niedziela, 24 marca 2013

freaking me out cz. II


11. Cause everything you say


Przekonałeś się, że lubisz gdy Yahiko mierzwi twoje włosy, było w tym geście coś dziwnego, co przyprawiało cię o ciepłe uczucie w sercu. Gdy nad tym dłużej myślałeś, wiedziałeś już, gdzie doświadczyłeś czegoś podobnego. Tak samo było jak spędzałeś czas z ojcem, gdy mówił ci jaki jest z ciebie dumny.
 Wszystko zaczynało mieć sens. Od samego początku twoje relacje z młodszym rudzielcem były napięte i od samego początku chciałeś by cię zaakceptował. Może sam o tym nie wiedząc, zrobiłeś z niego figurę ojca?
Tylko czy chłopcy czują pociąg fizyczny do własnego ojca? Raczej do matki…
Ale poza tym drobnym szczegółem, wszystko wydawało się oczywiste. Miałeś już teorię, dlaczego ci tak zależało na uwadze rudzielca, to nie była miłość, ani nic takiego.
I nawet chciałeś się podzielić tą nowiną z Chika, ale on już dawno spał i musiałeś z tym poczekać do następnego dnia, czy tego chciałeś, czy nie. Próbowałeś też zastanowić się nad swoim porannym zachowaniem. Nie sądziłeś, że brunet może mieć na ciebie taki wpływ, że tak łatwo byłbyś gotowy oddać swoje nowe życie, dla starej miłości. Musiałeś znaleźć coś, co by ci pomogło uodpornić się na taktyki bruneta. Na jego zapach. Tylko czy to było w ogóle możliwe?
Po nieudanych próbach znalezienia odpowiedzi, co cię uratuje przed brunetem, zamykasz oczy
i próbujesz zasnąć.
I faktycznie zasypiasz, bo od kiedy spędzasz noce z Chiką nie masz już problemów z bezsennością, ani niczym takim. Jednak gdy tylko twój umysł wyłącza myślenie, zaczynasz śnić.
I to nie był sen o Sasuke, czy o Chice.
Nawet nie był to sen o tobie w roli gwiazdy rocka, czy innego bożyszcza nastolatków. Nie machałeś tyłkiem, nie znalazłeś się w krainie kucyków, ani w innych dziwnych miejscach.
Prawdopodobnie powinieneś obudzić się z krzykiem, albo chociaż z poczuciem obrzydzenia. Ale tak się nie stało.
Bo byłeś na deskach teatru, przed publicznością i grałeś rolę, w której wyznawałeś miłość Yahiko. Czekałeś aż na ciebie spojrzy i cię dotknie i faktycznie im dłużej trwała twoja przemowa dotycząca szczerości twoich intencji i bólu jaki przynosi ci świadomość, że nie umiesz pokochać narzuconej ci narzeczonej, on podchodził do ciebie coraz bliżej. I spoglądał na ciebie TYMI CIEPŁYMI oczami, które widujesz u niego tylko na scenie. I gdy stoi przed tobą, że nie ma praktycznie między wami przestrzeni, czujesz jak zasycha ci w gardle i serce ogarnia panika. Nie dotarłeś nawet do końca! Ale on się nachyla i całuje.
Przywierasz do niego całym ciałem pogłębiając pocałunek. Czujesz jego język na swoim i twoje ciało ogarnia fala gorąca. Twój mózg przyćmiewa mgła, a twój członek pulsuje boleśnie w ciasnych spodniach.
I sam już nie wiesz, czy to tylko gra, czy rzeczywistość. Szczególnie, gdy czujesz jego dłoń na swoim penisie.

***

Obudził się z jękiem. Otworzył oczy, czując jak temperatura jego ciała jest definitywnie za wysoka jak na poranek, w dzień wolny. Jego oddech był przyśpieszony, a policzki mocno zarumienione i dopiero wtedy dotarło do niego, że jego członek znajduje się w czyjś ustach, a dokładnie Chiki, który masował go ruchami swojego języka.
Stęknął chwytając go za włosy. Jego mięśnie były napięte w rosnącym oczekiwaniu, zazgrzytał zębami, zaciskając mocno powieki. Był bliski orgazmu, czuł go praktycznie, jednak coś go blokowało przed spełnieniem.
- Chika-san… - Wyjęczał, czując jak penis mu pulsuje z bólu, łzy zaszkliły w jego oczach w niemej prośbie o ulgę.
Odsunął się od niego, spoglądając na niego z niepokojem. Dotknął jego policzka, nie rozumiejąc co się dzieje. Blondyn za to, w ostatniej desperacji, przyciągnął go do siebie, wpijając się w jego usta. Potrzebował go poczuć. Nie tylko na swoim członku, ale wszędzie. Czuć jego miłość, swój dom, swoje bezpieczeństwo.
I dopiero kiedy Chika oplótł ręce wokół niego, przyciągając go mocniej do siebie, osiągnął swój upragniony orgazm, dysząc ciężko, wtulił się w rudzielca. Nie mogąc przestać się uśmiechać.
- Już dobrze Naruto? - jego łagodny głos, przywrócił go do rzeczywistości.
Zamrugał zdumiony, rozglądając się po pokoju, jakby czegoś szukał. Ręce rudzielca błądziły po jego plecach dając poczucie bezpieczeństwa. Spojrzał na niego z błogim uśmiechem i po raz kolejny zainicjował pocałunek.
Wiedział, że to desperacka próba by zapomnieć o brunecie, o śnie i swoich wątpliwościach. Była to swego rodzaju desperacka miłość, ale Naruto był pewien, że kochał Chike, w jakimś sensie kochał długowłosego, musiał jeszcze tylko znaleźć odpowiedź na czym dokładnie ta miłość polega.
- Muszę się przygotować do pracy. Ale ty możesz jeszcze sobie poleżeć.- Musnął jego usta w szybkim cmoknięciu i wygrzebał się z łóżka. Wyszedł z pokoju, nie odwracając się ani razu, bojąc się, że mógłby się rzucić na blondyna.
Słyszał jak bracia opuszczają dom, on jednak w dalszym ciągu leżał w łóżku, ciesząc się z wolnego dnia. Nawet Jocker wydawał się mniej zainteresowany spacerem, co pozwoliło mu na jeszcze godzinkę snu.
Gdy był dzieckiem zawsze chciał mieć rodzinę i psa. To było jego marzenie, które nigdy nie mogło się spełnić, gdy żyli jego rodzice, czy będąc z brunetem. Teraz zaś miał swój dom, swoją rodzinę i psa. I naprawdę był szczęśliwy.
Wstał z łóżka, ubierając się w swoje spacerowe dresy. Po dwóch dniach pracy najlepszy był odpoczynek. Czuł się usatysfakcjonowany swoim życiem, nie miał studiów, nie miał wyższego wykształcenia, które by go czyniło kimś. Ale miał rodzinę i pracę. To wystarczyło. To wystarczyło do szczęścia.
Szedł powoli ze słuchawkami na uszach, wsłuchując się w piosenki Elvisa. Nie potrafił przestać się uśmiechać. Jeszcze trochę, a na pewno zacząłby tańczyć. Kiedy ostatnio tańczył? Kiedyś w liceum udzielał lekcji dziewczynom, bo wszystkie chciały wywijać na potańcówkach.
Uścisk ręki na jego ramieniu, zatrzymał go gwałtownie. Odwrócił się poirytowany, spoglądając w czarne tęczówki. Przełknął z trudem ślinę, cofając się o krok. Czy poranki nie mogą być spokojne?
- Sasuke… - Wyjąkał z trudem, czując jak serce bije w zastraszającym tempie.
- Dosyć tego Naruto. Co ty kurwa sobie wyobrażasz?! Myślisz, że złapałeś boga za nogi? Że odnalazłeś szczęście? Zapomniałeś już chyba, co to jest prawdziwe szczęście? To ja jestem twoim szczęściem! A to, to tylko ułuda!
- Kłamiesz… - Wycharczał, chwytając się za klatkę piersiową. Nie mógł mu ulec! Nie tym razem.
- Kłamię? A co ty o nich wiesz Naruto? Wspaniali bracia Fuma! Otaczają cię miłością i szczęściem? W jakiej ty bajce żyjesz?! Będziesz mógł z nimi mieszkać, dopóki im się nie znudzisz. Wydymają cię jak każdego przed tobą! Ty ich przecież nawet nie znasz! - Każde jego słowo, wypowiedziane tym niskim seksownym głosem, było jak jad dla jego uszu.
- Nie! Nie jestem sam! Ta miłość jest prawdziwa!
- Gówno wiesz! Gówno wiesz Naruto! Wystarczy cię wyruchać i już mylisz miłość z pożądaniem! Tylko ja ci mogę dać miłość!
- NIE! Ty nie! Ty jesteś kłamcą! KŁAMCĄ!
- JA?! To się ich spytaj! Spytaj się o mojego brata! Niech ci opowiedzą historię o człowieku, który dał się nabrać na ich miłość! Głupi jesteś! - Przybliżył się do niego, przykładając dłoń do jego policzka.- Ale mogę cię uratować. Wystarczy, że do mnie wrócisz. Naruto. Przecież mnie kochasz prawda?
Przymknął oczy, czując jak fala mdłości przechodzi przez jego ciało. Tak. Kiedyś kochał tego człowieka. Wydawało mu się, że nie ma życia bez niego, ale się mylił. Bez niego, czuł się o wiele lepiej. Odepchnął go od siebie, wycierając policzek z poczuciem obrzydzenia.
- Nie chcę… Nie chcę mieć już z tobą nic wspólnego. - Powiedział sucho, chwytając mocniej smycz Jockera. - Masz swoją kobietę. Ja mam swoje życie. Chika-san mnie kocha.
- Pożałujesz tego. Bardzo. Ale nie martw się, ja będę na ciebie czekać. Zawsze. - Wyszeptał mu do ucha, zanim ruszył w swoją stronę zostawiając blondyna samemu sobie.

***

Czasami zachowywał się jak kobieta po rozstaniu. Nie. Nie oglądał tony jakiś durnych filmów, które pogarszają tylko stan, niż polepszają. Zwijał się w koc z pudełkiem lodów czekoladowych i po prostu je jadł spoglądając w pustkę.
Był z siebie dumny. Pewnie, że był. Nie pognał za brunetem, choć każda cząstka jego ciała tego chciała, ale jego dusza, jego serce nie należało już do niego, więc ze wszystkich sił pozostał na miejscu.
Tylko, że teraz w głowie przewijają się non stop jego słowa.
To nie tak, że nie wiedział o Itachim, przecież usłyszał o nim w kawiarence. Nie znał po prostu prawdy. Nie wiedział, czy chce ją znać. Bał się jej, dlatego ją zignorował.
A jeśli Sasuke ma rację i ta cała miłość jest kłamstwem?
Nie. Chika-san taki nie jest. Jego oczy naprawdę wyrażały miłość, dba o niego, do niczego go nie zmusza. Przecież Naruto nie jest bogaty, ani jakoś wpływowy społecznie. Zero zysku z uwodzenia kogoś takiego jak on.
To dlaczego jego serce tak boli?
- Wróciłem. - Yahiko wszedł do salonu spoglądając pytająco na kulkę na sofie. - Wszystko w porządku?
- Jasne… Wszystko w porządku… - Wymamrotał ledwo słyszalnie połykając kolejną porcję.
- No właśnie widzę. Chikoshudo jeszcze nie ma? - Rozejrzał się po domu, zatrzymując wzrok na psie, który leżał przy sofie.
- Nie.
Rudzielec westchnął przeczesując włosy ręką. Definitywnie nie przywykł do rozmawiania z ludźmi poza teatrem. Chwycił za jego koc, odsłaniając go gwałtownie. Blondyn stęknął w szoku, prawie opuszczając pudełko na ziemię. Spojrzał się zbulwersowany na niego, poprawiając się.
- To powiesz czy nie?
- Co cię to interesuje?
- Tyy… - Zazgrzytał zębami, czując jak żyłka na czole pulsuje mu niebezpiecznie. - Mówisz, czy nie?! - Chwycił go za głowę, przyciągając jego twarz do swojej.
- Spotkałem dzisiaj Sasuke… - Wyjąkał zaskoczony, czując jak oddech Yahiko drażni jego skórę.
- I co?
- Co miał z wami wspólnego jego brat? - Wiedział, że nie powinien się o to pytać. Czuł jak żołądek ściska mu się ze zdenerwowania.
Uścisk rudzielca zelżał pozwalając mu się odsunąć na bezpieczną odległość. Yahiko westchnął, ponownie przeczesując sobie włosy ręką, nie wyglądał na zadowolonego, jakby temat był nieprzyjemny do rozmawiania.
- Uchiha Itachi był chłopakiem Chikoshudo.

12. Everything you do


Chcesz żeby ktoś cię obudził. Żeby ktoś cię uszczypnął i wyrwał z tego koszmaru. Jeszcze trochę a rzucisz się na Yahiko by go uciszyć. Nie chcesz tego słuchać.
Życie było piękne. Miałeś miłość Chiki, próbę zaimponowania Yahiko, by cię zaakceptował jako członka rodziny.
Miałeś rodzinę i szczęście.
To wszystko było daleko od życia z nazwiskiem Uchiha na przedzie.
To gdzie ono się podziało?
Zasłaniasz uszy rękoma mając dość. Yahiko spogląda na ciebie ze wzrokiem jakby to on był pokrzywdzony. Może po trochu był. Ale to ty cierpisz. Itachi naprawdę kochał Yahiko i wykorzystał Chikę, by się do niego zbliżyć. Bawił się jego uczuciami, jego miłością, ale tak naprawdę krzywdził obu braci. Yahiko, który nie odwzajemniał jego uczuć i Chika, który został emocjonalnie porzucony przez swoją miłość. Co gorsza, chcąc jego szczęścia, pchał go w ramiona brata.
Ale Yahiko nie mógł odwzajemnić uczuć bruneta.
I Itachi w rozpaczy targnął się na swoje życie, nie dostrzegając, że gdyby zdał sobie sprawę z uczuć Chiki mógł być równie szczęśliwy.
Płaczesz jak dziecko. Bo rozumiesz ból Chiki, rozumiesz ból Yahiko.
Nie chcieli tej tragedii, nie chcieli takiego zakończenia, ale dla bruneta nie było innego zakończenia. Był opętany obsesyjną miłością do Yahiko, że nie widział nic poza nim.
A teraz ty siedząc na tej sofie, nie wiesz co masz zrobić. Trzymasz w dłoniach serce Chiki, dla was obojga to nowa miłość, szansa na wyleczenie dawnych ran. Na odzyskanie wiary w ludzi i miłość. Jednak twoje serce jest jeszcze chwiejne. Niepewne swoich uczuć.
Czujesz się pogrążony w pytaniach o sens takiego związku. Oboje macie sobie zastąpić Uchihów. Czy to nie jest ironia losu? Czy to w ogóle ma jakiś sens?
Wtulasz się w Yahiko i płaczesz głośno, nie wstydząc się swoich łez. Masz już dość tego bólu. Bólu, który się tylko nasilał pod wpływem Uchihy. Czujesz się jak jakiś przeklęty pechowiec. Gdziekolwiek spojrzysz tam zobaczysz Uchihe. Prześladuje cię, jak najgorszy koszmar.
Może jednak powinieneś wrócić?
Ręce Yahiko delikatnie posuwają się wzdłuż twoich pleców, a jego zapach powoli uspokaja twoje nerwy. Nawet nie wiesz kiedy zasypiasz.

***

Obudził się następnego dnia. Jego ciało było odrętwiałe, jakby nie należało do niego. Ostatni raz się tak czuł kiedy przechodził ostrą grypę. Odwrócił się na bok spoglądając na Jockera, który leżał spokojnie przy jego łóżku.
Przymknął oczy, przypominając sobie wszystko. Całą rozmowę między nim a Yahiko, prawdę, którą usłyszał, a której wolałby nie znać. Nie wiedział jak spojrzy Chice w oczy. To było zbyt dużo jak dla niego, nie był na to gotowy. Ale musiał się dowiedzieć. Prędzej czy później by się dowiedział. A czy to nie jest tak, że im szybciej tym lepiej? Podobno to rodzi mniejszy uraz w sercu. On jednak czuł się jakby ktoś go pokroił na części, pozbawiając życia.
- Naruto? - Męski głos odezwał się za drzwiami, zmartwiony, wypełniony dziwnym strachem. Chika.
- Tak? - Jęknął, zdając sobie sprawę, że każdy najmniejszy wysiłek fizyczny budzi w nim fale bólu.
- Jak się czujesz?
- Jak człowiek podczas grypy…
- Przynieść ci herbaty?
- Um… Jeśli można.
Usłyszał jak kroki oddalają się od jego drzwi, zastanawiał się, dlaczego nie wszedł do środka, dlaczego na niego nie chciał patrzeć. Wtedy zrozumiał, że Chika wie. Wie, że Yahiko mu wszystko powiedział, że zna prawdę o jego związku z Itachim. Tak samo jak on, nie był w stanie spojrzeć mu w oczy. Bał się tego, co blondyn może mu powiedzieć.
Tylko, że on nie wiem, co miałby mu powiedzieć. Najchętniej cofnął by czas, tylko nie wiedział jak daleko. Już nic nie wiedział.
Herbatę przyniósł mu Yahiko, miał swój typowy wyraz twarzy, który był w jakiś sposób pokrzepieniem. Postawił kubek na szafce nocnej, siadając na krawędzi łóżka. Spojrzał się na niego z uwagą, przykładając dłoń do jego czoła.
- Raczej nie masz temperatury. Dzwoniłem do teatru i powiadomiłem ich o tym, że nie możesz się dzisiaj zjawić, więc możesz spać spokojnie.
- Dziękuję…
- Jeśli chodzi o to, co ci wczoraj powiedziałem, to… - Przeczesał włosy ręką, wzdychając ciężko. - Mój brat boi się, że uznasz, że chciał cię wykorzystać by zapomnieć o Itachim. Nie będę ci tutaj kłamał, że tak nie jest, bo pewnie chciał upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Wierzył, że oboje możecie wyleczyć swoje serca po bólu spowodowanym przez rodzinę Uchiha. Nie podobało mi się to od samego początku, nie było to sprawiedliwe względem ciebie. Wiem, że mój brat jest głupi, popełnia błędy jak każdy, ale to dobry człowiek. On naprawdę potrzebuje miłości…
- A ty? - Wyrwało mu się nagle, gdy spoglądał na profil rudzielca. - Co z tobą?
- Chodzi ci, że wszystko robię dla mojego brata? To jest moja rodzina, to chyba normalne. Chcę jego szczęścia. Nie będę cię jednak błagał, żebyś mu wybaczył i spróbował jego planu. To twoja decyzja.
- Czyli Chika-san mnie nie kocha? To było kłamstwo? - Odwrócił się na plecy, zakrywając twarz dłońmi, miał ochotę płakać.
- Nie powiedziałbym, że cię nie kocha… On… Coś czuje do ciebie, nie wiem czy to miłość, o którą ci chodzi, ale nie skrzywdził cię, prawda? On po prostu… Naruto słuchaj, wiem, że czujesz się oszukany, okłamany i wykorzystany, nie mówię też, że nie masz powodu by się tak czuć. Ale dopóki mój brat ciebie nie spotkał był wiecznie przygaszony, w tym domu zawsze panowała cisza, nie chciał nawet za bardzo ze mną rozmawiać, próbował się nawet się zabić, strata Itachiego źle na niego wpłynęła. Dlatego zawsze próbuję się upewnić, że jest z nim wszystko dobrze, próbuję mu pokazać, że nie jest sam i, że ma dla kogo żyć. Sam wiesz jak boli utracona miłość, kiedy kochało się całym sercem, a tak naprawdę nie było to nic innego jak ułuda.
Przełknął ślinę, rozumiejąc o co mu chodziło. Wiedział jak smakuje miłość, która nie spotyka się z odwzajemnieniem, kiedy jesteś w czyjś ramionach, ale tak naprawdę nie czujesz nic, tylko iluzję szczęścia. Znał to za dobrze i nie chciał do tego powrócić. Przekonał się, że nie wszystkie teorie są prawdziwe. Nie każde uczucie zostaje odwzajemnione, nieważne jak bardzo będziemy się starać. Czasem po prostu trzeba sobie odpuścić, nawet jeśli oznacza to ból, większy niż cokolwiek innego.
- Kochałeś kogoś Yahiko-san?
- Nie. Nigdy nikogo nie pokochałem. Ludzie są dla mnie zbyt… Skomplikowani. Może w tym temacie wychodzi na wierzch moje tchórzostwo. Miłość to jednak poważny temat, nie można byle komu mówić kocham i później się z tego wycofywać. Skoro raz kogoś pokochaliśmy, to jak możemy ich później znienawidzić? Przecież to nie tak, że nas zmuszają do związków, do miłości, sami się na to decydujemy, ale z czasem wszystko staje się zbyt trudne, bo miłość to nie tylko zabawa, to też obowiązki i praca by to uczucie utrzymać. Nie każdy to rozumie. Pracując w teatrze nie raz widzę takich ludzi, którzy jednego dnia są wielce zakochani, a następnego dnia już klątwy rzucają pod adresem tej osoby.
Zamilkł, zamyślając się nad czymś. Naruto leżał spokojnie, spoglądając na niego ukradkiem. Nieważne jak bardzo chciałby się z nim nie zgodzić, to wiedział, że ma rację. Miłość to nie sama zabawa, trzeba nad nią pracować i, jeśli się kogoś kocha, to nie ma takiej siły, która zamieniła to uczucie w nienawiść. Bo przecież przeciwieństwem jakiegokolwiek uczucia, jest brak uczuć w ogóle. Taka osoba, co najwyżej mogłaby się stać nam zupełnie obojętna. Tylko, czy on nie jest również winny temu wszystkiemu? Tak się cieszył ze swojej małej szczęśliwej rodziny, że nigdy mu nie przyszło na myśl by zapytać się Chike o jego uczucia, o to co on przeżywa.
- Mój brat ci pewnie mówił… O tym, że rzadko kiedy się odzywam, że jestem nieobecny w domu?
Przytaknął przypominając sobie ich rozmowy w szpitalu, faktycznie wtedy sobie wyobrażał Yahiko jako niemowę, ale rzeczywistość okazała się zupełnie inna.
- Nie zawsze taki byłem. Gdy byłem dzieckiem, byłem dosyć energiczny i buzia mi się nie zamykała. Irytowałem tym chyba wszystkich. - Uśmiechnął się na wspomnienie swojej młodości, Naruto nie spuszczał z niego wzroku, uświadamiając sobie, że lubi jego uśmiech, było w tym coś szczerego. - W każdym razie, nasi rodzice byli zapracowani i nie zawsze mieli dla nas czas. Czasami ich wzywano późnym wieczorem i musieli iść, ale co zrobić z dwójką dzieciaków? Kiedyś po prostu zostawiali nas u sąsiadki, ale później uznali to za zbyt kłopotliwe i po prostu zostawiali nas w domu przestrzegając by nikomu nie otwierać drzwi. Jednego takiego wieczoru nie miałem ochoty na sen… Wierciłem się po łóżku i nie mogłem znaleźć pozycji, która by mnie uśpiła. Chikushoudo spał jak zabity, zawsze potrafił szybko zasypiać, nie miał z tym kłopotów, w porównaniu do mnie… W każdym razie znudzony postanowiłem pójść do sąsiadki, lubiłem ją, była młoda, ale była odpowiedzialna, gdy się nami opiekowała, zawsze dawała nam po szklance ciepłego mleka przed snem i pomyślałem, że to może mi pomóc zasnąć. - Zamyślił się, jakby próbując sobie przypomnieć co się wtedy działo.
- Nie było jej?
Spojrzał na niego zdumiony, jakby zapomniał, że siedział w jego pokoju i o czymś rozmawiał. Potrząsnął głową, wzdychając ciężko. - Była. I może to było w tym wszystkim najgorsze?
- Dlaczego? Skoro była mogła ci zrobić to mleko?
-Byłem młody, no i z sąsiadką byliśmy naprawdę w dobrej komitywie, więc się nawet nie trudziłem by zadzwonić, czy zapukać. Po prostu wszedłem do środka. Pierwsze co mi się rzuciło to bałagan na ziemi, ona zawsze dbała o porządek. Nie była pedantką, czy coś, ale wolała nie mieć niczego na ziemi, by się przypadkiem nie przewrócić, gdy w nocy będzie musiała gdzieś iść, a światło wysiądzie. Im dalej szedłem, tym większy niepokój czułem. Coś mi mówiło, żebym uciekał. Myślałem, że to po prostu wyrzuty sumienia, że w jakiś sposób łamie zasady rodziców, dlatego zignorowałem ten wewnętrzny głos. Gdy wdrapałem się na piętro i zajrzałem do jej pokoju, zrozumiałem powód mojego przeczucia. - Zamilkł, zagryzając delikatnie dolną wargę. Widać było, że bił się z myślałam i samo wspomnienie nie należy do najmilszych. Blondyn przez moment chciał zadać pytanie, czy spała, a może spotkała się ze swoim chłopakiem i nakrył ich na uprawianiu seksu, ale ugryzł się w język, nie chcąc mu przerywać. - Gdy tam zajrzałem… - Zawiesił głos, spoglądając w drzwi, jakby bojąc się, że ktoś przez nie wejdzie. - okazało się, że została napadnięta.
- Czyli nie żyła? - Spytał się automatycznie, a w momencie kiedy zrozumiał, że powiedział to na głos ugryzł się w język przeklinając swoją głupotę.
- Nie… Żyła. Wtedy jeszcze żyła. - Spojrzał się na niego blady, w jego oczach był smutek, którego nikt nie leczył przez długie lata. Blondyn poczuł jak serce ściska mu się z bólu, chciał usiąść i go przytulić, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale wiedział, że musi poczekać aż skończy historię. - Była gwałcona przez swojego oprawcę. Wystraszyłem się, wreszcie byłem tylko dzieckiem, ale widziałem jej ból i słyszałem jej krzyki. Nieważne jak zakrywałem uszy by jej nie słyszeć, nie mogłem jej pomóc, byłem tylko chłopcem, a moich rodziców nie było w domu. Zrobiłem to ,co kazało mi ciało. Pobiegłem przed siebie łkając. Nie wiedziałem co robię i w efekcie prawie wpadłem pod samochód. Tydzień później chciałem odwiedzić sąsiadkę i ją przeprosić za moją słabość, że nie byłem w stanie jej obronić, ale powiesiła się na Kampie. Nigdy nie zdążyłem jej powiedzieć jak bardzo jest mi przykro. Po tym wszystkim przestałem paplać. Chyba Czu…
Naruto nie wytrzymał usiadł przytulając go od tyłu. Płakał. Płakał dla niego. Już rozumiał, że rudzielec po prostu nikomu nie powiedział słowa o tym co widział, trauma, którą doświadczył izolowała go coraz mocniej od ludzi, przez te wszystkie lata żył z poczuciem winny i nikt mu nie powiedział, że to nie była jego wina.
Jak mógł ulżyć mu w cierpieniu?


13. Is freaking me out, freaking me out


Właściwie to nie wiesz, co robisz.  Spanie w tym domu stało się nieznośne. Głowa ci huczy od myśli i słów, które miały cię uspokoić. Ale twoim sercem wstrząsa gniew.
Inaczej wyobrażałeś sobie Chike. Miał być nieskazitelnie czysty i dobry. No, ale ideały nie istnieją. To wiedziałeś od zawsze. Jednak nie miał mieć aż tylu rys!
Związek z Itachim mógł sobie przemilczeć, rozumiałeś, że to była bolesna kwestia, że tak jak ty przeżywałeś związek z Sasuke, on robił dokładnie to samo z Itachim. Szukał lekarstwa. Chciał tylko wyleczyć swoje serce, nie ma w tym nic złego. To doskonale wiesz.
Jednak nie możesz uwierzyć, że nie próbował pomóc swojemu młodszemu bratu. Czy starsi bracia nie powinni opiekować się młodszym rodzeństwem? To dlaczego to Yahiko musiał robić za ojca waszej małej rodziny? Dlaczego to młodszy był odpowiedzialny?!
Tego nie umiesz zrozumieć, przecież widzieli, że coś się z nim stało, że Yahiko odsuwał się od wszystkich, a jednak nie zrobili nic! Pozwalali mu cierpieć w samotności, aż kompletnie odwrócił się od ludzi, a jedynym celem stało się ochrona swojego brata.
Starszego brata!
Zgrzytasz zębami i przemierzasz ulice miasta ze słuchawkami na uszach.  Nie mogłeś tam zostać ani minuty dłużej. Twój żołądek skacze w buncie, bo przecież nic nie jadłeś, przez prawie dwa dni, a teraz sobie po prostu idziesz przez miasto. Brawo Naruto.
I gdzie idziesz? Przecież nie masz gdzie wrócić. Jesteś sam.
Musisz dokonać wyboru, w którym kłamstwie chcesz żyć.
Słodkim ciemnym kłamstwie Sasuke, z którym musiałbyś dzielić się z jego żoną, czy trucizną rodziny Fuma, słodka miłość, która pozbawia zmysłów.
Naprawdę kochałeś Chike. Nadal go kochasz. Uwielbiałeś być w jego ramionach.
A jednak idziesz dalej przed siebie.
Może jednak twoje serce nie jest takie wspaniałomyślne, jak zawsze ci się wydawało?

***

Nabrał powietrza i zadzwonił do drzwi. Kiedyś wszedłby przez nie, nie myśląc, czy mu wolno, czy nie. Teraz zaś sam nie wiedział po co tutaj przyszedł. Wiedział, że jest rozgoryczony i wtedy podejmuje najgorsze decyzje. Emocje nie powinny kierować człowiekiem. A jednak to ciągle robił. Dawał się bawić swojemu sercu.
Drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem i stanęła w nim różowowłosa dziewczyna. Jego żołądek ponownie przewrócił się w buncie, a w ustach czuł gorzki smak.  Nie miał zamiaru jej oceniać, ale teraz gdy stała przed nim w zwiewnej koszuli nocnej ukazując piersi, które definitywnie były robione w jakieś klinice, wodził wzrokiem po niej aż zatrzymał się na jej lewej dłoni, gdzie spoczywał pierścionek zaręczynowy.  Jeszcze niedawno jej nienawidził. Na samą myśl o niej miał ochotę wziąć coś ostrego i ją zabić, ale teraz jedyne co czuł, to współczucie.
- Mogę w czymś pomóc? - Powiedziała zaniepokojona, ale w jej głosie było słychać pewną szorstkość. Nie był mile widzianym gościem.
- Zastałem może Sasuke? - Nabrał powietrza starając się ignorować jej sztuczną uprzejmość kryjącą wrogość do wszelkich osób.
- Kim jesteś?
Uśmiechnął się kpiąco na widok jej zmrużonych w nieufności oczu. Nie była pewna swojej pozycji i tak jak on próbowała trzymać Sasuke na smyczy, nie chciała się nim dzielić i w każdym widziała zagrożenie. Toksyczny związek z obu stron.  A jednak brunet musiał w niej coś widzieć, że postanowił się z nią związać.  Nawet jeśli on nie sądził, że jest w jego typie.
- Jestem jego przyjacielem z liceum. Naruto Uzumaki.
Jej oblicze było mieszaniną emocji, szukała w głowie jego nazwiska, przechyliła głowę w niemym pytaniu o prawdopodobieństwo jego słów, ale w pewnym momencie coś ją oświeciło i odsunęła się w geście zapraszającym do środka.
Uśmiechnął się w podzięce i wślizgnął się do środka. Nie wiele się zmieniło od dnia, w którym wybiegł z życia bruneta. Meble były takie same, na ścianie i na parapetach było więcej ozdób i więcej zieleni.  Mieszkanie wydawało się cieplejsze i bardziej żyjące.
Jak na zawołanie z kuchni wyszedł Sasuke trzymając w dłoniach kieliszki czerwonego wina, jednak na widok blondyna przystopował podnosząc pytająco brwi. Nie spodziewał się jego wizyty. Podał kieliszki dziewczynie, która udała się do ich sypialni, zostawiając przyjaciół samych.
Usiadł na sofie, wzdychając.  Spodziewał się, że będzie reagował inaczej. Będzie może bardziej zły, albo chociaż mocniej wstrząśnięty tym wszystkim, a jednak wszystko akceptował ze spokojem. Jakby brunet nigdy go nie obchodził, że właśnie potrzebował zobaczyć jego normalne życie, by móc go puścić?
- Co tutaj robisz Naruto? Myślałem, że ułożyłeś sobie szczęśliwe życie z nimi. - Powiedział szorstko, nie spuszczając z niego oczu.
- Nie wiem. Postanowiłem się przejść i trafiłem tutaj. - Nie kłamał. Naprawdę nie wiedział dlaczego przyszedł akurat do niego.
- Dowiedziałeś się prawdy i przyszedłeś błagać o przebaczenie?
- Przebaczenie? - Powtórzył tępo, zastanawiając się, o co mu może chodzić.
- Uciekłeś ode mnie Naruto, ale nawet ty wiesz, że mnie kochasz. Tutaj zamieszkać już nie możesz, ale mam apartament w centrum.
- Kochałem cię. To prawda. Jakaś cząstka mnie nadal cię kocha, nie jesteś mi obojętny, zresztą głupotą było powiedzieć, że cię nienawidzę, skoro to kłamstwo. Ale nie przyszedłem tutaj prosić o przebaczenie. Nie mam za co przepraszać.  Przez nasz cały związek bawiłeś się moim sercem, nigdy nie myślałeś o mnie na poważnie, a raczej bałeś się konsekwencji ujawnienia swoich uczuć względem mnie. Jednak gdy Yahiko mi opowiedział całą historię o jego rodzinie i o twoim bracie, wszystko zaczęło się układać w wspólną całość. Nie mogę cię krytykować za twój sposób postępowania. Widziałeś co przeżył Itachi, który był jawnym gejem, nigdy się z tym nie krył i twoi rodzice byli nim zawiedzeni. Liczyli na normalnego syna, który da im wnuki, ale Itachi nie tego pragnął. Pragnął Yahiko, ale ten nie odwzajemnił jego uczuć, więc cierpiał tak mocno, że zaczął się od wszystkich odsuwać i ty byłeś tego świadkiem. Nie chciałeś skończyć jak on. Skazany na zapomnienie. Dlatego nawet jeśli żywiłeś do mnie jakieś uczucia chowałeś je przed wszystkimi. Nie chciałeś zostać odrzucony, dlatego chodziłeś na spotkania z kobietami by zadowolić ojca. I wtedy poznałeś swoją narzeczoną. Mimo że miałeś mnie, to w jakiś sposób zaskarbiła sobie twoje serce. Jesteś bigamistą Sasuke. W dodatku biseksualistą. Tak samo jak ja swego czasu. Kiedy uciekłem z tego domu, po twojej decyzji o zaręczeniu się z nią. Nie pobiegłeś za mną.  Nie potrafiłem tego zrozumieć, przecież mnie kochałeś? Ale mimo to nigdy nie podjąłeś próby odszukania mnie. Dopiero jak zobaczyłeś mnie przypadkowo w teatrze przypomniałeś sobie o mnie. Twoje dawne uczucia odżyły i chciałeś spróbować, chciałeś zobaczyć, czy jest sens.  Ale ja ci odmówiłem, więc postawiłeś na jedną kartę. Tamtego wieczora, kiedy wybiegłem chciałeś za mną iść i mnie powstrzymać, ale byłeś zmieszany. Nie chciałeś mi kłamać i mówić czegoś, czego nie będziesz mógł dotrzymać, więc zostałeś tutaj, czując się rozdarty. Byłem zły na ciebie za to, nie potrafiłem zrozumieć twojego położenia, ale wreszcie je rozumiem Sasuke. Nigdy dotąd nie zdarzyło mi się kochać dwóch osób na raz, ale teraz tak mam. Kocham Chike i kocham Yahiko. Myślałem, że kocham Yahiko jako ojca, brata, rodzinę ogólnie. Było w nim coś ciepłego, co podnosiło na duchu, ale też moje ciało niesamowicie na niego reagowało. I jak mi wszystko opowiedział zrozumiałem, że go kocham jak kochanka.  Zawsze byłem typem uke, więc nic dziwnego, że czułem do niego ten typ emocji.  Nie umiem jednak wybrać między braćmi, bo nie chcę ich skrzywdzić.  Tak jak ty nie chciałeś zranić mnie, ani twojej narzeczonej. Ale to by nie wyszło Sasuke.  Serce może należeć tylko do jednej osoby. A tą osobą nie jestem ja. Prawda?
Milczeli przez chwilę, blondyn spoglądał na zdjęcia powieszone nad telewizorem, Sasuke zaś ze spuszczoną głową analizował wypowiedz Naruto. Nigdy u niego nie słyszał czegoś takiego. Wreszcie blondyn był mistrzem w posługiwaniu się krótkimi, klarownymi zdaniami, nie mające wiele wspólnego z ukazywaniem duszy.  Gdy mówił „kocham” było słychać, że mówi prawdę, ale brakowało w tym czegoś głębszego, teraz zaś słysząc jego przemowę, Sasuke był bliski płaczu.
Kochał głośnego blondyna, który marudził na wszystko, ale jego determinacja i pozytywne myślenie, zawsze wprawiało go w dobry nastrój, chciał żeby zawsze tak było. Nie sądził, że przyjdzie dzień, gdy sprawy się skomplikują. Nie mógł obwiniać go za chęć bycia numerem jeden, że miał dość życia w cieniu. Zawsze przychodzi taki moment w życiu w związku, gdzie jest potrzeba pójścia dalej, ale w ich wypadku nie mogło być o tym mowy. Sasuke nie był gotowy na sprzeciwienie się rodzicom. Ojcu. Nie rozumiał, dlaczego ludziom zależy na ujawnianiu swojej miłości.  On sam preferował wszystko trzymać dla siebie. Nie chciał patrzeć na więcej bólu.
To on wreszcie znalazł ciało swojego brata, czytał jego list pożegnalny i spotkał się z osoba, która to spowodowała. Nienawidził Yahika całym swoim sercem.  Gdyby okazał choć trochę miłości jego bratu! Co złego jest w kłamaniu o uczuciach, skoro można tym oszczędzić czyjeś życie? Nie rozumiał dlaczego rudzielec był wściekły i nie rozumiał jego pretensji. Dlaczego wydawał się skrzywdzony tą całą sytuacją jakby był ofiarą?
To Sasuke był ofiarą! Stracił brata, jego ojciec zacisnął szpony na nim by nie odważył się popełnić takiego błędu. Był zawsze sam. Nie. Miał Naruto i jego słońce, jego miłość. I tak miało być zawsze. Miał zapomnieć o widoku swojego brata w krwi, o samotności i cierpieniu. Miał być szczęśliwy. Miał.
Naruto miał rację. Pojawienie się Sakury w jego życiu wszystko zmieniło. To miał być zwykły związek na niby. Mieli udawać miłość i robić swoje. I na początku tak było. Byli sobie kompletnie obcy, żadnemu z nich nie zależało na bliższym poznaniu. Ale z czasem na przyjęciach, zaczęli rozmawiać i się poznawać. I się zakochał.
Był bigamistą. Chciał mieć Naruto i Sakurę. Nie chciał wybierać. Kochał ich oboje. Czemu miał wybierać między jednym szczęściem, a drugim? Bo społeczeństwo tego wymagało? Nie muszą wiedzieć. I szczęście może trwać.
Lubił się oszukiwać. Myślał, że ten układ może trwać wiecznie, ale ranił i ją i jego swoją miłością na pół gwizdka. Nie umiał się zdecydować. Był w potrzasku i brakowało mu powietrza.
I wtedy powiedział mu o zaręczynach. Tak naprawdę w ogóle ich nie planował. Chciał zobaczyć jego reakcję. Chciał by popchnął go w jakąś stronę. By pomógł mu wybrać. Ale on nie pobiegł za nim.
Długo się zastanawiał dlaczego to zrobił. Dlaczego jego ciało pozostało na miejscu, zamiast lecieć za blondynem i zapewniać go o swojej miłości.
Gdy zadzwoniła Sakura by upewnić się o kolejnym balu znał odpowiedź. On już nie potrzebował blondyna do szczęścia. Nie potrzebował jego optymizmu. Pomógł mu wyleczyć się z utraty brata, samotnością. Dał mu nowe życie.
I nie zamierzał znowu pojawiać się w jego życiu. Chciał dać mu wolność. Ale wtedy zobaczył go w towarzystwie tego całego Chiki. I nie potrafił . Nie potrafił wybaczyć tej zdrady.
Chciał ich wszystkich zniszczyć. By poczuli jego ból!
Jednak teraz słuchając słów Naruto, nie potrafił czuć tej samej zawiści co wcześniej. Skrzywdził go. A teraz nawet nie wiedział jak mu pomóc. Nie cofnie przecież czasu, nie jest bogiem.
- Masz rację, nie zajmujesz już mojego serca w takiej ilości co wcześniej. - Powiedział beznamiętnie, spoglądając na drzwi od swojego pokoju, za którymi była Sakura. Miał nadzieję, że nie słyszała ich rozmowy.
- Mógłbym… Przenocować tutaj? Ten jedyny raz. Nie mam gdzie się podziać za bardzo, a nie chcę na razie wracać do nich. - Uśmiechnął się blado. Spoglądając na niego z bólem. - Sofa jest w sam raz do tego.
-Rób co chcesz. Ale tylko dzisiaj.  Pójdę powiedzieć Sakurze, że zostajesz na noc.
Wstał kierując się ku schodom. Blondyn śledził go wzrokiem, nie wiedząc, co tak naprawdę czuje. Chciało mu się płakać. Nie sądził, że Sasuke tak łatwo przyzna, że już go nie kocha. Liczył na choć odrobinę miłych słów. Może jednak się przeliczył.
- Dzięki Sasuke.
- Nie ma sprawy. - Odpowiedział znikając za drzwiami.
Naruto prawdopodobnie jest największym tchórzem na świecie, ale nie umiał stawić czoła temu wszystkiemu.  Kogo kocha? Nie potrafił sobie na to odpowiedzieć. Czuł mętlik w głowie i bezradność, tak bolesną, że nie miał siły już wstać z sofy. A przecież nie planował noclegu u byłego kochanka.
Gdy Sasuke wrócił na dół zastał blondyna już w trakcie snu. Westchnął ciężko wyjmując z szafy koc. Przykrył go dokładnie, odsuwając na wszelki wypadek stolik. Nie chciał by zrobił sobie krzywdę, gdyby wiercił się za mocno w nocy. Kucnął przy jego głowie, gładząc wierzchem dłoni jego policzek.
- Przepraszam Naruto. Gdybym nie był takim tchórzem i nie bał się tak ojca, to pewnie wszystko potoczyłoby się inaczej. Już rozumiem, to co mi wtedy powiedziałeś. Rozumiem ten ból, który nosiłeś przez tyle lat. Nie mogę jednak niczego cofnąć. Zawsze będziesz dla mnie ważny, jednak już nie możemy być razem, nasze drogi się rozeszły, ty już kochasz kogoś innego. Jestem pewien, że znajdziesz odpowiedź kogo kochasz. Musisz po prostu zrozumieć czego oczekujesz od życia.  Przykro mi, że to nie ja jestem twoim jedynym, że już nie reagujesz na mnie jak dawniej, ale to zawsze będzie nostalgią młodości. Zawsze będę cię kochał Naruto, zawsze.
Pocałował go, ten ostatni raz, uśmiechając się delikatnie.
Wstał, drapiąc się po karku. Życie bez blondyna, będzie zupełnie inne. Ale nie będzie koszmarem.



14. You know we used to be the same

Obudziłeś się w środku nocy, nie wiedząc gdzie jesteś, ani co się stało. Zajęło ci kilka minut by zrozumieć, że jesteś u Sasuke.  Przyszedłeś załatwić zaległą sprawę. Tylko, że jak do niego szedłeś nie wiedziałeś jaką decyzje podejmiesz. Może gdzieś w środku liczyłeś, że brunet powie ci o swojej miłości i wszystko wróciło do tego, co było.
Tylko, że wtedy odebrała ci go jego narzeczona. Jej widok kompletnie zniszczył poprzedni plan. Teraz nawet nie potrafisz sobie przypomnieć na czym polegał ów plan. No, ale ją zobaczyłeś i poczułeś się naprawdę dziwnie. Nie mogłeś jej tak po prostu powiedzieć, że przyszedłeś odbić jej Sasuke. Była niewinna. Nawet nie wiedziała kim byłeś, a jednak cię wpuściła. Bo ufała ci.
Dlaczego ci zaufała?
Czy nie było po tobie widać, że jesteś napalonym gejem?
Pewnie nie. Dlatego cię wpuściła. Bo ci współczuła. Musisz wyglądać jak jakiś lump. Nie tak sobie wyobrażałeś ponowne spotkanie z Sasuke w jego domu.
No i rozmawiałeś z Sasuke. Powiedziałeś co ci leżało na sercu i czekałeś na jakiś cud. Na to, że cię wyśmieje i powie, że twoje dedukcje są mylne, a na detektywa to się definitywnie nie nadajesz. A jednak wszystkiemu przytaknął. I wcale się nie poczułeś lepiej.
A teraz nie możesz ponownie zasnąć.
I dobrze wiesz dlaczego. Twój organizm jest parszywym zdrajcą, który za mocno przywykł do ciepła Chiki. I tęsknisz za jego ciepłem, za jego włosami, które oplatały twoje ręce. Tęsknisz za nim. Cholernie za nimi tęsknisz. I chce ci się płakać.
Wsłuchujesz się w ciszę domu, zastanawiasz się, co teraz robią. Czy Sasuke uprawiał z nią seks mając ciebie w domu? Miałby na tyle arogancji by zignorować twoją osobę?
Miałby. I zrobiłby to z przyjemnością, byle tylko ci dokuczyć. Zawsze tak było.
A co robi Chika? Tęskni? Martwi się? Obwinia się? Pewnie siedzi przy stole załamany, nie wiedząc co powinien zrobić.
A Yahiko? Pewnie jak zawsze pracuje w teatrze i ma gdzieś, co się z tobą dzieje. Może się wkurza, że uciekłeś i zostawiłeś jego brata, ale nic innego nie czuje. Nic.
A twoje serce płacze.
Gdybyś nie był gejem, świat byłby piękniejszy…
Ale jesteś gejem i kochasz dwóch facetów. I chce ci się wyć, bo nawet nie wiesz kiedy to się stało, że się w nich zakochałeś. Nie planowałeś tego. Miałeś gnić w swojej miłości do Sasuke.
Ale w pewnym momencie miłość do Sasuke przestała cię dręczyć. Bo przywiązałeś się do braci. I chcesz do tego wrócić. Tak bardzo chciałbyś cofnąć czas i nigdy się nie dowiedzieć tej całej prawdy.
Niewiedza jest miodem na serce. „Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal”.

***

Wyszedł zanim jeszcze ktokolwiek zdołał zejść na dół. Przez chwilę nie jest pewien, czy powinien iść na przód  ignorując otwarte drzwi, czy jednak obudzić Sasuke i się pożegnać. Żadna z opcji nie dawała maksymalnej satysfakcji, dlatego z braku lepszych opcji po prostu poszedł przed siebie. Nie miał domu, nie miał rodziny, do której mógł przyjść ze skulonym ogonem i opowiedzieć o swoich przeżyciach. Swoje mieszkanie dawno sprzedał i został z niczym… Za bardzo zadomowił się u rodziny Fuma i teraz znowu jest na bruku bez niczego.
Nie był nawet pewien, czy jest w stanie pracować dalej w teatrze. Co prawda nie widuje tam Yahiko tak często, ale przecież szanse są dosyć spore podczas przerwy dla wszystkich, a wtedy co zrobi? Yahiko na pewno będzie chciał rozmawiać, a on nie był na to gotowy. Co jeśli mu wyzna swoje uczucia? Już raz Yahiko odepchnął kogoś, przecież był związany z Chiką… Wbić mu nóż w plecy? Tak się odwdzięczyć za tą całą dobroć?
Potrząsnął głową, próbując zmienić kierunek myśli, rozmyślanie na ten temat, nigdzie go nie popchnie. Nie da odpowiedzi na najważniejsze pytanie jego życia… „Co teraz?”
Usiadł na ławkę w parku, przeczesując dłonią włosy, był sfrustrowany i wyczerpany. Wysiłek psychiczny zawsze go bardziej męczył niż fizyczny. Kiedy umysł kuleje, ciągnie ze sobą resztę ciała. Wiedział to od zawsze, dlatego próbował za wszelką cenę się nie łamać. Wolał się śmiać niż pozwolić by ciemne myśli dotarły do niego. Tylko nie miał już siły się przed nimi bronić. Kiedyś musiał się złamać. Nie jest przecież z tytanu, nie jest niezniszczalny, on także czuje i przeżywa wszystko na swój sposób. Nie chciał być tak zamknięty jak Sasuke i dusić się w swoich emocjach, ale z drugiej strony obnoszenie się z nimi otwarcie wyrządziłoby mu większą szkodę. Ludzie by zaczęli mówić, że szuka uwagi, poklasku i współczucia. A on nie chciał litości, nie chciał czyjegoś współczucia, nie chciał czyjś łez dla niego. Chciał radzić sobie z tym wszystkim sam, być odpowiedzialnym za swoje życie, za swoją wolność.
I gdzie to go doprowadziło?
Nie był odpowiedzialny, ani nie panował nad swoim życiem. Wszystkie cele, które sobie zakładał za młodu odeszły razem ze związkiem z Sasuke. Kochał być zniewolonym, być jak jego pies, ale teraz gdy został wypuszczony na wolność… Nie wiedział co robić. Gdzie iść? Szukał domu, ale wydawało się, że nigdzie go nie znajdzie.
Jak pieprzone „forever alone”… - Pomyślał rozgoryczony, wzdychając ciężko.
Może gdyby zginął podczas tej burzy, to byłoby mu lepiej?
Stęknął mając dość ponurych myśli. Nie był z reguły pesymistyczną osobą. Nigdy też mu nie przyszło do głowy by się okaleczeć, czy popełniać samobójstwo, dlaczego teraz miałby to robić?
Nigdy wcześniej nie był w aż tak kiepskiej sytuacji. Miłość do Sasuke okazała się w jakimś sensie odwzajemniona, a teraz nawet nie wie, kogo tak naprawdę kocha. Czuł się jakby popijał wciąż zepsuty sok, wmawiając sobie, że jest jeszcze dobry, że nic mu nie będzie, ale gdy przyjdzie noc, żołądek odezwie się w arii bólu, a toaleta stanie się jego nowym łóżkiem. Zawsze tak było. Dlatego od czasów liceum nigdy nie próbował spożywać zepsutych rzeczy.
- Naruto-kun? - Kobiecy głos odezwał się przed nim, wyrywając go z zamyślenia. Zamrugał zdumiony oczami, spoglądając na długowłosą brunetkę.
Przełknął ślinę, przypominając sobie kim była. Za czasów gimnazjum się z nią spotykał, kiedy próbował oszukać siebie i swoją orientację. Hinata. Nie było mu źle z nią, nawet uprawianie z nią po raz pierwszy w życiu seksu wspominał miło. Była jednak nieśmiała i miała specyficzną fryzurę, nikt tak naprawdę nie zwracał na nią uwagi, teraz zaś ma przed sobą dorosłą kobietę o dużym biuście i normalnej fryzurze.
- Hinata, kupę lat. - Uśmiechnął się z wysiłkiem, zastanawiając się w duchu, czy bóg go nienawidzi.
- Faktycznie sporo minęło od gimnazjum.
Nie odwzajemniła jego uśmiechu. Spoglądała na niego z neutralnością, zupełnie do siebie niepodobnej. Pamiętał ją jako emocjonalną dziewczynę, która pokazywała wszystkim wokół co tak naprawdę czuje. Pamiętał też jak się rozstali. Nie mógł się dziwić, że nie wita go z radością. Był dupkiem. Wielkim dupkiem.
Spotykał się z nią, uprawiał seks i manipulował jej biednym sercem, nie robił tego specjalnie, po prostu chciał dać jej szczęście, sam chciał uwierzyć, że może być szczęśliwy z kobietą. W drugiej klasie liceum, jednak zaczął ją zdradzać z jej własnym kuzynem. Nie potrafił uciec od swojej orientacji. I ostatecznie ją skrzywdził. Pamiętał jej łzy, jej krzyk i to jak mu powiedziała, że go nienawidzi z całego serca.
- Aż dziwne, że się odezwałaś. - Mruknął cicho, czując powracające poczucie winy.
Jak śmiał oceniać Sasuke, skoro w przeszłości wcale nie był lepszy? Mógł od samego początku odrzucić Hinatę, a nie bawić się w normalnego chłopaka, który ślini się na widok kobiet.
- Z niektórych rzeczy się wyrasta Naruto. Byłeś dupkiem, bardzo mnie skrzywdziłeś, ale już wyrosłam z tego, jestem szczęśliwa będąc w związku z Kibą.
Jej głos był poważny i dojrzały. Nie kłamała. A on dopiero teraz zobaczył przy niej białego psa. Pamiętał Kibę. Byli w ostatniej klasie gimnazjum razem w klasie, był takim samym narwańcem jak on, ale nie umieli się nigdy dogadać, a jednak dał brunetce większe szczęście, niż on.
- Racja, z niektórych rzeczy się wyrasta… - Zamyślił się spoglądając na niebo. Od czasu związku z Hinatą, nie związał się z żadną kobietą. Nie chciał znowu usłyszeć słów nienawiści, a teraz może zyskać przebaczenie.
- Co tu robisz o tej porze Naruto?
Poczuł się jakby miał deja vu. Hinatę tak naprawdę poznał kilka dni po śmierci rodziców, w deszczowy wieczór siedział na ławce i płakał. Nie potrafił się otrząsnąć z tej straty, nie chciał zostać sam na świecie. Wtedy Hinata podeszła do niego z parasolem i zapytała się dokładnie o to samo. Wyciągnęła do niego pomocną dłoń, kiedy jej potrzebował.
- Moja karma się odezwała. - Uśmiechnął się krzywo, nie mając odwagi poprosić ją o pomoc. Nie zasługiwał na nią.
- Chodź. Wyglądasz jak zombie, albo zahartowany pedofil.
Skrzywił się na porównania, jednak nic nie powiedział. Ruszył posłusznie za nią, zastanawiając się dlaczego to robi. Naprawdę ją skrzywdził. Tamtego dnia mówiła, że nigdy mu tego nie wybaczy, ale z drugiej strony byli młodzi, „na zawsze” miało inną miarę, niż w życiu dorosłym. Kiedy dorośli mówią, o tak bezterminowych obietnicach? Przeważnie nigdy. Takie obietnice w życiu dorosłego są pustosłowiem. Nigdy nie wiemy co się stanie jutro, czy nie przyjdzie nam się z kimś rozstać. Zresztą nie jesteśmy nieśmiertelni. Jedynie co można powiedzieć, że dana osoba, pozostawi w naszym sercu trwały ślad. Jednak, jak bardzo trzeba kogoś nienawidzić, by z czasem nie machnąć na to ręką? On pewnie z czasem też zapomni o bólu związanym z Sasuke. A przynajmniej tak się łudził.
Weszli do nowego bloku mieszkalnego. Zdezorientowany podążał jej śladem prosto do windy. Nacisnęła 3 piętro i nie odzywając się do niego ani słowem, głaskała psa. On zaś czuł się coraz bardziej spanikowany, nie był pewien, czy chce spotkać się z Kibą. Mimo wszystko jest jej byłym chłopakiem, kimś kto zadał jej dużo bólu, jej obecny chłopak może stwierdzić, że powinien go zabić. Przełknął z trudem ślinę, modląc się o cud. Nie chciał umierać, nie w taki sposób. Nie wiedział jaki sposób jest najlepszy, ale na pewno nie z rąk wściekłego chłopaka, a może nawet męża swojej byłej. W ogóle jak to się stało, że ze sobą rozmawiają, jeśli nie mają dziecka?! Absurd!
Jednak nie mógł się już wycofać. Poszedł za nią z własnej woli, to teraz musi przyjąć każdy cios z godnością. Jest wreszcie mężczyzną. Uke, ale jednak facet. Penisa ma.
Weszli do skromnego mieszkania, w którym dominowała biel. Zamrugał kilkakrotnie powiekami, czując jak słońce go razi. Wszystko było schludne i zaprojektowane profesjonalnie, ale ilość światła otępiała go. Preferował ciemniejsze barwy.
Wskazała mu miejsce na sofie, a sama udała się do kuchni by zrobić im śniadanie. Pies położył się przy drzwiach balkonowych i spoglądał na niego z uwagą. Z każdą chwilą czuł się coraz mocniej nieswojo, co doprowadzało go do szału. Nie wiedział, co ma robić, ale z tego co zauważył Kiby nie było w domu, co było dużym plusem. Dzisiaj nie umrze.
Hinata po chwili pojawiła się z talerzem z tostami i dwoma kubkami herbaty. Postawiła je przed nim na stoliku, siadając na fotelu. Jadła w ciszy, nie zwracając na niego najmniejszej uwagi, on zaś mielił swojego tosta, czując wewnętrzną wdzięczność. Naprawdę był głodny.
- To jest Akamaru. Jest psem Kiby. - Powiedziała nagle, odkładając pusty już kubek na stolik. - Kiba wyjechał w delegację zagranicę, więc chwilowo mieszkam sama, tylko dlatego cię tu zaprosiłam.
Przytaknął nie wiedząc, co powinien właściwie powiedzieć. Oczywiście czuł ulgę, że może posiedzieć u niej dłużej niż chwilę, ale coś mu mówiło, że powinien się wynosić z tego mieszkania, że on tutaj nie należy.
- Dlaczego? - Wydukał ogłupiały, żałując momentalnie tego pytania.
- To proste Naruto. Chcę seksu. A ty jesteś mi to winny.

15. Who the hell are you


To nie tak, że nie przepadasz za seksem z kobietą. Jest to całkiem przyjemne uczucie, ale ostatni raz to robiłeś w pierwszej klasie liceum. Od tamtego czasu twoje kontakty seksualne opierały się głównie na mężczyznach i własnej ręce.
A jednak siedząc na tej sofie i spoglądając z otwartą buzią na swoją byłą, nie potrafisz się odpędzić od natłoku myśli i uczuć. Definitywnie powinieneś uciekać, ale nie masz jak. Zresztą to nie tak, że nie miała racji. Byłeś jej to winny, choć nie rozumiałeś jaki w tym sens. Była przecież w związku z Kibą, szczęśliwym jak mniemałeś po zdjęciach i mieszkaniu. A ona sama nie należała do osób, którym zdrada tak łatwo przychodziła do głowy, ale z drugiej strony, nie wiesz jak mocno odbiło się na niej twoje postępowanie.
Znalazłeś się w patowej sytuacji. I nieważne jak mocno próbujesz znaleźć jakieś rozwiązanie, które pomogłoby ci uniknąć tej sytuacji, to nic nie przychodziło ci do głowy.
Jesteś w czarnej dupie. A twoje gardło zaczyna cię dziwnie drapać.
I zaczynasz się śmiać.
No bo przecież to absurdalne. To musi ci się śnić. Musiałeś zasnąć na ławce w parku, a mózg przywołał obraz twojej byłej i zrobił z niej jakąś prostytutkę, żeby cię jeszcze mocniej dobić. Ot tak, żebyś nie myślał, że masz za fajnie. 
I masz zamiar się uszczypnąć, bo to podobno działa, przecież telewizja nie kłamie? Jej dotyk jednak cię powstrzymuje, wpatrujesz się w te liliowe oczy i nie wiesz co masz robić. Przeprosić? Powiedzieć, że nie zapomniałeś o niej? Że ją kochasz?
Nigdy jej nie kochałeś, bawiłeś się nią jak lalką. Czułeś obrzydzenie do samego siebie, za każdym razem, gdy ją całowałeś, teraz zaś jesteś jak w jakimś transie i nie potrafisz jej odepchnąć.
I dajesz się zaprowadzić do sypialni. Automatycznie rozglądasz się po ścianach, podziwiając wystrój, wszystko było na swoim miejscu i w idealnym porządku, pewnie nawet nie znalazłbyś odrobiny kurzu.  Nie zauważasz kiedy zdejmuje z ciebie ubrania, ale jakoś specjalnie to cię nie interesuje.
Przecież to wszystko sen. Głupi mózg robi ci jakiś kawał. To wszystko.
Z ciekawości chcesz zobaczyć, czy będziesz wstanie się podniecić uprawiając z nią seks.  Wtedy szło ci z ledwością, co jej się podobało. Nie kończyłeś zbyt szybko stosunku, ale to nie dlatego, że chciałeś ją zaspokoić, po prostu byłeś gejem i trudniej się podniecałeś kobietą.
Zauważasz, że jej piersi urosły, dotykasz ich ze strachem, wreszcie były naprawdę duże, choć pewnie są kobiety z większymi piersiami, ale te mieściły ci się cudem w dłoni. Stała się prawdziwą kobietą i potrafiła uwieść faceta.
No ale to przecież twoje fantazje.
Prawdziwa Hinata za nic by się do ciebie nie odezwała, nie leżała by pod tobą i nie jęczała pod wpływem twojego dotyku. A ty byś nie czuł się takim bogiem seksu jak teraz. Przecież od zawsze byłeś uke, nigdy nie byłeś na topie, nigdy nie pragnąłeś narzucać tępa. Do tego momentu.

***

Obudził się z bólem głowy. Stęknął zasłaniając oczy od nadmiaru światła. Drugą ręką przejechał wzdłuż klatki piersiowej, zastanawiając się od kiedy jego bluza jest taka delikatna w dotyku.  Jego umysł zaczął przebudzać się z otępienia i pierwsze, co zrozumiał to, to że leży na czymś miękkim.  Usiadł gwałtownie, jęcząc z bólu. Rozejrzał się po bordowym pokoju, czując jak żołądek ściska się z każdą chwilą. Spojrzał na puste miejsce obok siebie, wzdychając ciężko. Przez chwilę naprawdę bał się, że to nie był sen.
Ale gdzie ja jestem? Sasuke nie ma takiego pokoju… I dlaczego jestem nagi?- Rozmyślał rozgorączkowany, szukając swoich ciuchów, których jednak nie spostrzegł.
Nie czuł się na tyle pewnie, by wychodzić z łóżka, a może po prostu bał się dowiedzieć, co się dzieje. Przymknął oczy mając dość napierającego bólu głowy, wszystko byłoby prostsze gdyby nie te pulsacje wewnątrz głowy.
- Obudziłeś się? - Kobiecy głos odezwał się po drugiej stronie drzwi, wprawiając go w przerażenie.
To nie był sen.
W drzwiach stała Hinata. Ubrana w elegancką prostą spódnicę do kolan w czarnym odcieniu, białą koszulę, która opinała się idealnie na jej ciele. Założyła na nadgarstek złoty zegarek, nie zwracając uwagi na jego zakłopotaną minę.  On zaś czuł, że z każdą chwilą jest go coraz mniej.
- Twoje ubranie wyprałam, suszy się na balkonie, Możesz wziąć kąpiel, czy prysznic, coś zjeść. Jak już załatwisz swoje potrzeby możesz wyjść. Drzwi są na kod, więc nie potrzebujesz klucza, same się zatrzasną.
Odwróciła się i wyszła nie mówiąc nic więcej. Naruto liczył na jakieś wytłumaczenie. Na cokolwiek, co by skierowało jego myśli na odpowiedni tor. Został wykorzystany przez Hinatę. On to robił w gimnazjum, teraz się zemściła, więc nie mógł być na nią jakoś szczególnie zły. Tylko że to do niej zupełnie nie pasowało. Nieważne jak bardzo ją skrzywdził, to nie sądził, by jej rodzina pozwoliła jej na taki upadek moralny.
Podrapał się po głowie, czując się bezradnie w tym temacie. Hinata nie wyrażała chęci do rozmowy. Robiła to z niechęcią i przymusem, ani na moment nie spuszczała swojego chłodu do niego. Może poza ich stosunkiem, ale wtedy też ograniczała dotykanie go do minimum. To raczej on był tym napierającym.
Może chciała wrobić mnie w gwałt? - Pomyślał zdezorientowany, zwijając się w kłębek. - A ja myślałem, że sytuacja z Chiką to jest najgorsze, co mnie może spotkać… Yahiko… W co ja się wkopałem?
Po kilku minutach wygrzebał się z łóżka, nie chcąc spędzić w tym mieszkaniu za wiele czasu. Ona by nie była zachwycona widząc go tutaj, a on nie miał ochoty na powtórkę z tego wszystkiego. Przeszłość powinna zostać przeszłością.
Czuł się dziwnie chodząc nago po nieswoim mieszkaniu, ale nie zauważył żadnego szlafroka, ani ręcznika, by się okryć. Jak mniemał, nie chciała by cokolwiek miało styczność z jego osobą, a pościel łóżka, pewnie spali w jakimś kwasie jak wróci z pracy.
Zaśmiał się pod nosem, wyobrażając sobie brunetkę nad kotłem w stroju wiedźmy. Zamiast psa, powinna mieć kota, albo kruka, to by do niej bardziej pasowało.
Leżąc w ciepłej wodzie zaczął rozmyślać o wszystkim na spokojnie. Odepchnął swoje emocje na bok, starając się zrobić zimną kalkulację. Przejrzeć  postępowanie Hinaty, tak jak to zrobił z Sasuke.  Wtedy było mu łatwiej,  ale nie podda się. Kobiecą psychikę jest trudniej rozgryźć niż męską, ale nie ma rzeczy niemożliwych.
Gdy był w gimnazjum i spotykał się z Hinatą, była niesamowicie nieśmiała.  Trzymała się na uboczu, wręcz nie miała za wielu znajomych. Pamiętał tylko jedną szatynkę, kręcącą się przy niej, ale i tak było to rzadkością.  Jej rodzina pochodziła ze starego rodu samurajów, zupełnie jak Uchiha. Mieli swoje zasady i prawa przez co dziewczyna była zmuszona nosić kimono zamiast normalnego mundurka, miała też dziwną fryzurę.  Z tego co pamiętał, nie miała brata, czyli jej rodzice nie mieli potomka. Japonia to nie Chiny i nie traktuje się dziewcząt jako coś niepotrzebnego, ale jednak każda rodzina pragnie męskiego potomka.  Dlatego dziewczyna miała dużo nieprzyjemności w życiu nie tylko przez społeczeństwo, które nie akceptowało jej inności, ale też od rodziny, która nakładała na nią pewne oczekiwania, które musiała spełnić. Jej dziwna fryzura, która pasowałaby prędzej do chłopaka musiała być tego efektem.  Nie rozmawiał z nią za wiele na temat jej rodziny. Podświadomie czuł, że nie chce o tym mówić.
I to by było na tyle z jego wiedzy o niej. To on ją wprowadził w świat seksu, ale nic poza tym nie wiedział, jej kuzyn Neji nie był zbyt wygadany. Chodziło tylko o seks i nic więcej i żaden z nich nie czuł się w obowiązku by opowiadać o sobie. Kiba. Nie pamiętał Kiby za bardzo, a raczej nie chciał pamiętać. Nigdy się nie dogadywali, mieli zbyt podobny charakter, byli w gorącej wodzie kąpani, ale Kiba był lepszy w sporcie, dlatego mógł się wywyższać. Nie zauważył by wtedy był jakoś specjalnie zainteresowany brunetką. O ile dobrze kojarzył Kiba był wręcz w tej grupie, która nękała brunetkę. Z nienawiści do miłości? Brzmi trochę jak historia z shoujo, ale nie mógł zaprzeczyć, że coś takiego mogło się zdarzyć.
Hinata jest zraniona, nienawidzi facetów. Jakimś cudem do liceum trafia razem z Kibą, gdzie zaczyna się ich romans.
Potrząsnął przecząco głową, nie widząc w tym sensu. Ich romans nie mógł zacząć się w liceum, to nie miało najmniejszego sensu z jego perspektywy. Zerwał z Hinatą kilka dni przed końcem roku szkolnego, ale nie pamiętał gdzie złożyła papiery. Nie słuchał jej za dobrze.
No dobrze… Jestem zrozpaczoną nastolatką, która nie znajduje nigdzie akceptacji, w dodatku mój chłopak ruchał się z moim kuzynem. Efektem tego nienawidzę wszystkich mężczyzn. Mam chujową rodzinę, więc pudełko lodów czekoladowych jest w sferze marzeń. Co robię? Serce mnie boli i najchętniej bym popełniła samobójstwo, ale w ten sposób zawiodłabym rodziców i dała tego dupkowi satysfakcję, że mnie zniszczył, a może dałabym mu powód na wyrzuty sumienia, przez które on sam by nie umiał dalej żyć. Dobra, tak na poważnie… Jestem świeżo po rozstaniu z facetem, który mnie ruchał jak tylko miał ochotę, mam ochotę zgładzić wszystkich facetów z powierzchni ziemi. No ale tego zrobić się nie da. Jak więc postępuję? Za mocno nienawidzę facetów by wplątywać się w kolejny romans… - Zamyślił się na moment, wpatrując się tępo w sufit. - Idę do żeńskiego liceum. Przez 3 lata spotykam się z samymi kobietami, przez co budzą się we mnie lesbijskie zapędy… Dobra, może nie, ale przez te lata nabieram dystansu do świata. A raczej do facetów. Naruto nadal nie mam ochoty widzieć, niech spada gdziekolwiek, ale niech mi nie plącze się przed oczami. Po liceum idę na studia, gdzie wreszcie mogę zapuścić włosy i ubierać się jak chcę. Jestem pełnoletnia i nadeszła upragniona wolność.  Na tej wolności chcę zaszaleć, więc idę ze znajomymi na imprezę. Tam zaś spotykam przypadkowo Kibę. Pamiętam go jako macho, który mi dokuczał. Nie mam ochoty z nim rozmawiać, ale on widząc mnie zagaduje nie mogąc uwierzyć, że ma przed sobą tą samą Hinatę. Rozmawiamy i okazuje się, że wcale nie jest taki zły, więc chętnie godzę się na kolejne spotkanie.  Z początku robię to by się zemścić, pokazać jak się pomylił w gimnazjum, ale jakimś cudem, sama się w nim zakochuje. I jest pięknie. Tylko po co sypiam ze swoim byłym, którego najchętniej bym zabiła?
Wyszedł z wanny owijając się znalezionym ręcznikiem.  Wyszedł z niej do salonu przymrużając oczy, nadal było za dużo światła, ale nie mógł nic na to zaradzić. Pies w dalszym ciągu leżał przy drzwiach balkonowych, nawet na niego nie spoglądając. To zaskoczyło blondyna, jako pies powinien uważniej pilnować domu, choć może ignorował go, bo przyszedł tutaj z jego panią. Nie był specjalnie głodny, więc nawet nie szedł do kuchni.
Usiadł na sofie spoglądając się na ekran telewizora. Irytowała go jego niewiedza. Chciał wiedzieć, dlaczego postanowiła zdradzić Kibę. Na wszystkich zdjęciach, które widział byli szczęśliwi. To nie była gra, oni naprawdę byli zakochani w sobie, to dlaczego podjęła taką decyzję? Gdyby Kiba się o tym dowiedział, z pewnością zakończyłby ich związek.  Po co tak ryzykować mając szczęśliwy związek?
Wstał drapiąc się po głowie. Nic do siebie nie pasowało. A nigdy nie był dobry w bawienie się w detektywa. Nie potrafił rozgryzać ludzi tak dobrze, jakby chciał.  Chodził od ściany do ściany, próbując rozładować w jakiś sposób całe napięcie.
To idiotyczne! To nie ma najmniejszego sensu!  Mówimy tu o kobiecie z dobrej rodziny, a nie jakieś pierwszej lepszej dziewczynie z ulicy… - Rozmyślał rozgorączkowany przystając przy segmencie z różnymi papierami.
Zaintrygowany chwycił  plik dokumentów przeglądając je powoli, wszystkie były głównie z firmy komputerowej, w której pracował Kiba. Zajmował dosyć poważne stanowisko, co zaskoczyło blondyna. Spodziewał się zobaczyć szatyna na arenie sportowej, a nie jako kierownika zespołu.
Czyli nawet taki mięśniak ma mózg… i to nie byle jaki jak widać.
Odłożył je na miejsce nie rozumiejąc nic z tego co było tam wypisane. Nigdy nie był człowiekiem nauki, nie zamierzał bawić się w coś, co mu kompletnie nie wychodzi.  Spojrzał na wyższą półkę, zauważając na niej podłużną kopertę. 
Wiedział, że nie powinien czytać czyjeś korespondencji. Ale to mogło dać mu odpowiedź na nurtujące go pytania.  A Hinata nie zakazała mu dotykać czegokolwiek. Otworzył kopertę, wyciągając z niej dokument. Rozłożył go, orientując się, że są to wyniki badań laboratoryjnych należących do Kiby. Nie znał się na medycynie, ale  ostateczną opinię doktora zrozumiał. Aż tak głupi nie był.
- On jest bezpłodny…?


16. Then I swear I thought I knew you



 Jesteś gejem.  Jako gej nie patrzysz z zazdrością na normalne pary, nie marzysz o ślubie, dzieciach i wspaniałej przyszłości.
Błąd.
Jako gej nie marzyłeś nigdy o dzieciach, a to, że przestałeś już dawno sypiać z kobietami spowodowało, że nigdy nie odczuwałeś strachu zwanego „niechcianą ciążą”. Do teraz.
Bo teraz idąc ulicami miasta, nie potrafisz przestać myśleć o takiej możliwości. Co będzie jeśli Hinata zajdzie w ciążę i urodzi dziecko. To nie będzie dziecko Kiby, to będzie twoje dziecko. Pół biedy jeśli będzie przypominać matkę, ale co jeśli będzie twoją kopią…?
Drapiesz się po głowie z frustracji. Nic nie miało sensu. Jeśli chciała dziecka, mogła adoptować!
A może Kiba o wszystkim wie…?
Tylko nawet ty wiesz, że będąc w jego położeniu nie zgodziłbyś się, by twoja kobieta bzykała się z innym facetem. A ona to zrobiła.
Siadasz na ławce i czujesz, że buzujesz od środka. Jeszcze nigdy nie miałeś tak dziwnego życia.
I wtedy właśnie widzisz idącego mnicha.
Przez chwilę nawet zastanawiasz się, czy nie udać się do klasztoru i nie poświęcić swojego życia na szerzenie wiary.  Obciąć się na łyso, nosić dziwne szaty i dniami i nocami modlić się o niewiadomo co.
Śmiejesz się histerycznie, bo sam wiesz, że to absurdalne. Nie ma szans, żebyś wytrzymał w takim życiu. Nigdy nie byłeś też przesadnie wierzący. Chodziło raczej o atrakcje związane ze świętami niż o ich przesłanie.
A jednak idziesz w stronę świątyni. Pomodlisz się o lepszą przyszłość, o przebaczenie.
Właśnie tak powinieneś rozpocząć nowe życie, od oczyszczenia się z dawnych grzechów. Przeprosiłeś Hinatę za swoje beznadziejne i żałosne zachowanie, nie poprosiłeś ją o przebaczenie, bo wiesz, że nie zasługujesz na nie. Po prostu chciałeś żeby wiedziała, że jest ci głupio, że żałujesz swoich decyzji i, że wbrew temu co pewnie sądzi, znasz jej ból. Sasuke potraktował cię dokładnie tak samo. W jakiś sposób w Hinacie dopełniła się zemsta na nim, jej przekleństwa miały skutek.
Załatwiłeś też sprawę z Sasuke. Mimo że jesteście sobie bliscy to już nigdy nie będziecie parą. Zawsze będziecie się w jakiś sposób kochać, ale to już nie będzie to samo. Wasz czas dobiegł końca, możesz tylko liczyć, że Sasuke naprawdę odnajdzie szczęście przy swojej narzeczonej.
Teraz zaś musisz znaleźć odpowiedź. Którego z braci Fuma kochasz i, z którym chcesz być.
Gdy odnajdziesz odpowiedź na to pytanie, będziesz mógł do nich wrócić i uczciwie porozmawiać. Nawet jeśli rozmowa będzie pełna bólu i pozbawiona happy endu. Musisz przygotować się na każdą możliwość.  Ale nie chcesz już uciekać od problemów, chcesz tym razem być mężczyzną i wreszcie panować nad swoim życiem. Być panem samego siebie.

***

Siedział na ławce na terenie świątyni zastanawiając się, co właściwie teraz powinien zrobić. Pomodlił się, wygrzebał kilka jenów na ofiarę i tyle. Jest w takim samym położeniu w jakim był. Nie zszedł z nieba żaden anioł, nie objawił mu się budda, a ziemia nie rozstąpiła się wskazując ten jedyny kierunek drogi.

Prawdopodobnie takie rzeczy tylko w mangach… Albo filmach… Efekty specjalne i ten jeden jedyny wybraniec losu. No ja nim nie jestem jak widać… - Rozmyślał załamany, spoglądając na powolny ruch chmur. - Gdybym miał gitarę… Mógłbym grać na ulicy i tak zarabiać na życie, zostać podróżnikiem i poznawać świat, być też nikim, człowiekiem znikąd. Niezbyt zachęcająca perspektywa. Gdybym miał urodę modela, mógłbym zostać kolejnym pseudo gejem, za którym jarają się miliony fanek na całym świecie. Zawsze mogę wstąpić do jakieś sekty… Ale co mi to da? Nadal będę w chujowym położeniu z dodatkowymi psycholami wokół.

Zamknął oczy, czując jak żołądek mu się ściska z głodu. Nie miał jednak już nic przy sobie, żeby kupić sobie choć bułkę, albo lizaka. Skrzywił się próbując odpędzić od siebie wizję zapełnionej lodówki Sasuke albo Hinaty. Mógł ulec ich namowom i coś zjeść. Tylko że wtedy nie miał apetytu i nie był w stanie nic przełknąć za bardzo. Mógł też poprosić Sasuke o ostatni seks w ich życiu. No ale była jego narzeczona. Głupio było pytać się o coś takiego, nie chciał komplikować dodatkowo sprawy.
Nadal nie wiedział jakby zareagował na wiadomość, że po świecie chodzi jego dziecko. Była to trochę absurdalna myśl dla niego, nigdy nie brał takiej możliwości pod uwagę. Nie pragnął nawet własnego potomstwa, dzieci go drażniły, swoją arogancją i nadmierną agresją, którą próbują wymusić coś czego pragną. Nie raz musiał słuchać uwag  na swój temat, bo co jak co, ale dzieci nie umieją się kryć ze swoimi złotymi spostrzeżeniami, nieważne, że rodzice ich próbują uciszyć. A teraz mała paskuda miałaby mieć jego geny?
Jeśli to powinien być moment, w którym przebudza się jego ojcowski instynkt, to jakoś nie zareagował na budzik i nadal sobie drzemie w czeluściach jego mózgu.
Nie nazwałby się porażką życia. Kimś nieudolnym, czy niepotrzebnym. Może miał momenty podłamania i braku wiary w swoje „ja”. Jednak nigdy tak naprawdę nie żałował, że się urodził. Żałował niektórych swoich decyzji – tak, ale tego, że dane mu było się urodzić i poznać tylu ludzi – nie. Nawet jeśli miłość nie zawsze jest słodka i przynosi gorycz. To sama możliwość poznania tego uczucia była czymś, co napawało go radością. Nawet w tych krótkich chwilach czuł się chciany, czuł, że właśnie po to się narodził. Nie ma dla człowieka nic gorszego, niż poczucie bycia niepotrzebnym. A Naruto tego nigdy nie zaznał. Jak każdy miał swoje przeciwności losu, ciosy po których musiał się podnieść, ale to tylko czyniło go silniejszym. Teraz też nie zamierzał się poddać. Nie po to się urodził, by ulec czarnym chmurom. Nie jest robotem, ma uczucia, one napędzają jego życie, jego jestestwo. Gdyby był maszyną, czułby się pusty i pozbawiony celu, wszystko by straciło barwy, swoje piękno.  Jest człowiekiem i odczuwa. I to go cieszyło.
Uśmiechnął się pod nosem, czując się dziwnie lekko. Jakby jakiś ciężar spadł mu z pleców i pozwolił iść dalej, do następnego check pointu.

Dopóki jest jutro, możemy się zmienić. Możemy dosięgnąć szczęście…

Wstał raptownie przy okazji wystraszając gołębie w okolicy. Zacisnął pieści spoglądając na wystające za chmur słońce. Może to nie było zesłanie anioła, oświecenie buddy, czy inny znak dla wybrańca, jednak Naruto nie miał zamiaru czekać, aż coś mu pokaże właściwą drogę. Zresztą miał dość robienia tego co inni chcą. Pozwolił układać swoje życie rodzicom (nie miał do nich żalu, byli wreszcie rodzicami, taka ich rola), później Sasuke, który totalnie go od siebie uzależnił i pozbawił go mózgu i własnego rozumowania, później będąc w szoku i na odwyku od Sasuke dał się mamić Chice, to nie była zła miłość, była jak miód na zbolałe serce i naprawdę cieszył się z jego troski, ale znowu został pozbawiony swojego ja. Zamieszkał z braćmi na życzenie Chiki, a później poszedł do pracy bo Yahiko mu kazał (a raczej wykazał dobrą wolę i mu coś załatwił, co nie zmienia jednak sytuacji, że go popchnął do tego). Jeśli chce coś zmienić w swoim życiu to powinien to zrobić od podstaw.
Szedł pewnym krokiem po dzielnicy szukając swojego miejsca przeznaczenia. Nie wiedział, czy ma prawo tam iść, ale mało go to obchodziło.Teraz potrzebował schować swoją dumę w kieszeń i udowodnić sobie i innym, że nie jest zabawką, której można rozkazywać. 
Stanął przed starym blokiem mieszkalnym, ściany się już rozsypywały, a sama okolica nie zachęcała do pozostania dłużej niż kilka sekund. Tutaj się wychował jako dziecko, biegał wśród trupów zwierząt i ludzi, widział jak jakuza ściga swoje ofiary i obcokrajowców. Pijacy byli na każdym rogu ulicy a dobre maniery były abstrakcją. To nie było miejsce, w którym chciano żyć, tutaj nie było przyszłości dla nikogo.
Otworzył drzwi klatki schodowej uśmiechając się do rozwalonego domofonu. Nic się nie zmieniło przez te kilka lat. W kilku krokach pokonał dwa piętra i  nacisną dzwonek do starych metalowych drzwi. Nawet nie sprawiały wrażenia imitacji drzewa, czy jakieś schludnej elegancji, zwykły metalowy prostokąt z kiepskiej jakości graffiti.
Drzwi otworzyły się ze stęknięciem i pojawiła się w nich czerwono włosa dziewczyna, w okularach. Z jedną ręką na biodrze wpatrywała się z pogardą na blondyna żując gumę. Ubrana była w krótką spódniczkę i bluzkę, która ledwo sięgała pępka. Ugryzł się w wargę by nie skomentować tego stroju.
- Cześć Karin. – Uśmiechnął się łagodnie, podnosząc rękę w geście przywitania. Ile to już lat to minęło…?
- Czego chcesz Naruto. – Odparła opryskliwie, opierając się o framugę drzwi.
Nie mógł się jej dziwić. Nie odzywał się od śmierci rodziców, jakby o niej kompletnie zapomniał, ale po prostu nie miał ochoty na widywanie się z kimkolwiek z rodziny jego matki. A później jakoś… stracił kontrolę nad swoim życiem i nie było okazji. Liczył, że drzwi otworzy jego kuzyn, ale on równie dobrze mógł nie żyć.
- Też się cieszę, że cię widzę. – Burknął spoglądając w głąb mieszkania. Nie wyglądało na szczególnie zadbane. – Mógłbym pomieszkać u ciebie przez jakiś czas? Muszę znaleźć pracę i mieszkanie.
- A co? Twoja dupa cię wyrzuciła z klatki?
Westchnął próbując nie dać się wciągnąć w jej głupie gierki. Zawsze miała  do tego tendencję, zawsze go wrabiała w coś, czego nie robił. Teraz jednak potrzebował jej pomocy i nie mógł sobie pozwolić na utratę cierpliwości.
- Powiedzmy. 
Uśmiechnęła się cofając się do środka. Wszedł za nią zatrzaskując drzwi. Zastanawiał się dlaczego jego rodzina musi być taka pojebana. Jego kuzynka cieszyła się z każdej jego porażki, uważała to za swój swoisty triumf. Jednak mimo wszystko była lojalna i potrafiła pomóc, pewnie musiałby jej jakoś zapłacić za to, ale dzięki swoim porażkom nasycił wilka.
Wszedł do pokoju swojego kuzyna, który przypominał ofiarę tornada. Wszędzie walały się ciuchy płyty i inne rzeczy, nawet paczki z narkotykami. Usiadł na łóżku, nie wiedząc, co jego kuzyni widzą w tego typie rozrywek, on osobiście stronił od nałogów, były o wiele za drogie na jego kieszeń.
- Nagato pewnie wróci wieczorem z pracy, dodatkowy materac znajdziesz w szafie.
- Dzięki.
Karin pomachała lekceważąco ręką wracając do swoich spraw. Włączył sobie płytę w magnetowidzie i pozwolił sobie na małą drzemkę. Nie miał co na razie iść do kuchni i narażać się kuzynce jako pasożyt. Nie wiedział czemu wcześniej na to nie wpadł. Mógł od razu do nich przyjść, Nagato na pewno załatwił by mu pracę w firmie przewozowej, tylko że to nie było spełnieniem marzeń blondyna, ale od czegoś trzeba zacząć.
Obudziło go szturchanie w brzuch. Stęknął otwierając oczy. Karin nachylała się nad nim w zupełnie innym ubraniu, dużo elegantszym, ale równie odsłaniającym trochę ciała. Usiadł, nie kryjąc nawet swojej urazy, za sposób jej pobudki. Choć nie wiedział jak głęboko spał, ale i tak to nie był powód dla takiego traktowania.
- W kuchni masz obiad. Ja lecę do pracy.
- Dzięki… - Wymruczał zaspany, walcząc z ziewaniem.
Dziewczyna spojrzała na niego jakby chciała coś powiedzieć, jednak ostatecznie machnęła ręką na pożegnanie i wyszła z mieszkania. Blondyn jeszcze przez jakiś czas siedział na łóżku, wpatrując się tępo w hol przed nim. 
Wreszcie ruszył do kuchni dziwiąc się względnemu porządkowi w niej. Spodziewał się raczej zobaczyć jeszcze większą sodomę niż w reszcie pokojów, ale wychodziło na to, że kuchnia była terenem, gdzie brudowi mówili bezwzględne nie. Spojrzał na pełen talerz ryżu z curry ze ślinką w kąciku ust. Oblizał się, czując jak żołądek potwierdza jego chęć wzmocnienia się. Zasiadł przy stole pałaszując posiłek.
Nie było to złe jedzenie, on sam robił dużo gorsze, ale na pewno była to porcja sycąca. Mimo wredności swojej kuzynki, to pozwoliła mu się najeść na tyle by nie marudzić do następnego dnia.  Najedzony, ze szklanką wody ruszył do salonu by obejrzeć sobie jakiś program w telewizji. Musiał zapełnić sobie jakoś czas, przynajmniej do powrotu kuzyna, z którym pogada o możliwościach pracy w tej części miasta.
Nie musiał nawet długo czekać, gdy drzwi ze zgrzytem się otworzyły i wszedł przez nie chłopak z czerwonymi włosami. Spojrzał się zdumiony na blondyna, ale zdziwienie szybko ustąpiło miejsca radości.
- Naruto! Kupę lat!

17. But all that was yesterday


17.
Nagato zawsze był twoim ulubionym kuzynem. Byliście bohaterami świata i ratowaliście koty przed dręczeniem. Zakładaliście ręczniki na szyję i oto nowi super bohaterzy byli w akcji. Gdy teraz o tym myślisz to zauważasz, że bliżej wam było do Spongebob’a i Patricka niż prawdziwych bohaterów. Zawsze wracaliście brudni i poranieni, wzbudzaliście wiele więcej zamieszania niż prawdziwi gangsterzy.
Pijąc z nim piwo i przypominając sobie to wszystko, wcale nie czujesz się lepiej, ani mądrzej. Od zawsze byłeś idiotą, który myślał, że robi dobrze, a wychodziło tragicznie, nawet teraz. Tyle dobrego, że twój kuzyn nie raczył ci wypominać głupoty i kiwał głową jakby w rozumieniu, choć wątpiłeś by zrozumiał cokolwiek z twojej historii, może poza aspektem, że jesteś gejem.
Nie wiesz ile puszek piwa wypiłeś. Nie wiesz nawet o czym tak dokładnie rozmawialiście, ale śmiałeś się głośno i szczerze. Wreszcie cienie z twojego umysłu i serca zaczęły znikać. Nie byłeś bohaterem i nieźle się po babrałeś w życiu, ale nie jesteś sam.  Wtedy w świątyni przypomniałeś sobie słowa Yahiko, dzięki którym zdecydowałeś się spróbować i znaleźć swoje kuzynostwo. Jak widać budda jeszcze się tak zupełnie od ciebie nie odwrócił.
Nagato obiecał załatwić ci pracę u znajomego w sklepie muzycznym. Gdybyś nie był tak pijany zachowałbyś trochę więcej wstrzemięźliwości, ale w tym stanie cieszyłeś się jak ostatni idiota, dziękując mu w litanii dłuższej niż niejedna sutra. Aż dziw, że dotrwał do końca.
Gdy skończyliście pić, a raczej alkohol się skończył, a żadnemu nie chciało się iść do sklepu, zresztą w tym stanie to prędzej stracilibyście wszystkie zęby na schodach, niż dotarli do najbliższego monopolowego, postanowiliście iść spać. Karin jeszcze nie wróciła ze swojej pracy, co cię jakoś szczególnie nie zmartwiło, byłeś pewien, że zaczęłaby marudzić na klientów. Podobno kobiety zawsze muszą pomarudzić na swoje życie.
Gdy padłeś na łóżko musiałeś jeszcze upewniać go, że nie masz żadnych ciągotek i nie zgwałcisz go podczas snu. Sama sytuacja była komiczna i się z niej śmiałeś, bo wiedziałeś, że mimo wszystko twój kuzyn nie ma niczego złego na myśli, po prostu się z tobą droczy. Poczułeś się jakbyś znalazł się u starszego brata po latach bycia na froncie, albo w więzieniu.
Twoja rodzina nie jest idealna. Mieszka w slumsach, pracuje w najgorszych gałęziach gospodarki, a jednak zawsze możesz na nią liczyć, czy kiedy jesteś gejem, czy ostatnim skurwielem na dzielni. I mimo wzburzonego żołądka, który rozpoczął swoje lamentowanie przez niepotrzebną ilość alkoholu w sobie, było ci ciepło. Zupełnie jak wtedy, gdy żyli twoi rodzicie i życie wydawało się znacznie łatwiejsze.
Prawdopodobnie powinieneś iść do braci Fuma, by odzyskać rzeczy, ale jakoś specjalnie nie miałeś ochoty, a raczej gdzieś z tyłu twojej głowy tliła się myśl, że jeszcze tam wrócisz, że znajdziesz odpowiedź na pytanie, którego kochasz tak naprawdę i będziesz mógł stanąć z nimi w twarzą w twarz bez strachu.
Z uśmiechem na swojej głupiej gębie zasnąłeś, nie zwracając już uwagi na swój żołądek, czy pochrapywanie Nagato. Wreszcie staniesz na własne nogi. I zobaczysz jak daleko na nich zajdziesz.

***

Gdy się obudził ból głowy odezwał się z taką siłą, że stęknął zwijając się w kłębek. Mógł podziękować losowi, że Karin wciąż spała, a Nagato wybył już do pracy, więc nikt go nie dręczył jazgotem. Przynajmniej nie w domu, bo na zewnątrz robotnicy drogowi zdawali się rozkoszować dręczeniem jego biednego mózgu.
Skrzywił się, przysięgając sobie, że już nigdy nie będzie tak pić, a przynajmniej do momentu jak nie znajdzie pracy.  Dawno nie pił alkoholu, ostatni raz gdy mieszkał u Sasuke, a to przecież całe miesiące temu.
Próbował ze wszystkich sił zignorować hałas za oknem, pulsujący ból w głowie i mdłości. Jeśli wczorajszy dzień uznał za udany, to ten zaliczył do czarnej listy. Nie miał gorszej pobudki.
Miał. Leżąc ledwo żyły w jakieś skalnej wnęce, ale już dawno o tym zapomniał, a to był aktualny problem. Kac. Jak on nie cierpiał tego stanu.
Nawet gdyby spróbował sobie przypomnieć magiczne sztuczki na leczenie kaca, to jedyne co mu przychodziło do głowy, to wypicie kolejnego piwa. Podobno alkohol rozwiązuje wszystkie problemy, a przynajmniej ich większość.
- Kurwa! Kurwa! Kurwa! – Karin odezwała się za drzwiami złorzecząc wściekła.
Uśmiechnął się pod nosem, orientując się, że nie tylko on zmaga się z promilami w swoim ciele. Był ciekawy jak Nagato wytrzymuje w pracy na kacu, a może on miał jakiś trik i dzięki temu nie cierpiał jak on.
 -Oj leniwcu wstawaj! – Wywarzyła kopnięciem drzwi, ukazując się w totalnym nieładzie. Naruto mógłby ją z łatwością określić jako per wiedźma, ale jego mózg był obolały i nie bardzo miał odwagę otwierać usta. Jeszcze wyleciałoby z nich wczorajsza impreza… - Nie gap się tak na mnie! Wstawaj! Myślisz, że możesz tu leżeć i bąki puszczać? Posprzątałbyś, albo co!
Przewrócił oczami, próbując zignorować ciętą ripostę, która mu się cisnęła na język. Wolał nie prowokować swojej nabuzowanej kuzynki, która od zawsze była znana z napadów agresji, chyba że w pobliżu znalazł się jakiś przystojniak…
- Miłość mojego życia się żeni z inną babą! Tylko dlatego, że pochodzi z lepszej rodziny i nie jest hostessą! Durna wyższa sfera! Jak on tak mógł?!
Darła się po całym mieszkaniu wracając do swojego pokoju, nie zwracając już najmniejszej uwagi na blondyna, który podnosił pytająco brwi, nie orientując się za bardzo w temacie niedoszłych mężów swojej kuzynki. Zawsze ich zmieniała szybko, w zależności, jaki typ urody był na topie.
Westchnął, próbując usiąść. Zawartość żołądka przewróciła się, zwiększając tylko uczucie mdłości. Oddychał głęboko, próbując uspokoić swój obolały organizm. Potrzebował jakiegoś lekarstwa, albo pilota, który cofnie czas. 
- Czemu to spotkało mnie? – Stęknął wstając z ledwością.
To definitywnie nie był jego dzień.
Kiedy udało mu się wreszcie wyjść z łazienki nie czuł wnętrzności. Skierował się do kuchni po jakąś wodę, by uratować cokolwiek zostało z jego flaków. Karin siedziała przy stole sącząc kawę, nadal wyglądała na poirytowaną, jednak nie ugościła go nawet spojrzeniem, co dla niego było plusem.
Nalał sobie wody do szklanki i spoglądał przez okno na zgraję robotników z morderczym wyrazem twarzy. Jakby nie mogli zacząć pracować kilka godzin później, wtedy byłby może bardziej do życia.
- Cokolwiek zrobisz oni i tak nie przestaną pracować. Taki ich zasrany obowiązek. - Dziewczyna powiedziała raptownie odkładając kubek do zlewu. – Nagato dzwonił. Załatwił ci pracę w muzycznym na rogu, masz tam iść i podpisać co trzeba.
- Tak szybko?
- Nagato nie jest takim leniem jak ty. Lubi się zabawić, ale obowiązki ponad wszystko. Za coś trzeba opłacać to gówno. W każdym razie nie spieprz tego. Nie każdy dostaje kilka szans. Ja na przykład nie dostanę już szansy pieprzenia go.
- Kogo?
- Miłości mojego życia, a kogo innego? - Warknęła ostrzegawczo, sięgając po bułkę.
- Oczywiście… Który to tym razem padł twoją ofiarą? - Mruknął znużony, nie spuszczając wzroku z życia na ulicy. Było zupełnie inaczej niż na dzielnicy Sasuke, czy braci Fumo. Gwar. Już o nim zdołał zapomnieć.
- Sasuke Uchiha.
Wypluł wszystko co miał w buzi na szybko, odwracając się do niej. Oczy powiększyły mu się kilkakrotnie z niedowierzania. Przez moment nawet łudził się, że się przesłyszał, ale to nie mogło być to. Słyszał ją właściwie. Jeśli czuł się zdradzony przez Sasuke z powodu jego narzeczonej, to teraz poczuł jakby wbił mu nóż w serce i wiercił nim do momentu aż została ciapka.
- Sypiałaś z Sasuke Uchiha? - Wychrypiał z trudem, odkładając szklankę na bok.
- Oczywiście! Co prawda tylko trzy razy, ale gdyby nie ta szmata… - Rozmarzona, odwróciła się idąc do swojego pokoju.
Nastrój Naruto nagle jeszcze bardziej upadł. Przez moment liczył, że zdradzał również swoją narzeczoną z innymi dziewczynami, ale ze słów Karin mógł wywnioskować, że sypiał z nią, gdy spotykał się wyłącznie z nim.
Los potrafi być zabawny… Sasuke to lubi sobie bzykać ludzi z rodziny Uzumakich… Naprawdę…  Ma gust… Nie wiem tylko, czy powinienem płakać, czy się śmiać. Jak bardzo to może być popierdolone? – Rozmyślał załamany, sięgając ponownie po swój napój.
Musiał wziąć się w garść i pójść do swojej przyszłej pracy. Sasuke był już przeszłością i nie powinno to go tak ruszać, a jednak jego serce zawrzało z gniewu, co jak co, ale spotykając się z brunetem był mu wierny jak zasrany pies, a w zamian za to dostał związek na pół gwizdka.
Jak jakiś nimfoman…
Przebrał się w jakieś ubrania Nagato i ruszył na podbój swojej dawnej dzielnicy. Wiedział, że potrzebuje trochę czasu nim przywyknie na nowo do życia w  tych warunkach, ale nie zamierzał się poddać. Nie po tym co przeszedł.
Tym razem nikt go nie obroni i nie weźmie pod skrzydła, nawet Nagato i Karin długo nie będą utrzymywać pasożyta, nie stać ich na to. A on chciał wreszcie zacząć żyć na swoich nogach, więc dlatego nie zamierzał się wycofać, nawet jeśli robotnicy będą jego codziennym utrapieniem, ale to lepsze niż wahania miłosne.
Ziewnął znudzony spoglądając na grupkę uczniów, którzy popijali tani winiacz i popalali fajki. Zabawa w bycie dorosłym, pierwszy krok do zrujnowania sobie życia. Zaczyna się od przekleństw, bójek, a kończy się w więzieniu za morderstwa. Ulica szybko przygarnia takich ludzi, szybko też ich wyniszcza.  Można powiedzieć, że Naruto miał farta, że po śmierci rodziców spotkał Hinatę i obudziła w nim uczucie chronienia kogoś, bycia potrzebnym. Gdyby nie ona pewnie skończyłby dużo gorzej niż odrzucony gej.
Wszedł do skromnego sklepu muzycznego, rozkoszując się zapachem. To miejsce pachniało tak jak powinno. Nie jakimś tanim tytoniem, ale maryśką i starymi płytami winylowymi. Czuć w nim było klimat rocka. Podszedł dużo pewniej do lady, szukając jakieś obsługi.
- Zaraz podejdę! - Słaby męski głos odezwał się z zaplecza.
Naruto czekał cierpliwie, rozglądając się po sklepie. Przypominał mu jego pierwszą pracę, był tam podobny klimat i kochał chodzić do pracy i obcować z ludźmi, którzy tak jak on kochają dobrą muzykę. Zawsze potrafił komuś doradzić, co kupić, nawet w gatunkach, za którymi nie przepadał. Można powiedzieć, że to był jego konik.
- Już jestem…
Starszy mężczyzna podszedł do kasy uśmiechając się sympatycznie. Naruto poczuł coś ciepłego w sercu, nigdy nie miał dziadków, a raczej nie poznał ich, ale zawsze sobie wyobrażał jako zaradnych ciepłych ludzi, zupełnie jak mężczyzna przed nim.
- Dzień dobry, nazywam się Uzumaki…
- Jesteś kuzynem Nagato? Spodziewałem się kogoś o czerwonych włosach, ale widzę, że komuś z rodziny Uzumakich się poszczęściło! Już ci daję papiery do podpisania i od jutra możesz zacząć!
Zamrugał zdumiony nie wiedząc przez chwilę co powiedzieć. Nie tego się spodziewał, ale jakoś cała atmosfera się rozluźniła. Lubił pracować w teatrze, poznawał jego magię, ale jednak praca w sklepie muzycznym była wprost stworzona dla niego.
- Znał pan wielu Uzumakich?
- Znałem taką jedną, zawsze przychodziła do tego sklepu i słuchała muzyki, nigdy niczego nie kupiła, ale gdy przychodzili klienci zawsze umiała im poradzić. Żywiołowa kobieta…
Uśmiechnął się z nostalgią. Wiedział o kim była mowa. Tęsknił za nią. Bardziej niż myślał.

18. And now you turn it around, what's that about?


Oto zaczęło się twoje niezależne życie.
Jak zwykle w takich wypadkach czułeś się dziwnie, wzrokiem szukałeś, któregoś z rudzielców, ale żadnego nie widziałeś i mimo wewnętrznego bólu zwanego tęsknotą, to cieszyłeś się, że ich nie widzisz. Dzięki temu wreszcie mogłeś poznać swoje możliwości przetrwania samemu.
Praca nie była zła. Powiedziałbyś nawet, że była spełnieniem marzeń. Codziennie zamiatałeś, czyściłeś i robiłeś porządki w płytach, gadałeś z klientami, doradzałeś i cieszyłeś się na samą myśl o tym, że spędzisz kilka godzin wśród płyt muzycznych. Byłeś w swoim własnym małym niebie.
Pensja, którą dostawałeś, nie była może najlepsza, ale dało się przeżyć, dokładałeś się do rachunków kuzynostwa, kupowałeś swoje jedzenie i jakieś ciuchy. Resztę oszczędzałeś na kupienie własnego mieszkania.
Właściwie to nawet nie wiesz ile dni minęło od twojej ucieczki od braci Fuma. Wszystko nadal jest w chaosie, szczególnie twoje serce. Ale postanowiłeś się tym nie przejmować, wierzyłeś że z czasem wszystko minie. 
Podobno prawdziwa miłość jest cierpliwa, więc to może być próba dla twoich uczuć i uczuć Chiki. Nie wiesz, czy jego miłość była prawdziwa, a raczej czy była na tyle silna by pozwolić mu na zapomnienie o brunecie. Nie sądziłeś by Chika kłamał, że cię kocha, nie był tym typem człowieka.
Kilka razy zdarzyło ci się spotkać z narzeczoną Sasuke. Byłeś nawet zdziwiony widząc ją w tych rejonach, ale ona z entuzjazmem słuchała twoich wywodów na temat muzyki, była naprawdę czarująca na swój sposób i nawet gdybyś chciał nie mógłbyś jej znienawidzić. To nie była jej wina, a ona sama starała się z tobą zaprzyjaźnić, bo byłeś znajomym Sasuke, choć pewnie nie wiedziała o jaką znajomość chodziło. Czułeś się dumny z siebie gdy kupiła kilka winylowych płyt artystów, których poleciłeś. Nie nadawałeś się na nauczyciela, ale w tym wypadku czułeś się jak młody bóg, muzykalny bóg.
Jednak nawet interakcje z kobietami, nie zmieniły twojej orientacji, nie czułeś do nich pociągu, choć starałeś się zobaczyć w nich coś pasjonującego. Coś co pozwoliłoby ci się w nich zakochać. Jednak nic nie znalazłeś. Nie żeby cię to specjalnie ruszało, wreszcie od zawsze czułeś miętę do facetów, ale czułeś się trochę oszukany przez los. Seks z kobietami był tak samo podniecający i przyjemny jak seks z facetem, a jednak nijak nie umiałeś sobie wyobrazić bycia z nimi w związku. Takim normalnym. Może to z tobą było coś nie tak? No ale o tym to wiedziałeś od zawsze.
Największą chwilą strachu był jednak dzień, w którym przez witrynę zobaczyłeś Kibę idącego z telefonem przy uchu. Rozmawiał z kimś z irytacją na twarzy, a ty chowałeś się za pułkami licząc, że cię nie zobaczy. Nie wiedziałeś, czy dowiedział się o zdradzie Hinaty, o tym wszystkim co zajść nie powinno, ale nie chciałeś tego testować na własnej skórze. Co jak co, ale lubiłeś swoją twarz. Nie byłeś może idolem nastolatków, ani nic podobnego, ale nie byłeś znowu aż taki brzydki. Kiba jednak cię nie zauważył i poszedł w swoją stronę. Przez resztę dnia zastanawiałeś się, co on robił w takiej dzielnicy miasta, ale nie miałeś nawet kogo się zapytać. Postanowiłeś zignorować sprawę i wrócić do swojego gejowskiego życia i nie myśleć o brunetce, która skradła ci spermę.

***

- No więc, co o tym myślicie? – Uśmiechnął się promiennie rozkładając szeroko ręce.
- Dziadostwo, ciasne i obrzydliwe. – Dziewczyna mruknęła pod nosem, przesuwając nogą skarpetkę.
- Oj Karin nie bądź taka, to jego pierwsze mieszkanie… Według mnie jest w porządku. Idealne na początek. – Chłopak uśmiechnął się łagodnie, rozglądając się po kawalerce.
- Właśnie marudo. Nie mogłem wybrzydzać z taką pensją jaką mam. – Naburmuszony blondyn oparł się o ścianę, spoglądając na krajobraz za oknem.
- Tylko za dużo dup sobie tutaj nie przyprowadzaj, bo cię wywalą. – Fuknęła poirytowana, odwracając się na pięcie. – Idę do domu. Muszę jeszcze zrobić obiad. Mam nadzieję, że już cię nie zobaczę.
- Też się cieszę, że mam taką kochaną kuzynkę. – Odparł ironicznie, wzdychając ciężko. – Jak ty z nią wytrzymujesz?
- Normalnie to taka nie jest… Musi się mocno na ciebie gniewać, za te lata olewania nas… - Zaśmiał się pod nosem, przystając obok niego. – Jesteś pewien? Mogłeś spokojnie mieszkać z nami…
- Nah, tak będzie lepiej. Potrzebuję trochę dorosnąć. Nie mogę wiecznie na kogoś liczyć, nie na tym polega życie. Jak będzie źle, to wtedy się do was zwrócę.
- Jak chcesz, ale uważaj na siebie, okej?
- Oj, za kogo ty mnie masz? Nie dam się tak łatwo pokonać. Zresztą przeżyłem dużo gorsze rzeczy niż mieszkanie w samotności…
- Gdy jesteś całkiem sam, koszmary częściej się do ciebie odzywają. Po prostu pamiętaj, że nie jesteś sam.
- Dobra, wiem Nagato! Przestań zachowywać się jak moja matka. Geez jestem pełnoletni!
- Spokojnie, nie chciałem cię urazić… Wrażliwy się coś stałeś…
- Po prostu nie lubię jak traktujecie mnie jak jakiegoś chorego psychicznie bachora! Czy to za dużo, że chcę radzić sobie samemu, ustabilizować się?!
- Rozumiem… oczywiście, że rozumiem. Nawet cię za to podziwiam…
- No to przestań się milion razy pytać, czy jestem czegoś pewien.
- Przepraszam Naruto. – Nagato przyglądał mu się z niepokojem, ale nic więcej nie powiedział. Czuł, że przekroczył jakąś granicę troski o swojego młodszego kuzyna i wolał go już nie prowokować. – Pójdę już. Na razie.
- Na razie.
Naruto czuł się okropnie. Nie chciał naskoczyć na swojego kuzyna, ale jego słowa przypomniały mu słowa Yahiko i poczuł się znacznie gorzej. Tęsknił za nim, za jego ręką mierzwiącą jego włosy, czy szorstkim głosem, który go utwierdzał, że wszystko będzie dobrze…
Potrząsnął głową, próbując wypędzić z niej natrętne myśli. Obiecał sobie, że nie będzie o nich myśleć, że póki co skupi się na swoim życiu, na swoim celu. Myślenie o innych nic mu nie da. Musiał się rozpakować ze swojego skromnego dobytku i zrobić coś do jedzenia. Czy nie mówił kuzynowi, że da sobie radę?
Chwycił za worek i zaczął do niego pakować nie swoje rzeczy, a które zostały po poprzednim właścicielu i na nic mu się nie przydadzą. Było tego o wiele więcej niż myślał, ale nie były to jakieś irytujące resztki jedzenia, czy papierosów. Kilka kapsli od piw, czy pojedyncze skarpetki. Otworzył okno, nie mogąc już znieść zapachu, który wypełniał jego skromne mieszkanie. Nie był to jakiś specjalnie odurzający smród, który powodował mdłości, ale na dłuższą metę robił się nie do wytrzymania.
To było jedyne mieszkanie, które było do jego użytku, inne za taką cenę na jaką mógł sobie pozwolić przypominały sodomę i gomorę, nie dość, że cuchnęło w nich niemiłosiernie to jeszcze pracownicy specjalnie nie dbali by oczyszczać mieszkania z tego co zostawiają byli lokatorzy. Nie dziwił się w sumie. Tutaj mieszkania wynajmują najbiedniejsi i obcokrajowcy, czyli nikt ważny i warty uwagi.
Gdy już uprzątnął i przewietrzył mieszkanie usiadł na ziemi popijając piwo. Nie wiedział, co powinien ze sobą zrobić po rozpakowaniu. To były ledwo trzy kartony, zbyt wiele czasu mu to nie zajmie, a miał cały dzień na nic nie robienie. Tylko, że gdy nic nie robił zaczynał myśleć o długich włosach Chiki, które drażniły jego skórę, o dłoniach Yahiko, czy o ich oczach, tak różnych, a tak naprawdę równie ciepłych.
Zagryzł wargę, przymykając oczy. Miał naprawdę dość swojego serca. Jakby nie mogło się już zdecydować. Wszystko wtedy byłoby dużo łatwiejsze. Mógłby już do nich wrócić, a tak to musiał siedzieć tutaj i znosić swój głupi upór.
- No nic, trzeba zabrać się za rozpakowanie. Hurra nowy Naruto… - Mruknął pod nosem, nie czując żadnego entuzjazmu z tego wszystkiego.
Wstał podchodząc do pierwszego kartonu. Otworzył go, badając zawartość, same ciuchy. Nie było ich wiele, bo w sumie nie potrzebował więcej, miał jeszcze te, które zostawił w domu Fuma… Kiedyś po nie wróci i będzie miał ich nawet za dużo, może wtedy zrobi tak zwane porządki w szafie i pozbędzie się jakiś starych, znoszonych, które bardziej pasują na szmatę niż ubranie.
Jego szafa była skromna. Wąska, więcej niż sześć rzeczy na wieszaku się nie mieściło, na dole miała cztery szuflady, w które można było wsadzić bieliznę i jakieś inne cienkie rzeczy. Nie robiła jakoś specjalnego szału, ale jemu to w zupełności wystarczyło. Zmieścił się idealnie, miał nawet jeszcze trochę miejsca, więc spokojnie mógł sobie dokupić z trzy bluzki, gdyby miał taką potrzebę.
Kolejny karton należał do przyborów łazienkowych i kuchennych. Z rozpakowaniem tego w ogóle nie miał problemów, jako że niespecjalnie dbał o porządek na półce. Rozłożył wszystko byle jak i udał się do kuchni, gdzie umieścił swoje naczynia i jedzenie w odpowiednich dla siebie miejscach. nie było tego dużo, ale powoli mieszkanie zaczynało przybierać nową atmosferę.
Ostatni karton, był wypełniony różnymi zbędnymi gadżetami, ale przede wszystkim płytami, które kupował ze zniżką pracowniczą w sklepie. To była już choroba, chomikowanie wszelkich płyt, szczególnie winylowych, ale to było silniejsze od niego. Miał nawet takie poświęcone jakimś sztukom teatralnym. Każdy ma swoje hobby, jego akurat zajmowało o wiele za dużo miejsca, no ale kobiety mają swoje kosmetyki, a on ma muzykę. Jakaś sprawiedliwość musi być.
Tak jak się spodziewał, po rozpakowaniu ostatniego kartonu nie miał nic do roboty. Nie był jakoś specjalnie głodny, napił się ponownie piwa i legł na łóżku i po prostu czekał aż przyjdzie mu do głowy jakiś pomysł. Nie miał znajomych, a przynajmniej wszyscy jego znajomi udali się w lepsze miejsca, więc mało kto tu mieszkał. Udanie się do kuzynostwa było absurdalne. Nie po to się od nich wynosił by tam iść na odwiedziny jeszcze tego samego dnia.
Ostatecznie pod wieczór wybrał się na miasto, zobaczyć czym się teraz żyje tutaj. Do tej pory ciągle pracował i niespecjalnie zwracał uwagę na otoczenie. Teraz mógł to zmienić.
Łatwiej było sobie knuć plany, ale trudniej z ich wykonaniem. Ta dzielnica była naprawdę zrujnowana. Kilka burdeli, rządzonych przez yakuzę, barów z karaoke i bilardem. Westchnął chowając ręce do kieszeni spodni. Naprawdę nie było tu nic do roboty. Żadnego kina, teatru, czy po prostu miejsca gdzie można usiąść i popatrzyć w gwiazdy. Dno.
Podrapał się po głowie, idąc przed siebie, może uda mu się trafić na jakąś świątynie, skromną ale mimo wszystko powinna mieć ławkę, cokolwiek na czym można usiąść. Nie sądził, że jest aż tak źle. Gdy był dzieckiem tu wszystko było jednym placem zabaw, ale wtedy bawił się w zabawy, które nie wymagały przedmiotów, wystarczył patyk i miał wszystko co trzeba. Teraz jednak nie mógł latać po dzielnicy z patykiem i udawać, że jest się rycerzem jedai.
- Bezsensu… Bycie dorosłym jest nudne… - Stęknął opierając się o ścianę sklepu monopolowego.
Poszedł by sobie do teatru, popatrzył ponownie na przygody Księżycowej księżniczki i posłańca Pana słońca. Tragiczny spektakl o miłości, która nigdy nie mogła się spełnić, dwójka ludzi marząca o sobie, nie mogła się nigdy dotknąć, czy nawet zbliżyć do siebie. A mimo to ich serca biły w jednym rytmie i słowa, które padały z ich ust, były deklaracją wierności. Ile razy płakał widząc to? Za każdym razem, może to widok Yahika, który odgrywał posłańca mówiącego swoim dziwnym melancholicznym głosem, powodował, że jego serce drżało w dziwnym bólu.
Tutaj jednak teatru nie ma. Nie ma kultury, nawet księgarni czy biblioteki. W tych rejonach ludzie żyją innymi wartościami, nie znają piękna słów.
- Naruto.
Dreszcz przebiegł mu po kręgosłupie, a na czole wystąpiły kropelki potu. Bał się odwrócić, bo wiedział, że będzie płakał jak dziecko, ale nie mógł uciec. Jego nogi odmawiały mu posłuszeństwa.
- Wszędzie cię szukałem… Myślałem, że wróciłeś do Sasuke, ale on powiedział, że zniknąłeś… Jego narzeczona mi powiedziała, że pracujesz w tych rejonach…
Odwrócił się spoglądając na rudą czuprynę i to zatroskane spojrzenie. Tęsknił. Tak kurewsko tęsknił.
- Mogłeś chociaż zostawić jakąś wiadomość… Oszaleję przez ciebie!

19.You can say these things

Siedzisz skruszony naprzeciwko niego, prawie kuląc się w sobie. Nie masz odwagi spojrzeć na niego, na zrobienie jakiegokolwiek gestu. Boisz się tego, co może powiedzieć. Wiesz jednak, że to nie może trwać wiecznie i coś powiedzieć będzie trzeba.
On jednak ci niczego nie ułatwia. Siedzi tylko na tej sofie i popija herbatę, przyglądając się twojemu skromnemu mieszkaniu. Twój żołądek się niebezpiecznie ściska z nerwów i masz wrażenie, że zaraz puścisz pawia, ale nic się nie dzieje, a sekundnik ciągle kontynuuje swoją pracę.
Czujesz się okropnie. Zupełnie tak samo jak w dniu, w którym spotkałeś się z Hinatą, to samo poczucie winy cię uderzyło. Jakim ty jesteś potworem? Gdybyś palił… Musiałbyś wypalić całą paczkę z nerwów.
Wreszcie nadchodzi ten moment, gdy spoglądasz na niego. Twoje serce bije jak szalone, nie dając ci przemyśleć na spokojnie myśli. Zgrzytasz zębami i otwierasz usta by coś powiedzieć, ale nic z nich nie wychodzi. Marszczysz czoło z irytacji, nie poznając siebie. Od kiedy jesteś takim tchórzem?
W głowie zaczyna ci się kręcić od nadmiaru emocji i zazdrościsz mu po raz kolejny tego stoickiego spokoju. Tylko, że w głębi siebie wiesz, że on także jest kłębkiem nerwów, tylko nie umie tego odpowiednio okazać.
Słyszysz jego spokojny oddech i to jak odkłada kubek na stolik. Siedzi ciągle z przymkniętymi oczami, jakby analizował co teraz powinien zrobić. Jak cię ukarać, za to zachowanie. Mogłeś zostawić jakąś wiadomość, powiedzieć im, że potrzebujesz czasu, zamiast po prostu wyjść i nie wrócić.
No ale młody jesteś i głupi. Chyba masz do tego jakieś prawo?
No nie masz. Aż taki młody nie jesteś. Zachowałeś się nieodpowiedzialnie. Jakbyś w ogóle ich nie szanował. A przecież kochałeś ich na ten swój dziwny sposób. Zgrzytasz zębami już po raz któryś i nie wiesz jak przeprosić.
Tylko za co przeprosić?
Za swoje głupie serce? Za głupotę? Za bycie sobą? Za to co wyczyniałeś kiedyś?
Wszystko brzmi jak głupie wymówki, usprawiedliwienia się dziecka. Dorosły się nie tłumaczy, po prostu akceptuje konsekwencje swoich czynów.
A może tak nie powinno być? Może powinien po prostu uśmiechnąć się i udawać, że nic się nie stało?
Kogo oszukujesz? Nic się nie stało? Jasne. Akurat. Sam w to nie wierzysz, a teraz nawet nie umiesz się odezwać. Żałosne!
I ty jesteś tym gejem, który nie umie pokochać kobiety. Owszem nigdy żadnej nie kochałeś, poza matką, ale seks z Hinatą wcale nie był taki zły.
Może powiedz, że znudziło ci się życie uke?
Wzdychasz wywalając z głowy zbędne myśli, one nigdzie cię nie zaprowadzą, a musisz coś powiedzieć. Cokolwiek.

***

- Uprawiałem seks z kobietą. – Powiedział raptownie, spoglądając się na swoje stopy.
Naprawdę? Naprawdę tylko tyle masz do powiedzenia debilu?!
- I efektem tego jest? – Odpowiedział spokojnie, przyglądając mu się uważnie.
- No w sumie nie ma żadnego efektu… Po prostu… Mnie wykorzystała… - Burknął zmieszany, drapiąc się po szyi, naprawdę był bardziej żałosny niż myślał.
- Wykorzystała?
- No zemściła się za to, co jej zrobiłem w gimnazjum… Nie byłem wcale taki święty…
- No nikt nie jest. Każdy ma swoje wady. Czyli uprawiała seks z tobą z zemsty? Badałeś się?
- Badałem się?
Spojrzał na niego zaskoczony nie rozumiejąc na początku sensu tego pytania. Od samego początku sądził, ze chodziło o jego plemniki, o ciążę… Nie przyszło mu do głowy, że Hinata może być na coś chora i go zarazić. Wstał blady, pocąc się z przerażenia.
- BOŻE!! DLACZEGO?! AIDS?! JESTEM ZA MŁODY! ZA MŁODY! JA NIE CHCĘ UMIERAĆ! JAK ONA MOGŁA?! DLACZEGO? NAWET JEŚLI BYŁEM CHUJEM, TO CHUJOWI NIE ŻYCZY SIĘ ŚMIERCI BĘDĄC DOJRZAŁYM CZŁOWIEKIEM! NIEEEE!!
Darł się spanikowany, krążąc po pokoju rzucając się na ściany w dramatycznej rozpaczy. Rudzielec śledził jego poczynania z lekkim rozbawieniem. Mógł się domyślić, że nie przyszło mu do głowy taka możliwość, ale jego reakcja była warta każdego jena. Blondyn powinien zostać komikiem.
- Może najpierw zrób badania, a później panikuj? Może wcale nie jesteś na nic chory…
- JESTEM! JAKI JA GŁUPI BYŁEM MYŚLĄC, ŻE CHCIAŁA MOICH PLEMNIKÓW, MOICH ZŁOTYCH, IDEALNYCH PLEMNIKÓW! TA NIKCZEMNA KREATURA MNIE ZARAZIŁA JAKĄŚ RZEŻĄCZKĄ  ALBO INNYM NEKROFILSKIM GÓWNEM! A JA TU JĄ PRZEPRASZAŁEM I CZUŁEM SIĘ WINNY! JAK TEN MŁODY BÓG NIOSĄCY MIŁOŚĆ I PRZEBACZENIE, GOTÓW NASTAWIĆ DRUGI…
- Naruto uspokój się. twoi sąsiedzi nie są niczemu winni. Usiądź. Jutro będziesz musiał iść zrobić badania i już. Będziesz miał wyjaśnione, czy skradła ci twoje ‘boskie’ plemniki, czy jednak jest wiedźmą.
- Śmiejesz się ze mnie? – Klapnął na krześle, naburmuszony.
- Gdybyś był widzem swojego dramatu, też byś się śmiał. Przepraszam, ale młody bóg? Nie za wysokie mniemanie masz o sobie? Mieszkając u nas nie przejawiałeś jakiś uchyleń dionizyjskich.
- Dioni…Co?
- Dionizos. Grecki bóg wina i zabawy. Był tak naprawdę mściwy i zapatrzony w siebie. Nie nazwałbym go przyjacielem, czy idealnym kandydatem na patrona zabawy…
- Taaa inteligenci, zawsze mają ciekawostki do powiedzenia nie na temat. – Prychnął urażony, rumieniąc się delikatnie.
Milczeli przez chwilę, unikając swojego spojrzenia. To nie był temat, który powinni omówić, a jednak właśnie on został poruszony. Tak naprawdę Naruto nie chciał się przyznawać do seksu z Hinatą, ale nie potrafił tego zachować dla siebie, było w nim coś, co zmuszało go do ujawnienia prawdy. Nawet nie potrafił normalnie przeżywać, tylko zawsze przesadza.
- A jak się ma Chika? – Wymamrotał z trudem, czując jak serce mu zamiera z winy.
- Lepiej niż sądzisz. Prawda, że przeżywa to wszystko co się między wami stało. Powiedział jednak, że nie był z tobą do końca szczery i niejako na to zasłużył. Powinien ci od samego początku powiedzieć o związku z Itachim i o tym co czuje. On naprawdę cię lubił, chciał zacząć nowe życie z tobą przy boku, sądził że oboje wyleczycie swoje rany po nieudanych związkach. Ale będąc z tobą przekonał się, że robił dokładnie to samo co Itachi z nim. Uciekał od prawdy. Chciał zaznać nowego życia, nie umiejąc pożegnać się z przeszłością. Chciałby cię przeprosić.
- Nigdy go tak naprawdę nie obwiniałem… Pewnie robiłem to samo nieświadomie…
- Tak zawsze jest z tą sferą. Na miłość najlepszym lekarstwem jest nowa miłość. Tylko to jest w stanie zapełnić nasze serce, ale najpierw trzeba umieć puścić dawne uczucia, chcieć to zrobić, a Chika nie potrafi jeszcze zapomnieć o Itachim. Był na mnie strasznie zły jak ci załatwiłem pracę w teatrze. Uważał, że próbuje mu cię zabrać. Nie jestem materiałem na starszego brata…
- Jesteś młodszym bratem… - Mruknął cicho, spoglądając na niego z przygnębieniem. - Przepraszam, że przeze mnie zepsuły wam się relacje…
- To nie przez ciebie. Nigdy nie mieliśmy za dobrych relacji, szczególnie, gdy związał się z Itachim, ostrzegałem go, że będzie tylko cierpieć, ale był zakochany… A na to nie ma rozsądku, nie ma argumentów. Zostawiłem to więc tak, jak było.
- Pewnie powiedział ci kilka niemiłych słów?
- He he he, pewnie, że powiedział. Jego serce było w rozsypce i nie umiał się pogodzić z tym wszystkim. On zawsze był sentymentalnym romantykiem. Szukał winnych swojemu nieszczęściu, a ja byłem do tego idealny.
- Dlaczego nadal z nim mieszkasz? Ja bym tak nie umiał… Tego znosić...
- Bo jest moją rodziną. A rodziny się nie zostawia w potrzebie. Zawsze go idealizowałem … Chciałem być tak samo otwarty na innych jak on, ale nie potrafiłem. Rzadko cokolwiek mówiłem i doprowadzałem do szału wszystkich, ale on to rozumiał i nie naciskał na mnie, nie pytał się co było powodem zmiany mojego charakteru. Wspierał mnie w swój własny sposób. Nie umiem go po prostu olać…
- Jesteś naprawdę silny Yahiko… Mimo całego bólu jaki nosisz w sobie, nadal chcesz być wsparciem dla osób, które widzą w tobie wroga…
- Ty też jesteś silny na swój własny sposób. Nie każdy potrafiłby zwiać z jednego miejsca i zacząć własne życie w pojedynkę.
- Nah, kuzynostwo mi pomogło. - Zaśmiał się cicho, siadając obok niego. – Cieszę się, że mnie znalazłeś.
- Hmm? Teraz to się cieszysz, ale gdybyś chciał żeby ktoś cię odnalazł to byś schował się gdzieś… Bliżej.
- Tutaj się urodziłem i wychowałem. Podobno każdy z czasem chce wrócić do korzeni…
- Usprawiedliwiaj się dalej. Może z czasem ci wybaczę.
- Dobra przyznaję, że znikłem na kilka miesięcy bez słowa i zachowałem się naprawdę nieodpowiedzialnie, ale przecież to nie tak, że zabrałem ze sobą jakieś wasze rzeczy!
- Głupi jesteś.
- No przecież wiem, że nie jestem najinteligentniejszy na świecie…
- Wiesz… Liczyłem, że zmienisz mojego brata, że dasz mu szczęście, a ty zwiałeś, jak usłyszałeś prawdę… Tego się nie spodziewałem, ale widocznie jesteś takim typem człowieka.
- Jesteś zły?
- Nie wiem… Jak mam być szczery to nie wiem. Kiedy zniknąłeś byłem zaniepokojony, jak rozmawiałem z bratem zacząłem być wściekły. Nie rozumiałem, dlaczego tak postąpiłeś. Dlaczego zwiałeś?
Przełknął z trudem ślinę, wiedząc, że już nie ma ucieczki. Nadszedł czas, żeby uporządkować swoje uczucia. Tylko jak to zrobić w ciągu kilku sekund? Teraz siedząc przy Yahiku, czuł ciepło rozlewające się po jego ciele, ale przecież nawet nie wiedział, czy on coś do niego czuje. Nie chciał wyjść na jakiegoś wariata, albo być porównanym do Itachiego, ale nie chciał też kłamać.
- Pewnie mi nie uwierzysz, gdy ci powiem, albo co gorsze wyjdziesz stąd szybciej niż wszedłeś… - Zaczął markotnie, wykręcając sobie palce. – Od prawie samego początku mieszkając u was miałem mieszane uczucia. Chika-san dawał mi nowy rodzaj miłości, czułem się bezpieczny i chciany, było mi z nim dobrze i myślałem sobie, że byłem głupi sądząc, że Sasuke mógłby mi dać taki spokój w sercu, ale w tym czasie też zauważyłem, że ty też nie jesteś mi obojętny. Zwalałem to na zwykłe pożądanie, było w tobie coś co mi przypominało Sasuke, więc myślałem, że to stare uczucie jeszcze mnie trzyma i robi ze mnie kretyna. Ale kiedy mi o wszystkim opowiedziałeś i miałem całkowity chaos w głowie i sercu to chciałem, żebyś ty mnie wziął w ramiona i uspokoił. Nie wiedziałem kogo tak naprawdę kocham… Chike, czy ciebie i to mnie przerażało. Dlatego uciekłem. Chciałem uporządkować swoje uczucia…
- I odnalazłeś swoją odpowiedź? – Spytał się cicho, nie spoglądając na niego.
Nabrał powietrza, czując ucisk w sercu. Czy znał odpowiedź? Może ona była w nim od zawsze. Tylko próbował jej nie widzieć? Kochał Chike i jego miłość, była czymś innym, delikatnym, że chciało mu się płakać za każdym razem. Nie zasługiwał na to.
- Um… Mam… Kocham Yahiko… Wiem, że moje słowa pewnie nic nie znaczą, ale tak czuję.
- Bo przypominam Sasuke?
- Bo Yahiko powiedział, że nie jestem sam. Wskazał mi światło, gdy tarzałem się w cieniu.

20. To your so-called friends

Jeśli kiedykolwiek wyobrażałeś sobie wasz moment ponownego spotkania, jak coś w rodzaju Disney’a, gdzie wpadniecie sobie w ramiona i z płaczem wyznacie swoje gorące uczucia… To byłeś w błędzie. Wielkim paskudnym błędzie.
Cisza, która między wami nastała, była tak cicha, że aż cię drażniła, była nawet gorsza niż widelec na tablicy. Jednak nie mogłeś po prostu się zaśmiać, albo powiedzieć cokolwiek i udać, że nic się w sumie nie stało. Nie było tematu. Powiedziałeś prawdę. Nie masz zamiaru się z niej wycofywać tylko dlatego, że jemu to nie pasuje. Tobie też wiele rzeczy na tym świecie nie pasuje i jakoś nie masz na to większego wpływu.
Dlatego siedziałeś i czekałeś. Uparłeś się, że nic nie powiesz. Już dosyć powiedziałeś. Teraz była kolej wielkiego aktora, a niech walnie ci jakiś monolog. Proszę bardzo. Posłuchasz i nawet zaklaszczesz. Tylko niech coś powie!
No ale Yahio nic nie powiedział. Wstał z sofy i spojrzał na ciebie w taki sposób, że poczułeś się mały i naiwny. Znowu twoje serce zostało odepchnięte. Ale co w tym dziwnego? Yahiko odepchnął od siebie Itachiego, który był przystojniejszy i inteligentniejszy… Pewnie jest hetero i właśnie go obrzydziłeś swoją osobą.
Spoglądałeś jak w ciszy opuszcza twoje mieszkanie, nie wiedząc co się dokładnie stało. Czy na pewno powiedziałeś o swoich uczuciach? Nie zasługiwałeś nawet na jakieś słowo obelgi? Plaskacza i krzyczenie jak bardzo cię nienawidzi? Nic? Zwyczajna ignorancja? Tak po prostu?
Nie wiesz, czy powinieneś się rozpłakać i tarzać po ziemi, czy jednak iść spać i zapomnieć, że w ogóle istniejesz. Co z tobą jest nie tak?! Nie możesz się raz w życiu zakochać w kimś, kto odwzajemni twoje uczucia? Czy to naprawdę takie trudne? Oczywiście, że tak! Wreszcie nazywasz się UzumakiNaruto, prosta droga, jest dla ciebie zbyt prostacka. Wolisz trudniejszą, pełną bólu i cierpień.
Jak jakiś pieprzony misjonarz, albo świadek Jehowy. Już zacznij pukać do drzwi zwiastując koniec świata. Może to ci pójdzie lepiej, niż wyznawanie miłości. Twoje serce jest w rozsypce. ZNOWU. Weź się ogarnij. Znajdź sobie dobrą dziwkę i zapomnij o byciu gejem!
Wreszcie z braku lepszych opcji idziesz do swojej skromnej sypialni i padasz na łóżko, nie myśląc o niczym innym, jak o spokojnym śnie. Najlepiej gdybyś się obudził i cała sprawa z Yahikiem nie miała miejsca. Nie wyznasz mu wtedy miłości. Pójdziesz do Chiki i stwierdzisz, że on jest tym jedynym. A co tam. Kiedyś nauczysz się go naprawdę kochać. Czemu nie. Sasuke, w kłamaniu wszystkim wokół był całkiem niezły. Masz swojego idola i nauczyciela. Mistrza kłamstw.
Ryczysz.
Jak zarzynane prosię, drzesz się czując jak serce ci pęka. Nigdy się tak źle nie czułeś, nawet w czasie kłótni z Sasuke. Wtedy wiedziałeś, że wszystko wróci do normalności. A tutaj nic takiego nie miało miejsca. Wszystko się skończyło, nim się rozpoczęło. Żałosne.
Może to była właśnie zemsta Hinaty? Spowodowała, że zostałeś odrzucony tak samo boleśnie jak ona swego czasu. Bez nadziei na przyszłość. Zgnijesz w tym mieszkaniu, wspominając czasy, kiedy mogłeś marzyć o szczęśliwej miłość z pewnym rudzielcem.

***

Poczuł jak ktoś natrętnie go szturcha w ramię, gdyby miał zwierzaka byłoby to bardziej racjonalne niż w obecnym położeniu. Przez głowę mu przeszło, że może właściciel kamienicy przyszedł rozwiązać umowę najmu, ale nawet jemu wydawało się to absurdalne. Aż tak nie hałasował.
-Naruto.
Zerwał się z łóżka, wywracając się z hukiem o zwiniętą na jego nogach kołdrę. Stęknął pocierając obolały nos.
-Spokojnie. Jesteś cały?
- Nie…- Jęknął przygnębiony, gramoląc się ociężale z podłogi. Nie chciało mu się wstawać. Spojrzał na zegarek, który wskazywał, że spóźnił się do pracy… O kilka godzin. Pot wystąpił mu na czoło, a serce przyśpieszyło pracę. Jak mógł do tego dopuścić?!
W sumie zapomniał nastawić sobie budzik, ale mimo wszystko, to nie powinno się zdarzyć. Chwycił swoje ciuchy i pognał do swojej łazienki. Kompletnie zapomniał o swoim gościu, który go obudził, teraz jedyne o czym myślał, to o przeprosinach dla szefa, za swoją nieodpowiedzialność.
Gdy wybiegł z łazienki, spojrzał się na mężczyznę, który trzymał jego komórkę i portfel stojąc przy drzwiach. Chwycił je prędko, wychodząc na korytarz, musiał jeszcze zamknąć swój skromny dobytek, ale został popchnięty w dalszą drogę. Ostatni raz zmierzył go wzrokiem i popędził przodem. Nie miał czasu na dyskusję, teraz należało się skupić na byciu dorosłym.
Gdy dobiegł do sklepu pan Tamaka stał za ladą porządkując jakieś papiery, słysząc dzwonek przy drzwiach podniósł wzrok z nad pracy i uśmiechnął się do zdyszanego blondyna. Nie wyglądał na specjalnie złego, czy zniechęconego postawą jego pracownika.
-A jednak przyszedłeś.– Powiedział radośnie, odkładając długopis.– Już się bałem, że możesz nie przyjść, a muszę dzisiaj pilnie wyjść na miasto. Na szczęście pojawił się twój przyjaciel i zaoferował, że pójdzie do ciebie zajrzeć.
-Przepraszam, zaspałem. Na szczęście mój przyjaciel mnie obudził. Naprawdę przepraszam za kłopot. Nie chciałem, żeby tak wyszło, jest mi bardzo wstyd.– Ukłonił się nisko, zaciskając dłonie na spodniach.
-Spokojnie chłopcze, nie umarłem od twojego spóźnienia. Każdemu zdarza się zaspać.– Pan Tamaka zaśmiał się, kierując się na zaplecze. – Zostawiam sklep pod twoją opieką.
-Tak jest!
Usiadł na swoim taborecie przy kasie, nie mogąc w dalszym ciągu uwierzyć, że zaspał. Jeszcze nigdy mu się to nie zdarzyło. Miał wszystko pod kontrolą, poza swoim życiem uczuciowym. Wypuścił powietrze, orientując się, że spotkanie z Yahiko wywarło na nim gorszy skutek niż myślał. Był w rozsypce i bał się wrócić do domu.
- Oddaję.
Podniósł głowę, wpatrując się w rudą czuprynę. Ten dzień nie mógł zacząć się gorzej. Nabrał powietrza, próbując opanować bicie serca.
-Dziękuję Chika-san…- Stęknął obolały, czuł się okropnie. Nie był gotowy na spotkanie z nim.
-Yahiko mi powiedział, gdzie cię mogę znaleźć. Ulżyło mi. Nie umiem tak dobrze szukać jak on, ale to pewnie dlatego, że tak naprawdę mi na tym nie zależało. –Zawahał się na moment, spoglądając na plakat z najnowszym zespołem rockowym.– Gdy mi opowiadałeś o swoim związku z Sasuke,o sobie… Współczułem ci, ale także doskonale rozumiałem. Itachi traktował mnie tak samo, byłem tylko bezpieczną przystanią, gdyby coś poszło nie tak, a jednak zdecydował się mnie opuścić na zawsze. Chyba do tej pory nie pogodziłem się z tym. Przepraszam. To pewnie brzmi idiotycznie, zachowuje się jak jakiś głupi nastolatek, ale może nim jestem. Kto to widział by młodszy brat musiał zajmować się starszym? – Uśmiechnął się słabo, przeczesując włosy ręką. – Nigdy się nie spytałeś dlaczego miałem długie włosy. Lubiłeś się nimi bawić i to mi wystarczało, cieszyłem się, że nie szukasz jakiś przyczyn, ale zrobiłem to dlatego, że Itachi, gdy się pierwszy raz spotkaliśmy powiedział, że lepiej bym wyglądał z długimi. Zapuszczałem je dla niego i bałem się je ściąć. To tak jakby on naprawdę odszedł. Myślałem… Że uda mi się ciebie pokochać tak naprawdę, że zastąpisz Itachiego w moim sercu, ale oszukiwałem się i krzywdziłem cię. Nawet o tym nie wiedziałeś, prawda? Ja już dawno zauważyłem jak spoglądasz na Yahiko i nawet ci współczułem, a może nawet się wkurzałem, że wszyscy na kim mi zależy ostatecznie wybierają mojego brata, ale nie mogę cię winić. Jestem kiepskim seme. Gdy dwóch uke się spotka nie ma szans raczej na romans. – Zaśmiał się cicho, spoglądając na ruch na ulicy. – Chcę jedynie żebyś wiedział, że nie było mi z tobą źle. Naprawdę cieszyłem się mogąc spędzić z tobą ten czas. W jakiś sposób cię kochałem.
Naruto spoglądał na swoje dłonie, nie wiedząc co powinien właściwie powiedzieć. Jego serce było w rozsypce i nie miał ochoty mówić Chice, że został odrzucony przez jego brata zupełnie jak Itachi. Chciało mu się płakać, ale nie mógł sobie na to pozwolić. Dlatego siedział w ciszy, pragnąc by ten koszmar się skończył.
-Nie poddawaj się Naruto. Jesteś silny i zawsze będziesz dla mnie ważny. Dałeś mi nadzieję i siłę by wreszcie puścić Itachiego. Za tydzień wyjeżdżam do Stanów by zacząć życie jako animator. Potrzebuję zmiany środowiska, tutaj się tylko duszę, ale będę trzymał za ciebie kciuki!
Klepał go po ramieniu i po raz ostatni pocałował. Naruto czuł łzy w kącikach oczu, ale dzielnie je wstrzymywał, aż postać Chiki znikła wśród tłumu ludzi śpieszących się do swoich celów podróży, on zaś siedział zapłakany w sklepie muzycznym.
Nie wiedział, co zrobił w poprzednim życiu, że teraz musi tak cierpieć. Chciał, żeby to wszystko się skończyło. Czuł się słaby i bezużyteczny. Nie było już żadnego wyjścia, nie było „planu b”. Został sam. Naprawdę sam.
-Mamo… Co ja mam zrobić? Jest mi tak kurewsko smutno… - Łkał pod nosem, zakrywając rękoma głowę, by skryć się przed widokiem osób trzecich.
Tego dnia jednak nikt nie wszedł do sklepu muzycznego. Wszyscy omijali go szybkim tempem, jakby wiedzieli, że sprzedawca siedzący za ladą, tym razem nie powita ich uśmiechem, ani nie porozmawia o muzyce. Sklep wydawał się dziwnie martwy, nawet w jego odczuciu.
Po pracy udał się do pobliskiej kliniki by zrobić badania. Gdyby miał powiedzieć prawdę powiedziałby, że naprawdę się boi. To nie grypa, nic co można wyleczyć, większość chorób przekazywanych drogą płciową jest z człowiekiem na zawsze. Musiał przyznać Hinacie, że dobrze się zabezpieczyła, dała zmyłkę w postaci badań Kiby. Jego tor myśli od razu poszedł w kierunku, w który na pewno chciała, żeby poszły.
Lekarz, do którego się zgłosił był oschły. Zanim przystąpili do pobierania krwi i uzupełniania ankiety musiał wysłuchać kazania, na temat współczesnych obyczajów. Może nie należał do większości osób, które opisywał doktor, ale i tak czuł się głupio. Dał się omotać byłej dziewczynie jak jakiś szczeniak na kość. A teraz może tylko mieć nadzieję, że jednak jej plan się nie powiódł.
Lekarz za to widząc coraz większe przygnębienie u pacjenta przerwał swoją tyradę i po prostu podał mu ankietę, nawet on rozumiał, że wizja zarażenia się jakąś śmiertelną chorobą jest przerażająca. Szczególnie gdy się jest młodym, zdrowym mężczyzną, mającym jeszcze sporo lat przed sobą.
Naruto uzupełniał papiery na tyle na ile potrafił udzielić jakieś odpowiedzi. Stawiając ostatni krzyżyk westchnął ciężko godząc się powoli z losem. Przynajmniej gdy test okaże się pozytywny to nikogo nie zarazi, umrze w samotności swojego mieszkania. Wzdrygnął się na samą myśl. Nie chciał tak umierać. Nie takie miał marzenia, a jednak nic z tego nie zostało. Karma wreszcie do niego przyszła.
Pielęgniarka przyszła i pobrała od niego krew. Nawet nie spojrzał na strzykawkę, tylko z mętnym wzrokiem śledził powolny ruch rybek w akwarium. Nawet one zdawały się z niego szydzić, mimo że ich los był gorszy, to nie mogły być skazane na samotność. Tego im zazdrościł. Ludzie mogą wybierać sobie towarzystwo, one nie.
Wyszedł z kliniki zachmurzony. Nie miał ochoty na nic konkretnego, dlatego wstąpił do monopolowego i kupił kilka flaszek piwa. Zaczynał rozumieć na czym polegała prawdziwa dorosłość i monotonia życia. Pracujesz, wracasz do domu, oglądasz kolejny serial przy puszce piwa. Twoja egzystencja jest taka sama, ale trwała. Z czasem tylko brzuch się nieznośnie powiększa, ale kilka większych par spodni powinno wystarczyć, by zapomnieć o swoich błędnych decyzjach.
Otworzył ze zgrzytem drzwi, rozglądając się po pustym mieszkaniu, nie wiedział czego się tak naprawdę spodziewał, ale ta cisza jeszcze mocniej go dobiła. Musi sobie załatwić jakiegoś zwierzaka, choćby tamagotchi, przynajmniej to będzie jakieś towarzystwo. Położył butelki na stoliku i poszedł do łazienki by się odświeżyć, rano nie miał za bardzo czasu na to, a on nie lubił być brudny.
Woda ściekała po nim już od dłuższego czasu, jej ciepło dawno uleciało ustępując miejsca lodowatej. Uroki mieszkania w najgorszej dzielnicy, gdzie ciepła woda leci przez może godzinę w ciągu dnia. Westchnął po raz kolejny zakręcając kurek z wodą. Nawet nie czuł się jakoś specjalnie zmarznięty. Wytarł się ręcznikiem, założył bokserki i z ręcznikiem na głowie ruszył do pseudo-salonu by się upić.
Nim jednak sięgnął po pierwszą butelkę, zobaczył przed sobą gościa. Znowu zapomniał zamknąć drzwi na klucz. Jego serce ponownie rozsypało się na milion kawałków. Nie był wstanie nic powiedzieć. Bo co mógł?
-Wyglądasz jak szmata. – Powiedział spokojnie siadając obok niego. –Byłeś na badaniach?
Przytaknął skinieniem głowy i po prostu się rozpłakał, nie mogąc już dalej ukrywać swojego bólu.

21. And they just might think you're clever

21.

Płaczesz wtulając się w niego. Zupełnie jak jakieś dziecko, ale nie masz już siły. Próbowałeś być silny i samo wystarczający, ale do niczego cię to nie doprowadziło. Może po prostu nie umiesz być sam. Jego dłonie na twoim ciele, były wystarczające. Było ci dobrze w jego uścisku, mógł się nawet świat skończyć, umarłbyś nawet całkiem szczęśliwy.
Świat się jednak nie kończył i coś będziesz musiał zrobić, usłyszeć coś, co pewnie znowu stłucze twoje serce na milion kawałków. Nawet nie wiesz, czy będziesz w stanie to znieść. Przecież nie jesteś robotem, ani kamieniem, masz uczucia i cierpisz. Czemu nikt ci ich nie oszczędzi?
Po dobrych kilku minutach, nawet nie masz czym płakać, od czasu do czasu twoje ciało uległa konwulsyjnym spazmom. Masz dość wszystkiego, a jednak nawet ty wiesz, że to jeszcze nie koniec. Jeszcze trochę drogi przed tobą.
On wstaje powoli, a ty nawet nie masz siły by go powstrzymać. Czym miałbyś go powstrzymać, przed wyjściem? I tak jesteś już nikim w jego oczach, zachowałeś się zupełnie jak Itachi. Trochę lepiej. Ale jednak zakochałeś się w nim, będąc z jego bratem. Nic wielkiego.

***

Yahiko postawił przed nim kubek herbaty, ponownie zajmując miejsce obok niego. Nie wiedział, co właściwie powinien zrobić, nigdy wcześniej nie czuł się tak zmieszany. To była zupełnie inna sytuacja, niż wtedy z Itachim. Teraz zaś widząc blondyna w rozsypce, czuł wewnętrzny ból, nienawidził siebie za to, że spowodował mu tyle cierpień. Może faktycznie nie powinien mieszkać z bratem, wtedy by się nie poznali i pewnie wszystko potoczyło się inaczej.
Tylko, że czuł się szczęśliwy gdy blondyn mu powiedział o swoich uczuciach, że odseparował jego osobę, od Sasuke. Mimo wszystko chciał pozostać sobą, budzić sympatię, za to kim jest, a nie za to kogo przypomina.
- Nie wiem, co powinienem powiedzieć Naruto. – Był zmieszany i na granicy bezsilności, kiedy ostatni raz otworzył swoje serce dla kogokolwiek?. – Moje serce dawno umarło, nie potrzebowałem niczyjej odwagi, zresztą wiesz jakim dupkiem byłem. Nie przywykłem do interakcji międzyludzkich. Takich szczerych, idących z serca. Jako aktor wiem, co ludzie lubią słyszeć i w życiu codziennym całkiem nieźle mi szło, ale wszelkie słowa sympatii i uczuć, których nie potrafiłem pojęć przerażały mnie. Nie znałem tych ludzi, nie chciałem mieć z nimi nic wspólnego. Myślałem… Wczoraj jak wyszedłem, byłem w szoku. Nie spodziewałem się tego. Może jestem ślepy i naiwny… Po prostu mnie zamurowało. Nie wiedziałem co powinienem ci odpowiedzieć. Nie mam doświadczenia w tym temacie…
Naruto spoglądał na niego z uwagą. Wchłaniał każde jego słowo i poczuł się nagle lżejszy. Na jego twarzy pojawił się nikły uśmiech, nawet gdyby próbował być dojrzały, to nie miał szans. A widok zmieszanego rudzielca był zapierający dech w piersiach. Nigdy go takim nie widział, ale musiał się upewnić, że jego powrót znaczy to, co zasugerował. Może tylko źle odebrał jego słowa?
- Może zacznij od tego, jak się czujesz, dlaczego wróciłeś? – Powiedział cicho, sięgając po herbatę.
Zaśmiał się pod nosem, przeczesując włosy ręką. To nie był łatwy temat, zrozumieć własne uczucia. Gdyby to było takie proste, większość ludzi by tak nie cierpiała, przez zwykłe pomyłki. Nabrał powietrza wiedząc, że musi wziąć się w garść. Przyszedł tu, żeby rozwiązać tą sprawę. Zrozumieć siebie.
- Łatwo ci mówić! Jesteś bardziej otwartym człowiekiem na ludzi, niż ja… - Burknął zawstydzony, rumieniąc się delikatnie. – W każdym razie nie jesteś mi obojętny, dobra?
Naruto uśmiechnął się zaczepnie, pochylając się do przodu, by widzieć wyraźniej jego twarz. – DOPRAWDY? To znaczy jak bardzo?
Yahiko zaczerwieniony odchylił się od niego, próbując gdzieś znaleźć punkt zaczepienia. Nie przywykł do takich sytuacji, a świdrujący wzrok blondyna, był zbyt drażliwy. – Robisz to specjalnie, prawda?
- Ja? Nie, no co ty! Dobrym człekiem jestem.
- Nienawidzę cię… - Mruknął pod nosem, odwracając się do niego plecami. Czuł, że czerwieni się po same końce uszu i wcale mu się to nie podobało.
- Z Yahika taka tsundere... – Zaśmiał się cicho, obejmując go ostrożnie. – Kocham cię.
- Zamknij się. Jak możesz to mówić tak łatwo? To powinno być karane! I w ogóle nie dotykaj mnie! Nie chcę twoich zarazków!
Naruto tylko chichotał wzmacniając uścisk. Trudno mu było nawet przed samym sobą przyznać, że widok takiego Yahika bardzo mu się podobał. Był inny od tego skamieniałego, który ledwo wyrażał jakiekolwiek emocje, teraz zaś zrozumiał, że on po prostu nie wiedział jak je wyrażać.
- Yahiko… - Szepnął mu do ucha, jeszcze bardziej go płosząc. – Mam ochotę na seks…
Yahiko zerwał się z sofy pobladły, a zarazem zarumieniony, co dawało komiczny efekt, a jego spanikowany wraz twarzy jeszcze bardziej rozśmieszał blondyna. Rudzielec nawet nie był w stanie sklecić jakieś normalnej odpowiedzi, poza koherencyjnymi dźwiękami.
- Gdybym był stworzony do roli seme, byłoby łatwiej… - Westchnął ciężko, spoglądając na niego z dramatycznym cierpieniem.
Yahiko stał w miejscu analizując możliwe wyjście z tej dziwnej sytuacji, ale każde wydawało się równie idiotyczne. Nie miał ochoty zdradzać się przed Naruto, że jeszcze nigdy nie uprawiał seksu… Zresztą nie powiedział, że go kocha ani nic, więc dlaczego blondyn tak na niego patrzył?
- Ja wiem Yahiko, nigdy nie uprawiałeś seksu, ale ja mogę pomóc…
- Kto ci wygadał?!
- Tak wywnioskowałem z twoich historii… Zresztą ktoś kto raz uprawiał seks, nie umie tego porzucić… Chyba, że jest kobietą z migreną…
Naruto wstał chwytając ostrożnie dłoń Yahika. Nie chciał go wypłoszyć, ani nic takiego, ale naprawdę potrzebował seksu. Jego penis po prostu miał zbyt bolesny wzwód.

***

Widok jego nagiego ciała był jeszcze bardziej podniecający niż sobie to wyobrażał. Nie posiadał ani grama zbędnego tłuszczu, jego skóra może nie była tak delikatna jak Chiki, Ale mu to nie przeszkadzało. Lubił tą szorstkość.
Yahiko siedział z zamkniętymi oczami, zaciskając dłonie na jego włosach, zgrzyt zębów, ciężkie westchnięcie i stęknięcie. Odpowiadało to rytmowi w jakim blondyn ssał penisa rudzielca. To nie był członek Chiki, był o wiele większy, bardziej zachęcający, uzależniający. Chciał mieć go w sobie, jego własny członek pulsował boleśnie w bokserkach, przypominając o sobie. Nie chciał jednak poganiać swojego partnera, sam pamiętał swój pierwszy raz, wtedy też nie był najlepszym kochankiem na świecie.
- Naruto… - Jęknął przez zaciśnięte zęby, jego ciałem wstrząsnął dreszcz. Był bliski orgazmu.
- Spokojnie. Połknę. – Powiedział z uśmiechem, zaciskając dłoń na jego członku, czuł jak pulsuje pod jego dotykiem, coraz bardziej twardnieje. – Choć wolałbym go mieć już w sobie…
- Później… - Wycharczał z ledwością, patrząc uważnie jak blondyn ponownie bierze sobie jego członek do ust.
Spermy było o wiele więcej niż się spodziewał. Jednak tak jak powiedział połknął wszystko, z niemałą przyjemnością, nie był to gorzki smak, który zniechęcał. Słodkawy posmak, pozostający przez dłuższą chwilę w jamie ustnej. Nie musiał się pytać o swój sekret, wiedział ,że Yahiko w porównaniu do niego odżywia się zdrowo i jada dużo ananasa. Oblizał usta, czując niemałą dumę z widoku dyszącego kochanka, u którego oczy przysłoniło zwykłe pożądanie.
- Zdejmij je.
Wykonał posłusznie polecenie, zdejmując ostatnią część garderoby, jego członek jak się spodziewał stał boleśnie ociekając sokami, wystarczy jeden dotyk i na pewno pęknie. Drgał z podniecenia i blondyn przez chwilę nie wiedział co robić, poczuł się znowu jak głupi nastolatek zdany na pastwę swojego starszego chłopaka. Rudzielec jednak podjął decyzję za niego, zaciskając dłoń z całej siły na jego penisie. W pierwszej chwili wstrząsnął nim ból, uścisk był za silny, ale po chwili poczuł ulgę, w jego ciele zaczęło się rozchodzić przyjemne ciepło. Tak jak się spodziewał, ten jeden dotyk wystarczył by jego cała sperma znalazła się na Yahiku i łóżku. Zapłonął z zawstydzenia, to nie był najlepszy widok na świecie.
- Nadal jesteś twardy.
- Um, jestem mocno podniecony. Dawno tego nie robiłem. – Było dla niego dziwne, że jego głos był tak spokojny. Jakby w ogóle nie był sobą.
- Nie muszę nawet ci robić tego ustami. Boli cię?
- Bolało. Teraz już nie.
Yahiko prychnął tylko pod nosem, mocniej zaciskając swoją dłoń na jego penisie. Syknął z bólu, który po chwili przerodził się w przyjemność. Nigdy nie uważał siebie za masochistę, ale teraz nie był już taki pewien tego wszystkiego. Chika był delikatny i podniecał się tym, ale ostra miłość Yahika była dużo bardziej podniecająca. Jego penis nadal pulsował, jakby w ogóle nie zamierzał opaść.
Yahiko się zniecierpliwił. Członek blondyna ciągle ociekał spermą, a jego dłoń lepiła się nieprzyjemnie. Pociągnął go na łóżko, blondyn ze stęknięciem w ostatniej chwili uratował się przed walnięciem twarzą w dosyć twardawy materac. Chciał się odwrócić, ale dłonie rudzielca go powstrzymały.
- Chcę w ten sposób.
- Nie będę widział twojej twarzy… - Mruknął niezadowolony, zaciskając dłonie na pościeli. Lepiła się od jego spermy.
- Zobaczysz ją później. Mogę od razu?
-Powinieneś najpierw…
Nie dokończył. Penis Yahiko boleśnie znalazł się w jego wnętrzu rozdzierając go prawie na pół. Wrzasnął, czując łzy w oczach. Był większy nawet od Sasuke. Jego ciało spięło się w proteście, chciał mu powiedzieć, by z niego wyszedł, że tak się nie robi. Nie jest kobietą, nie ma w odbycie żadnych soków. Ale Yahiko zaczął swój rytm. Wychodził z niego do połowy i boleśnie się wbijał na nowo, a on za każdym razem wrzeszczał jak opętany. Nie wiedział jak długo to trwało, nie wiedział jak długo krzyczał i ile dokładnie to robił z bólu, a ile z przyjemności.
Dłoń Yahika zacisnęła się ponownie na jego penisie. Wrzasnął, czując jak ponownie ogarnia go orgazm. Jednak jego penis nadal był twardy i pełen spermy.
- Wszystko okej?- Yahiko był zdyszany i zarumieniony. Drugi orgazm w ciągu jednego wieczoru go wykończył. Opadł na łóżko, spoglądając z łagodnym uśmiechem na blondyna, który siedział otępiały obok niego, wpatrując się w swój członek.
- Mogę cię dosiąść? – Spytał się cicho, onanizując się.
- Jesteś masochistą?
- Do tej pory nie byłem.
Jego głos był obcy, jak nie jego. Yahiko uśmiechnął się, przytakując głową na pozwolenie. Usiadł na nim, chwytając jego członek, był twardy, nie tak mocno jak jego własny, ale też był podniecony. Wsunął go w swój odbyt, jęcząc. Ból jednak szybko się rozwiał ustępując przyjemnym dreszczom.
Kiedy stał się masochistą?
Nigdy nie lubił gdy Sasuke go za mocno ściskał, gdy penetrował go bez przygotowania. Lubił ostry seks, ale musiał być gotowy, nie tak z marszu, to czemu teraz pozwalał rudzielcowi robić ze sobą wszystko na co miał ochotę? Gdzie zgubił swoją dumę?
Dyszał ciężko, podnosząc się i opadając w szybkim tempie. Yahiko zacisnął ponownie rękę na jego penisie, przyciskając kciuk na jego czubku. Syknął, czując ból w dolnych rejonach, nie mógł dojść. Spojrzał błagalnie na partnera, który drugą ręką zajmował się niższymi rejonami członka.
- Yahiko… - Jęknął błagalnie, zatrzymując swoje ruchy.
- Masz już dosyć? Jeszcze nie doszedłem…
- Proszę, pozwól mi dojść…
- Nie. Robisz to za szybko. Zrobisz to wtedy jak ja ci na to pozwolę.
Zagryzł dolną wargę. Zastanawiał się co powinien zrobić. Dawny Naruto by wstał i dokończył robotę w łazience, ale teraz? Podniósł biodra nie znajdując tak naprawdę siły by wstać. Opadł ponownie kontynuując ujeżdżanie.

***

Najgorsze co może być w gejowskim seksie i w byciu uke, to ból pośladów, który uniemożliwia normalne chodzenie. Naruto musiał wziąć sobie wolne w pracy, bo po prostu nie był w stanie się ruszyć. Jeszcze nigdy nie przeżył takiego seksu i na samo wspomnienie się czerwienił. Naprawdę miał wrażenie, że zeszłego wieczora, napadł go jakiś demon.
Yahiko leżał obok niego, nie spał już, przynajmniej nie snem mocnym, może jedynie drzemał, ale nie wyglądało na to, żeby chciał gdzieś iść. Naruto zagryzł wargę, wbijając twarz w poduszkę. Wstydził się samego siebie, a szczególnie swojego ciała.
- Dzisiaj będą wyniki prawda? – Zaspany głos Yahika rozbrzmiał w pokoju.
- Um… Tak… -m Odpowiedział cicho. Nie mogąc znaleźć odwagi aby spojrzeć mu w oczy.
Nic więcej nie zostało powiedziane, nie było nawet o czym mówić. Chcąc nie chcąc pokazali sobie minionej nocy, co dla siebie znaczą. Yahiko czuł potrzebę przeproszenia za swoje grubiańskie zachowanie, ale z drugiej strony nie umiał inaczej. Pożądanie nim zawładnęło odcinając wszelkie racjonalne myślenie z jego mózgu.
- Kurwa…
Naruto podniósł głowę, spoglądając na niego pytająco. Nie przywykł do takiego słownictwa u rudzielca, nawet podczas seksu nie używał takich określeń.
- Hm? Co się stało?
- Nic. Po prostu mi stanął.
Zwrócił wzrok na pulsujący członek, rumieniąc się delikatnie, nagle ślina z jego ust odeszła, drażniąc go. Oblizał wargi, czując dziwny głód w żołądku.
- Naruto? Oj! Na co się tak patrzysz?
Uśmiechnął się w odpowiedzi, zniżając swoją pozycję ku swojej nagrodzie.

***

Trzymał kopertę w dłoniach mając supeł w brzuchu. Walczyły w nim dwa różne pragnienia i oba nie były idealne. Yahiko poirytowany już jego niezdecydowaniem wyrwał mu papierek z dłoni i otworzył. Jęknął w proteście wyciągając ręce w jego kierunku, ale nim zdołał cokolwiek zrobić, rudzielec wybuchnął śmiechem.
- I z czego tak się śmiejesz? – Fuknął na niego, spoglądając na swoje wyniki. – Jestem zdrowy…
- Zdrowy byk z ciebie masochisto.
Zarumienił się, odwracając od niego wzrok. Spakował papierek do kieszeni i ruszył na miasto. Ulżyło mu ze świadomością, że nie jest nosicielem żadnego wirusa ani niczego podobnego. Przynajmniej seks nadal będzie przyjemnością bez konieczności zakładania prezerwatywy.
Choć teraz nie wiedział co zrobić ze swoim skromnym mieszkaniem. Małe, ale własne. Ale prawdopodobnie zrobi to, co zaproponował mu Yahiko i wraz z nowym miesiącem wróci do mieszkania w tamtym domu.
Zatrzymał się gwałtownie, odwracając się do rudzielca, który szedł za nim pałaszując bułkę. Zrównał się z nim i przechylił pytająco głowę. Nie wiedział, czego mógł chcieć od niego naburmuszony blondyn.
- Jeszcze ani razu mnie nie pocałowałeś! – Burknął, nadymając policzki niczym chomik.

***

Wycierał właśnie kolejną winylową płytę, gdy do sklepu wszedł szatyn. Zauważając blondyna podszedł do niego, wymierzając mu prawego sierpowego. Zdumiony blondyn chwycił się za obolały policzek, wpatrując się z przerażeniem na wściekłego kolegę z gimnazjum.
- Kiba… - Jęknął słabo, nie odważając się nawet podnieść.
- Ty śmieciu! Ty skurwielu! Zapomniałeś jakiej jesteś orientacji?!
Nie odpowiedział. Mógł się spodziewać, że prędzej, czy później wyjdzie na jaw jego numerek z brunetką, choć spodziewał się łagodniejszej reakcji. Może wymienieniem wrażeń.
- Gratuluję! – Wydarł się wściekły kopiąc go po raz ostatni w brzuch i wychodząc ze sklepu.
Naruto długo siedział na ziemi, wpatrując się tępo w leżącą płytę, to wszystko było jakieś dziwne. Dopiero po chwili zrozumiał co słowo Kiby znaczyło.
Hinata urodzi jego dziecko.
Będzie ojcem.
Ale nigdy nie spotka się ze swoim dzieckiem.
Uśmiechnął się, wracając do pracy. Wieczorem spotka się z Yahiko i mu powie o wszystkim. Na pewno uśmieje się z jego boskich teorii. Przy nim jakoś trudniej było zachować powagę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz