Vampires


Prolog

-Jestem zmęczony... Najchętniej poszedłbym spać. blondyn wszedł do skromnego mieszkania, odkładając broń na szafkę od butów.- Hinata?
  Skierował swoje kroki do salonu, rozpinając powoli brązowy płaszcz, usłyszał delikatny głos swojej 6 letniej córki, bawiącej się w najlepsze, swoją ulubioną zabawką-pluszowym misiem.  Zatrzymał się w progu, spoglądając na różowowłosom i siedzącą obok niej granatowowłosom. Uśmiechnął się mimowolnie, przypominając sobie czasy, gdy miał jeszcze prawdziwą rodzinę.
-Wróciłem.
-Tatuś!!- dziewczynka zerwała się natychmiast i podbiegła rzucając mu się od razu do szyi. 
 Przytulił ją mocno do siebie, rozkoszując się jedną z nie licznych chwil, w których mógł być ojcem. Przymknął oczy, zapominając o trudzie całego dnia, dzięki niej mógł przetrwać najgorsze chwile, musiał ją chronić.
-Naruto-kun.. -Hinata spojrzała na niego zawstydzona, mimo że w oczach zagościł strach.- Przed chwilą dzwonił Kiba.
-Co chciał?- opadł na sofę, opierając się o nią wygodnie.
-Znaleźli ich...
 To wystarczyło, bo instynkt łowcy, który posiadł w genach zatamował wszystkie inne emocje,  usadził małą obok siebie, zaś sam,  pobiegł do przedpokoju, zapinając na nowo broń.  Gdy był już przyszykowany, przystanął w momencie gdy otwierał drzwi, coś mu kazało odwrócić się i spojrzeć jeszcze raz na jedyne kobiety, które wypełniły pustkę w jego sercu.
-Hinata.. Jakby coś mi się stało... Zajmij się Mayu i ukryjcie ją przed nimi. Proszę Cię.
-Nie mów tak jakbyś miał nie wrócić!- wydarła się zrozpaczona, już chciała iść i go objąć, jednak on szybciej wymknął się z domu.
 Biegł przez ciemne uliczki, nasłuchując każdy podejrzany odgłos, o tej porze tylko nastolatki wracały do domu, po udanych imprezach. On już nawet nie pamiętał jak to było gdy miał te naście lat, wiedział tylko że to były najlepsze chwile jego życia, bez wampirów i lęków.  Odczytał wiadomość od  kolegi po fachu, nie zatrzymując się przeskoczył przez jadący wóz, zmieniając tym samym kierunek.  Zależało mu na czasie, Orochimaru mógł w każdej chwili umknąć a wraz z nim jego wierny sługus Kabuto, Sasuke i ich najnowsza zdobycz Sakura jego żona.
  Przystanął na chwilę przy wielkiej wiśni, łapiąc oddech, już dawno nie ścigał żadnego wampira z taką determinacją.  Był już prawie na emeryturze, był, bo ktoś przebudził z wiecznego snu, ostatniego Lorda. Tym kimś był jego najlepszy przyjaciel, brat za czasów szkolnych Sasuke.  Nie wiedział o tym, długo żył w nieświadomości, za to jego żona, wiedziała doskonale.  To wszystko mógł znieść, wreszcie był łowcą, liczył się z tym, że on się pojawi. Wiedział nawet, że Sakura nigdy nie przestała kochać Sasuke, ich związek to była papierowa fikcja.  Nie mógł tylko wybaczyć jej tego, że pozwoliła mu.. Ugryź Mayu w dniu jej narodzin, zostawiając blizny od kłów- blizny które nigdy nie zejdą, będą jej przeklętą pieczęcią. I mimo że rada starała się znaleźć lekarstwo, nawet śmierć niczego nie zmieni, chyba że udałoby mu się zabić Orochimaru, a pierwsza kropla jego krwi, musiałaby spaść na jej szyję.  
 Zagryzł dolną wargę czując narastającą frustrację. Codziennie bił się z myślami, ze swoją naiwnością, która przysłoniła mu świat. Mógł wtedy nie usiąść obok niego, nie musiał mu podawać ręki. Gdyby tego nie zrobił, może jego życie nie potoczyło się tak dramatycznie.
-Wreszcie się zjawił. Ostatni potomek, wielkiego  rodu łowców. Uzumaki Naruto.- beznamiętny głos, przesiąknięty śmiercią odezwał się nagle zza drzew, wyrywając go z przemyśleń.
-Orochimaru. -stwierdził po zatrzymaniu się przed nim. Czuł jak gniew wzbiera w jego żyłach.
 Blady, szczupły do granic możliwości, jeszcze wyczerpany regeneracją, którą musiał przejść po otworzeniu powiek.  W swoim czarnym płaszczu, lśniącym wraz z gwiazdami, oczy w kolorze martwej zieleni pobłyskiwały spokojnie, spoglądając na niego z małym rozbawieniem. Obok niego niższy siwowłosy okularnik, z poddańczym uśmiechem, posiadającym na sobie stare ciuchy, kilkakrotnie cerowane, w dłoniach trzymał czarną księgę wraz z nożem lekarskim.  Skierował wzrok trochę dalej w lewą stronę, gdzie wyłaniała się czarna sylwetka.   Kruczowłosy uśmiechał się zwycięsko, trzymając na rękach, osobę która ich połączyła. Różowowłosa zwisała nieprzytomnie, ubrana w kusą sukienkę, poplamioną krwią. Zmarszczył brwi, zastanawiając się co mogło być powodem porwania akurat jej. 
- Zastanawiasz się dlaczego ona?- czarnowłosy spojrzał się za nim, na parę za sobą, czując dreszcz ekscytacji. -Ona ma cenną krew. A ja jej potrzebuje, tylko jest problem. Sasuke nie lubi się nią dzielić. Sam rozumiesz, jest tak smaczna.
-Nie ważne. I tak cię zabiję.- mruknął pod nosem, czując jak wzbiera mu się na wymioty, nie sądził, że będzie musiał ją zabić.
-Tak, tak. Przecież mam do czynienia z Uzumakim, Twój ojciec też tak gadał przed śmiercią. Jak widać nie udało mu się. -uśmiechnął się chłodno, klaszcząc w dłonie.- Będę na ciebie czekał, jednak pierw pokonaj swojego przyjaciela. 
-Co?
 Spojrzał na niego zaskoczony, chciał zrobić krok, jednak przed nim pojawił się Sasuke, zaś Orochimaru ze swoim poplecznikiem zniknął w kłębach nietoperzy.
- Złaź mi z drogi! -warknął oschle odskakując do tyłu.- Jeszcze nie jest pora na nasz pojedynek Sasuke!
-I kto to mówi?
-Zamknij się!

" Zwykłe liceum, tak przynajmniej mu się wydawało, gdy stanął przed drzwiami. Z poprzednich go wyrzucono, westchnął ciężko, przekraczając próg. Miał ochotę uciec już teraz, sam nie wiedział, czemu próbuje jeszcze raz, może dlatego by nie zobaczyć zawodu w oczach własnego ojca.  Skierował się do sali, modląc się o jakąś fajną klasę. Chciał wreszcie mieć przyjaciół, normalnych, niezwiązanych z wampirami i tym całym interesem, czasami nienawidził pracy własnego taty.  Otworzył drzwi  nabierając powietrza.  Rozejrzał się po twarzach,  ludzie wyglądali sympatycznie, nie miał odruchów obronnych, a to już było coś.  Zobaczył go siedzącego przy oknie, zamknięty we własnej przestrzeni. Dziewczyna za nim, wpatrzona w jego plecy, z tym błagalnych spojrzeniem by się odwrócił. Podszedł żwawo do niego, uśmiechając się szeroko.
-Cześć! Jestem Uzumaki Naruto, nowy w tej szkole, mogę się przysiąść?
W klasie zapanowała cisza, jakby powiedział coś co wyłamywało się z tabu, speszony  zaczął głaskać się po głowie, dziewczyna za kruczowłosym, przyglądała mu się  ciekawością mieszaną z chęcią mordu.  Chyba kontakt z tym chłopakiem był w rodzaju sacrum.
-Uchiha Sasuke.. Siadaj.- czarny uśmiechnął się lekko, podając mu dłoń."

-Nie chce z tobą walczyć!
-A ja chcę.  Marzyłem o tym od pierwszego dnia w którym się poznaliśmy!- postawił dziewczynę na ziemi, czekając aż otworzy oczy.
-Naruto... Zabij mnie...- jęknęła obolała, łapiąc się za skronie.
Przełknął z trudem ślinę, wiedział że musi to zrobić, ale nie był pewny czy chce.  Spoglądał to na nią, to na zwycięski uśmiech przyjaciela. Nawet koszmary wydawały mu się w tej chwili kolorowymi snami.  Wyciągnął przed siebie rękę trzymając swój zaufany pistolet "Rasengan".
-Zabijesz własną żonę?- spojrzał na niego zaskoczony.
-Heh, nie mam wielkiego wyboru. Zresztą i tak nam się nie powodziło.- wzruszył ramionami, zbywając gorycz, głupiutkim uśmiechem.
 Strzelił, pojedynczy strzał idealnie wcelował w jej serce, przemieniając ją w zwyczajny piach, migoczący w rytmie nieboskłonu.
-Idioto! Jak mogłeś to zrobić?!
-Jestem łowcą, to mój obowiązek.
-Ale to była twoja żona! Nie kochałeś jej?

"Walentynki... Dzień zakochanych, wreszcie okazja by wyznać komuś uczucie. Tego dnia nie musiał się wstydzić, wiedział że jak co roku odmówi przyjęcia jego czekoladek, ale wreszcie są na studiach.  Wydoroślał przez te lata, widział jak się zmienia z każdym rokiem, jak usycha  miłości do Sasuke. Może tym razem los okaże się łaskawy.
 Zatrzymał się przed bramami uczelni, czekał cierpliwie aż wyjdzie i jak zwykle zacznie mu marudzić, że jest duża i nie potrzebuje ochroniarza.
-Naruto? Co ty tutaj robisz?- podeszła do niego zapłakana, choć próbowała to ukryć toną makijażu.
-Znowu cię odrzucił?- westchnął cicho, wstydząc się za swojego najlepszego przyjaciela.
-Nie.. Nie wysłałam mu walentynki jeszcze...  Było mi smutno bo na uczelni dziewczyny opowiadały sobie  miłosne historie, a ja mogłam tylko wspominać o tej miłości do ideału, który nie zwraca na mnie uwagi.- uśmiechnęła się łagodnie, przytulając się do niego.- Dziękuję.
-Sakura... Będziesz moją walentynką?"

-
Kiedyś tak. Teraz jednak kocham Hinatę.- naładował pistolet kolejnym nabojem, spoglądając na niego zmieszany.
-Nadal nie wierzysz że musisz ze mną walczyć?- prychnął pogardliwie, wyciągając katanę.- Walcz!
Westchnął głośno, wpatrując się na wspomnienie dawnego szczęścia.  Musiał tylko zwolnić spust i pozwolić by resztę załatwił ten mały pocisk, wróci do domu, przytuli je i powie im jak bardzo je kocha, poślubi wreszcie Hinatę. Będą mieli dziecko, nazwie je Sasuke gdy będzie to chłopiec,  a jak dziewczynka to może Kushina? A może Sakura? Bo w gruncie rzeczy wiśnie są śliczne. 
 Zwolnił spust, czując jak całe ciało mu drętwieje, spuścił wzrok na brzuch, w którym widniała katana, skierował go w czarne tęczówki przed sobą, krew chlapnęła go po twarzy, słyszał jak się krztusi, by po chwili przemienić się w piach. Upadł na ziemie, trzymając ręce na mieczu. 
-Wybacz mi Mayu, chyba jednak nie będziesz miała rodzeństwa...- szepnął pod nosem, zamykając powoli powieki.
-NARUTO!!- głośny krzyk przerwał mętną ciszę, budząc okoliczne ptaki ze snu. Brunet podbiegł do ciała blondyna, sprawdzając mu puls.-Nie żyje..- odwrócił głowę w stronę reszty towarzyszy.
-Biedna Mayu.. Jednej nocy straciła oboje rodziców..

Rozdział 1


Poranek, przywitał mieszkańców miasta ciepłymi promieniami słońca, jakby chciało odgonić jesień. Kolejny wrzesień, puka do drzwi uczniów, zmuszając ich do zmierzania się z ogromem materiału.  W domu Inuzuka, od rana trwało zamieszanie, kobieta weszła do pokoju córki, potrząsając ją delikatnie.

-Mayu! Mayu wstawaj! Czas do szkoły!

-Yyyyyyhhh... Jeszcze 5 minut.- jęknęła zaspana, chowając się pod kołdrę.

-Za 10 minut podjedzie autobus..

 Kobieta wstała, zdejmując z niej siłą nakrycie. Zaskoczona nastolatka wyskoczyła z łóżka, jak oparzona, spoglądając na obiekt złości.

-Mamo! Jak mogłaś! Po co mam chodzić do szkoły? Tam jest nudno...- naburmuszona,podeszła do swojej szafki, wyciągając bieliznę.

-Żebyś miała coś w tej głowie! Twój ojciec by tego chciał!

-Wiem.. Tata,zawsze mówił, że trzeba iść do przodu, nie spoglądając w tył, ale... Chciałabym żeby wrócił!- zacisnęła powieki, powstrzymując się od szlochu.

-Mayu...- kobieta westchnęła podchodząc do niej, objęła ją, gładząc po głowie.-  Jest z Tobą, każdego dnia, dopóki masz go w sercu.  Jestem przekonana, że czuwa nad nami.
-Yhy.- wtuliłasię w nią, zapominając o czasie, który jej został na przyszykowanie się.

-Hinata! –męski głos odezwał się z głębi domu, przywracając je do porządku.

-Idę się ubrać. To wreszcie kolejny rok szkolny w liceum.- wystawiła język, w geście mdłości, unikając ciosu poduszką.

-Jest zupełnie jak on. Naruto,  jesteś z niej dumny?-uśmiechnęła się do siebie,  kierując się do kuchni.

-Mamo!! Zrobiłaś mi drugie śniadanie?- chłopak, wszedł do domu, wraz z kudłatym przyjacielem.

-Nagato, już wróciłeś ze spaceru?- zaśmiała się cicho, widząc, jak oboje stoją w przed pokoju z wybrudzonymi nogami.-Lepiej, żeby was Kiba nie widział.

-Że kogo niby mam nie wi... AKAMARU! NAGATO! Co to ma być?! Dlaczego Hinata mamy biały dywan w domu?!- zrozpaczony brunet, spoglądał na wszystkich po kolei.

-Bo wiesz tato..Była taka sprawa, że... Yashik... – chłopak zaczął mętnie tłumaczyć, póki nie ujrzał kątem oka, swojej siostry.- Patrz! Mayu ma za krótką spódniczkę do szkoły!!!

 W mig ulotnił się z miejsca zbrodni,robiąc miejsce nowemu przesłuchiwaniu.

Dziewczyna się tylko uśmiechnęła, zabierając swoje śniadanie do torby, pokazując na zegarek,wybiegła z domu prosto do autobusu.

-Kolejny dzień, z życia Mayu I. , przeklęty Nagato, co on sobie wyobraża?!  Porachuje mu kości, jak tylko wrócę dodomu.- mruknęła pod nosem, zakładając słuchawki na uszy.


 Od tamtej nocy minęło 11 lat, w życiu spadkobiercy „rasengana”, wiele się zmieniło, zaczynając od rodziny, kończąc na mieście.  Nie mogła już dłużej, żyć miasteczku Konoha, gdzie każdy znał jej nazwisko, i kojarzył przeszłość jej przodków. Początkowo wychowywana przez dziadków, trafiła pod opiekę Hinaty i Kiby, którzy mieli zapewnić jej przyszłość, bezpieczną, bez skazy, do rodzinnego ogniska przygarnięto również sierotę Nagato, którego  poznała na ulicy. Wydawało się, że przeszłość już nigdy nie powróci.Każdy bynajmniej o tym po cichu marzył.


Wyszła z autobusu, kierując się powoli w stronę głównego budynku. Czuła na sobie wzrok kilku osób. Opiekunowie, strzegący ją od momentu, gdy wychodzi z domu. Kiedyś drażniło ją to, ale gdy przeżyła atak wampirów, zgodziła się na wszystko, by zdobyć choć namiastkę normalnego życia. Wystarczyło, tylko zapomnieć.

-Mayu!!  Jak ty to robisz, że masz taką figurę?! Jak zwykle seksowna!- blondynka podskoczyła do niej, przytulając przyjaźnie.

-Nie wiem Ino,naprawdę nie wiem. Jem, śpię, dokuczam bratu. Chyba to co robi każda nastolatka..

-Niet! Nie uprawiasz seksu!

-... Nie uważam to za coś, czym należy się chwalić.  Nie żebym była przywiązana do dziewictwa, ale jak już mam je tracić, to z kimś tego godnym.- prychnęła pogardliwie, siadając w swojej ławce.

-No tak...-dziewczyna westchnęła, idąc do swoje ławki.

 Do klasy wszedł siwowłosy mężczyzna, z blizną przecinającą jego lewe oko. Uśmiechnął się promienie, opierając się o biurko.

-Witajcie w nowym roku szkolnym, jak widzicie, znowu klasa się wymieszała, mam nadzieje, że obejdzie się bez burt. Naprawdę mam dość wysłuchiwania jęków dyrektora na was.  Ach, żebym nie zapomniał macie nowego ucznia, dopiero co się tutaj przeprowadził, więc proszę bądźcie dla niego koleżeńscy.- Spojrzał się na drzwi, z których wszedł brunet, o czarnych oczach.

 Wszystkie dziewczyny zapiszczały chóralnie, poza Mayu, która obserwowała każdy jego ruch, czując niepokojący ból w klatce piersiowej.

-Witam, nazywam się Kei Uchiha...

Rozdział 2

Siedziała sparaliżowana w ławce, zastanawiając się co ma teraz zrobić. Serce nabrało niebywałej prędkości, jakby chciało uciec od zaistniałej sytuacji.  Zacisnęła pięści, spuszczając głowę, nie chciała nawiązać kontaktu wzrokowego z nowym kolegą z klasy, jednak czuła jego spojrzenie na sobie. Przełknęła ślinę, modląc się o rozpoczęcie zajęć.

-No skoro już wszystko wiemy, to możemy zaczynać.- profesor klasnął w dłonie,  dając sygnał na otwarcie podręczników.


***


-Ej Mayu, nie uważasz, że Kei jest boski? To cud, że trafił nam się taki przystojniak!- Ino zaszczebiotała wesoło, siadając naprzeciw niej w stołówce.

-Czy ja wiem, jest jak każdy inny...-mruknęła cicho, próbując zejść na inny temat.- No, ale sprawdzian  biologii będzie trudny, ostatnio dopiekliśmy profesorowi.

-Oj Mayu, czy ty umiesz gadać o czymkolwiek innym niż nauka?

-Oczywiście, że umiem! Ale Kei mnie nie interesuje.

-No tak zapomniałam. Musisz się spytać o zgodę rodziców, zanim zaczniesz  z nim rozmawiać.- uśmiechnęła się sarkastycznie, kręcąc głową w niedowierzaniu.

Nie skomentowała tego, nie miała siły, na wykłócanie się z teoriami zakochanych szczeniaków. Odpowiedziała tylko wymuszonym uśmiechem, wychodząc z sali, z piekącym bólem w sercu, szybko skierowała swoje kroki na dach szkolny, pragnąc by ten dzień się zakończył. Otworzyła drzwi,  rozkoszując się ciszą, jej własny azyl. Miejsce gdzie może usiąść, pomyśleć, a co najważniejsze porozmawiać z ojcem.

-Tato... Sama nie wiem co mam robić. To wszystko mnie przerasta! Dlaczego tak musiało się stać?! Dlaczego musiałeś zginąć.  Przeklęta matka, mogła nas już zostawić! Bez niej wszystko było dużo lepsze!- opadła pod kominem, podkurczając nogi do siebie. Chlipała do nich,  próbując dostosować głos do warunków, nie chciała wyjść na większą wariatkę niż jest.


„-Mayu! Chodź pójdziemy na wieczorny spacerek!- blondyn uśmiechnął się promienie, wyciągając do niej ręce.

-Tatusiu!- wtuliła się w niego, śmiejąc się wesoło.- A pójdziemy na plaże?

-Oczywiście! Tam gdzie doniosą nas nogi! Mamy zdrowiutkie, to zajdziemy daleko!

Szli za ręce, pogwizdując melodyjkę z wieczorynki.  Ona roześmiana, ściskająca dłoń ojca, on wpatrzony w nią, jakby bał się, że zaraz zniknie. Gdy doszli wreszcie na plaże, usiedli przy brzegu, zanurzając stopy w morskich falach.

-Tęsknisz za mamusią?- spojrzała się na niego zaniepokojona, czując dziwny lęk w sercu.

-Nie.

-A czujesz się samotny?

-Nie. Nigdy nie będę tęsknił, bał się, czy czuł się samotny dopóki ty jesteś ze mną.- przytulił ją do siebie, cmokając w czoło.

-A tęsknisz za kimś?

-Czasem tęsknie za Sasuke Uchiha, ale on już nie wróci, nasza przyjaźń  przegrała. – uśmiechnął się smutno, jeszcze mocniej ją obejmując.”


-Tatusiu... Jestem samotna... – jęknęła pod nosem, podnosząc wzrok ku niebu.- Chce żebyś wrócił...

 Dźwignęła się z podłogi, podchodząc do  innej części kominka.  Wyciągnęła z niego pudełko, otworzyła je,  przykładając sobie skrzypce do ramienia.  Uśmiechnęła się pod nosem,  rozpoczynając „Ave Maria”, pozwoliła by palce same kierowały grą, wsłuchiwała się w melodie, zapominając o  miejscu, w którym się znajduje. Odpływała do swojego świata, gdzie wciąż żył Naruto, a ona nie musiała walczyć o przeżycie.

 Gdy skończyła grać, otworzyła powoli oczy, wypuszczając z siebie powietrze, na raz usłyszała oklaski. Zdumiona, odskoczyła mimowolnie w tył, przyglądając się chłopakowi, który spoglądał na nią z podziwem.

-To było niesamowite! Nigdy jeszcze nie słyszałem, tak pięknego wykonania! Ty jesteś pewnie z mojej klasy? Kei, a ty?- podszedł do niej ze swoim triumfalnym uśmiechem, wyciągając dłoń.

-Mayu Inuzuka.- mruknęła ozięble, chowając skrzypce do futerału.- Wolałabym nie nawiązywać głębszej relacji niż „cześć”. Nie zrozum mnie źle, ale nie interesuje mnie pozycja tymczasowej zdobyczy playboya.

Minęła go szybkim, krokiem, mając nadzieje, że do końca dnia, już go nie spotka.  Nie mogła uwierzyć, że przyszedł do jej azylu, ale przecież nie mógł wiedzieć, że dach jest jej  i gdy gra nie należy tam wchodzić. Westchnęła zrezygnowana, wchodząc od klasy, wszyscy tylko spojrzeli zaskoczeni, widząc jak niesie swój instrument.

-Mayu zabierasz go do domu?- Ino podbiegła do niej, prawie na nią wpadając.

-Już tu nie będę grała. Mój azyl został naruszony, przez tego nowego. – odpowiedziała beznamiętnie, siadając na miejscu.- Próbował mnie poderwać. Gbur.

-Nie można zaprzeczyć, że jesteś ładna...- mruknęła  cicho, odchodząc na swoje miejsce.

-Mogę być nawet piękna, ale nie lubię wielbicieli.- szepnęła pod nosem, otwierając zeszyt.


Weszła do domu, odstawiając swoje rzeczy na pierwszy schodek. Uśmiechnęła się na widok Nagato, który namiętnie przełączał kanały w telewizji.  Usiadła obok niego, przytulając się od razu.

-Coś się stało?- spojrzał się na nią, wyłączać przy okazji odbiornik.

-Mamy nowego ucznia. Nie podoba mi się to.

-Nie rozumiem? Co jest złego w nowym?

-Że ma na nazwisko Uchiha.

-To faktycznie nie ciekawie. - poklepał ją po głowie, obejmując ją delikatnie.- Rodziców nie ma.

-A gdzie są?

-Na zakupach. Idą ci kupić coś do pracy.

-Jakiej pracy?!

-No w burdelu!- zaśmiał się głośno, robiąc się czerwony na twarzy.

Czuła tylko jak powieka jej drga, a każdy mięsień woła o pomstę do nieba. Powstrzymała się jednak, rozkoszując się ciepłem oblewającym jej ciało, czuła jak ogarnia ją nieokreślona radość, którą okazywała przez swój spazmatyczny śmiech. Leżeli więc oboje wtuleni w siebie, śmiejąc się do swoich ramion.

-Już jesteśmy!

Hinata z Kibą weszli do salonu, wpatrując się  w nich z niedowierzaniem, westchnęli z rezygnacją udając się do kuchni. Nie mieli szans ich przekrzyczeć, a cieszyli się widząc, że tak się świetnie dogadują, choć czasem bali się, czy relacje brat-siostra, nie zostaną zastąpione czymś większym. Mimo wszystko nie byli rodzeństwem z krwi.

Po kilku minutach, do kuchni weszła czerwona dziewczyna, trzymając się z brzuch, oparła się o futrynę, nabierając powietrza.

-Mamy nowego ucznia w szkole, nazywa się Kei Uchiha.- wydusiła z siebie na jednym wdechu.

Po chwili usłyszała trzask pękających naczyń, gdy podniosła wzrok na rodziców, ujrzała pobladłe oblicza, spoglądające na siebie z niepewnością.

Rozdział 3

-Coś nie tak?- spojrzała na nich zdumiona, podchodząc do kobiety.

-Wszystko w porządku, tylko że nie spodziewaliśmy się tego.  Mamy złe wspomnienia związane z tym nazwiskiem. Mogłabyś, nie zadawać się z tym chłopcem?- Hinata usiadła przy stole, próbując uśmiechnąć się łagodnie, jednak wychodził jej tylko grymas bólu.

-Oczywiście. Będę się trzymała od niego z daleka, zresztą i tak nie przypadł mi do gustu.- wzruszyła ramionami, obserwując dokładnie Kibę.

-Pojadę do niego. Musimy to wyjaśnić.

-Daj spokój, nie o tej porze! Jutro pojedziemy, w sumie nie wiemy gdzie mieszka, więc nie śpiesz się tak. Na pewno jest sensowne wyjaśnienie tego, poczekaj.

-Jak mam czekać?! Tu chodzi o życie Mayu!- walnął otwartymi dłońmi w blat stołu, zgrzytając zębami.

-Jeśli chodzi o mnie, to nie zbawi mnie jeden dzień czekania na tą rozmowę, więc póki co idę spać. Dobranoc.- ucałowała ich w policzki, wychodząc z kuchni.

-Kiba! Nie powinieneś tak wybuchać przy niej, pewnie nadal w pamięci ma ten atak wampirów na jej osobę.- kobieta odparła zaniepokojona, odprowadzając wzrokiem dziewczynę.

 -Nagato idź spać!- dziewczyna ponagliła swojego brata, który wciąż wylegiwał się na sofie, przeglądając prasę.

-Już, już siorka.- mruknął beznamiętnie, zwlekając się powoli.

 Weszła do swojego pokoju, zasłaniając od razu żaluzję, prawie nigdy ich nie odsłania gdy jest w domu, kwestia bezpieczeństwa, jak mawiają jej opiekuni.  Ona sama zaś nie była przekonana by takie osłony miały ją ochronić przed atakami nadludzkich istot.  Nikt dokładnie nie wiedział jak przeżyła, jako człowiek nie powinna mieć szans na ucieczkę, ona zaś skręcona z bólu wyczuła zbliżające się niebezpieczeństwo. Nie miała jednak odwagi nikomu o tym powiedzieć, pamiętała jeszcze dni, w których ją badano w obecności ojca, jak bardzo ją to bolało, ale wtedy za rękę trzymał ją Naruto, tym razem będzie zdana na siebie.

 Opadła na łóżko, nie wiedząc co ma dalej robić. Nie znosiła gdy rozmowy w domu przechodziły na jej temat. Gdy uwaga wszystkich wokół była na jej osobie.  Wtedy dochodziło do sprzeczek i nie potrzebnego ochłodzenia się atmosfery.  Westchnęła cicho, przymykając oczy.


„Szedł za nią, trzymając w ręku jej ulubionego pluszaka, na głowie miał swój egzotyczny kapelusz,  który budził drwinę u mijanych ludzi. On zaś z uśmiechem na twarzy szedł na przód, nucąc pod nosem ulubioną piosenkę. Zatrzymała się raptownie, odwracając się do niego.
-Tatusiu! Dlaczego ludzie się tak uśmiechają na nasz widok?- tupnęła zbulwersowana nóżką, zakładając ręce na biodra.
-Bo jesteśmy jak słońce, rozświetlamy ich mrok.- zaśmiał się cicho, głaszcząc ją po główce.- Nie przejmuj się, ludzie tacy są. Niektórzy powiedzą ci że twój ojciec to idiota, a inni że jest bohaterem. Komu uwierzysz?
-Nikomu. Tatuś, to tatuś!
-Nasze osądy są najważniejsze, zawsze kieruj się sercem, choćbyś miała tym zranić najbliższych.
-Tatuś jest bardzo mądry prawda?
-Nie. Twoja mama była mądra, ja jestem tylko doświadczony życiowo.
Uśmiechnął się promienie, przykładając swój nos do jej.”


-Tęsknie za tobą… Jestem ciekawa co byś mi teraz powiedział. Może że mam iść spać?- uśmiechnęła się pod nosem, przykrywając się kołdrą.- Dobranoc tatusiu.


***


Poranek powitał ich stukiem kropel deszczu o szybę. Dziewczyna przetarła oczy, nie wierząc w to co widzi. Przed jej oczami stał Akamaru cały obłocony, z wywieszonym językiem, czekający tylko na możliwość wskoczenia na łóżko. Przełknęła głośno ślinę, nie widząc możliwości uniku, skoro pies już zauważył jej przytomność.

-Akamaru zostań! Nie wolno!

 Pies jednak kompletnie ją zignorował, wskakując na nią, prawie ją przy tym zgniatając. Położył się wygodnie na jej nogach, wystawiając tylko głowę do pieszczot.

-Pięknie. To chyba nie będzie udany dzień.- mruknęła pod nosem, drapiąc go po głowie.

Leżała tak jeszcze chwilę, zanim budzik nie zasygnalizował ostatniego momentu by wstać i przyszykować się do szkoły.  Westchnęła ciężko, próbując wydostać się z uścisku puchatego przyjaciela, jednak opornie jej to szło. Zrezygnowana nabrała głębokiego wdechu, by zawołać pomoc.

-Nagato pomóż mi!!!- wydarła się najgłośniej jak tylko potrafiła, czekając aż ktoś łaskawie się zjawi w jej pokoju.


***


-Kei wstawaj, czas do szkoły.- wysoki brunet wszedł do pokoju, podciągając żaluzję. Zaraz po nim do pomieszczenia wkradł się czarny kot o białych łapkach. Wskoczył zwinie na łóżko, kładąc się tuż obok twarzy chłopca.- Kei, spóźnisz się do szkoły!

Mężczyzna potrząsnął nim, zastanawiając się jakiego argumentu użyć by jego syn przebudził się z ukochanej krainy snu. Podszedł do szafki, włączając zagraniczny pop, którego chłopak wprost nie cierpiał. Na reakcje nie można było długo czekać, Kei jak oparzony wyskoczył z łóżka, rzucając się szaleńczo na magnetowid.

-Ubierz się i zejdź na śniadanie.- Itachi poklepał go po ramieniu, wychodząc z pokoju ze zwycięskim uśmiechem.

-Dzięki staruszku…- wytknął mu język,  próbując utrzymać pion.

Zwrócił się ku oknie, wpatrując się na wodospad na szybie. Zniechęcony wyszedł, kierując swoje kroki do łazienki.

Rozdział 4

Chwycił za swoje bento, spoglądając na mamę, która jak gdyby nic czytała gazetę, jedząc powoli swoje śniadanie. Skrzywił się, czując wzmagający się w nim sprzeciw. Wolałby zostać w domu, niż iść do szkoły, gdzie będzie na językach wszystkich osób. Zazgrzytał zębami, słysząc trąbienie dochodzące z podjazdu.

- Już idę! Wychodzę mamo. - Krzyknął w biegu, chwytając za swoją skórzaną kurtkę.

- Powodzenia w szkole Kei. - Odpowiedziała łagodnie, przewracając stronę.

Wsiadł do samochodu zapinając pasy, spojrzał się ukradkiem na ojca, który ze spokojnym wyrazem twarzy ruszył w stronę jego męki. Oparł głowę o okno, wpatrując się beznamiętnie w mijane otoczenie, wszystko wyglądało tak samo nudno. Dorośli, tak jak i młodzież, zmierzający do celu wędrówki, by zasiąść na krześle i zapomnieć o życiu. Nie znosił tej bezczynności, tego zakłamania, nawet jego właśni rodzice zdawali się zapominać o tym, co to znaczy żyć.  Westchnął ciężko, poprawiając się nieznacznie.

- Lubisz swoją nową klasę? - Itachi odezwał się nagle, nawet się na niego nie oglądając.

- Nie wiem czy ich lubię. Są mi obojętni. Choć jest dziewczyna, która mnie intryguje.

- Hm? Naprawdę? No, no. Kto by się spodziewał, że wielki Kei, może być czymś zaciekawiony. - Zaśmiał się pod nosem, zatrzymując się niedaleko szkoły. - Miłego dnia. Nie rozrabiaj za bardzo.

- Na razie. Wrócę sam. - Odpowiedział poirytowany, wysiadając z samochodu.

- Ech, nigdy się nie zmieni. - Pokręcił głową, zawracając.


***


Weszła do klasy, spoglądając na swoich znajomych, którzy zdążyli zebrać się w kółko wzajemnej adoracji, dyskutując o czymś żarliwie. Podeszła do nich jak gdyby nic, chwytając Ino za ramię, ta zaskoczona odskoczyła na bok. Gdy zorientowała się, kto ją pochwycił, odetchnęła z ulgą, uśmiechając się radośnie.

- Mayu! Nie uwierzysz! W ten weekend będzie impreza na starym poligonie.  Wejściówki kosztują tylko 400 yenów! Będą studenci! W ogóle pełno przystojniaków. - Zapiszczała, zamykając się w świecie swojej wyobraźni.

- Ja nie idę. Nie mam czasu. - Odparła  cierpko, siadając na swoim miejscu.

- Jeśli chodzi o Nagato, to może go po prostu zabierz ze sobą? - Wysoki szatyn spojrzał się na nią pytająco, jakby oczekiwał pozytywnej odpowiedzi.

- Nagato jest za młody na takie imprezy. Zresztą, on sam na weekend zaprasza swoich przyjaciół, więc będę musiała go przypilnować. - Wzruszyła ramionami, wyciągając zeszyty.

- Ty po prostu nie chcesz się bawić, prawda? - Kei podszedł do niej z zadziornym uśmiechem.

Spojrzała się na niego, jej twarz nie wyrażała żadnej emocji, jednak wzrok był pełen gniewu. Chłopak niewzruszony stał przed nią, nachylając się w jej stronę. W tym momencie ciało dziewczyny zareagowało automatycznie, jej prawa ręka z całej siły wymierzyła mu cios w policzek. Chłopak stracił równowagę i z impetem wpadł na inne ławki. Wszyscy zaskoczeni tą sytuacją spojrzeli się na nich. Z kolei zdyszana Mayu, wpatrywała się w niego nie pojmując co się właśnie stało. Już chciała coś powiedzieć, gdy do klasy wszedł nauczyciel, nakazując wszystkim zasiąść na swoich miejscach.


***


 Po lekcjach usiadła na murku przy szkole, wpatrując się w wychodzących z niej uczniów. Nie rozumiała, dlaczego jej ciało tak zareagowało. Prawdą jest to, że Kei doprowadzał ją do nerwicy, ale żeby od razu go uderzyć? Westchnęła ciężko, czując oskarżycielskie spojrzenia reszty klasy. Nie minęło dużo czasu, a Kei stał się ich ulubieńcem, w przeciwieństwie do niej. Podniosła lekko głowę do góry, gdy poczuła, że ktoś siada obok niej. Zwróciła wzrok w tym kierunku, przyglądając się brunetowi, który jak gdyby nic spoglądał na boiska.

- Twoi rodzice pewnie nie przepadają za moją rodziną prawda?

- Powiedzieli, że mam się do ciebie nie zbliżać…

- Nie nurtuje cię to?

- Nie. A powinno?

- Heh, dziwna jesteś. Od zawsze mieszkaliśmy w Kioto, gdy nagle ojciec postanowił się tutaj przeprowadzić. Wiem, że tutaj kiedyś była siedziba jego firmy, ale oddział został zamknięty, więc po co? W dodatku wczoraj odebrał telefon i powiedział, żebym ograniczał z tobą kontakty… No nie wiem jak ty, ale ja chcę się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi.

- Jesteś tylko głupim nastolatkiem. - Mruknęła cicho podnosząc się. - W każdym razie przepraszam za wcześniej.

- Mogę to uznać za cud? Pewnie nie często pada takie słowo z twoich ust. - Uśmiechnął się kpiąco, chwytając ją za rękę.

- Puszczaj. - Warknęła cicho, próbując się od niego odsunąć.

- Ty coś wiesz… Też chcę wiedzieć.

- Wal się! Pytaj się swojego ojca, a nie mnie! Nienawidzę ciebie i całej twojej rodziny!

Wyrwała mu się, automatycznie uciekając w stronę parku. Czuła jak serce jej przyśpiesza, a ciało z każdym krokiem słabnie. Gdy dobiegła do fontanny zatrzymała się zdyszana. Próbowała chwycić oddech, ale z jej gardła wydostawało się tylko dziwne charczenie. Padła na ławkę, zakrywając twarz dłońmi. Miała dość.


„- Mnie możesz nie chcieć widzieć, możesz mnie nawet nienawidzić, ale do licha ciężkiego! To dziecko nie jest niczemu winne! Dlaczego ją tak traktujesz? Sprawia ci to przyjemność? SAKURA! Odpowiedz do cholery! - Głos blondyna rozbrzmiał w całym domu, budząc ją ze snu.
- Nie rozumiem o co ci chodzi Naruto. Zajmij się lepiej swoimi potworami. – Usłyszała chłodny głos Sakury, tuż obok jej pokoju, budząc w niej strach.
- To twoja córka. Chcesz mi powiedzieć, że przekładasz chore wizje odnalezienia zdrowego Sasuke nad nią?
- Sasuke żyje! Jesteś jego przyjacielem! Może powinieneś go poszukać?
- Nie będę szukał potwora, mam ważniejsze sprawy do roboty.
- Słucham? Potwora? Chyba oszalałeś! On nie jest potworem! Nie masz dowodów!
- SAKURA WIDZIELI GO! On nie jest już człowiekiem.
- Mam dość! Nie rozumiem czemu za ciebie wyszłam! Pewnie z litości! Jesteś tak żałosny, że szkoda słów! Wyprowadzam się!
- A co z Mayu?
- Weź ją sobie! Nie potrzebuje jej. Jest tylko pasożytem.
- ZAMKNIJ SIĘ! JAK MOŻESZ TAK MÓWIĆ O WŁASNEJ CÓRCE?!
- To nie jest moje dziecko. Tylko twoje Naruto. Wybacz, ale idę się spakować.
- Mam nadzieję, że już się nie zobaczymy.
Po chwili drzwi uchyliły się, spojrzała z przerażeniem na postać ojca, który trzymał w dłoniach pluszowego misia. Uśmiechnął się łagodnie podchodząc do łóżka.
- Nie śpisz maleńka? Pewnie cię obudziłem? Przepraszam. Ale już będzie dobrze, zawsze będę cię chronił. Zawsze.
Cmoknął ją w czoło, przykrywając ją kołdrą. Czuła na czole jego ciepłą dłoń, która delikatnie ją głaskała by przywołać sen.”


- Tato… Gdzie jesteś w takich chwilach? - Westchnęła ciężko, przyglądając się dzieciom bawiącym się na placu zabaw.

Odkąd tylko się urodziła czuła dziwny lęk do swojej matki, który z czasem przerodził się w niechęć. Łatwiej jej było obwiniać rodzicielkę o los, który ją spotkał, niż siły wyższe. Gdyby tamtego dnia Naruto nie poszedł ratować swojego przyjaciela i jej matki, żyłby teraz razem z nią. Część niej nie chce dowiedzieć się prawdy, ale ta druga pragnie tego najbardziej na świecie.

Wstała gwałtownie, kierując się do domu.  Miała dość bruneta, który mieszał jej w głowie.  Odkąd go tylko zobaczyła, wiedziała że straci swój spokój. Nałożyła słuchawki na uszy, wsłuchując się w piosenkę Nirvany, tylko tyle jej zostało po ojcu - muzyka, która przepełniała jej serce. Instynktownie spojrzała na zegarek, który pokazywał szóstą po południu. Zagryzła wargi przyśpieszając kroku.


***


- Itachi… Możemy wiedzieć co ty tutaj robisz? O ile wiem umowa, którą podpisałeś mówiła, że nigdy się nie pojawisz w tym mieście. - Hinata zazgrzytała zębami, odsuwając od siebie filiżankę z herbatą.

- Zdaję sobie z tego sprawę, ale dostałem list… Musiałem wrócić. - Itachi odparł spokojnie, wyciągając z teczki kartkę papieru.

- List? - Kiba zaskoczony spojrzał się na niego, sięgając po kartkę.

- Tak i to nie od znajomego, od którego czeka się na wiadomość.

- Dlaczego przeprowadziłeś się tutaj z rodziną? Nie mogłeś przyjechać sam? Obecność Kei’a może źle wpłynąć na Mayu! - Brunetka spoglądała na niego wyzywająco, jakby oczekując z jego strony skruchy.

- Nie wiem nawet ile to zajmie. Nie chciałem się rozstawać z rodziną, zresztą jej nic bardziej nie zaszkodzi niż mój brat.

- Trafiłeś w samo sedno. Przez te wszystkie lata nie znaleźliśmy lekarstwa… - Szatyn spuścił wzrok, podpierając się na ręce. Był wyraźnie zrezygnowany obrotem wydarzeń.

- Ile zostało?

- Dwa lata… Jeśli do tego czasu nie znajdziemy lekarstwa Mayu stanie się wampirem… - Kobieta załkała cicho, ściskając papier w rękach.

- Jak myślisz, dlaczego twój brat ją ugryzł zaraz po jej narodzinach?

- Nie mam zielonego pojęcia. Ale według raportu starszych blizny Mayu działają jak alarm. Ostrzegają ją przed niebezpieczeństwem prawda?

- Tak, ale mimo wszystko zabroniliśmy jej wychodzić po zmroku. Nigdy nie wiadomo jaka wataha ją zaatakuje… - Wzruszył ramionami, popijając wino.

- Może Sasuke liczył, że do czasu jej pełnoletniości uda wam się znaleźć lekarstwo…

- Albo zabić Orochimaru… - Burknęła jadowicie, oddając mu list.

- I co mam robić?

- Wyjedź. To pułapka.  On definitywnie poluje na Kei’a. Stracił Sasuke, a teraz odkrył że jest jeszcze ktoś, kto może pomóc mu w zdobyciu świata. - Odparła twardo, sięgając po swoją herbatę. - Naprawdę myślałeś, że on się poddał?

- Nie, nigdy nawet przez myśl mi to nie przeszło, ale liczyłem, że da sobie spokój z klanem Uchiha…

- Nie żartuj! To nie jest ten typ osoby, która by odpuściła! Przez niego… Naruto nie żyje! A teraz jedyne co po nim zostało to Mayu, którą możemy stracić!

- Pomogę wam… Znajdę sposób na zabicie go.

- Najpierw znajdź jego kryjówkę.

- To może być trudne, prawda? - Zaśmiał się cicho, przeglądając swoje papiery. - Wiem, że mi nie ufacie i nie dziwię się. Mój brat przez dłuższy czas był wampirem, romansował z Sakurą, zniszczył jej małżeństwo, a potem pozbawił ich oboje życia. Ale ja nim nie jestem.

- To nie ma znaczenia. Po prostu nie chcemy mieć z tobą nic wspólnego.

- Rozumiem. Jednak naciskam na współpracę. Chcę dać mojemu synowi przyszłość. Normalną przyszłość.

- Hinata już za późno na cokolwiek. Musimy się zgodzić. Jeśli będziesz uparta możemy tego tylko żałować. Itachi ma rację, on nie jest Sasuke… - Kiba nachylił się ku niej, trzymając ją delikatnie za rękę.


„- Sasuke! Sasuke! Czekaj! - Biegł za swoim młodszym bratem trzymając plik dokumentów.
- Czego chcesz? - Zatrzymał się nagle, odwracając się w jego stronę. Był dziwnie blady i anemiczny. Nie zachowywał się normalnie.
- Czemu poprosiłeś ojca o kontrolowanie laboratorium? Nie mów, że znowu chcesz stworzyć jakąś super broń… - Zmieszany cofnął się nieznacznie, przyglądając mu się uważnie.
- To nie to. Broń zostawiam wojsku, chcę stworzyć szczepionkę uniwersalną, na wszystkie choroby świata… - Uśmiechnął się krzywo, pokazując swoje nienaturalnie ostre kły.
- Głupiejesz na starość czy jak? Przecież to niemożliwe, żeby stworzyć coś takiego.
- Dopóki nie spróbujemy, nie przekonamy się.
- Dobra nieważne, czemu chciałeś mieć do własnej dyspozycji Uzumaki Sakurę? Wiem, że kiedyś byliście znajomymi ze szkoły…
- Ale to było dawno? Ona ma podobny tok rozumowania jak ja. Jest idealna do tego. Nie martw się, nie mam zamiaru niszczyć jej szczęścia. - Zaśmiał się cicho, odchodząc w stronę laboratorium.
- Sasuke ty…”


- Zastanówcie się nad tym. Nie będę was do niczego zmuszał. - Wstał z miejsca, sięgając po swoją walizkę.

- Itachi, a jak miewa się Keiko? - Kiba wstał szybko, podchodząc do niego.

- Skąd ta nagła troska? - Spojrzał na niego zdumiony, odstawiając walizkę.

- Kiedy ją ostatnio widziałem…

- Nie wyglądała na zdrową? - Wtrącił się, uśmiechając się sceptycznie.

- Itachi przecież wiesz…

- Wiem, że Keiko była twoją pierwszą miłością. Nie martw się wszystko gra.

- To musiał być trudny okres dla niej…

- Nie powiem, że nie. Szczególnie, że ona zawsze traktowała Sasuke jest swojego młodszego brata, naprawdę chciała dla niego dobrze.

- Rozumiem. No nic, nie zatrzymuję cię, pewnie się śpieszysz do rodziny. Zadzwonimy i poinformujemy cię o wszystkim.

- Wolałbym list. Niech Mayu przekaże go Kei’owi. Tylko tak, by tego nie otworzył. Nie jest zadowolony z tego, że musiał się wyprowadzić. Wolałbym żeby nie wiedział o wampirach i innych stworzeniach.

- Myślisz, że telefon możesz mieć na podsłuchu?

- To całkiem prawdopodobne. Po co miałby mnie wzywać,  jeśli nie po to, żeby mnie kontrolować i znaleźć słaby punkt?

- Racja…

- Itachi… Pozdrów Keiko ode mnie. - Hinata wstała, podając mu rękę.

- Pozdrowię. - Odparł lekko ściskając jej dłoń.

Patrzyli jak wychodzi, przygnębiony, zamyślony, pozbawiony dawnej energii. Hinata ścisnęła pięści czując się winną temu wszystkiemu. Gdy Naruto jeszcze żył Itachi często był gościem w ich domu, doradzał mu i pokazywał różne dokumenty. Mieli w nim sojusznika, który tak jak i oni próbuje dogryźć się wampirom do zadków i dać ulgę miastu. Po tych wszystkich wydarzeniach, wszyscy przestali  ufać Itachi’emu, zapominając, że on sam też sporo przeszedł. Zdrada brata, anihilacja klanu, strata dziecka. Uchiha Itachi nie był już tym samym człowiekiem, jakim był kiedyś, może dlatego boją się mu zaufać? Człowiek, który nie ma już nic do stracenia chętniej rzuci się w stronę ciemności, niż ten który dostrzega światło.

Kiba westchnął, opadając na krzesło. Ciężko mu było z nim rozmawiać, bo to prowadziło do bolesnych wspomnień. Do dnia w którym poznał Keiko, gdy się w niej zakochał, a później dowiedział się, że jest związana z Uchihą. Nie cierpiał tej świadomości, tak samo jak tego, że jest słaby. Zawsze próbował się wymigiwać od misji, zostawiał wszystko Naruto. Teraz już nie mógł tego zrobić. Musiał strzec Mayu, musiał ją uratować, choć tyle powinien zrobić, aby po śmierci móc spotkać się ze starym przyjacielem.


***


Siedziała na sofie głaszcząc Akamaru, wpatrzona w migający ekran. Na jej twarzy wciąż widniał grymas niezadowolenia.  Nie mogła nic poradzić na to, że wciąż myślała o rozmowie z Kei’em. Irytował ją jego sposób bycia, to że próbował się do niej zbliżyć, poznać sekret jej rodziny, nawet ona nie miała odwagi pytać się o pewne sprawy. Kochała swój styl życia. Ten spokój witający ją każdego ranka. Miałaby to utracić w imię czego? Zaspokojenia jego ambicji? Nigdy.


„ - Mayu nie bądź taka, chodź. Zobaczysz będziemy się świetnie bawić. - Kucnął przy niej, chwytając w dłonie jej małe rączki.
Pokręciła przecząco głową, nie chciała iść w miejsce, którego nie znała. Bała się, nawet obecność taty nie dodawała jej otuchy.
- No chodź. Chcesz zostać w domu z ciocią Hinatą?
Ponownie zaprzeczyła wtulając się w niego. Nie chciała tego, definitywnie tego nie chciała.
- Ojej, to co ja biedny zrobię? Chyba po prostu wezmę cię na ręce i zabiorę ze sobą. - Zaśmiał się wesoło, podnosząc ją do góry.
Śmiała się razem z nim oglądając drzewa, czy też wyszukując pośród ich konarów wiewiórki. Nie wiedziała ile tak szli, ale w pewnym momencie ujrzała wielkie jezioro, nad którym znajdował się drewniany domek. Gdy weszli do środka zobaczyła na fotelu bruneta z kitką na głowie.
- Wujek Shikamalu!! - Krzyknęła wesoło, wyrywając się ojcu z rąk.
- O, jesteście wreszcie.”


- Ciekawe czy wujek wciąż ma ten domek? Chciałabym wrócić do tamtych czasów, gdy codzienność nie była taka męcząca. Nie było wtedy Kei’a, nie było szkoły. Był tata i ciocia Hinata, która miała zostać moją mamą, gdyby tylko ona podpisała papiery… Boże jak ja cię nienawidzę matko, dlaczego musiałaś zniszczyć nam życie?

- Siora co robisz? - Nagato wszedł do pokoju z paczką chipsów w dłoni.

- A ty znowu się trujesz na wieczór? - Spojrzała na niego z wyrzutem, wyłączając telewizor.

- Na coś trzeba umrzeć. - Uśmiechnął się kretyńsko, siadając obok niej.

- Coś się stało? - Spojrzała się na niego uważnie, sięgając po swoją szklankę wody.

- Dzisiaj rozmawiałem z Konan na osobności… Wyznałem jej co do niej czuję i dostałem pięknego kosza. Wiesz to nie tak, że się nie spodziewałem. Ślepy by zauważył, że czuje miętę do Yahiko, ale sądziłem… Nie sądziłem, że to może tak boleć.

- Miłość zawsze boli. Nieważne czy jest odwzajemniona czy też nie. Takie prawo życia. - Objęła go, gładząc go po plecach. - Damy radę Nagato.

Rozdział 5

Siedziała na strychu przeglądając stare rzeczy ojca. Były tu albumy ze zdjęciami, przy niektórych się zatrzymywała i z nostalgią wspominała te czasy, pełne radości i rodzinnego ciepła. Nie tęskniła za matką, wręcz jej nie cierpiała, za to co robiła z tatą. Widziała jak płakał, jak siedział załamany paląc papierosy. Wiedziała, że kiedyś musiał ją mocno kochać, uśmiechał się, ale to był odległy uśmiech. Nie lubiła tego, więc kiedy w ich życiu pojawiła się Hinata bardzo się ucieszyła. Ojciec znowu uśmiechał się szczerze, byli rodziną. Ktoś jednak postanowił jej to wszystko odebrać. Oczywiście, że o wszystko obwiniała matkę, gdyby nie ona wszystko mogło potoczyć się inaczej. Z drugiej jednak strony, gdyby rodzice się nie związali, jej by nie było.

Z ostatnich stron wypadło jedno zdjęcie. Podniosła je ze zdumieniem, nie poznając ludzi na nim, tylko ojca, który stał uśmiechnięty, obejmując jakąś kobietę. Była piękna. W rękach trzymała niemowlę, przyciskała je mocno do siebie, jakby to był największy skarb. Obok nich stał wysoki brunet z długimi spiętymi włosami. Uśmiechał się łagodnie, prawie niezauważanie, ale jego oczy wyrażały szczęście. Odwróciła je widząc napis „Uchiha”. Zaskoczona podniosła brwi, nie wiedząc co ma na ten temat myśleć.

Schowała je do kieszeni, decydując, że pokaże je Kei’owi, przecież był z tej rodziny i może coś wie. Wpakowała do kartonu albumy i zeszła na dół, gdzie Nagato bawił się z Akamaru, brunetka siedziała przy stole rozwiązując krzyżówki, zaś wujka nigdzie nie było.

- Wychodzę. - Powiedziała głośno, zakładając buty.

- Gdzie? - Kobieta spojrzała się na nią zaniepokojona, odkładając długopis.

- Na cmentarz, dawno nie odwiedzałam taty, ani dziadków. - Odparła spokojnie, uśmiechając się łagodnie.

- Ach, no tak…

- To idę!

Wyszła z domu, odczuwając ulgę. Odkąd powiedziała o nowym uczniu w szkole, atmosfera w tym miejscu była tak gęsta i cierpka, że mogła ją nożem kroić, a i tak pewnie by niczego nie oczyściła. Irytowało ją to, że nikt jej nic nie mówi, a im częściej wpadała w złość przez niewiedzę, tym częściej myślała o przyjęciu oferty Kei’a, żeby odszukać odpowiedzi w przeszłości ich rodzin.

Dotarła na cmentarz szybciej niż się spodziewała. Rozejrzała się pobieżnie po alejkach jednak nikogo nie zastała. Zaskoczyło ją to, bo zazwyczaj ludzie lubią przychodzić do miejsc, gdzie mogą porozmawiać ze swoimi bliskimi, którzy odeszli. Wzruszyła ramionami kierując się w dobrze znaną jej alejkę.

Przychodziła tu co jakiś czas, by porozmawiać ze zmarłymi, nawet jeśli oni nie potrafili jej odpowiedzieć. Nie chciała jednak zapomnieć o osobach tak dla niej ważnych. Poświęcili wiele, aby ona mogła żyć i cieszyć się życiem. Nie zamierzała tego zmarnować. Przystanęła przed białym marmurowym nagrobkiem, na którym został wyryty wizerunek anioła wyciągającego rękę. Uśmiechnęła się pogodnie, dotykając ręką płyty z nazwiskami najdroższych jej osób.


Uzumaki Naruto

Uzumaki Sakura

Jiraya Namikaze

Tsunade Namikaze


***


„Siedziała przed telewizorem oglądając przygody małego kotka, uśmiechała się wskazując na ekran, krzycząc „Miał”. Słyszała śmiech dorosłych, którzy siedzieli przy stole pałaszując jej ciasto urodzinowe. W pewnej chwili podszedł do niej chłopiec trzymający drewnianą figurkę jelenia. Przekrzywił lekko głowę, wpatrując się w nią uważnie. Uśmiechnęła się jeszcze radośniej wyciągając rękę do niego.  Chłopiec uścisnął ją delikatnie siadając obok niej.

- Mayu na pewno nie chcesz ciasta? - Blondyn podszedł do niej, roześmiany i ubrudzony kremem.

Kiwnęła przecząco głową, wskazując ponownie na telewizor. Mężczyzna uśmiechnął się poddańczo, siadając za nią, by razem obejrzeć jej ulubioną bajkę.

- Oj Naruto jak tak będziesz oglądał bajki, to cofniesz się do lat młodości. - Siwowłosy mężczyzna parsknął śmiechem wskazując na niego kieliszkiem z sake.

- Uspokój się Jiraya! On przynajmniej potrafi wychować swoje dziecko. - Blond włosa kobieta, mruknęła poirytowana, sprzątając brudne naczynia.

- Oj tam, oj tam Tsunade. Nie gniewaj się tak, bo ci zaszkodzi. - Zachichotał pod nosem, kuląc się przed jej wyciągniętą ręką.

- Uspokójcie się! Przecież to urodziny Mayu! Zachowujcie się. - Blondyn odparł spokojnie, przytulając do siebie dziewczynkę.

- Tato..!! - Jęknęła, próbując się wyrwać z uścisku.

- Ale tatuś cię tak mocno kocha! TAAAAK MOCNO! - Przytulił ją jeszcze mocniej całując po głowie.

- Senji! Senji! - Krzyczała cicho wyciągając rękę do chłopca.

- Buu moja córka woli Nare ode mnie! - Zachlipał cicho zwalniając uścisk.

- Widzisz! Kobiety takie są! Szybko odchodzą od swoich ojców. - Staruszek ponownie wybuchnął śmiechem, poklepując siedzącego obok szatyna.

- Tatusiu to nie tak! Bo leci Chiii!! - Tupnęła oburzona nogą, kładąc rączki na jego policzkach. - CHI!

- Przegrałem z bajką! Jeszcze gorzej… - Mruknął zawiedziony, odkręcając ją przodem do telewizora. - Najlepszego skarbie. - Cmoknął ją w policzek wstając z ledwością.

- Naruto, a Sakura nie przyjdzie? - Blondyn usiadł na swoim miejscu sięgając po sake.

- Nie. Powiedziała, że ma coś innego na głowie. - Westchnął ciężko siadając przy stole. - No Shikamaru musimy porozmawiać.

- Niby o czym? - Chłopak spojrzał na niego zaskoczony, przełykając z trudem kawałek ciasta.

- O Senji’m i Mayu.

- Nie ma chyba o czym gadać. To dzieci. - Wzruszył ramionami popijając swoją herbatę. - A Itachi przyjdzie?

- Nie wiem…”


***


Czekała na niego po szkole. Czuła na sobie uważny wzrok nauczycieli, większość znajomych rodziny. Wypuściła ze świstem powietrze czując, że ma dość tej ciągłej kontroli. Przymknęła oczy, relaksując się spokojną pogodą bez wiatru, chmur i przyjemnym słońcem.  Lubiła taką pogodę bo nie zwiastowała niczego złego.

Wreszcie z budynku wyszedł brunet, rozmawiając namiętnie z jakimś innym chłopakiem, zapewne o zbliżających się przesłuchaniach do drużyny piłkarskiej. Zauważył ją kątem oka, uśmiechnął się promiennie żegnając się z kolegą i podbiegł do niej, zastanawiając się o czym mogłaby chcieć z nim porozmawiać. Po cichu liczył, że jednak zechce dowiedzieć się prawdy i mu pomoże.

- Hej. - Powiedział spokojnie, klepiąc ją przyjaźnie w ramię.

Spojrzała na niego uważnie, odsuwając się nieznacznie, by jego ręka zsunęła się z jej ciała. Ruchem głowy wskazała najbliższą ławkę, w kierunku której ruszyła. Pokiwał z niedowierzaniem głową, podziwiając jej upór w trzymaniu języka za zębami. Była chyba jedyną dziewczyną, która nie piszczała na jego widok, co w takiej sytuacji wcale mu się nie podobało. Wolałby mieć jakiś haczyk na nią, żeby mu pomogła. Usiadł obok niej, czekając aż powie mu o co chodzi.

- Nie myśl sobie że zmieniłam zdanie na temat twojego absurdalnego planu. Nie mam zamiaru przykładać do tego ręki, jednakże znalazłam coś ciekawego w rzeczach mojego ojca…

- Czyli jednak jesteś ciekawa. - Uśmiechnął się zwycięsko, nie spuszczając z niej wzroku.

- Mógłbyś mi nie przerywać jak ci coś mówię? - Fuknęła poirytowana, potrząsając nieznacznie ramionami jak kotka, która strzepuje z siebie niechcianą rękę. Uśmiechnął się szerzej na ten widok, pomimo powierzchownej wrogości była w sumie słodką nastolatką. - Jak mówiłam przeglądałam rzeczy ojca, a przede wszystkim fotografie, robię to co jakiś czas żeby wrócić do czasów dzieciństwa. W każdym razie z jednego z albumów wypadło to.

Wyciągnęła z torby zeszyt, a z niego fotografię, podała mu ją zaciskając usta w niepewności. Widział w jej oczach, że oczekuje odpowiedzi, jakiejś poszlaki co to może oznaczać. Zaintrygowany chwycił je, przyglądając się osobom, a im dłużej na nie patrzył, tym wyżej szły jego brwi, a usta coraz mocniej rozchylały się w szoku.

- Skąd masz zdjęcie moich rodziców?

- Twoich rodziców? Czyli tym niemowlakiem jesteś ty? - Zdumiona, nachyliła się w jego stronę, by przyjrzeć się jeszcze raz zdjęciu.

- Tak to ja, chociaż nie jestem tu widoczny, bo jestem owinięty stertą koców. Moja mama była zbyt troskliwa. - Westchnął na samo wspomnienie o swoim dzieciństwie. - Jakby mogła owinęłaby mnie w poduszki, żeby nic mi się przypadkiem nie stało.

- Musi cię mocno kochać… - Mruknęła smętnie, przypominając sobie oschłość własnej matki.

- Taaa… Moja mama pod tym względem jest wyjątkowa.


***


Przeczesał włosy, spoglądając na szatynkę, która prasowała właśnie ich rzeczy. Na twarzy miała pogodny uśmiech, który podkreślała spinka wsunięta we włosy w kształcie różowego lotosu. Niby mała drobnostka, a potrafiła zmienić wizerunek osoby. Z niechęcią wrócił wzrokiem na stos papierów, które z każdą chwilą zdawały się mnożyć, a nie ubywać. Westchnął ciężko, opadając bezwładnie na oparcie sofy. Czuł się wypompowany, to wszystko go przerastało, w dodatku wszyscy zdawali się go oskarżać za całe zło tego świata, jakby był samym Lucyferem. W liceum może niekiedy go tak nazywano, ale przecież nie był nim! Dlaczego jego nazwisko ma przesądzać o wszystkim? Też przecież ucierpiał, ale jakoś nikt nie zadał sobie trudu, żeby to dostrzec, a jedyna osoba, która była zawsze po jego stronie umarła! Postanowiła sobie umrzeć, opuścić rodzinę i bliskich zostawiając syf innym. Nie mógł go obwiniać, sam pewnie by skapitulował po tym wszystkim, ale przynajmniej zadbałby o to, aby inni nie mieli przez to problemów. 

Kobieta, odłączyła żelazko od prądu podchodząc do niego.

- Praca nie idzie? - Spytała spokojnie,  przystając za nim, aby pomasować mu ramiona.

- Wiesz… Muszę postanowić co zrobić z byłym budynkiem firmy. Czy sprzedać, wyburzyć, czy na nowo zacząć używać. Ale wcale nie mam ochoty do niego wracać. - Mruknął z niechęcią, przymykając oczy. - Jak dobrze, że mam ciebie Keiko. - Położył swoją dłoń na jej, ściskając delikatnie.

- Zawsze będę przy tobie. - Odparła spokojnie, bawiąc się jego włosami. - Nie myślałeś, żeby je ściąć?

- Włosy?

- Pewnie, że włosy, a co innego? Są już podniszczone, przyda im się jakaś odnowa.

- Chcesz żebym wyglądał jak mój brat? - Podniósł głowę, spoglądając uważnie w jej oczy.

- Nie… Itachi, zawsze będzie Itachi’m. - Odparła pewnie, całując go.

- Przynajmniej ty to tak widzisz.

Przyciągnął ją do siebie wdychając zapach jej włosów. Nie mógł sobie wyobrazić swojego życia bez niej. Stała się jego powietrzem, czymś co za bardzo uzależnia, żeby pozwolić odejść. Pamiętał dzień, w którym się poznali, jej speszone spojrzenie i te rumieńce, gdy chciał uścisnąć jej dłoń. Była taka płochliwa, że czasem miał wrażenie, że łapie motyla, któremu może wyrządzić krzywdę najdrobniejszym gestem. Ona jednak trwała przy nim, wspierając go we wszystkim, także wtedy gdy umawiał się z inną dziewczyną, myślał, że znalazł miłość, a Keiko bez żadnych skarg mu doradzała. Dopiero na studiach zrozumiał, że nie umie żyć bez niej, że chce aby zawsze przy nim była, nie jako przyjaciółka. Zauważył, że przytulanie, cmokanie w policzek mu nie wystarcza, chciał więcej. Gdy jej to powiedział zapłakała i wtuliła się w niego. Kochała go od zawsze, a on nawet tego nie zauważył, ale już widzi i nie pozwoli nikomu jej zabrać. Nikomu. 

- Kocham cię Keiko. - Szepnął jej do ucha, wzmacniając uścisk.

Nie odpowiedziała, tylko ścisnęła mocniej dłonie na jego koszuli. Kochała go.


***


„ - Sasuke gdzie byłeś? Ostatnio znikasz bez słowa. - Spojrzał na niego ze złością, mając już dość krycia go przed rodzicami.

- Gdzieś. - Odparł spokojnie idąc do swojego pokoju.

- Sasuke! Może powiesz mi jak tam efekty twojej pracy nad szczepionką? - Warknął oschle zachodząc mu drogę.

- Nie wtrącaj się bracie. - Odepchnął go na bok, wchodząc do pokoju. - Chyba, że jednak nie kochasz Keiko.

- Ona nie ma z tym nic wspólnego!

- No właśnie, więc lepiej mnie nie denerwuj. - Odparł spokojnie, uśmiechając się dziko.

Stał wpatrzony w drzwi od pokoju brata. Od kilku miesięcy w ogóle go nie poznawał, wydawał mu się obcy, jakby więź między nimi pękła. Odwrócił się idąc do salonu, chciał dzisiaj ogłosić rodzicom, że chce zamieszkać razem z Keiko, z dala od tego śmietniska.”


***


Wróciła do domu wściekła, bo cała rozmowa nic jej nie dała, poza tym wiedziała, że jej ojciec przyjaźnił się z rodzicami chłopaka. Pamiętała, że czasem dorośli mówili o jakimś Itachi’m, ale nie miała zielonego pojęcia, że chodziło właśnie o jego ojca. Spojrzała się na Nagato, który znowu zajadał się chipsami. Miała dość jego depresji, była świadoma, że musi cierpieć przez to złamane serce, ale żeby od razu się truć? Podeszła do niego wyrywając mu paczkę z rąk. 

- Ej! - Krzyknął oburzony, odwracając się w jej stronę. - O co ci chodzi?!

- Jesz to dzień, w dzień! Opanuj się! Kobieta cię rzuciła, ale co z tego?! Znajdziesz inną i znacznie lepszą!

- Nie ma lepszej od Konan! - Zawył wściekle, rzucając się na nią.

- O ty małpo! - Warknęła, tarmosząc się z nim.

Do salonu wszedł szatyn z jabłkiem w dłoni. Podniósł w zdumieniu brwi, próbując pojąć, co się właściwie dzieje, dopiero po chwili zareagował próbując ich rozdzielić, oni jednak uderzali się, ciągnęli za włosy i wgryzali się w swoje ręce... Zrezygnowany, trzepnął nimi tak, że walnęli się głowami. Zawyli z bólu, uspakajając się wreszcie.

- No. - Mruknął zadowolony, sięgając po swój owoc. - To teraz proszę mi powiedzieć, o co znowu poszło.

- Bo on je ciągle te śmieci!

- To moja sprawa co jem!

Spojrzał się na nich bezradny. Nie potrafił wychowywać dzieci. Dlatego nie miał prawdziwej żony, ani dzieci. Opieka nad Nagato nie była w planie, ale Mayu chciała mieć rodzeństwo, a skoro był sierotą… Wiedział, że teraz powinien powiedzieć im coś dojrzałego, nie miał jednak zielonego pojęcia co. Westchnął ciężko, pragnąc by to się okazało tylko złym snem, a nie jakąś dziwną rzeczywistością. Opieka nad psem, była wystarczająco męcząca, a przecież o wiele mniej wymagająca.


***


Znudzona usiadła na ławce przyglądając się przechodzącym ludziom. Miała dość, że wszyscy traktowali ją jak dziecko. Miała może te 13 lat, ale tylko w ludzkim wieku, przecież już dawno osiągnęła pełnoletność, tylko jej ciało… Jest inne. Wypuściła ze świstem powietrze, spoglądając w niebo. Wieczorne chmury wreszcie zaczęły pokrywać błękit, powodując u niej lekki uśmiech, wstała z ławki kierując się w stronę wyjścia z parku. Biegła wesoło, nie zważając nawet za bardzo na otoczenie, gdy nagle poczuła coś twardego i miękkiego zaraz przy nosie, a w następnej chwili leżała na ziemi. Obolała potarła nos przyglądając się osobie, na którą wpadła.  Rudowłosy chłopak, tak jak i ona, leżał na ziemi, krzywiąc  się z bólu.

- Przepraszam! - Jęknęła wystraszona, sprawdzając czy na jej głowie nie wyskoczyły żadne uszy.

- Nic się nie stało, zagapiłem się. - Mruknął cicho, wstając na równe nogi. - Nic ci się nie stało?

- Nie… Zresztą to moja wina! Biegłam nie spoglądając na drogę.

- Każdemu się zdarza.

Uśmiechnął się łagodnie podając jej rękę. Uścisnęła ją i poczuła jak jest unoszona do góry. Gdy stanęła przed nim, czuła na policzkach rumieńce. 

- Jeszcze raz przepraszam.

Ukłoniła się ponownie i pobiegła dalej, nie zwracając już uwagi na nawoływania chłopaka. Czuła jakby jej serce miało zaraz wyskoczyć z klatki piersiowej. Pachniał tak smacznie! Ledwo powstrzymała się przed wgryzieniem się w niego. Nie minęło dużo czasu a znalazła się przed skromnym domkiem na przedmieściach miasta. Rozejrzała się jeszcze wokół, chcąc mieć pewność, że nikt jej nie śledził. Weszła do środka pogwizdując wesoło, to był naprawdę dobry dzień, gdyby jeszcze znalazła coś do jedzenia. Otworzyła drzwi od ciemnego pokoju, zdejmując kołdrę z łóżka, na którym leżała kobieta. Smukła, z długimi włosami oplatającymi jej pobladłe ciało. Gdy chłód okrył jej nagą skórę, otworzyła leniwie oczy, ukazując ich bursztynową barwę. Spojrzała się na dziewczynę z irytacją czekając, aż poda jej coś, by owinąć swoje ciało. Dziewczyna podała jej zwiewny szlafrok w kolorze błękitu.

- Eri... - Mruknęła cicho obwiązując się sznurkiem.

- Hai? - Dziewczyna przysiadła przy jej kolanach w formie psa.

- Grzeczna dziewczynka. - Pogłaskała ją po głowie wstając lekko. - Dowiedziałaś się czegoś?

- Uchiha wrócił do miasta… Ale Orochimaru jeszcze nie dał znaku życia.

- Czyli jeszcze się nie ocknął… Tym lepiej dla mnie. Znajdę go i zabiję, stając się tym samym królową! - Zaśmiała się wesoło, idąc do kuchni.

- Pani Akiko…

- Co jest? - Spojrzała na nią  ze złością, przystając w połowie drogi.

- Czy mogłabym zapolować?

- Oczywiście, że nie! Jak cię łowcy złapią to koniec z moimi planami! Jakbyś nie wiedziała… Światło słoneczne nie wpływa na mnie dobrze. - Odparła wściekła, trzepiąc ją po głowie. - Lepiej pilnuj domu!

Rozdział 6

Siedziała na łóżku zastanawiając się, co powinna zrobić. Z jednej strony czuła takie same wątpliwości co Kei. Chciała poznać prawdę. Z drugiej jednak strony nie chciała narażać rodziny na niebezpieczeństwo, tylko z powodu własnych, egoistycznych pobudek. Ojciec nigdy nie mówił jej o swojej pracy, czy o swojej rodzinie, był to temat tabu, zresztą sama Mayu była za mała by czuć się niekomfortowo z tego powodu. Kochała spędzać czas z ojcem i tylko to się dla niej liczyło. Teraz przecież jest już nastolatką i czuje jednak niedosyt.
- Gdybyś tu tylko był tato… - Przyciągnęła kolana do siebie, zwijając się w kłębek.
W domu panowała cisza, która ją męczyła. Miała wrażenie, że ktoś się zjawi i pozbawi ją czegoś cennego. Nie wiedziała skąd ten absurdalny lęk.  Czuła go jednak coraz częściej, tak samo jak ból karku, który nasilał się gdy zachodziło słońce. Była przerażona, bo wiedziała, że tak naprawdę jest sama.
Westchnęła ciężko, próbując wstać z łóżka. Jej brzuch wreszcie zaczął domagać się czegoś do jedzenia, a ona nie potrafiła go zignorować.
-Jak  tak dalej pójdzie, zamienię się w jakąś świnię. – Mruknęła pod nosem, krzywiąc się na samą myśl.
Zeszła na dół, szukając z przyzwyczajenia kogoś z kim mogłaby porozmawiać, ale nikogo nie było, nawet Akamaru.  Zaniepokojona weszła do kuchni, zastanawiając się co mogłaby sobie zrobić do jedzenia.

- Mayu, najlepsze na pusty żołądek to ramen. Ramen to świętość. Twoja mama by mnie pewnie nieźle walnęła, nie cierpiała ramenu, ale jej tu nie ma! Można więc jeść! - Uśmiechnięty krzątał się po kuchni, spoglądając co jakiś czas na dziewczynkę przy stole.
Mayu przyglądała mu się uważnie, tak naprawdę nie obchodziła ją jej mama. Nie pamiętała jej za dobrze. Kochała za to obserwować swojego ojca, który zdawał się nigdy nie smucić, zawsze był pełen energii. Nie było dnia, by nie potrafił jej rozśmieszyć.
- A może zrobimy curry? Nie, to zbyt pospolite... Spaghetti? To byłoby dobre, ale jakoś za dużo roboty. To może… Lody?
Dziewczynka podniosła ręce śmiejąc się radośnie. Mężczyzna podszedł do niej, gładząc ją po główce, uśmiechał się pogodnie, ale gdzieś w głębi jego oczu było widać smutek.
- Jesteś słodyczowym potworem co?

Włączyła wodę by zrobić sobie ramen, dawno go nie jadła i chciała być trochę taka jak ojciec. Usiadła na krześle, spoglądając z roztargnieniem na ścianę.
Do domu weszli pozostali członkowie rodziny. Zrobiło się gwarno, Mayu słyszała jak Kiba klnie i przegania psa gdzieś dalej by nie plątał się pod nogami. Nagato jak zwykle udał się do swojego pokoju by słuchać muzyki w samotności, Hinata zaś stanęła w progu kuchni, chowając twarz w dłoniach. Słyszała jak łka cicho, próbując walczyć ze swoimi łzami.
- Przepraszam… Nie sądziłam, że tak szybko przyjdziesz… - Wstała gasząc wodę i chowając kubek od ramenu do szafki. Straciła jakoś apetyt na cokolwiek.
- Mną się nie przejmuj… Po prostu Naruto tak kochał jeść ramen… - Usiadła przy stole, próbując się uśmiechnąć.
- Wiem, tata miał do niego słabość…
- Tyle lat minęło od jego śmierci, a ja nadal nie potrafię…
Brunetka zwinęła się na krześle, pozwalając sobie na płacz. Kiba wszedł do kuchni, spoglądając z rezygnacją na nią, spuścił tylko głowę i usiadł obok klepiąc ją po plecach. Mayu nigdy nie rozumiała dlaczego w czasie tych dziesięciu lat ani razu się do siebie nie zbliżyli. Wydawało się to całkiem normalne, że miłość do Naruto z czasem przeminie dając Hinacie wolność, ale ona zdawała się wciąż zawieszona w roku, w którym on zginął, nie mogąc zapomnieć i ruszyć na przód.
Wyszła z kuchni udając się z powrotem do swojego pokoju. Od zawsze wiedziała, że z Hinatą nie będzie mogła rozmawiać o ojcu, ani o tym co było z nim związane, nawet o jej matce nie chcieli wspominać. Podejrzewała, że tak jak i ona, trochę ją obwiniali o to wszystko.
Położyła się do łóżka sięgając po książkę, którą zawsze czytała dla odpędzenia depresyjnych myśli, jedyne co jej pozostało po dziadkach.

Zaspana zeszła na dół trzymając w rekach swojego pluszowego lisa. Rozejrzała się po salonie i z uśmiechem na buzi podbiegła do starszej blondynki, która rozwiązywała krzyżówki. Wdrapała się jej na kolana zwracając przy okazji na siebie uwagę. Kobieta uśmiechnęła się łagodnie, przytulając ją do siebie. Mayu spoglądała na widoczne już żyły na jej dłoniach, na zmarszczoną skórę z pewną fascynacją.
- Jak się spało słonko?
- Dobrze… Ale kiedy wróci tatuś? - Przekrzywiła główkę, robiąc lekko nadąsaną minę.
- Mayu… - Kobieta westchnęła ciężko, gładząc ją po głowie. Nie wiedziała co powinna mówić w takich chwilach, żeby dziecko straciło wszelką nadzieję na powrót ojca.
- O widzę, że ktoś tu jest rannym ptaszkiem! - Siwowłosy mężczyzna wszedł do domu, trzymając w rękach siatki z zakupami. Mayu podniosła rękę jakby chcąc powiedzieć, ze to ona jest właśnie tym rannym ptaszkiem. - Mam coś dla ciebie Mayu.
Dziewczynka pobiegła do niego rozpromieniona, zapominając już o swoim pytaniu. Dziadka kochała najbardziej na świecie, zaraz po tacie i Hinacie. Kobieta spoglądała na nich z delikatnym uśmiechem, który krył ból w jej sercu. Po raz kolejny musi wychować czyjeś dziecko.
- Przeklęte wampiry... Najpierw zabrały mi syna, a teraz wnuka… - Szepnęła pod nosem wracając do krzyżówek.
Mężczyzna spojrzał się na nią zaniepokojony, ale ruszył za dzieckiem, które wbiegało po schodach jak najszybciej by znaleźć się w pokoju i móc na nowo odkryć magię.
- Zwolnij sarenko, twój dziadek nie jest już taki szybki… - Zaśmiał się pod nosem, nie zwalniając ani trochę.

***

Szła cicho przed siebie, nie wiedząc co właściwie robi. Kei szedł bok niej spięty tak samo jak ona, co chwila się rozglądał po okolicy jakby bojąc się, że zaraz zostanie zaatakowany. Spojrzała się na niego z niedowierzaniem, sądziła, że mężczyźni są bardziej odważni i chodzą prosto przed siebie bez tej niepewności.
- Naprawdę jesteś chłopcem mamusi… - Mruknęła pod nosem, wyciągając z torby butelkę wody.
- Co masz na myśli?
- Trzęsiesz się jak osika. Przecież sam chciałeś iść do mojego domu! Przestań zachowywać się jakby ktoś cię miał zamiar zabić. - Odparła poirytowana, poprawiając torbę.
- Ojciec mówił, że mam być ostrożny…
- Jacy są twoi rodzice? - Spojrzała się na niego poważnie, zatrzymując się w pół kroku.
Obrócił się ku niej, będąc zaskoczonym pytaniem. Spuścił głowę by przez chwilę zastanowić się nad tym pytaniem. Było one niecodzienne, szczególnie z ust Mayu.
- Po co chcesz to wiedzieć?
- Z ciekawości, mało o nich mówisz, więc zastanawiałam się jacy są…
- Ojciec jest z reguły poważny, ale też trochę niezdarny. Zawsze jak szliśmy na plac zabaw, to się częściej potykał czy nawet przewracał niż ja. Często też jeździliśmy na plaże, czy robiliśmy sobie grilla w ogródku. Jest mistrzem opowiadania historii, zawsze miał dla mnie czas gdy go o to poprosiłem, no i nigdy nie podniósł na mnie głosu, zawsze mówił spokojnie, nawet jeśli rozrabiałem… Choć bywają czasy, gdy nic mi nie mówi, jakby bał się tego tematu, tak samo było z przeprowadzką, z dnia na dzień to zrobiliśmy. Trochę czułem się zagubiony i zły, ale teraz myślę, że nie jest tak źle. To miasteczko też ma swój urok.
- A mama?
Kei spojrzał na jej zaciekawione oczy, mając ochotę parsknąć śmiechem. Wyglądała jak ktoś, kto nigdy nie zaznał takich uczuć, albo w minimalnym stopniu, ale sam musiał przyznać, że rozmowa o jego rodzicach, nie była czymś co go męczyło. Był z nich dumny i bardzo kochał swoją rodzinę, nie miał powodu by się wstydzić.
- Mama? Jest najukochańszą mamą na świecie! Troskliwą, dobrze gotuje, dba o dom, o samopoczucie jego mieszkańców. Gdy byłem chory, potrafiła spędzać ze mną całe dnie, by tylko upewnić się, że mój stan się poprawia. Ma skłonności do płaczu i jest trochę tchórzliwa. Stara się nie wychodzić nocami z domu, nie chce powiedzieć czemu, ale nigdy też nie pozwala otwierać okien, mówi, że boi się pająków i nietoperzy, ale jakoś… Nie wiem, mam wątpliwości co do tego.
Spuściła głowę próbując sobie wyobrazić siebie w takich relacjach z matką, ale nie mogła. Westchnęła ciężko, siląc się na uśmiech.
- No to masz piękne życie, jak na bogacza przystało. - Poklepała go po ramieniu i ruszyła przodem.
- Nie jestem, aż tak bogaty… - Mruknął pod nosem, doganiając ją.

***

- Uff… Moich starych nie ma w domu, możemy iść na strych, tam są rzeczy tej kobiety. - Z wyraźną ulgą ruszyła na schody, budząc w chłopaku mieszane uczucia.
- Nie rozumiem, jakiej kobiety?
- Uzumaki Sakura, moja biologiczna matka. - Odparła oschle, otwierając drzwi na strych.
- Biologiczna matka? - Chłopak szedł za nią, mając coraz większy mętlik w głowie.
- Gdy byłam mała, moi rodzice się rozstali, ja zostałam przy ojcu, który z czasem związał się z mamą Hinatą. Słyszałam, że ta kobieta zginęła razem ze swoim kochankiem. Nie lubię o niej rozmawiać, ale chcesz znać prawdę, tak samo jak ja, więc to jest jedyny sposób. – Ruszyła w najciemniejszy kąt nie spoglądając nawet na niego.
Kei czuł się głupio, nie chciał wywoływać u dziewczyny tylu negatywnych emocji. Nie wiedział w jakiej sytuacji się znalazła, nic o niej nie wiedział, poza tym, że jakimś dziwnym sposobem prawda o nich, jest ze sobą powiązana. Usiadł na podłodze przy niej, spoglądając na dwa kartony wypełnione teczkami. Nie spodziewał się, że znajdzie tego aż tyle.
Sięgnął po zeszyt, a kiedy go otworzył zrozumiał, że trzyma pamiętnik. Podał go Mayu nie chcąc naruszać prywatności rodziny, dziewczyna wzruszyła ramionami, odsuwając od siebie jego rękę. Nie chciała mieć z tym nic wspólnego.

Dlaczego muszę go kochać? Obiecałam sobie, że pokocham Naruto, więc dlaczego wciąż widzę w snach Sasuke? Nawet wtedy kiedy kocham się z Naruto widzę go, a nie swojego męża… Jestem okropna!

Nie mogę w to uwierzyć, mam pracować dla Sasuke. Oczywiście, wstępując do firmy Uchiha wiedziałam, ze to może się stać, ale podobno  sam o to zabiegał. Boże, czemu moje serce już wariuje na samą myśl o tym?

Zdradziłam Naruto z Sasuke. Jestem okropną żoną. Nie zasługuję na Naruto, było mi tak dobrze, w ramionach Sasuke! Zawsze tego pragnęłam. Jestem potworem.

Nie potrafię powiedzieć Naruto o moim romansie, boję się konsekwencji. Nie wiem co powie. Jeśli będzie chciał bym zostawiła firmę? Ale pracuję nad ważną szczepionką! Ona może zmienić przyszłość ludzi. Nieśmiertelność, czy to nie brzmi pięknie? Zero chorób, wieczna uroda… Marzenie każdego człowieka! A ja będę w tym brała udział… Ale nie chcę rozwodu z Naruto, Sasuke przecież nie traktuje mnie poważnie…  Dla niego to tylko seks…

Jestem w ciąży… Nie wiem z kim… jestem przerażona. Co jeśli to będzie dziecko Sasuke? Jak to powiem Naruto?

Urodziłam córkę. Mayu, tak ją nazwaliśmy. Mayu, moja droga Mayu. Jest córką Naruto, widzę to w niej. Mam nadzieję, że będzie szczęśliwa.

Naruto zaczyna coś podejrzewać. Nie jest taki głupi jak się wydawało. Zmienił się od czasów liceum. Nie wiem jak sobie z tym poradzę. Naruto udał się do rady, żeby popytać ich o Minato, swojego ojca. Wiem, że to dla niego ważne, tak samo jak Mayu, nie dziwię się, że chce znać prawdę o masakrze swoich rodziców. Boje się tylko efektów tych rozmów, rada nie jest zbyt przyjazna, nie lubi mówić prawdy.

Musiałam wyprowadzić się od Naruto, sytuacja stała się zbyt skomplikowana. Jeśli czegoś nie zrobię ucierpi moja rodzina. Przynajmniej tyle jestem im wina. Bezpieczeństwo. Mayu proszę bądź szczęśliwa.

Prace nie idą najlepiej, Sasuke jest wściekły. Ma coraz większe problemy w rodzinie, chyba niedługo wszyscy się dowiedzą o tym. Poznają prawdę. To będzie koniec tego… Szczepionka nigdy nie powstanie.

Nie wiem jak wyleczyć Mayu. Sasuke nic mi nie chce powiedzieć. Zawsze dla niego jest to „Później”, ja nie mam tego czasu. Mayu jest w niebezpieczeństwie. Wiem, że ma mnie na oku, moja wolność powoli się kończy.

- Coś znalazłaś? - Chłopak zamknął zeszyt, nie wiedząc, czy powinien jej powiedzieć o tym, czy nie.
- To są głównie wykazy pracy nad różnymi szczepionkami i innymi dziwactwami. Sama praca tej kobiety. A ty?
- Dużo wspominek na temat jej romansu z moim wujkiem Sasuke. - Uśmiechnął się krzywo, czując, że zbiera mu się na mdłości.
- Nic niezwykłego… - Westchnęła pod nosem, chowając wszystko z powrotem.
- Wspominała jeszcze coś o rodzinie Naruto, o jakimś Minato…
- Minato? - Zmarszczyła czoło w niemym pytaniu, nigdy nie słyszała o kimś takim, co ją zaniepokoiło. - Myślałam, ze rodzicami mojego taty był dziadek i babcia…
-Ja nie wiem, Sakura o tym pisała…
W domu rozległ się huk, a po chwili usłyszeli kroki kierujące się w ich stronę. Dziewczyna pobladła wyraźnie, upychając wszystko na swoje miejsce. Spojrzała się na chłopaka, który tak samo jak ona siedział zdezorientowany, wiedząc, że nie powinno go tutaj być.
- Mayu jesteś tam? Znowu przeglądasz albumy? - Męski głos odezwał się z dołu, dodając jej trochę otuchy.
Ruszyła do wyjścia kiwając do chłopaka by ruszył za nią. Gdy zeszli na korytarz zobaczyli bruneta głaskającego białego psa. Spojrzał się na nich z zaciekawieniem, ale gdy dostrzegł chłopaka, trochę spochmurniał, cofając się na dół.
- Lepiej by Hinata tego nie widziała… - Mruknął pod nosem, ignorując ich obecność.
- Przepraszam… - Szepnęła zmieszana odprowadzając go do autobusu.
- Spoko, nic się nie stało. Dzięki za poświęcony czas.

***

Brunet siedział w ogrodzie podziwiając powolny ruch chmur, Keiko pracowała w swoim ogródku, próbując odprowadzić kwiaty do porządku. Itachi walczył z pragnieniem podbiegnięcia do niej i przytulenia z całych sił. Cieszył się, że od ich przyjazdu nic złego się nie stało, że mogą jeszcze żyć spokojnie.
Przymknął oczy, licząc na jakąś miłą drzemkę. Od dawna nie cieszył się taką ładną pogodą.

Trzymał chłopca na rękach idąc powoli w stronę domu. Śpiewali razem piosenki z Kubusia Puchatka, którego tak uwielbiali. Chłopiec śmiał się tuląc do niego. Itachi uśmiechał się i jeszcze mocniej go obejmował. Był szczęśliwy, nawet zniknięcie jego brata nie zakłócało spokoju jego życia rodzinnego. Postanowił zostawić wszystko Naruto, który przysiągł mu powstrzymanie Sasuke.
Gdy dotarł do domu, zobaczył, że drzwi nie są zamknięte. Zaniepokojony otworzył je na oścież wchodząc do środka. Postawił Kei’a na ziemi, nakazując mu zostać na miejscu. Chłopiec jakby czując niepokój ojca, chwycił się za wiszący nieopodal płaszcz mamy i przyglądał się plecom ojca.
Ruszył do ich sypialni chcąc się upewnić, że Keiko jest bezpieczna,  jednak gdy tylko się zbliżył do niej zobaczył Sasuke, który nachylał się nad ciałem Keiko. Poczuł jak przez chwile wszystkie nerwy odmawiają posłuszeństwa i nakazują mu uciekać, jednak widząc pobladłą szatynkę, która jeszcze walczyła z jego bratem płacząc i błagając go by przestał, znalazł w sobie siły by pobiec i uratować ją. Uderzył go z prawego sierpowego, czując jakby walnął w ścianę, jednak brunet zatoczył się opadając na podłogę. Zobaczył jak krew ścieka z jego podbródka.
- Sasuke! Jak śmiałeś! - Wydarł się wściekły, rzucając się na niego.
- Ja bym się bardziej martwił o żonkę niż o mnie… - Syknął złowrogo, wycierając usta w rękaw.
- Zabiję cię!
Pokiwał przecząco głową, wiedząc, że nie ma czasu na spieranie się z bratem. Zadzwonił do Naruto by pomógł mu ocalić jego żonę.

Otworzył oczy, czując jak łzy napłynęły mu do oczu.
- Wszystko w porządku? - Kobieta usiadła obok niego, sięgając po szklankę z wodą.
- Nie... Nie jest w porządku… - Wtulił się w nią, pozwalając sobie na płacz.
Itachi nigdy nie wybaczył sobie tego, że nie potrafił ochronić swojej rodziny.

***

Szedł ostrożnie przed siebie, świecąc latarkę na boki. Budynek był w stanie bliskim ruiny, wszystko trzeszczało i co chwilę słyszeli jak coś odpada od fundamentów. Dziewczyna blada ze strachu trzymała się jego bluzki, przeklinając jego pomysł udania się do dawnej siedziby jego rodziny. Sama nie wiedziała czego właściwie tutaj szukają, poza własną śmiercią. W dodatku żeby tu przyjść musiała skłamać własnym rodzicom, którzy normalnie nie wypuszczają jej tak późno z domu.
- To tutaj… - Powiedział szeptem, wskazując na dębowe drzwi z przyklejoną informacją „Uchiha Sasuke”.
- Pewnie będzie tak samo ponury jak reszta tego miejsca. Aż dziw, że nie mieszkają tu jakieś potwory, albo inne zjawy… - Mruknęła wystraszona, idąc powoli za nim.
- No od dobrych dziesięciu lat, nikogo tu nie było… - Powiedział spokojnie, otwierając drzwi.
W pokoju panowała całkowita ciemność, okna były szczelnie zasłonięte, a w powietrzu unosił się kurz i zapach zgnilizny. Skrzywili się z niesmaku, rozglądając się za jakimś światłem. Chociaż oboje wiedzieli, że jest to niemożliwe, by po tylu latach wciąż coś działało.
Rozglądali się po ścianach, szafkach, biurku. Zaglądali do każdej szuflady i wnęki, czując pod palcami pajęczynki i różnego rodzaju robactwa. Mayu walczyła ze ściskiem żołądka i chęcią krzyku. Nie wiedziała nawet czego dokładnie szukali i dlaczego przeszłość jej rodziny tak ją ciekawiła.
- Mam coś… Możemy iść. - Kei powiedział żywo, jakby ciesząc się, że może już stąd wyjść.
- Uff… - Westchnęła pod nosem, kierując się ku drzwiom. Miała dość tego miejsca.
Gdy wyszli przed budynek było już całkiem ciemno. Kei zaświecił latarką na notes, stary i przeżarty już przez różnego rodzaju robaki. Mayu podniosła pytająco brwi, wątpiąc by coś się z tego dowiedzieli.

Dzisiaj jak zwykle ojciec widział tylko Itachie’go. Dlaczego w ogóle nie zwraca na mnie uwagi? Tylko ta horda głupich dziewczyn. Co mam zrobić by ojciec zwrócił na mnie swoją uwagę?

Dzisiaj do klasy dołączył nowy uczeń - Uzumaki Naruto. Od razu do mnie zagadał, ale nie wydaje się jakiś zły, może nie najinteligentniejszy, ale myślę, że mogę zaryzykować i się z nim zaprzyjaźnić.

Rozmawiałam z Naruto o jego rodzinie. W sumie wyszło to podczas rozmowy na temat mojej. Rodzice Naruto zginęli z rąk ……. Od 6 roku życia mieszka z dziadkami, których traktuje jak rodziców. Nie sądziłem, że te legendy o ……. są prawdziwe. Naruto w przyszłości ma zostać łowcą.

Naruto podkochuje się w Sakurze, nie żebym tego od samego początku nie zauważył, ale dzisiaj po raz kolejny dostał kosza i był mega przybity. Lepiej mu nie powiem, że mi także podoba się Sakura. On już za dużo stracił.

Kontakty się trochę rozluźniły. Ale z Naruto ciągle spotykamy się by pograć w kosza. Z Sakurą widuje się mniej, nie chcę…….. Itachi ma nową dziewczynę Keiko. Mam nadzieję, że będą szczęśliwi.

Dzisiaj czytałem o napaści……, nie mogę uwierzyć, że nic nie można z tym zrobić! Znajdę sposób by pomóc Naruto.

Chyba wpadłem w kłopoty, za dużo węszyłem. Jeśli źle to rozegram, nie tylko ja mogę stracić życie.

Moi rodzice są mistrzami w ignorowaniu. Choć się im nie dziwię. Ślub Itachi’ego z Keiko będzie wydarzeniem roku dla naszej rodziny.

To koniec. Przegrałem.

Spojrzeli po sobie pytająco. Duża większość była, albo zamazana, albo strony były w tak kiepskim stanie, że niektóre miejsce były dziurawe. Czuli mętlik w głowie, bo nie znaleźli żadnej odpowiedzi, poza tym, że Sasuke naprawdę kochał Sakurę.
- Czyli lipa… - Powiedziała zmęczona, spoglądając w niebo.
- Przykro mi… Wychodziłaś z domu na próżno…
- Nie… Dowiedziałam się, że ta kobieta nie wpadła w taki bezsensowny romans jak sądziłam. Po prostu miała pecha, że dwóch mężczyzn się w niej zakochało. - Uśmiechnęła się delikatnie i ruszyła do wyjścia z posesji.- Wracajmy do domu.

***

Siedziała znudzona na ławce oglądając gwiazdy. Nie znosiła tego, że ona musi głodować i czekać na jakikolwiek znak. Przymknęła oczy, przypominając sobie zapach tego chłopaka. Żołądek znowu się poddał skurczom powodowanych głodem. Zmarszczyła czoło z wyraźnej irytacji swojego stanu.
- Pójdę zapolować… - Szepnęła pod nosem, wstając gwałtowanie.
Rozejrzała się jeszcze po okolicy chcąc mieć pewność, że nie wróciła jeszcze jej pani. Nie czując jej zapachu ani aury, ruszyła biegiem przed siebie podążając za swoim nosem, który odnajdywał jej najlepsze kawałki.
Stanęła przed skromną kamienicą, światła w oknach już dawno były pogaszone, ona jednak ruszyła do klatki, oblizując powoli swoje usta.
Otworzyła ostrożnie drzwi, dziwiąc się, że właściciele nie pomyśleli o zamknięciu ich na noc. Wzruszyła ramionami, ciesząc się, że ma tak ułatwione zadanie. Przeszła obok sypialni ludzi, którzy powodowali swędzenie jej nosa, uchyliła drzwi do pokoju nastolatka, który spał zwinięty w kołdrę. Podeszła powoli do łóżka przybierając swoją prawdziwą formę. Nachyliła się nad chłopakiem, rozkoszując się zapachem, który wypełniał jej płuca w całości. Był naprawdę dobry.
Nagle chłopak otworzył oczy, wpatrując się w nią z przerażeniem. Jednak nie powiedział ani słowa, obserwując każdy jej ruch.
 Speszona tą sytuacją, zastanawiała się czy powinna się wycofać, czy jednak kontynuować…

***

Przystanęła przy ławce rozglądając się po okolicy. Wypuściła ciężko powietrze, dotykając ostrożnie podłoża.
- Głupi kundel, miała na mnie czekać… - Syknęła pod nosem, próbując namierzyć cel podróży swojej podopiecznej.

Rozdział 7

Chwyciła ją za kark wyrzucając z pokoju przez okno. W okolicy było słychać pisk, który natychmiast zamilkł. Chłopak spojrzał się z przerażeniem na kobietę przed sobą, która dotknęła jego głowy swoją prawą ręką. Nie powiedziała nic, on zaś zapadł w sen, który nie zostanie przerwany aż do poranka. Wyskoczyła z mieszkania, lądując spokojnie przed psem, skomlącym cicho z bólu. Kopnęła ją z całej siły, odrzucając na kilka metrów.
- Idiotko! Kazałam ci czekać na tej ławce! Co ty sobie wyobrażasz?! Że możesz sobie robić co ci się podoba?! Nie zapominaj, że właśnie dlatego wasza rasa jest teraz na wyginięciu! – Wściekła ruszyła przodem, czując aurę łowców.
Pies podźwignął się z ledwością na łapy i ruszył powoli za nią, kichając krwią. Co chwilę upadał piszcząc cicho, jednak nie odważyła się po raz kolejny sprzeciwić się woli swojej pani.
Gdy dotarły do ich domu Akiko wskazała jej kuchnię gdzie leżało ciało mężczyzny, pachniało krwią i śmiercią. Eri przemieniła się w swoją ludzką formę, trzymając się za brzuch, który boleśnie pulsował. Spoglądała kątem oka jak kobieta znika w swoim pokoju nie mówiąc już nic więcej.
- Czyli znowu mam wampira do zjedzenia… Pyszności… - Mruknęła pod nosem, kładąc się na sofie.
W tym stanie nie była w stanie przełknąć ani kęsa. Chciała tylko by ból się skończył. Nie miała żadnych lekarstw, które mogłyby jej pomóc, ani nikogo kto by chciał to zrobić z własnej woli.
Zazgrzytała zębami, żałując, że dała się ponieść swojemu głodowi. Jednak od kilku dni nic nie jadła i była na granicy wytrzymałości, a pożeranie wampirów nie było jej ulubionym przysmakiem. Ich mięso było mdłe i pozbawione wszelkiego smaku, czuła się jakby jadła kamień, a nie żywą istotę. Wolała mięso ludzkie, żywych osób, najlepiej mięsożernych wtedy smakowali idealnie. Akiko jednak miała rację, rasa wilkołaków jest już legendą i zostało ich garstka, którą można policzyć na palcach jednej ręki.
Przymknęła oczy, próbując zwalczyć ochotę wycia i po prostu zasnąć.

***

Wbiegł do szpitala zdyszany i pobladły, nie mógł uwierzyć w to wszystko. Nie sądził, że do tego dojdzie, każdego nominował jako ofiarę, ale nie ją. Zatrzymał się przy blondynie, którzy bawił się swoim podręcznym nożem, wyglądał na tak samo przygaszonego jak reszta obecnych. Chciał się już spytać, co się dokładnie stało, gdy z pokoju wyszedł Itachi, blady, pozbawiony wszelkich oznak życia. Usiadł przy blondynie, zakrywając twarz dłońmi by móc spokojnie zapłakać.
Blondyn wstał kierując się w stronę tarasu. Ruszył za nim nie wiedząc czego właściwie oczekuje. Usłyszeć, że ona nie żyje? Że Sasuke posunął się tak daleko? Do tej pory nie mógł uwierzyć nawet w jego zdradę. Kto z własnej woli przyłącza się do wampirów? Westchnął ciężko, przystając w pewnej odległości od Naruto. Bał się tego co miał usłyszeć, tak bardzo się bał…
- Keiko przeżyje… Ale straciła dziecko, to dziecko nawet nie mogło się narodzić… Z tego co usłyszałem… Oni już nigdy nie będą mogli mieć dzieci, Sasuke zrobił z niej bezpłodną kobietę na zawsze.- Powiedział szeptem przesyconym bólem.
Kiba wiedział, dlaczego blondyn tak cierpiał, nie tylko przez zdradę przyjaciela to, że musi na niego polować. Była jeszcze przyjaźń między Itachi’m a nim, więź która wytrzymała działania bruneta, która pozwala im wierzyć, że nie każdy Uchiha jest zły.
Teraz po tych słowach, nie wiedział co miał powiedzieć, wszystko straciło swój sens. Bo przecież dobrze pamiętał radość Keiko, gdy była w ciąży z Kei’em. Jej marzenia o dużej rodzinie, o szczęściu, które miało ich otaczać. Poczuł jak łzy powoli spływają mu po policzku.

Trzymał w rękach bukiet białych lilii, sam nie wiedział czemu akurat ten kwiat wybrał, ale wszystko inne, wydawało mu się nieadekwatne. Wszedł do jej pokoju, w kącie siedział Kakashi czytając jedną ze swoich książek. Ona zaś siedziała w swoim łóżku, wpatrując się tępo w pościel, była blada, a bez swojego uśmiechu wyglądała jak nieboszczyk. Podszedł ostrożnie do niej, wsadzając kwiaty do wazonu. Był zaskoczony, że był pierwszy z kwiatami, spodziewał się, że Itachi wypełni pokój różami, albo inną roślinnością, która by dodała otuchy.

- Hej… - Powiedział niepewnie, siadając przy niej, nie wiedząc co zrobi, jeśli Keiko odmówi udziału w rozmowie, jeśli będzie tylko biernym słuchaczem.
- Kiba-kun… Dlaczego? Dlaczego to musiało spotkać właśnie mnie? Bo kocham Itachi’ego? To moja kara za egoizm? - Spojrzała na niego z załzawionymi oczami, zaciskając dłonie na pościeli.
- To nie twoja wina… - Odparł zmieszany, kładąc dłoń na jej. - Przepraszam, że nie mogłem cię uratować…
Kakashi przyglądał się wszystkiemu z zaciekawieniem, przymykając swoją książkę. W prawej ręce trzymał strzykawkę ze środkiem uspokajającym, w razie kolejnego napadu szału u kobiety. Mimo, że chował się za maską, widać było, że jego też gryzą wyrzuty sumienia, za ignorancję.

***

Zaniepokojony spojrzał po raz kolejny na zegarek. Nie przypominał sobie by Kei mówił mu o nocowaniu u kolegi, a pora nie sprzyjała spacerom, szczególnie w tym mieście. Do sypialni weszła szatynka wycierając włosy w puchowy czerwony ręcznik. Usiadła obok niego, dając mu dokończyć.
- Gdzie jest Kei? - Spytała się nagle z troską, bawiąc się paskiem od szlafroka.
- Pewnie u kolegi, zapomniał nam tylko powiedzieć o swoich planach. - Powiedział spokojnie, masując jej głowę. - Nie martw się, nic mu nie będzie.
- Mam nadzieję, nie chciałabym, żeby i jemu coś się stało. Nie sądzisz, że powinniśmy mu powiedzieć o wampirach?
- Powiem mu, obiecuję. – Cmoknął ją w kark, przyciągając do siebie.
Uśmiechnęła się łagodnie, przymykając oczy. Tak bardzo kochała czas spędzony z jej rodziną, nie mogła sobie wyobrazić, gdyby miała ją ponownie stracić.

***

- Nagato, gdzie jest Mayu?! W ogóle nie odbiera telefonu! - Brunetka weszła do pokoju chłopaka, otwierając drzwi szeroko.
- A nie jest z koleżankami? - Odparł niepewnie, nie rozumiejąc dlaczego jest atakowany za swoją siostrę.
- Dzwoniłam do jej wszystkich koleżanek! Nie ma jej u nich!
- Ja jej nie monitoruję … Jeśli wyszła na randkę ze swoim chłopakiem, to jej problem, nie mój. - Wzruszył ramionami, wstając od biurka.
- Randkę z chłopakiem? - Wydukała zmieszana, czując jak się rumieni.
- Ostatnio często mi mówiła o jakimś Kei’u… No to jej chłopak, nie?
- Uchiha Kei?- Zdumiona, wyszła z pokoju sięgając po telefon.
Musiała się upewnić, co do tych przypuszczeń. Nie wierzyła, by Mayu poszła wbrew jej zaleceniom, nigdy tego nie robiła. Zazgrzytała zębami, mając ochotę przekląć wszystkich Uchihów.
- Uchiha, słucham? - Męski głos odezwał się w słuchawce, beznamiętny, przywodzący na myśl robota.
- Itachi! Czy jest u ciebie Mayu?
- Mayu? Nie… Ale jak o tym wspominasz, to Kei też zniknął… - Westchnął ciężko, nie kryjąc już swojego niepokoju.
- Zniknęli?! Myślisz, że to Orochimaru?!
- A Kiba mówił o jakieś zwiększonej ilości wampirów?
- Nie... Mówi, że rzadko kiedy się wychylają… Jakby na coś czekały…
- Nie wiem Hinata, niepokoje się tak samo jak ty. W dodatku nie wiem jak to powiedzieć Keiko.
- Zadzwonię do Kiby by ich poszukał. - Powiedziała już spokojnie, próbując myśleć trzeźwo.
- Dzięki. Będę miał u was dług.
- Mam nadzieję, że uda nam się ich znaleźć.
Rozłączyła się, spoglądając z nostalgią na zdjęcie blondyna z Mayu. Brunetka wiedziała, że on by ją odnalazł, że zrobiłby to szybciej niż ktokolwiek inny.

***

Szła przed siebie zaciskając dłonie na ramionach. Było jej zimno, w dodatku serce biło jej jak szalone ze strachu. Nie sądziła, że stracą tyle czasu w starej firmie Uchiha. Spojrzała się za siebie, gdzie chłopak szedł w ciszy, patrząc pod nogi. Podejrzewała, że rozmyśla nad tym co przeczytał, a raczej czego nie zdołali przeczytać. Mimo że ją też to gnębiło, to postanowiła to po prostu zostawić na później, kiedy będzie bezpieczna w domu.
Skręcili w boczną ulicę prowadzącą do jej domu. Wybrali tą drogę, bo było bliżej, a oboje nie czuli się pewnie o takiej porze. Nabrała powietrza spoglądając w niebo, które było pokryte gwiazdami. Chociaż ten widok dodawał otuchy.

- Mayu popatrz jakie dzisiaj mamy ładne niebo… Pełne gwiazd! Wszystkie spoglądają na ciebie i zazdroszczą ci urody! - Mówił radośnie, przytulając ją do siebie.
Dziewczynka zaśmiała się wesoło, wyciągając ręce do gwiazd.
- Wiesz Mayu… Przyjdzie czas kiedy mnie nie będzie przy tobie… I wtedy spójrz w niebo i pomyśl sobie o osobach, które są twoją siłą. Dla których wstajesz każdego dnia.
- Każdego dnia? - Spytała zdumiona, nie rozumiejąc jeszcze sensu słów ojca.
- Każdego osobnego dnia, ale pamiętaj, że twój tatuś cię kocha, nieważne gdzie wtedy będę… - Cmoknął ją w czoło, uśmiechając się po tym jakoś tajemniczo.

Zatrzymała się wzdychając ciężko. Tak bardzo chciałaby ojciec wrócił, by nigdy nie umierał i powiedział jej, że robi głupstwo, że nie powinna szperać w przeszłości, że umawianie się z chłopakiem o takiej porze jest niemoralne. Zamiast tego miała przybranych rodziców, którzy nawet się nie kochali, nie miała prawdziwego domu, od dnia, w którym umarli jej dziadkowie, czuła pustkę, która z każdym dniem bolała coraz bardziej.
- Wszystko w porządku? - Kei podszedł do niej, kładąc dłoń na jej ramieniu.
Pokiwała przecząco głową, czując że ma wszystkiego dość. Wtuliła się w niego, pozwalając sobie na płacz, dziki i zdający się nie mieć końca. Zaskoczony chłopak na początku nie wiedział co ma robić, jednak po chwili objął ją delikatnie, gładząc po głowie. Próbował w ten sposób dać, jej do zrozumienia, że jest z nią, że może na niego liczyć.
Nagle Mayu zwinęła się w kłębek krzycząc przeraźliwie, trzymała się mocno za prawą stronę szyi, próbując złapać oddech. Kei pobladł z przerażenia, rozglądając się po okolicy by odszukać jakąś pomoc. Ale nikogo nie było, panowała niezwykła cisza, która wzbudziła w nim niepokój.
- Mayu co się dzieje?! Mayu! - Kucnął przy niej, trzymając ją za ramiona.
Dziewczyna kiwała przecząco głowa, próbując mu się wyrwać. On zaś czuł niesamowite ciepło idące od prawej strony jej szyi.
Cisza. Wydawało mu się, że jedyne co słyszy to spazmatyczny oddech dziewczyny, nic więcej.
Pośród tej ciszy, która zdawała go przeszywać boleśnie na wylot, usłyszał kroki. Nie należące do jednego człowieka, do wielu. Za wiele jak na tą porę nocy.
Przełknął z trudem ślinę, podnosząc głowę na istoty, które znalazły się wokół nich.
Bladzi, z czerwonymi oczami, ich kły lśniły jasno jakby pieczętując ich los.
Nie chciał w to uwierzyć, zawsze sądził, że te istoty żyją tylko w książkach. Chciał już coś powiedzieć, ale poczuł jak czyjaś ręka podnosi go za gardło w górę. Przerażony próbował złapać choć trochę powietrza, spojrzał się kątem oka na Mayu, która nadal zwijała się z bólu, a obcy pochylali się coraz bardziej nad nią.

***

Biegł rozglądając się po wszystkich kątach. Nie mógł uwierzyć, że Mayu złamała ich podstawową zasadę. Do tej pory nigdy jej się to nie zdarzyło. Wiedział, że to po części ich wina, że nie mówią jej całej prawdy, jednak trudno im było zacząć rozmowę o takiej tematyce. Westchnął dając znać Akamaru by ruszył przodem.
Nie był za dobrym ojcem. Wiedział to od samego początku, że nigdy nie będzie taki jak Naruto i inni, którzy mieli swoje biologiczne dzieci. On, zakochany nieszczęśliwie w Keiko nie miał siły szukać pocieszenia u innych, a później… Później gdy był już gotowy na nowe życie, pojawiły się problemy. Śmierć Naruto i opieka nad Mayu. Nie winił za to nikogo. Nikt nie miał wpływu na to co się stało, a jednak, nikt się go też nie pytał, czy czuje się na siłach.
Z początku pomagali im Tsunade i Jiraiya, dawali wiele rad i umożliwili mu niezbliżanie się do niej przez kilka lat. Jednak oni umarli i rola rodziców musiała przypaść młodszym. Z Hinatą rozmawiał wiele, najczęściej na tematy związane z Naruto i łowcami. Próbował odwieść ją od chęci zemsty i szukania Orochimaru na własną rękę. Wiedział, że jest pogrążona w rozpaczy i nawet do dnia dzisiejszego kocha Naruto. Gdy przygarnęli Nagato mógł wyrywać się na męskie soboty. Chodził z nim pograć w jakieś gry zespołowe, szkolił go w samoobronie, rozmawiał i udzielał rad. Mimo wszystko, oboje byli facetami, ale co miał zrobić z Mayu? Zawsze była spokojna, jakby oczekiwała, że Naruto pojawi się lada dzień. Oczywiście się nie pojawiał, a ona coraz mocniej się w sobie zamykała. Uczyła się grać na skrzypcach by jakoś wyrazić swoje uczucia. Świat, do którego Kiba nie potrafił dotrzeć. Teraz żałował, że się nie starał mocniej, że nie wie nawet gdzie spędzała wolny czas.
- Znalazłeś ją? - Kakashi podbiegł do niego, tak samo zdyszany jak on.
Pokiwał przecząco głową, czując się coraz mocniej załamany. Mężczyzna zaś wypuścił ze świstem powietrze, wycierając pot z czoła.
- Obawiam się, że mamy bardzo złą sytuację. - Powiedział zaniepokojony prostując się nagle.
- Wampiry! - Krzyknął zdumiony, czując złowrogą aurę niedaleko nich.
- Spora grupa…
- Akurat teraz! - Zazgrzytał zębami, wyciągając za paska swój pistolet.

***

Zanim stracił przytomność usłyszał huk, a później krzyk. Nic więcej.

***

Otworzyła oczy, czując nieprzyjemne mrowienie w szyi. Spojrzała na szatyna, który siedział przy niej ze swoją typową poirytowaną miną. Wiedziała czemu jest zły. Też by była. Próbowała się uśmiechnąć, ale nie potrafiła, jej ciało domówiło jej posłuszeństwa. Usłyszała różne głosy, rozpoznała Hinatę i Kakashi’ego, wujka Shikamaru, ale też głosy, których nie kojarzyła. Zmarszczyła czoło w niemym pytaniu, które nie miało szans paść.
Do pokoju wszedł brunet, który wydał się jej tak podobny do Kei’a, był trochę blady, jednak emanował spokojem. Usiadł obok niej, spoglądając na łóżko obok, na którym znajdował się Kei. 
- Dobrze, że się ocknęliście. Widzę, że oboje straciliście możliwość mowy na jakiś czas. Tym lepiej. Czas żebyście poznali prawdę - Kakashi wszedł do pokoju, drapiąc się po głowie. Rola nauczyciela wcale mu nie odpowiadała. - Dziesięć lat temu, podczas walki między Orochimaru a łowcami, doszło do śmierci. Zginął nasz najlepszy łowca, wywodzący się z najstarszego rodu łowców - Uzumaki Naruto. Ginąc jednak zabrał ze sobą swojego przyjaciela, który stał się wampirem, Sasuke Uchiha i swoją żonę, która także stała się wampirem, Uzumaki Sakurę. Ten wieczór dla łowców został nazwany „Krwawą pełnią”. Rada postanowiła chować Mayu przed światem, tak samo jak nakazała rodzinie Uchiha opuszczenie miasta by uchronić wszystkich przed posunięciami Króla Wampirów. Z jakiś przyczyn jednak, losy klanu Uzumaki i Uchiha znowu się przeplotły. Jak mniemam szukaliście na własną rękę prawdy o tym co się dzieje. Teraz ją znacie. Mayu jest osobą, która jest poddana ścisłej ochronie, mimo wszystko w swoich żyłach ma krew największego klanu łowców i jako jedyna może dzierżyć „Rasengana”. Liczyliśmy, że nie będziesz musiała wieść takiego życia, że uda nam się zabić Orochimaru przed jego przebudzeniem. Ale na to już nie mamy co liczyć. Kei teraz także będzie chroniony. Nie wiemy czego Orochimaru chciał od Sasuke, ale jego śmierć definitywnie była ciosem dla jego ambicji. Z Itachi’ego już pożytku raczej mieć nie będzie, przez wiek i to, że miłość Itachi’ego do Keiko jest prawdziwa, czyli żadna hipnoza na niego nie zadziała. Kei jednak sprawdzasz się dla niego idealnie. Dlatego radzę ci uważać na to co robisz. Następną kwestią jest Mayu. Nie tylko jesteś dziedziczką klanu Uzumaki, ale w dniu, w którym się urodziłaś zostałaś ugryziona przez wampira. Za dwa lata, staniesz się jedną z nich, stąd to znamię na szyi. Odpowiedzią na wszystkie pytania oczywiście, będzie śmierć Orochimaru.
Mayu spoglądała na niego z przerażeniem, nie mogła uwierzyć w to co usłyszała. Jak ktokolwiek może przypuszczać, że jest wampirem? Przecież jest normalną nastolatką, nie jest jak te stworzenia, które się opisuje w książce. Zacisnęła powieki modląc się, żeby to był tylko sen. Ale głosy nie znikały, wręcz przybywało ich coraz więcej.
- To niemożliwe… - Pomyślała zrozpaczona, czując jakiś ciężar  na sercu.


Rozdział 8


Ziewnął przeciągle spoglądając z rozleniwieniem na innych, na twarzach wszystkich widać było dezorientację. Zauważył kątem oka jak brunetka wykłóca się o coś z szatynem, jak zwykle się przy tym czerwieniąc. Westchnął ciężko, nie rozumiejąc co się właściwie dzieje, od kilku lat cała organizacja wydaje się być w chaosie, a jedyne co im wychodzi, to wzajemne kłótnie i oskarżanie się o bycie niedoskonałymi.
- Naruto… Musiałeś umrzeć, za twojej kadencji było spokojniej, jakoś potrafiłeś trzymać ich w ryzach. - Mruknął pod nosem, odchylając się na krześle.
Do pomieszczenia wszedł Kakashi w towarzystwie grupki podstarzałych już mężczyzn. Wszyscy wyglądali na zmęczonych i tak samo sfrustrowanych jak pozostali. Usiedli na swoich tronach, wskazując by reszta również zajęła swoje miejsca i przygotowała się do wysłuchania celu spotkania.
Shikamaru dawno nie widział tylu łowców w jednym miejscu. Jeśli starszyzna zdecydowała się wszystkich sprowadzić, to sprawa musiała być ważna, ale nie zmieniało to jego niechęci do tego wszystkiego.
Gdy wszyscy zasiedli na swoich miejscach, Kakashi zastukał trzy razy w gong, otwierając oficjalne posiedzenie łowców. Cały szmer ucichł w jednej chwili, a wzrok wszystkich spoczął na mężczyźnie na środkowym tronie. Ten odkrząknął, poprawiając się po raz ostatni.
- Witam was wszystkich, moi najdrożsi łowcy. Kiedy ostatni raz widzieliśmy się w takim gronie? Dziesięć lat temu, po śmierci poprzedniego lidera, Uzumakiego Naruto, ale nawet on padł. Zabiły go uczucia, które powinny nam być obce! Jeśli ktoś paktuje z wrogiem, powinien zostać zabity, a nie bawić się w szukanie antidotum. Mam nadzieję, że to was czegoś nauczyło, ta historia jest idealną lekcją dla młodych. Jednak boli mnie, widząc tyle pustych krzeseł. Udowadnia nam to, jak wiele poświęcane jest w walce z istotami nocy. Koegzystencja nie jest rozwiązaniem, jak to marzył klan Uzumakich! Chcieli nas zdradzić i pokazać drogę prosto do dna piekła. Zapomnieli o swojej dumie, o obowiązku względem obywateli tego kraju. Umieramy dla wyższego celu, dla ludzi, którzy z istotami nocy spotykają się tylko w książkach i filmach. Jednak… Orochimaru nadal nie został złapany, nadal zagraża nam wielka wojna z wampirami. A są one ostatnimi czasy coraz bardziej aktywne. To powinno być dla nas ostrzeżeniem i wzbudzić jeszcze większą czujność. Ludzie nas potrzebują. Dlatego ze smutkiem donoszę, że znowu mamy zdradę… I tym razem rodziną, która dopuściła się zdrady był klan Uchiha. Ostrzegaliśmy, że mają już tu nie wracać, a jednak to zrobili! W dodatku ich młody syn, szpiegował poczynania swojego zmarłego wuja. W jakim celu? Czy aby na pewno tylko by poznać prawdę o rodzinie? Przecież ma rodziców, po co mu prawda, o jakimś wujku? Ja wam powiem. Jestem przekonany, że ten chłopiec ma to samo przekleństwo jakie miał Sasuke! Jest dla nas zagrożeniem! W dodatku naraził Mayu! Ujawnił ją wampirom! Dlatego wznoszę propozycję aresztowania rodziny Uchiha i usunięcia ich z naszego życia! Do momentu aż nie zabijemy Orochimaru, kiedy opanujemy sytuację wśród istot nocnych, powinni zostać zamknięci! - Cichy, twardy głos rozchodził się po sali, wzbudzając u wszystkich dreszcze, ten mężczyzna był bezlitosny, nigdy się nie uśmiechał, nigdy nie miał litości względem drugiej istoty. Dlatego odpowiedziała mu cisza, pełna niepokoju, przerażenia i cichego przyzwolenia.

***

- To może się nawet udać. Spotkałem się już z tymi, którzy nie zgadzają się z polityką Orochimaru. - Mówił entuzjastycznie, wcinając ramen.
- No nie wiem Naruto... To dosyć ryzykowne, znaczy… Wiesz, że jak coś by poszło nie tak, wszyscy by oczerniali łowców? - Szatyn westchnął ciężko, spoglądając z podziwem na prędkość przyjaciela w jedzeniu.
- Rozumiem to Shikamaru… Ale nie chcesz dla Senji’ego normalnego życia? Przecież gdyby to wyszło, bylibyśmy wzmocnieni o siły wampirów. Nie sądzę by utrata miesięcznie kilku mililitrów krwi, była taka zła…
- Wizja kusząca, ale rada na to nie pójdzie…
- To ich do tego przekonam. Jestem liderem łowców, wiem co robię.
- A może po prostu ciągle szukasz antidotum dla Sasuke? - Spojrzał na niego podejrzliwie, nachylając się ku niemu.
- Nie mogę zaprzeczyć, że już tego nie robię, ale umiem rozdzielać sprawy zawodowe, od prywatnych. Sasuke jest moim przyjacielem. Ale jeśli nadal będzie mordował i robił wszystko co mu się podoba, to nie będę mieć wyboru i go zabiję.
- Wolałbym byś się nie narażał niepotrzebnie. Masz od tego nas… - Mruknął pod nosem, odwracając głowę w stronę ulicy. - Ludzie żyją jak gdyby nic. Dla nich wampiry to fikcja…
Blondyn uśmiechnął się nostalgicznie, dziękując za posiłek. Wstał z miejsca i ruszył powoli w stronę parku. Szatyn pobiegł za nim, nie wiedząc za bardzo co się dzieje. Naruto jednak nic nie powiedział. Szedł w ciszy, spoglądając się na płyty chodnikowe. Shikamaru słyszał tylko szepty za sobą, o urodzie blondyna i pytania skąd się wziął. Zatrzymał się wpatrując się w znikającą powoli sylwetkę przyjaciela.
- Życie bez konieczności walki? To może się udać marzycielu… - Burknął pod nosem, wyciągając z kieszeni paczkę papierosów.

***

- Nie zgadzam się! Rodzina Uchiha nic złego nie zrobiła! Zapominacie, że i oni zostali skrzywdzeni w tym wszystkim! - Kiba wstał raptownie z miejsca, słysząc jak krzesło opada z hukiem na podłogę.
- Jestem tego samego zdania. Aresztowanie rodziny Uchiha nic nam nie da. Nie zrobili niczego złego, to my nie dopilnowaliśmy obowiązków. Za długo chcieliśmy ukrywać prawdę przed Mayu, ona nie jest głupia i czuje co się dzieje wokół niej. - Kakashi odparł spokojnie, wpatrując się ze znudzeniem na starszyznę. - Naruto by na to nie zezwolił.
- Uzumaki przez swoje marzycielstwo zginął! Nie mamy zamiaru słuchać jego świty! - Mężczyzna wydarł się oschle, robiąc gest nieznoszący sprzeciwu.
- Jak dla mnie… Na te gierki już jest definitywnie za późno. - Shikamaru mruknął pod nosem, wstając ostrożnie. - Skoro jestem ze świty Naruto, to nie ma sensu być tutaj, skoro nie będziemy wysłuchani.
- Nara-san! - Mężczyzna spojrzał się na niego złowrogo, jakby chcąc go przywiązać do miejsca.
- Idziemy Temari. - Powiedział dobitnie wychodząc z pomieszczenia.
Blondynka zmieszana rozejrzała się po sali. Ukłoniła się nisko i wybiegła za nim, nie mówiąc ani słowa. Wszyscy spoglądali na to z niepokojem i strachem. Nie sądzili by ktoś sprzeciwił się woli Saretina.
- To może być rozłam dla łowców… - Kakashi szepnął pod nosem, odchylając się na swoim krześle.
Każdy wiedział, że w tej sytuacji nie ma złotego środka, mogą albo jawnie sprzeciwić się woli organizacji, bądź milczeć i kontynuować swoją pracę. Praca w takim zawodzie dla wielu, była wyzwaniem, próbą swojej woli i wiary, najczęściej ludzie po prostu zamieniali się w narzędzia do zabijania, nie zadając sobie pytania po co to wszystko. Szatyn spojrzał na brunetkę, która siedziała w ciszy nie podnosząc nawet wzroku.
- Powinnaś coś powiedzieć, byłaś narzeczoną Naruto! Wiesz dobrze, że by tego nie chciał… - Szepnął jej do ucha, kładąc rękę na jej ramieniu.
- To już nieistotne. Naruto nie żyje, a to jest najlepsze rozwiązanie. Słyszałeś go, wypuszczą ich, gdy wszystko ucichnie.
- Hinata… Nie porównuj Itachi’ego do Sasuke, nie próbuj na niego zrzucić odpowiedzialności za śmierć Naruto! Ocknij się wreszcie! - Warknął złowrogo, prostując się. Gdy kobieta milczała niewzruszenie, westchnął ciężko. Nie potrafił jej wyciągnął z tych emocji, teraz nawet nie wiedział, czy ma siły do walki z jej urojeniami. - Naruto byłby zawiedziony twoją postawą.
Wyszedł bez słowa, czując jak gniew powoli rozsadza mu żyły. Nie znosił spotkań łowców, zawsze doprowadzały go do szewskiej pasji. Gdy jeszcze przewodził nimi Naruto, spotkania były w luźnej atmosferze, bez presji. Ludzie zjawiali się by posłuchać historii blondyna, a nie bawić się w policję.

***

Siedziała na łóżku w swoim pokoju, spoglądała z zazdrością na wronę siedzącą na gałęzi pobliskiego drzewa. Tak jak i ona, chciałaby mieć skrzydła i móc się wznieść, by nie myśleć o tym wszystkim. Wizja stania się wampirem ją przeraziła. Teraz jej ciągły niepokój goszczący w jej sercu zawsze po zachodzie słońca wydawał się normalny. Była inna od reszty ludzi, była potworem, który może umrzeć, poświęcając istnienie innej osoby. Nie chciała nikogo zabijać. Nawet osoby odpowiedzialnej za śmierć ojca. Nie chciała stać się mordercą.
Nawet teraz pamiętała wzrok ojca, zawsze gdy brał do ręki nóż, to pełne niechęci spojrzenie, jakby nie czuł się pewnie z tym narzędziem. Zawsze gdy się o to pytała, Naruto odpowiadał jej, że nie znosi pozbawiać kogokolwiek życia, nawet gdyby to miała być naprawdę zła osoba, bo wtedy czuje się pusty. Nie może powiedzieć, że żyje.
Nie wiedziała w jakim stopniu jej ojciec był „pustym”, skoro zabijał wampiry i inne nocne stwory mimo swojej niechęci, w jego sercu musiała rosnąć olbrzymia dziura. Czy coś mogło ją zapełnić? Miłość? Nienawiść? Czuła jak łzy ponownie wydostają się z jej oczu, pozbawiając ją siły.
- Tato… Dlaczego… Ja nie chcę…- Łkała wtulając się w swoją maskotkę w kształcie lisa.
Usłyszała huk zamykanych drzwi i ciężkie kroki po schodach. Zdumiona wpatrywała się w drzwi, nie wiedziała, czy powinna się bać ataku wampirów, czy może wizyty kogoś kogo nie zna. Drzwi jednak pozostały niewzruszone, huknęły inne. Zmarszczyła czoło w niemym pytaniu, co się dzieje.

***

Patrzyła  tępo przez okno, ludzie przemierzali ulice, zajęci swoimi sprawami, nie zdając sobie sprawy nawet, że tuż obok nich przemykają istoty nocy, których woleliby nie spotkać. Ziewnęła, krzywiąc się z bólu. Nadal miała rany od ciosów Akiko.
Wstała leniwie ruszając powoli do drzwi. Powinna już wrócić do domu i przyszykować wszystko na pobudkę swojej pani, jednak jej brzuch ciągle na przemian burczał i wył z bólu.
Szła chodnikiem, wpatrując się pod nogi, gdy do jej nosa doszedł zapach łowcy. Zaskoczona odwróciła się spoglądając na mężczyznę trzymającego w dłoni linę. Przełknęła z trudem ślinę i ruszyła biegiem przed siebie, zastanawiając się jakim cudem ją znaleźli, ukrywała swoją aurę do tej pory perfekcyjnie, więc dlaczego nagle teraz ją znaleźli?
Łapała z trudem powietrze, co pozwoliło jej zrozumieć przyczynę. Nie kontrolowała swojej aury przez ból. Zazgrzytała zębami, skręcając w pierwszą lepszą uliczkę. W tym stanie nie miała żadnych szans, gdyby zjadła jakiegoś zdrowego człowieka, może jej organizm by się zregenerował…

***

-Jak to Kei i jego rodzina została aresztowana?! Przecież.. Oni też tutaj są ofiarami! - Krzyknęła zaskoczona, siadając na krześle. Nie spodziewała się takiej informacji z samego rana.
- Zrozum, to dla twojego dobra. - Hinata uśmiechnęła się łagodnie próbując ją dotknąć. Jednak Mayu wstała gwałtownie odtrącając ją.
- Chyba dla twojego! Od początku zachowujesz się jakby to rodzina Kei’a była największym złem na świecie!
- Bo to Sasuke cię ukąsił! To ich wina! - Podniosła zirytowana głos, odwracając od niej wzrok.
- Nie generalizuj wszystkiego! Nie każdy kto nosi dane nazwisko jest kopią drugiego! Sama mnie tego uczyłaś! O tolerancji! Ale wtedy jeszcze ojciec żył…
- Twój ojciec nie ma z tym nic wspólnego!
- Czy on i Itachi nie byli przyjaciółmi?! To oznacza, że chciałby go chronić! Właśnie taką osobą był!
- Był naiwny i to go dopro…
Poczuła dłoń na swoim policzku, zmuszającą ją do cofnięcia. Zaskoczona chwyciła się za policzek, spoglądając na zdyszaną dziewczynę. Ta podniosła na nią wściekły wzrok, zaciskając zęby.
- Mój ojciec nie był naiwny! Był bohaterem! I nigdy na niego nie zasługiwałaś, jeśli naprawdę choć przez chwilę o tym pomyślałaś! Mój ojciec zginął w walce o honor swój i swoich najbliższych! Jestem tego pewna!
Odwróciła się na pięcie i pobiegła przed siebie. Zatrzymała się dopiero przed domem, nie wiedząc gdzie miałaby się teraz udać. Nagle przy niej pojawił się Kakashi ze swoim psem. Położył jej rękę na ramieniu, przekrzywiając lekko głowę.
- Wszystko w porządku? - Spytał swobodnie, pozwalając psu pobiegać trochę bez smyczy.
- Nie! Nienawidzę jej! Jak mogła pozwolić na to! Dlaczego aresztowaliście Kei’a i jego rodzinę?! - Złapała go za koszulkę, wpatrując się w niego zapłakanymi oczami.
- Mayu, chyba tak nie czujesz naprawdę? Wiem, że  Hinata teraz jawi się ci jako paskudna osoba, ale pomyśl, co ona czuje… Straciła mężczyznę, którego kochała, z którym wiązała przyszłość, zostałaś jej tylko ty. A w dniu, w którym Kei się pojawił w twoim życiu, musiał wzbudzić w niej niepokój. Zachowuje się jak kotka, która chroni swoich małych. Chroni cię tak, bo wierzy, że tego by od niej chciał Naruto. Chodź. Pójdziemy do Kei’a i jego rodziny. Nie poznałaś jeszcze jego matki prawda? - Zagwizdał na psa, który leniwie poczłapał za nimi.
- Nie, nie poznałam. Ale Kei mi dużo o niej opowiadał. - Przetarła oczy, próbując się uśmiechnąć.
- To naprawdę ciepła osoba, polubisz ją.
- Czy pańska żona nie ma nic przeciwko temu?
- Co tak zmieniasz nagle temat? Co ma rodzina Kei’a do mojej żony?
- No bo tak zachwalasz mamę Kei’a, to pomyślałam…
- O nie! Nie! Ja nie jestem, jak ta cała banda łowców podkochujących się w jednej kobiecie! - Odparł urażony, spoglądając gdzieś w bok.
- Hm? Nie rozumiem…
- Swojego czasu… Nie było łowcy płci męskiej, który by się nie podkochiwał w mamie Kei’a… Każdy do niej czuł jakąś miętę przez rumianek. Nawet twój ojciec był nią zafascynowany, ale to pewnie dlatego, że nie traktowała go jako wielkiego łowcę, czy dziedzica. Zwykły facet, który pożera jej ramen. - Zaśmiał się pod nosem, przypominając sobie dawne czasy.
- Musiało być wesoło…
- A jakże! Gdy żył twój ojciec to nie było dnia bez śmiechu. On chyba nauczył też ludzi tego, że nie każdy wampir jest zły. Wierzył do końca, że ludzie i wampiry mogliby ze sobą koegzystować. Niektórzy zarzucali mu lęk przed walkami czy wyparcie się nawet swoich korzeni. Ale prawdą jest to, że każdy łowca, jest już zmęczony tą całą sytuacją… Tymi walkami…
- Chciałabym poznać ojca od tej strony… - Westchnęła rozmarzona, zaciskając dłoń na jego.
Kakashi spojrzał się na nią w zdumieniu, jednak nic nie powiedział.

***

Jęknęła obolała otwierając powoli oczy. Poczuła przyjemne ciepło, spojrzała w stronę kominka, w którym tlił się ogień. Uśmiechnęła się łagodnie, marząc by móc zmienić się w psa, jednak więzy i pieczecie jej to uniemożliwiały.
Drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem i do pokoju weszła różowowłosa dziewczyna. Chciała już coś powiedzieć, jednak gdy ujrzała ją na podłodze, pobiegła do niej z przerażeniem w oczach.
- Nic ci nie jest?! - Krzyknęła rozhisteryzowana, próbując odwiązać liny.
- Jestem trochę obolała, to wszystko, ale… Co ty robisz? - Spoglądała na nią w zdumieniu, próbując odgadnąć jej motywy.
- Próbuję cię uwolnić… To chyba oczywiste…
- Ale jesteś łowcą?
- Nie… Mój ojciec był, ale ja nie…
- Jesteś wampirem?
- I tak i nie…
- Nie rozumiem… Śmierdzisz łowcą, wampirem i człowiekiem zarazem… Bardzo duszący smród…
- Dla wyjaśnienia. Myję się codziennie… - Mruknęła zarumieniona pod nosem, uwalniając ją wreszcie.
- Nie chodziło mi o zapach ciała. My wilkołaki odczuwamy aurę… Wy to nazywacie chyba duszą… No dla nas to aura. - Masowała sobie nadgarstki, wpatrując się w nią z ciekawością.
- Jesteś wilkołakiem?
- Tak…
- Ale wyglądasz jak nastolatka! Jak dziewczyna!
- Może i tak wyglądam, ale jestem stara... bardzo. - Westchnęła ciężko, unikając jej wzroku.
- Wow… Niesamowite… Pierwsze spotkanie z wilkołakiem… Czekaj… To chyba źle, że cię wypuściłam?
- Nierozsądnie… - Kiwnęła twierdząco głową, wpatrując się w otwarte drzwi, w których stał Kakashi.
- Jak się nazywasz? - Powiedział spokojnie, zamykając za sobą drzwi.
- Eri… - Odparła, wzruszając ramionami.
- Ile was zostało?
- Mało… W sumie jest nas cztery…
- Czyli jest tak źle? - Usiadł na sofie, przeczesując włosy ręką.
- Jak to możliwe? - Dziewczyna spoglądała na nich zdezorientowana.
- Wampiry nie przepadają za wilkołakami dla nich jesteśmy konkurencją w zdobywaniu jedzenia. A później i łowcy nie byli nam zbyt przychylni. Więc z czasem po prostu pomarliśmy. W porównaniu do wampirów, wilkołak nie roznosi choroby przez ugryzienie. Żeby nowy wilkołak się narodził, potrzebny jest stosunek płciowy z człowiekiem. A teraz o to trudno, my nie wiemy za bardzo jak się zachować przy współczesnych ludziach…
Mężczyzna w ciszy spoglądał na ogień w kominku, czując pewną gorycz, gdy przypomniał sobie czasy młodości, w których współpracował z wilkołakami czy wampirami nawet. Teraz ta era chyliła się ku końcowi.

***

Otworzyła leniwie oczy wzdychając ciężko. Leżała tak kilka minut, nim spostrzegła, że jest całkiem sama w domu. Usiadła raptownie, wychodząc z łóżka. Naciągnęła na siebie swój szlafrok i ruszyła na dół.
W kuchni zobaczyła ledwo tknięcie zwłoki wampira, które powoli rozpadały się w proch. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się, czy nie ukarała jej za mocno.
- Gdzieś się znowu podziała…?
Przymknęła oczy, próbując wezwać ją do siebie, jednak nie mogła dotrzeć do umysłu swojej podopiecznej. Otworzyła zdumiona oczy, podchodząc do trupa, uderzając go w mostek przyśpieszając jego przemianę w proch.
- Przeklęci łowcy! Akurat teraz!

Rozdział 9

- Kei! - Otworzyła powoli drzwi, spoglądając niepewnie na chłopaka siedzącego przy stoliku z książką w ręku.
- Hej Mayu. - Zwrócił się do niej z łagodnym uśmiechem. Wyglądał dużo lepiej niż ostatnio gdy się widzieli. - Co tu robisz?
- Przyszłam cię uratować! Jestem przeciwna temu, żeby przetrzymywano was tutaj jako odpowiedzialnych za wszystko! Stare pryki nie znają się n niczym! - Zacisnęła pięści podchodząc do niego. Mięśnie jej twarzy były napięte, wyrażając wściekłość na samą myśl o tym co się dzieje w jej życiu.
- Nie potrzebuję ratunku. Jakby nie patrzeć, nie jestem skazany na śmierć. - Zaśmiał się pod nosem, zamykając książkę. - A ty co? Bawisz się w bohatera shounen’ów?
Zamrugała zdumiona, rozluźniając natychmiast wszystkie mięśnie. Wyobraziła sobie siebie jako jednego z bohaterów mang dla chłopców i nie mogła powstrzymać się przed parsknięciem śmiechem. Chłopak jej zawtórował, odsuwając krzesło do tyłu. Nawet jeśli nie chciał mówić tego na głos, cieszył się jej obecnością, dawało to jakieś ukojenie w tej całej niepewnej sytuacji.
- Czyli ty byłbyś moją księżniczką? - Spojrzała na niego nagle pełna powagi, kładąc rękę na blacie stołu i przekrzywiając lekko głowę.
- K-księżniczką? - Jęknął zaskoczony, wpatrując się w jej biust.
- Gdzie się patrzysz zboczeńcu! - Trzepnęła go po głowie, odsuwając się od niego. - Muszę iść trenować. Chcę opanować Rasengana.
- Hm? Rasengana? – Masował się po głowie, wpatrując się w nią pytająco.
- Pistolet mojego ojca. Kei… Pomożesz mi?
- W czym? - Wstał z miejsca podchodząc do niej, pełny niepokoju, ale i ciekawości.
- Chcę wyruszyć do Orochimaru i go zabić! Ale sama nie dam rady… - Spuściła głowę, mówiąc cicho, wręcz pełna strachu. Chłopak wpatrywał się w nią ze zdumieniem, jednak po chwili uśmiechnął się i objął ją delikatnie. Nie potrafił jej odmówić.

***

- Kiba! Co mamy zrobić?! Mayu zniknęła! - Brunetka, złapała mężczyznę za ramię, będąc bliską płaczu.
- Po prostu tutaj czekaj. Nic jej nie jest. Jest u łowców i pobiera treningi używania tego pistoletu. Wybrała swoją drogę. Ty się już lepiej w to nie wtrącaj, wystarczająco złego zrobiłaś. - Odrzucił jej rękę, sięgając po swój pistolet. - Idę do bazy, mogę nie wrócić przez kilka dni. Opiekuj się Nagato.
- Kiba… - Kobieta upadła na podłogę, nie wiedząc już co ma robić. Czuła jak łzy powoli sączą się z jej oczu. Czuła, że zawiodła wszystkich.
Zawołał Akamaru i ruszył powoli przed siebie. Wiadomość od Kakashi’ego go zaskoczyła, nie spodziewał się, że Mayu postanowi walczyć z Orochimaru, ale nie mógł się jej dziwić. Dla niej wybór był oczywisty, jeśli ma zginąć to przynajmniej jako człowiek, a nie wampir. Jej starania o wypuszczenie rodziny Uchiha też były zrozumiałe, tak naprawdę nikt nie miał prawa ich o cokolwiek obwiniać. Robili tylko to, co uważali za słuszne.
Podrapał się po głowie, czując rosnącą w nim irytację. Wszystko szło nie tak jak powinno. Nie znosił być tylko cichym obserwatorem, ale nie potrafił być ojcem, ani przywódcą, mimo że zawsze mu się wydawało, że jest do tego stworzony, że się nadaje na lidera. Kilka misji jednak udowodniło mu, że wcale tak nie jest, miał na swoich rękach krew swoich podopiecznych.
Zatrzymał się dostrzegając przed sobą kobietę o smukłej budowie ciała, jej brązowe włosy opadały luźno na jej zwiewną koszulę nocną. Jego wzrok przykuły sporej wielkości piersi, które napinały w swoim rejonie materiał. Czuł, że się rumieni, jednak warczenie Akamaru przywróciło mu zdrowy rozsądek. Zauważył pobladłą cerę i kły wśród białych zębów. Zacisnął dłoń na pistolecie, zastanawiając się, czy powinien strzelić bez ostrzeżenia.
- Łowca… - Kobieta szepnęła chłodno, podnosząc rękę w jego kierunku. - Zaprowadź mnie do waszej bazy.
Cofnął się o krok, nie będąc pewnym, czy dobrze zrozumiał. Pierwszy raz spotkał wampira, który wysunął takie żądanie, w dodatku nie próbowała go zahipnotyzować.
- Po co? - Odparł zmieszany, próbując opanować oddech.
- Chcę odzyskać to co moje. Zabraliście mojego psa.
- Psa?
Zamyślił się na chwilę, próbując przypomnieć sobie jakieś wzmianki o psie, ale niczego takiego nie kojarzył. Dopiero po chwili zrozumiał, że mówiąc psa, miała na myśli wilkołaka. Zmarszczył czoło, nie będąc pewnym po co jej istota, którą z reguły wampiry nienawidziły.
- Eri, mój wilkołak. Wygląda na nastolatkę, niezdarna i roztrzepana, zazwyczaj mówi to co jej przyjdzie na myśl. Jest koloru bursztynu.
- To prawda, mamy takiego wilkołaka w bazie, ale po co ci on? Czy wy wampiry nienawidzicie wilkołaków?
- Oczywiście, że przez wieki ich nienawidziliśmy. Nie dlatego, że zabierali nam jedzenie, nawet my rozumiemy jak smaczne jest ludzkie mięso, ale wilkołaki potrafiły się obejść bez zabijania was, mogły żywić się zwierzętami, czy nami. Dla ludzi w czasach wielkich epidemii okazywały się wybawieniem, mogły zjeść ciało zarażonego nie zapadając przy tym na chorobę. Ich odporność jest nawet dla nas obiektem zazdrości. Ale tym co przeważyło o naszej nienawiści, to nie fakt, że poruszają się w dzień, mogąc zawierać przyjaźnie z ludźmi, ale to, że w porównaniu do nas są płodne. Wilkołaki rozmnażają się przez seks. My wampiry nie mamy takiego szczęścia. Jesteśmy bezpłodni, a nowe wampiry rodzą się przez ugryzienie. Jednak szansa, że ugryziony człowiek stanie się wampirem jest mała, w dodatku często po przemianie wpadają w szał. Wilkołaki nigdy nie doświadczyły takiego problemu, dopóki ludzie nie zaczęli tworzyć swoich mrocznych historii i nie obrócili się przeciwko nim. Wilkołaki przez swoją płodność stanęły na krawędzi wyginięcia. - Uśmiechnęła się delikatnie, poprawiając swoje obranie. - Ale dobre z nich sługi, dlatego gdy zauważyłam małego szczeniaczka, postanowiłam go sobie wziąć. Eri wyrosła na dosyć posłusznego psa, zazwyczaj robi to co jej każę i nie zadaje głupich pytań. Niestety przez swoją głupotę zamieniłam ją w bestię.
- Bestię? - Zdumiony przyglądał się jej z podejrzliwością. Ciągle był gotowy do oddania strzału.
- To było kiedy Eri miała 13 lat, były to czasy, gdy o ludzką krew było naprawdę ciężko, musiałam się ukrywać nie tylko przed wami, ale przed Orochimaru. Byłam w obliczu śmierci, gdy Eri zaoferowała mi swoją krew. Nie przewidziałam, że spowoduje to, że Eri przestanie rosnąć, zatrzymała się na etapie nastolatka, w dodatku w porównaniu do swoich pobratymców, nie potrafi jeść mięsa wampirów. Nie ma dla niej smaku, nie zapełnia jej żołądka. Domaga się ludzkiego mięsa.
- Czyli jest także wampirem?
- Nie... Nie jest wampirem. Jest bestią, wilkołakiem, który zatracił swoje możliwości zabijania wampirów i szybkiej regeneracji. Jest za to bardzo dobrym tropicielem. Jej nos potrafi wytropić każdą osobę na ziemi. Łowco, wiem o waszych planach. Chcecie znaleźć Orochimaru, ale nie potraficie. Zaprowadź mnie do bazy, a ja za uwolnienie Eri, pomogę wam odnaleźć Króla Wampirów i zabiję go.
- Nie mogę odpowiadać za wszystkich.
- Zaprowadź mnie do bazy, porozmawiam z waszą starszyzną. Powinni być zaciekawieni niecodzienną ofertą.
- Niech będzie.
Westchnął ciężko, nie wiedząc, czy na pewno dobrze robi, zgadzając się na taki układ. Wspomnienie jednak o Naruto nie pozwalało mu tak po prostu odmówić. Czuł przecież, że gdyby chciała zabiłaby go w jednej chwili, nie wahając się ani sekundy. Prowadził więc ją do miejsca, do którego nie mają wstępu jej podobni, nie czuł z tego powodu szczególnego poczucia winy, nie bał się też, że skończy się to śmiercią wszystkich w środku. Coś nakazywało mu zaufać tej kobiecie, która mówiła w sposób pozbawiony wszelkich emocji. Kiba spoglądając w jej puste oczy, dostrzegł cień goryczy, poczucia winy związanego z tym wilkołakiem.

***

Posługiwanie się pistoletem ojca, okazało się dużo trudniejsze niż przypuszczała. Spędzała godziny na strzelaniu do puszek. Pod koniec dnia bolały ją ręce, miała wrażenie, że nosiła kilka godzin naprawdę ciężki głaz, jednak to co ją urzekło, to piękny niebieski blask, który rozchodził się od strzału, zupełnie jak iskry ze sztucznych ogni. Osobą, która ją doglądała był Kakashi, który dawał jej rady i masował jej nadgarstki specjalną maścią. Rozmawiali dużo o treningach, o Naruto i o pracy łowców. Mayu wiedziała, że nie chce zostać łowcą tak na stałe, że po zabiciu Orochimaru chce zostać zwykłą nastolatką. Śmiała się też z Kei’a, który był niemniej obolałby od niej i jeszcze poobijany od ćwiczeń władania mieczem. Jednak wszyscy patrzyli na te próby z entuzjazmem i nadzieją. Wierzyli, że są bliżej zakończenia wojny.
Czasami na trening przychodziła Eri, a raczej Kakashi ją zabierał jako obserwatora. Dziewczyna przyglądała się Mayu z uwagą, czasami powiedziała jakąś uwagę, ale najczęściej po prostu sprawiała, że wszyscy się śmiali. Nikt jej jeszcze nie powiedział, że w tej samej bazie jest Akiko, która rozmawia z radą o swoich planach.
Cieszyła się także z tego, że rodzice Kei’a zyskali trochę wolności i swobody. Pierwsze spotkanie Mayu z Keiko było dla niej dniem wstydu. Szatynka jednak uśmiechała się sympatycznie i nie komentowała zachowania Mayu, mówiła za to z entuzjazmem o swoim synu i o tym jak się cieszy, z jego decyzji. Wspierała ich całym sercem i dziewczyna była jej za to wdzięczna. Rozumiała też, czemu Kei nazwał ją najlepszą mamą na świecie, sama chciałaby mieć taką matkę. Hinata kiedyś wydawała się jej uosobieniem anioła i mimo że wiedziała, że przeżyła wiele i miała prawo do takiej reakcji, to nie mogła jej wybaczyć tego uprzedzenia.
Odłożyła pistolet na stolik, opadając na taboret dysząc ciężko.Jej dłonie ją piekły od stawiania oporu odrzutowi. Była jeszcze za młoda na operowanie takim pistoletem, nie mogła czekać na to aż jej ciało przybierze odpowiednie rozmiary.
- Dobrze ci idzie, masz potencjał swojego ojca, nawet go przerastasz. To pewnie przez geny matki. - Kakashi podszedł do niej ze szklanką wody.
- Gdzie mojej matce, do łowców. - Burknęła oschle, sięgając po podarek.
- Twoja matka była naprawdę dobra w kontrolowaniu energii wewnętrznej. Gdyby chciała mogłaby zostać łowcą, ale Sakura nie chciała mieć z tym światem nic wspólnego, wolała poświęcić życie nauce.
- I romansowi z Sasuke…
- Twoja matka od zawsze go kochała. Nie można jej za to winić, że na końcu wybrała mężczyznę, do którego coś czuła. Nawet Naruto to rozumiał, on po prostu chciał twojego dobra. Nie wiemy dlaczego Sakura tak się zachowała względem was, to zostanie chyba największą zagadką.
Nie powiedziała już nic więcej, wpatrzona w powolny ruch wody, szykując się do dalszych treningów.

***

- Nie chcę za wiele. Chodzi mi tylko o mojego wilkołaka i o to, żebyście zostawili mi władzę nad wampirami. Obiecuję nie sprawiać wam, za wiele problemów. Mimo wszystko jesteśmy wam potrzebni do trwania. Co by łowcy zrobili bez wampirów, czy wilkołaków? Wiem, że marudzicie na swój los, ale czy ktokolwiek z was wyobraża sobie, życie bez polowań? Od zawsze pragnęłam władzy, niestety Orochimaru miał za wiele potężnych sług. Wy myślicie, że wampiry są nieśmiertelne prawda? Muszę was rozczarować. Żyjemy po prostu znacznie dłużej od was. Tysiąc lat to dla nas maks, ale jest sposób by ominąć nasze ograniczenie… Musimy znaleźć nowe ciało. Przenieść naszą duszę do niego. […] Warunkiem tego jest to, że to ciało musi być młode, przed 30, bez żadnych blizn, ogólnych uszkodzeń, geny zbliżone do naszych, a przede wszystkim przez 5 lat musi żywić się krwią osoby, którą kocha. […] Wejście w ciało człowieka nie wchodzi w grę. Geny się nie zgadzają, to chyba logiczne? Skąd bierzecie te absurdalne pytania? […] Uzumaki Sakura? Słyszałam o niej. Była kochanką Sasuke, pojemnika Orochimaru. Była mu potrzebna, chodziło o kwestie związane z chorobami wampirów. Nie da się ich zrozumieć będąc człowiekiem. Orochimaru jest chory, jak każdy wampir mając tyle lat. To jest już jego drugie ciało. Trochę mu zepsuliście plan zabijając Sasuke. […] Czym mami swoje ofiary? Obiecując im spełnienie ich marzeń. Jeśli ktoś ma kobietę, którą kocha, ale nie może jej mieć, to Orochimaru tak zrobi by miał. Marzenia bywają dla was zwodnicze. Dlatego Itachi Uchiha mimo, że był idealny dla Orochimaru był niedostępny dla niego. No bo miał wszystko. Kochającą żonę, firmę, zresztą to jest chyba osoba, która mało potrzebuje do szczęścia. Prawdziwym zagrożeniem może być Kei, jego syn. Mimo wszystko te same geny. […] Hmm, czemu Sasuke ugryzł Mayu po jej narodzinach? Nie wiem, nie byłam w paczce tego zgreda. W każdym razie pierwsze słyszę, by ktoś miał zamienić się w wampira po osiągnięciu jakiegoś wieku. Skąd wzięliście tą bzdurę? […] Jeśli pozwolicie mi się z nią spotkać, to wam powiem o co chodzi. Przecież ja jej nawet nie znam. Mówię po prostu to co wiem. […] To moje pierwsze ciało, mam zaledwie 600 lat, ale nie planuje sobie tak po prostu umrzeć. Nie po to marnowałam tyle lat by przejąć tron, żeby się zestarzeć. Wcale nie lubię myśli o współpracy z wami, ale dla swojego celu jestem gotowa to zrobić. Powinniście uważać na to co robicie, bo nie każdy jest tak pozytywnie do was nastawiony jak ja. Nasza współpraca zakończy się razem ze śmiercią Orochimaru. […] Moje kolejne ciało? Nie wiem, kto to będzie. Może Eri, chociaż nasze geny się nie zgadzają, ale jej nieśmiertelność jest kusząca.

***

Opadła na sofę, nie czując praktycznie rąk. Przez cały dzień nie widziała Kakashi’ego, ani żadnego dorosłego, co ją trochę martwiło. Zazwyczaj ktoś przy niej czuwał, ale tego dnia spędzała czas tylko w towarzystwie Eri, która czytała jakąś książkę ignorując kompletnie otoczenie.
- To… Naprawdę jesteś nieśmiertelna? - Spytała znudzona, bawiąc się butelką wody.
- Yhym, tak mówi moja pani. - Odparła spokojnie, przewracając stronę.
- Czyli już zawsze będziesz wyglądała na 13-latkę?
- Na to wygląda. Nie zbyt wesoła perspektywa, prawda? - Spojrzała się na nią z delikatnym uśmiechem.
- Mówiłaś wcześniej, że wilkołaki się rozmnażają jak… Każdy normalny człowiek… Czyli ty też mogłabyś urodzić dziecko?
- Raczej nie. Jestem za młoda. Wilkołaki osiągają dojrzałość płciową późno. Dopiero w wieku 18 lat.
- No ale…
- Chodzi o ciało. Moje ciało musi osiągnąć ten wiek, a ono jak widzisz… Nie jest na to chętne.
Spojrzała się na sufit, nie mówiąc już nic więcej. Dla Mayu trudno sobie było wyobrazić bycie nieśmiertelną, uwięzioną w ciele, które nie rośnie, nie mogąc zawierać znajomości z ludźmi. Przez chwilę pomyślała sobie, że jedyną szansą na normalne życie są właśnie przyjaźnie z łowcami, którzy znają prawdę i przed, którymi nie trzeba się kryć.
- Ojciec miał rację w wizji współpracy z nimi. On musiał zrozumieć ich samotność i niechęć spowodowaną swoim długowiecznym życiem. Gdy dziadkowie umierali, miałam uczucie, jakby świat się kończył, nie potrafiłam się odnaleźć w rzeczywistości bez nich. A co dopiero gdyby miało się nigdy nie umrzeć i spoglądać jak wszyscy wokół umierają i starzeją się, ale nie ty… Poza wszystkimi, wiecznie szukając swojego miejsca. Ojciec pewnie chciał im pomóc. Powiedzieć, że nie są sami… - Pomyślała smętnie, przymykając oczy.

***

- Sakura, rozmawiałaś o tym z Naruto prawda? - Podszedł do niej, chwytając za rękę.
- Tak, mówił mi o swoich planach koegzystencji ludzi i stworzeń nocnych. - Odparła cicho, opierając się o swoje biurko. - O co ci chodzi Sasuke?
- Naruto jest moim przyjacielem…
Podniosła zdumiona brwi, chciała wyrwać mu rękę z uścisku, jednak zamiast tego poczuła jak ją przyciąga do siebie, by wpić się w jej usta. Próbowała się bronić, odepchnąć go od siebie, ale on z każdą chwilą wzmacniał uścisk.
- Robię mu takie świństwo, romansując z jego żoną… - Mruczał całując ją po szyi.
- Przestań.. - Wyjęczała, obejmując go rękoma.
- Dlatego chcę mu pomóc… Nie po to stałem się wampirem, by stać się sługusem Orochimaru. Chcę znaleźć lekarstwo, które by umożliwiało im powrót do swojej ludzkiej formy. Dać im śmiertelność człowieka…
- To szalone… - Odparła zaskoczona, wpatrując się w niego niepewnie.
- Wiem, dlatego cię potrzebuję Sakura, zawsze potrzebowałem…

***

Zdumiona wpatrywała się w kobietę przed sobą. Blada o chłodnym wyrazie twarzy nie wzbudzała sympatii. Zacisnęła automatycznie dłoń na ręce Kei’a, który tak jak ona spoglądał się z niepewnością na wampirzycę. Eri za to siedziała w formie psa przy swojej pani, merdając radośnie ogonem. Dzięki łowcom odzyskała pełnie sił i była gotowa wykonać każdy rozkaz.
- Ty jesteś Uzumaki Mayu? - Kobieta odezwała się nagle, wyciągając ku niej rękę.
- Tak, to ja… - Odparła zmieszana, czując, że serce zaraz jej wypadnie z klatki piersiowej.
Akiko podeszła do niej, dotykając uważnie miejsca, w którym widniały blizny po ugryzieniu, zauważyła jak wszystkie mięśnie dziewczyny kurczą się powodując u niej ból, a żyły przy szyi, wychodzą na wierz. Podniosła w zdumieniu brwi, przejeżdżając palcem po skórze. Z sykiem cofnęła się o krok, kiwając do Kakashi’ego, że skończyła swoje badanie. Mężczyzna chwycił Mayu za ramiona i zaprowadził do sofy by sobie usiadła.
- Nie stanie się wampirem.
- Jak to?! - Kiba podszedł do niej, spoglądając z wielką nadzieją.
Akiko wystawiła do nich rękę pokazując palec, którym badała szyję dziewczyny. W porównaniu do reszty jej ciała, palec nie był blady, był wręcz zaróżowiony. Spojrzeli się na to ze zdziwieniem nie rozumiejąc nic z tego.
- Dziewczyna jest lekiem na naszą długowieczność. Orochimaru musiał to zrozumieć, dlatego chce się jej pozbyć. Wiele wampirów by oddało duszę za możliwość normalnego życia, danego wam ludziom.
- To dlaczego ją tak boli przy obecności wampirów?!
- Jest to ostrzeżenie. Tak jak wasze czujniki, tylko, że ona ma naturalny w jej ciele, który ją ostrzega przed obecnością wampirów. Im większa moc wampira tym silniejsze są skurcze, które defakto uniemożliwiają jej jakikolwiek ruch. Widać, że Sasuke nie miał za dużo czasu, przy robieniu tego.
- Sugerujesz, że to robota Sasuke?!
- Definitywnie jest to robota wampira. A z tego co wiem, Uzumaki Sakura rodząc ją była jeszcze człowiekiem. - W każdym razie zastrzyk z melisy powinien jej pomóc. A teraz możemy się już zbierać? Chcę już dorwać Orochimaru.
Dziewczyna spojrzała się na nią zaskoczona, wstała gwałtownie, opierając się na Kei’u.
- Idziesz z nami?!
- Oczywiście. Jak chcesz go znaleźć sama? Eri nam wskaże drogę, a ja chcę mieć pewność, że ten zgred zginie raz i na zawsze.
- Dziękuję… - Wydukała zmieszana, spoglądając na Kei’a, który był trochę blady na wieść, że już wyruszają na misję. - Pożegnaj się z rodzicami. - Uśmiechnęła się zachęcająco, popychając go ku drzwiom.
- No przecież wiem, zrobiłbym to nawet bez twojej rady. - Odparł zawstydzony wychodząc z pokoju.
- To będzie ciężka walka, uważasz że dasz radę?
- Nie wiem, nie przekonam się jeśli nie spróbuję. - Powiedziała uśmiechnięta, pakując swoje rzeczy do plecaka.

***

Stanęli przed kratami w ziemi, spoglądając z niepewnością na Eri, która szarpała się z nimi od dłuższego czasu. Akiko westchnęła ciężko, odwracając się do niej z irytacją.
- Może znajdą się tutaj jacyś mężczyźni, którzy otworzą nam drogę do Orochimaru?
Kilku jakby się przebudziło i ruszyło pomóc przy otwarciu. Mayu zaś stała sparaliżowana przy Kei’u, ciesząc się, że zioło, które jej wstrzyknęli faktycznie działa i może się jako tako poruszać. Wszyscy czuli złowrogą aurę unoszącą się w tym miejscu. Nikt nie miał wątpliwości, że w tym miejscu spoczywa Król.
- No, no… Wreszcie łowcy przyszli do nas, chyba skapnęli się, że nasz król niedługo się przebudzi. - Siwowłosy mężczyzna wyszedł za drzewa, uśmiechając się promiennie. - Widzę, że nawet Akiko się zjawiła, wielka samozwańcza królowa.
- Kabuto… - Syknęła przez zęby, odwracając się w jego stronę.
W jednej chwili łowcy zostali otoczeni przez wampiry. Eri zawarczała głośno, rzucając się na pierwszego, mimo że nie potrafiła rozkoszować się ich mięsem, to nadal była doskonałą bronią. Łowcy wyciągnęli swoje bronie, nie chcąc pozostać w tyle. Akiko westchnęła ciężko, nie rozumiejąc skąd ten pośpiech u wszystkich. Zrezygnowana odwróciła się na chwilę w stronę Mayu, która próbowała wydostać swój pistolet z pochwy.
- Wy tu zostańcie, jak tylko otworzą kraty ruszycie do środka i znajdziecie Orochimaru. Dopóki kropla krwi nie spłynie do jego ust, będzie spał. Zabijcie go szybko bez wahania. Pamiętajcie, że nie macie za dużo czasu. Wampiry, które zostały zrodzone z jego ugryzień rozpadną się natychmiastowo w proch. To nasza jedyna szansa, przy tej liczbie łowców.
Kiwnęli głowami, przybliżając się do krat, przy których wciąż miotali się łowcy, próbując je otworzyć. Akiko zaś skoczyła na Kabuto, jako najsilniejszego z całego towarzystwa.
Mayu spojrzała z przerażeniem na Kei’a, cała jej pewność siebie nagle przeminęła. Nie sądziła, że prawdziwa walka może być taka brutalna. Łowcy, którzy mieli dużo większe doświadczenie od niej, padali od ciosów zadanych przez miecze wampirów, a kraty nie drgnęły nawet o milimetr.

- Mayu… Kiedy będziesz się bała i sytuacja będzie zdawać się, prowadzić prosto do śmierci, pamiętaj, że nie jesteś sama. Może nie będziesz sobie nawet z tego zdawać sprawy, ale nie jesteś słaba! Masz w sobie siłę i wiarę, więc nie poddawaj się! Nigdy! - Uśmiechnął się promiennie, klepiąc po głowie.

- Kei… Nie możemy ich zawieść…
- Wiem..
Nagle kraty otworzyły się z hukiem, a oni z miejsca ruszyli w ciemność, nie zastanawiając się nad tym co może ich tam spotkać. Łowcy zaś otoczyli wejście broniąc dostępu do niego.

Rozdział 10

Obudziła się w środku nocy, czuła suchość w gardle, która męczyła ją od dłuższego czasu. Nieważne ile kaszlała i piła, to drapanie nie ustawało. Wyszła z łóżka otwierając drzwi, już chciała iść w stronę kuchni, gdy poczuła na skórze zimny powiew. Zaskoczona spojrzała na otwarte drzwi balkonowe. Ruszyła w ich stronę zastanawiając się, dlaczego ojciec nie zamknął na noc okna. Wychyliła się na zewnątrz, spoglądając prosto w plecy blondyna, który spoglądał w gwiazdy.
- Tato? - Spytała nieśmiało, nie chcąc wchodzić na zimne kafelki.
- Nie możesz spać Mayu? - Odwrócił się do niej ze smutnym uśmiechem, biorąc ją na ręce.
- Boli mnie gardło…
- Zrobię ci mleka z miodem... Powinno pomóc. - Pogłaskał ją po głowie wchodząc do środka i zamykając drzwi balkonowe.
- Co robiłeś?
- Myślałem o tym, co będziemy robić w wakacje. - Uśmiechnął się promiennie, wypędzając z siebie resztki smutku.

***

Szła ostrożnie za Kei’em, który trzymał latarkę. Rozglądała się po starych ścianach, które obrosły w pajęczyny i od czasu do czasu widać było pęknięcia, czy nawet dziury. Poza odgłosem kapiącej wody nie słyszeli nic, nawet walki, która trwała nad nimi. Przełknęła ślinę, czując jak żołądek kurczy się nieznośnie, uniemożliwiając spokojne oddychanie.
- Boisz się? - Chłopak spytał nagle, zatrzymując się.
- Ja?! Co ty wygadujesz! Jestem córką Naruto! Ja nie wiem co to strach! - Krzyknęła załamującym się głosem. Próbowała się nie rozpłakać i nie powiedzieć jak bardzo pragnęła by Naruto przy niej był i jak zwykle wziął ją na ręce gdy się boi.
- Ja się boję… Przecież mamy zabić Króla Wampirów… Przecież nie jest nim, bo ktoś go nim mianował… Sam sobie zapracował na to miano… - Spuścił głowę, by ukryć rumieńce wstydu, tak samo jak i ona miał ochotę po prostu wrócić do kogoś, kto go będzie chronił.
Dziewczyna spojrzała się na niego zaskoczona, otworzyła usta by coś powiedzieć, czy nawet go wyśmiać, ale nie potrafiła. Zacisnęła pięści na spodniach, próbując dodać sobie odwagi, nie mogła pozwolić by poświęcenie innych poszło na marne. Nabrała powietrza, czując dopiero jaki mdły zapach roznosi się wokół. Zakryła usta dłońmi, mając nadzieję, że nie zwymiotuje. Chłopak objął ją delikatnie chcąc w ten sposób dodać jej odwagi i powiedzieć, że nie jest sama, że ma go.
- Kei… Co z nami będzie? - Szepnęła zrozpaczona, wtulając się w niego.
- Nie wiem… Ale przetrwamy. Dla naszych rodziców, dla tych, którzy teraz tam walczą, dla nas samych. Uda nam się! - Powiedział pewnie, odsuwając ją od siebie nieznacznie. - A gdy to wszystko się skończy, wrócimy do szkoły i pojedziemy na wycieczkę klasową! Będziemy mieli dużo wspaniałych wspomnień!
Uśmiechnęła się delikatnie, odsuwając się od niego. Trzepnęła się w głowę, chichocząc pod nosem.
- Masz rację. Nie mogę pozwolić by strach przejął mój rozum. Jutro wszystko wróci do normalności, będzie tak jakby ta cała historia z wampirami się nie wydarzyła.
Ruszyli dalej nasłuchując otoczenia. Nie wiedzieli nawet jak długo już szli i ile jeszcze im przyjdzie przemierzać ten tunel, który zdawał się nie kończyć. Mayu jednak podświadomie czuła, że z każdym krokiem, zbliżają się do Króla, który powoli przebudza się ze swojego snu.

***

Rozejrzała się po okolicy, czując zgorszenie dla łowców, którzy nie dawali sobie rady z napływem nowych wampirów. Podbiegła do Eri, która rozrywała właśnie kolejne ciało. Trzepnęła ją w plecy, zmuszając ją do zwrócenia na nią uwagi. Żywe zielone oczy, spojrzały się na nią, przepełnione pragnieniem śmierci. Nie mogła jej okazać strachu, musiała zachować spokój udowadniając jej, że jest jej panią. Wilkołak uśmiechnął się dziko, wyjąc jakby chcąc przywołać swoich do uczty.
- Eri, ruszaj za tymi małolatami. Musisz ich doprowadzić do Orochimaru. - Powiedziała twardo, zabijając pobliskiego wampira.
Przechyliła pytająco głowę, nie będąc pewna, czy dobrze usłyszała.
- Idź już! To już nieistotne, kto zabije Orochimaru! Ma zginąć! - Warknęła złowrogo, nie spuszczając z niej wzroku.
Dziewczyna wzruszyła ramionami i pobiegła w stronę wejścia do podziemi. Łowcy spoglądali na nią ze strachem, bojąc się, że może nagle oszaleć i zaatakować pierwszą lepszą osobę. Ta zaś omijała wszystkich, zabijając tylko po drodze wampiry, nie zamierzała się przeciwstawić swojej pani, która zrezygnowała ze swojego celu, by tylko zakończyć tą misję.
Wbiegła na schody, czując od razu zapach rozkładu i krwi. Zawarczała pod nosem, przyśpieszając nieznacznie. Nie miała czasu na wąhanie.
Akiko stała przy Kakashi’m, który ciął kolejnych przeciwników. Był już wyraźnie zmęczony i jego refleks z każdym ciosem był coraz słabszy. Podniosła zdumiona brwi, nie rozumiejąc skąd to zmęczenie, skoro są dopiero na początku wojny.
- Z taką kondycją, to wy na pewno nie wygracie. - Powiedziała szorstko załatwiając kolejną grupę krwiopijców.
- O młodych się nie martw, mają siły, w porównaniu do takiego rzęcha jak ja… - Odparł zdyszany, opierając się o pobliskie drzewo.
- Boisz się śmierci? - Spojrzała się na niego zaintrygowana.
- Tylko głupiec nie bałby się śmierci. Jestem już stary mam już ponad 40 lat, swoje przeżyłem, nie zdołałem jednak nikogo ochronić, kto był dla mnie ważny… - Zagryzł dolną wargę, próbując złapać oddech.
Akiko podniosła pytająco brwi, zastanawiając się po co właściwie łowcy marnują życie w walce z istotami silniejszymi od nich, kogo chcą ochronić? Ludzi, którzy z natury byli ignorantami i nawet im nie dziękują za ich ciężką pracę? Mężczyzna uśmiechnął się słabo, zaciskając dłoń na rękojeści katany.
- Nie rozumiesz prawda? Nikogo nigdy nie chroniłaś…
- To prawda, odkąd stałam się wampirem, nikogo nie chroniłam. Liczyło się przetrwanie. - Odparła beznamiętnie, usuwając kolejnego wroga sprzed oczu. - To kogo nie potrafiłeś ochronić? Ludzi? Psów? Roślin?
- Nie potrafiłem ochronić przyjaciela, ucznia i własnego syna. Nie spełniłem się w żadnej z roli, nawet żony nie ochroniłem.
- Czy to takie ważne?
- Nie zrozumiesz. Jesteś wampirem i dla was rola przyjaciela, nauczyciela, czy ojca jest nieistotna. Ale dla nas ważna, bo ci ludzie na nas polegają, ufają nam. A ja nie potrafiłem im pomóc.
- No dobrze, a co z twoją żoną? Powiedziałeś, że jej też nie ochroniłeś… Wampiry aż tyle ci zabrały?
- To nie był wampir. Moja żona, miała wypadek samochodowy spowodowany przez pijanego nastolatka. Zwykły człowiek, który pozbawił ją możliwości chodzenia. Choć gdybym nie musiał być wtedy na patrolu mógłbym jej towarzyszyć… Może to by się wtedy inaczej skończyło.
- Głupota. Nie obwiniaj się za coś, co nie było twoją winą. To tak jakbyś miał się obwiniać o to, że w średniowieczu palono zielarki. - Prychnęła pod nosem, wyrywając mu miecz. - Ja się tym zajmę. Starcy powinni spać o tej porze.
Ruszyła przed siebie, ukazując wszystkim mistrzostwo w posługiwaniu się mieczem, zdawało się, że Akiko nie trzyma żadnej broni, a rany zadaje tylko własną ręką. Kakashi spoglądał się na nią zaskoczony, jednak po chwili pozwolił sobie by osunąć się na ziemię i po prostu nabrać sił. W tym stanie był dla nich bardziej kłopotem niż pomocą.
- A kiedyś to ja tu byłem gwiazdą… Cholerni gówniarze… Nie znają swojego miejsca… - Mruknął pod nosem, przymykając oczy. Był naprawdę zmęczony.

***

Siedziała zrywając kwiaty. Chciała by księżniczka otaczała się najpiękniejszymi kwiatami w całej Japonii. Wiedziała, ze nic nie było w stanie dorównać jej urodzie, jednak chociaż tym gestem pragnęła ulżyć jej w codziennych obowiązkach. Od momentu, gdy przygarnęła ją do osobistej służby nie mogła powiedzieć, że los jej nie sprzyjał. Miała miejsce, które mogła nazwać domem.
Wracała powoli w stronę pałacu. Nie mogła się już doczekać miny swojej pani, gdy zobaczy bukiet. Akiko rzadko była zadowolona ze swojej pracy, ale tym razem nie mogła być bardziej dumna. Chciała już zacząć śpiewać pod nosem, gdy zobaczyła przed sobą czerwoną smugę dymu.
Przerażona rzuciła się w stronę pałacu, modląc się w środku by księżniczce nic nie było. Co chwila się potykała, niszcząc przy okazji swoją yukatę. Zrozpaczona i obolała minęła bramę, spoglądając na martwych strażników i pożar w pałacu. Otworzyła usta w niemym krzyku, nie potrafiła nic powiedzieć, była bezradna na to wszystko. Łzy ciekły jej strumieniem, ale jej nogi znalazły dostatecznie dużo sił by biec i szukać księżniczki. Zaglądała do wszystkich pomieszczeń, widząc dokładnie to samo, zakrwawione trupy z rozerwanymi szyjami.
Wreszcie dotarła do komnaty swojej pani, a gdy rozsunęła drzwi zobaczyła bladego bruneta, trzymającego kurczowo jej ciało. Jej księżniczka już nie żyła. Zszokowana rzuciła się na niego, jednak on odskoczył szybko, obezwładniając ją od tyłu.
- Agresywna z ciebie kobieta… Może nawet ci się uda… - Szepnął jej chłodno do ucha.
Akiko poczuła tylko tępy ból w szyi, poczym zobaczyła przed oczami ogarniającą ją ciemność.
Otworzyła oczy, czując zapach ziemi. Znowu otaczała ją ciemność, w dodatku coś ją przygniatało, próbowała ruszyć rękoma, ale były czymś zablokowane. Zirytowana, naprężyła wszystkie mięśnie i nim się obejrzała wykopała dół w ziemi, tylko, że zrobiła to będąc w mogile. Wystraszona, spojrzała za siebie na zbitek ziemi, nie rozumiejąc co się dokładnie stało. Chwyciła się za szyję, na której ciągle widniały blizny po ugryzieniu.
- Zabiję cię! Odnajdę cię i zabiję! - Zaryczała głośno, spoglądając na rozgwieżdżone niebo.

***

Usłyszeli za sobą kroki, uderzenia czegoś twardego o kamień. Gdy zaświecili za siebie, zobaczyli zielone ślepia, a następnie białe zęby ociekające krwią. Wystraszeni, chwycili za broń, ale wilkołak ich minął skręcając nagle w prawo.
Ruszyli za nim, nie wiedząc właściwie dlaczego to robią, ale gdy tylko skręcili w odpowiednią uliczkę, zobaczyli drzwi. Weszli do środka, spoglądając na wysokiego, smukłego bruneta, o szarawej cerze. Jego skóra zdawała zwisać mu z kości. Mayu zwinęła się z bólu, trzymając się uporczywie za szyję. Kei kucnął przy niej, trzymając rękę na jej plecach, próbował ją jakoś uspokoić.
Eri stała przed nimi, warcząc głośno. Nie podobało się jej to, że zastali go już na nogach.
- Cóż za gromkie powitanie… - Uśmiechnął się złowrogo, poprawiając swoje włosy. - Akurat zgłodniałem.
- To koniec! - Eri zawarczała ochryple, szykując się do ataku.
- Koniec? Moje dziecko, to dopiero początek. Nowa era panowania wampirów jest bliżej niż ci się wydaje. Przyprowadziliście mi nawet pojemnik.
Kei przełknął z trudem ślinę, chwytając za swój miecz. Nie miał zamiaru poddać się bez walki. Mayu, zazgrzytała zębami wstając z trudem. Spojrzała się na niego twardo, próbując ukryć ból i strach.
- Widzę, że dziecko tego nieznośnego łowcy nadal żyje… - Westchnął ciężko, chwytając za miecz wiszący na ścianie. - Naprawdę, co ten Kabuto sobie myśli. Marnuje tylko mój czas.
Kei nie wiedział co się stało w następnej chwili. Widział jak Orochimaru zaciska dłoń na mieczu i rusza na nich z szybkością, o jaką by nie podejrzewał trupa, który ledwo się obudził. Z przerażenia zamknął oczy, próbując wmówić sobie, że to tylko sen, ale gdy usłyszał pisk i wystrzał, otworzył ponownie oczy, bojąc się najgorszego. To co ujrzał, przeraziło go jeszcze bardziej. Król z niedowierzającym wyrazem twarzy stał, wpatrując się w niego, z wbitym mieczem w wilkołaka, którzy przebił jego serce. Obok miecza, na ciele Eri widniała dziura od pocisku, który przeszył ciało króla, razem z łapą wilkołaka. Otworzył szeroko oczy, nie wiedząc co ma zrobić, Mayu padła na ziemię nie mogąc już wytrzymać.
- Zabij go… - Eri wychrypiała słabo, odwracając głowę w jego kierunku.
- Co? - Wydukał zmieszany idąc w ich kierunku.
- Zetnij mu głowę… Inaczej nic z tego nie będzie…
Nabrał powierza, przystając przy Orochimaru, który próbował się uwolnić. Podniósł swój miecz i z przymkniętymi oczami pozwolił by opadł na szyję władcy wampirów.

***

Kiba zatrzymał się gwałtownie, gdy zobaczył jak wampiry powoli przemieniają się w proch. Zdumiony spojrzał na Akiko, która stała spokojnie, czyszcząc ostrze z krwi.
- Dlaczego? - Spytał się tępo, nie wiedząc co o tym wszystkim myśleć.
- Dlaczego się nie rozpadłam jak ci tutaj? - Zaśmiała się pod nosem, wracając powoli do Kakashi’ego.
- Ponieważ pewnego dnia pewien mężczyzna poczęstował mnie miksturą, która miała mnie uleczyć z wampiryzmu. Nie wyleczyła, ale zerwała moje więzi z Orochimaru. O ile się nie mylę, pochodził z Klanu Uzumakich. - Uśmiechnęła się delikatnie oddając broń właścicielowi. - Powinniśmy zobaczyć co u nich.

***

Zajrzeli do komnaty, widząc Mayu zwijająca się na podłodze z bólu i bladego Keia siedzącego przy ciele Eri i kupce prochu. Akiko podeszła do swojej służącej, zamykając jej oczy.
- Dobrze się spisałaś. Mówiłam, że oddam ci wolność… - Szepnęła pod nosem, wstając powoli.
- Czyli świat został uratowany przez dzieci? - Shikamaru zaśmiał się pod nosem, niosąc na rękach Mayu.
- Nie do końca. Orochimaru nie był jedynym wielkim wampirem. Zostało ich jeszcze sześć. Tylko, że tamci są mniej upierdliwi. - Akiko uśmiechnęła się pogardliwie, mijając ich w przejściu. - Mam nadzieję, że już się nie zobaczymy.
Spojrzeli się za nią zmieszani. Nie wiedzieli jak dokładnie postąpić. Kiba podszedł do ciała Eri i wziął je na ręce.
- Zasłużyła sobie na porządny pochówek.- Szepnął pod nosem, idąc ku wyjściu.

***

Stała przed nagrobkiem z lizakiem w buzi i słuchawkami na uszach. Zastanawiała się co właściwie powinna powiedzieć, jak opisać to co się działo przez kilka ostatnich dni, tygodni, miesięcy. Podrapała się po głowie, nie mogąc jednak nic wymyśleć.
- Jeśli chcecie wiedzieć, co u mnie, to mogę wam powiedzieć, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Razem z Kei’em załatwiliśmy Orochimaru i w sumie łowcy mogą spać spokojnie, wampiry jakoś się uspokoiły i nie robią już problemów. Twój plan tato został wdrożony w życie i wszyscy są szczęśliwi. Za tydzień jadę na wycieczkę szkolną i nie mogę się już doczekać, totalnie sobie na to zasłużyłam, choć w ten weekend byłam z rodzicami Kei’a w Kioto i było naprawdę świetnie. Ale nie przejmuj się. Nic mnie z tym maminsynkiem nie łączy, choć kto wie... Może kiedyś coś się z tej przyjaźni narodzi. Nagato już wyszedł z depresji dotyczącej nieszczęśliwej miłości, nawet zaczął się spotykać z jakąś inną dziewczyną! Szalony podrywacz się z niego zrobił, choć nadal mi dokucza, więc nie jest taki fajny… Wujek Kiba pracuje w policji, zrezygnował z bycia łowcą. Jeśli chodzi o Hinatę… To nasze stosunki jeszcze nie są tak dobre jak kiedyś, ale widzę, że wreszcie jest gotowa zacząć żyć. Nie martw się tato, wszystko się dobrze skończyło, jak zawsze mi mówiłeś. Nie ma historii bez szczęśliwego zakończenia.
Uśmiechnęła się promiennie stawiając przed nagrobkiem, kubek ramenu i ruszyła powoli ku wyjściu z cmentarza.
- Tobie też dziękuję mamo… - Szepnęła pod nosem, spoglądając na powolny ruch chmur.


The End

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz