Try to shut me up


I. Aby osiągnąć szczęście, trzeba znać cierpienie.


Siedział przed nagrobkiem, wpatrując się w wyryte napisy nieprzytomnym wzrokiem.  Nie potrafił zapomnieć, o człowieku, który wyrwał go z bagna, jakim było jego życie. Nigdy nie był wzorowym obywatelem, od dzieciństwa sprawiał masę kłopotów swoim opiekunom. Nienawidził społeczeństwa za to, że jego pozbawiono rodziny, jako sierota nie mógł wiedzieć co to za uczucie kogoś zawieść.  Nikt nie interesował się jego losem, póki nie narozrabiał, wtedy znajdywały się osoby, aby go ukarać. Nic więc dziwnego, że gdy tylko miał możliwość odejścia z domu dziecka, zrobił to z uśmiechem na twarzy. Zaczął żyć na własny rachunek. Tylko, że wcale nie było jak w bajce.  Wpadał w coraz to inne nałogi, pierw zaczęło się niewinnie od tabaki, ale po kilku miesiącach przestała mu wystarczać, to zaczął dodatkowo palić. Później przyszła kolej  na alkoholizm, dalej narkomania i masochizm. Popełniał błąd za błędem, wybrał bilet do samego piekła.
 Gdy leżał tak w ustronnej ciemnej uliczce, licząc minuty do śmierci, przed jego obliczem stanął niewysoki blondyn. Potargany, zakrwawiony z tym swoim głupim uśmieszkiem na ustach.  Kucnął, pytając się czy wszystko w porządku. Miał ochotę mu przywalić, ale tak mocno, by nigdy już się do niego nie zbliżał. Zamiast tego wzruszył tylko ramionami, przymykając oczy, myślał że sobie pójdzie, ale on podciągnął go do góry i zaprowadził do swojego mieszkania socjalnego. Był sierotą zupełnie tak jak on.
Tak właśnie poznał Uzumaki’ego Naruto, był dwa lata młodszy, znienawidzony przez społeczeństwo, a jednak irytująco pogodny. Nigdy nie żalił się na swój los, zawsze tylko powtarzał „Byle do przodu.”. Zadziwiał go. Pilnował by już więcej nie sięgał po używki, każdą chęć karał ciosem w dłonie, albo zmuszaniem zjedzenia szpinaku. Z czasem nauczył się z tego śmiać, przychodził bez przypominania na piątkowe wieczory filmowe, by choć na ten czas zapomnieć o świecie. Na jednym z takich spotkań, poznał Haruno Sakurę. Dziewczynę tego chuderlaka, porywczą, inteligentną, wiedziała co chce robić w życiu. Setki razy zastanawiał się jak oni się dobrali, nijak nie mógł ich ze sobą połączyć, a jednak gdy byli razem uśmiech nie znikał im z twarzy.
Wszystko się popsuło w wakacje przed ich wstąpieniem do liceum. Postanowili zrobić sobie porządne wakacje, zwiedzając swój kraj. Cieszył się na tą wycieczkę, wreszcie miał możliwość odpoczynku od pracy i wydania pieniędzy które zarobił z takim trudem.  Gdy zawitali do Kioto, stało się najgorsze. Nieświadomi niczego wkroczyli na tereny walki dwóch gangów, nikt ich nie ostrzegł. Gdy mijali teatr rozległy się strzały, a on po chwili trzymał jego zakrwawione ciało w ramionach, płacząc by się trzymał. Sakura przerażona, kucnęła przy nich dzwoniąc na pogotowie. Nie zdążyli go uratować, ale blondyn pożegnał go prosząc by opiekował się Sakurą. Przytaknął tylko, nie mogąc nic powiedzieć.
Od tego czasu minął rok, a on codziennie przychodził na cmentarz, zapalając kadzidełko i kładąc ciasteczko.  Czasami miał nadzieję, że nie ujrzy nagrobka, a wszystko okaże się głupim snem, ale on wciąż stał. Westchnął ciężko, wyprężając się leniwie, gdy usłyszał kroki za sobą. Odwrócił głowę, przyglądając się dziewczynie w szkolnym mundurku, ze spiętymi w koński ogon włosami w kolorze bursztynu, choć widać było już różowe odrosty. Uśmiechnęła się łagodnie siadając obok niego na ławeczce. Wyciągnęła świeczkę z torby, zapalając ją zapalniczką. Odstawiła na marmurową półkę, modląc się przez kilka minut.
- Ciągle tu przychodzisz? Nie nudzi ci się to?
- Nie. Gdyby nie on ja bym już nie żył. Nie dość, że wyciągnął mnie z moich nałogów, to jeszcze mnie osłonił. Jak mógłbym o nim zapomnieć?
- Myślę, że on wie co czujesz. Nie masz co się obwiniać, to nie twoja wina.  Ja też mogłam się dowiedzieć jaka panowała sytuacja w Kito, gdybym tylko czytała gazety, albo chociaż nie przełączała kanałów informacyjnych…
- Gdybanie nic nie da. Nic mu nie wróci życia. Możemy tylko mieć pewność, że o nim nie zapomnimy. - Uśmiechnął się pod nosem, wstając leniwie. - Muszę już iść.
- Rozumiem. Trzymaj się Yahiko. - Odwzajemniła uśmiech, wpatrując się w jego osobę.
- Sakura, jakby coś się złego działo, to wiesz, że możesz mi o tym powiedzieć?
- Wiem, jestem ci za to wdzięczna. Ale wszystko gra, nie musisz tak panicznie się o mnie troszczyć.
- Ale to ty zmieniłaś kolor włosów… - Spojrzał na nią z wrednym uśmieszkiem, pukając ją w głowę.
- Chciałam się uwolnić od wspomnień, bo wiesz Naruto ciągle mi powtarzał, że kocha moje włosy. A ja ich tak nienawidziłam! Wszyscy się ze mnie śmiali przez ich odcień, tylko on nigdy nie powiedział złego słowa, na temat mojego wyglądu.
- Taki już był. Trzymaj się. Jak coś, daj znać. - Cmoknął ją w czoło, kierując się do bramy.
- Na razie. - Krzyknęła za nim, czekając aż zniknie jej z pola widzenia. - Tęsknię za tobą Naruto. W liceum jest koszmarnie. Uchiha Sasuke nie daje mi żyć. Traktuje jak przedmiot, a nikt nie chce mu się przeciwstawić! Klasa się nabija ze mnie przy każdym jego ataku, ugh! Chciałabym, żebyś tu był. - Skuliła się, chowając głowę by nie ukazać nikomu swoich łez.

***

Wszedł do przestronnej kawiarni, o tej porze było mało klientów, większość w podeszłym wieku, siedziała dwójkami grając shogi bądź go. Wypuścił ze świstem powietrze, siadając przy swoim stoliku w kącie sali.  Spojrzał na ubogie menu, kiwając głową z dezaprobatą. Po chwili przy stoliku stanęła niebieskowłosa kelnerka z papierowym kwiatem po prawej stronie głowy. Uśmiechnęła się łagodnie, wyciągając swój notesik i długopis.
- Poproszę „Kokosową” ze „Słodkich” i „Owocowy Pucharek”. - Odparł ciepło, podając jej złożoną kartę.
- Zaraz podam. - Dygnęła, po czym szybko udała się do lady by przekazać zamówienie.
Do pomieszczenia wszedł niski mężczyzna z fioletowymi oczami, zasłoniętymi częściowo przez czerwone włosy. Spojrzał się w stronę rudzielca, kiwając ręką na powitanie. Usiadł naprzeciwko, kładąc na blacie gazetę o tematyce filmowej.
- Sorry za spóźnienie. - Odparł zdyszany, zdejmując czarną bluzę i wieszając ją na oparciu krzesła. - Ty już pewnie zamówiłeś, co nie?
-Yhym. Przez chwilę bałem się, że to ja się spóźnię. A tu proszę, Nagato nie wyrobił się na czas. - Zaśmiał się cicho, otwierając czasopismo.
- Oj tam, każdemu się zdarza. Zresztą dzisiaj było tyle ludzi, że przez chwilę zapomniałem jak mam na imię. - Odwrócił się do tyłu by sięgnąć po menu. - To co się stało, że chciałeś się spotkać?
- Musisz się dowiedzieć dla mnie wszystkiego o niejakim Uchiha Sasuke. - Spojrzał na niego poważnie, odchylając się do tyłu.



II. Cierpliwość jest kluczem do szczęścia.

Siedział przy biurku, przeglądając papiery, na jego twarzy zaczął malować się grymas niezadowolenia. Przymrużone oczy, wpatrywały się w zdjęcie bruneta, który był powodem jej łez. Przy jego nodze leżał średniej wielkości pies, zwykły mieszaniec z jednym oklapniętym uchem. Spoglądał się natarczywie w swoje wędzone świńskie ucho, blokując swojemu właścicielowi jakiekolwiek ruchy.
- I co ja mam zrobić Miki? - Mruknął pod nosem, odkładając teczkę.
Czuł, że sytuacja jest patowa, gdyby chłopak był z jakieś pierwszej lepszej rodziny mógłby po prostu pójść i go nastraszyć, jednak sytuacja okazała się dużo gorsza. Wielki, poważany klan, który trzyma w swoich rękach policję Japonii. Wypuścił ze świstem powietrze, odchylając się do tyłu, wpatrując się w sufit okryty gwiezdnymi naklejkami. Uśmiechnął się pod nosem, na wspomnienie dnia, w którym zostały tam przylepione.
To było, gdy Sakura i Naruto byli w ostatniej klasie gimnazjum, ich związek dopiero rozkwitał, a jego mieszkanie było ich bazą wypadową. Nie przeszkadzało mu to, uwielbiał spędzać z nimi czas, oderwać się od pracy i po prostu móc się pośmiać. Tamtego dnia Sakura przyniosła stos gwiazdek, które miały świecić w ciemności. Naruto wpadł na pomysł, żeby ozdobić jego bezbarwne mieszkanie i zaczęli przylepiać je na suficie, aby nocą nie czuł się samotny. Gwiazdki oczywiście nie świeciły, co było dla nich wielkim zawodem, ale jemu to nie przeszkadzało, ponieważ w dzień mógł oglądać najpiękniejsze niebo na ziemi.
Ziewnął leniwie, spoglądając z niechęcią na stos kartek, które miał uzupełnić projektami. Nie wiedział dlaczego postanowił pracować w branży graficznej, może dlatego, że preferował nie wychodzić do pracy? Praca w domu była o wiele lepsza niż codzienne chodzenie do biura i użeranie się z ludźmi, za którymi się nie przepada. Przetarł oczy, próbując wymyślić coś co by go odciągnęło od obowiązków. Nie chciał pracować, nigdy nie planował stać się dorosłym… Zawsze powtarzał, że zostanie dzieckiem. Nie udało mu się jednak zatrzymać czasu i z braku większych możliwości założył firmę z przyjaciółmi. Byle mieć pieniądze na utrzymanie, choć czasem przyznawał przed samym sobą, że chodzenie na studia i praca nie jest dobrym pomysłem. Chciał się śmiać za każdym razem, gdy przeglądał się lustrze, widząc swoje rany, kolor swojej skóry. Pamiątki po okresie, który był dla niego koszmarem.
Poczuł jak łzy spływają mu po policzkach, starł je natychmiast, przeklinając siebie w duchu. Nie rozumiał dlaczego wciąż go to tak boli, nigdy nie czuł z nikim więzi, a gdy je wreszcie stworzył, zostały brutalnie zerwane. Nienawidził tego świata. Tak bardzo, że czasem nie wiedział czy warto się w ogóle budzić.
- Yahiko, przyniosłam nam coś do jedzenia... Szłam ze szkoły i pomyślałam, że pewnie znowu się przepracowujesz. Dawno cię zresztą nie widziano tam na uczelni, prawda? Wiem, że masz sporo pracy, ale chyba nie chcesz stracić całej kasy tylko na pierwszy rok? - Dziewczyna weszła do jego pokoju, trzymając w rękach papierową torbę.
Spojrzała się na sufit uśmiechając się pod nosem. Usiadła na sofie, kładąc pakunek na stoliczku. Chłopak spoglądał się na nią znużony, jakby się nad czymś zastanawiał. Pies pomachał ogonem podchodząc do niej, żeby skorzystać z pieszczot, które dostarczają mu goście.
- Wciąż je masz? Myślałam, że dawno je odkleiłeś i wyrzuciłeś.- Mruknęła pod nosem, wyciągając powoli styropianowe opakowania z jedzeniem.
- Myślisz, że chce mi się skakać? - Odparł rozbawiony, sięgając po swoją porcję. - Co cię do mnie sprowadza?
- Jak zwykle nie dasz się oszukać, co? - Zaśmiała się cicho, przełamując pałeczki.
- Nie w tym życiu, kotku.
- Będę miała sprawdzian z wychowania fizycznego… Biegi… - Mruknęła pod nosem, dziobiąc w jedzeniu.
- Nigdy nie byłaś w tym dobra.
- Wcale, że nie! Ale jaki jest sens w bieganiu? Człowiek tylko się zmęczy, ale nic z tego nie ma. - Odparła oburzona, wpychając do buzi, sporą ilość makaronu.
- Spokojnie, bo się udławisz i co zrobię? Nie znam się na pierwszej pomocy. To prawda, że bieganie teoretycznie niczego nie wnosi, a gdyby tak było człowiek nie rodziłby się leniwy… Jednak uważam, że to jest potrzebne. W przyszłości będziesz w stanie dogonić uciekający autobus! Kto wie.
- Lubisz się nabijać z ludzi, prawda? - Burknęła, odwracając głowę od niego.
- Może trochę. - Uśmiechnął się łagodnie, wstając z krzesła. - Chcesz żebym z tobą trenował? Nigdy nie byłem dobry w sporcie, przecież to wiesz.
- Chcę, żebyś tylko mierzył mi czas! To chyba nie jest takie ciężkie co? A biegać może ze mną Miki!
- Chcesz mi psa zabić? - Spojrzał na nią podejrzliwie, cofając się powoli do kuchni.
- Yahiko! - Jęknęła załamana, zasłaniając twarz poduszką.
Wszedł do kuchni rozglądając się za czystymi szklankami, jego zwyczaj nie mycia po sobie naczyń dał o sobie znać. Westchnął ciężko, otwierając każdą szafkę po kolei, jednak w żadnej nie znalazł tego czego szukał. Poirytowany sięgnął po ścierkę i płyn do mycia naczyń. Napełnił zlew do połowy gorącą wodą i zaczął myć wszelkie kubki i szklanki.  Czuł się poirytowany, zmęczony a przede wszystkim zmieszany. Nie chciał, żeby do niego przychodziła, by zachowywała się tak jakby nic się nie stało. Chciał, żeby płakała i go obwiniała o stratę… Ale nikt mu nie powiedział, że to jego wina, wszyscy tylko uśmiechali się ze współczuciem, szemrając między sobą.
Pamiętał dzień, w którym pojechali na plażę. Rozleniwiony usiadł na kocu i wpatrywał się w nich jak bawią się w wodzie, czując nawet pewną zazdrość, on nie miał nikogo. Sam nie wiedział, kiedy Sakura w swoim dwuczęściowym, czerwonym stroju stała się w jego oczach kobietą. Nagle nie potrafił już myśleć o niej tylko jak o siostrze. Nienawidził tego, że rozmyślał o niej, że tak uwielbiał, gdy go dotykała. Kiedy całowała go w policzek, czuł przyjemne dreszcze na ciele, a w duchu przeklinał siebie.
Gdy Naruto zginął chciał zniknąć, chciał uciec, miał wrażenie, że to on go zabił, że jego pożądanie wzięło górę nad nim i po prostu usunął przeszkodę w zdobyciu kobiety.  Spakował wszystkie swoje rzeczy i czekał na lotnisku na swój samolot w nieznane, ale gdy miał już przejść prze bramkę usłyszał jej wołanie. Błagała go ze łzami w oczach, żeby jej nie zostawiał. Został, nie potrafił jej odmówić. Codziennie walczył z poczuciem winy, z uczuciem, z samym sobą. Kiedyś myślał, że już siebie nie nienawidzi, teraz jednak zrozumiał, że tak naprawdę nigdy nie przestał tego odczuwać, tylko zostało to przygaszone. Chciał płakać, ale nie potrafił, za dużo już łez popłynęło z tego powodu.
- Yahiko… Ale masz bajzel. - Weszła do kuchni, spoglądając z rozbawieniem na stertę naczyń. - Widać, że jesteś starym kawalerem.
- Mam dopiero 19 lat… - Burknął urażony, wycierając namiętnie czarny kubek.
- Ale zachowujesz się jakbyś miał co najmniej 40. - Zaśmiała się cicho, siadając na taborecie.
- Wybacz, że staram się być odpowiedzialnym obywatelem. - Mruknął pod nosem, odkładając naczynie na bok. - Skąd masz to zadrapanie na czole?
- To nic takiego, uderzyłam się o umywalkę jak schylałam się po chusteczki. - zaśmiała się nerwowo, podchodząc do lodówki. - Nic się nie zmieniłeś, wciąż masz pustki. Co ty jadasz? Powietrze?
- Umywalka nazywa się Uchiha Sasuke? - Spojrzał na nią uważnie, puszczając mimo uszu ostatnią uwagę.
- No co ty! Aż tak mi nie odbiło, żeby nazywać meble w ten sposób…
- Ty na pewno chora nie jesteś, ale o nim nie mogę powiedzieć tego samego. Rozpieszczony bachor, któremu wydaje się, że wszystko może, tylko dlatego bo ma nazwisko. - Mruknął pod nosem, odkładając ostatnią szklankę.
- Uspokój się, jeszcze tylko niecałe dwa lata i nigdy się z nim nie spotkam.
Nie odpowiedział jej, miał dość rozmów, które nic nie wznoszą. Nie mógł znieść myśli, że nie potrafi na nim polegać, że jedynym mężczyzną, do którego się kiedykolwiek zwracała był Naruto. Chwycił za sok jabłkowy nalewając go powoli do szklanek, miał ochotę wybiec z tego miejsca i przywalić wszystkim, którzy chociaż krzywo na nią spojrzą, ale nie mógł. Był bezsilny. Zupełnie jak wtedy, gdy uciekł z sierocińca. Podał jej napój wracając powoli do swojego pokoju, nie wiedział co powinien teraz powiedzieć, czuł, że jeśli otworzy usta prawdopodobnie zacznie się z nią kłócić, powie o kilka słów za dużo i będzie tego żałował. Nie mógł sobie pozwolić na stratę kolejnej ważnej osoby.
Usiadł ociężale na sofie, wpatrując się tępo w psa, który gryzł swój przysmak machając ogonem.
- Parszywa menda. - Mruknął cicho, trącając psa nogą.
- Czemu mu to robisz? - Usiadła obok, wpatrując się w niego natarczywie.
- Bo jak jesteśmy sami to praktycznie nic nie je, ale jak ktoś się zjawi to pokazuje się jako grzeczny wygłodniały kundel. Menda. Zawsze to samo. - Odparł poirytowany.
- Czemu przestałeś przychodzić na grób?
- Do Naruto? - Spojrzał się na nią nieprzytomnie, próbując skupić spojrzenie na ścianie.
- Oczywiście, że do niego! On tak lubił z tobą rozmawiać, traktował cię jak starszego brata! Musi być mu teraz smutno.
- Kto powiedział, że nie przychodzę?
- Nie widuję cię tam… - Odparła speszona, przekręcając głowę w bok.
- Bo przychodzę, gdy ty gnijesz w szkole. Nie mogę pozwolić sobie na przesiadywanie tam całymi dniami. Muszę pracować i się uczyć. Zresztą minął rok… Trzeba iść do przodu. - Wzruszył ramionami, odkładając pustą szklankę na biurko.
- No tak, trzeba iść do przodu… - Szepnęła do siebie, przykładając szklankę do ust.
- I co się nagle zdołowałaś? Wystarczy powiedzieć Naruto, a ty już w szloch, kobieto ile można? Jeśli on nie zaznaje spokoju, to tylko przez ciebie! Dajesz się jakiemuś gburowi poniewierać jakbyś była workiem treningowym, a w dodatku dzień w dzień odwiedzasz cmentarz. Chcesz zostać nową twarzą jakiegoś horroru? Szkoda urody! A z telewizora to ty na pewno nie wyjdziesz. - Zaśmiał się pod nosem, chwytając ją za policzki rozciągając je.
Spojrzała na niego ze łzami w oczach, czuła ból, nie tyle w sercu co na twarzy, gdy skóra rozciągała się maksymalnie. Miała wrażenie, że zaraz po prostu rozerwie się na strzępy. Chciała coś powiedzieć, ale wychodziły jej tylko jakieś nieskładne słowa. Nie wiedziała co ma zrobić, by przerwać tą torturę. Jednak im dłużej ona trwała tym silniej odczuwała potrzebę śmiechu, więc wreszcie pozwoliła sobie na to i zaczęła się histerycznie śmiać, zwijając się w kłębek. Puścił ją, wpatrując się z łagodnym uśmiechem w jej drżące ciało. Chciał zobaczyć jej twarz, chwycić ją w dłonie i po prostu pocałować, mówiąc, że będzie dobrze, że od teraz będzie ją chronił. Jednak szybko potrzasnął głową pozbywając się tych głupich myśli, nie mógł zastąpić blondyna, wiedział o tym, dlatego znosił to pieczenie serca.
Wieczorem, gdy odrobiła lekcje, wyszli razem na dwór. On, żeby wyjść na spacer z psem i przy okazji odprowadzić ją do domu, ona natomiast musiała zrobić jeszcze zakupy. Wciąż miała zaróżowione policzki, a oczy zaczerwienione od łez. Chłopak trzymał smycz od niechcenia patrząc tępo przed siebie. Drugą rękę schowaną miał w kieszeni bluzy, jednocześnie ignorował otoczenie, które spoglądało na nich z naganą. Nie dziwił się, sam pamiętał kim był, jego towarzystwo mogło tylko zaszkodzić dziewczynie, ona zaś usilnie próbowała go zatrzymać przy sobie. Wypuścił ze świstem powietrze, szukając po kieszeniach paczki papierosów, spojrzała na niego pytająco, jednak szybko zdumienie przemieniło się w irytację. Trzepnęła go po ręce, zgrzytając zębami.
- Miałeś już nigdy nie palić! Obiecałeś to Naruto! - Warknęła oschle, szarpiąc go za ubranie.
- Dużo rzeczy obiecuję ludziom. Sakura daj spokój, nie rób scen. Zresztą i tak nic nie mam… Pewnie rano wszystko wypaliłem. - Wzruszył ramionami, wyrywając się z jej uścisku. - Chodź lepiej, bo twoi rodzice się zdenerwują.
- Yahiko! BAKA! - Krzyknęła najgłośniej jak potrafiła, uciekając od niego.
Spoglądał za nią zmieszany, nie wiedział co ma robić. Był tylko jej przyjacielem, nie miał prawa za nią biec, gdyby to zrobił, przytuliłby ją i zaczął obiecywać, że więcej tego nie zrobi. Może nawet by jej powiedział co naprawdę czuje. Wzdrygnął się na samą myśl o konsekwencjach takiego zachowania. Ma być jej przyjacielem, a nie zastępować jej chłopaka. Ruszył powoli w stronę parku mając nadzieję, że uda mu się poukładać myśli.


***

- Nie uważasz, że to głupie? Czuwasz nad nią już rok, bo czujesz się winny. Jakoś pijani kierowcy specjalnie nie przejmują się swoimi ofiarami, nie widzę by stawali się aniołami dla rodzin, które pozbawili jedności. Daj spokój, męczysz się, a ona i tak będzie w tobie widzieć jedynie starszego braciszka. Żałosne, nawet jak na ciebie. - Kobieta spojrzała się na niego krytycznie, chwytając za szklankę z piwem.
- Nie wiem o co ci chodzi Konan… - Mruknął znużony, wpatrując się w swój drink.
- Mała rada. Przeleć jakąś młodą dupę, wyżyj się. Zapomnij o tej smarkuli.
- Może masz rację. Może już czas sobie odpuścić?
- No wreszcie zaczynasz gadać jak człowiek. - Uśmiechnęła się pod nosem, przysuwając się do niego. - Jak chcesz pozwolę ci zapomnieć. - Zamruczała mu do ucha, kładąc swoją rękę na jego nodze.
- Wybacz Konan, ale nie robię takich rzeczy przyjaciołom. - Odparł spokojnie, wstając z miejsca. - Muszę iść. Na razie.
- Yahiko! - Krzyknęła za nim, ale on już jej nie słuchał.
Szedł przed siebie mijając kolejne zapalone latarnie. Młodzi wychodzili z klubów ledwo trzymając się na nogach, niektórzy zwinięci kucali przy śmietnikach wypróżniając się obiema stronami ciała. Skrzywił się na ten widok, zastanawiając się jak miałby tutaj kogokolwiek poderwać. Westchnął ciężko, ignorując ludzi wokół, miał dość patrzenia na nich i przypominania sobie o swojej przeszłości.
Zmęczony przysiadł na ławce w parku, wpatrując się w gwiazdy. Niebo tej nocy było bezchmurne, a gwiazdy wyjątkowo jasno migotały na nieboskłonie. Podniósł rękę do nich, jakby chciał wznieść się tam i zapomnieć o wszelkich problemach. Nagle z nikąd usłyszał kroki. Wystraszony spojrzał się w głąb parku, gdzie zobaczył dziewczynę idącą z rękoma obładowanymi siatkami, a przy nodze dreptał wilczur. Zerwał się na równe nogi podskakując do niej i pomagając jej z zakupami.
- Keiko-san! Co ty tutaj robisz o tej porze? - Zdumiony, spoglądał się na dyszącą dziewczynę, która próbowała zmusić się do uśmiechu, jednak nie potrafiła przez zmęczenie.
- Yahiko! Jak dobrze, że cię spotkałam. Jesteś wybawicielem.



III. Droga do szczęścia jest ciemna i ciernista, ale oświetla ją nadzieja.

Siedział przy stole, wpatrując się w zieloną herbatę stojącą przed nim. Z niepewnością czekał, aż kobieta pojawi się z powrotem i zaczną kontynuować rozmowę. Sam przed sobą nie miał odwagi przyznać, że podziwiał tę kobietę. Była jedną z nielicznych, które doświadczyły w swoim życiu niejednego upokorzenia, a jednak miały w sercu na tyle dobroci by pomagać innym.
Usłyszał szuranie, a zaraz potem ujrzał kobietę z zaspanym dzieckiem na rękach. Mały przecierał oczy, wtulając się w matkę. Uśmiechnął się na ten widok,  próbując wyobrazić sobie Sakurę w podobnej sytuacji. Wiedział, że byłaby idealną matką. Usiadła przy stole, podając malcowi przygotowaną wcześniej butelkę z mlekiem. Czarne kosmyki włosów zakryły zielone oczy przed obcymi.
- Mówisz, że Sasuke jest liderem szkolnego gangu? - Spojrzała się na niego zaciekawiona, poprawiając malca.
- Tak, wybrał moją przyjaciółkę na swoją ofiarę. Nie rozumiem dlaczego, nic mu nie zrobiła. Czy chodzenie do szkoły by się czegoś nauczyć, to coś złego?
- Rozumiem Cię. Sasuke mnie nienawidzi. Miałam z nim kilka nieprzyjemnych spotkań, ale nie sądziłam, że w szkole jest taki. Może wyładowuje presję rodzinną?
- On? Gdyby chodziło o Itachi’ego to bym potrafił zrozumieć… - Mruknął oschle, popijając napój.
- Pewnie masz rację. - Uśmiechnęła się łagodnie, spuszczając głowę.
- Przepraszam. Przywołałem niepotrzebne wspomnienia…
- Co? Daj spokój. Mój związek z Itachi’m to przeszłość, musiał wybrać drogę wzorowego syna rodzinny Uchiha, a nie szkolną miłość. Przynajmniej zostawił mi pamiątkę.
- Nawet dwie… - Uśmiechnął się promiennie, głaszcząc małego po główce. - Myślałem, że jego brat będzie taki jak on. Naprawdę na to liczyłem.
- Każdy jest inny Yahiko. Sasuke poszedł inną ścieżką niż brat, ale mam nadzieję, że uda ci się rozwiązać tą kwestię.
- Ja też, im szybciej tym lepiej. - Wstał leniwie, rozglądając się po pomieszczeniu, które prezentowało się w sposób uporządkowany. - Jak na samotną matkę z dwójką dzieci, radzisz sobie całkiem nieźle.
- Praktyka i uprzejmość sąsiadów.
- Szkoda, że ja nie mam takich sąsiadów.
Poszedł za nią do pokoju dziecięcego, który był zrobiony w klimacie kosmosu. Na suficie i do połowy ściany migotały gwiazdy, w kącie stała pozytywka, która rzucała w przestrzeń obraz drogi mlecznej. Bliżej drzwi znajdowało się łóżeczko, w którym spała roczna dziewczynka, zaś przy oknie stało łóżko, w którym Keiko posadziła chłopca.
Pain wpatrywał się w to wszystko z łagodnym uśmiechem, czuł żal do rodziny Uchiha, że zabrała im ojca. Wiedział, że kilku „miłych” przybyło do niej, by odkupić dzieci, by wychować je w rodzinie z tradycjami. Nie raz z Nagato patrolowali tą dzielnicę by im przeszkodzić, bo wiedział, że są zdolni nawet do porwania.

***

Siedział u siebie trzymając piwo w ręku. Oglądał w telewizji jakiś serial, nie skupiał się nawet za bardzo na nim. Czuł w głowie totalną pustkę. Miał ochotę gdzieś wyjść, potłuc kilka butelek, albo kogoś pobić, ale nie robił zupełnie nic. Wpatrywał się tylko tępo w ekran,  popijając napój. Pies spoglądał się na niego urażony, podchodząc do niego co jakiś czas by polizać po dłoni i odejść na swoje posłanie.
- Mika… Czy ciebie też wszystko boli? Irytuje? Cierpisz na brak papierosów, a ogromne lenistwo nie daje ci wstać i kupić nowej paczki? - Mruknął beznamiętnie pod nosem, rzucając ostatnią puszkę przed siebie. - Dno.
Nie mógł uwierzyć, że Sasuke, jest bratem Itachi’ego. Jego sempai’a. Człowieka, którego podziwiał, z którym mógłby spokojnie zdobyć świat, czy nawet zostać gejem. Itachi był dla niego jak starszy brat, idol, autorytet. Wpatrywał się w niego niczym w święty obrazek, słuchał każdego słowa z taką uwagą, że mógłby napisać z tego książkę. Wspierał go, gdy chciał poderwać Keiko. A teraz? Itachi jest bratem Sasuke. Są z tej samej rodziny. Jak mógł o tym zapomnieć? Jak mógł być taki ślepy? Czemu nie skojarzył nazwisk? Przez sentyment? Przez niedowierzanie, że te dwie różne osoby, są z tego samego klanu? Męczyło go to tak bardzo, że przestał chodzić na uczelnię, czy dawać swoje projekty. Miał ochotę umrzeć. Wszystko waliło się mu na głowę, a nikt nie wynajął koparki by go odkopać. Wszyscy tylko się z niego śmieją, z jego bezradności, a on? Nie może nawet wstać i kupić sobie papierosów.
- Jestem żałosny… Jestem w takim ciężkim szoku, że nie mogę nawet się ruszyć. Boże Mika… Gdzie ty się załatwiasz? Nie chcę wiedzieć. Nie, definitywnie nie chcę wiedzieć. Umrę w psiej kupie. Czy może być lepsza śmierć? No tak… Mógłbym umrzeć w swoim gównie. Nie. Mika nie możesz. Nie możesz się załatwiać tutaj. Ja wiem, chlew i w ogóle, ale są granice. Granice. Słuchasz mnie? Nie? W sumie ja siebie też nie. Pewnie dlatego, będę nową odmianą leniwca. Homo sapiens leniskus. Tak, właśnie tak. Ej, Mika! Myślisz, że jak nie będę jadł, pił, mył się i ruszał to zapuszczę korzenie, a broda będzie mi sięgać… Daleko? Zawsze chciałem mieć taką wypasioną brodę… Taką, że nie pogadasz, no taką jak mają bossowie. Nie bossowie nie mają brody, oni mają wąsiki i koty. Nie mam kota. Mam psa. Psa i rude włosy. Czyli kim mogę zostać? Krasnoludem. Muszę przenieś się do kopalni. A ty… A ty mendo będziesz mnie ostrzegać przed gazem… Ale nie twoimi smrodami, ale metanem. A później zrobimy sobie zbroję… Tak, genialne…
Przymknął oczy, nie czując sił na nic. Zaschło mu w gardle, a pęcherz przypomniał się o swoje potrzeby, ale on nie miał zamiaru temu ulegać. Chciał zniknąć, albo chociaż zapomnieć o tym kim jest. Usłyszał jak drzwi się otwierają, wpuszczając świeże powietrze, zaś osoba, która weszła zakaszlała ciężko, klnąc pod nosem.
- Yahiko. Proszę cię opanuj się trochę. Przecież tu jest gorzej niż na śmietnisku. - Chłopak, podszedł do niego zakrywając nos i usta ręką.
- Może w innym życiu. - Mruknął cicho, nie otwierając nawet oczu.
- Przyniosłem ci następne informacje o Sasuke.
- Wiesz, że jest bratem ITACHI’EGO?
- Wiem, przecież ci to napisałem poprzednio. Czy ty w ogóle czytasz to co dostajesz? - Spojrzał się na niego z niedowierzaniem.
- Nie mogę w to uwierzyć. To mi się nie mieści w głowie.
- Widzę właśnie. Szkoda tylko, że Mika cierpi najbardziej. - Mruknął cicho, siadając obok niego. - Słuchaj wiem, że sytuacja wydaje ci się patowa. W sumie jest. Zadarcie z tak wielkim klanem, nie wchodzi w grę. Musimy to rozegrać delikatnie. No wiesz, by nikt nie uznał nas za wrogów publicznych. Trzeba to tak zrobić, żeby Sasuke słowem nie pisnął swoim starym.
- Myślisz, że Itachi by się na nas wkurzył?
- Zapewne nas zabije. Daj spokój, nic nam nie zrobi, jest inny. Chodzi o Sasuke, musimy go nastraszyć tak by przestał dręczyć Sakurę.
- Jak chcesz to zrobić?
- Informacjami. Wiesz, że ten szczyl, kazał usunąć ciąże swoim byłym partnerkom, a je oznaczył jako kurtyzany. Oczywiście, nikt o tym nie wie, nieoficjalnie, ale jak człowiek chce, to się dogrzebie do takich smaczków. Albo, że po pijanemu spowodował wypadek, w którym zginął mężczyzna. Uciekł z miejsca wypadku, ale każdy wie, kto był sprawcą.  On ma sporo na sumieniu i kryje się pod swoim nazwiskiem. Nawet my nie mamy odwagi postąpić otwarcie, ale jeśli tak to rozegramy, że poczuje się zagrożony to uda nam się uwolnić Sakurę od niego.
- Itachi… Był…
- Dużo lepszy od niego. Każdy to wie, ale wiesz młodym zawsze odbija. Nie musi martwić się o dziedzictwo. Jest drugi, więc nie musi uważać na ręce. Zresztą Itachi też nie był święty. Chodził z Keiko posiadając narzeczoną. Włamywał się do sklepów i kradł alkohol. Po prostu był naszym sempai’em, więc nie widzieliśmy go w złym świetle, ale jego rodzina owszem, dlatego musiał zerwać z nami kontakty.
- Żal mi Keiko…
- Mi też, ale nic nie zrobimy. A ty lepiej… Odżyj.
- Yhym. Kiedyś to zrobię. - Burknął smętnie pod nosem, wracając do czasów liceum.

***

- Zamierzasz umrzeć na sofie, obsikany i obsrany? - Sakura nachyliła się nad nim z klamerką na nosie.
Spojrzał się na nią nieprzytomnie, próbując skojarzyć to co się wokół niego dzieje, ale nie miał kompletnego pojęcia, ile dni minęło od zamknięcia się we własnym domu, a ile dni od wizyty Nagato. Poczuł się nagle tym wszystkim przytłoczony, a przede wszystkim przerażony. Zerwał się z sofy, zawroty głowy zaatakowały ze zdwojoną siłą, on jednak  podszedł do kalendarza na biurku, wpatrując się w ostatnią skreśloną datę.
- Miesiąc… Równy miesiąc… - Jęknął pod nosem, oddychając ciężko.
- Dokładnie. Miesiąc od naszej sprzeczki na ulicy. Yahiko, ja rozumiem, ze jesteś aspołeczny, że nie masz rodziny i trzeba ci przypominać o tym, że żyjesz, ale nie uważasz, że to lekkie przegięcie? - Westchnęła ciężko, chwytając smycz do ręki. - Pójdę z Miką, na długi spacer i zakupy, a ty… Ogarnij siebie i to mieszkanie.
Spoglądał na nią, jak szykuje się do wyjścia, nie rozumiejąc co się dokładnie z nim stało. Nigdy wcześniej mu się to nie zdarzyło. Przyłożył rękę do nosa, krzywiąc się z obrzydzenia. Ruszył pośpiesznie do łazienki, napełniając wannę gorącą wodą. Pobieżnie przyjrzał się mieszkaniu, które  wyglądało okropnie, jak miejsce bezdomnego w krzakach.  Rozebrał się, wrzucając ubrania od razu do kosza. Nie miał nawet zamiaru męczyć się z ich wypraniem.
Wszedł do wody, rozkoszując się tą chwilą. Wpatrywał się tępo w sufit, czując napływ nowej energii.
- No tak…  Gdy działo się ze mną coś nie tak, z moim życiem, zawsze był ktoś, kto przychodził i nie pozwolił mi zapaść w marazm. Gdy zmarł Naruto, byłem zajęty zajmowaniem się Sakurą, ale gdy się posprzeczaliśmy, gdy emocje wzięły górę, nikt nie przyszedł, żeby zająć mi czas. Wreszcie dałem upust temu co we mnie siedziało. Niedobrze, Sakura widziała mnie w takim stanie… Jestem beznadziejny, żeby tak się dać emocjom. Powinienem być bardziej racjonalny, twardy i w ogóle cool.
Po dobrych kilku minutach, wyszedł, spoglądając na czarną wodę. Uśmiechnął się krzywo, nie wiedząc nawet jak skomentować ten stan rzeczy. Musiał się jednak przyznać do tego, że odczuwa pewną ulgę. Wytarł się porządnie  i założył jakieś czyste ubrania na siebie. Dopiero teraz doszedł do niego głód i pragnienie. Musiał je jednak przeboleć, dopóki nie zrobi zakupów, bo kuchnia świeciła pustkami. Zabrał się więc za porządki. Założył klamerkę na nos i gumowe rękawiczki na ręce i ruszył, kawałek po kawałku sprowadzał mieszkanie do norm używalności.

***

Trzymał w ręku kawałek pizzy, uśmiechając się przy tym błogo. Jego ciało wreszcie zostało zaspokojone w każdym aspekcie. Sakura siedziała obok, popijając herbatę. Głaskała psa, który skomlał jej przy nodze.
Spojrzał się na nią uważnie. Od ich ostatniego spotkania schudła, włosy zostały ścięte, co wewnętrznie go zabolało, lubił jej długie włosy, a spod rękawa prawej ręki wystawał bandaż. Wypuścił ciężko powietrze walcząc z narastającą złością. Wiedział już dlaczego tak wygląda. Sasuke, musiał stać się bardziej bestialski w swoich gierkach, a on zamiast jej pomóc, gnił w mieszkaniu nie mogąc zaakceptować, niektórych faktów. Zazgrzytał zębami, wpatrując się gniewnie na brokuł znajdujący się na kawałku.
- To tylko niewinny brokuł, czemu się tak na niego patrzysz? - Dziewczyna uśmiechnęła się łagodnie, odkładając pusty kubek na stolik.
Prychnął pod nosem, wpakowując cały kawałek do ust. Sakura spoglądała na niego w szoku, on zaś nie mogąc nawet złapać oddechu usilnie walczył, by jego szczęka zaczęła zwalczać obce ciało. Czuł jak łzy napływają mu do oczu, a ciało zmienia odcień.
- Yahiko! Ty idioto! -  Trzepnęła go po głowie, podając szklankę wody. - Ty naprawdę chcesz umrzeć?!
Trwało to kilka minut nim przełknął i odzyskał dech. Z wyraźną ulgą, rozłożył się na sofie, uśmiechając się z zadowoleniem. Dziewczyna pokiwała z niedowierzaniem głową,  dzióbiąc swój posiłek.
- Wiem, że to nie wina brokuły. Jestem wściekły na tego Sasuke! Jak on może ci to robić?!
- Daj spokój. Nic złego mi nie robi, ja po prostu jestem niezdarą.
- Przestań go bronić! Ja go załatwię, jaja z dupy powyrywam! Albo narysuje jego karykaturę.
- Chciałabym to zobaczyć. Ale przede wszystkim nie znikaj tak z życia, w porządku? - Cmoknęła go w policzek, wstając. - Muszę iść do domu. Zobaczymy się pewnie niedługo. Odwiedź Naruto.
Uśmiechnął się sztucznie machając jej na pożegnanie.
- Sasuke, przegiąłeś. - Odparł wściekle, spoglądając na psa, który miętolił w pysku swój przysmak.

***

Szedł  w pewnej odległości, obserwując uważnie każdy jego ruch. Brunet znajdujący się kilka kroków przed nim, otoczony przez grupkę rówieśników, nawet się nie rozglądał. Roześmiany i pewny siebie zmuszał ludzi by mu ustąpili. Wreszcie po kilku metrach, grupka rozeszła się w swoje strony, a chłopak wszedł do autobusu, wypędzając babcię ze swojego miejsca i rozsiadając się wygodnie.
Miał ochotę podejść do niego i mu przyłożyć. Ostatkiem sił, wbijał sobie paznokcie w skórę, by się opanować. Spojrzał się na krajobraz za oknem. Wjechali w dzielnicę, którą można było śmiało nazwać miodem i mlekiem płynącą. Tutaj ubóstwo raczej nie zaglądało, wszystkie posiadłości były okazałe i przyciągały wzrok. Westchnął ciężko, czując, że on ze swoim mieszkaniem, nie może się z tym równać. Wysiadł razem z nim na przystanku, podziwiając każdy mijany krajobraz. Poczuł się jakby był w zupełnie innym kraju. A może raczej w raju. Nie było mu dane udać się z wizytą do Itachi’ego, nie dlatego, że przyjaciel tego nie chciał, po prostu wiedział, co by powiedziała na to rodzina. A Yahiko nigdy nie nalegał, teraz wiedział co stracił.
W ostatnim momencie przypomniał sobie po co właściwie to robi. Dlaczego tutaj jest. Chwycił chłopaka za ramiona, zaciągając go do skromnej uliczki. Zatkał mu usta, spoglądając się na gniewne oczy, które nie wyrażały ani odrobiny strachu. Sam za to odczuwał zmieszanie, nabrał powietrza, przybierając groźny wyraz twarzy. Nie mógł zawieść.
- Słuchaj no, mam dość twojego panoszenia się niczym król, czy nawet bóg. Nie myśl sobie, że jak jesteś taki piękny, to nic ci nie zagraża. Znam twoje ciemne sekrety, wiem jaki z ciebie ciemny typ. Jeśli nie przestaniesz się tak zachowywać w stosunku do innych, to może być nieciekawie. Chyba nie chcesz by reputacja klanu została tak zszargana? Myślę, że twoja rodzina nie chciałaby słyszeć o tobie jako o kryminaliście. Przemyśl to. Wiedz, że cię obserwuję, zawsze i wszędzie. Jeśli jeszcze raz tkniesz jakąkolwiek dziewczynę ze szkoły pożałujesz.
Wstrzyknął mu w skórę środek usypiający. Spoglądał na jego zaskoczone spojrzenie z pewnym uczuciem triumfu. Przez całe jego syczenie z tą groźną twarzą, nie zauważył, żadnej pozytywnej dla niego reakcji bruneta. Teraz zaś był jego, ale następnym razem nie pójdzie mu tak łatwo. Wiedział to, ale nie miał zamiaru poprzestać. Za wiele dni stracił na bezsilność. Teraz musiał spełnić dane słowo i zaopiekować się przyjaciółką jak należy.
- Już jej nie dotkniesz gówniarzu. Nawet przyjaźń z Itachi’m nic ci nie da. - Syknął złowrogo, nacinając mu skórę na policzku.
Z promiennym uśmiechem ruszył na przystanek, czując jak serce skacze mu z radości. Brakowało mu tego, zawsze należał do ciemnych typów, tylko od poznania Naruto  i Sakury, zmiękł, teraz zaś mógł pozwolić instynktowi działać.


IV. Kiedy pojmiesz, że życiem można się cieszyć, samo zwierciadło mądrości pojawi się przed tobą.

Stanął przed nagrobkiem z jego imieniem. Sam nie wiedział dlaczego tutaj przyszedł. Może to poczucie winy, które go ostatnio dławiło. Tak, kochał Sakurę i coraz bardziej nie potrafił pogodzić się z myślą, że mógłby ją stracić, nawet gdyby powiedziała, że kogoś kocha. Nie pozwoliłby jej odejść, nie kiedy już zrozumiał czego chce od życia. Miał opory by jej to powiedzieć, wreszcie nie co dzień zdradza przyjaciela, ale czy można uważać martwego za swojego przyjaciela? Podczas pogrzebu obiecał, że się nią zaopiekuje. Robił co mógł by tą obietnicę dotrzymać, przecież nie planował się zakochać. Miał zupełnie inne priorytety, a teraz? Jego jedynym celem, było ochranianie Sakury, choćby miał posunąć się do najgorszego.
- W sumie, to dawno mnie tu nie było, co nie? Wiesz Naruto dużo myślałem o tym wszystkim… O naszej przyjaźni i w ogóle. Ja już nie mogę być taki sam, nie wytrzymam dłużej. Kocham ją. Ja wiem, że pewnie teraz strzelasz we mnie piorunami, ale sam przyznaj… Jest cudowna. Gdyby nie ona, pewnie dawno bym się stoczył, powrócił do dawnego życia. Jestem tu tylko dlatego, bo wiem, że ona mnie potrzebuje. Może i nie dam jej szczęścia, może dostarczę jej samego bólu, ale nie obchodzi mnie to. Chcę być przy niej, czuwać nad jej spokojnym snem. Tak, zdradzam naszą przyjaźń. Ale czy to nie ty pierwszy ją zdradziłeś? Mogłeś pozwolić mi umrzeć… A nie zachowywać się jak bohater... Ona nie potrzebuje towarzystwa marmuru! Tylko człowieka. Dlatego już nigdy więcej tu nie przyjdę. Przepraszam Naruto, ale to koniec. Trzymaj się.
Odwrócił się na pięcie i ruszył szybkim krokiem ku wyjściu. Sam chciał zakończyć ten etap swojego życia. Miał iść do przodu, ale jego serce piekło z bólu, bo dobrze wiedział, że Naruto był dla niego przyjacielem, bratem, rodziną, której nigdy nie miał. Teraz postanowił być egoistyczny, żyć własnym szczęściem, a nie ideałami, które sobie wpoił po stracie blondyna. Musiał jeszcze powiadomić o wszystkim różowowłosą, a to nie wydawało się proste, znał przecież jej stosunek do  Naruto.
Zatrzymał się dopiero na przystanku gdzie czekał na niego czerwonowłosy. Uśmiechnął się radośnie podając mu paczkę papierosów. Odwzajemnił uśmiech częstując się przy okazji. Zapalił, rozkoszując się nikotyną, która wypełniała jego ciało. Brakowało mu tej beztroski, tych momentów, gdzie był tylko głupim człowiekiem, który za wysoko mierzy.
- To kiedy pojawisz się na uczelni? - Chłopak zagadnął nagle, wyjmując z kieszeni komórkę.
- Jutro. Pomyślałem, że pewnie umieracie beze mnie.
- O tak, cała uczelnia składa modły o twój rychły powrót. - Burknął ironicznie, wpatrując się w ekran urządzenia.
- Jesteś nieuprzejmy… - Westchnął z rezygnacją, spoglądając w niebo. - Ładna dziś pogoda.
- Strasznie… Słuchaj, nie zamieniaj się w kobietę. Facet nie gada o pogodzie tylko o piwie i seksie.
- Ech, nawet nie można być kulturalnym. - Uśmiechnął się sceptycznie, gasząc papierosa. - Coś nowego?
- Oprócz tego, że Konan mnie rzuciła to nie. Wszystko po staremu, tylko kości trzeszczą częściej niż kiedyś.
- Chwila! Jak to cię RZUCIŁA?!
- Normalnie. Pewnego dnia przyszła i powiedziała, że przemyślała sobie to wszystko i stwierdziła, że to co jest między nami, to nic czym warto sobie zawracać głowę. - Skrzywił się, siląc się nieporadnie na uśmiech.
- Co za suka… - Burknął z niedowierzaniem, wpatrując się tępo w chodnik.
- Nah, żadna suka. Nie obrażaj psów! Sam masz jednego. Choć dziwię się mu, że przeżył to co się działo z wami przez ten czas. No w każdym razie, nic nie poradzisz na to, że dziewczyny są niestabilne emocjonalnie. Wolałbym  już zostać gejem, facetów jakoś łatwiej skumać.
Yahiko odsunął się podejrzliwością od kolegi, mrużąc nieznacznie oczy. Nagato spojrzał się na niego z rozbawieniem chowając telefon. Podszedł do niego, poklepując pocieszycielsko po ramieniu.
- Nie wyceniaj się tak wysoko. Nie poszedłbym z tobą do łóżka, nawet gdyby mi zapłacono.
- Abstrahując od orientacji seksualnej kogokolwiek, to uważam się za całkiem dobrego w łóżku…
- Ręka się nie liczy…
- JAKA RĘKA?! JA SIĘ NIE ONANIZUJĘ! - Krzyknął zbulwersowany, wzbudzając uwagę wszystkich przechodniów. - No co się gapicie?! Nie rozmawialiście nigdy o takich sprawach?! - Ryknął poirytowany na ludzi, spoglądając co jakiś czas na zwiniętego ze śmiechu kolegę. -A ty z czego rżysz?!
- Przepraszam, ale dawno nie widziałem takiego przedstawienia. - Wytarł dłonią łzy z oczu, próbując złapać oddech. - Naprawdę jesteś genialny.
- Jak już to zajebisty. - Burknął urażony,  odwracając się od niego.
- No już, już. Przecież wiesz, że jestem niewinny… To ty powiedziałeś o twoim fapaniu…
- Czy ty w ogóle mnie słuchasz?! - Spojrzał się na niego wściekły, zaciskając pięści.
- Słucham… Ale jesteś taki zabawny jak się bulwersujesz.
Poczuł jak wszystkie nerwy go opuszczają. Nie miał siły na niego, poczuł się pokonany i dobity. Często padał ofiarą żartów, ale potrafił wybrnąć z nich obronną ręką, ale z Nagato, sprawa nie wyglądała tak prosto, zawsze prowadził rozmowę tak, że to rudzielec się ośmieszał, a nie on sam.

***

Nigdy nie sądził, że na uczelni może być tak nudno. Siedział na audytorium, słuchając z ledwością wykładowcy, który próbował wprowadzić ich w historię grafiki komputerowej.  Wszyscy ucieszyli się na jego powrót, uznali bowiem, że będzie dużo weselej na uczelni z nim w pobliżu, jednak on wiedział, kto najbardziej się cieszył, jego ciche wielbicielki. Sam nie wiedział, czy ma płakać z tego powodu, a może się radować? Nigdy nie przepadał za zbytnim rozgłosem, ale nie mógł uciec przed tymi dziewczynami. Nieważne jaką rolę grał, one się tym podniecały. Dlatego po prostu machnął na nie ręką i ograniczył pobyt na studiach do minimum, a teraz musi cierpieć, tylko nie wiedział jeszcze za jakie grzechy.
Po skończonym wykładzie  ruszył do bufetu, licząc na jakąś zapiekankę, która uciszy jego żołądek. Już nie pamiętał, kiedy ostatnio stołował się w szkole. Wszedł do środka, podziwiając tłum, który zdążył się zebrać. Stanął na końcu kolejki, spoglądając ze znużeniem na ekran komórki. Miał kilka wiadomości nieprzeczytanych, głównie z pracy, ale były też te przyjemniejsze od Sakury, czy od Keiko. Uśmiechnął się pod nosem, widząc przesłany całus od przyjaciółki. Wiedział, że nie ma w tym geście żadnych miłosnych podtekstów, ale lubił się łudzić. Gdy powie jej co naprawdę czuje, pewnie już nigdy się do niego nie odezwie.
- Niesamowite! Wielki Pain się pojawił na uczelni, jakieś święto, czy jak? - Czerwonowłosy chłopak podszedł do niego, nie siląc się nawet na uśmiech.
- Żadne święto. Słyszałem po prostu, że za mną tęsknicie. - Uśmiechnął się szeroko, ściskając chłopaka.
- Od razu tęskniliśmy, po prostu nudno było. W ogóle, organizujemy w najbliższy piątek spotkanie, żeby sobie pograć… Co ty na to?
- No wstępnie mogę się na to pisać. - Odparł beznamiętnie, przesuwając się coraz bliżej kasy. - Sasori powiedz mi, masz dziewczynę?
- Hm? A po co ci to? - Chłopak podniósł w zaskoczeniu brwi, wpatrując się w niego wyczekująco.
- No bo mam pytanie odnośnie tego.
- Niech będzie, powiem ci prawdę. Ale nikomu ani słowa! - Nachylił się ku niemu, szepcząc mu do ucha. - Mam.
Yahiko spoglądał się na niego z politowaniem, nie rozumiał tej aury tajemniczości, ale nie lubił się wtrącać w nieswoje sprawy, więc tylko wzruszył na to ramionami, kiwając potakująco głową. Miał o wiele więcej szczęścia niż przypuszczał.
- Słuchaj… Jak jej powiedziałeś co do niej czujesz?
- Jak jej to powiedziałem? Jakoś naturalnie to chyba wyszło… - Sasori zamyślił się, drapiąc się po głowie.
- Naturalnie? Naturalne to może być mleko. - Mruknął pod nosem, zostawiając znajomego samego ze swoimi myślami.

***

Ziewnął przeciągle odkładając tablet na biurko. Miał dość tego wszystkiego. Gdyby mógł wybrać, zapewne by spał jak zabity, zamiast tego musi robić projekty. Nie mógł nikogo o to obwinić, wreszcie sam postanowił sobie zrobić wolne na dłuższy czas. Musiał teraz to nadrobić. Gdyby tylko nie obiecał chodzić na uczelnię. Tak, definitywnie byłoby mu prościej.
Wstał spoglądając na psa, który spał na sofie, nie zwracając na niego najmniejszej uwagi. Miał ochotę coś powiedzieć, ale udał się tylko do kuchni i zrobił sobie koktajl owocowy z tego co miał. Napełnił nim szklankę, wpatrując się tępo w okno, za którym padało.
- Kolejna psia pogoda… - Mruknął pod nosem, popijając chłodny napój.
Usłyszał pukanie do drzwi, a po chwili jak ktoś wchodzi do środka. Zaintrygowany udał się do przedpokoju, widząc Sakurę, poobijaną i ozdobioną plastrami i bandażami.  Podszedł do niej, badając uważnie jej ciało, dziewczyna zmieszana stała przestając z nogi na nogę.
- Co się stało?! - Spytał się rozgorączkowany, nie wiedząc co powinien zrobić.
- To nic takiego… Zwykły upadek ze schodów…
- Co?! Jak to?! Przecież do tej pory nigdy nie spadłaś z czegokolwiek!
- No tak, ale tym razem miałam trochę papierów i źle oceniłam odległość… - Zaśmiała się cicho, próbując się uśmiechnąć.
- Nie chcesz powiedzieć… No dobrze, nie będę naciskał. - Westchnął ciężko, wchodząc do salonu. - To co cię do mnie sprowadza?
- Jutro wyjeżdżam na tydzień do babci na wieś, wiesz żeby się wykurować. - Usiadła na sofie, od razu zabierając się za głaskanie psa.
- W sumie ci się przyda. - Odparł podenerwowany, siadając na krześle.
Nie chciał jej pokazać jak bardzo jest wściekły i to, że wie kto ją tak urządził. Był pewien, że osobą za to odpowiedzialną jest nie kto inny jak Uchiha Sasuke. Zazgrzytał zębami na samą myśl o tym jak próbował go upomnieć, a poszło to na marne. Żałował, że nie postąpił z nim bardziej stanowczo, ale tym razem nie popełni tego błędu.
- Ale będziesz chodził na uczelnię? - Spojrzała się na niego spokojnie, czując się bezpieczniejsza w tym temacie.
- Będę, nie musisz się tak stresować. - Odparł poirytowany, dopijając napój.

***

Zastanawiał się. Przez całe trzy dni, nie skupiał się na niczym innym, tylko nad tym jak pozbyć się problemu. Jednak relacje Nagato z jego obserwacji młodego Uchihy nie zostawiały złudzeń, ten chłopak nie posłucha żadnej rady.
Czekał cierpliwie w okolicy klubu, do którego wszedł. Nawet mu zazdrościł tej pozycji, która mu umożliwia wchodzenie tam, gdzie innym w jego wieku jest zabronione. Miał mętlik w głowie, wiedział, że to co zrobi na zawsze go naznaczy, ale nie chciał już nigdy widzieć jej w takim stanie. Nigdy.
Było już sporo po północy, gdy brunet pijanym krokiem wydostał się z klubu i ruszył w stronę przystanku autobusowego. Był sam. Rudzielec uśmiechnął się z ulgą, dziękując siłom wyższym, że nie pozwolili by musiał kogoś jeszcze skrzywdzić.
Podszedł do niego od tyłu wstrzykując środek nasenny. Chłopak natychmiastowo opadł na chodnik, on zaś rozejrzał się jeszcze po okolicy upewniając się, że jest sam. Chwycił go pod pachy i pociągnął w stronę samochodu. Wsadził go do bagażnika, przyglądając się jego spokojnej twarzy.
- Taki ładny, a taki zły. - Burknął zniesmaczony, zatrzaskując klapę. - No to czas na nas.
Jechał szybko, ciesząc się, że policja nie robi nocnych patroli, nie miał czasu na bycie porządnym obywatelem. Wyjechał z miasta kierując się w stronę lasów. Wielki teren drzew, do którego zaglądają nieliczni. Idealne miejsce dla jego planów. Podjechał pod starą i opuszczoną już leśniczówkę.

***

Brunet ocknął się związany i obolały. Zdezorientowany  rozejrzał się po pomieszczeniu, napotykając wzrokiem tego samego mężczyznę co wtedy. Uśmiechnął się pobłażliwie, czując jak cały strach go opuszcza, to było jego zwycięstwo.
- Moi rodzice się o tym dowiedzą, tym razem nie popuszczę ci tego płazem.
- Zakładając, że wrócisz do domu. - Odparł spokojnie, bawiąc się nożem.
- Chcesz mnie tu przetrzymywać? Jak nie wrócę do domu przed świtem, zaczną mnie szukać. Znajdą mnie i cię udupią.
- Tak, zapewne to kiedyś zrobią.
- Aż tak ci zależy na niej? - Spojrzał się na niego z zainteresowaniem.
- Jest moim życiem. Ale co cię to interesuje.
- Mój brat też tak gadał o tamtej kobiecie co mu bachory urodziła. A i tak ją zostawił! - Zaśmiał się szaleńczo, odchylając się do tyłu.
- Ty nawet nie wiesz, dlaczego to zrobił. Twój brat nie jest idiotą, wiedział co by to oznaczało dla niej. W każdym razie ja bym na twoim miejscu błagał o życie.
- Po co? I tak mnie nie zabijesz. Tylko chcesz mnie nastraszyć.
Prychnął pod nosem, podziwiając nawet bezczelność tego chłopaka. Wiedział, że wychowanie w takim klanie nauczyło go stoickiego spokoju, ale on nie potrafił go takiego zaakceptować. Tak samo przecież było gdy Itachi zostawił Keiko, pamiętał jak go szamotał, żądając odpowiedzi, a dostał tylko ten stoicki spokój. Sam musiał dochodzić do prawdy. Do powodów jakie motywowały nim.
Wstał leniwie, odkładając nóż. Znudziła mu się już rozmowa. Chwycił za siekierę, podchodząc do bruneta. Ten uśmiechnął się tylko na ten widok, mając tą dziką pewność w oczach, że przeżyje to.
Zamachnął się z całej siły, mając pewność, że śmierć będzie natychmiastowa, słyszał jak kości pękają pod naporem ostrza.
- I co teraz powiesz księżulu? Takim jestem tchórzem. - Powiedział spokojnie, wyrywając z niego broń. - A teraz, gdzie było to urządzenie?
Odwrócił się szukając wzrokiem drobniarki do drzewa. Czekała go długa i ciężka noc. Spojrzał się na krew, która z każdą chwilą przykrywała coraz więcej podłogi.
- Mogłem jednak folię położyć… Taki mały gad, a tyle krwi…


V. Nie ma drogi do szczęścia. To szczęście jest drogą.


Przez ostatnie dni oglądał uważnie wiadomości. Widział ogłoszenie o zaginięciu młodego Uchihy, ale nikt nie miał pojęcia gdzie zniknął, nikt poza nim samym. Uśmiechnął się pod nosem, wchodząc do kawiarenki, usiadł przy Nagato, który przeglądał coś w Internecie.
- Powiedz mi, że nie masz nic wspólnego z tą aferą? - Chłopak powiedział spokojnie, nie spoglądając na przyjaciela.
- Z jaką aferą?
- Sasuke… - Odparł poirytowany, zamykając laptopa.
- Nie no co ty, przecież wiesz, że skończyłem z tą stroną życia. Nie chcę zostać Lordem Vader’em. - Zaśmiał się cicho, zamawiając u kelnerki herbatę. -  A jak u ciebie?
- Oprócz tego, że w pracy jest krucho to sobie jakoś radzę. Konan się do mnie odezwała… Stwierdziła, że fajnie byłoby spróbować jeszcze raz. - Odchylił się do tyłu, spoglądając w sufit. - Chyba nigdy nie skumam kobiet.
- Nie tylko ty… - Uśmiechnął się współczująco, sięgając po gazetę. - No, ale jakoś musimy iść na przód…
- Ty nie masz co marudzić, niedługo wraca twoja kochana Sakura… Teraz bez Sasuke w okolicy to będzie w siódmym niebie.
- Na pewno jej ulży. Wreszcie ile można znosić, napuszonego debila?
- Ciebie jakoś znosiliśmy… - Mruknął cicho, mrużąc oczy.
- A chcesz w ryj?
- Ale za co? Jestem niewinny! To ty zawsze chodziłeś napuszony jak jakiś książę!
- Bo mi wolno…
- Kto ci dał to prawo?
- Ja. - Powiedział twardo, zmieniając pozę na bardziej królewską.
- Jak Sakura dowie się o twoich uczuciach… Musi jeszcze wziąć pod uwagę twoje ego, nie wiem czy da się z wami spotykać… To musi być mocne  doświadczenie…
- Chcesz oberwać, prawda?
- W sumie to marzy mi się wizyta w pizzeri, a nie w szpitalu.
Westchnął ciężko, nie mając już siły na dalszą wymianę zdań, to wydawało mu się bezcelowe. Jak zwykle nie potrafił zagiąć przyjaciela. Spojrzał się w zamyśleniu na ekran telewizora, na którym widniało zdjęcie Sasuke, a przy reporterce stał Itachi z ojcem, oboje nie wyrażali żadnych emocji, mówili spokojnie jakby to ich nie dotyczyło. Może tylko w oczach ojca było widać łagodny niepokój o życie syna, jednak Itachi świetnie ukrywał swoje prawdziwe myśli.
- Myślisz, że żyje? - Nagato spojrzał się na przyjaciela z ciekawością.
- Tacy jak on tak łatwo nie giną. - Odparł roztargniony, sięgając po kubek.
- Pewnie masz rację…

***

Minęły dwa miesiące od zniknięcia Sasuke, wszystko zaczynało wracać do normy. Nikt już nie nawoływał o powiedzenie wszystkiego co się wie. Prawda o jego czarnym charakterze przytłoczyła nawet rodzinę. Głowa rodziny Uchiha oficjalnie przeprosiła wszystkie osoby, które były ofiarami Sasuke, obiecując rekompensatę za krzywdy. A mimo to, wizerunek klanu wyraźnie upadł, a ludzie zaczęli mówić między sobą, że chłopaka spotkała zwyczajna kara boska. Yahiko niewiele na ten temat mówił, chodził wiecznie zamyślony, choć na uczelni i w pracy spisywał się wzorowo. A jednak było czuć, że coś się w nim zmieniło. Sama Sakura odczuwała ulgę po tym jak nie musiała codziennie zmagać się ze swoim prześladowcą. Odwiedzała rudzielca w dużo lepszym nastroju, opowiadając o spotkaniach ze znajomymi, czy pierwszymi randkami.
Yahiko nie miał odwagi jej powiedzieć co do niej czuje, sam był zagubiony w tym wszystkim, odczuwał poczucie winy względem swojego czynu, źle sypiał, a każde spotkanie z wizerunkiem młodego Uchihy paraliżowało go wewnętrznie. Sam nie wiedział kiedy stał się ekscentrykiem, kiedy różowowłosa zaczęła spoglądać na niego z niepokojem, pytając o samopoczucie. Ale jak miał jej powiedzieć, że zabił? Zabił dla niej.
Usiadł ciężko na sofę, spoglądając się na psa, który jak gdyby nic gryzł swoją kość, ignorując jego obecność. Chwycił za pilot od telewizora odczuwając potrzebę odmóżdżenia się. Przeleciał po wszystkich kanałach nie znajdując nic na czym mógłby uwiesić wzrok. Zrezygnowany włączył stację dla dzieci, oglądając „Świat według Ludwiczka”.

„Mam już na oku używany kaftan bezpieczeństwa. Z opaską na oczy i kneblem do kompletu.”

Zaśmiał się cicho, wyobrażając sobie siebie w takim stroju.
- Ne, nawet do twarzy by mi było, co nie? - Powiedział do psa, który podniósł głowę w zainteresowaniu. -  Taaa, ty tylko myślisz o jedzeniu i spacerze. Ogarnij się!
Sięgnął po butelkę wody popijając jej zawartość. Czuł pragnienie, którego nic nie mogło ugasić. Zastanawiał się czy nie powinien się przyznać, ale kto zaopiekuje się wtedy Sakurą? Ale czy będzie chciała kogoś takiego jak on przy sobie? Mordercę?
- Wiesz jaki jest mój ulubiony cytat z tej bajki, kundlu? Wiesz? Nie wiesz, oczywiście, że nie wiesz! To ci powiem: „ Kiedy byłem dzieckiem ryby to były jedyne zwierzaki domowe… Z wyjątkiem kleszczy…” i ty właśnie jesteś takim kleszczem!
Pies zaszczekał jakby z oburzenia, wychodząc do innego pokoju. Spojrzał się za nim z szaleńczym uśmiechem.
-A idź sobie! Wreszcie każdy mnie zostawia… Każdy mnie zostawia… Umiera sobie, albo znajduje inne cele w życiu… O! A ja co? Muszę iść dalej… Szukać czegoś… Kogoś… Dlaczego kurna czuję się tak cholernie źle?!- Krzyknął poirytowany rzucając pilotem w ścianę.

***

Weszła do pokoju, spoglądając na niego z zażenowaniem, usiadła obok niego, wyciągając z siatki jedzenie. Intensywny zapach rozniósł się po pomieszczeniu pobudzając jego podstawowe funkcje życiowe. Starł z twarzy ślinę i wyprostował się gwałtownie przytulając dziewczynę do siebie.
- Dziękuję ci Sakura! Nawet nie wiesz jak mi burczało w brzuchu!! - Rozradowany chwycił za swoją porcję rozkoszując się nią.
- Powinieneś trochę zwolnić z tą pracą, znowu zamieniasz się w zombie. A obiecałeś, że nigdy więcej nie doprowadzisz się do tamtego stanu! - Wydęła usta w dziubek w urażeniu.
- Przepraszam, ale ten pornol, który obejrzałem cztery dni temu, był naprawdę szokujący. - Odparł spokojnie, wkładając sobie do buzi, pierożka.
Nastała cisza między nimi, chłopak dalej jadł swoje jedzenie z szerokim uśmiechem, ciesząc się smakiem, który nim zawładnął. Dziewczyna zamrugała ze zdumienia powiekami, wpatrując się w niego z niedowierzaniem. Nagle wstała uderzając go w głowę. Chłopak zwinął się w ostatnim odruchu, puszczając jedzenie na stolik. Jęknął z bólu, masując sobie obolałe miejsce. Spojrzał się z przerażeniem, na dziewczynę, która strzelała kośćmi dłoni, szykując się do kolejnego ciosu.
- Yahiko ty stary zboczeńcu!
Uchylił się w ostatnim momencie, uciekając natychmiast do drugiego pokoju, gdzie chwycił miotłę. Zobaczył jak Sakura się do niego zbliża, wciąż buchając gniewem, zaciśnięte usta tworzące ledwo widoczną kreskę, zmrużone oczy. Wyglądała jak zwierz, szykujący się do zadania ostatniego ciosu.
- Ja jestem tylko mężczyzną… - Jęknął wystraszony, siadając pod ścianą.
- To niczego nie tłumaczy! - Ryknęła mu prosto w twarz, szarpiąc nim za jego koszulkę.
- Ale…. oglądanie …yaoi to… już … w porządku?
Puściła go raptownie, spoglądając na niego z rumieńcem na twarzy. Zmieszana, wróciła na sofę, by dokończyć posiłek. Chłopak uśmiechnął się pod nosem, wchodząc z powrotem do pokoju. Oparł się o futrynę drzwi, nadając twarzy wyraz zwycięstwa.
- No więc yaoistko, wcale nie oglądałem pornoli, tylko pracowałem nad grubym zleceniem. Po prostu miałem krótki termin na jego wykonanie, więc poświęciłem się mu całkowicie, tylko dwie godziny dziennie poświęcałem na opiekę nad moim mopem, zwanym psem. I kto tu jest zły?
- Ty… - Odparła zawstydzona, wkładając sobie do buzi jedzenie.
- Było mnie nie targać na zakupy… Facet szybciej wypatrzy niestosowne mangi, niż dziewczyna. - Zaśmiał się cicho, rozluźniając się. - Sakura… Muszę ci coś powiedzieć…
Podniosła na niego wzrok, wciąż zmieszana, ale tym razem z nutką ciekawości. Nie odczuwała potrzeby do zachęcenia go do przemówienia, wierzyła, że sam wie co ma robić, dlatego czekała na to, aż będzie gotowy mówić.
- Wiesz… Kiedy poznałem ciebie i Naruto byłem wdzięczny losowi. Dał mi kolejną szansę i miałem kogoś kto mnie wspiera i chce wydostać z tego bagna. Chciałem dla was zrobić wszystko, nawet umrzeć. Ale to Naruto zginął, wtedy obiecałem sobie, że będę cię chronił, że nie pozwolę by stała ci się krzywda. A zawiodłem tyle razy, że straciłem nadzieję, że w ogóle powinienem ci powiedzieć co czuję. Przepraszam, jeśli kiedyś cię skrzywdziłem. Robiłem to nieświadomie i jest mi teraz naprawdę głupio. Chcę jednak żebyś wiedziała, że kocham cię. Nie, nie jak siostrę, gdyby tak było pewnie byłbym dużo szczęśliwszy mogąc cię tylko wpierać z cienia, ale kocham cię jak kobietę i za każdym razem, gdy opowiadasz mi o swoich randkach odczuwam ból, którego nie potrafię znieść. Muszę ci to powiedzieć, bo chyba oszaleję. Chcę być szczery sam ze sobą i z tobą. Zasługujesz by wiedzieć, co to oznacza zadawać się ze mną… Nie jestem dobrym człowiekiem, sama to wiesz. Z tego bagna, z którego mnie wyciągnęliście... Z tego się nie wyrasta, ten potwór, nadal jest w moim sercu, czeka aż się złamię, gdy pozwolę mu działać. Jesteś jedyną, która trzyma go na smyczy, jedyną osobą, która daje mi siłę by…
- Dosyć! - Krzyknęła zaczerwieniona, zdyszana i zdumiona. - Co ty w ogóle mówisz?! Kochasz mnie?! MNIE?! Traktuję cię jak brata! Moją jedyną miłością jest Naruto! Słyszysz?! Nigdy go nie zdradzę z jego przyjacielem! Jesteś okropny Yahiko! Nienawidzę cię!
Wybiegła z mieszkania z płaczem, trzaskając za sobą drzwiami. On zaś stał tak przez kilka minut, zanim łzy nie wypłynęły na policzki. Ból w jego klatce piersiowej był tak mocny, że totalnie go ogłupił. Nie wiedział co powinien teraz zrobić. Z jednej strony chciał za nią biec i powiedzieć, że tylko żartował, ale przecież powiedział prawdę. Może niecałą, choć gdyby dała mu możliwość, powiedziałby to… Że jest mordercą.
Usiadł na sofie, zaciskając ręce na uszach. Tak bardzo chciał cofnąć czas i zginąć zamiast Naruto.

***

Siedział przy stole, wpatrując się w herbatę przed nim. Minęło kilka tygodni od jego wyznania. A Sakura nawet nie dała znaku życia. Unikała go. Nie mógł mieć jej tego za złe, musiała być w szoku po takim wyznaniu, wreszcie był tylko jej przyjacielem.
Brunetka spojrzała się na niego zaniepokojona, odsyłając dzieciaki do pokoju, by się zajęły sobą. Uścisnęła delikatnie jego dłoń, przywołując do rzeczywistości. Spojrzał się na nią z roztargnieniem, czerwone oczy wskazywały na bezsenne noce, wypełnione płaczem.
- Yahiko… - Szepnęła współczująco, dotykając opuszkami palców jego policzka.
- Chciałem dobrze… Naprawdę chciałem być uczciwym człowiekiem, ale ja nie potrafię być dobrym… Zawsze żyłem na ulicy, zawsze oszukiwałem i zabijałem, ale gdy poznałem ją i Naruto uwierzyłem, że nawet dla mnie może być jakaś szansa… Naprawdę w to wierzyłem… Dlaczego miłość tak boli Keiko?
- Gdyby miłość nie była naznaczona bólem, skąd mielibyśmy wiedzieć, że powinniśmy ją doceniać? Wydaje się to niepodobne by żyć mimo tego bólu w sercu, prawda? Wszystko w tobie krzyczy by zakończyć ten marny żywot, że już wszystko jest bez sensu. Ale tak naprawdę tak nie jest. To, że cię odrzuciła, nie znaczy, że cię nie potrzebuje. Nadal jesteś jej potrzebny. Możesz być jej cieniem, który ją chroni. Może z czasem pogodzi się z tym, że odczuwasz do niej takie silne emocje, że pożądasz ją jako kobietę, a wtedy przyjdzie. Na wszystko potrzeba czasu. - Powiedziała spokojnie, prawie szeptem, gładząc go po policzku.
Uśmiechnął się delikatnie, jej głos i dotyk kojarzył mu się z matczyną troską. Czuł się dziwnie ukojony, jakby wszystkie czynności życiowe wróciły na swoje miejsce, dając mu siłę by coś zjeść. Usłyszeli jak zaburczało mu w brzuchu i zaśmiali się cicho, rozluźniając atmosferę.
- Dziękuję. - Odparł rozpogodzony, wstając z miejsca.
- Czekaj. Zrobię ci coś do jedzenia.
Przytaknął tylko głową idąc do pokoju, gdzie dwójka dzieci bawiła się klockami. Chłopiec jeździł drewnianą lokomotywą po torze, próbując zmusić swoją młodszą siostrę do zejścia z niego. Uśmiechnął się na ten widok, czując dziwne ciepło w sercu.
- A Itachi się odzywał? - Usiadł z powrotem, spoglądając na kobietę.
- Był tutaj kilka dni temu. Spędził dzień ze swoimi dziećmi. Jest trochę przybity zaginięciem brata, ale jakoś się trzyma.
- Rozumiem.

***

Stał na cmentarzu spoglądając z roztargnieniem na nagrobek.
- Wiem, wiem. Miałem nie przychodzić… Ale spieprzyłem! Powiedziałem jej co do niej czuję… No i nie zaakceptowała mnie… Nie dziwisz się, prawda? Pewnie jeszcze piorunami we mnie strzelasz… No głupi jestem, ale ty nie byłeś lepszy! I co teraz mam zrobić? Jakaś podpowiedzieć od ducha? Tylko wiesz, nie wyjdź mi tu jako zombie…
- A mówiłeś, że już tu nie przyjdziesz. - Usłyszał jej spokojny głos, który zatrzymał na chwilę bicie jego serca.
Odwrócił się do niej, spoglądając na jej pobladłe oblicze i niewielki chaos na głowie. Wyglądała jakby dopiero co wstała z łóżka, ale dla niego i tak była piękna.
- Tak jakoś… Chciałem się wytłumaczyć… - Wzruszył ramionami, spuszczając wzrok.
- Ja tutaj przyszłam się pożegnać…
- Pożegnać?
Minęła go kucając przy nagrobku. Złożyła dłonie do modlitwy, po czym położyła białą lilię. Wstała powoli, zwracając się do niego z łagodnym uśmiechem.
- Wiem, że byłam egoistyczna. Uważałam, że zawsze będziesz przy mnie jako przyjaciel, chyba nawet nigdy nie myślałam na poważnie o twoich uczuciach. Po stracie Naruto nie wyobrażałam sobie związku z innym mężczyzną. Jak mam być szczera, przyzwyczaiłam się do twojej obecności, do tego, że zawsze byłeś na moje zawołanie. A ostatnio… Nie… Od jakiegoś czasu, kilku miesięcy, te dłuższe rozstania powodowały u mnie dziwną nostalgię, nie rozumiałam tego. Ale wiedziałam, że chcę cię zobaczyć. A wtedy… Kiedy mi powiedziałeś o swoich uczuciach byłam przerażona. Bo tak naprawdę sama nie wiedziałam co czuję. Powiedziałam, że cię nienawidzę, ale tak naprawdę to chyba cię kocham. Sama nie wiem, kiedy zastąpiłeś mi blondyna, kiedy zaczęło mi na tobie tak zależeć. To, że ci nie mówiłam o Sasuke, to był efekt tylko tego, że nie chciałam byś zrobił coś głupiego, chciałam to załatwić sama, ale ty i tak się dowiedziałeś… I mnie chroniłeś. Wiem, że to ty stoisz za jego zniknięciem. Ale nie chcę wiedzieć co się stało, bo gdybyś to powiedział, musiałabym wybrać między prawdą a szczęściem.
Zdumiony wpatrywał się w nią, nie mogąc powiedzieć nawet słowa. Podszedł do niej szybko, by ją przytulić. Objął ją mocno, by upewnić się, że nigdzie już mu nie zniknie. Słyszał jak łka, on sam zaś walczył ze łzami, wpatrując się w nazwisko, które ich w jakiś sposób połączyło.
- Dziękuję… - Szepnął niemo, uśmiechając się z wdzięcznością do białego marmuru.



THE END

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz