Grief and Sorrow


Wprowadzenie


Wyciągnął się, mrużąc przy tym oczy, trzask przeskakujących kości rozbrzmiał za sceną, budząc chichot znajdujących się tam osób. Znudzony spojrzał na bruneta, który z wyraźną niechęcią nastrajał gitarę, której zapewne nie będzie używał, tuż obok niego siedziała różowowłosa z przymkniętymi oczami, czekała na swoją kolej.

-Kiedy nasza kolej?- Zwrócił się do szatyna, który popijał cole.
-A, co ja, organizator?- Mruknął beznamiętnie, podchodząc do kurtyny.- Już kończą.
-Świetnie, już nie mogę się doczekać!- Uśmiechnął się wesoło, sprawdzając brzmienie swojej gitary.
-  Powodzenia Sasuke.- spojrzał na bruneta, siedzącego na sofie.
-Tia.- Mruknął jakby od niechcenia, oddając instrument dziewczynie.
-DROGA PUBLICZNOŚCI, PRZED WAMI KOLEJNY WYKONAWCA! HARUNO SAKURA!!!
 Dziewczyna wstała zwinnie, wybiegając na scenę, mijając blondyna z promiennym uśmiechem, ten zaś zmarszczył czoło, nie wiedząc, czemu znowu to nie on ma wystąpić, jego cierpliwość była na wyczerpaniu.

Sometimes I get so weird
I even freak myself out
I laugh myself to sleep
It's my lullaby
Sometimes I drive so fast
Just to feel the danger
I wanna scream
It makes me feel alive

Is it enough to love?
Is it enough to breathe?
Somebody rip my heart out
And leave me here to bleed
Is it enough to die?
Somebody save my life
I'd rather be anything but ordinary please


Przyglądał się jej z wyraźną ciekawością, każdy jej ruch i uśmiech zdawał się upamiętniać w jego umyśle, dopóki nie poczuł czyjegoś ramienia na barkach. Kątem oka spojrzał na intruza, prychnął z pogardą, wywijając mu się.
-Daj się skupić, niedługo ja.- Odszedł od niego, mrucząc pod nosem wiązankę.
-Nie denerwuj się tak Naruto, to ci nie pomoże wygrać.- Krótkowłosy szatyn, wyjął paczkę gum miętowych, zachęcając przyjaciela do wzięcia jednej.
-Nie dzięki, Kiba- odsunął jego rękę od siebie, oddychając głęboko, denerwował się, a to nie był dobry znak.- Nie sądziłem, że jest tak dobra.
-Nie wiedziałeś? Przecież byłeś z nią przez 2 lata!
Machnął ręką odchodząc od niego, nie miał ochoty wyjaśniać tego rozdziału swojego życia, już prawie o tym zapomniał, że był z tą wariatką. Wzdrygnął się na samą myśl o rzeczach, które razem robili. Ze spuszczoną głową podszedł do bruneta, kładąc mu rękę na ramieniu.
-Pokonam Cię.
-W snach Naruto, w twoich słodkich snach.- Zaśmiał się szyderczo.
Dziewczyna wróciła spocona i z zadyszką, sięgnęła po szklankę, którą podawał jej przyjaciel, uśmiechnęła się radośnie, opadając na sofę, wyglądała jakby już była zwycięzcą.
-A TERAZ PRZED WAMI RAMEN LIKERS!
Spojrzał się na przyjaciół, podskoczył z radości, by zaraz pobiec na scenę, na której już czekała reszta składu, nie wiedział nawet, jaką piosenkę będą grać, ale to był ich czas. Walka o kontrakt muzyczny właśnie się rozpoczęła, a wygrany zgarnia wszystko, przegrany zaś… Ląduje na śmietniku.

Debbie just hit the wall
she never had it all
one Prozac a day
husbands a CPA
her dreams went out the door
when she turned twenty four
only been with one man
what happen to her plan?

She was gonna be an actress
she was gonna be a star
she was gonna shake her ass
on the hood of white snake’s car
her yellow SUV is now the enemy


Gdy skończyli, ukłonili się do publiczności, zupełnie zapominając o ludziach, którzy oceniali ich występ. Dla nich to była przede wszystkim zabawa, więc czemu nie wykorzystać jej maksymalnie?
 Minął się z czarnookim, mając zadziorny uśmiech, dał z siebie wszystko, więc mógł trochę podroczyć się z przyjacielem, który nie należał do zbyt otwartych. Jednak po chwili usiadł na ziemi, oddychając ciężko, pragnął tylko jednego- znaleźć się w swoim łóżku.
-Nadal uważam, że nie powinieneś brać udziału w tym konkursie z grypą żołądkową.- Sakura odezwała się nagle, stojąc nad nim.
-Nie martw się daję radę, od tego się nie umiera.
-Może będziesz pierwszy?- Westchnęła ciężko, podając mu butelkę wody.- A gdzie twój Klub Hostów?
-W domu, pewnie myślą, że śpię.- Zaśmiał się cicho, na samą myśl o leżącej kukiełce, która ma odwracać uwagę podglądaczy.
-Uparty osioł.- Trzepnęła go lekko po głowie, odchodząc na kanapę.
-A TERAZ THE DEATH WISHPER!

It's our time to shine through the down
glorified by what is ours
We've fallen in love
We've fallen in love
It was the best idea I ever had

Today I fell and felt better
Just knowing this matters
I just feel stronger and SHARPER!!!
Found a box of sharp objects

What a beautiful...


-Nienawidzę go, po prostu go nienawidzę. - Mruknął zrezygnowany, siadając prosto. - Czy on zawsze musi być lepszy?!- Wydarł się wściekły rzucając butelką w ścianę.

Rozdział 1 Sakura


I, I'll get by
I, I'll survive
When the world's crashing down
When I fall and hit the ground
I will turn myself and run
Don't you try to stop it?
I, I won't cry

Avril Lavigne

Może byłam naiwna, godząc się na ten układ, ale to ja go wymyśliłam, tylko nie przewidziałam jednego - Że moje serce naprawdę przywiąże się do tego czubka. Od podstawówki, tworzyliśmy ekipę muszkieterów, lataliśmy po mieście wywijając patykami, wtedy jeszcze po Naruto przychodził, ktoś z rodziny. Zazdrościłam mu. Tego ciepła, które go otaczało. A z czym wyszłam? Ze złamanym sercem, i studiami medycznymi. Śpiew to tylko hobby, ale jak zwykle dałam się mu namówić na rozgłos. I po co mi to było?
- To ja idę, nie ma tu już nic dla mnie.- Uśmiechnęłam się sztucznie, machając do wszystkich.
 Nawet mnie nie zauważył, szczęście dobiło się do jego umysłu i przysłoniło świat. Wygrał z Sasuke, dla niego, to pewnie cud, który nie miał prawa się zdarzyć, a jednak to on łapie kontrakt, a my czyścimy śmietniki.
 Wyszłam na zewnątrz, wypuszczając ze świstem powietrze, to było emocjonujące przeżycie, ale wystarczające, jak na moje krótkie życie. Wyciągnęłam paczkę papierosów, zapalając jednego, nagle drzwi uchyliły się i stanął w nich brunet. Uśmiechnęłam się sarkastycznie, wyciągając do niego opakowanie. Użyczył sobie dwóch, zakładając za uszy, z kieszeni wygrzebał swoją zapalniczkę w kształcie czaszki. Ten chłopięcy humor…
-Nie idziesz na after party?- Spojrzał się na mnie z zaciekawieniem.
-Jakbym miała czas, jutro mam kolokwium, wolałabym być przygotowana, poprawki są męczące.- Wzruszyłam ramionami, próbując nie okazać poirytowania.
-Kolokwium? Nieźle, ja mam na szczęście trochę luzu.  Jednak i tak nie idę na imprezę, Naruto chory, więc pewnie zaraz zmyje się do domu, więc nic sensownego się nie będzie działo.
-Lepiej się przyznaj, że ci dziewczyna zabroniła. Widziałam ją wśród publiczności, aż się dziwię, że jeszcze cię nie zaatakowała.
-Oj Sakura, i po co ta cała ironia? Ja ci pomagam z chemią, ty mi z biologią, razem dajemy radę na tych medycznych studiach. Muszkieterowie muszą trwać, a że jestem z Karin? Kogo to obchodzi? Chyba, że jeszcze się we mnie podkochujesz?
-Śnij sobie dalej.- Zgasiłam papierosa, odchodząc w swoją stronę. Miałam dość jego rozmyślań.
To prawda do końca podstawówki, byłam szaleńczo zakochana w nim, mimo że próbowałam to ukrywać, on jakimś cudem się o tym dowiedział. Jedyną osobą, której mogłam się pożalić, na swoją ciężką sytuację sercową, był Naruto, który jakoś niespecjalnie się przejmował relacjami damsko-męskimi. Jak teraz o tym myślę, z każdym rokiem jakby bardziej się odsuwał od ludzi. Apogeum przyszło w ostatniej klasie licealnej. Gdy wbrew wcześniejszym ustaleniom poszedł na zupełnie inne studia i zrezygnował z grania w naszym zespole. Widziałam jak się sprzeczał z Sasuke o coś, często padało imię brata młodego Uchihy i tego przeklętego klubu hostów. Nie mogę zrozumieć, jak mógł się wprowadzić do domu zupełnie obcych ludzi. A może jestem, po prostu zła, że nic nie wiem o swoim przyjacielu? Ani on, ani Sasuke nic mi nie mówią. Stali się zupełnie innymi ludźmi, tak niepodobnymi do siebie, że aż przerażającymi. I co z tego, że Naruto wciąż się śmieje?
Skręciłam w oświetloną lampionami uliczkę, mijając skromną świątynię buddyjską.  Każdy krok powodował powrót wspomnień, niekoniecznie tych pozytywnych. Już miałam minąć bramę, do posiadłości klanu Hyuuga, gdy jakiś cień podskoczył ku mnie, powodując wywrotkę. Obolała spojrzałam na oprawcę, którym okazała się koleżanka z uczelni - Hinata.
-Cześć Hinia.- Uśmiechnęłam się łagodnie, próbując nie naskoczyć na nią, za tą całą akcję.
-Przepraszam Sakura, ale chciałam się spytać jak poszło na przesłuchaniu?
-Dobrze, było mnóstwo dobrej zabawy.- Poklepałam ją po ramieniu, wymijając łukiem.- Dobranoc.
-Sa…
Nie usłyszałam jej dalszych słów, moje nogi same przyśpieszyły. Wiem, że Naruto już dawno mnie rzucił, nie pozostawił złudzeń, że nigdy nie będziemy razem, bo jest gejem, ale to nie znaczy, że oddam go jakieś nic nieznaczącej córce tego starego klanu. Nie mogę uwierzyć, że jeszcze ma nadzieję, tyle razy jej mówiłam, że on nie jest dla niej, będzie przez to cierpieć i by lepiej skierowała swoje uczucia, ale nie, ona się uparła na Uzumaki’ego.  Kiedyś sam ją oświeci, pewnie w ten brutalniejszy sposób.  Może i ja powinnam, wreszcie ruszyć naprzód?
-Sakura!- Brunet podbiegł do mnie, ubrany w dres, który nie bardzo zasłaniał jego ciało.
-Cześć Sai.- Mruknęłam beznamiętnie, nie zwalniając tempa.
-Mama już się o ciebie martwiła.- Uśmiechnął się z tym swoim politowaniem, przyprawiając mnie o atak furii.
-Przecież mówiłam, że wrócę późno.
-Mówiłaś, ale późno, nie oznaczało po północy.
-Tylko nie wyskakuj mi z tekstem, że czytałeś coś o buncie nastolatek!- Warknęłam oschle, przyśpieszając.
 Dlaczego los mnie ukarał takim kuzynem?  Palant bez jaj, który uważa, że pozjadał wszelkie rozumy tego świata. Co z tego, że przeczytał miliony książek, skoro nawet nie potrafi ich zastosować w praktyce?! Ciągle tylko jęczy i podlizuje się mojej matce! I dlaczego tak?! Bo jego rodzice zginęli w wypadku samochodowym, a moja mama nie chciałaby, aby dziecko jej siostry wychowywało się w obcym domu. Wylądowałam z dodatkowym balastem, którego ani ja, ani Sasuke nie tolerujemy, zaś Naruto… On wszystko toleruje. Nawet tą lesbijkę.

Rozdział 2 Sasuke


Today I fell and felt better
Just knowing this matters
I just feel stronger and SHARPER!!!
Found a box of sharp objects
What a beautiful THING!!!
         The Used- A box full of  Sharp Objects


Westchnąłem ciężko, gasząc papierosa. Cały zapał, który mi towarzyszył przed samym castingiem, uleciał, niczym powietrze z przekutego balonu. Pierwszy raz przegrałem z tym młotkiem, choć nie mam co się dziwić, muzyka zawsze była jego pasją, ja tylko robiłem za tło. Tak naprawdę zacząłem grać na gitarze przez niego, do tamtego dnia, w ogóle nie myślałem by uprawiać jakieś hobby, moi rodzice preferowali spędzanie czasu na ulepszaniu stylu walki.
-Sasuke!- Rudowłosa podbiegła do mnie, uśmiechając się radośnie, w ręku trzymała aparat cyfrowy, co oznaczało, że robiła dużo zdjęć.
-Spóźniłaś się Karin.- Odparłem chłodno, wyciągając do niej rękę.
-Przepraszam, zagadałam się z koleżankami, które jakimś dziwnym sposobem kibicowały Naruto. Ja uważam, że byłeś najlepszy!- Chwyciła moją dłoń, równając się ze mną.
-To nie tak, może jestem lepszym tekściarzem, ale to Naruto ma tą aurę. Bardziej zasługiwał na zwycięstwo.- Uśmiechnąłem się łagodnie, wpatrując się w rozgwieżdżone niebo.
-Jesteś dla niego za miękki.- Mruknęła zrezygnowana, chowając dokumenty i cyfrówkę do torby.
Może miała rację, że jestem zbyt uległy, w stosunku do jego osoby, ale znamy się od przedszkola. Zawsze z nim wracałem do domu, zahaczając o jakąś lodziarnię, jego rodzina naprawdę była świetna. Zazdrościłem mu tego, i gdy miałem problemy mogłem się udać do niego, a nawet do jego wujów, którzy chętnie mnie słuchali, stał się dla mnie młodszym braciszkiem, którego chciałem chronić.  A jednak zawiodłem go, w dodatku nie potrafię mu powiedzieć prawdy, nie chcę stracić tej przyjaźni.
-Sasuke?- Karin spojrzała na mnie wyraźnie zmartwiona.
-Hm?
-Czy coś cię łączy z Sakurą?
Spojrzałem na nią jak na wariatkę, skąd przyszło jej do głowy to pytanie?! Ja i Sakura?! Znamy się od podstawówki, jesteśmy przyjaciółmi, pamiętam naszą paczkę, latającą po lasach, walczących na patyki i zjeżdżających po błotnych pagórkach. Prawdą jest, że Sakura coś do mnie czuła, ale od kiedy związała się z Naruto, to się zmieniło. Nie sądzę, żebyśmy kiedykolwiek mieli szansę zostać czymś więcej.
-Jesteśmy przyjaciółmi.
-Nie o to mi chodzi. Dziewczyny mówiły, że macie romans.
-Romans? Że niby uprawiamy seks?- Zdumiony przyglądałem się jej, czekając na jej odpowiedź, nie sądziłem, że może mi nie ufać. Czy wyglądam na takiego casanovę?
-Nie! Ale nie jestem z wami na uczelni, więc nie wiem, co między wami zachodzi…- odwróciła wzrok rumieniąc się. Kobiety.
-Nie przejmuj się, nic mnie z nią nie łączy poza przyjaźnią.- Pocałowałem ją w czoło, kontynuując nasz spacer.
Ja i Sakura, ludzie to mają wyobraźnię, naprawdę. To, że razem siedzimy na dachu, paląc papierosy, nie znaczy od razu, że romansujemy.  W sumie na medycynę wybrałem, się właśnie przez nią, zaintrygowała mnie swoją chęcią ratowania ludzkiego życia. Ja jestem na specjalizacji chirurgicznej, ona zaś na kardiologii, Naruto miał iść na lekarza rodzinnego. W sumie nie wiem dlaczego chcieliśmy iść na tą samą uczelnię. Może baliśmy się, że taka rozłąka spowoduje pogorszenie naszych relacji.
 Odprowadziłem ją pod sam dom, rozglądając się po okolicy. Jak zwykle ciemno, brudno i głośno. I czemu się dziwić, że to tutaj najczęściej są napadani studenci? Pocałowałem ją delikatnie, obserwując jej drogę do domu. Chciałem mieć pewność, że wróci bezpieczna. Chociaż tyle mogę zrobić.
-Zobaczymy się w weekend.- Machnąłem ręką, odchodząc od niej.
 Naruto zawsze się ze mnie śmieje, uważa za niestabilnego psychicznie. Ciągle się dopytuje, czemu jestem z Karin. Pamięta ją z przedszkola, jako hałaśliwą smarkulę, która ciągle zabierała mu zabawki. Nie dziwię się, że nie potrafi sobie wyobrazić jej w innej roli. Od kiedy tylko zacząłem się interesować płcią przeciwną, czułem, że chce mnie połączyć z Sakurą. Naprawdę mnie zadziwia, może przez niego większość ludzi uważa nas za parę, mimo że Sakura już dawno zapomniała o tej szczenięcej miłości. I dlaczego zawsze na wspomnienia z dzieciństwa uśmiecham się idiotycznie?! Co on ze mną zrobił?!
-Sasuke!- Spasiony knur podbiegł do mnie, trzymając w buzi lizaka.
-Czego?- Warknąłem ostro, licząc, że sobie pójdzie.
-No nie bądź taki, opowiedz mi jak było!- Objął mnie ramieniem, ignorując moją naburmuszoną minę.
-Chyba chodzi ci o Naruto?- Mruknąłem zrezygnowany, odwracając od niego twarz.
-Nie tylko o niego. O swojego braciszka, też się troszczę.
-Itachi… Pamiętaj, że to przez ciebie moja przyjaźń z Naruto się prawie skończyła, więc pilnuj swojego nosa. I nie zbliżaj się do niego.
-Jakiś ty nieuprzejmy… A przecież to ja mu załatwiłem pokoik.
-Wal się! Przez ciebie odsunął się od nas! Gdybyś go nie omamił pewnie mieszkałby u siebie, chodząc razem ze mną na uczelnię!- Wściekły popchnąłem go na mur, oddychając ciężko.
-Zapomnij już o tym, albo powiedz mu prawdę.-Uśmiechnął się sarkastycznie idąc przodem.-Wygrał prawda?
Nie odpowiedziałem, szedłem za nim, ściskając pięści. Nie mogłem go zdzierżyć, mój rodzony brat poderwał mi przyjaciela! Oczywiście na początku nie robiło mi to różnicy, bo orientacja kumpla, nie była moją sprawą, ale przecież wiem, jaki stosunek mają moi rodzice, do ich pierworodnego. Itachi może sobie kochać, kogo tylko chce, ale i tak wyjdzie za kobietę wybraną przez ojca. Czemu ukrywał ten fakt przed nim? Żeby mu zadać większy ból? Przez to wszystko wyszło, że to ja jestem tym złym, a cały host klub, jest pięknie dobry! Naruto ty naiwniaku!!
-Powiem mu prawdę.- Mruknąłem cicho, spuszczając głowę.
-Czyli to będzie pożegnanie? -Spojrzał na mnie zdumiony, jakby nie oczekiwał takiej odpowiedzi.

Rozdział 3 Pain


I want to scream, until no sound comes out and you've learned your lesson
I want to swallow these pills to get to sleep
So I don't have to make a bad impression
                                 Boys like Girls- Broken Man


Powinienem znaleźć jakąś pracę, przecież nie mogę żyć wiecznie na garnuszku Madary. Przygarnął mnie z ulicy, dał dom, jakikolwiek on by nie był, ale to właśnie przez niego stałem się kimś, kogo nienawidziłem najbardziej. Dlatego od jutra zacznę szukać pracy, to przecież nie może być trudne, spędzać czas przy kasie, czy obsługiwanie nastolatków… Nie! Nie mogę teraz tego zrobić, przecież Naruto choruje na grypę żołądkową! To na pewno Kakuzu go otruł, zawsze mu powtarzałem, że ma się trzymać z daleka od kuchni. Co za uparty osioł. Myśli, że nie widzę, jak się uśmiecha, jak się podlizuje Naruto?! Ciągle tylko ramen jemy, no czasami Konan uda się przemycić coś innego. I właśnie dlatego jest chory, bo o niego nie dbamy! Od jutra, to ja przejmę kuchnię, i będziemy jeść same warzywa.
-O czym tak rozmyślasz?- Czerwonowłosy spojrzał na mnie znudzonym spojrzeniem, trzymając pilot od telewizora.
-O niczym takim… Nie zauważyłeś, że jest dość cicho? Rozumiem, że jest chory, ale dzisiaj jest ten casting, tak bardzo chciał iść…- Mruknąłem cicho, spoglądając na piętro.
-I dobrze, niech tam siedzi! Jakby umarł, nie miałbym nic przeciwko! Przez niego muszę chodzić na studia! STUDIA! JA!- blondyn poirytowany wyszedł z kuchni, machając chaotycznie ręką ze szklanką wody, która oblewała wszystko wokół.
-Jak możesz tak mówić? Przecież on jest niewinny!- jęknąłem zdumiony, wstając na równe nogi, nikt nie będzie obrażał liska w mojej obecności!
-Niewinny!? Ty wierzysz, że on cię kocha?! Jestem pewien, że kiedy wychodzi z domu grucha z Itachi’m! Nigdy nie uda ci się go zastąpić.- Syknął do mnie wściekły, rzucając szklankę w moją stronę.
Zrobiłem unik, wytrzeszczając na niego oczy, byłem wściekły. Dokładnie pamiętam te dni, kiedy brunet z nim zerwał i to z jakiej przyczyny?! Nie chciał narażać się rodzinie, nie widział jego cierpienia, a my tak. Choć pewnie, gdyby wiedział, znienawidziłby nas tak samo jak matematykę. Westchnąłem ciężko, zaciskając pięści.
-Uspokójcie się. – Niebieskowłosa odparła stanowczo, zbierając szkło z podłogi.- Obudzicie go, a jak on wyjdzie z pokoju, skończy się obijanie.
Zapadła niezręczna cisza, której nikt nie kwapił się przerwać. Większość siedziała przed telewizorem, oglądając jakiś japoński program o życiu ptaków, jakby ich to naprawdę interesowało. Wypuściłem ze świstem powietrze, kierując się na schody,  muszę go zobaczyć, mieć pewność, że nie płacze, nie przegląda zdjęć, nie myśli nad niczym głupim. Nie chcę by wylądował w szpitalu, tyle razy już tam był…
-Pierdolę! Człowiek idzie napierdolić kilka ciał i zamiast porządnych gostków, spotyka co?! Jakieś fiuty, z pizdą zamiast jaj! Nawet nie musiałem używać pistoletu, moja ręka wystarczyła! Chuje! Co ten Madara sobie wyobraża?! Dawać mi takie zadanie!- Siwowłosy wszedł do domu z niecodzienną wiązanką słowną, trzaskając przy tym drzwiami.
Spojrzałem spanikowany na drzwi od jego pokoju, on nie mógł tego usłyszeć, gdyby dowiedział się, że jesteśmy na usługach Uchihy, nie byłby zachwycony, przecież przyjaźni się z tym Sasuke. Cholera!
Wbiegłem do jego pokoju, czując jak kropelki potu, powoli spływają mi po skórze, jednak zamiast niego, zobaczyłem otwarte okno i kołdrę zwiniętą, tak żeby przypominała kształtem człowieka. Czułem jak prawa brew drga, unosząc się powoli, zacisnąłem zęby.
-Zrobił nas w chuja…- mruknąłem pod nosem, nie wierząc w to co się stało.- Gdzie on jest?! Co z nim zrobiliście?! Kto zawiózł go do szpitala?! 
Przerażony zbiegłem na dół wrzeszcząc na wszystkich, którzy spoglądali na mnie jak na wariata, szczególnie blondyn, który z triumfalnym uśmiechem, zacisnął dłoń. To na pewno jego sprawka! On mu zrobił krzywdę! Jest wściekły, od samego początku odkąd go zobaczył!
-Co z nim zrobiłeś?!- Warknąłem, dysząc ciężko.
-Uspokój się geju, nic mu nie zrobiłem, pewnie zwiał, bo miał cię dość!- zarechotał głupkowato, spadając z oparcia sofy.
-Opanuj się, pewnie zignorował nasz zakaz i poszedł na ten koncert. Wiesz jaki on jest, jeśli chodzi o muzykę.- Czerwonowłosy spojrzał na mnie bezinteresownie.
-W sumie możecie mieć rację…
 Zarumieniony, uciekłem do kuchni, w którym siedział brunet, licząc pieniądze. Przez chwilę nasze spojrzenia się spotkały, jednak po chwili, wszystko wróciło do normy, on żył w świecie kasy, a ja? Chwyciłem za karton soku pomarańczowego, spoglądając przez okno, na rozgwieżdżone niebo.
 Nikt z nich nie wie, co tak naprawdę się działo z Naruto po tym jak się do nas sprowadził. Obiecałem Itachi’emu, że się nim zaopiekuję, że będę go krył przed Madarą. Wszyscy podchodzili do tego sceptycznie, student, nie płacący za możliwość życia tutaj, nie pracujący, jednym słowem pasożyt. Jednak on zaszył się w pokoju i z niego nie wychodził, tylko mi się udawało tam dostać, próbowałem do niego dotrzeć, ale za każdym razem trafiałem w mur, ten chłopak dużo przeszedł, podświadomie przecież wiedziałem kim jest, co się stało, a jednak wolałem myśleć, że jego stan to tylko skutek złamanego serca. Jeździłem z nim do szpitala, dbałem by nikt się nie dowiedział prawdy o nim. Postawiłem wszystko na jedną kartę i wiem, że jeszcze mnie nie zaakceptował. Jestem dopiero na półmetku…

Rozdział 4 Naruto


It takes a tough man to slap her around.
Such a bad guy to keep such a good girl down.
She's wearing shades but we all see
Behind the tinted glass.
And I've got 99 biker friends
That wanna kick your ass.
 Bowling For Soup- 99 BikerFriends


Mój żołądek! Jedyne, co mi teraz potrzebne, to wymienienie tego organu na coś nowego.  I jeszcze nie mogę powiedzieć, dlaczego mnie tak boli, znaczy skąd to zatrucie, bo przecież nie przez Kakuzu. Biedny, teraz jest na celowniku wszystkich, a ja tylko zrobiłem sobie popijawę z chłopakami… To prawda, że przesadziłem z alkoholem, ale kto tego nie robi w tak młodym wieku? Dobra, inni starają się utrzymać na nogach, ja musiałem być doniesiony przez Sasuke. Dobrze, że przynajmniej Konan jest po mojej stronie i nikomu nie wygadała, w jakim stanie wróciłem do domu. Przecież, Yashiko, padłby na zawał… Czuję się podle, nie dość, że nie jestem w stanie odwzajemnić jego uczuć, to jeszcze uciekłem z chaty, by iść na ten casting. Nawet jak powiem, że wygrałem, to będzie wściekły, przeze mnie ma same problemy.
Westchnąłem ciężko, przeczesując włosy lewą ręką. Szedłem powoli przed siebie, obserwując uważnie mijane auta, widać było pośpiech u niektórych. Co chwilę przystawałem, by zaczerpnąć świeżego powietrza, a raczej by ukoić ból. Mój organizm w tej chwili przypomina bardziej, zmiętoszoną szmatę, niż ciało gwiazdy rock’a. Odkąd tylko skończyłem liceum, na moim ciele zaczęły się pojawiać nowe kolczyki, lubię czuć ten moment bólu, powodujący, że wszystko inne po prostu znika. Zacisnąłem pięść, waląc delikatnie w ścianę, to był jedyny sposób by odreagować skurcz mięśni i wymioty, które dobijały się do mojego gardła.
Nagle usłyszałem melodyjkę. Oznaczało to jedno, dzwoni mi komórka, a osoba, która dzwoni na pewno nie jest Uchihą, ani nikim, z kim mógłbym teraz pożartować na temat swojego stanu zdrowia. Przełknąłem z trudem ślinę, wciskając zieloną słuchawkę.
-Tak?
-Naruto gdzie jesteś?- Szorstki, męski głos odezwał się po drugiej stronie. Przekląłem w duchu, za swoją głupotę. To było oczywiste, że ktoś wejdzie do pokoju, i że nie będzie to Dei, który zlewa moją osobę.
-Na chodniku…
-Naruto, bez żartów kurwa!
Wiedziałem, że będę żałował tego zwycięstwa…
-Dwie przecznice od domu.
-Zaraz tam będę, i nie próbuj się ruszyć palancie!
-Tak Hidan…
Rozłączył się, nie czekając nawet na swoiste pożegnanie. Wytknąłem język do aparatu, czując się zdradzony przez każdą możliwą formę życia, nawet tą martwą! Miałem wrócić do domu przed tym, jak zauważą moją nieobecność… Ech, nigdy nie licz na przychylność konkursów, szczególnie z udziałem publiczności. Oparłem się o mur, obserwując niebo, jedyna przyjemność dana mi przez życie.
Po chwili usłyszałem pisk hamulców, a przede mną stanął siwowłosy na motorze. Westchnąłem, sięgając po kask, wolałem mieć to już za sobą. Z nimi to gorzej niż z rodzicami.
-Porozmawiajmy pierw. - Zdjął swój kask, przyglądając mi się uważnie.
-Musimy?- Mruknąłem zniechęcony, siadając obok niego.
-Tak musimy! Byłem w pracy, więc nie miałem cię jak obserwować, zresztą prawie wszyscy ci ufamy, gdybyś nam powiedział, że tak ci na tym zależy, może byśmy poszli z tobą. I nie musiałbyś się teraz zwijać z bólu. Wiesz jak Pain jest przerażony, on już ci prawie nagrobek zakupił! Kilka razy ci już o tym mówiliśmy, ale dla nas jesteś częścią naszej zjebanej rodziny. I szczerze mówiąc, wolę ciebie niż Dei’a, ale co poradzisz.- Wzruszył ramionami, podając mi kask.- Będziesz musiał przeprosić.
-Dobrze…
Założyłem go, obejmując mężczyznę w pasie. Jak ja tego nie cierpię. Czy oni zawsze muszą wzbudzać we mnie poczucie winy? W dodatku mój plan zeswatania Sasuke z Sakurą, poszedł w pole! Specjalnie zrezygnowałem z tych medycznych studiów, na których i tak pewnie bym się nie utrzymał, ale… Oni mieli tam być i się bzykać, a nie być i uczyć się! Paranoja! Człowiek się stara i co? Trąba!
Zsiadłem z motoru, kierując się do domu. Czuję się jakbym szedł na ścięcie. Przecież wiem, co teraz będzie się działo. Krzyk, wrzask i mózg na ścianie. W jakiejkolwiek kolejności. Otworzyłem powoli drzwi, spotykając od razu rozweselony wzrok blondyna, przynajmniej on ma radochę z mojego nieszczęścia. Przeze mnie musiał ściąć włosy i na jakiś czas zrezygnować z pracy, jako model… Nigdy się nie wypłacę.
-Naruto…- Kobiecy głos odezwał się tuż przy moim uchu, przyprawiając mnie o palpitacje serca.
-Konan!- Jęknąłem wystraszony, łapiąc się za serce. - Też się cieszę na twój widok…
-A ja nie! Głupi, bezmyślny dzieciaku! Marsz do pokoju!- Wskazała ręką na piętro, nie dając złudzeń na debatę.
Poczłapałem, więc na górę, spoglądając ze zbitą miną na wszystkich, którzy podążali za mną wzrokiem pełnym zawodu. Przez rok, nie zmyję tego poczucia winy. Wszedłem do pokoju, rzucając się na łóżko. Nie mogę nawet uwierzyć, że nikt się nie spytał jak mi poszło! Jakby mnie kochali, to by się zapytali. Choćby Dei! Przecież robi za mnie na studiach, bym z nich nie wyleciał, przez tą grypę!  Jeszcze mu pokażę, tylko nie wiem, co za bardzo…
Już miałem zasnąć, gdy drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem, wpuszczając trochę światła. Próbowałem to zignorować, sądząc, że Sasori przyszedł mnie pocieszyć, jedną ze swoich lalek, ale poczułem tylko czyjeś ciepłe ręce na plecach. Wypuściłem ze świstem powietrze, odwracając się do tego rudzielca. Przytuliłem się, chowając twarz przed jego karcącym wzrokiem.
-Przepraszam.- Wydukałem przez zaciśnięte gardło, czując jak łzy same zbierają się do oczu, jak ja tego nienawidzę…
-Nic się nie stało, to było twoje marzenie. Lepiej powiedz czy wygrałeś.- Bawił się moimi włosami, powodując przyjemne dreszcze.
-Wygrałem, choć nie wiem jakim cudem mi się to udało. Wreszcie moim głównym rywalem był Sasuke.- Odparłem spokojnie obejmując go mocniej.-Nie powinienem tak wychodzić bez słowa, przepraszam Yashiko.
-Najważniejsze, że ci się udało i jesteś cały. Nic więcej się nie liczy.
Yashik ty debilu, dlaczego taki jesteś?! Czemu nie potrafię Cię znienawidzić? Dlaczego tak bardzo potrzebuję twojej bliskości?

Rozdział 5 Deidara


Deep inside your soul, there's a hole 
You don't want to see 
Every single day, what you say 
Makes no sense to me 
Even though I try 
I can't get my head around you
 
             The offspring-  (Can't get) My head around you

Ze snu zbudziło mnie walenie do drzwi, głośne, nie dające skupić się na żadnej myśli. Ziewnąłem przeciągle wstając leniwie z łóżka, nienawidzę poranków, szczególnie teraz, gdy czeka mnie kilka minut stylizacji pod okiem Konan, by przypominać tego clown’a! Ja top model muszę chodzić do szkoły! Rzuciłem liceum, miałem gdzieś tą całą edukację, zarabiałem swoim wyglądem, a teraz co? Biedny Narusio jest chory, nie możemy pozwolić by go wywalili z uczelni, Dei ty go zastąpisz! Żeby jeszcze się zapytali, czy w ogóle widzę siebie w tej roli. Jednak nie, najlepiej olać tak ważną osobę jak ja! Jeszcze trochę, a nakabluję Madarze o ich kółku adorowania knura.
Otworzyłem z impetem drzwi spoglądając z mordem w oczach na Nagato, który jedynie westchnął z rezygnacją, idąc przodem. Poczłapałem za nim, nie chcąc się kłócić,  zresztą co by mi powiedział ten zombiak? Jaki to jestem głupi i uparty? Oni wszyscy to mówią! A przecież jakoś sobie radzę na studiach, co prawda nie wiem do tej pory jak ułożyć palce na tych klawiszach, ale… Z normalnych zajęć jest okay. Kto mu kazał się pchać na jakąś Akademię Artystyczną, czy coś w ten deseń. Teraz JA muszę zakuwać te bzdury… Muzyk od siedmiu boleści.
-Deidara pamiętaj, że Naruto wygrał. Staraj się zbytnio nie wchodzić w szczegóły.- Sasori, wyłonił się jak mucha z kuchni, trzymając tackę ze śniadaniem.- Co się gapisz? To dla Pain’a i Naruto.
Wzruszyłem ramionami siadając spokojnie na krześle, gdzie już stała niebieskowłosa, gotowa do porannych męczarń.  Zawsze mnie to zastanawiało, jakim sposobem ten cienias zdobył te swoje wąsiki. Nie dość, że wyglądają beznadziejnie, to jeszcze są na twarzy, bił się z lwami w dzieciństwie czy jak?
-Nie wierć się, bo cię znowu źle pomaluję.- Warknęła zniecierpliwiona, kiwając na czerwonowłosego, by mnie przytrzymał w odpowiedniej pozycji.
-Nie dość, że każecie mi się uczyć, to jeszcze muszę spędzać poranki na takich męczarniach!- Jęknąłem zbulwersowany spoglądając hardo przed siebie.
-Nie martw się, od poniedziałku, Naruto już sam będzie chodził na uczelnię.- Kakuzu zszedł ze schodów licząc drobniaki.
-Czy ktoś w TYM domu nie zna jego grafiku?
-Hmm… Ty.- Dziewczyna zaśmiała się cicho, kończąc swoje dzieło.
-I dobrze, jestem normalny i maksymalnie heteroseksualny, w porównaniu do was wszystkich.-  Odparłem poirytowany, wybierając się do łazienki.
Spojrzałem na swoje odbicie, pozbawione długich pięknych włosów, soczewki, wąsy, to nie byłem ja! Od początku wiedziałem, że z nim będą problemy, od kiedy tylko usłyszałem, że Itachi z nim chodzi. Może i byli szczęśliwi, ale przecież to tylko kwestia czasu jak Madara się dowie, że on żyje. Życie w mafii nie jest proste, dostajesz wszystko o czym zapragniesz, ale musisz coś dać. A ten debil nic nie daje, wszyscy go rozpieszczają! Co on ma, czego ja nie mam?! Jestem blondynem, mam niebieskie oczy, może nie takie jak jego, ale niebieski to niebieski, kurka wodna! W dodatku jestem przystojniejszy i nie jestem gejem. Czy to nie są same zalety?
Przebrany w jego ciuchy, które ukazują jego beztalencie w kwestii mody, podążyłem leniwie w kierunku zapchlonej uczelni, gdzie banda szczeniaków, będzie mnie molestować, niby to żeby gratulować, ale ja wiem swoje, on ich wszystkich zaczarował! Zrobił z nich homo niewiadomo! Ale ja się nie dam! Jestem DEIDARA! I nie dam się temu gejowi, skoro nawet Itachi nie mógł mnie uwieść, to dlaczego mam dać się reszcie świata?
Nie dotarłem nawet do bramy głównej, gdy poczułem, jak ktoś się na mnie uwiesza, wystraszony spojrzałem na granatowowłosą dziewczynę, która roześmiana cmokała mnie po policzkach.  Zdumiony, odsunąłem ją od siebie, nabierając kilka głębokich wdechów. Kto to u  diabła jest?! Dlaczego jej nie znam?! Z tego co widzę, raczej nie jest z jego uczelni, więc kto zakłóca spokój tej pięknej twa… Chwila… Naruto jest gejem, a ta dziewczyna wyraźnie się w nim podkochuje, przecież nie jestem ślepy, widzę te rumieńce. Zemsta będzie słodka Uzumaki. Zaśmiałem się w duchu, żeby uśmiechnąć się radośnie do narzędzia tortur.
-Słyszałam wszystko! Gratuluję wygranej! Wiedziałam, że wygrasz! Wreszcie jesteś najlepszym muzykiem w mieście!
Jej piski robiły się nie do wytrzymania.  Rozmasowałem sobie prawą skroń, nabierając powietrza, rozejrzałem się wokół, jednak nikogo znajomego nie zauważyłem. No to zaczynamy.
-Może pójdziemy wieczorem do kina? Uczcimy moje zwycięstwo i nowy rozdział w życiu.
-Naruto-kun.- Jęknęła zaskoczona, cofając się o krok.- A co z twoim chłopakiem?
-Nie musi przecież o tym wiedzieć, zresztą nigdy nie mówiłem, że jestem gejem tak na stówę! Może odmienisz moje życie?- Przybliżyłem się do niej, biorąc w dłonie jej policzki, by unieść jej twarz ku górze, pocałowałem ją delikatnie, czując jak moja ofiara traci panowanie nad swoim ciałem. Szach mat.
-Oj Naruto! Co ty wyprawiasz?!- Męski głos odezwał się za mną, zmuszając do wycofania się z pola. Przeklęty Kiba.
-Nic… Rozmawiam ze znajomą, nie widać?- Burknąłem pod nosem, spoglądając na roześmianego szatyna. Pff, marni zwycięzcy.
-Hinata! Nie zauważyłem cię, ten knur tak przytył, że zasłania połowę ulicy!
Nie skomentuję, wreszcie to nie była uwaga personalna, tylko do tego małpiszona, ja jestem piękny. Poczłapałem leniwie do komory śmierci, na kolejne zajęcia z muzyki klasycznej. Jak on może to studiować, a co lepsze, jakim cudem on zdał egzaminy wstępne?! Jego zapędzić do nauki, to jak zmusić słonia do latania, a o ile wiem Dumbo nie istnieje. Zadziwia mnie ten orangutan, nie tylko ma wódę w głowie, jakąś wiedzę też.  Neeeee, Naruto i inteligencja? W co ja wierzę?!
 Usiadłem na swoim miejscu, spoglądając leniwie na krajobraz za oknem, wszystko zdawało mi się ciekawsze, niż to miejsce. Głośno, brudno, nikt nie potrafi docenić prawdziwego piękna. Plebs.
-Słyszałaś?! Podobno Naruto wygrał ten casting… To niesamowite prawda? Po tylu latach wreszcie spotkało go coś miłego.
-No co ty?! Wygrał z Uchihą?! Nie sądziłam, że to wykonalne…
-A co lepsze! Umówił się z tą Hyuugą!
-A czy on nie jest gejem?
-No właśnie jest... Podobno... Może jest tylko bi?
-Chciałabym go zobaczyć w namiętnym pocałunku z Sai-sempai.
-Awrrr to byłoby piękne!
Obrzydliwe… Co one widzą fajnego w dwóch całujących się facetach?! I dlaczego plotkują na temat osoby, która siedzi kilka miejsc przed nimi?! ZERO WYCHOWANIA!  Ciekawe, czy ten Sai też się w nim buja? Pewnie tak, bo jakoś plotek o tym, że jest z członkami zespołu nie słyszałem. Oni chyba są za mało gejowscy, żeby dziewczyny mogły mieć fantazje. Co i tak jest ohydne. Związek powinien być normalny kobieta plus facet. Inne kombinacje nie wchodzą w grę! Zboczeńcy.
-Widzę, że przeżyłeś noc to znaczy, że Hości nie byli wściekli?- Szatyn przysiadł się do mnie, wyciągając książeczkę sudoku.
-Pojęczeli trochę i dali spokój. – Wzruszyłem ramionami, starając się wyjść naturalnie. Akurat tego nie wiem, co się wydarzyło, po tym jak wrócił do pokoju. Kiedyś ich zabiję za brak szczegółów.
-Szczęściarz, ja się tak schlałem, że ledwo poznałem własną matkę!
-Shika... Nie masz czym się chwalić...- Mruknąłem  znudzony, zakrywając usta dłonią. Ziewanie zaczynało mnie dręczyć.
-Odezwał się, przecież na ostatniej imprezie, tak się schlałeś, że chodzić nie mogłeś! Gdyby nie to, że Temari pozwoliła na nocleg u niej, to nie wiem, czy ten twój klub, byłby taki zadowolony z życia. Choć i tak Sasuke musiał cię donieść do domu.- Zaśmiał się cicho, zatapiając się w cyferkach.
Alkohol, impreza, gołe kobiety, papierosy, narkotyki zmieszane razem, dają następnego dnia efekt grypy żołądkowej. A to menda zapchlona. Kakuzu czyścił lodówkę i spiżarnię podejrzewając, że w domu grasuje wirus, połowa moich ulubionych przekąsek powiedziała żegnaj! I to w imię czego?! ZBIOROWEJ ORGII?!
-Wszystko w porządku Naruto? –Chouji usiadł koło szatyna, z paczką chipsów, przyglądając mi się bacznie.
-Nie… Tylko próbuję sobie przypomnieć co ja właściwie robiłem na tej imprezie…- Uśmiechnąłem się krzywo, tłumiąc w sobie wściekłość.
-Nie pytaj… Dziki Ogierze Tańczący w liściach.- Zarechotali wtórnie, zwijając się ze śmiechu.
Ten patafian zaczyna mi przypominać wrzut na dupie, a nie normalnego człowieka z głową w chmurach. On już nie żyje! Ja mu pokażę, co to znaczy oszukiwać robale Uchihów. Mimo, że jesteśmy jego niewolnikami, to mamy swoją godność, a z niej się nie powinno śmiać.  Pierwszy raz cieszę się, że tutaj jestem, dowiaduję się tylu ciekawych rzeczy, a tej szmacie…
-Naruto ty lisie!- Kiba wbiegł do sali, wściekły, ledwo trzymając się prosto na nogach.
-Kiba?
-Obiecałeś, że pomożesz mi poderwać Hinatę! Zamiast tego sam ją sobie bierzesz?!!
O kurwa… No to wpadłem. Tylko nie w twarz!

Rozdział 6 Narrator


always gettin' stronger 
never gettin' weaker 
my love is gettin' longer 
I'll keep it in my sneaker
 
         Aerosmith- Young Lust


-Bądź grzeczny Naruto, dobrze?- Kobieta kucnęła przed chłopcem, wycierając łzy z jego policzków.
-Ja chcę zostać z mamusią…- Jęknął zapłakany, wyciągając do niej rączki.
-Nie, musisz pokazać jaki jesteś dzielny. Wujek Iruka po ciebie przyjdzie, nie zostawiamy cię na zawsze, tylko na kilka godzin.- Złapała go za ramiona, odsuwając od siebie.
Naburmuszony, odwrócił się od niej idąc powoli do budynku, chciał jej krzyknąć jak bardzo jej nienawidzi, wolał jednak zachować milczenie. Złapał za rękę brunetkę, pozwolił się prowadzić do większej sali, gdzie znajdowała się jego grupa. Schował się za jej nogami, obserwując inne dzieci.
-Kochani! Proszę o uwagę, dzisiaj dołączy do was nowy kolega, Uzumaki Naruto, bądźcie dla niego mili, dobrze?- Kobieta uśmiechała się radośnie, próbując go pokazać zaciekawionym dzieciom.- Powiedz coś Naruto…
-C-c-cze-ść.- Mruknął nieśmiało, spuszczając wzrok ku ziemi.
-Cześć Naruto!- Wszyscy zgodnie krzyknęli, przyglądając się nowemu towarzyszowi.
Tylko jeden chłopiec siedział pod ścianą, skulony i zapłakany, wcale nie miał ochoty witać się z nowym kolegą. Chciał wrócić do domu, do rodziców i brata, a nie męczyć się w przedszkolu, tylko dlatego, bo nikt nie miał czasu go uczyć czytać i pisać. Przyłożył czoło do kolan, próbując ignorować gwar wokół, jednak nie potrafił. Niedaleko niego stała grupka dziewcząt, które żywo komentowały ostatnie wydarzenie.
-Jaki on słodki! Taki nieśmiały! Aż chce się go przytulić.- Blondynka zapiszczała wesoło, przyglądając się koleżankom.
-Mam nadzieję, że nie będzie taki jak Kiba.- Czerwonowłosa odparła smętnie, poprawiając swoje okulary.
-Jestem ciekawa jaka z niego osoba. Na pewno nie dorównuje Sasuke!- Różowowłosa odwróciła się od nich, podchodząc do stolików.
-A ja myślę, że Naruto jest uroczy…- granatowłosa jęknęła zawstydzona, uciekając wzrokiem od reszty.
Chłopiec, gdy już się ze wszystkimi przywitał, skierował się do stolików, by jak najszybciej zapomnieć o miejscu, w którym się znajduje. Chwycił za kartkę papieru i kredki w celu namalowania swoich emocji, jednak wychodziły z tego tylko namiastki tornada. Zrezygnowany, położył głowę na blacie, przymykając oczy.
-Hej… My się jeszcze nie znamy. Jestem Haruno Sakura.- Dziewczynka stanęła przed nim, wyciągając rękę.
Spojrzał się na nią zdumiony, mimowolnie rozejrzał się wokół by upewnić się, że mówi do niego. Przełknął z trudem ślinę, podając jej rękę.
-Uzumaki Naruto, miło mi cię poznać Sakura.
Odeszła od niego w stronę swoich przyjaciółek, on zaś zauważył siedzącego chłopca, który wyraźnie łkał. Zeskoczył z krzesełka, podbiegając do niego, kucnął przed nim przykładając dłoń do głowy.
-Wszystko będzie dobrze, nie płacz, przecież nie jesteś sam.- Powiedział łagodnie, głaszcząc chłopca delikatnie.
Zaskoczony brunet podniósł głowę, wpatrując się w niego z przerażeniem. Gdyby nie ściana, cofnął by się na bezpieczną odległość, jednak zamiast tego poddawał się gestowi blondyna, który uśmiechnięty czochrał mu fryzurę.
-Masz mięciutkie włosy, zupełnie jak u mojego kota Gamby!
Zarumieniony, spuścił nieznacznie wzrok, nie wiedząc co ma powiedzieć.
-Gdzie moje maniery? Jestem Uzumaki Naruto, a ty?
-Uchiha Sasuke…- Szepnął pod nosem,  odważając się spojrzeć mu w oczy.
-To dlaczego płaczesz? – Usiadł obok niego, spoglądając w sufit.
-Bo nie mogę być przy mamie, tylko muszę być tutaj! Nie cierpię tego miejsca! Nie chcę mieć przyjaciół, chcę do mamy!
Milczał przez chwilę, jakby analizując każde pojedyncze słowo wypowiedziane przez nowego kolegę, czuł się zupełnie tak samo, zostawiony na pastwę losu, porzucony przez najbliższych, ale teraz spojrzał na to z innej strony. Uśmiechnął się pod nosem, zwracając twarz ku niemu.
-Też nie lubię tego miejsca, ale to nie miejsce zdobi człowieka, ale człowiek miejsce… Chyba tak to szło… Dziadek strasznie dużo gada i mało z tego zapamiętuję, ale wiesz co Sasuke? Mimo, że dzisiaj rano mówiłem jak bardzo ich nie lubię za to, że mnie tutaj przysłali, teraz jestem szczęśliwy.
-Dlaczego?
-Bo poznałem ciebie!
-Mnie?- Zamrugał zdumiony oczami, czując jak rumieńce występują mu na policzki, a usta tworzą łagodny uśmiech. – Naruto, pobawisz się ze mną?
-Jasne!
Wstali obaj spod ściany, biegnąc ku baseniku z piłkami, w którym walczyła reszta chłopaków. Dołączyli do nich, rzucając się piłkami, czy robiąc zapasy, dziewczyny zaś zdumione spoglądały na bruneta, który od tygodnia nie opuszczał swojego miejsca przy ścianie, a teraz bawi się ze wszystkimi, jakby nigdy nie czuł smutku.
-Naruto namówił Sasuke do zabawy… Magik.- Ino z podziwem przyglądała się blondynowi.- On będzie moim mężem.
-Chyba żartujesz?! Naruto będzie moim mężem!- Chórek oburzonych dziewczyn odezwało się zaraz po niej.
Brunet zatrzymał się raptownie,  przyglądając się zamieszaniu, które wzbudziły dziewczyny. Chwycił Naruto za rękę, podchodząc do tłumu pobudzonych dzieci.
-On jest mój!- Odparł poważnie, powodując nagłą ciszę w pomieszczeniu.

Rozdział 7 Kiba


I took enough
But i'm giving it up
You didn't have to see thing my way
Nothing more than a casual fuck
Isn't that just how we operate

All Time Low- A Party Song (The Walk of Shame)



 Nie mogę w to uwierzyć! Naruto chce iść na randkę z Hinatą?! Do tej pory unikał jej jak ognia, a teraz nagle chce się z nią umówić? To do niego niepodobne.
-Wracaj tu!- Wydarłem się wściekły na uciekającego blondyna, który co jakiś czas odwracał głowę w moim kierunku, by ocenić odległość między nami.
 Od miesiąca zachowuje się dziwnie, zrezygnował z prób, mówiąc że jesteśmy przygotowani na przesłuchanie w zupełności, zaczął dbać o swój wygląd i dziwnie się odzywać do wszystkich znajomych. Do tej pory liczyłem, że ta randka to tylko jego zabieg mający mnie zbliżyć do panny Hyuugi, a tu proszę! On naprawdę coś do niej czuje!
-Kiba spokojnie, porozmawiajmy. Na pewno uda nam się dojść do kompromisu.- Zatrzymał się na dachu uczelni, wyciągając ręce ku górze, w poddańczym geście.
-Nienawidzę Cię.- Mruknąłem szorstko podchodząc do niego.
Wyciągnął paczkę papierosów, podając mi jednego. Westchnąłem z rezygnacją biorąc skręta.  Usiadł pod siatką, która miała improwizować barierkę, przymknął oczy zapalając. Dołączyłem do niego, wpatrując się w powolny marsz chmur. Nie mogłem się skupić, w głowie huczało mi od różnych sprzecznych sobie sugestii. Z jednej strony miałem ochotę mu przylać, ale z drugiej… Nie widziałem takiej potrzeby. Znamy się od podstawówki, i jeszcze nigdy mnie nie zawiódł, mamy owszem przyjacielskie sprzeczki, ale nigdy nie wbił mi noża w plecy, dlaczego miałby to zrobić teraz? Spojrzałem na niego z ukosa, jak się relaksuje przy każdym pociągnięciu dymka, jego twarz zdawała się walczyć z grymasem obrzydzenia, a przecież marihuana to jego ulubiony narkotyk…
-To się wytłumacz.- Powiedziałem znudzony, przeczesując włosy.
-Bo to się robi męczące. Wiesz jaka ona jest,  nie da mi spokoju, jeśli jej nie udowodnię, że nie jestem warty jej uwagi…
-Czyli?
-No na tej pseudo-randce, zrobię coś obrzydliwego…
-A co na to Pain?
Zakrztusił się, wytrzeszczając oczy na mnie. Po chwili opanował kaszel, ponownie opierając się na siatce. Wypuścił powoli biały dym, mrużąc oczy.
-Nie musi o tym wiedzieć.
Spojrzałem na niego zaskoczony, jeszcze nigdy nie usłyszałem takiego komentarza od niego dotyczącego Pain’a. Tylko dwie osoby na tym świecie powodują, że traci panowanie nad sobą Uchiha Itachi i Pain. On definitywnie nie zachowuje się normalnie. Pokręciłem głową z dezaprobatą, nie wiedząc co powiedzieć.
-Tylko nie przegnij.-Rzuciłem przelotnie, wstając z ziemi.
Uśmiechnął się tylko łagodnie, bawiąc się swoim niedopałkiem. Ruszyłem powoli w kierunku schodów, czując jak narkotyk rozluźnia mi mięśnie. Mijałem kolejne osoby, które wzrokiem doszukiwały się u mnie śladów krwi czy innych dowodów na to, że blondyn nie wygląda tak jak o poranku. Westchnąłem cicho, przystając przy automatach z napojami.
-Naruto jest cały?- Brunet podszedł do mnie uśmiechając się promiennie.
Poczułem niepokojące dreszcze wzdłuż ciała. Ten jego ohydny uśmiech, czy facet w ogóle może się tak uśmiechać?
-Yhy.- Mruknąłem pod nosem, naciskając odpowiedni guzik, prosząc cicho by odszedł ode mnie.
-Szkoda byłoby gdyby po takim sukcesie stracił twarz, prawda?
-Jasne…Sai…- Chwyciłem za puszkę, przerzucając ją z ręki do ręki.- Muszę lecieć, zaraz zaczną się ćwiczenia.
Machnąłem mu ręką, uciekając najszybciej jak potrafiłem.  Wpadłem do sali, zdyszany i wystarczająco przerażony, by zaciekawić siedzącego przy oknie Shikamaru. Usiadłem obok niego, otwierając napój.
-Co ci się stało? Nie powinieneś odtańczyć tańca zwycięstwa, czy coś w ten deseń?
-E nie. Wyjaśniłem sobie wszystko z Naruto.
-Hm Naruto… Wczoraj zupełnie inaczej się zachowywał, niż normalnie w szkole, prawda?
-Czyli nie tylko ja to zauważyłem, że od miesiąca blondyn nie jest sobą?
-Każdy ślepy by zauważył…- Wzruszył ramionami, przewracając stronę w książce.- To co zbudziło u ciebie taki stan?
-Spotkałem Sai’a.  Ten facet mnie przeraża, niby wszyscy mówią że jest hetero, no że leci na kobiety, ale dla mnie to homo niewiadomo! Tak się normalny facet nie zachowuje! I te jego uśmieszki. Zauważyłeś że nikomu praktycznie nie spogląda w oczy? Zawsze je przymruża, a jak już ma je otwarte to ucieka nimi w bezpieczne miejsce jak tułów albo podłoga.  Nie znam za wielu gejów… No dobra tylko Naruto, ale on się zachowuje normalnie, pójdzie na mecz, piwo, pochodzić po mieście nocą.  Nie ubiera się w dziwne stroje i nie słucha kobiecej muzyki. Jest świetnym kolesiem, dlatego głównie nie przeszkadzało mi jaką ma orientację seksualną, choć był czas strachu, że się we mnie zabuja. 
-Chyba każdy tak miał.- Spojrzał na mnie poważnie, zamykając książkę.- Co do Sai’a to też go nie znam, wolę jednak go unikać jak najdłużej się da.  Nawet Naruto ogranicza z nim kontakty , stwierdził kiedyś, że nienawidzi ludzi zakochanych w samych książkach.
 Ziewnąłem przeciągle, spoglądając w sufit. Chciałbym wrócić do czasów podstawówki. Wtedy było najlepiej.

Rozdział 8 Karin


If I let you love me
Be the one Adore
Would you go all the way
Be the one I'm looking for
                   Paramore- Adore


Teraz pewnie siedzi na uczelni, rozmawiając z nią o wczorajszym występie. Nie wiem dlaczego jestem aż tak zazdrosna, tyle razy mi powtarzał, że nic do niej nie czuje, nawet ona sama to potwierdziła, a jednak… Nie potrafię im uwierzyć. Odkąd  udało mi się zostać jego dziewczyną, zrozumiałam ile zachodu trzeba by go utrzymać przy sobie. Jeszcze ten Naruto… Czemu Sasuke ma do niego taką słabość?! To nie jest normalne, a przecież on nie jest gejem, przynajmniej ciągle to powtarza, zresztą na imprezach kilkakrotnie odpychał od siebie pijanych facetów, nawet jeśli byli przystojni. Już nic nie rozumiem, mam taki mętlik w głowie! Chciałabym mieć tylko pewność, że Sasuke się mną nie znudzi.
-Hej Karin! Co taka zamyślona?- Szatynka podeszła do mnie, uśmiechając się promiennie.
-Myślisz, że mój związek z Sasuke ma sens?- Spojrzałam na nią pytająco, zaciskając dłonie na krawędzi ławki.
-Hmm… Nie rozumiem pytania. Przecież z nim chodzisz, nie wyglądacie źle razem, więc skąd te wątpliwości?- Usiadła na swoim miejscu wyjmując potrzebne przybory.
-Bo na studiach jest ze swoją przyjaciółką z dzieciństwa… Czuję się niepewnie.- Wzruszyłam ramionami,  śledząc ją ciągle wzrokiem.
-Jeśli do tej pory się z nią nie związał to teraz tym bardziej, za bardzo się przejmujesz.- Poklepała mnie po plecach, wpatrując się namiętnie w okno.
-Dzięki TenTen, pewnie zaraz bym osiwiała ze stresu.- Zaśmiałam się cicho, otwierając zeszyt od przeklętej matematyki.
-Hej Karin! Hej TenTen!- Blondynka wbiegła do klasy, rozweselona, trzymając w ręce torebkę z jedzeniem.- Nie uwierzycie kogo widziałam w drodze do szkoły!- Podbiegła do nas, dysząc lekko.
-Hej Ino, nie mam zielonego pojęcia kogo mogłabyś zobaczyć…- TenTen oparła policzek o wierzch dłoni, ignorując ją wzrokiem.
-Uchiha Sasuke.- Szepnęła konspiracyjnie, nachylając się do nas.
-I co w tym niezwykłego?- Próbowałam powstrzymać nerwy, jednak po głowie, kołatało mi się tylko pytania, dlaczego mnie nie odprowadził do szkoły, skoro miał czas?
-A to, że szedł razem z Haruno Sakurą, moją przyjaciółką. Jeśli chcesz wiedzieć dokładniej, trzymali się za ręce i tajemniczo uśmiechali.
-Żartujesz?! Sasuke by nigdy Karin nie zdradził!- Piwnooka wstała raptownie z miejsca, chwytając ją za mundurek.
Zdumiona przyglądałam się im, zastanawiając się czy powinnam zareagować na ten wybuch agresji. Wzięłam głęboki wdech, przymykając oczy, musiałam się uspokoić ponieważ tak samo jak TenTen mam ochotę wybiec ze szkoły i poważnie porozmawiać z nim na ten temat, ale nic mi nie powie. Jak zwykle udowodni mi że zdrowo przesadzam, przecież ich znam, są dla siebie jak rodzeństwo, za każdym razem gdy ich widzę trzymają się za ręce opowiadając sobie anegdotki z dawnej szkoły. Nie mogę zmienić ich zwyczaju, nie chcę wyjść na zazdrosną małpę, która chce zniszczyć ich przyjaźń. Mimo, że wolałabym, żeby ograniczyli swoje spotkania do minimum.
-Uspokój się TenTen, to nic niezwykłego, prawda Ino?
-Ech, ciebie to jednak nie da się nastraszyć. Fakt, dla nich to jest coś naturalnego, od przedszkola właśnie tak chodzą, kiedyś jeszcze był Naruto, ale od gimnazjum, nie są tak zgrani.- Uśmiechnęła się wrednie, wydostając się z uścisku szatynki.- Wybacz TenTen, nie chciałam cię urazić, ale wiesz nie możesz być tego taka pewna. Swego czasu myślałam że coś ich łączy, ale grubo się myliłam.- Odwróciła się na pięcie, kierując się do swojego miejsca.
-Nie mogę uwierzyć, że się z nią kolegujesz! Jest strasznie wredna!- Podenerwowana, zwróciła się do mnie z chęcią rozwalenia przynajmniej połowy pomieszczenia.
-Ona ich zna od przedszkola, jest dobrym źródłem informacji.  Jeśli coś się będzie kroiło między nimi będę o tym wiedzieć.
-Moim zdaniem źle wyjdziesz na tej znajomości.
-Możliwe, ale dla Sasuke zrobię wszystko.
 Dlatego gdy tylko poznałam jego paczkę znajomych sprawdziłam ich. Jeśli o Sakurze znalazłam sporo informacji, szczególnie o jej wybitnych osiągnięciach naukowych, to o Naruto nie znalazłam nic. Jakby w ogóle nie istniał, zero przydziału do szkół, osiągnięć, rodziny. Z początku myślałam, że to tylko zbieg okoliczności, szczególnie że tak wiele osób go zna, chodzi przecież do różnych ośrodków by pomóc potrzebującym, czasem nawet znika na całe dnie na przedmieściach miasta. Muszę jednak przyznać, że jego partner jest seksowny.  Gdy ich zobaczyłam na plaży, czułam jak nogi odmawiają mi posłuszeństwa, ale mój wzrok zatrzymał się na tatuażu blondyna, starannie zrobionym na plecach, wzdłuż kręgosłupa.
Bycie zapomnianym jest gorsze niż śmierć.
Długo rozmyślałam nad sensem tego zdania, chciałam znaleźć podłoże takiego motta, ale im więcej spędzałam czasu nad jego nazwiskiem, tym bardziej czułam, że dotykam tematu, który nigdy nie powinien zostać odkryty. Nawet Sasuke wpada w złość, gdy się go pytam o cokolwiek,  to tak jakby bał się tego. Tylko dlaczego?  Przystojny, uzdolniony muzycznie chłopak, za którym szaleją dziewczyny i chłopaki, nie ma przeszłości, a w dodatku jego oczy posiadają ten dziwny rodzaj smutku, jakby został naznaczony śmiercią i nie potrafił od niej uciec. Kim ty jesteś Naruto?
Po zakończonych lekcjach ruszyłam powoli do domu,  zanim jednak zdążyłam wyjść za bramę szkoły zobaczyłam Sasuke czekającego na mnie. Podbiegłam do niego uśmiechnięta, on nawet nie wie jaką odczuwam w takich momentach ulgę. Cmoknęłam go delikatnie w usta, chwytając za dłoń. Nie przegram z tą landrynką.
-Już myślałem, że nigdy nie wyjdziesz.- Ruszył powoli przed siebie, zaciskając dłoń na mojej.
-Nie wiedziałam, że będziesz czekał. Mogłeś napisać SMS-a.- Wytknęłam mu język, wyjmując z kieszeni lizaka.- Chcesz?
-Nie. Przed chwilą paliłem, to nie byłby dobry posmak.- Uśmiechnął się łagodnie.
-Mógłbyś rzucić…
-Niby tak, ale po co?
-Żeby nie śmierdzieć!
-…Śmierdzę? Może powinienem się przerzucić na maryhę? Naruto tylko to pali, ale to w sumie dlatego, bo Pain mu nic innego nie pozwala wsadzić do ust.
-Mógłbyś nie mówić o nim?
-Przeszkadza ci to?
-Tak! Tak samo jak twoja zażyłość z Sakurą!- Zatrzymałam się gwałtownie, uwalniając rękę z jego uścisku.
-Znowu to samo? Ile razy mam ci mówić, że nic mnie z nią nie łączy!- Odwrócił się do mnie, ze zmęczonym wyrazem twarzy.
Czy naprawdę go tak wkurzam?
- Pośpiesz się, mam tylko okienko, nie chciałbym się spóźnić na ćwiczenia.
-Nie idę. Możesz sobie do niej wrócić.
-Zadzwonię wieczorem.- Odwrócił się, wchodząc w zupełnie inną ulicę.
Czułam jak łzy spływają mi po policzkach, jednak nie miałam odwagi, by krzyknąć cokolwiek za nim. Może to ja się tutaj mylę?

Rozdział 9 Neji


I believe in nothing not in satan, not in god
I believe in nothing, not in peace and not in war
I believe in nothïng but the truth of who we are
                                30 seconds to mars - 100 suns


Wyszedłem na ogród przyglądając się wróblom, korzystającym z naszej fontanny. Uśmiechnąłem się pod nosem podziwiając ich bezczelność, do tej pory ptaki kojarzyły mi się ze stworzeniami pełnymi trwogi, te zaś kompletnie zignorowały moje istnienie. Gdybym miał wybrać przy narodzinach kim chciałbym być, odpowiedziałbym śmiało, że chcę być sokołem, poczuć wolność i lecieć przed siebie nie zwracając uwagi na trywialne sprawy jak miłość czy nieszczęśliwie zakochana kuzynka.
Nie rozumiem czemu panienka Hinata zachowuje się w tak dziecinny sposób, za każdym razem gdy zostaje odrzucona, próbuję jej przemówić do rozsądku, że jej krew nie pozwala na związanie się z byle kim. Dla mnie Uzumaki Naruto równie dobrze może być kryminalistą, nasi ludzie nie znaleźli żadnej informacji o jego osobie, rodzinie. Co więc powoduje, że ludzie tracą głowę dla niego?
-Neji-san!- Granatowowłosa wbiegła do ogrodu, zdyszana przez co jej policzki aż raziły czerwienią.
Westchnąłem ciężko, siadając spokojnie na ławce. Czekałem cierpliwie aż usiądzie i opowie mi o kolejnej próbie poderwania tego człowieka. Poprawiłem uczesanie, tak by żaden kosmyk nie  zachodził mi na twarz, wzrok jednak wciąż miałem utkwiony w panience, która podparta o kolana łapała oddech.
-Twoje zdrowie nie pozwala ci na uprawianie sportu. Skąd ten pośpiech?- Mruknąłem beznamiętnie, przymykając oczy.- Za godzinę odbędzie się ceremonia herbaty.
-Rozmawiałam dzisiaj z Naruto, wreszcie umówiłam się z nim na randkę!- Dołączyła do mnie, wciąż nie mogąc pozbyć się zadyszki.- Czy ktoś ważny przychodzi?
-Och? Czyli jednak się skusił na randkę z Hyuugą. Uważaj na niego. Nikt taki, kilka wspólników twojego ojca i ich synowie.- Odparłem spokojnie, otwierając oczy.- Idź się przyszykować, jak twoi rodzice cię ujrzą, nie będą zachwyceni.
-Czy kiedykolwiek byli?- Mruknęła oschle, odchodząc w stronę posesji.
Chyba uraziłem jej dumę uznając jej miłość, za dwulicowego śmiecia. Tylko, że to ja będę musiał go sprawdzić, gdy rzeczywiście sprawy pójdą tym torem. Jest mi to nie na rękę, wreszcie opieka nad domem klanu Hyuuga zajmuje wystarczająco dużo czasu, nie mam w grafiku miejsca na śledzenie tego idioty, w dodatku Uchiha znowu otwierają jadaczkę.  Straciliśmy przez nich najlepszego człowieka, zapewne miał już dostateczny materiał by sława tego klanu zgasła na zawsze. Jak zwykle komplikacje, a wszystko to przez młodą panienkę, która nieświadomie wręczyła raport ich szpiegowi. Żałosne, główny ród zachowuje się jakby żył w jakieś bajce. Życie jednak nie jest bajką, nikt nie wymaże nieprzemyślanych decyzji. 
-Jak zwykle twoja twarz nie wyraża emocji Neji-kun.- Męski głos odezwał się po mojej prawicy, zmuszając do przerwania rozmyślań.
-Nie czuję potrzeby silić się na zdawkowy uśmiech, czy fałszywe łzy.- Mruknąłem oschle, wstając z ławki.- Dziękuję za troskę, Ryo-sama.
-Nie udawaj, pamiętam jaką obietnicę złożyłeś na grobie Namikaze Minato, gdy twój ojciec kajał się w rozpaczy, ty przysiągłeś, że nigdy nie ukażesz swojego prawdziwego ja. Byłeś przywiązany do Minato-san prawda?- Zaśmiał się cynicznie, rozsiadając się na ławce.
-Nie wiem o czym pan mówi. Moje relacje z tym człowiek były tylko na bazie mistrz - uczeń, nic więcej. Zrobił wiele dla naszego klanu.- Odwróciłem się plecami do niego, przyglądając się z niepokojem głównej ścieżce, gdzie gromadzili się goście.
-Od przeszłości nie uciekniesz. A pro po, twój ukochany mistrz miał syna.
Zdumiony odwróciłem się do niego, jednak nikogo już nie ujrzałem, znowu postanowił pobawić się w kotka i myszkę. Zazgrzytałem zębami na samą myśl o takim niedopatrzeniu. Ufaliśmy, że nie założył rodziny, takie były warunki pracy, może właśnie dlatego nie rozumiałem jego słów, były wyjęte z kosmosu, a ja wolę wiedzę z książek. Westchnąłem cicho, kierując się powoli ku dormitorium dla ochraniarzy. Na randkę panienki Hinaty muszę wybrać najlepszych szpiegów. Tym razem nie pozwolę by zauważyła kontrolę, kiedy ta dziewczyna zrozumie swoją pozycję?
Wszedłem do rozległego pomieszczenia, pod ścianami znajdowały się stoły z komputerami. Zaś reszta miejsca została zajęta przez pufy na których siedzieli agenci popijający herbatę. Skrzywiłem się z niesmakiem na ten widok, jednak nic nie mogłem na to poradzić, ojciec postanowił pójść na rękę swoim ludziom, przyprawiając miejsce ich pracy w chlew. Nie będę się tym przejmować, ja tylko ich wynajmuję do zadań specjalnych, gdyby tylko mogli dowiedzieć się czegoś o tym gadzie.
-Hideki-san.
Młody mężczyzna z okularami przeciwsłonecznymi podszedł do mnie, trzymając w dłoni kubek herbaty. Odwróciłem od tego wzrok, by nie unieść się niepotrzebnie gniewem, choć  ich sposób bycia… Był odrażający.
-Tak panie?
-Panienka Hinata ma spotkanie z przyjacielem. Chcę żebyś ją pilnował, ale tak by cię nie wykryła, chyba nie chcesz skończyć jak Motoki-san?
-Dam z siebie wszystko!
-Dobrze,  jak dowiem się o szczegółach natychmiast cię powiadomię.
Wyszedłem na zewnątrz, rozglądając się za swoimi podopiecznymi,  pokręciłem się po ogrodzie upewniając się tylko o tym, że ich tam nie ma. Zrezygnowany udałem się do kuchni, gdzie zazwyczaj przebywały. Otworzyłem powoli drzwi, by dać dojście świeżemu powietrzu, który powinien rozgonić zapachy, jednak zamiast służby ujrzałem szatynkę przecierającą zastawę do ceremonii. Zaskoczony podszedłem bliżej, podziwiając przy okazji jej strój uszyty na wzór chińskich sukni.
-Kim pani jest?
Wystraszona, podskoczyła raptownie uderzając mnie niefortunnie w brodę.  Jęknąłem cicho, odsuwając się od niej. Przetarłem obolałe miejsce wpatrując się w nią poirytowany.
-Nazywam się TenTen, jestem asystentką mistrzyni.- Ukłoniła się nisko, zaciskając powieki ze strachu.
Wypuściłem ze świstem powietrze, czując pewien dyskomfort. Nie lubię być niedoinformowany o przebiegu takich imprez. Szkolna uczennica, nawet nie studentka, co ona potrafi? Nawet aparycji nie ma odpowiednich. Naprawdę, w dzisiejszych czasach trudno znaleźć dobrych pracowników.
-Osoba bez nazwiska, huh? Nieważne, uważaj następnym razem.- odparłem oschle, wychodząc na hol.

Rozdział 10 Hidan


I think I'm scared of myself
My problems and faults
They lay upon a shelf
Bring it out with the shroom
I'm paranoid laying crouched in a room
                                         Papa Roach- 829


-Co robisz?- Głos blondyna zagłuszył ciszę, która zapanowała w moim pokoju. Spojrzałem się na niego, czując ponownie falę wyrzutów sumienia.
-Nic konkretnego, w sumie to przeglądałem tylko czasopisma. W tym domu to jedyna przyjemność.- Odparłem spokojnie, siląc się na jakikolwiek uśmiech.
-Mogę mieć do ciebie prośbę?- Przysiadł się do mnie, przygnębiony, bez humoru który był jego wizytówką.
-Jasne, byleby to nie była pożyczka od Kakuzu.
-Pójdziesz ze mną na cmentarz?- Spojrzał się na mnie niepewnie, wstrzymując nawet oddech.
-A Pain’a nie ma?
-Nie, wyszedł do pracy. Zresztą nie chcę mu się ciągle narzucać.
-Pójdę i tak nie mam nic lepszego do roboty.- Wzruszyłem ramionami, uśmiechając się łagodnie.
-Dzięki.
Przytulił się do mnie, zostając w tej pozycji przez kilka minut. Gładziłem go po włosach, nie wyobrażając sobie tego domu bez jego osoby, gdybym tylko mógł zrezygnowałabym z pracy dla Madary.
Wiem, że nie powinienem się tak zachowywać, ale sam nie wiem kiedy zacząłem coś czuć do tego młokosa, od kiedy zapragnąłem widywać jego uśmiech? Ironio, gdyby tylko wiedział kto stoi za wymordowaniem jego rodziny, zapewne nie byłby taki ufny w stosunku do nas. Kiedyś był, po prostu myślałem o nim jako o dodatkowym kłopocie, gonitwa za tą rodziną trwała kilka lat, byli tylko nazwiskiem na kartce, teraz zaś nie mogę o nich zapomnieć. Ich spojrzenia, akcje mające uchronić tego małego od nieszczęścia. Dlaczego ludzie są tacy głupi? Gdyby tylko oddali  mi te dokumenty nie skończyłoby się to w ten sposób, nikt by nie zginął.
Odsunął się ode mnie, wstając powoli, przyglądałem mu się z zaciekawieniem. Blady, bez tego specyficznego blasku w oczach nie był sobą, włosy mu nieznacznie podrosły, a on sam raczej stracił na wadze, na szczęście choroba nie przerodziła się w nic poważniejszego. Zatrucie salmonellą mogło skończyć się śmiercią, musiał akurat złapać zakażenie gdy miał stan podgorączkowy.  Mógłby od czasu do czasu nas posłuchać w kwestiach zdrowotnych,  uniknęlibyśmy wtedy tej całej afery i Dei byłby mniej drażliwy. Nigdy więcej go nie puszczę na wczasy z tym Uchihą! Nie mogę zrozumieć dlaczego Itachi z nim zerwał, potraktował go jak szmacianą lalkę, ale przed tym podarował nam go, jak szczeniaka, a na mnie mówią psychopata.
Wstałem z podłogi, zabierając najważniejsze rzeczy, w tym kluczyki do samochodu. Pierwszy raz będę na cmentarzu, zazwyczaj omijam go szerokim łukiem, bo po co miałabym tam chodzić? Wychowałem się w sierocińcu, a później w laboratorium Madary, nie wiem jak to jest kochać, choć może właśnie to co czuję do tego chłopaka można tak nazwać? Zszedłem po schodach, przysłuchując się życiu tego domu, jednak poza swoimi krokami i tupaniem w pokoju blondyna nic nie słyszałem, to musi być powód dla którego to ja zostałem wybrany na towarzysza, ale Pain poprosił nas byśmy nigdy nie pozwalali mu iść samemu w to miejsce. Może jest tylko nadwrażliwy? Przecież Naruto nie jest już dzieckiem, musiał w jakiś sposób zaakceptować sytuację w której się znalazł, nawet jeśli jego rodzina zginęła na jego oczach. Co ja gadam, pewnie teraz ma taki uraz psychiczny, że ledwo potrafi się zmusić do oddychania, a on  jeszcze chodzi na cmentarz! Dlaczego nie potrafię otwarcie przyznać się jak bardzo mi na nim zależy? Przecież nie jest powiedziane że kocha Yashika, równie dobrze może z nim być by nie czuć się samotnie!
-Pośpiesz się, bo noc nas zastanie, a ja muszę iść dzisiaj do pracy!- Krzyknąłem podenerwowany spoglądając na zegarek.
-Już idę!
-Idziesz… Właśnie widzę jak nie idziesz!- Fuknąłem pod nosem, przysiadając na schodku.
Gdzie się wszyscy podziali? To do nich niepodobne znikać bez słowa. Dei na uczelni, Pain w pracy, ale co z resztą? Kakuzu pewnie w banku, Sasori… Może w teatrze siedzi i pracuje nad nowymi lalkami,  Nagato i Konan pewnie na randce.  Niby tak nas dużo, ale co do czego dochodzi to nikogo nie ma. Robotę też muszę samotnie wykonywać, lenie śmierdzące!
-Już.
Pojawił się przy mnie odziany w czarną yukatę, w ręce trzymał siatkę z białymi świecami. Westchnąłem cicho, wstając mozolnie z miejsca. Muszę przyznać że w tym stroju, z tymi włosami lekko opadniętymi wyglądał naprawdę seksownie. Speszony ruszył przodem, nie był przyzwyczajony do tradycyjnych strojów, ale na cmentarz zawsze wychodził właśnie w tym, jako symbol jego żałoby. Czy taka osoba może w ogóle zostać gwiazdą estrady?
Wsiadł do samochodu, zapinając automatycznie pasy, zrobiłem to samo po wsadzeniu kluczyka w stacyjkę. Odpaliłem mojego rzęcha i ruszyłem na przedmieścia, gdzie znajdował się rodzinny nagrobek Uzumaki’ch. Akceptowałem ciszę pomiędzy nami, nieraz słyszałem od Pain’a o tym co się dzieje w czasie takich podróży, on w tej chwili wraca wspomnieniami do dzieciństwa, gdy jeszcze miał wszystkich przy sobie, nie można go za to winić.
Po wielu zmianach kierunku, dotarliśmy do marmurowego grobowca z wyrytymi nazwiskami, nie wiem jakiemu debilowi chciało się robić takie rzeczy, ale muszę przyznać że efekt jest oszałamiający, szczególnie wyrzeźbiony karp u góry.  Uklęknął  wyciągając powoli 6 świeczek, które od razu zapalił. Złożył dłonie do modlitwy i opuścił głowę chcąc na spokojnie porozmawiać z rodziną. Odszedłem kawałek od niego, siadając na zielonej ławce przy głównej alejce. Widok białych płyt jest nużący, tutaj śmierć jest namacalna. Wolałabym go nigdy nie ujrzeć, tego oskarżycielskiego spojrzenia. Byłem nieuważny, to cud że nikt na mnie nie doniósł, a teraz znowu to robię, pozwalam smarkaczowi uczestniczyć w moim życiu, chcę być z nim szczery, ale to by oznaczało że musiałbym mu powiedzieć o morderstwie, które by nas rozdzieliło na zawsze. Jak to może znieść Pain? Być z nim, wspierać go, ale mając świadomość, że to przez nas stracił wszystko co najdroższe, dlatego stał się psychiczną rozsypką.
Nie wiem ile tutaj siedziałem, ale słońce zmieniło swoją pozycję. Spojrzałem się na blondyna, który siedział na nogach z zakrytą twarzą, szlochał jak małe dziecko. Odwróciłem się od niego by tego nie widzieć, choć już teraz wiem, że będę miał koszmary, jakbym ich nie posiadał.
-Hidan?- Chłopak podszedł do mnie, wycierając oczy wierzchem dłoni.
-Hmm?
-Dlaczego przy mnie jesteś taki spokojny? Deidara mówił, że jak mnie nie ma w okolicy to jesteś agresywny…
-Widzisz jaki masz na mnie dobry wpływ?- Uśmiechnąłem się łagodnie, przeczesując włosy dłonią.- Jak mam być szczery to nie wiem,  wiesz na początku strasznie mnie to irytowało, że masz na mnie taki wpływ. Teraz jednak stwierdzam, że wyszło nam to na dobre, w domu się raźniej żyje. Zanim przybyłeś mieliśmy niekończącą się wojnę, co chwila ktoś był ranny. Teraz ofiarą jest tylko Dei, ale to się skończy, wreszcie lekarz powiedział, że możesz wrócić na uczelnię. Nawet najlepszy aktor nie zwiedzie twoich przyjaciół, pewnie już teraz węższą sprawę twojego dziwnego zachowania.
-Przepraszam, pewnie gdybym nie był taką ciamajdą mógłbyś być sobą…
-Nie dołuj się tak bo jeszcze cię wezmą do jakieś sekty, a tylko my mamy na ciebie wyłączność.- Objąłem go przyjacielsko, pozwalając wypłakać się ponownie.
-Przepraszam, chciałbym móc coś dla was zrobić…- Załkał, wtulając się jeszcze mocniej.
Przecież wiem, że nie mógłbyś mnie pokochać Naruto. Nie mordercę, który zabrał ci ważną osobę.

Rozdział 11 Hinata


You're the direction I follow to get home
When I feel like I can't go on, you tell me to go
And it's like I can't feel a thing without you around
And don't mind me if I get weak in the knees
'cause you have that effect on me, you do
                                          Hey Monday- 6 Months 

-Ale dlaczego musisz iść ze mną?! Przecież nie jestem już dzieckiem! Poradzę sobie!- Wydarłam się najgłośniej jak potrafiłam, nie mogąc nawet spojrzeć na niego.
-Hinata-sama, musisz zrozumieć, że twoje bezpieczeństwo jest dla nas najważniejsze czy tego chcesz czy nie.- Odparł beznamiętnie, poprawiając swój „uliczny” strój.
-Wszystko zepsujesz!
Odwróciłam się na pięcie, uciekając jak najdalej z tego pokoju. Nie cierpię mojej rodziny za to jak traktuje moje życie. Nie mogę spotykać się z rówieśnikami, nie mogę myśleć o niczym innym niż o zostaniu następczynią mojego ojca. Do tej pory łudziłam się, że może jakimś cudem to moja siostra zostanie wybrana sukcesorem, jednak na wczorajszej naradzie wszystko stało się jasne. Zostałam zamknięta w klatce, nawet jeśli chciałabym zmienić nawyki własnego klanu, nie byłoby to możliwe, starszyzna będzie blokować każdą decyzję mogącą zagrozić naszej pozycji, w dodatku walka z Uchihą jeszcze się nie zakończyła. Tylu już naszych szpiegów straciło przez to życie, a ja mam to kontynuować. Dlaczego kuzyn Neji nie może przejąć tej roboty? Jest zimny, twardy, pozbawiony wszelkich skrupułów, zapewne nie ma serca. I te jego stroje. Jaki młody Japończyk ubiera się w tradycyjne kimona? Przez to wszystko  ujrzenie go w jeansach i koszulce jest jak zobaczenie kosmity. Moja randka z Naruto może okazać się porażką, a tak długo walczyłam o jego uwagę. Nadal nie mogę uwierzyć, że tak łatwo się zgodził, zmienił się…
Przebrałam się szybko w przyszykowany wcześniej strój i wybiegłam z posesji, rozglądając się na boki w celu wyszukania szpiegów. Nie zauważyłam nikogo, ale kuzyn Neji jest najlepszym skrytobójcą w naszej rodzinie, praktycznie nie można go dostrzec, nawet jeśli ubrał się w typowo młodzieżowe ubrania, jego zdolności nie zostawiają złudzeń, każdy kto się znajdzie na jego liście – zginie.  Spokojnym już krokiem doszłam do fontanny na rynku, rozejrzałam się po okolicy, mając nadzieję ujrzenia blondyna, jednak jeszcze go nie było. Wyszłam przecież za wcześnie, nie mógł tego przewidzieć. Czuję ulgę, do tej pory wszyscy mi wmawiali że jest gejem, ale skoro się ze mną umówił oznacza to, że to tylko głupie plotki, przecież Sakura była jego dziewczyną, co prawda nie wyglądali na szczęśliwych, ale sam fakt że mogła go trzymać za rękę…
-Yoł!- Męski głos odezwał się za mną wyrywając mnie z zamyślenia.
Odwróciłam się wystraszona, obawiając się najgorszego, jednak moim oczom ukazał się Naruto, uśmiechnięty trzymający w buzi skręta. Westchnęłam cicho, nie mogąc zrozumieć czemu traci zdrowie na takie przyjemności.
-Hej Naruto-kun, tak się cieszę że udało ci się przyjść.- Uśmiechnęłam się promiennie, poprawiając mimowolnie włosy.
-Nie ma problemu, skoro już się zgodziłem na tą randkę to nie widzę problemu, to co idziemy podbić miasto?
-Jasne! Chociaż to moja pierwsza randka kiedykolwiek…- Spuściłam głowę, czując jak się rumienię, nie mogłam wyjść przed nim na taką idiotkę!
-Hmm, naprawdę?  To już wiem gdzie pójdziemy!
Chwycił moją rękę ruszając w stronę morza. Zawsze marzyłam by przejść brzegiem morza o wschodzie słońca, czując morskie fale na nogach, trzymając za rękę mężczyznę którego kocham… Czyżby Naruto był w głębi serca romantykiem? Nie byłoby to nic dziwnego, wreszcie poza muzyką jest też realne życie. Nie przeszkadzała mi cisza między nami, było w niej coś magicznego, może sama jego obecność, powodowała że moje serce miało zaraz wyskoczyć z klatki piersiowej. Tylko gdzieś w głębi, czułam niepokój związany z misją kuzyna, on gdzieś tu jest i zapewne nie pozwoli by doszło między nami do czegoś więcej, czyli pierwszy pocałunek nadal będzie poza zasięgiem…
Zmieniliśmy nagle kierunek, zdezorientowana spojrzałam przed siebie, widząc światła wesołego miasteczka. To pewnie o nim mówiły służące. Jakby o tym dłużej pomyśleć podobno zawsze pierwsza randka odbywa się w takich miejscach, albo w kinie, ale czy my nie jesteśmy już za starzy na to? Nie jesteśmy nastolatkami…
-Um, Naruto czy to dobry pomysł?- Przystopowałam trochę, zmuszając go by spojrzał na mnie.
-Nie rozumiem… Nie lubisz takich miejsc Hyuuga-san?- Zmieszany puścił moją dłoń, drapiąc się po głowie.
-Nie żebym nie lubiła, w sumie nigdy tam nie byłam, ale nie jesteśmy już młodzi… I Naruto-kun nie mów do mnie po nazwisku, trochę mnie to peszy.
-Hm, to jak mam do ciebie mówić? Hinata-sama?- Przechylił na bok głowę, wpatrując się natarczywie w miejsce za mną.- Chodźmy! Nieważne ile ma się lat, dopóki w duszy czujemy się młodo jest okej!
Ponownie złączył nasze dłonie, zmuszając moje ciało do biegu, przez całe moje życie nie miałam takiego wysiłku fizycznego, w związku z moją pozycją, jedyną rzeczą, jaką musiałam wykonywać to dbanie o swoje maniery i nauka roślin do leczenia i trucizn, to mężczyźni są szkoleni do fizycznych zadań, kobiety zaś mają zabijać w niewinny sposób. Nabrałam w płuca sporą ilość morskiego powietrza, wpatrując się w jego plecy, czułam się jakby czas się dla nas zatrzymał. Jestem pewna, że to jest najcudowniejszy dzień mojego życia.
Dobiegliśmy zdyszani do kasy, ludzie stojący wokół spoglądali na nas z delikatnymi uśmiechami, pewnie przypominaliśmy im ich młodość, gdy byli w stanie robić naprawdę szalone rzeczy. Zakupił bilety, machając nimi przed moim nosem, weszliśmy na teren parku oddając się jego atmosferze. Wreszcie jestem w stanie zrozumieć czemu służące były takie przejęte każdą wizytą w tym miejscu. Kolorowe światła, stoiska z jedzeniem i zabawkami, a przede wszystkim karuzele. Można zapomnieć tutaj o reszcie świata oraz zgubić ochroniarza… Czyżby wtedy Naruto wypatrzył Neji’ego? Nie, to nie możliwe! Nawet ja tego nie potrafię, jakim cudem ten zbuntowany rockman miałby to zrobić? Bez treningów, żyjąc w świecie rozrywek, pewnie jego uszy nie chwytają tyle dźwięków co my. Nabrałam ponownie głęboki wdech ruszając za nim, chcę zapomnieć o tym kim jestem i jaka przyszłość mnie czeka!
-Proszę, przyda ci się coś na żołądek, najgorsze karuzele mamy za sobą. Nie sądziłem, że można tak piszczeć.- Zaśmiał się cicho, trzymając w dłoni gofry.
-Mówiłam ci już! Nigdy nie byłam w takich miejscach. To chyba normalne, że człowiek próbuje jakoś obniżyć poziom strachu.- Speszona odwróciłam od niego twarz, trzymając w dłoni swoją porcję gofrów.
-Rozumiem. Musisz mieć ciężkie życie Hinata-sama, przynależność do takiego klanu musi być męczące, gdziekolwiek wyjdziesz ktoś cię śledzi. Myślałem że bycie Uchihą jest do bani, ale Sasuke przy tobie to ma życie jak w niebie.- Usiadł obok mnie, wpatrując się w niebo.
-Czyli zauważyłeś go?- Spojrzałam na niego zdumiona, nie wierząc w to wszystko.
-Yhy, stał przy budce telefonicznej. Brunet o długich włosach, spiętych w kucyk, ubrany w jeansy i szarą koszulkę. Nie byłoby to niczym dziwnym gdyby nie fakt, że wciąż spoglądał w naszą stronę i nieustanie się poprawiał.- Zaśmiał się radośnie, dotykając palcami bitą śmietanę.- Widać, że nie był przystosowany do takich strojów. Masz ciekawą rodzinę.
Ugryzł kawałek, nie psując ani trochę atmosfery tego miejsca. Muszę mu powiedzieć co do niego czuję, jeśli nie teraz, to już nie będę miała możliwości. Zjadłam szybko swoją porcję, popijając colą. Nigdy nie miałam w ustach takich rzeczy, ale nadzwyczaj mi smakowały, ciekawe czemu nie są  mile widziane u nas, chyba od tego się nie umiera?
-Został nam diabelski młyn. Widziałaś kiedyś miasto z góry?- Spojrzał się na mnie roześmiany, powodując przyśpieszenie bicia serca. Rozumiem dlaczego Sakura nie chciała by ktoś się zbliżył do niego, jest cudownym człowiekiem.
-Nie,  nie miałam jeszcze takiej możliwości.
-To chodźmy, jeszcze nasz czas się nie skończył.
Wstaliśmy z ławki kierując się do największej atrakcji tego miejsca, tak jak przypuszczałam w kolejce stały same pary. On zaś nakrył mnie swoją kurtką, wyciągając komórkę z kieszeni. Objął mnie delikatnie w pasie, wyciągając drugą rękę przed siebie, w celu zrobienie zdjęcia. Mimo zarumienionych policzków, uśmiechnęłam się najszerzej jak tylko potrafiłam, to przecież szczęśliwy dzień, nie mogę mieć pamiątki z grymasem niezadowolenia czy standardową minę marudy. W ten sposób zyskałam jego numer, gdy przesyłał mi udane zdjęcie, z trudem powstrzymałam się by nie podskoczyć z radości.  Nagle pociągnął mnie do przodu, pakując w jedną z kabin. Zdumiona usiadłam naprzeciwko niego, wpatrując się w krajobraz za szybą.
-I jak ci się podobała randka Hinata-sama?- Zapytał tonem, posiadającym niezwykłe ciepło. Nagle stał się taki sam jaki był miesiąc temu, jakby w ogóle się nie zmienił.
-To był najszczęśliwszy dzień mojego życia! Dziękuję Naruto-kun!
-Cieszę się, że ci się podobało. Jednak nigdy więcej tego nie powtórzymy.
Co?! Dlaczego?! Przecież, przez ten cały czas nie pokazał mi żadnego znaku że coś jest nie tak…
-Ale dlaczego? Zrobiłam coś nie tak?- Jęknęłam, czując łzy pod powiekami.
-Nie o to chodzi. Jesteś naprawdę cudowną dziewczyną, więzioną w klatce swojego klanu, chętnie byłbym tym który pozwoliłby ci rozwinąć skrzydła, ale nie mogę. Bo widzisz ktoś inny cię kocha i jest gotowy poświęcić dla ciebie wszystko, nawet swoje życie.- Uśmiechnął się łagodnie, wpatrując się w migoczące światła pod nami.
-Ale osobą którą kocham jesteś ty!
-Wiem, dlatego unikałam ciebie, ale kiedy zachorowałem i mój przyjaciel mnie zastąpił, nie mogłem nic poradzić na to, że umówił się z tobą. Nie zamierzałem tego,  ale on chciał mi zrobić psikusa, bo ma wielki żal do mnie, gdyż musiał ściąć włosy. Tylko proszę nie mów nikomu o tej podmianie, nie sądzę by uczelnia była zadowolona z tego oszustwa.
-Czyli to nie byłeś ty?
-Nie. Muszę przyznać, że Dei ma talent aktorski, skoro tak długo udawało mu się ukryć tą podmianę, ale już jestem zdrowy i wracam na uczelnię. Przepraszam za wszystko.  Jednak nie mogę odwzajemnić twoich uczuć.
-Dlaczego? Jeśli chcesz przefarbuję się na różowo! Zrobię cokolwiek bylebyś mnie pokochał!
-Jesteś najpiękniejsza taka jaka jesteś. Nawet nie zdajesz sobie sprawy ile mężczyzn się za tobą ogląda. Ja niestety nie jestem jednym z nich, ponieważ jestem gejem, mam już osobę którą kocham, dlatego nie chcę wyrządzić ci krzywdy pustymi złudzeniami. Mam nadzieję, że Kiba zdoła uleczyć twoje serce, osobiście mogę przyrzec, że to dobry chłopak.
 Karuzela się zatrzymała, a drzwi otworzyły się na oścież, chłopak wyszedł spokojnie na zewnątrz już nawet na mnie nie czekając. Powiedział co chciał, ja zaś ruszyłam powolnym krokiem przed siebie, wycierając raz po raz łzy z policzków. Pierwszy raz doznałam tego uczucia… Złamane serce, wcale nie jest tak łatwo przegryźć uczucie odrzucenia. Gdyby chociaż zrobił to w inny sposób… Zostawił jednak wspomnienia, które będą mnie dręczyć do końca życia, miłość która mogła być moją siłą. Dlaczego Naruto jesteś tak uprzejmy, że w ramach przeprosin dałeś mi tą randkę, mimo że jej nie chciałeś? Powierzyłeś mi też swoją tajemnicę, przez ten cały miesiąc, kiedy sądziłam że po prostu się odkochałam, okazało się że serce wiedziało lepiej ode mnie. To nie byłeś ty, nie dałeś mi uśmiechu, złudzeń. Zostawiłeś za to niezapomniany dzień i świadomość, że moja klatka jeszcze się nie otworzyła, ale kiedyś ktoś znajdzie klucz. Jestem pewna.
-Dziękuję Naruto-kun.- Szepnęłam pod nosem, podnosząc głowę ku gwiazdom. 

Rozdział 12 Pain


I got a couple of problems
A thousand puzzles runnin through my head
But I think that you can solve them
You're always just one step ahead
     Boys Like Girls- Chemicals Colllide 

Co za dzień… W życiu nie myślałem, że spotkam tak niezdecydowanych ludzi. Zazwyczaj jak ktoś wchodzi do salonu, to raczej jest pewien swojej decyzji. Pozory mylą. Nie dość, że są niezdecydowani, to jeszcze drą jadaczkę jakbym im nogi wyrywał. Naprawdę niektórzy powinni mieć dożywotni zakaz robienia czegokolwiek ze swoim ciałem.
Westchnąłem ciężko, wyciągając z kieszeni ostatniego skręta. Wszystko przez Naruto! Zakazał mi palić papierosy i teraz muszę palić zioła, co prawda mają lepsze działanie relaksacyjne, ale są dużo droższe! A praca w salonie tatuażu nie jest dochodowa. Madara też nie jest zbyt hojnym pracodawcą, pewnie gdybym poszedł kogoś zabić, albo nastraszyć dałby mi trochę groszy, ale nie chcę tego robić, jakbym spojrzał w oczy temu młotkowi? Wystarczy że już mam koszmary…
 Zapaliłem nieszczęsne uzależnienie spoglądając na wieczorne niebo. Bezchmurne z migoczącymi gwiazdami, idealna pora dla zakochanych by poleżeć na trawie i podziwiać te cuda natury. Nad morzem jak zwykle królowało wesołe miasteczko. Nigdy tam nie byłem, w sumie nie mam czasu, a po drugie Naruto zawsze się wykręca. Wstydzi się tego że jest gejem?
-Pain?- Męski głos odezwał się z naprzeciwka, burząc mój spokój.
Zazgrzytałem zębami, opierając się powoli o mur, nie miałem ochoty spoglądać na niego, wszystkie miesiące unikania poszły na marne. Pięknie, zachciało mi się oglądania widoków. Pieprzony romantyk.
-Cześć Itachi.- Mruknąłem oschle, próbując jak najszybciej dopalić marihuanę.
-Nie spodziewałem się ciebie o tej porze. Nie musisz nikogo pilnować?- Podszedł do mnie z tym swoim mdłym uśmiechem.
-Nie jest małym dzieckiem, zresztą jest na randce.- Wzruszyłem ramionami, unikając spotkania się z nim wzrokiem.
-Już go sobie odpuściłeś?
Zacisnąłem pięści, próbując zapanować nad rosnącym we mnie gniewem, ale nie potrafiłem, ten koleś wkurwiał mnie maksymalnie! Chwyciłem go za szmaty,  przypierając do ściany. Dyszałem głośno, nie mogąc za nic opanować swojego charakteru.
-Zamknij się! Nie znasz mnie! Ja nie jestem tobą! Nie bawię się ludzkimi uczuciami, żeby później,  zostawić go u obcych ludzi, morderców jego rodziny! Tak samo nie znasz Naruto! Nie wiesz co przez ciebie przeszedł! Nienawidzę cię! Nie trawię i nigdy nie zaakceptuję! Wywalę cię z jego serca! Nie pozwolę byś zbliżył się do niego nawet na kilometr! Nie zasłużyłeś na to! Pieprzony egoisto!- Wykrzyczałem to z całym jadem jaki w sobie dławiłem od momentu kiedy zrozumiałem ile dla mnie znaczy ten blondyn.
-Heh, czyli jeszcze nie zapomniał… Cóż się dziwić, wreszcie byłem jego pierwszą miłością, a jak to mówią pierwsza miłość nie rdzewieje. On do mnie wróci… Kiedy wszystko się uspokoi. Możesz być tego pewien.- Uśmiechnął się drwiąco, odpychając moje ręce.- A teraz wybacz, muszę iść do domu.
Nienawidzę go! Nienawidzę! Nienawidzę! Nienawidzę!
Odchodził powolnym krokiem, robiąc przy tym tyle hałasu co pająk na ścianie, nie odwrócił się ani razu, ale wiedziałem że na jego twarzy wciąż gości ten uśmiech zwycięzcy. Zerwał z Naruto, ale więź między nimi wciąż istnieje, a ja nie mogę z tym nic zrobić. Upadłem na kolana, nie rozumiejąc czemu łzy zaczęły mi ściekać po policzkach. Przecież jestem kimś ważnym dla niego, prawda? Nawet jeśli nie kocha mnie tak mocno jak Uchihę, to kocha!
A może sam sobie to wmawiam? Przecież on nigdy sam mnie nie pocałował, nigdy nie przytulił z własnej woli. Zawsze to ja wychodziłem z inicjatywą, czyżbym nieświadomie na niego napierał by zapomniał o tym zgredzie? Ale… Ja to robiłem dla jego dobra, prawda?
Już nie wiem co mam robić, to wszystko jest bardziej zawiłe niż sądziłem. Gdybym tylko był silniejszy…
Nie wiem ile czasu spędziłem w tym stanie na chodniku, ale w pewnym momencie zaczęło padać, jakby w odpowiedzi na mój nastrój. 
Odkąd Naruto wprowadził się do naszego domu, nastąpiło kilka zmian, dosyć znaczących. Oczywiście nie mogę powiedzieć by od razu wszyscy zapałali do niego sympatią. Konan i Nagato jako jedyni chyba traktowali go jak członka rodziny, byli wsparciem od samego początku, często towarzyszył im w ich randkach. Później zamknął się w swoim pokoju i umierał, z dnia na dzień mizerniał. Nikt nie rozumiał o co mu chodziło, ale nie mogłem go zignorować! Sam nie wiem kiedy stał mi się tak bliski. Chciałem by zapomniał o tym bólu… Namówiłem więc resztę by byli dla niego łagodniejsi, tylko Dei się wyłamał. Może moja pomoc wcale nie była mu potrzebna? Może chodziło tylko o moje sumienie?  Jestem takim samym egoistą?
Chciałbym, żeby krew na moich rękach wreszcie zniknęła, ale ona nie zniknie, będzie parzyć jak najgorszy jad i przypominać mi o moim zakłamaniu. Nie mogę wrócić do niego, jak w ogóle mogłem pomyśleć, że mógłby mnie pokochać?! Mnie? Mordercę? Jestem żałosny.
-Tutaj jesteś… Zacząłem się martwić o ciebie, wiesz mógłbyś chociaż odpisać na wiadomość, wszystko w porządku Yashik?- Ciepły, męski głos odezwał się nade mną.
Dopiero teraz zauważyłem, że nie czuję już deszczu na sobie. Podniosłem głowę ku górze, spoglądając na blondyna z parasolką, w drugiej ręce trzymał smycz od swojego psa. Przełknąłem głośno ślinę, nie mogąc nawet wstać, czy choćby się uśmiechnąć.
-Um, chyba tak.- Odparłem niemrawo, uciekając od niego wzrokiem.
-Nigdy nie byłeś dobrym kłamcą. – Kucnął, przyglądając mi się uważniej.- To opowiesz mi o tym?
-Nie trzeba, to naprawdę nic. Moje chore urojenia, a co z twoją randką?
-Skończyła się zanim zaczęło lać. Wyjaśniłem jej wszystko,  mam nadzieję że znajdzie kogoś wartego jej uczucia.
-Nie korciło cię, żeby spróbować?
-Hm, niby dlaczego miałbym to zrobić? Kiedyś co prawda czułem się dziwnie z myślą, że pociągają mnie faceci, dlatego gdy Sakura poprosiła o związek na niby, zgodziłem się bez zastanowienia. Naprawdę chciałem ją pokochać, a przynajmniej jej kobiecość, ale widziałem w niej tylko przyjaciółkę, a seks był zmorą. Totalnie mnie nie podniecał, a jej ciało?! Pomijając że natura nie obdarzyła jej hojnie to jeszcze nie było nic, a nic seksowne. Ciało Sasuke owszem było, ale dla mnie zawsze będzie prawie bratem.  Nie widzę więc powodów, dla których miałbym próbować walczyć z moją orientacją seksualną.
-Naprawdę nie korci cię by robić to z kobietą?
-No przecież mówię że jestem gejem! I to nie gejem biseksualnym, tylko gejowskim gejem! Yashik co jest? Chcesz ze mną zerwać? Myślałem, że nie przeszkadza ci ta randka?- Nadął policzki, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
Spojrzałem na niego zdumiony, nigdy nie przyszłoby mi to do głowy, by być zazdrosnym o kobietę. Jednak muszę przyznać, że z tymi chomikowymi policzkami wygląda słodko, uśmiechnąłem się łagodnie, chcąc coś powiedzieć, lecz zanim cokolwiek odparłem poczułem jego ciężar na sobie. Jak zwykle stracił równowagę. Neko zamerdał wesoło ogonem, przypatrując się nam z miną prawdziwego politowania dla idiotów.
-Przepraszam, ale nadal nie potrafię utrzymać równowagi na czubkach stóp, Kiepska byłaby ze mnie prima balerina.- Zaśmiał się cicho, próbując nieudolnie wstać.
-Nic nie szkodzi, a co do twojego pytania, to nigdy nie miałem intencji by z tobą zerwać, za bardzo cię kocham.
-Yghm…- Zarumienił się, przykładając czoło do mojego.- Ja ciebie też kocham, więc nie odchodź nigdzie dobrze?
-Nie mam takiego zamiaru.
Objąłem go, czując jego ciepły oddech na mojej skórze, w mojej głowie wciąż szumiały jego słowa, które niczym brzytwa dla topielca, dając mi nadzieję, że w jego sercu jest miejsce dla mnie. Nieważne czy jest gotów na odwzajemnienie moich uczuć, ale on mnie kocha! W jakiś sposób odwzajemnia to uczucie, które pali moje serce. Chciałbym móc go już nigdy nie wypuszczać…
-Wracajmy do domu, nie chcę znowu zachorować! Dei by mnie chyba zabił.- Speszony, wstał szybko na równe nogi, chwytając za parasolkę.
-Już, już…
Wytknąłem mu język, chwytając go za rękę by móc wstać. Pierwszy raz od naszej pierwszej randki chwycił mnie własnowolnie za rękę, może już kompletnie mi odbiło, że cieszę się z takich małych rzeczy?
-Yashik…- Szepnął niepewnie, zatrzymując się niedaleko domu.
Spojrzałem na niego zdumiony, wreszcie nie zostało nam tak dużo drogi, a sam mówił o awersji do ponownego kiszenia się w łóżku. Stanąłem przed nim, trzymając tak parasol by żadna kropla nie spadła na odkryte części ciała.
-Słucham?
-Możesz zamknąć oczy?
-Ekhm… Mogę, ale lepiej będzie to zrobić w ciepłym pokoju, prawda?
-Nie.
-Dobra, dobra, już zamykam.
Westchnąłem cicho, przymykając oczy tak by nic nie zobaczyć. Oczywiście spodziewałem się jakiegoś pstryknięcia w nos, by ukarać mnie za moknięcie na deszczu, zamiast tego poczułem jego dłonie oplątujące moją szyję, zmuszając mnie do schylania się ku niemu.
-Nie otwieraj!- Warknął mi do ucha, widząc zapewne jak powieki zaczęły mi drżeć.
Chciałem wiedzieć co się dzieje, wreszcie nie codziennie człowiek jest zmuszany do pokłonu.  Nagle poczułem jego wargi na swoich, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku. To nie był zwykły pocałunek, czy cmoknięcie. Prawdziwy francuski pocałunek, powodujący że nagle zrobiło mi się ciepło. Przyciągnąłem go do siebie, nie chcąc przerywać tej chwili. Wreszcie nie codziennie ta małpiatka podarowuje mi takie pocałunki!

Rozdział 13 Kakuzu


It's the simple things in life, like when and where
We didn't have no internet
But man I never will forget 
The way the moonlight shined upon her hair
                 Kid Rock- All summer long


Nienawidzę tych dni, w których muszę pisać raport Madarze.  Cały dzień, tylko siedzę przy stercie rachunków i paragonów. A teraz nie wiem jak wytłumaczyć jak to się stało, że połowa kasy, którą nam dał poszła na jedzenie. Zawsze byliśmy niejadkami, a teraz niby mamy jeść za całą armię? Pierdole! Pain powinien to pisać! A nie ja!  Ile można oszukiwać szefa? Kiedyś i tak tu zajrzy, a jak to zrobi… Będzie po nas. Muszę chyba zgłosić się po dodatkowe zlecenia. Co to dla mnie zabić kilka osób. Nie możemy przecież pozwolić, by tylko Hidan za nas harował… Chociaż przyda mu się trochę wysiłku.
Ciekawe gdzie się podział ten lis. Pierw randka z dziewczyną, a później wyrwał się z psem na spacer. Dziwny człowiek. Gdyby nie był przy tym tak uroczy, łatwiej byłoby wywalić go z chaty. Kakuzu, świrujesz.  Zresztą i tak związał się z Pain’em, więc co mi do tego. Powiedzmy sobie szczerze,  moja osoba przegrywa definitywnie z tym rudzielcem, który jest tak milusi, że aż mdli.
I pomyśleć, że kiedyś byłem zupełnie innym człowiekiem. Ile to już lat minęło? Pewnie będzie koło dwudziestu. Wtedy życie wcale nie przypominało takiego bagna. Nigdy nie zapomnę jej uśmiechu, jej marzeń, jej dotyku. Byliśmy tylko gówniarzami, jeździliśmy na bmx’ach, po naszej wiosce, wchodząc na opuszczone poligony, kąpiąc się w pseudo basenie, w którym było pełno pocisków rozmaitych broni. Wieczorem rozpalaliśmy ognisko, susząc się przy nim całkiem nadzy. Ona opowiadała mi rozmaite historie, by po chwili krzycząc, że w przyszłości dokona czegoś wielkiego.  Kochałem ją. Tylko dla niej byłem w stanie wydawać swoje kieszonkowe. Zawsze przecież należałem do skąpców, ale to nie prawda. Ja po prostu szanuję pieniądze, bo wiem jak trudno je zarobić, a jak łatwo je wydać. Ona zawsze się z tego śmiała, powtarzała, że będzie jeść powietrze jeśli będę tego wymagać.  Jako jedyna nie nazywała mnie dziwakiem i potworem. Dla niej moja siła, moje oczy czy mój cały wygląd nie był istotny, byłem kurewsko szczęśliwy mogąc spędzać z nią każdy dzień, planując naszą wspólną przyszłość. Mieliśmy pracować razem, w pierwszym banku w naszej okolicy. To my mieliśmy go otworzyć i pokazać ludziom jak oszczędzać pieniądze, by nie bać się jutra.  Podziwiałem ją, za ten nieustanny humor. Nigdy się nie smuciła, nawet gdy ją wyzywali od ciamajd, ona tylko się uśmiechała i szła dalej. Było cudownie.
A później zjawił się Madara. Zbierał uzdolnione dzieci. I przez mój wygląd… Zauważył mnie i chciał zabrać ze sobą, obiecując lepszą przyszłość. Oczywiście, broniłem się jak tylko mogłem! Nie chciałem z nim nigdzie iść, bałem się go. Jednak on się dowiedział o niej. Znalazł ją i zagroził, że jak z nim nie pojadę to ją zabije. Co miałem robić?! Potulnie poszedłem w jego stronę, ale on jej wcale nie wypuścił, tylko na moich oczach zabił. Nadal czuję jej krew na swojej skórze, słyszę swój krzyk, a oczy wciąż pamiętają dni pełne łez. Tamtego dnia myślałem, że moje serce umarło. Poddałem się bez sprzeciwu morderczemu treningowi, nie odzywając się do nikogo. Nie chciałem mieć przyjaciół, nie chciałem ponownie poczuć co to znaczy mieć kogoś bliskiego.  Obserwowałem jak coraz to nowsi przychodzą do posiadłości Uchihów, przerażeni, trzęsący się niczym galareta, zapłakani gdy musieli kogoś zabić, albo uśmiechający się z dziką satysfakcją, przerażająco zadowoleni z tego co robią. Pewnie dlatego do tej pory uważam na to, co robię przy Hidanie. On od samego początku przejawiał jakieś zaburzenia psychiczne. Madara sprytnie go owinął wokół palca.
Widziałem jak przyprowadził Pain’a, był małym chucherkiem, które wciąż się trzęsło i chowało za wszelkie rzeczy. Chyba najdłużej z nas wszystkich opierał się treningom i praniu mózgu. On chyba zawsze największe baty z nas wszystkich dostawał.  A jednak przyszedł dzień, w którym król się wkurzył i zaciągnął go do laboratorium. Nie wiem co tam się działo, ale jego wrzaski były wystarczająco przerażające, by wiedzieć, że nie chce się tam znaleźć.  Razem z Hidan’em robiliśmy najgorsze zlecenia, po prostu byliśmy do tego stworzeni. Później się okazało, że Hidan też stracił bliską dla siebie osobę, nie miał wyboru jak pójść za Uchihą i służyć mu jak pies.  Tylko, że on trafił do niego w wieku może 8 lat, młody osierocony, pozbawiony kogoś bliskiego, uczucia szybko usunięto z jego życia. Jak on morduje, to na pewno zobaczy się hektolitry krwi wokół ofiary, on po prostu ich nie zabija, on je torturuje, zadaje jak największe cierpienie, by poznali sens swojego grzechu. Nie jeden raz przecież widziałem jak kroił ludzi na żywca. Ich wzrok utkwiony we mnie, z niemą prośbą o pomoc, albo chociaż szybką śmierć. Wtedy nic mnie to nie obchodziło, zlecenie to zlecenie.
Gdy Pain opuścił laboratorium był inny, zupełnie zobojętniały na świat, robił dokładnie to co mu kazano. Był wrakiem człowieka, w tak młodym wieku. Ile on mógł mieć wtedy lat?  Dwanaście? A może jeszcze mniej. Szczyl był tak otępiony, że jak go się pchnęło nożem to nawet nie jęknął. Nic, tylko szedł dalej. Nie dziwie się, że jak Naruto przeżywał rozstanie z Itachi’m i śmierć swojej babci, to on pierwszy przy nim był, pilnując, by nie przeholował. On jako jedyny z nas wie, co to znaczy być po drugiej stronie życia. Gdyby nie Orochimaru, dawno by nie żył, a tak to się jakoś trzyma. Fakt, że wtedy Nagato i Konan go uratowali,  zabierając po prostu z kryjówki i przenieśli do zwykłego mieszkania. Ile to trwało by odzyskał świadomość! Z pięć lat? Może nawet dłużej.  Naprawdę nienawidzę jego dobroci. Mdli mnie od tego.
Nie wiem dlaczego Itachi kupił ten dom i kazał nam się tutaj wprowadzić. Ograniczył nam kontakty z Madarą do bezwzględnego minimum, a później gdy jego rodzice postanowili go zaręczyć, wyprowadził się od nas, żeby zaraz przyprowadzić swojego byłego chłopaka. Wtedy miałem ochotę go ubić, zabić, albo cokolwiek. Na początku schował się w swoim pokoju i nie wychodził z niego, nawet po to, aby coś zjeść. Nocami tylko się przekradał do łazienki.  Z czasem jego stan uległ poprawie, pewnie dzięki Pain’owi, który stawał na rzęsie byle tylko mu pomóc. Nie rozumiałem tego, dla mnie to była strata czasu, takich słabych ludzi trzeba zabijać, a nie ich niańczyć. A później Pain zrobił zebranie i wyjawił nam kim dokładnie jest ta przybłęda. Oczywiście, że większość z nas poczuła gulę w gardle i pilną potrzebą zawiadomienia szefa, albo zabicia szkodnika, później sumienie zaczęło nas zżerać. No może poza Deidarą, który od samego początku był przeciwko blondynowi. Zaczęliśmy traktować chłopaka neutralnie, tylko Nagato i Konan ponownie wyciągnęli pomocne dłonie, by zabawić się w poczciwych filantropów. Było mi to obojętne, ale kiedy chłopak wybierał uczelnie i spytał się czy nie powinien pracować, żeby się utrzymać jakoś samemu, zmieniłem zdanie. Może to smutek w jego czach, ten brak nadziei na cokolwiek spowodował, że zacząłem z nim rozmawiać, poznawać jego osobę. Nie minął miesiąc ,a polubiłem tego kretyna, który godzinami potrafił gadać o muzyce, ulubionych artystach, czy pokazywać mi ulubione koncerty, udając przed telewizorem, że robi solówkę. Nagle w domu hostów, jak nas zaczęli nazywać sąsiedzi, przestał być ponurym lokum do spania. Wszyscy odżyli, próbując reaktywować swoje pasje z dzieciństwa. Niejeden z nas pewnie chciałby wypowiedzieć królowi posłuszeństwo, ale to niemożliwe. On nas prędzej zabije, niż pozwoli na to byśmy żyli na wolności znając brudy z jego całego życia. Jesteśmy jak kanarki w klatce, albo jak szczury, które mogą wyjść tylko wtedy, gdy szalony naukowiec ponownie chce się pobawić serem.
- Kakuzu? - Niebieskowłosa zajrzała do kuchni, trzymając w rękach tacę z pustymi kubkami i talerzykami.
- Hej Konan, już po podwieczorku? - Uśmiechnąłem się łagodnie, odpędzając niepotrzebne myśli, muszę się wreszcie skupić na raporcie!
- Mógłbyś z czasem się do nas przyłączyć. Z tego co wiem, to nie gryziemy. – Postawiła tacę na szafce, przysiadając się do mnie. - Piszesz raport?
- Wiem, że nie gryziecie, ale chcę to skończyć. Madara dopomina się o raport.
- Nawet jak mieszkamy daleko od niego, wciąż ma nas na oku… - Spuściła wzrok, bawiąc się serwetką.
- Jesteśmy jego psami Konan, on nigdy nas nie wypuści. Możemy uciekać, ale on i tak nas znajdzie i zrobi tak byśmy tego żałowali. - Chciałem się uśmiechnąć, ale wyszedł mi jakiś krzywy grymas.
- Martwię się o Naruto. Nie możemy być pewni, że Itachi go nie zdradzi.
- To prawda.  Ale on już nie jest słaby, a tym bardziej nie jest sam. Ma Pain’a, ma nas, jeśli coś mu będzie groziło, zajmiemy się tym. Wreszcie takie było nasze wychowanie.
- Wiesz, postanowiłam pójść do pracy. Będę pracować w kawiarni. Niby nic wielkiego, w dzień będę roznosić zamówienia, a wieczorami będę śpiewać dla gości, więc jakieś pieniądze wpłyną do naszego budżetu.
- Powiedziałaś o tym Madarze? - Spojrzałem na nią zaintrygowany, coraz więcej z nas myśli o normalnych zawodach, a nie tych wyuczonych. Zaczął Deidara, ze swoją pracą jako model, a teraz?  Sasori w teatrze, Pain w studiu tatuażu i percingu i do tego Konan.
- Jeszcze nie, ale skoro pozwala Dei’owi i Sasori’emu to mi też powinien pozwolić!
- Pamiętaj, że Pain’owi odmówił. Tylko, że on poszedł do pracy nawet bez jego łaski. Myślę, że planuje wyrwać się z jego sideł i uciec z Naruto jak najdalej od niego.
- Wiem, rozmawiałam z nim. Nie chce mieć już nic wspólnego z Akatsuki.
- Może nawet ma rację.

Rozdział 14 Narrator


I could spend my life in this sweet surrender 
I could stay lost in this moment forever 
Well, every moment spent with you 
Is a moment I treasure 
Aerosmith- I don't wanna miss a thing 


Naruto nie mógł być szczęśliwszy, miał sześć lat, chodził do pierwszej klasy podstawowej i miał przyjaciół, a właściwie jednego najlepszego - Uchihe Sasuke. Z początku się bał, nowi ludzie w jego otoczeniu przyprawiali go o ciarki, wszystko kojarzyło mu się z leśnymi potworami, które czyhają na takich chłopców jak on. Oczywiście rodzice codziennie do znudzenia powtarzali mu, że nie ma czegoś takiego i nie powinien słuchać dziadka. Chłopiec jednak wierzył swojemu starszemu opiekunowi, dlatego na szyi nosił talizman chroniący go przed złymi ludźmi i innymi stworzeniami. Pierwszego dnia szkoły, tak mocno go ściskał, że później zaczął się bać, czy nadal zachował swoją moc, ale szybko o nim zapomniał, gdy w klasie zobaczył znaną mu czarną czuprynę. Zresztą brunet też wydawał się zadowolony z obecności blondyna, więc szkoła mieniła mu się kolorami tęczy, kochał do niej chodzić, a później opowiadać rodzinie o zajęciach, ale najbardziej o tym co robił z Sasuke.
Widok roześmianego chłopca zawsze powodował, że w domu panowała lekka atmosfera i każdy się uśmiechał, zapominając o ciężkim dniu. Nawet choroba chłopca, nie powstrzymywała ich, aby wierzyć w to, że kiedyś uda im się wyjść na prostą. Wiedzieli, że Naruto musi cierpieć, patrząc jak inni chłopcy uczestniczą w zajęciach fizycznych, a on może tylko siedzieć i im dopingować, dlatego jak tylko mieli czas urządzali własne lekcje w - f’u, by dać chłopcu przedsmak, tego co czują inni.
Naruto siedział jak zwykle na ławce przy drzwiach, trzymając na kolanach kolorowankę, obok niego leżało pudełko kredek, zaś przed nim koledzy z klasy grali w zbijaka. Spoceni, przekrzykujący się nawzajem, nie zauważali go, byli zbyt zajęci myślą o zwycięstwie, on zaś obserwował ich kątem oka, trzymając kciuki za drużynę, w której znajdował się brunet. Nagle czerwona kredka wypadła mu z rak, turlając się w stronę boiska. Wystraszony, już chciał wstać, żeby po nią podbiec, by nikt się o nią nie przewrócił, gdy zobaczył czarne trampki przy niej, a następnie ręce chwytające ją i podnoszące do góry. Spojrzał się zawstydzony na uśmiechniętego bruneta, który mu podał zgubę, wycierając czoło ręką.
- Zaraz kończymy. Poczekaj na mnie przed szkołą, w naszym miejscu. - Powiedział na jednym wdechu, rozglądając się za czymś do picia, był jednym z najaktywniejszych zawodników.
- Rozumiem. - Blondyn spakował swoje rzeczy do plecaka, wyciągając z niego przy okazji butelkę z piciem. - Proszę!
Brunet zaśmiał się cicho, chwytając podarunek, by go wypić w mgnieniu oka.  Gdy już złapał oddech, wrócił na boisko machając chłopcu ręką na do widzenia. Naruto uśmiechnął się promiennie wychodząc z sali. Dzisiaj mieli iść razem na lody, z trudem namówił swoją rodzinę, żeby mu pozwoli na takie samoistne wyjście. Zazwyczaj wracał prosto do domu samochodem wujka. Nie miał im za złe, tej nadgorliwej opieki, cieszył się, że tak się o niego troszczą, zresztą nie był jeszcze tak duży, aby móc sobie pozwolić na samotne szwendanie się po mieście. 
Otworzył z ledwością drzwi frontowe szkoły, wychodząc na światło dzienne. Zakrył oczy dłońmi, siadając na ostatnim schodku. Gwizdał pod nosem, wpatrując się w latające ptaki, które zdawały się śpiewać z radości przez tą piękną pogodę. Przymknął oczy, wyobrażając sobie swój pierwszy samowolny powrót do domu, będzie musiał być dzielny i nie zwracać uwagi na to co mówią obcy ludzie, tak jak mówili rodzice, nie ufać nieznajomym, i właśnie tak zrobi, gdy wyjdzie z lodziarni i pożegna się z Sasuke. Pójdzie prosto do domu bez oglądania się na boki. Właśnie tak.
- Naruto - kun? - Różowowłosa zatrzymała się przed nim, przyglądając się mu ze zdumieniem.
- Haruno - san. - Odezwał się speszony, spuszczając głowę.
- Nazywaj mnie Sakura! - Powiedziała radośnie, chwytając jego policzki w dłonie i zmuszając go, by na nią spojrzał. - Powtórz: Sakura.
- Sakura - san… - Jęknął wystraszony, mrużąc oczy.
- Ojej Naruto, wyglądasz jak szczeniak mojej sąsiadki! Jesteś naprawdę słodki! - Poklepała go po głowie, uśmiechając się promiennie.
- Nie jestem szczeniakiem…
- Wiem… Ale tak się zachowujesz. Czekasz na Sasuke - kun?
Przytaknął energicznie, czując się dużo swobodniej w obecności koleżanki, niż przed chwilą.  Jego oddech wrócił do normy, a oczy otworzyły się szeroko, pokazując dziewczynie swoją głęboką barwę lazuru. Wpatrywała się w nie jak zahipnotyzowana, nie mogąc zwalczyć uczucia jakoby stała na plaży, wpatrując się w błękit oceanu.
- Piękne… - Jęknęła cicho, odsuwając się od niego.
Przekręcił głowę, nie rozumiejąc o co chodzi. Nikt jeszcze mu nie powiedział, że cokolwiek ma pięknego, oczywiście nie wliczał w to rodziny, która mówiła to mu codziennie, nieważne co by zrobił. Sakura jednak pomachała mu energicznie i pobiegła w stronę starszej kobiety, ubranej w kimono. Wpatrywał się w to z fascynacją, dawno nie widział nikogo ubranego w kimono, tylko na zdjęciach babci, a jego mama ubierała je tylko na czas festiwali.
Znużony oparł czoło o swoje kolana, zastanawiając się ile może trwać mecz i przebieranie się. Chciał już iść na te lody, a zamiast tego siedział przed szkołą nie robiąc zupełnie nic.  Westchnął ciężko, gdy poczuł coś na głowie, podniósł ją zdumiony, wpatrując się w bruneta, który trzymał na nim swoją rękę.
- Jesteś! - Krzyknął radośnie, zrywając się z miejsca.
- No jestem, a co myślałeś? - Burknął urażony, poprawiając plecak. - Wziąłeś pieniądze?
- Oczywiście, że tak!
Krzyknął radośnie, ściągając plecak, aby udowodnić koledze, że wziął swoją portmonetkę, ale im bardziej przerzucał swoje rzeczy tym boleśniejsza była prawda, zapomniał jej. Dziadek położył ją na blacie biurka przy zeszytach, ale on spakował się dzień wcześniej, a rano o tym zapomniał. Przełknął głośno ślinę czując, że zaraz rozpłacze się z bezradności. Brunet, klepnął go po głowie, nie wyrażając żadnych emocji, jego wzrok był skierowany gdzieś w dal, wyglądał na zawiedzonego.
- Ja też nie wziąłem… - Mruknął cicho, prawie niesłyszalnie.
Westchnęli ciężko, idąc ku schodom, to miał być ich wielki dzień, a skończyło się tragicznie. Będą musieli pójść prosto do domów i tam opowiedzieć rodzinie o wszystkim, a oni pod koniec będą się z tego śmiać. Byli przekonani, że nieprędko trafi się kolejna okazja. Gdy już się wdrapali, rozejrzeli się po ulicy, aby się upewnić, że nic nie jedzie i mogą spokojnie przejść. Stanęli po drugiej stronie zastanawiając się, którędy teraz mają iść, ale nim podjęli decyzję podszedł do nich szatyn średniego wzrostu z długimi upiętymi włosami, ubrany w granatowe jeansy i zwykłą zieloną koszulkę. Na twarzy znajdowała się blizna, przecinająca jego nos. Była tak długa, że sięgała końców oczu. Blondyn na jego widok rozpromienił się rzucając mu się na szyję. Mężczyzna zaśmiał się wesoło, czochrając go przy okazji po głowie.
- Wujek Iruka! Co tutaj robisz?!
- Jak mam być szczery, to twoja mama nie mogła znieść myśli, że masz chodzić samotnie po mieście i kazała mi mieć cię na oku z bezpiecznej odległości.
- To super! Bo widzisz wujku, oboje zapomnieliśmy pieniędzy! I nie mamy za co iść na lody!
Spojrzał na nich z łagodnym uśmiechem, kiwając ze zrozumieniem głową. Już wcześniej zauważył, markotne miny na twarzach chłopców i jakoś podświadomie czuł, że coś musiało się stać, dlatego zdecydował się podejść i uratować sytuację. Wiedział jak chłopiec cieszył się na ten dzień, który mógł spędzić z kolegą nawet po szkole. Podał rękę brunetowi, który niepewnie ją chwycił i razem poszli w stronę najlepszej lodziarni w mieście. Śpiewali wesoło piosenkę z „Kubusia Puchatka” o tygrysku, chłopcy nawet skakali wysoko, udając, że nie robią tego na nogach tylko na ogonach. Iruka nie mógł przestać się uśmiechać, czy nawet podśmiewywać. Dawno nie widział tego malca tak szczęśliwego, cieszył się, że jego rodzice postanowili wypuścić go do ludzi, ryzykując wiele, ale widok jego uśmiechu był tego warty.
Wbiegli do lodziarni, zatrzymując się wprost przed kasą, wpatrując się na kubełki z najróżniejszymi smakami. Obojgu pociekła ślinka na ten widok, nie wiedzieli nawet jaki smak wziąć, wszystko wyglądało smacznie i zachęcająco. Mieli wrażenie, że lody mówią do nich „Zjedz nas”, a oni nie mieli zbyt silnej woli, żeby im odmówić. Szatyn powoli podszedł do nich, wyciągając portfel  z kieszeni, spoglądając ile może wydać na zimny poczęstunek.
- Chłopcy, każdy z was może wziąć po cztery gałki. - Powiedział spokojnie, przyglądając się jak uśmiechy powoli znikają z ich twarzy. - Pamiętajcie jeszcze o obiedzie… - Próbował się jakoś wybronić, ale oni skrzywili się urażeni, próbując zdecydować się na ulubione smaki.
Sam zamówił sobie dwie gałki o smaku waniliowym i pistacjowym, odsunął się na bok, wkładając blondynowi banknot na ich porcje. Wskazał im palcem gdzie będzie siedział i na nich czekał, oni na nowo uśmiechnięci pokiwali głowami,  analizując zalety i wady kolejnych wyborów.
Dziwił się widząc bruneta tak zafascynowanego wizytą w zwykłej lodziarni. Dla innych dzieci to normalność, że po spacerze z rodzicami idą na lody, żeby tak ukoronować udany dzień, dlatego każda wizyta kończyła się wyborem tych samych smaków, on zaś szalał jakby znalazł się tutaj po raz pierwszy. Sama myśl go rozbawiła, przecież w porównaniu do Naruto musiał mieć wesołe dzieciństwo, bez nadopiekuńczości rodziców, choć może się mylił, nosił przecież nazwisko klanu, który na nich poluje. Westchnął ciężko, wiedząc, że w przyszłości ta przyjaźń może zostać brutalnie zerwana. Bał się tego dnia, reakcji blondyna i słów, które wypowie. Niestety on nie miał możliwości, żeby zmienić cokolwiek. Mógł go tylko chronić, nic więcej.
Chłopcy wreszcie podeszli do pani, która stała przy kasie i powiedzieli chóralnie co chcą i jakie mają być dodatki. Wszystko wyliczyli i dali pieniądze do wyciągniętych rąk. Czekali z niecierpliwością na swoje desery śmiejąc się do siebie. Sasuke nigdy się nie przyznał przyjacielowi, że nigdy nie był w takim miejscu. Jego rodzice nie mieli czasu chodzić z nim gdziekolwiek, wuja nawet za bardzo nie kojarzył z wyglądu, widywał go od święta, a on sam wcale nie zabiegał o uwagę. Chłopiec uznał, że musi być jeszcze bardziej zapracowany niż jego rodzice, więc nawet nie proponował, aby gdzieś z nim wyjść, zresztą komu miałby to powiedzieć? Nie wiedział gdzie wuj ma kwatery, a rodzice nie chcieli rozmawiać o innych członkach klanu. Jego starszy brat Itachi co prawda bawił się z nim, ale tylko w domu. Nie mógł go wyprowadzać poza bramy, bo sam był niepełnoletni i rodzice definitywnie im tego zabronili. Większość czasu spędzał w swoim pokoju czytając książki. Naruto był jego pierwszym przyjacielem, pierwszą osobą, z którą mógł swobodnie rozmawiać i, która go nie odsyłała.
- Smaczne? - Iruka spojrzał się roześmiany na chłopców, którzy już zdążyli wybrudzić się lodami, siedząc przed nim z roześmianymi minami.
- Najlepsze na świecie! - Odparli zgodnie, zaśmiewając się do łez.
Nie wiedzieli ile czasu minęło, ale czuli się najedzeni i szczęśliwi, wujek tylko co rusz wycierał im buzie z lodów, próbując ich jakoś uporządkować. Postanowili się jeszcze nie rozstawać i poprosili Irukę, by poszedł z nimi na plac zabaw, aby  mogli spędzić jeszcze trochę czasu razem. On zaś westchnął z niedowierzaniem, spoglądając na zegarek, zaczynał podziwiać tą dwójkę za wytrwałość w spędzaniu czasu ze sobą. Ruszyli więc do najlepszego parku w mieście, ponownie śpiewając piosenki z bajek, biegając wokół mężczyzny.
Po kilku minutach marszu dotarli do placu zabaw zbudowanego na klimat epoki dinozaurów. Pobiegli pędem na zjeżdżalnie machając z ich czubka opiekunowi, on odmachał im prosząc, żeby byli ostrożni.  Szaleli po każdej atrakcji, dostając przy tym zadyszki. Zmęczeni usiedli na karuzeli, która nie obracała się sama. Szatyn wypuścił ze świstem powietrze podchodząc do nich. Chwycił za puste krzesełko, wpatrując się w nich z zadziornym uśmiechem.
- Gotowi?
- TAAAK! - Krzyknęli radośnie, zaciskając dłonie na obręczach.
Ruszył biegiem, a im szybciej biegł, tym szybciej oni się kręcili i tym głośniej krzyczeli. Wszyscy spoglądali się na nich w zdumieniu, dzieci z zazdrością a dorośli z pobłażaniem. Dawno nie widzieli takiej rodziny, która cieszy się z najprostszych rzeczy. W pewnym momencie Iruka stracił równowagę i wywrócił się na piasek, nad głową czuł jak mijają go kolejne krzesełka, a niekiedy nogi chłopców. Czekał cierpliwie aż karuzela się zatrzyma, a on będzie mógł bezboleśnie wstać.
Słońce zaczęło powoli chylić się ku zachodowi, oni siedzieli na huśtawkach, bujając się powoli w przód i w tył. Obiad ich ominął, ale brzuchy wciąż mieli pełne od lodów. Nie myśleli o tym co będzie jutro, czy za godzinę. Liczyła się dla nich teraźniejszość i nawet wujek nie potrafił przestać się uśmiechać. Spędził z nimi naprawdę wspaniały dzień, pełen niespodzianek i śmiechu, już nie mógł się doczekać, aż opowie o tym reszcie.
- Chciałabym, żeby ten dzień się nie kończył… - Brunet mruknął cicho pod nosem, wpatrując się w piasek pod nogami.
- Dlaczego? Przecież będziemy mieli inne takie dni! - Blondyn uśmiechnął się promiennie, próbując nabrać prędkości.
- Naprawdę? - Brunet spojrzał się na niego zdumiony, ale nie potrafił ukryć radości obudzonej tymi słowami. Sam zaczął machać nogami, by także rozbujać się najwyżej jak się da.
Iruka tylko im się przyglądał z rozbawieniem, nawet im zazdrościł tej dziecięcej energii, która zdawała czynić cuda, do tego Naruto ani razu nie skarżył się, że coś go boli. Nie mógł wymarzyć sobie lepszego dnia, a  gdy chłopcy zeskoczyli nagle z huśtawek, poczuł jak serce staje mu w gardle. Brunet spadł na równe nogi, uśmiechając się zwycięsko, zaś blondyn musiał trochę podbiec do przodu, a gdy miał już się zatrzymać i pokazać, że także wygrał, upadł na kolana chwytając się za klatkę piersiową. Podbiegł do niego przerażony, biorąc go na ręce, chłopiec dyszał ciężko i pojękiwał z bólu, wtulając się w swojego wujka.
- Wszystko dobrze Naruto? - Brunet podbiegł do nich podenerwowany z oczami pełnymi łez.
- Wszystko z nim dobrze Sasuke, to tylko chwilowe, nie bój się Naruto nie umiera. - Kucnął, mierzwiąc włosy chłopca.
- Na pewno? - Załkał cicho, wycierając oczy dłońmi.
- Na pewno. - Odparł spokojnie, spoglądając na wyjście  placu, przy którym stał czarnowłosy mężczyzna w okularach.
- Paniczu Sasuke! - Krzyknął oschle, ruszając w ich kierunku.
- Ryo - san… - Chłopiec jęknął zlękniony, chwytając szybko swój plecak. - Do widzenia! Do jutra Naruto!
Podbiegł do mężczyzny, który natychmiast chwycił go za rękę, prawie ją wyrywając. Chłopiec nie wydał z siebie żadnego dźwięku tylko szedł spokojnie obok niego, wpatrując się w ziemię. Gdyby ktoś się zapytał gdzie chciałby się urodzić, powiedziałby, że w rodzinie Naruto. Do tej pory nie zaznał takiego ciepła od nikogo, a skoro jeden wujek dał mu tyle radości i poczucia bezpieczeństwa, to co byłoby z resztą? Och, Sasuke tak mu zazdrościł! Tak wiele by dał, żeby mieć właśnie taką rodzinę.
Zdyszany wbiegł do domu, rozglądając się za starszą blondynką. Wszyscy spoglądali na niego ze zdziwieniem, jednak gdy zobaczyli w jego rękach chłopca, zbledli podskakując do niego, aby zabrać malucha.
- Co się stało Iruka? - Kobieta przytuliła blondyna do siebie, spoglądając na mężczyznę z wyrzutem.
- Przepraszam… Naruto tak dobrze się bawił, że przestałem zwracać uwagę na jego kondycję. - Odparł zmieszany, czując jak cały drży.
- Spokojnie Kushina, wszystko będzie dobrze, Tsunade się nim zajmie. -  Siwowłosy chwycił ją za ramię, próbując ją uspokoić.
- Gdzie jest Minato, kiedy jest potrzebny? - Jęknęła załamana, wyrywając się z uchwytu. - Zaniosę go do pokoju.
Ruszyła na schody, tuląc wciąż syna do siebie, aby zniwelować u niego ból. Wiele by oddała za możliwość odciążenia go od tego przeznaczenia. Dlatego chciała go trzymać w domu przy sobie, żeby nie musiał walczyć ze swoim organizmem, aby nie musiał zazdrościć innym, tego czego nie widzi i nie doświadcza, ale wszyscy byli przekonani, że puszczenie go do ludzi wyjdzie mu na dobre, więc puściła i codziennie drżała o jego zdrowie. Codziennie nieprzerwanie modliła się, by stał się cud i jej syn wyzdrowiał.
- Kushina spokojnie, on nie umrze. - Siwowłosy staruszek otworzył jej drzwi, spoglądając ze współczuciem na swojego wnuka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz