wtorek, 10 grudnia 2013

diabeł II

10. Graviora manent


Spoglądała na niego uważnie. Od odwiedzin narzeczonej jego przyjaciela wyraźnie przygasł, jakby stracił całą wolę do dalszej walki o bycie zdrowym. Dodatkowo pozostało im nie więcej niż dwa miesiące ćwiczeń, tylko tyle zostało opłacone.
Chciała z nim porozmawiać, wesprzeć go jakoś, ale ona sama walczyła ze swoimi problemami. Każdego dnia coraz ciężej jej było znosić własnego narzeczonego. Irytował ją jego sposób bycia, ta jego obojętność, nie wydawał się zbyt zainteresowany jej osobą. Spoczął na laurach tylko dlatego, że zgodziła się za niego wyjść. A ona? Pragnęła innego mężczyzny, chciała by ją dotykał w sposób jak nikt dotąd, chciała znowu drżeć pod nim i nie widzieć nic poza białym pasmem rozkoszy. Przerażało ją to. Nie chciała zdradzać kogoś, kto zawsze wydawał jej się idealny. Może nie z wyglądu, ale jego chart ducha, jego wewnętrzna siła powodowała, że i ona miała ochotę walczyć o swoje szczęście i marzenia. Tylko, że to uczucie powoli umierało i nie wiedziała jak to powstrzymać.
-Powinieneś coś zjeść. Twój organizm potrzebuje witamin i składników odżywczych, by się odbudować.- Powiedziała ze sztucznym entuzjazmem przystając przy nim. –Jestem pewna, że przez te dwa miesiące uda nam się zrobić spore postępy.
Spojrzał na nią otępiale jakby nie rozumiał, co właśnie powiedziała, a może czuł wewnętrzną ochotę wyśmiania jej? Nie potrafiła go odszyfrować, był sporą zagadką.
-Po co? Nikt na mnie nie czeka tam na zewnątrz.- Wzruszył ramionami, odkładając tacę z jedzeniem na bok.- Sądziłem, że jak wyjdę, Naruto mi pomoże jak zwykle zresztą. Był moim cieniem, chronił mnie przed wszystkimi, nigdy mi niczego nie bronił, ale starał się ustrzec przed konsekwencjami mojego życia. Dlatego, mimo że byłem wściekły, że pozwolił mi żyć z takim ciałem, to gdzieś w środku wierzyłem, że wrócę do Naruto i on mi pomoże ułożyć życie na nowo. Mojego domu pewnie już nie ma, a raczej nie należy do mnie. Do pracy nie mam co wracać, Kakashi dba o to, by nie przyjmować byłych zawodników do drużyny. Nie mam nikogo.
-A rodzina? Przecież pan Uzumaki to nie jedyna pańska rodzina, prawda?
Prychnął pod nosem, pokazując jej obolałe oblicze człowieka, który zaczyna żałować swoich czynów, który uświadomił sobie jak głęboko w piekło zaszedł bez przewodnika.
-Zabiłem ich. Moich rodziców, mojego brata... Nie zostawiłem nikogo przy życiu.
Otworzyła szeroko oczy z przerażenia, cofnęła się o krok, zakrywając usta dłońmi. Gdyby nie jego chłodny ton głosu, ta aura, która dobitnie świadczyła o tym, że nie żartuje, to pewnie uśmiechnęłaby się i powiedziała, że to nic wielkiego, ale on mówił poważnie. To dlatego wszyscy ją ostrzegali. Opiekowała się potworem, mordercą bez serca.
-Jak nie chcesz się mną dalej zajmować, to mnie po prostu wypisz, i tak już się nic nie zmieni.
-O boże… Zakochałam się w samym diable…- Wymamrotała pobladła upadając na kolana łkając cicho.

***

Zawsze się zastanawiał, kiedy tak naprawdę trafi do prawdziwego więzienia. Tylko będąc z Hinatą jakoś niespecjalnie się tym męczył i miał nadzieję, że jednak nie będzie musiał spędzić swojego życia w tak ponurym miejscu.
Znalazł się w izolatce. W skrzydle dla najgorszych przestępców, tutaj nie było pedofili, złodziei, partyzantów i innych kryminalistów, którzy mimo wszystko nie są aż tak niebezpieczni dla społeczeństwa. Tacy jak Naruto z wieloma morderstwami na karku siedzieli w osobnej celi, pozbawieni jakichkolwiek przywilejów. Jeśli wychodzili na zewnątrz, to tylko, by wykonywać jakąś pracę fizyczną. W momencie wydania wyroku stracili miano człowieka.
-Mogliby pozwolić mi chociaż list napisać. Chciałbym wytłumaczyć wszystko Hinacie… Ale może Neji ma rację i będzie dużo szczęśliwsza beze mnie. Znajdzie jakiegoś porządnego faceta, który pokocha ją i nasze dziecko, da jej ciepły kochający dom…- Ugryzł się w dolną wargę, czując jak wszystko się w nim buntuje przeciwko samej myśli, że jakiś inny mężczyzna będzie trzymał w ramionach jego kobietę. – Kogo ja oszukuję?! Znowu zamkną ją w tym domu jak jakiegoś pieprzonego kanarka! Dadzą jej pierwszego lepszego faceta, który zgodzi się żyć pod ciągłą kontrolą jej rodziców. Znowu będzie tylko lalką na pokaz…
-Ej, nowy, zamknij się!- Szorstki męski głos odezwał się z holu, wzbudzając chichot u innych.
-Będę robił co chcę, kutasie.- Odparł zirytowany, spoglądając z niechęcią na drzwi.- Sześć miesięcy tutaj… Cholera…
-Robić to se możesz, tylko zobaczysz później, co to znaczy zadzierać ze starszymi.
-Co, wydupczysz mnie?
Usłyszał głośny śmiech, który zaraz był zagłuszany przez walenie pałek o drzwi i wrzaski strażników.
-Młody, uważaj… Bo nie tylko twój lśniący zadek będzie w zagrożeniu.
Naruto prychnął pod nosem, układając się wygodnie na swojej pryczy. Wszystko wokół było miałkie, bez kolorów, zupełnie jak jego przeszłość. Nadal nie wiedział, dlaczego zdecydował się zostać przyjacielem Sasuke, dlaczego tamtego wieczora nie wezwał nikogo, dlaczego mu na to wszystko pozwalał. Może to było współczucie i litość. Wiedział, że brunet w głębi serca jest bardzo samotny. A może targała nim nadzieja, że jeśli będzie przy nim, to prędzej czy później znudzą mu się te morderstwa?
Potrząsnął przecząco głową, wyklinając swoją głupotę. Powinien być bardziej egoistyczny i po prostu zostawić Sasuke samemu sobie, ale nie potrafił. Nie mógł zostawić go samego.
-Naprawdę jestem kretynem… Ale czy to aż takie złe, że sądziłem, iż w każdym człowieku jest dobro, tylko trzeba je z niego wydostać? –Szepnął pod nosem, zaciskając powieki, próbując zmusić się do snu. To będą najdłuższe miesiące jego życia.

***

Dziewczyna unosiła się i opadała rytmicznie, ubrana jedynie w obrożę z łańcuchową smyczą. Spojrzał na swój niebieski drink, mając wrażenie, że zaraz to wszystko zwróci z naddatkiem, to nie tak miało być. A jednak siedział w tym barze z kilkoma innymi derbowcami, którzy gwizdali na widok tego, co robi ich świeżo upieczony lider. Mało kto zaczyna karierę od uprawiania seksu z najdroższą prostytutką w mieście. Jednak dla Sasuke to nie był żaden problem, kobiety same do niego lgnęły. Blondyn był nawet przekonany, że kobieta nic nie weźmie za noc rozkoszy. Zakładając, że przeżyje.
Słyszał jak jęczy i krzyczy, kątem oka widział jak drży pod wpływem orgazmu, kolejnego w ciągu tej godziny. Brunet za to nie wydawał się ani trochę zmęczony, co zaczynało drażnić resztę. Każdy miał ochotę na numer z nią.
-Wy tak seryjnie jesteście przyjaciółmi?- Barczysty szatyn usiadł przy nim, szczerząc się.
Naruto nie był głupi, przerabiał to już miliony razy. Faceci przychodzili do niego z tą samą gadką. Wszystko po to, by wreszcie wyrwać lalkę z rąk bruneta. Czasem strasznie go to wkurzało, bo nie rozumiał, czemu się tak ludzie go boją, ale z drugiej strony, to był Sasuke, powinni się go bać.
-Jesteśmy. Trudne do uwierzenia, nie?- Uśmiechnął się krzywo wstając leniwie z miejsca.- Pogadam z nim.
-Dzięki stary!
W barze było pełno innych kobiet. Każda z nich tylko czekała aż ktoś da im znać, że są chętni. Jednak wszyscy spoglądali tylko na jedną. Blondyn tego nie rozumiał, dla niego to było wszystko jedno, którą dziwkę się przeleci, każda była równie dobra. Ale z jakiegoś powodu, dziewczyny, którymi zainteresował się Sasuke, były jakąś rzadką zdobyczą. Ich status wzrastał z każdą minutą, w której były obok bruneta.
-Sasuke!- Usiadł obok niego, popijając powoli swojego drinka. Nie miał ochoty na alkohol tego wieczoru, ale nie bycie trzeźwym kompletnie mu nie odpowiadało.
-Co jest? Dobrze się bawisz?
-Powiedzmy. Może byś się tak podzielił swoją cizią?
-Podoba ci się? Dobra jest. – Uśmiechnął się drapieżnie, ściągając ją z kolan prosto w ramiona Naruto. –Baw się dobrze, ja idę znaleźć inną.
Spojrzał się ze zmieszaniem na kobietę, która wciąż trwała w swoim amoku. Wpiła się w jego usta i jeszcze szybciej znalazła jego rozporek. Musiał przyznać, że nie bez powodu była królową wśród prostytutek, potrafiła dać facetowi to, czego chciał.
Zagryzł wargę do krwi byle nie jęknąć. Nie cierpiał swojego ciała, które go zdradzało. Przecież nie chciał jej dla siebie, a jednak robił dokładnie to samo, co Sasuke. Pieprzył się z nią i było mu kurewsko dobrze. Szybko zapomniał o swoim przygnębieniu.

***

Od zawsze nienawidziła tego domu, tego pokoju. Wszystko tu było chłodne i pozbawione życia. Te krótkie chwile, gdy wychodziła na zewnątrz, były jej prawdziwym życiem, a te krótkie trzy lata spędzone przy Naruto były jej niebem.
Był jej księciem z bajki, otworzył klatkę i ją uprowadził z wieży, by dać jej szczęście. Opiekował się nią najlepiej jak potrafił, wspierał we wszystkim. Gdyby chciała od niego odejść, pewnie by nie protestował. Za bardzo ją kochał. Wiedziała o tym. Każdego dnia dawał jej to do zrozumienia. Pierwszy raz od lat czuła się potrzebna i kochana. Dzięki niemu stała się silniejsza i łatwiej jej szło realizowanie marzeń. Przy nim czuła się niepokonana.
Tylko, że bajka się skończyła. Wróciła do swojej wieży, do jej chłodu i niechęci. Rodzina nią pogardzała, była zupełnie nie taka, jaka być powinna. A jej kariera modelki to największy dla nich cios. Jej rodzina nie mieszała się w ten świat. Żyli tylko polityką i sprawami wojskowymi, a nie kulturą i zabawą.
Pamiętała jak snuła plany z Naruto, jak wyobrażali sobie poród ich dziecka, mieli nawet dla niego lub niej imię. Oczywiście w tych planach miał być obok niej podczas trudnych godzin porodu.
Nie było go.
Był tylko lekarz i położna.
A ona krzyczała i płakała, błagając kogoś, by te męki się skończyły. Zaciskała dłonie na materacu, potrzebując czyjegoś oparcia, ale odpowiadała jej cisza.
Miała rodzić w szpitalu, otoczona personelem medycznym i Naruto w jasnym białym pokoju.
Rodziła w domu, w jednym z ciemnych pokoju bez okien, z dwójką obcych ludzi przed sobą, którzy nic nie mówili. Żadnych poleceń, po prostu czekali aż urodzi dziecko i będą mogli je zabrać od niej.
Miała wychować to dziecko z Naruto. Po tym jak jej figura wróciłaby do normalnych rozmiarów, wzięliby ślub. W ich domu zawsze byłaby ciepła atmosfera, a ona na zmianę z mężem wstawaliby w nocy do płaczących dzieci.
Spędzi życie w tym pokoju, z posiłkami jak dla ptaka, czekając aż wydadzą ją za mało wpływowego sojusznika. Nie mówiąc nic o jej dziecku, bo jej dziecko będzie wychowywane u rodziny zastępczej, nigdy go nie zobaczy. Będzie tylko przedmiotem do rodzenia potomka przyszłego męża, bez prawa do głosu.
Nie otrzyma już buziaka na dzień dobry, ani kwiatów, ani tym bardziej lodów. Jej mąż nie będzie panikował i szukał informacji o końcu świata, tylko dlatego, że będzie smutna. Nie pójdzie na plażę, ani do lasu i nie będzie spoglądać na jego wygłupy.
-To chłopiec.- Usłyszała cichy głos położnej jak przez mgłę, zanim straciła przytomność.

***

Stanął na zewnątrz wdychając świeże powietrze. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz czuł się żywy, a świat nie wydawał się taki zły. Było dosyć spokojnie, jak przystało na przedmieścia, zero większego ruchu. Wiedział, że powinien iść. Gdzieś przed siebie i zacząć wszystko na nowo, ale nie miał pojęcia gdzie. Zawsze polegał na Naruto. On sam potrafił znajdować jedynie kłopoty i rzeczy, z których nie jest dumny.
-Sasuke.- Usłyszał za plecami jej głos. Drżący, pełen niepewności.
Odwrócił się do niej z pytającym wyrazem twarzy. Od momentu, kiedy powiedziała mu o swoich uczuciach, czuł się koszmarnie. Kiedyś owszem lubił rozkochiwać w sobie kobiety i rzucać je jak zabawki w kąt, to było jego małe hobby. Nie mógł jednak tego samego zrobić Sakurze. Uratowała go, dała mu siłę do walki, nie zasłużyła na to, by cierpieć przez niego.
-Nie masz dokąd pójść, prawda?
Westchnął ciężko, spuszczając głowę. Nie rozumiał jej. Czemu jest dla niego taka dobra? Przecież już zna o nim prawdę, wie jakim jest potworem, a mimo to nadal jest skora mu pomagać. Drapał się po szyi szukając wymówek, czegoś by ją uratować od siebie, ale miał pustkę w głowie.
-Mam mieszkanie, które mogę ci użyczyć…
Zdumiony, podniósł raptownie głowę, czując jak całe ciało krzyczy z bólu. Jeszcze kompletnie nie wyzdrowiał, nie powinien robić takich rzeczy.
-Sakura…- Zaczął cicho, nie wiedząc właściwie co powiedzieć, to Naruto robił to za niego.
-Wiem, ja wiem kim jesteś, byłeś, ale teraz potrzebujesz pomocy. Nie masz już pana Uzumakiego przy sobie. A to mieszkanie jest nieużywane. Mieszkam z narzeczonym, więc jak staniesz na nogi, to po prostu się wyprowadzisz.
-Nie mogę. Masz swoje życie. Nie powinnaś mnie mieszać do niego. Zapomnij o mnie.
-Dlaczego? – Spytała się poirytowana, zaciskając pięści.- Przecież jesteś potworem! Powinno ci być obojętne, co chcę robić! Przecież to nie jest taki zły układ!
-BO NIE CHCĘ CIĘ SKRZYWIDZIĆ!- Ryknął wściekły, puszczając z ramion swoją torbę. Dyszał ciężko mierząc się wzrokiem z kobietą przed nim, która otwierała i zamykała usta, nie mogąc znaleźć kontrargumentu.
Wypuścił powietrze, spoglądając na nią z niedowierzaniem. Powinna uciec, powinna zostawić go w spokoju, a nie się nad nim litować, a mimo wszystko stała tu przed nim, bliska łez, tylko dlatego, że odtrącał jej pomoc.
-Wariatka. – Mruknął cicho, chwytając ją za nadgarstki i przyciągając do siebie.
Chciała coś powiedzieć, czuł to przez napięcie jej ciała, ale mimo to pozwolił sobie na pocałowanie jej. A ona po prostu odwzajemniła ten pocałunek jeszcze bardziej go pogłębiając. 


11. Hominem quaero


To był koniec. Jej życie właśnie zmieniło swój bieg. A przecież walczyła, naprawdę się starała, żeby wszystko było jak należy. Kochała go przecież. Imponował jej swoją charyzmą, tym jak bardzo się starał. Przy nim czuła się kochana i piękna. Sądziła, że już zawsze tak będzie.
A jednak leżała teraz w łóżku z innym mężczyzną.
Chciała obwinić za to wszystko Lee. Gdyby chociaż nadal o nią walczył, dalej się troszczył o nią, gdyby tylko w dalszym ciągu była jego księżniczką. A jednak spoczął na laurach i rozpoczął swoje własne życie, spychając ją na dalszy plan. Oczywiście to nie było usprawiedliwieniem, powinna z nim porozmawiać. Powiedzieć, co ją boli. Może gdyby wyjaśniła odpowiednio, co jest nie tak w ich związku, nigdy by do tego nie doszło?
Kogo tak naprawdę oszukiwała?
Sasuke nie zrobił nic, by ją poderwać, nie robił żadnych podchodów, nigdy nie mówił nic złego na temat jej narzeczonego, po prostu był. I promieniował tą męskością, której brakowało Lee. W jego ramionach mogła poczuć się bezpiecznie, ale równocześnie, czuła się jakby stąpała po delikatnej linie między życiem a śmiercią. Było to na tyle ekscytujące, że nie umiała się temu oprzeć.
Może właśnie przegrała swoje życie, dla chwilowej rozkoszy.
Nie chciała o tym myśleć. Sama myśl, że jej życie poszło w nie takim kierunku jakim trzeba, powodowało, że miała mdłości. Nie rozumiała czemu pomagała Sasuke w jego nowym życiu, czemu oddała mu jej awaryjne mieszkanie. W momencie wypisania go z sanatorium, powinien stać się dla niej obcym mężczyzną, ale nie umiała od niego się uwolnić.
Może właśnie tak czują się nałogowcy?
Przymknęła oczy, wtulając się mocniej w mężczyznę, który oplótł ją swoimi ramionami. Nie robił jej wymówek, nie naciskał by poświęciła dla niego życie. Naprawdę była mu za to wdzięczna.
Był mordercą.
Jego słowa wciąż wędrowały w jej głowie, budząc jakiś strach przed przyszłością. Za każdym razem gdy ją dotykał, miała wrażenie, że chce ją zabić, ale tego nie robił. Nie powinna być tutaj z nim. Nie powinna mu pomagać. Powinna posłuchać innych i dać sobie spokój z takim życiem. Powinna wrócić do Lee i przeprosić go za tą zdradę.
Tylko jak spoglądała na jego spokojną twarz, nie potrafiła go odepchnąć. Było w nim coś, co odpychało od niej tę myśl, że on nie jest mężczyzną dla niej. Wyglądał tak niewinnie i drapieżnie, jak kot, ale definitywnie nie jak maszyna do zabijania.
Dlatego lubiła sobie wmawiać, że to wszystko było winą otoczenia. Że to ludzie zrobili z niego tego złego, że nikt mu nie pomógł, nikt go nie uświadomił, że mógłby inaczej walczyć z niesprawiedliwością, bólem i samotnością.
I wtedy się uśmiechała z dumą. Sądząc, że jego przyjaciel sobie zasłużył na śmierć.

***

Nie wiedział, co jest gorsze. Być skazanym na śmierć, czy siedzieć unieruchomionym w każdy możliwy sposób przed osobą, która go tutaj wsadziła. Zastanawiał się przez chwilę, czym sobie zasłużył na te odwiedziny, zresztą sam fakt posiadania ich był dosyć zadziwiający w jego mniemaniu. Jednak jego myśli szybko zmieniły tor, gdy zobaczył znany mu już uśmiech na jego twarzy, pełen wyższości i pogardy. Ten sam uśmiech, który widział na sali rozpraw.
Irytował go. Jednak nic nie mógł z tym zrobić. Jedynym ruchem jaki mógł zrobić, to kiwnięcie lekko głową. Nie rozumiał za jakiego mordercę go biorą, ale definitywnie przesadzili ze środkami ostrożności.
-Pewnie moje odwiedziny są dla ciebie szokiem. Nie żebym tu przychodził z przyjemnością.- Szatyn mówił spokojnie, choć wyczuwał u niego nutkę cynizmu.
Blondyn zmarszczył brwi kompletnie nie rozumiejąc, co się wokół niego dzieje. I ta cisza wcale mu nie pomagała zebrać myśli. Szatyn spogląda na niego uważnie, analizował go. Szukał powodu by go zniszczyć jeszcze bardziej, wykpić go, jednak Naruto nie miał już żadnych słabych punktów. Wszystko zostało mu odebrane.
W pomieszczeniu rozległ się śmiech. Chichot błazna zabijający ostatnią nutę zabawy.
-Twój widok jest moim szczęściem! Poszło nam lepiej niż zakładaliśmy. Nawet się nie broniłeś, nie próbowałeś walczyć! Czyli Sasuke jest dla ciebie ważniejszy niż Hinata? Myślałem, że stać cię na więcej. Żałosny jesteś, Uzumaki. I umrzesz w swoim ogródku. Wreszcie wiesz gdzie twoje miejsce.
Nie wiedział ile Neji mówił do niego, próbując otrzymać jakąś reakcję. Jednak był zbyt zmęczony, zbyt zniszczony tym wszystkim, by się bronić, by zaprzeczać. Bo przecież nie chodziło mu o Sasuke, ale o obietnicę. Złożył tę przeklętą obietnicę Sasuke, a on nie należy do osób, które łamią dane słowo. Nawet jeśli przyjdzie mu za to umrzeć.
-Zero reakcji? No proszę Naruto, zrób że coś. Jesteś taki nudny teraz. Nie powinieneś być bardziej żałosny? Płakać, błagać, wyklinać? Cokolwiek niż milczeć!- Warknął oschle, kopiąc stół.
Przyglądał mu się ze znużeniem. Nie wiedział, co powinien zrobić. Odezwać się? Jeśli tak, to co mu powiedzieć? Przecież nie miał mu nic do powiedzenia. Już był zmęczony tą ciągłą walką. Chciał odpocząć. Zresztą widok wkurzonego Nejiego też był swojego rodzaju nagrodą.
-Hinata urodziła chłopca. Oczywiście dziecko zostało jej odebrane.
Przymknął oczy, oddychając głęboko. W środku krzyczał ze złości i rozpaczy. Jego syn. Jego dziecko będzie wychowywane w tym piekle i nigdy nie dowie się kim byli jego prawdziwi rodzice. Pewnie nawet imię będzie miał dziwne i obce. Nigdy nie zobaczy jak jego syn raczkuje, chodzi i mówi.
Miał syna.
Hinata urodziła mu syna.
Syna, który nigdy nie pozna ojca.

***

Uśmiechnął się szeroko zmieniając bieg. To był jego dzień, czas by wyjść z cienia Sasuke. Wreszcie udowodni wszystkim na co go stać.
Nacisnął pedał gazu i ruszył z impetem w kierunku lidera drużyny przeciwnej. Jeśli go usunie z toru, to tym razem on będzie bohaterem i wszystkie kobiety będą jego. Czego mógł chcieć więcej? Miał już dość bycia tym drugim, jeśli Sasuke jakiejś nie chciał, albo się którąś znudził. On też zasłużył na małe szczęście i sobie je wywalczy.
„Naruto, co ty wyprawiasz?!” Słyszał w uchu wściekły głos Kakashiego, ale go zignorował. Miał dużo lepszy plan na szybkie zwycięstwo.
Nie pamiętał momentu zderzenia się z rywalem, ani kiedy wszystko przysłoniła ciemność. Kiedy otworzył oczy, spoglądał na biały sufit, a obok niego siedział Sasuke. Był wyraźnie znudzony tym wszystkim, ale jednak siedział i czekał.
-Yo.- Wycharczał z ledwością, mając kompletnie zaschnięte gardło.
-Wreszcie się obudziłeś, kretynie. Co ci strzeliło do głowy, by pędzić na lidera? Jego samochód to prawdziwy tytan, nie do przebicia, nawet ja bym tyle nie zaryzykował.- Brunet odparł chłodno, przeczesując włosy ręką.- Ale dobrze cię widzieć żywego. Przez chwilę naprawdę się bałem, że będzie po tobie.
Widział jego nikły uśmiech pełen ulgi. Miał ochotę płakać. Przegrał swoją wielką szansę. W dodatku osoba, która zazwyczaj ma wszystko gdzieś, martwiła się o niego. Czuł się upokorzony i bezużyteczny.
-Przepraszam…
-Oj! Nie becz mi tu teraz. Żyjesz i to jest najważniejsze, więc wyluzuj.
Wytarł oczy dłońmi, nabierając głębokiego wdechu. Miał rację, nie było sensu się przejmować tym, co było. Następnym razem pójdzie mu lepiej. Będzie jeszcze ciężej pracować.
-Jak się czujesz?- Sasuke spojrzał na niego poważnie, ale ujrzał w jego oczach jakiś dziwny niepokój.
-Jestem trochę obolały, ale przejdzie mi z czasem.- Próbował brzmieć normalnie. Swobodnie, z nutką żartobliwości, ale po minie przyjaciela zobaczył, że kompletnie mu się to nie udało.
-Jak tam twoja noga?
-Moja noga? Co masz na myśli?
Dopiero teraz zorientował się, że prawie nie czuje swojej prawej nogi. Pobladł momentalnie, czując jak łzy ponownie cisnął mu się do oczu. To nie mogła być prawda… Nie mógł stracić nogi!

***

Przymknęła oczy próbując wychwycić jakikolwiek dźwięk na zewnątrz. Jednak w pomieszczeniu wciąż trwała ta sama cisza, przerywana jedynie krokami kobiety, która ściągała z niej mleko. Nie wiedziała, czy tym mlekiem będzie karmiony jej syn, czy może robią to, by nie uszkodzić jej piersi.
Miała ochotę płakać. Zawyć z rozpaczy, wtulić się w blondyna i zapomnieć o wszelkich zmartwieniach. On by ją gładził delikatnie po włosach nie mówiąc kompletnie nic, a mimo to, czułaby się najszczęśliwszą kobietą na świecie. Później by mu powiedziała kilka niemiłych słów, za to, że pozwolił jej się lenić, że znowu dał jej tę chwilę słabości.
Jednak nie mogła zapłakać. Nie tutaj. Nie w tym domu, gdzie tylko czekano aż się złamie, aż będzie błagać, by pomogli jej zapomnieć o nim. O tym życiu poza tym pokojem.
Nie zapomni.
Nigdy.
Jeśli czegoś nauczyła się od Naruto, to determinacji w postawionych celach. Nie miała zamiaru poddać się rygorom swojej rodziny i zapomnieć o jego uśmiechu, o jego miłości. Znajdzie sposób, by wyjść na zewnątrz, by odzyskać swoje dziecko.
Zagryzła dolną wargę prawie do krwi zwalczając w sobie krzyk. Nie dali jej żadnych leków, więc jej ciało wciąż było pogrążone w piekącym bólu porodu. Nie czuła się sobą, ale nie zamierzała błagać o lekarstwo. Nie okaże słabości.
Drzwi się rozsunęły wpuszczając do środka gościa. Spodziewała się, że to ponownie kobieta od mleka, jak ją nazywała w myślach, jednak osoba ta usiadła przy niej, nie wykonując żadnych ruchów. Gdyby było jaśniej, może by spojrzała na gościa i przekonała się kto zakłóca jej ciche cierpienie.
-Hinata… Skarbie, czemu jesteś taka uparta?- Cichy kobiecy głos odezwał się z ust gościa, powodując atak mdłości brunetki. Czemu akurat ona?
-Bo on mnie tego nauczył. – Odparła twardo, patrząc w sufit.
-To tylko morderca. Niczego cię nie nauczył. Kobiety powinny być posłuszne.
-Kobiety w tym wieku mają prawo do własnego życia i własnych decyzji.
-Głupstwa! Widzisz, same trucizny ci wpajał.
-Nauczył mnie życia i prawdziwej miłości, matko.- Warknęła chłodno, odwracając od niej głowę. Nie mogła znieść jej obecności w tym pomieszczeniu.

***

Zacisnęła dłonie w pięści, próbując uspokoić swoje serce. Nie było czym się denerwować, to był kolejny wieczór z jej narzeczonym, którego nie kochała. Nie wiedziała nawet, czy kiedykolwiek go tak naprawdę kochała. Może tylko sobie to wmówiła?
Chwyciła za klamkę, czując jak płuca się buntują przeciwko kolejnej próbie zaczerpnięcia powietrza. Kiedy ostatnio była aż tak mocno podenerwowana, że jej własne ciało przestawało jej słuchać?
Czytała o tym w gazetach, o tym jak kobiety zrywały ze swoimi partnerami z byle jakiego powodu. Zawsze sądziła, że to naprawdę proste zadanie. Mówisz i już. Nikt tam nie opisywał o tym jak to naprawdę trudno podjąć i przekazać taką decyzję.
Układała życie z tym człowiekiem. Razem z nim snuła swoje marzenia. Czemu nikt w tych gazetach nie miał podobnego problemu? Czy one nie czuły żadnego przywiązania do tych mężczyzn? Byli tylko zabawkami na nudę?
Nacisnęła klamkę i weszła do środka. W salonie jak zawsze grał telewizor na kanale sportowym, a przed nim siedział Lee z miską popcornu i piwem. Nawet nie spojrzał w jej stronę. Czy nie powinien się upewniać, że wszystko z nią w porządku? Mogła przyjść ledwo żywa do domu, ranna albo okradziona! Czemu on się nią nie przejmuje?
-Lee…- Powiedziała sztywno głosem, który nigdy dotąd do niej nie należał. Wstrząsnął nią dreszcz przerażenia, chciała cofnąć czas, wycofać swoje słowa, ale było za późno.
Lee wstał z sofy zwracając się do niej z pijackim uśmiechem na twarzy. Wyglądał na uszczęśliwionego jej widokiem, ale ona wiedziała, że to przez alkohol, że trzeźwy Lee, nigdy by nie powitał jej takim uśmiechem.
Chciała uciekać. Znaleźć się przy Sasuke i zapomnieć o tym życiu, ale żeby to zrobić musiała je skończyć. Tu i teraz. Tylko czemu jej ciałem co rusz wstrząsają dreszcze? Kiedy temperatura jej domu stała się tak niska?
-Skarbie! Wróciłaś! Wyjątkowo wcześnie! Ale to dobrze, zdążysz obejrzeć ze mną meczyk, jest na co popatrzeć.
-Lee musimy porozmawiać.
-Przecież rozmawiamy. Skarbie, daj buziaka!- Podszedł do niej, zarzucając jej ręce na szyję. Cuchnął alkoholem i wcale jej się to nie podobało.
-Lee… koniec z nami!- Krzyknęła z ledwością zaciskając mocno powieki.
-Słucham? O co ci chodzi, Sakura?
-Zrywam z Tobą, Lee… Nie mogę z tobą spędzić reszty swojego życia.- Otworzyła z ledwością oczy, spoglądając na jego posępne oblicze. Nie był wściekły, a przynajmniej nie okazywał takiej emocji.
-Nagle ci się odwidziało? Poznałaś jakiegoś lepszego gacka? Ktoś cię lepiej wydymał?
-Lee? – Stęknęła spłoszona, próbując wyrwać się z jego uchwytu.- Puść mnie…
-TY SUKO!! 

12. Ignoti nulla cupido


Waliła w drzwi z całej siły, ignorując krew, która przysłaniała jej widoczność i ból w całym ciele. Nie pamiętała, żeby kiedykolwiek podniósł na nią rękę. Oczywiście mieli już wcześniej sprzeczki, jak to w normalnym związku, ale jednak tego, co się dzisiaj stało, nie mogła przewidzieć. A może po prostu wolała nie dopuścić do siebie takiej myśli?
Znała Lee już od czasu podstawówki, zawsze był beksą i fajtłapą. Nikt go nie szanował, przez co był szykanowany przez ludzi z własnej klasy. Dopiero później poznał nauczyciela w-f’u, który zmienił jego nastawienie do życia. Sakura obserwowała Lee z cienia zastanawiając się, kiedy się wreszcie podda. Ale on się nie poddał, zawsze walczył do końca i tym ją wtedy ujął. Nie zauważyła jego dziwnych relacji z nauczycielem, nie wiedziała jak przeżył jego śmierć. Od śmierć Gai’a, Lee zmienił się nie do poznania. Stał się szorstki i oziębły. Nie był już tak uległy i emanował dziwną determinacją. Słyszała, że przysiągł pomścić swojego mentora, ale to nie był film akcji. Nie było mowy, żeby zrobił cokolwiek z tym.
Nie słuchała tego, co wokół niej mówiono. Nie słuchała, gdy Lee opowiadał jej o napaści na jego osobę. Wyparła z pamięci tę jedną rozmowę.
Prześladowcą Lee i mordercą jego mentora był Sasuke Uchiha. Ten sam, który trafił pod jej opiekę w sanatorium i, któremu oddała swoje serce.
Drzwi skrzypnęły i otwarły się ukazując w nich zaspanego bruneta, który leniwie pocierał oczy, próbując się dobudzić.
-Sakura?- Wycharczał zdumiony, próbując zwalczyć w sobie odruch ziewania.- Coś się… CO SIĘ STAŁO?!
Zapłakana rzuciła się w jego ramiona, próbując nie zasnąć z nadmiaru emocji w ciągu jednego wieczora. Sasuke zaś gładził ją delikatnie po głowie, nie wiedząc, co właściwie powinien zrobić. To wszystko było dla niego kompletnie obce. Do tej pory nie obchodziło go życie drugiej istoty. Może poza Naruto, ale jego przyjaciel nigdy na nim nie polegał…
-Powiedziałam Lee, że nie mogę z nim być…
-Pobił cię? Tylko dlatego, że zakończyłaś wasz związek? Przecież mówiłaś, że jest najdelikatniejszym mężczyzną, jakiego znasz!
-Bo był taki! Nie wiem, co mu się dzisiaj stało, nie wiem, czemu tak zareagował…
Pokręcił głową w niedowierzaniu, nie wiedząc, co na to odpowiedzieć. Zabrał ja do środka i posadził na łóżku, próbując zorientować się nad jej ranami. Gdyby się nie broniła, możliwe, że wyglądałaby dużo lepiej, ale Sakura była twardą kobietą.
Wrócił z łazienki z apteczką, nie wiedząc, co właściwie powinien teraz zrobić. Nie zajmował się opatrywaniem ran, tylko ich zadawaniem. Był mordercą, nie lekarzem. Sakura widząc jego zmieszanie uśmiechnęła się pod nosem, sięgając po apteczkę.
-Sama to zrobię, nie musisz się martwić.
-Kiepski ze mnie chłopak…- Odparł zrezygnowany, siadając obok niej.- Naruto był w tym dużo lepszy.
-To nie twoja wina, że nikt cię nie nauczył pierwszej pomocy. Nie przejmuj się, to nic takiego.
Była zaskoczona swoim pogodnym głosem. Powinna być przerażona, roztrzęsiona i niezdolna do racjonalnego myślenia. Najpewniej też powinna być zła na niego, że nie umie zrobić tak prostej czynności, ale zamiast tego czuła tylko ciepło w sercu. Wiedziała, że się stara, że próbuje być normalnym obywatelem bez żadnych morderczych zapędów, ta nieporadna troska o nią była rozczulająca w jej oczach.
-To moja wina. Gdyby nie ja, nie skończyłabyś jako worek treningowy…
-Daj spokój. Gdyby nie ty, spędziłabym nudne życie u boku cichego psychopaty! Ja i Lee mieliśmy bardzo nudny związek, nic się w nim nie działo, co by rozpalało nasze serca. Było nam tak wygodnie i może kiedyś mnie faktycznie kochał, ale już dawno przestał. W ogóle się mną nie interesował. Taki związek jest koszmarem, a nie przyjemnością.
-Mówisz tak, żeby mnie pocieszyć…
-Jeśli mi nie wierzysz, to twoja sprawa, ale ja nie kłamię i to, że wątpisz w moje słowa jest bardziej bolesne niż te rany.
Spojrzał się na nią zdumiony. Nigdy nie brał pod uwagę, że rany psychiczne bolą dużo bardziej niż cielesne. Objął ją delikatnie przepraszając za swoją głupotę. Nie chciał jej zranić, myśl, że mogłaby przez niego cierpieć była nie do zniesienia. Wolał ją widzieć szczęśliwą.
-Teraz jestem tylko twoja, Sasuke.
-Kocham cię, Sakura. Jesteś pierwszą i ostatnią, którą obdarzyłem takim uczuciem.
Zarumieniła się pod wpływem jego słów. Nie spodziewała się usłyszeć takiego wyznania, ale uczyniło ją to dużo szczęśliwszą.

***

Otworzył leniwie oczy, spoglądając na strażnika przy celi. Dopiero po chwili zorientował się, co to za dzień. Zerwał się z pryczy i ubrał swoją koszulę. Strażnik prychnął pod nosem i otworzył drzwi celi wypuszczając go na zewnątrz.
-Nie masz, co się cieszyć. Prędzej, czy później tu wrócisz.
-Mam nadzieję, że później. –Odparł swobodnie zmierzając w stronę głównego holu.- Tym razem mam zamiar żyć trochę mniej przebojowo.
-Wy kryminaliści nie umiecie żyć spokojnie.
-Może tylko ci się tak wydaje?
Pokręcił spokojnie głową, wiedząc swoje. Był strażnikiem za długo by wierzyć, że ktokolwiek, kto opuszcza więzienie do niego nie wróci. Ludzie się nie zmieniają, a przynajmniej nie na lepsze.
-Hidan! – Reiko stała przy innym strażniku z wyraźnym już brzuszkiem, który momentalnie podniósł na duchu Hidana.
-Reiko! Co ty tutaj robisz? – Przyśpieszył, biorąc ją w ramiona.
Tęsknił za nią. Za jej ciałem, za tym ciepłem, które mu przesyłała i tą cichą akceptacją. A przede wszystkim nie chciał jej zostawić samej z dzieckiem. Mógł być dupkiem i kryminalistą, ale nie zostawi swojej dziewczyny samej.
-A przyszłam cię ponownie wpakować do więzienia.- Odpowiedziała rozbawiona, przytulając go tak mocno jak tylko brzuch jej pozwalał. – Moi rodzice nie chcą mieć ze mną nic wspólnego…
-Dlaczego?
-Dla nich ważniejsza była moja kariera skrzypaczki, niż moja osoba i moje szczęście. Przez ten cały czas mieszkałam u twojego przyjaciela.
-Mojego przyjaciela?- Zamrugał zdumiony kilkakrotnie zanim zrozumiał o kogo jej chodzi.- Masz na myśli Kakuzu?
-Tak… Coś nie tak?- Spojrzała na niego zmartwiona, obserwując jak pobladły kończy formalności związane z wyjściem na wolność.
-Wszystko w porządku… Ale chyba się nie wypłacę do końca życia…
-Co masz na myśli? Przecież płaciłam mu za czynsz i w ogóle…
-Brał od ciebie pieniądze?! Łajdak!- Ryknął wściekły sięgając po swoje rzeczy osobiste.
-Nie przejmuj się. Jakoś się ułoży.
-Wiem. Teraz to wreszcie wiem.

***

Podszedł nieśmiało do niej z kieliszkiem szampana w dłoni. Czuł się jak uczniak na imprezie dla dorosłych, kompletnie nie na miejscu. Spojrzał się jeszcze raz w stronę bruneta, który kiwał ze sztucznym uznaniem na opowieści jakiegoś starszego mężczyzny. To był świat, który był mu kompletnie obcy. Nie pochodził ze starej rodziny z tradycjami. Był zwykłym mieszkańcem, niewymagającym nic specjalnego od życia, poza spokojem.
Ona zaś zarumieniona, wydawała się wyjątkowo delikatna, jakby się miała zaraz rozsypać. Podświadomie rozumiał ją, ona tak samo jak i on, najchętniej by się ulotniła, ale z jakiegoś powodu nie mogła. Nabrał powietrza, chcąc powiedzieć coś mądrego na poziomie, co nie zdradzi jego pochodzenia.
-Um… Zacne bąbelki…
-Słucham?- Spojrzała się na niego zaskoczona, mrugając kilkakrotnie.
-Em… To miało być… Bardziej…- Zakrył dłonią twarz, rumieniąc się ze wstydu. Definitywnie nie umiał rozmawiać z kobietami, szczególnie z wyższych sfer. –Jestem kretynem.
Zaśmiała się delikatnie zakrywając usta dłońmi, gdy zorientowała się, że na nią spogląda. Pobladła machała przed sobą rękoma, jakby próbując wyprzeć się tego, co zrobiła. On zaś uśmiechnął się rozluźniony, czując się dziwnie komfortowo w jej towarzystwie.
-Jestem Uzumaki Naruto. – Przedstawił się ze swoim znanym zadziornym uśmiechem, wyciągając do niej rękę.
-Hyuuga Hinata.- Odparła automatycznie spoglądając z ciekawością na jego dłoń.- Mogę cię uścisnąć?
Przez moment zaniemówił nie rozumiejąc, o czym mówi, ale szybko zorientował się, że Sasuke mu mówił o zwyczajach elity i ich prawu nietykania siebie nawzajem. Pobladły chciał już cofnąć rękę i przeprosić za swoje grubiaństwo, gdy brunetka uścisnęła się delikatnie, z pewną nieśmiałością.
-Bardzo mi miło cię poznać, Naruto.
-Mogę powiedzieć to samo. Nie sądziłem, że te elitarne spotkania skrywają tak piękne kobiety.
Nigdy nie flirtował, ani nie zbliżał się do żadnej kobiety, ze strachu o jej bezpieczeństwo, ale coś w dotyku Hinaty go przyciągało. Ten niewidoczny wzrok, który na sobie czuł mówił mu, o wszystkim, co powinien wiedzieć.
-Co powiesz, żeby zostać uprowadzoną?
Zamrugała zdumiona, nie wiedząc, co powinna odpowiedzieć. Nie wiedziała z kim właściwie rozmawia, jego nazwisko nic jej nie mówiło, ale jego oczy były takie szczere, wypełnione dziwnie bolesną dobrocią.
Uśmiechnął się na jej lekkie kiwnięcie głową, jego dłoń mocniej ścisnęła jej przesuwając ją bliżej niego. Nim się spostrzegła usłyszała krzyk, ale jej nogi już biegły przez mokrą trawę, a ona wpatrywała się w jego plecy.

***

- Szkoda, że musiałeś sprzedać swój dom, był naprawdę wspaniały.- Mruknęła cicho, siadając na sofie.
-Bo jeszcze pomyślę, że kochałaś mój dom, a nie mnie.- Odparł zaczepnie, dokręcając ostatnią śrubkę.
-Przecież wiesz, że to nieprawda. Kakashi nie przyjmie cię z powrotem do drużyny?- Rozglądała się z uśmiechem po pokoju, nie mogąc uwierzyć, że będąc wciąż nastolatką ma swój własny dom. Ma swoją rodzinę.
-W naszej drużynie nie ma powrotów. Zresztą mam zamiar zacząć pracować w bardziej uczciwy sposób.- Wzruszył ramionami, podziwiając swoje dzieło.- Łóżeczko jak się patrzy!
-To co zamierzasz teraz robić?- Spytała się zaciekawiona, przyglądając się krytycznie łóżeczku. – Wygląda w porządku.
-Oczywiście. Ja je budowałem!- Burknął dumnie, odkładając śrubokręt do skrzyni. – Nie wiem… Jeszcze się nie zastanawiałem nad tym. Może będę sprzedawcą?
-Śmierci?
-Oj! To nie jest śmieszne… Chociaż wzmianka o więzieniu nie będzie zbyt zachęcająca dla pracodawcy, prawda?
Przytaknęła sięgając po gazetę, otworzyła ją na ogłoszeniach pracy i szukała czegoś, co pasowałoby do Hidana.
-Hmmm, może roznoszenie ulotek?
-Tak nisko mnie cenisz? – Jęknął zrezygnowany siadając obok niej.-Nie ma czegoś bardziej ekscytującego?
-Jeśli masz nadprzyrodzone moce, to możesz zostać super bohaterem. – Odparła spokojnie, ignorując jego obecność.
-Nie mam…
-To może chcesz udawać goryla w zoo?
-Reiko!
-Przepraszam, przepraszam. Już będę poważna. Jednak nie masz co liczyć na dobrą pracę… Musimy zacząć od czegoś z niższych szczebli.
-Tylko nie ulotki…
-Dobrze, dobrze. Tylko nie ulotki. Zrozumiałam.- Zaśmiała się, cmokając go w policzek.

***

Jęknęła przewracając się na drugi bok. Nie zdawała sobie sprawy jak mocno jest poturbowana. Zamrugała kilkakrotnie zanim jej oczy przywykły do światła dziennego. Zmarszczyła czoło w niemym pytaniu, o to, co się stało.
Powoli wspomnienia z zeszłego wieczoru powracały z nowym bólem. Zagryzła dolną wargę powstrzymując się od szlochu. Nie mogła uwierzyć, że Lee to zrobił, nie jej słodki, naiwny Lee... Prędzej mogła się spodziewać czegoś takiego po Sasuke, ale po Lee? On zawsze ją wspierał, zawsze ją inspirował do sięgania wyżej. Jak mógł jej to zrobić?
-Obudziłaś się już?- Brunet wszedł do sypialni z kubkiem gorącej herbaty.- Zadzwoniłem do twojej pracy i powiedziałem, że musisz wziąć dzień wolnego.
-Dziękuję.- Odparła cicho, siadając z ledwością.
Chwyciła za kubek, wpatrując się w swoje odbicie. Kiedy ostatni raz wyglądała na tak zmarnowaną? Próbowała sobie przypomnieć, o czym rozmawiała z Sasuke zanim zasnęła, ale miała kompletną pustkę.
Spojrzała ukradkiem na niego, jak siedzi obok niej w pełni ubrany i gotowy do wyjścia. A jednak zamiast załatwiać swoje sprawy, to niańczył ją na swój sposób. Czuła jego dłoń na głowie, jak delikatnie ją głaszcze, wypędzając wszelkie troski.
-Wychodzisz?
-Muszę pozałatwiać kilka spraw. Powinienem wrócić za godzinę, maksymalnie dwie.- Odpowiedział spokojnie, wstając. – Poradzisz sobie?
-Oczywiście. Jestem już dorosła. – Mruknęła z udawaną złością, odwracając od niego głowę.
Wyszedł bez słowa, jednak mogła przysiąść, że uśmiechał się pod nosem. Zawsze to robił, więc i tym razem musiał to zrobić. Żałowała, że tak potoczyła się ich rozmowa, bo chciała wiedzieć jakie sprawy ma do załatwienia. Sama zresztą się dziwiła tej jej ciekawości względem niego. Chociaż wolała unikać tematu związanego z jego mroczną przeszłością.
W gruncie rzeczy nadal miała obawy o słuszność tego, co robi. Poświęciła spokojne życie na rzecz mężczyzny, który może ją zabić w każdej chwili. Może zupełnie już oszalała od tej całej diety, może Lee miał rację, że niedobór kalorii powoduje choroby psychiczne?
Potrząsnęła energicznie głową, wyrzucając z siebie taką myśl. Ufała Sasuke, widziała w jego oczach szczerość jego intencji, nie miała się czego bać.
Dopiła swoją herbatę kładąc się ponownie na łóżku. Przymknęła oczy, próbując zapaść po raz kolejny w przyjemny sen, gdy nagle zerwała się z miejsca pobladła.
-NARUTO!- Krzyknęła. Nim jednak zdołała poszukać swoich ubrań, poczuła falę mdłości uderzającą jej przełyk. Popędziła w stronę łazienki, nie rozumiejąc tego, co się dzieje w jej życiu.

13. Lux in tenebris


- Nie może pan jechać szybciej? –Nachyliła się do kierowcy, zaciskając dłonie na siedzeniu.
-Robię, co mogę. Nieciekawa pora na pościgi samochodowe.- Kierowca odpowiedział chłodno, zmieniając pas, by przyśpieszyć nieznacznie.
Czuła jak serce wali jej jak szalone przez te wszystkie nerwy. Musiała zdążyć zanim Sasuke zrobi coś głupiego. Mimo że znała go ledwo kilka miesięcy, wiedziała kiedy planuje coś niebezpiecznego. Może to jej serce tak doskonale go rozszyfrowuje, ale teraz nawet jej umysł wie, jak bardzo brunet gryzł się z poczuciem winy. Próbowała mu tłumaczyć, że to nie była jego wina, że gdyby Naruto był jego prawdziwym przyjacielem, zrobiłby wszystko by go powstrzymać, a nie tuszowałby tylko jego zbrodni.
Sądziła, że go przekonała. Przez jakiś czas na temat blondyna umilkł i miała swój błogi spokój u bogu mężczyzny, którego kochała. Łudziła się, że tak już pozostanie.
Jak mocno się pomyliła?
Wreszcie taksówka zatrzymała się przy głównej komendzie policji. Zapłaciła kierowcy i pognała schodami do środka. Rozejrzała się po pomieszczeniu i zupełnie obcych twarzach w poszukiwaniu tej jednej. Wreszcie zauważyła go przy stoliku jak wypełnia jakiś dokument. Podeszła do niego szybkim krokiem, dysząc z ledwością.
Miała mdłości. Znowu.
-Sasuke!- Prawie krzyknęła nie panując nad paniką, która ją ogarnęła.
-Sakura? Co ty tutaj robisz?- Spojrzał się na nią zdezorientowany, z poczuciem winy.
-Przyszłam cię powstrzymać! Chcesz się do wszystkiego przyznać!
-Tak należy zrobić, Sakura. –Złapał ją za rękę masując ją delikatnie kciukiem.- Wiem, jakie masz zdanie na ten temat, ale ty nie widzisz całości sytuacji. Bronisz mnie przede mną samym. Naruto próbował mnie powstrzymać, naprawdę chciał mnie sprowadzić na dobrą drogę, ale ja się nie dałem. A on jest zbyt miły, zbyt dobry, by zrobić coś radykalnego. Powinienem to zrobić już dawno. On nie zasłużył na to. Ma teraz rodzinę, dziecko. On ma dla kogo żyć.
-A ja?- Załkała cicho, padając na kolana. Szloch wstrząsnął jej ciałem.
Nie mogła dalej z tym walczyć. Nie mogła wypierać się tego, że wbrew wszystkiemu Sasuke miał rację. Chciała robić z niego tego dobrego, ofiarę społeczeństwa, ale na to było już za późno. Jego zbrodnie zaszły za daleko krzywdząc wszystkich dokoła, teraz mógł tylko powstrzymać to szaleństwo,. Tylko, że ona tego nie chciała… Chciała go dla siebie, bo przecież tak długo na niego czekała! Czemu miałaby go tak po prostu oddać śmierci?
-Jesteś silna… Poradzisz sobie beze mnie. Zobaczysz.
Chciała powiedzieć, że jest draniem. Jednak głos ją zdradził, z jej ust wydawały się tylko szloch i niekoherentne słowa. Zapłakana wtuliła się w niego, chcąc by czas się zatrzymał.

***

Westchnął ciężko zwlekając się z łóżka. Gdyby tylko mógł, w ogóle by nie wstawał, jego życie już dawno straciło sens. Czekał tylko na śmierć, która przyjdzie szybciej niż się tego spodziewał.
Gdyby był niewinny, to pewnie by walczył, ale część jego czuła się odpowiedzialna za zbrodnie przyjaciela. Mógł się bardziej postarać. Mógł coś wymyślić, by go uratować od tego szaleństwa.
Podobno Bóg stworzył wszystko dobrym. Z idei wszystko miało być piękne i dobre. A jednak takie nie jest. Może przestał wierzyć, że jego przyjaciel ma w sobie coś dobrego? Może dlatego nie starał się mu przypomnieć o tym, że jest dobry, że nie musi tonąć w tym złu.
Nie pamiętał nawet, kiedy tak naprawdę machnął na to wszystko ręką. Kiedy zrezygnował z walki o bycie dobrym, kiedy zaczęły się koszmary, które mu przypominały jakim jest potworem… Nie pamiętał tego. Jego życie krążyło wokół Hinaty, była jego światłem w ciemności, czymś co dodawało nadziei i wypełniało go tym przyjemnym ciepłem, siłą pchającą go do nieulegania, by dalej walczył.
Ale Hinaty nie ma. Zabrali ją. Ją i jego dziecko. Znowu tam będzie, znowu będzie cierpieć. A on nie może jej uchronić. Zawiódł w jedynej rzeczy, na której tak naprawdę mu zależało.
Drzwi się otworzyły pokazując strażnika. Ten sam zdegustowany wzrok, pogardliwe śmiechy. Monotonia. Inni więźniowie przyglądali mu się z ciekawością. Oto morderca. Ktoś, kogo powinni się obawiać. A jednak ten zbrodniarz wyglądał żałośnie. Nie budził strachu, o który go posądzano.
Zatrzymał się w pokoju odwiedzin. Zmieszany spojrzał na strażnika, który rozpiął mu ręce i wyszedł zostawiając go samego ze stołem i krzesłami. Usiadł na jednym z nich czekając na to, co miało przyjść. Wolałby nie słyszeć o przyśpieszonym wyroku, choć z drugiej strony, byłoby to jakieś wybawienie.
Drugie drzwi otworzyły się pokazując jego prawnika. Podniósł pytająco brwi, chcąc usłyszeć już tylko wyjaśnienia.
-Panie Uzumaki. Mam dobrą wiadomość! Naprawdę doskonałą wiadomość!
-Opóźnią mój wyrok?- Spytał się markotnie, nie widząc w tym nic dobrego.
-Jest pan oczyszczony z zarzutów! Wspaniałe błogosławieństwo!
-Co proszę? Jak to oczyszczony z zarzutów?- Zmieszany przekrzywił nieznacznie głowę, zastanawiając się nad sensem tego.
-Prawdziwy morderca przyznał się do winy!
-SASUKE?!- Wstał, wywracając przy okazji krzesło.
Wpatrywał się w prawnika z niedowierzaniem. To nie mogła być prawda, przecież uratował Sasuke przed tym wyrokiem. Sasuke nie był tym typem człowieka… Sasuke miałby się dla niego poświęcić?
-Dokładnie, pan Uchiha złożył doniesienie na siebie. Jego wytłumaczenie było logiczniejsze niż dowody państwa Hyuuga.
-Oczywiście! Wreszcie jest mordercą!- Warknął ostro, przeczesując włosy dłońmi.

***

-To jest Hinata… moja dziewczyna. –Bąknął pod nosem, rumieniąc się po same końce uszu.
-Huh? Nasz blondasek ma wreszcie dziewczynę?! Gratulacje!- Wszyscy podnieśli swoje kufle z piwem pijąc za nich toast.
-Przetestowałeś już ją? Ma całkiem pokaźny biust.- Sasuke obserwował ich uważnie, popijając swojego drinka.
-Sasuke!- Warknął ostrzegawczo, zasłaniając dziewczynę swoim ciałem.- Nie waż się jej tknąć!
-Przecież wiesz jakie są zasady. Nie możesz ich łamać.
-Mogę. Gówno mnie obchodzą twoje zasady! Hinata jest moją dziewczyną, a nie dziwką! Nie chcę, by stało jej się coś złego.
-Hyuuga? Ona już z definicji jest skazana na cierpienie.
Wszyscy usłyszeli trzask uderzenia skórę o skórę. Czerwona wstęga pokrywała coraz większą przestrzeń policzka bruneta, zaś blondyn stał nad nim zdyszany, łapiąc oddech. Zapadła cisza w oczekiwaniu na reakcję ich lidera, nie każdy miał prawo podnieść na niego rękę. Nikt nie miał takiego prawa. Nawet Naruto.
-Widzę, że dziewczyna przyćmiła ci mózg. Nie będziesz robił co…
-Zamknij się! Gówno mnie to obchodzi!
Odwrócił się na pięcie i chwycił dziewczynę za rękę ciągnąc ją ku wyjściu. Nie zwracał uwagi na wrzaski za sobą, ona zaś była zbyt zdezorientowana, by powiedzieć cokolwiek. Przystanął dopiero przy samochodzie wzdychając ciężko. Nerwy wreszcie dały o sobie znać, dłonie trzęsły mu się na tyle wyraźnie, że nie był w stanie nic w nich utrzymać.
-Wszystko w porządku, Naruto?- Brunetka spytała nieśmiało, podchodząc bliżej niego.
-Nie. Tak bardzo nie. –Potrząsnął głową, przytulając ją do siebie.
Gdyby teraz wrócił i przeprosił, pewnie wszystko by było jak dawniej, ale problem polegał na tym, że nie miał zamiaru przepraszać za to, że chronił swoją dziewczynę. Nigdy nie był częścią nich, ale nie chciał zostawić Sasuke samego, bo wiedział bardziej niż ktokolwiek inny, że w głębi duszy jest bardzo samotny i zagubiony w tym całym szaleństwie.
-Wszystko będzie dobrze. Odsapniecie i będziecie mogli porozmawiać o tym na nowo.
Uśmiechnął się na jej słowa. Nie mógł uwierzyć jak delikatna, a przy tym silna potrafi być. W jednej chwili zmieniła całe jego życie, dała mu zupełnie inny sens. Dała powód do walki z dawnymi demonami. Stanie się lepszym człowiekiem dla niej, dla ich wspólnego dobra.
-To nieważne. Już mi nie zależy.

***

Wsłuchiwała się w ciche pukanie orzecha o kamień. Była to jedyna forma rozrywki, jaką miała w tym ciemnym pokoju. Nie mogła nawet zobaczyć, co się dzieje na zewnątrz poza porą dnia i pogodą przez wysokie okienko u góry.
Od porodu minęły 4 miesiące, a jej rodzice postanowili odstawić jej syna od karmienia mlekiem matki. Często zastanawiała się jak wygląda, co robi, czy jest zdrowy, ale żaden ze służących nie miał na tyle odwagi, by złamać zakaz i odpowiedzieć jej na jakiekolwiek pytanie.
Jej kuzyn często ją odwiedzał karmiąc ją trucizną. Nie, nie truł jej fizycznie, ale mentalnie. Chciał, by znienawidziła Naruto, by go przeklęła, by się ugięła. Gdyby to zrobiła, jej życie wyglądałoby dużo lepiej, mogłaby żyć w górnych pokojach, obserwować świat przez okna, ale postanowiła się nie poddawać. Naruto czekała śmierć za rzeczy, których nie zrobił, jakim prawem ona miałaby się poddać, gdy jej jedyną torturą jest bycie szczelnie zamkniętą w ciszy?
Gdyby mogła umrzeć z Naruto, byłoby jej łatwiej, ale musiała żyć, nie dla siebie, ale dla swojego dziecka. Nawet, jeśli nigdy go nie zobaczy, to musi być silna dla niego. Tego nauczyła się będąc przy Naruto, że nasze życie jest niewiele warte, gdy je poświęcamy tylko dla siebie. Jednak, gdy je poświęcamy innym, stajemy się naprawdę silni.
Łzy ponownie wyrwały się z jej oczu, nie potrafiła nie płakać myśląc o mężczyźnie, który tak wiele zmienił w jej życiu. Nadał jej sens i pomagał spełniać najdziwniejsze zachcianki. To on ją wspierał w karierze modelki, wierząc w nią i krzywiąc się za każdym razem, gdy inny mężczyzna na nią spoglądał.
Dlaczego to musiało się skończyć?
Drzwi zaskrzypiały przy próbie otwarcia ich. Zdumiona spoglądała w ich kierunku zaciskając mocniej dłonie na kimonie. Ktokolwiek był po drugiej stronie, nie był przyzwyczajony do starej architektury.
Nagle drzwi wyskoczyły z zawiasów z głośnym hukiem. Podniosła się z podłogi przerażona, przyciskając plecy do ściany. W jej głowie nastał kompletny chaos w pytaniach o tożsamość przybysza.
-Cholerne stare domy! Już w więzieniu jest łatwiej. – Znany męski głos rozbrzmiał w pomieszczeniu, otaczając ją utęsknionym spokojem.- Wracamy do domu, Hinata!
-Naruto! Naruto!
Podbiegła do niego wtulając się w jego ramiona. Nie mogła w to uwierzyć. Jeszcze niedawno próbowała się pogodzić z jego śmiercią, a zamiast tego on przybył, by ją ratować. W ciszy, która nastała, usłyszała ciche kwilenie nad sobą. Odsunęła się zaintrygowana od mężczyzny, który uśmiechał się do niej w ten sam zadziorny sposób jak zawsze, gdy rozrabiał.
-Minato?!- Krzyknęła zaskoczona, biorąc po raz pierwsze swojego syna na ręce.- Ale jak?

***

Zacisnęła mocniej pięści na prześcieradle, próbując pozbyć się bólu w klatce piersiowej. Pozwoliła mu odejść, zrobić to, co uważał za słuszne. Spędzili ze sobą ostatnie godziny jego wolności, próbując rozkoszować się swoją miłością, ale teraz, gdy go nie było…
Jaki był sens zrywania z Lee?
Jaki był sens walki o ten związek?
Została z niczym.
Pociągnęła nosem, chwytając za najbliższą chusteczkę. Czuła się pusta w środku, jakby ktoś wyrzucił z niej wszystko, co było związane z życiem. Umarła. Umarła będąc wciąż żywą.
Nienawidziła tego uczucia.
Nabrała powietrza licząc, że w ten sposób zmobilizuje się do zrobienia czegokolwiek poza wpatrywaniem się tępo w sufit. Musiała się wziąć w garść.
Tylko, że ból był zbyt mocny, zbyt paraliżujący.
Dlatego leżała w dalszym ciągu, wsłuchując się w wiadomości w radiu, kolejne tego dnia. Teraz mogła stwierdzić, że wszystko się powtarza, czasem tylko dodadzą nową wiadomość ze sfery rozrywki.
Tym razem jej uwagę przykuło znane jej nazwisko: Hyuuga.
Według reporterów ktoś włamał się do posiadłości Hyuugów, zdemolował większość pomieszczeń, ale nic poza tym. Dziwny sposób włamywania się do kogoś, a wątpiła, że był to jakiś akt wandalizmu.
Jej umysł mimo bólu szybko doszedł do wniosku, że nie podano całej prawdy.
Coś zniknęło z tego domu. A raczej ktoś.
I Sakura dobrze wiedziała kto. Mimo wszystko wiedziała o Naruto całkiem sporo z opowieści Sasuke. Skoro wyszedł na wolność, musiał chcieć odzyskać to, co należało do niego.
Ryknęła niepohamowanym śmiechem, gratulując mu inteligencji. Nie mogła sobie wyobrazić min Hyuugów po odkryciu tego wszystkiego.
Położyła na podbrzuszu dłoń, uspakajając oddech.
-Jednak nie będziesz sama… Może bez ojca, ale będziesz miała szczęśliwą rodzinę.
Szepnęła przez łzy, uśmiechając się łagodnie. W jakiś dziwny sposób jej serce zakwitło nową nadzieją. Nie nadzieją na odzyskanie Sasuke, ale na bycie szczęśliwą.
Teraz rozumiała, co miał na myśli Sasuke, gdy mówił, że Naruto jest symbolem nadziei lepszego jutra. 

14. Memini tui, memento mei


Usiadła na krześle, starając się nie wybuchnąć płaczem. Nie chciała, by ją widział w tym stanie. Wystarczyło, że wszystko w jej wnętrzu krzyczało, że powinna coś zrobić, jednak nie miała niczego, co mogłoby go usprawiedliwić. Nie mogła też zmienić prawa, by dać sobie nadzieję.
On zaś po drugiej stronie szyby przyglądał się jej z poczuciem winy. Tym samym wzrokiem patrzył na nią, kiedy przyszła do pracy po tamtym wieczorze. Czy już wtedy wiedział, że to nie może skończyć się dobrze?
Chwyciła za słuchawkę czując, że powinna coś powiedzieć. Nie musiała mówić przesadnie dużo, ale przyszła tu by z nim porozmawiać, jednak gula w gardle uniemożliwiała jej wypowiedzenia choćby słowa.
Co mogli sobie powiedzieć w takim dniu, w takiej sytuacji, gdzie nie ma nadziei na lepsze jutro? Czarna wstęga, która okryła ich serca nie zniknie przy pierwszym brzasku nowego dnia. Byli też wychowywani w zupełnie innych czasach, na innych wartościach. Nie było wojny, nie było płaczu i walki o wolny kraj. Nie było ckliwych pożegnań z obietnicami ponownego spotkania się, gdy ognie ucichną.
Znała jego przeszłość, opowiedział jej, a mimo to nie potrafiła uwierzyć, że człowiek siedzący przed nią mordował bez litości innych ludzi. Nie dla jakiejś chorej zemsty, ale by zabić w sobie nudę, by tak naprawdę zabić w sobie człowieka.
-Przepraszam.- Jego łamiący się szept był boleśniejszy dla jej uszu, niż widok par na ulicach. Powinna odpowiedzieć mu, że nie ma za co przepraszać, że zrobił to, co było słuszne, a jednak milczała próbując zwalczyć w sobie łzy.- Powinnaś znaleźć sobie innego, kogoś kto pokocha ciebie i nasze dziecko… Kto da ci prawdziwą rodzinę.
-Nie chcę nikogo innego.- Odparła rozżalona, zaciskając wolną dłoń na swoim brzuchu.- A nasze dziecko nie chce innego ojca!
-Jeszcze się nie urodziło. Gdybyś znalazła sobie kogoś, na pewno nie byłoby problemu.
-Dlaczego to mówisz?
-Bo chcę twojego szczęścia. W moim życiu światłem był tylko Naruto, ale później pojawiłaś się ty i chciałem cię chronić, chciałem dać ci szczęście, jakie ty dałaś mi. Nie sądziłem, że rodzina Hyuugów będzie próbować zniszczyć Naruto, że moje zbrodnie zrzucą na jego barki. Gdyby nie to… -Zamilkł raptownie, spuszczając głowę.
Słyszała w słuchawce jego szloch i zrozumiała jak jest mu ciężko. Zabijał bez litości, był pusty w środku i czekał na własną śmierć, ale teraz… Teraz był zupełnie innym człowiekiem, tylko, że nie mógł wymazać przeszłości i musiał wziąć za nią odpowiedzialność. Obudziła w nim człowieka i chęć życia. To oczywiste, że nie chce umierać, kiedy jego normalne życie dopiero się rozpoczęło.
-Zawsze będę cię kochać, Sasuke. Zawsze będziesz w moim sercu i jak mój dzień nadejdzie, dołączę do ciebie w piekle.

***

Kaszlnął po raz któryś spoglądając niepewnie na Omoi’ego, który mruczał pod nosem, jakie to będzie miał kłopoty. Naruto zawsze zadziwiała jego opinia na swój temat. Nie mógł oczywiście powiedzieć, że był brzydki, ale poza urodą trzeba mieć jeszcze inne rzeczy. Przykładowo opanowanie swoich rozmyślań.
-Omoi…
-Hm?- Spojrzał się na niego wyrwany ze swoich myśli, przez co wydawał się zaspany.
-Mógłbyś mnie tu jakoś wesprzeć… Powiedzieć coś, co by mnie pokrzepiło…
-Nie martw się, noc poślubną masz już zaliczoną!
Westchnął odwracając się ponownie do lustra. Sam nie wiedział, czego właściwie oczekiwał od swojego przyjaciela. To powinno być mniej stresujące. Przecież chciał być z Hinatą, nie wyobrażał sobie życia z inną kobietą, a jednak jak przyszło, co do czego, to ma ochotę uciec. Chyba strach przed obrożą jest taki sam, mimo szczerych chęci bycia w związku.
-Kiepską sobie datę zaklepaliście, co?- Usłyszał jego rozbawiony głos, który najpewniej miał go zrelaksować.
Ugryzł się w wargę, wiedząc dobrze, o co mu chodzi. Gdyby tylko nie było tej całej afery, wszystko byłoby inaczej. Ale nie mogli przecież po raz trzeci pójść do kobiety i powiedzieć jej, że ta data kompletnie im nie pasuje.
Z drugiej strony wcale nie był pewien, czy chciałby być tam, gdzie jego przyjaciel po raz ostatni spojrzy na świat. Znając jego charakter, rozkleiłby się i przysięgał, że to on jest wszystkiemu winny. Przez tyle lat chronił Sasuke z nadzieją, że znajdzie kogoś, kto wreszcie obudzi w nim człowieka, a jak do tego doszło, to nie mógł już nic zrobić.
Byli tylko gówniarzami, nieostrożnymi młokosami, którzy sądzili, że uda im się uciec od sprawiedliwości. Było to słodkie kłamstwo, które z czasem korygowało ich życie w bolesny sposób.
-Nie było jak jej zmienić.
-Podejrzewam. Choć pewnie Hinata się cieszy, ma pewność, że nie wywiniesz jej numeru.
-Omoi..- Odparł rozdrażniony, chwytając za krawat.- Jak tak będziesz gadał, to nie poznasz żadnej kobiety!
-A co, zamkniesz mnie w szafie na weselu?
-W ogóle cię nie wpuszczę na nie!
-Okrutny! Nie wiem, co Hinata w tobie widzi, poza tą kulawą nogą.
Mierzyli się wzrokiem, z trudem powstrzymując śmiech. Atmosfera w pokoju wyraźnie się rozluźniła, a posępne myśli skryły się w zakamarki serc, dając im wytchnienie na jakiś czas.

***

Wrócił z torbami pełnymi zakupów, klnąc pod nosem na swoją nogę i dzieci, które opuszczają swoje zabawki wszędzie. Nawet już nie pamiętał na ile piłek, deskorolek, rowerów i innych cudów musiał wpaść podczas tej kilkuminutowej drogi. A mógł kupić sobie mieszkanie w bloku, gdzie na parterze byłby od razu sklep. Nie, musiał mu się zamarzyć domek.
-Wróciłem!- Krzyknął z ulgą zamykając za sobą drzwi.
Dopiero teraz dotarła do niego mętna cisza, nieprzerwana nawet odgłosami kota, który miał w zwyczaju głośno się z nim witać. Położył torby na kuchennym stole i wrócił do salonu, gdzie powitała go pustka.
-Hinata?- Krzyknął niepewnie, zbliżając się do schodów, na których zobaczył Sasuke.- Co jej zrobiłeś?!- Ryknął wściekle, pokonując odległość między nimi w dość szybkim tempie zważywszy na jego kontuzję.
-Spokojnie, Naruto. Coś taki zdyszany?- Odparł irytująco spokojnie, odsuwając się od niego.
-Nie wkurwiaj mnie. Co zrobiłeś z Hinatą?! Miałeś jej nie ruszać! Obiecałeś!
-Zmiękłeś. Przez jedną kobietę twój cały świat zamienił się w kleik? Żałosne.
-Odpowiadaj! –Chwycił go za koszulę, zmuszając go, by na niego spojrzał.
-Daj spokój. Nic jej nie zrobiłem. Śpi w waszej sypialni.
Puścił go ostrożnie, idąc do sypialni, by przekonać się o prawdziwości jego słów. Otworzył cicho drzwi i ujrzał leżącą na łóżku brunetkę. Oddychała spokojnie i nie wyglądała jakby cierpiała w najmniejszym stopniu, ale sam fakt, że Sasuke był w jego domu podczas jej snu budziło w nim niepokój. Hinata miała zwyczaj się zamykać, gdy szła spać czy się myć.
-Co jej zrobiłeś?
-Podałem jej tabletki uspokajające. Trochę dramatyzowała.
-Draniu! Wymierzył cios prosto w szczękę, obserwując z małym triumfem jak jego przyjaciel leci na ziemię.- Nie zbliżaj się do niej!
-Jednak kobieta… I jesteś gotowy porzucić mnie?
-Idź do piekła, Sasuke, jeśli chcesz, ja mam co chronić.

***

Nie rozumiała tego. Było w tym coś bestialskiego i potwornego. Czy właśnie tak powinien umierać człowiek? W sali wypełnionej strażnikami i nią?
Pewnie dwóch filozofów znalazłoby tu miejsce na sprzeczkę o zasadności takiej kary. Kara śmierci wydaje się być spadkiem po walkach gladiatorów, gdzie ludzie patrzą na spętanego człowieka jak umiera. Ci, co obserwują, mogą czuć satysfakcję, że dokonała się sprawiedliwość, że oto morderca ginie od własnej broni.
Inni ludzie spytaliby się, kto jest tutaj prawdziwym potworem? Morderca, który z jakiś powodów mordował niewinnych ludzi, czy Ci, którzy robią z jego śmierci cyrk?
Jeszcze niedawno Sakura była zagorzałą zwolenniczką kary śmierci. Widziała jej słuszność i kiwała z aprobatą na każdą wzmiankę o jej wykonaniu. W jej głowie mordercy byli bezdusznymi stworzeniami. Potworami, które nie miały nic wspólnego z byciem człowiekiem.
Teraz jednak wie, że mordercą może być każdy. Nawet mężczyzna, którego pokochała. Gdyby poznała go wcześniej, może udałoby jej się go zmienić. Pokazać mu, że w byciu człowiekiem nie jest nic złego, że on także ma uczucia.
Spotkała go jednak o wiele za późno.
Zamknęła oczy, nie będąc w stanie patrzeć na ból wypisany na jego twarzy, gdy kolejne fale prądu przeszywały jego ciało. Wystarczyło słyszeć jego jęki, jego stłumiony krzyk, który rozdzierał jej serce na coraz drobniejsze kawałki.
Była tutaj sama.
Nikt nie przyszedł… Nawet Naruto, choć on akurat miał wytłumaczenie. W ciągu tych kilku dni przekonała się, że można na nim polegać, że jest wspaniałym ojcem i narzeczonym. Ofiarował jej dach nad głową, nie próbował nawiązywać sztucznej przyjaźni, po prostu dał jej przestrzeń, a mimo to czuła, że gdyby coś się działo mogłaby iść do niego.
Kiedy Sasuke oddaje ducha, Naruto przysięga przed Hinatą wierność i uczciwość.
Ona zaś trzymała ręce na brzuchu i płakała.
-Przepraszam, Sasuke, przepraszam, ale nie potrafię. Nie potrafię!
Zerwała się z miejsca, wywracając przy okazji krzesło wybiegając z sali. Ignorowała wołania strażników, musiała uciec z tego miejsca. Z dala od jego wymęczonej twarzy, jeśli nazywają to humanitarną karą, to wolała nie wiedzieć, jak wygląda niehumanitarna kara śmierci.

***

Przełknął z trudem ślinę, ściskając mocniej dłoń Hinaty. Nie tego się spodziewał. Mieli powiedzieć swoją przysięgę i wyjść z tej świątyni jako małżeństwo. Miał wreszcie usunąć z jej życia nazwisko Hyuuga.
Naprawdę liczył, że już nigdy ich nie zobaczy. Chociaż za zdemolowanie im domu to faktycznie mogli się pogniewać, ale żeby przychodzić na ślub? Wybrali idealny moment, by go jeszcze mocniej zdołować.
-Chyba nie sądziłeś, że tak łatwo damy ci ożenić się z Hinatą?- Neji powiedział chłodno, uśmiechając się w ten swój szyderczy sposób.
-Nie odpuszczacie?
-Neji-san…- Hinata jęknęła, chowając się za blondyna. Nie miała ochoty wracać do tamtego pokoju.
-Hinata jest członkiem rodziny Hyuugów! Nie pozwolimy ci jej splamić!
Naruto westchnął ciężko, czując się idiotycznie. Cokolwiek zrobi, oni nie odpuszczą, nigdy nie zostawią ich w spokoju. Jednak nie był też osobą, która by się łatwo poddawała. Życie nauczyło go walczyć o to, czego pragnie.
-Omoi, pilnuj Hinatę.- Spojrzał na przyjaciela, który kiwnął tylko głową i zasłonił swoim ciałem brunetkę.
-Naruto?!
-ONA NIE JEST RZECZĄ, KRETYNIE!
Oczy Nejiego powiększyły się znacznie, pod wpływem ciosu blondyna. Stęknął, gdy wylądował na podłodze. Brzuch rozpromieniował bólem, uniemożliwiając mu wstanie. Spojrzał się na niego jak stoi na jednej nodze, z paniką powoli pokazującą się na jego twarzy.
-Oszalałeś?!- Ojciec Hinaty wysunął się na przód, przybierając pozycję obronną.
-Nie. Chciałem tylko sprostować małe nieporozumienie. Neji-san z jakiś dziwnych powodów uznawał Hinatę za przedmiot. A jak dobrze tu widzimy, moja żona jest człowiekiem i nie życzę sobie, by ktokolwiek mi ją tu obrażał. Nawet jej własna rodzina.
Hinata zarumieniła się, zakrywając twarz dłońmi. Naruto definitywnie był jej księciem.
Wszyscy spoglądali się na blondyna z uznaniem, nawet rodzina Hinaty wydawała się oszołomiona i zawstydzona swoich zachowaniem. Blondyn zaś wrócił na swoje miejsce i dokończył swoją przysięgę.
-Chcesz zostać moją żoną?
Zaśmiała się cicho, udając, że się namyśla nad tą kwestią.
-No nie wiem… Ile razy będę musiała cię odwiedzać w więzieniu?
-Miliony. Wreszcie jestem więźniem twojej miłości. Dziękuję, Hinata… Zmieniłaś moje życie, dzięki tobie mogłem pozostać człowiekiem.

15. Nec temere, nec timide  


Stęknął z bólu, próbując uwolnić się z uchwytu. Czuł jak każdy włos na jego głowie krzyczy z bólu. Zmarszczył brwi, chwytając delikatnie oprawcę za rękę próbując w ten sposób powstrzymać dalsze katusze.
Brunetka spojrzała się na niego z delikatnym uśmiechem, schyliła się nieznacznie szepcząc coś do ucha małego tyrana. Po chwili rączka puściła blond włosy i wymachiwała w przestrzeń przy wtórze radosnego śmiechu.
Pielęgniarki spoglądały na nich z ciekawością, uśmiechając się z czułością na widok żywiołowego dziecka. Nawet inni pacjenci komentowali między sobą młodą rodzinę kiwając przy tym głowami z cichym uznaniem.
-To krępujące.- Mruknął speszony, spoglądając na swoje dłonie.- Przecież nie jesteśmy zwierzętami w cyrku.
-Ale jesteśmy rodziną z pięknym synem. Ludzie lubią obserwować innych.
-Tego nie było w przysiędze małżeńskiej.
-Naruto!- Trzepnęła go delikatnie w kolano, próbując powstrzymać śmiech.- Jesteśmy w szpitalu, nie możesz tak się zachowywać.
-Przecież nic złego nie robię. Stwierdziłem tylko fakt. –Wzruszył ramionami, odwracając się w stronę zamkniętych drzwi.- Ile to może trwać?
-Nawet dwa dni.- Odparła cicho, wyciągając z torebki butelkę z mlekiem.
-Dwa dni?! Umarłbym prędzej niż… No wiesz.
-Zależy od kobiety. Mam nadzieję, że nie będzie żadnych komplikacji.- Uśmiechnęła się łagodnie, przystawiając butelkę do ust Minato, który łapczywie zaczął ssać.
-A co będzie jak urodzi małego diabła?- Szepnął konspiracyjnie w jej stronę, dławiąc w sobie śmiech.
-To będziesz musiał mu piłować rogi.- Odparła rozbawiona, zakrywając usta dłonią.
Naruto schował się za nią chichocząc do jej pleców. Hinata zarumieniona schyliła głowę, by nie było widać jak cała drży ze śmiechu. Nie mogła uwierzyć, że wdała się w tą rozmowę z Naruto, to było nie do pomyślenia, żeby ktoś z rodziny Hyuugów śmiał się w publicznym miejscu. A jeszcze gorzej, żartował z czyjegoś dziecka.
-Państwo Uzumaki?- Pielęgniarka podeszła do nich ze zmieszaniem na twarzy.
-Tak?- Hinata szybko otrząsnęła się, spoglądając na kobietę najpoważniej jak tylko mogła w takiej sytuacji.
-Pani Haruno urodziła zdrową dziewczynkę. Zaraz ją przeniesiemy do jej pokoju i będziecie państwo mogli ją zobaczyć.
-Dziękujemy.
Naruto odzyskawszy posturę wziął syna na kolana, pozwalając Hinacie się ogarnąć. Milczeli przez dłuższą chwilę pogrążeni we własnych myślach. Naruto żałował, że Sasuke nie był w stanie zobaczyć swojej córki, powiedzieć jej jak bardzo jest dla niego ważna.
-Myślisz, że zwiąże się z kimś?- Hinata spytała nagle wstając z miejsca.
-Nie wiem… Chyba nie. Ona go mocno kochała.- Odparł cicho idąc za nią.- Szkoda, że nie spotkali się wcześniej.
-Gdyby nie moja rodzina…
Naruto uciszył ją zakrywając jej usta dłonią. Spojrzała się kątem oka na jego surowy wyraz twarzy, jednak nawet teraz widziała w jego oczach ból. On także stracił dla siebie ważną osobę.
-Nie obwiniaj swojej rodziny. To Sasuke mordował, nie oni. Gdyby poznał Sakurę wcześniej, może by porzucił takie życie.
-Naruto…
-Chodźmy. Musimy odwiedzić młodą mamę.- Uśmiechnął się, jednak był to pusty uśmiech, który bolał ją bardziej niż jego kłamstwa.
Zapukali w drzwi, czekając na zaproszenie, gdy go nie usłyszeli uchylili nieznacznie drzwi zaglądając do środka. Sakura leżała nieprzytomna w łóżku, z jedną pielęgniarką walczącą ze sprzętem medycznym.
-Poród musiał ją mocno osłabić.
-Przepraszam, że nie mogłem być przy tobie w takiej chwili.- Mruknął przygnębiony, spoglądając na Minato, który próbował złapać niewidocznego owada.
-Przecież byłeś przy mnie swoim sercem.
Spojrzał na nią zaskoczony, jednak po chwili na jego twarzy zagościł błogi uśmiech. Pocałował jej włosy, wchodząc do środka. Pielęgniarka na ich widok uśmiechnęła się i wyszła z sali zostawiając ich samych.
-Hej…- Sakura wymamrotała zmęczona, nie otwierając nawet oczu.
-Czyli jednak nie śpisz. Dobra robota. Jak ją nazwiesz?- Naruto usiadł na krześle, wpatrując się w zmęczoną twarz dziewczyny.
-Nie wiem jeszcze. Nie wiedziałam nawet, że to będzie dziewczynka.
-Myślałem, że może rozmawialiście o tym z Sasuke.
-Nie… Nie było nam dane. –Uśmiechnęła się z trudem, otwierając oczy. –Dziękuję.
Pokręcili przecząco głową nie wiedząc, co właściwie powiedzieć w takiej sytuacji. Gdyby Sasuke żył mogliby swobodnie rozmawiać o jego potomku, w takiej jednak sytuacji wszystko wydawało się być bólem nie do wytrzymania.
-Nie musisz się martwić o mieszkanie. Z Naruto postanowiliśmy, że najlepiej będzie jak zamieszkasz z nami. Nie będziesz musiała się martwić o rachunki i zakupy. Będziemy cię wspierać jak to tylko możliwe.- Hinata odezwała się cicho, z każdym zdaniem mówiąc coraz pewniej i głośniej.
-Nie chciałabym przeszkadzać…
-Daj spokój, to nie jest żaden problem. Zostaniesz z nami dopóki twoja córka nie pójdzie do przedszkola. I do tego czasu będziesz dorabiać u nas jako opiekunka dla Minato. Zresztą Hinacie marzy się otwarcie przedszkola, więc pomoc będzie mile widziana.
-Dziękuję. Jesteście naprawdę mili dla mnie… Choć prawie się nie znamy.
-Żaden problem. Obiecałem mu, że będę się tobą opiekował. – Uśmiechnął się łagodnie, chwytając ją za rękę.- Nie myśl, że robimy to tylko ze względu na niego. Chcemy ci pomóc, bo tacy już jesteśmy.
Sakura załkała cicho, mamrocząc swoje podziękowania. Naruto zmieszany wpatrywał się w nią czekając cierpliwie aż się uspokoi. Hinata za to wzięła Minato na ręce i podeszła do okna pokazując mu widok zza szyby.
Początkowo myśl o dzieleniu domu z obcą kobietą wydawała jej się dziwna, nie chciała dzielić się mężem z kimś innym, jednak widząc zapał blondyna i jak bardzo stara się trzymać ją w swoim życiu i swoich planach zmiękczyło jej serce. Jednak zgodziła się na to przede wszystkim ze względu na dług, jaki mieli u Sasuke. Chociaż tyle mogli zrobić dla niego.
-Oto i pani córeczka! Zdrowa i już głodna!- Pielęgniarka weszła do pokoju z inkubatorem, w którym leżało dziecko.
-Maya… Będziesz śliczną dziewczynką. –Sakura uśmiechnęła się szeroko, wycierając niewidoczne łzy.

***

Gwar rozchodził się po pokojach płosząc w coraz to nowe miejsca kota. Spojrzał się z wyrzutem na kobietę przygotowującą lunch, jednak już po chwili leżał zwinięty w kłębek na półce z herbatami.
Kobieta zaśmiała się widząc nowe legowisko zwierzaka. Z przygotowanymi kanapkami ruszyła do salonu, gdzie dzieciaki bawiły się w najlepsze w sobie znaną tylko grę.
-Jedzenie!- Powiedziała głośno kładąc tacki na stół.
Dzieciaki jak na rozkaz wypuściły z rąk zabawki i pognały na swoje miejsca przy stole nie mogąc się już doczekać posiłku. Każde z nich chwyciło swój talerzyk, czekając cierpliwie na pozwolenie.
-Możecie już zacząć, ale bez zabaw. Jak ktoś nie może niech zostawi, jestem pewna, że pan orangutan zje.
Dzieci wybuchły śmiechem momentalnie opowiadając sobie historie ze swoich przygód z panem orangutanem. Kobieta uśmiechnęła się do siebie idąc do innego pokoju, gdzie bawiły się najmłodsze z dzieci niezdolne jeszcze do jedzenia samemu.
-Dzisiaj mamy na lunch… Coś dobrego! Mus jabłkowy!
Nim jednak zdołała wszystkie nakarmić, musiała najpierw je pochwycić. Zdyszana ułożyła ostatnie z dzieci na foteliku, spoglądając na małą rozrabiakę z udawanym gniewem.
-Co to miały być za ucieczki, panno Mayu?! Ładnie to tak? Mama musi dać ci jeść, żebyś urosła!
Dziewczynka zaśmiała się machając rączkami w każdym kierunku. Jak zwykle kompletnie nie słuchała, co się do niej mówiło. Sakura westchnęła z rezygnacją, próbując wpakować jej łyżeczkę z musem do buzi. Nie wiedziała skąd w tym dziecku tyle niesforności. Czasami podejrzewała, że Naruto miał rację mówiąc, że diabeł ją posiadł.
-Młoda, nie bądź taka, mamusia chce cię tylko nakarmić…
Nie wiedziała, co by zrobiła bez wsparcia Naruto, bycie samotną matką byłoby dużo trudniejsze, niż to, co ma teraz. Oczywiście praca w przedszkolu wcale nie była taka prosta jak zawsze sądziła, ale dzięki pomocy innych pracowniczek dawała sobie radę. Dużą pomocą był też Naruto uwielbiany przez najmłodszych.
-Puk, puk!- Hinata weszła do pokoju trzymając w rękach kilka paczek pieluch.- Jak sobie dałaś radę sama na warcie?
-Nie było najgorzej. Dzieciaki są strasznie głośne dzisiaj.
-Lepiej żeby byłe głośne niż markotne. –Odparła rozbawiona, wkładając pieluchy do szafki.- Mayu całkiem dobrze się rozwija, możesz być z niej dumna.
Sakura uśmiechnęła się nie wiedząc, co odpowiedzieć. Wytarła dziecku buzię i postawiła na ziemi, by pobawiła się z innymi maluchami. Hinata widząc jej niepewność zmarszczyła pytająco brwi. Po odejściu ze świata mody nie mogła się przyzwyczaić do normalnych posiłków, czy braku zabiegania. Teraz jej życiem zawładnęły dzieci. Pogłaskała się po brzuchu, ciesząc się, że Minato będzie miał rodzeństwo.
Pociągnęła Sakurę do kuchni, stawiając przy okazji wodę na herbatę. Podejrzewała, że jest jej ciężko i rana po stracie Sasuke wciąż jest świeża, a najgorsza z tego wszystkiego była świadomość, że nie mogła jej w tym pomóc. Każde jej słowo zabrzmiałoby patetycznie, skoro ona sama ma przy sobie Naruto, ona nie znała jej bólu.
-Coś cię martwi?- Spytała się spokojnie, stawiając przed nią kubek z herbatą.
-Mayu…- Odparła markotnie, przysuwając kubek bliżej siebie.
-Coś z nią nie tak?
Zaprzeczyła ruchem głowy, nie wiedząc jak wyrazić swój strach, swój wewnętrzny niepokój. Hinata widząc jej zmieszanie spojrzała się za okno, gdzie słońce właśnie wychodziło zza chmur.
-Jeśli martwisz się, że Mayu będzie jak Sasuke, to nie masz powodu do obaw. Kochasz ją i zawsze będzie dla ciebie najważniejsza. Dostanie wystarczająco dużo miłości, że nie będzie kierować się na złą ścieżkę. Sasuke był drugim synem i z tego, co mówił Naruto, jego rodzice go ignorowali. To jego starszy brat był ich oczkiem w głowie, dlatego Sasuke zaczął zabijać. Chciał zwrócić na siebie ich uwagę. Ale to nigdy nie nastąpiło, więc i ich zabił, bardziej z rozpaczy niż szczerej chęci. Naruto mi wiele razy mówił, że Sasuke pragnął miłości, uwagi, ale tego nikt mu nie potrafił zaoferować. Dziewczyny, z którymi bywał chciały go tylko ze względu na jego urodę i na status społeczny. A ty go pokochałaś, gdy był nikim, dzięki tobie się zmienił. Nie martw się o swoją córkę, jestem pewna, że nic jej nie będzie, zadbamy o to.
-Naruto nigdy nie zostawił Sasuke… Mimo, że mógł to zrobić…
-Naruto już taki jest. Jak już się z kimś zaprzyjaźni, to mogiła. Będzie walczył o tą przyjaźń do końca, szczególnie jeśli widzi w drugiej osobie siebie samego. Naruto stracił rodziców, gdy był jeszcze dzieckiem. Opiekowały się nim matka z córką, sąsiadki, ale nigdy tak naprawdę nie był członkiem ich rodziny, był po prostu obowiązkiem. Dlatego przyjaźń z Sasuke dała mu poczucie bycia potrzebnym. Nie umiał zostawić Sasuke, ani go zdradzić. Taki już jest.
Sakura napiła się herbaty uśmiechając się łagodnie, rozmowa z Hinatą spowodowała, że poczuła się dziwnie lekko.
-Racja… Taki już jest.
THE END

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz