nigdy nie myślał co będzie, gdy zemsta się wypełni. Może nawet nie spodziewał się, że tego dożyje?
Teraz stojąc nad zwłokami swojego brata, nie potrafił się cieszyć. Nie dowiedział się prawdy. Nie on go zabił, tylko choroba. Jakoś wszystko poszło nie w tym kierunku co trzeba. W dodatku spędzi trochę czasu na obserwacji. Nic w sumie dziwnego, gdy się jest zdrajcą wioski.
Jego głównym zmartwieniem jednak stał się chłopiec, który był synem jego brata. Nieobecny przy zwłokach ojca, został gdzieś umieszczony. Zapewne w rodzinie zastępczej. Nie wiedział, co z nim zrobić. To nie tak, że się spodziewał, że jego brat zrobił komuś dziecko, z drugiej strony wiedział już jako mały chłopiec, że Itachi i Keiko mają dziwną więź. Zazdrościł im tego podświadomie.
A teraz nie był pewien, czy uda mu się stworzyć więź z Kei’em. Czy jego serce jest gotowe żyć czymś innym niż zemstą?

***

Przykryła go kocem, głaszcząc po włosach. Spoglądał na nią z przymrużonych oczy, walcząc ze zmęczeniem. Podpuchnięte, czerwone oczy sygnalizowały, że jeszcze niedawno płakał histerycznie, zupełnie jak ona.
Jej rodzice nie byli pewni, czy jest gotowa na zaopiekowanie się młodym chłopcem, ale ona się uparła. To był jej obowiązek. Nie chciała go oddać tak po prostu Sasuke i spoglądać, jak chłopiec zamienia się w nic nieczującą maszynę do zabijania. Chciała uratować jego uśmiech. Sama może nie da sobie rady, ale ma rodziców, ma także Naruto. On powinien wiedzieć jak  ocalić Kei’a od mroku.
Zastanawiała się także, czy powinna iść do Sasuke i zobaczyć jak się czuje. Nie wiedziała, czy wiadomość o śmierci brata w jakimś stopniu nim wstrząsnęła, ale definitywnie nie obeszła się bez reakcji. Jedynym problemem było to, że się bała. Bała się swojego serca, tego że znowu będzie zachowywać się jak zakochana idiotka, niewiedząca co naprawdę mówi. Nie chciała mu dawać kolejnej szansy. Miał już ją, kiedy byli drużyną, i z niej nie skorzystał, dlaczego miałaby się nad nim litować? Bo jest samotny? Bo prawdopodobnie jest zagubiony w nowym świecie bez brata, którego ma zabić?
-Kei, muszę iść do Hokage na moment, ale wrócę, dobrze?
Kiwnął głową, zamykając oczy. Poddał się swojemu zmęczeniu i pozwolił sobie na sen. Momentalnie przy nim pojawiła się Keiko z przygnębionym wyrazem twarzy. Sakura zastanawiała się czy powinna się uśmiechnąć jakoś pokrzepiająco, ale nie miała na to siły.
-Dziękuję, że zaopiekujesz się moim synem.
-Nie ma za co. Nie mogłabym go zostawić samego.
-Dziękuję.
Wyszła z pokoju, czując się dziwnie. Rozmowa z duchem na pewno nie była czymś normalnym i nadal budziła w niej dreszcze.
Przez całą drogę do gabinetu zastanawiała się o powód, dla którego została wezwana. Wydawało jej się, że powiedziała już wszystko, co wiedziała i nawet Tsunade wyglądała na zadowoloną z informacji.
Zapukała do drzwi, czekając na jakiś odzew. Gdy pod drugiej stronie usłyszała spokojne „wejść”, otworzyła drzwi, wchodząc do środka. I wtedy poczuła jak krew ucieka z jej ciała. Przed biurkiem hokage stał Kakashi, a obok niego Mayu. Mayu, którą zostawiła samą sobie. Jeśli sądziła, że śmierć Itachi’ego to jedyna zła wiadomość, to teraz była pewna, że prawda jest znacznie gorsza. Podeszła do nich niepewnie. Starając się nie patrzeć na dziewczynę, która stała spokojnie przy jej nauczycielu.
-Sakura, znasz tą dziewczynę?- Blondynka spojrzała na nią zaciekawiona, podpierając podbródek na dłoniach.
Kiwnęła twierdząco głową, bojąc się powiedzieć cokolwiek.
-To teraz może mi powiesz, co powinnam z nią zrobić? Bo z tego co nam mówiła, nie ma już rodziny, ani domu.
Westchnęła czując rosnącą presję. Mogła się spodziewać, że zostanie obarczona kolejnym obowiązkiem. Jeśli był tutaj Kakashi, to oznaczało, że Mayu naprawdę miała jakieś umiejętności w sztuce shinobi, co wcale nie ułatwiało jej znalezienia języka, by odpowiedzieć na pytanie mentorki. Bo miała ochotę krzyknąć, by ją odesłali gdzieś daleko. Nie mogła tego zrobić. Zagryzła dolną wargę, mając dość cichej presji nakładanej na nią.
-Może zostać z moją rodziną.
-Naprawdę?- Hokage uśmiechnęła się zwycięsko, wstając z miejsca.- Wiedziałam, że mam odpowiedzialną uczennicę. Mam nadzieję, że ułożycie sobie życie.
-Jestem co do tego pewna.- Odpowiedziała słabo, spoglądając kątem oka na roześmianego Kakashiego.

***

Pogwizdywał wesoło robiąc zakupy. Nie mógł uwierzyć, że jego przyjaciele wrócili. Wreszcie drużyna 7 wróci do normalności. Nie wiedział, co stanie się z Sai’em, ale jakoś nie bardzo go to obchodziło. Zawsze go wyzywał i denerwował, było w nim trochę z Sasuke, ale przecież nim nie był. No i szpiegował dla Danzou. Nic do niego osobiście nie miał, ale wolał trzymać się od niego z daleka.
Miał ochotę porozmawiać z Sakurą, wypytać się, co ją skłoniło do takich decyzji, ale machnął na to ręką. Nie sądził, by mu cokolwiek powiedziała. Była zajęta od powrotu własnymi sprawami. Musiał uzbroić się w cierpliwość i poczekać, aż sama będzie gotowa mu powiedzieć prawdę.
Gdyby jeszcze sprawa z Akatsuki wyjaśniła się tak prosto i nie musiałby nikogo zabijać, ani nikt inny nie musiałby ginąć. Pewnie byłoby to za piękne, ale jemu by to nie przeszkadzało. Lubił wyzwania, ale zadawanie śmierci komukolwiek nie jest najlepszym rozwiązaniem. Niczego też nie zmienia.
-Naruto-kun!- Brunetka podbiegła do niego zdyszana i zaczerwieniona.
Uśmiechnął się na jej widok, kładąc rękę na ramieniu, by ją jakoś uspokoić.
-Hej Hinata. Co się stało?
-Podobno Uchiha Itachi nie żyje. Słyszałeś o tym?
-Nie… Wczoraj wieczorem rozmawiałem z Sasuke, a później wróciłem prosto do domu. Czyli umarł? Pewnie Sasuke czuje się teraz lepiej, dopełnił swojej zemsty…- Mruknął cicho, nie będąc pewnym własnych słów.
-Może i tak, ale słyszałam, że Itachi miał syna, którym będzie zajmować się Sakura.
-Sakura?! Dlaczego nie Sasuke?- Spojrzał na nią zaskoczony, nie mogąc sobie wyobrazić przyjaciółki w roli matki.
-Nie wiem. Mówię ci tylko to, co usłyszałam od brata Neji’ego.
-Kłopotliwa sytuacja.
Zaśmiała się pod nosem, wkładając mu do koszyka kilka owoców.
-Z czego się tak śmiejesz?
-Zabrzmiałeś jak Shikamaru.
-Myślisz? Może staje się tak samo mądry jak on?
Odwróciła wzrok bojąc się odpowiedzieć na to pytanie. Naruto westchnął z rezygnacją, wiedząc doskonale, że było to marzenie nie do zrealizowania. Podszedł z koszykiem do kasy, nie mogąc uwierzyć w to, co się dzieje wokół niego. Chciało mu się w pewnym sensie śmiać.
Gdy wyszli ze sklepu, ruszyli w stronę jego mieszkania. Cisza była wyczuwalna, ale nie drażniła ich w żaden sposób. Dobry nastrój nadal nie opuszczał blondyna, który miał już przy sobie wszystko, czego potrzebował.
-Naruto-kun?
-Hm?
-Mogę ci coś powiedzieć? Nie bierz tego tak do siebie, dobrze?
-Jasne. Możesz mi powiedzieć co tylko chcesz!
Zaśmiała się cicho, szykując się mentalnie na rozmowę z nim.- Bo wiesz, Naruto-kun, odkąd cię tylko spotkałam… Bardzo cię polubiłam. Z czasem ze zwykłej sympatii, przerodziło się to w coś więcej. To, co chcę powiedzieć, to, że… Um… Kocham cię.
Zatrzymał się raptownie, wpatrując się w nią z niedowierzaniem. Jeszcze nikt nigdy nie wyznał mu uczucia. Żadnego poza niechęcią czy nawet nienawiścią. Przełknął z trudem ślinę, nie wiedząc, co ma odpowiedzieć. Przecież kochał Sakurę przez całe swoje życie… prawda?
Brunetka uśmiechnęła się łagodnie, odwracając się od niego i kontynuując swoją drogę. Zaskoczony śledził ją wzrokiem, nie rozumiejąc, czemu nie wymaga od niego odpowiedzi. I kiedy widział jak się oddala od niego, poczuł jak jego serce ogarnia jakiś ból.
-Hinata!- Podbiegł do niej, uważając, by nie zgubić żadnej siatki.- Ja nie wiem, znaczy nie jestem pewien… Do tej pory sądziłem… Zawsze myślałem… Kurde, nie jestem w tym dobry… W każdym razie. Nie wiem, czy to, co czuję do ciebie to miłość. Nie mogę ci jeszcze odpowiedzieć tym samym, ale… Jestem pewien, że nie jesteś mi obojętna. Chcę byś była przy mnie i spowodowała, żebym się w tobie zakochał.
Uśmiechnęła się, kładąc mu dłoń na jednym policzku, a na drugim złożyła delikatny pocałunek. On zaś zarumieniony wpatrywał się w nią, mając wrażenie, że jego serce już dawno go opuściło.
Przecież całe życie kochał Sakurę, prawda?

***

-Słuchaj, przepraszam za to, co się stało. Spanikowałam. Twój brat zginął i czułam się w rozsypce. Cieszę się, że radzisz sobie całkiem dobrze. Jestem pewna, że Kakashi ci pomoże.- Mówiła podenerwowana kierując się w stronę domu.
Mayu milczała nie wiedząc, co ma powiedzieć. Czuła, że Sakura nie jest zadowolona z obrotu spraw, ale co ona mogła zrobić? Została siłą przyprowadzona do tej wioski, więc ktoś musiał się nią zająć.
Nagle przed nimi pojawił się brunet, wyraźnie przybity, uciekający wzrokiem gdzieś w bok. Z perspektywy Mayu był całkiem przystojny, ale Sakura westchnęła ciężko zatrzymując się. Nie wyglądała na zadowoloną z tego spotkania.
-Czego chcesz?
-Gdzie Kei?
-Po co ci to wiedzieć? Dobrze wiesz, że nie dostaniesz praw do opieki nad nim.- Mówiła z wymuszonym spokojem, zaciskając mocno dłonie.
-Jest moim bratankiem! Mam do niego prawa!
-Nie masz żadnych praw. A ja nie pozwolę ci zrobić z niego twoją kopię. Nie zasługuje na to!
Mayu podniosła pytająco brwi. Nie mogła ukryć, że czuła się wyjątkowo niekomfortowo w ich towarzystwie. Rozejrzała się po okolicy, szukając jakiejś kawiarenki, gdzie mogłaby przeczekać burzę. Gdy wreszcie znalazła skromny bar, ruszyła w jego stronę mamrocząc pożegnanie pod nosem, ale żadne z nich nawet nie zwróciło na nią najmniejszej uwagi.
-Oszalałaś?! Chcę dla niego jak najlepiej!
-Akurat. Pewnie zaczniesz wymyślać nowe rzeczy do pomszczenia i pociągniesz go ze sobą!
-Za kogo ty mnie masz?!
-Za idiotę!
-No dziękuję bardzo! Skoro jestem takim idiotą, to ty jesteś jeszcze większą idiotką!
-Że co proszę?!
-Dobrze słyszałaś!- Spojrzał jej w oczy, zaciskając szczękę w podenerwowaniu. Nie tak miała wyglądać ich rozmowa.- Wyznałaś mi miłość, czyż nie?! Skoro kochasz takiego idiotę jak ja, to ty jesteś jeszcze większą idiotką!
-Przepraszam, ale wtedy nie widziałam tego. Byłeś geniuszem, a nie idiotą! Skąd pewność,  że nadal cię kocham?!
Widział jak warga jej drży pod wpływem emocji, a brwi marszczą się w gniewie. On sam otwierał kilkakrotnie usta, by odpowiedzieć jej na pytanie. Nie miał argumentów na swoją opinię. Zacisnął dłonie, próbując wymyślić coś racjonalnego, ale wtedy jego ciało zadziałało samo.
Chwycił jej twarz w dłonie i przyciągnął do siebie złączając ich usta w pocałunku. Sakura otworzyła szerzej oczy ze zdumienia, podniosła ręce, by go odepchnąć, ale jej serce ją zdradziło i zamiast tego oplotła je wokół jego szyi.

***

Kei siedział przy stoliku rozwiązując zadania z książki. Obok niego Sasuke popijał herbatę i obserwował go, czekając aż chłopiec zwróci się do niego o pomoc. W domu panowała absolutna cisza, przerywana tylko stukaniem pióra o papier i ich westchnięciami. Za oknem, na gałęzi drzewa, siedział członek anbu, wpatrujący się w działania bruneta. Sasuke już jednak przywykł do jego obecności tak bardzo, że przestał zwracać na niego uwagę.

***

Mayu siedziała w klasie, wpatrując się ze znużeniem na dzieciaki przed nią. Nie rozumiała dlaczego musi uczęszczać do akademii, jednak podobało się jej to. Gdyby tylko miała jakichś rówieśników, z którymi mogłaby porozmawiać. Powoli uczyła się kontrolować swoje umiejętności i swoją agresję. Zaczęła też pomagać w domu swojej siostry, co spodobało się wyraźnie ich rodzicom. Nadal jednak miała problemy z zaakceptowaniem panoszącego się niekiedy ducha matki Kei’a.
Wypuściła ze świstem powietrze uśmiechając się nieznacznie pod nosem. Pogoda naprawdę była piękna.


***

Hinata szła przez miasto z zakupami, wpatrując się w niebo. Nie mogła się doczekać powrotu Naruto z misji. Miała nadzieję, że uda mu się pokonać Akatsuki.
Potrząsnęła głową wypędzając ponure myśli. Nie mogła uwierzyć, że blondyn chciał odwzajemnić jej uczucie. Czuła się dziwnie, gdy zaczął bardziej zwracać na nią uwagę, ale przywykła do tego z czasem.
Uśmiechnęła się pod nosem, przystając z boku, by nie blokować nikomu drogi. Starła z czoła pot, wpatrując się w tętniącą życiem ulicę. Wszystko było takie normalne, jakby wszystkie konflikty i zagrożenia nie były realne. Były tylko senną marą. Chciała, by tak było. Życie byłoby dużo łatwiejsze.

***

-Słyszałem, że dałaś szansę Sasuke.
-Taa? Od kogo?
-Od niego. Dziękuję, Sakura.
-Pacan.- Fuknęła pod nosem, przyśpieszając.- Za co mi właściwie dziękujesz?
-Za to, że dałaś mu nowe życie.
Uśmiechnęła się pod nosem, spoglądając w niebo.

Dobrze było być w domu.


The End

20 komentarzy:

  1. Anonimowy7/19/2021

    Hejeczka,
    komcik do pierwszego rozdziału, podoba mi się że całość można tak przeczytać, ale jak się ma ograniczony czas to muszę dzielić, a poza tym tak jest i dla mnie lepiej...
    wspaniale, czyżby na tej wyprawie po śmieci spotka Sasuke, oj Naruto jak się dowie to bardzo to przeżyje...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy8/02/2021

    Hejeczka,
    i rozdzialik drugi...
    wspaniale, wyobraźiłam sobie Sakure pod czas tego krzyku "coś ty nagadał swojej siostrzycce" że go wali przy okazji po glowie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy9/03/2021

    Hejeczka,
    no i trzeci rozdzialik...
    mam wrazenie z2e osobę którą opisywał Aki z tej wioski lwa to może być Sasuke... niech pogłębia wiedzę z tym mogę się zgodzić, ale ale niech pamięta że nie jest już shinobi...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Anonimowy10/04/2021

    Hejeczka,
    i czwarty rozdzialik za mną...
    no proszę, proszę wpadła na Naruto... może gdyby jednak z nim porozmawiała zrozumiał by jej decyzję...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimowy11/07/2021

    Hejeczka,
    i piąty rozdzialik za mną...
    wspaniale, ciekawa jestem reakcji Naruto nie widział jej ale wie że to ktoś kogo zna, a Sasuke czyżby coś miało się zdarzyć bo ta reakcja...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Anonimowy12/14/2021

    Hejka,
    i rozdział szósty za mną już...
    wspaniale, energiczna staruszka jak się okazuje... Naruto taki stęskniony a tutaj taki cios...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Anonimowy4/06/2022

    Hejeczka,
    i rozdział siódmy teraz...
    och, Aki nie żyje buuu... takie to smutne, nasz Naruto trenuje, rośnij w siłę...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  8. Anonimowy7/28/2022

    Hejeczka,
    i rozdział ósmy...
    wspaniale, ciekawe kim jest ten człowiek, jeśli to prawda to posiada wielką moc, coś mi się zdaje, że jest już dość blisko do spotkania Sasuke i Sakury, bo ten wyrusza do tej wioski...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  9. Anonimowy12/12/2022

    Hejeczka,
    i rozdział dziewiąty za mną...
    wspaniały rozdział, jest jednak taki okrutny jak by sie wydawalo, troszczy się o siostrę jednak ma na uwadze i innych... czemu Naruto jest wciąż geninem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  10. Anonimowy1/08/2023

    Hejeczka,
    i rozdział dziesiąty za mną...
    cudnie, Seeiki i inne oblicze no pięknie a Sakura powoli się w nim zakochuje, wiesz co powiem mam nadzieję jedynie że nie zginie on jak i Mayu...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  11. Anonimowy2/19/2023

    Hejeczka,
    i rozdział jedenasty...
    wspaniale, Sasuke zakochany w Sakurze och no to bedzie ciekawe, bo jednak Seeiki może zacząć coś do niej czuć...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  12. Anonimowy3/10/2023

    Hejeczka,
    i rozdział dwunasty już...
    och zapomnialam pod poprzednim napisać uchiha utopiony w czekoladzie to bylby wspanialy zajaczek czekoladowy z niego... ale Sai zdradził czy ma misję...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  13. Anonimowy3/29/2023

    Hejeczka,
    i rozdział trzynasty...
    wspaniały rozdział, Kei jest synem Itachiego tylko wlasnie mieszkają w Konoha, Sakura i Kyischi aby nic im się nie stało i wszyscy wrocili z walki...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  14. Anonimowy4/13/2023

    Hejeczka,
    i rozdział czternasty...
    wspaniale, dlaczego Kyoshi musiał zginąć buuu a co teraz z Sakurą... ale i co zrobi Sasuke zabił Orochimaru i teraz będzie brata szukał...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  15. Anonimowy5/16/2023

    Hejeczka,
    i piętnasty rozdział już teraz...
    cudnie, och Sakura spotkała Keia, ale no jak Itachi mógł zostawić syna samego... mam nadzieję, że Dasuke nie dokona zemsty... och no i brawo Hinata nie zemdlałaś...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  16. Hejeczka,
    no i część szesnasta...
    wspaniale, mam nadzieję że Sasuke nie dokona zemsty na Itachim że wyjaśnia prawde sobie... Kei ma niezwykłe oczy ale czy i odziedziczył po Itachim sharingana?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  17. Anonimowy6/23/2023

    Hejeczka,
    i cześć siedemnasta za mną...
    wspaniale, nie, nie niech Sasuś nie zabija Itachiego... Naruto przestał się interesować że czegoś mu nie mówią czy treningiem... och nie ma co się dziwić że Hinata skończyła jak skończyła gdy zobaczyła pół nagiego blondyna... ;)
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  18. Hejeczka,
    i część osiemnasta za mną...
    wspaniale, mam nadzieję że Itachi przeżyje, oj biedny Kei ale Sakurze udało  się przybyć na czas...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  19. Anonimowy7/30/2023

    Hejeczka,
    i rozdział dziewiętnasty...
    wspaniały rozdzialik, och Sasuke miał myśli aby zabić i Kei'a, Itachi nie żyje a co z chłopcem? i prawda o wybuciu klanu nie wyjdzie na jaw a narua tak spokojnie na Sasuke zareagował
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  20. Anonimowy8/13/2023

    Hejeczka,
    i rozdział dwudziesty za mną...
    wspaniałe zakończenie tego opowiadania, Sasuke jednak myśli o kei'u ale bardzo zaskoczyl mnie ruch Sasuke z pocałowaniem Sakury... no i Hinata brawo wyznałaś swoje uczucia...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń