niedziela, 21 stycznia 2024

\(^w^)/

Jak miło mieć biurko. Gdybym mogła, a raczej gdyby mi się chciało napisałabym panegiryk z tej okazji, ale wolałam napisać coś innego. Bo wreszcie mogę pisać bez wkurzania się, że jest mi niewygodnie, albo klawiatura mi jeździ przez co źle trafiam w klawisze. 

Co prawda nie napisałam nic z opowiadań z zakładek. Od Sylwestra chodził za mną coś ze świata Bleacha, więc o to przed wami zarys. Nie wiem, czy pozwolić sobie na kontynuacje, czy jednak skupić się na czymś innym. Na razie jestem jeszcze w chaosie, ale powoli wracam na tory. :) 


Zagryzła wargę czytając po raz kolejny pismo, które otrzymała. Szansa na milion. Nie wszystkim udaje się coś takiego, a jednak ona trafiła do tych szczęśliwców. Tylko, czy jest gotowa by opuścić to miasto na cały rok? Miała tu przecież przyjaciół, osobę którą kocha. A dzięki jej mocom byłaby w stanie pomagać w walce z Hollowami.

I za każdym razem czuć rosnące poczucie winy.

Podobno nikt nie umiał przewidzieć tego, jak daleko plany Aizena idą. Jednak była szansa, że jednak kapitan pierwszego oddziału zdawał sobie sprawę z zagrożenia jakie stanowiło  rozdzielenie sił bojowych by ruszyć na pomoc zwykłej ziemiance.  A jednak Kurosaki-kun nie posłuchał. Wyruszył z innymi zmuszając tym samym Soul Society by przysłać im pomoc w walce, zmniejszając tym samym własne siły bojowe.

Walka, którą stoczył Kurosaki-kun... A raczej walki, które nie powinny mieć nigdy miejsca. Gdyby nie ona, może wciąż miałby swoje moce i mógłby się nimi cieszyć. Nie trzeba byłoby być geniuszem by dostrzegać jak bardzo kochał być shinigami, a przez nią stracił to wszystko.

Może gdyby zniknęła z jego otocznia byłoby mu łatwiej? Nie musiałby spoglądać na osobę, która zmieniła jego życie na gorsze.

Westchnęła odkładając dokument na bok.  Powinna się przejść i przemyśleć to wszystko na spokojnie. Przecież taki wyjazd do Stanów to szansa, którą szkoda byłoby marnować przez zwykły sentyment i egoizm.

Szła powoli wzdłuż rzeki pogwizdując sobie pod nosem. Trudno jej było uwierzyć, że to już zima. Jeszcze niedawno były wakacje, a ona wraz z resztą ruszyła do Soul Society by uratować Kuchiki-san przed śmiercią. Naiwnie sądziła, że to było najcięższe doświadczenie jakie musieli przeżyć. Rzeczywistość jednak szybko zweryfikowała ten osąd.

Przystanęła spoglądając na miejskie lodowisko. Słyszała śmiech ludzi i cicho grającą muzykę w rytm, której można było poddać się łyżwiarstwu. Zauważyła wśród tłumu rude włosy, które wiedziała do kogo należały. Chciała ruszyć w ich stronę, gdy spostrzegła kogo trzyma za rękę.

Kuchiki-san.

Wzdrygnęła się czując ponownie ten sam ból w sercu, przez który czuła się tak źle. Lubiła Kuchik-san. Gdyby tak nie było nie ruszyłaby do Soul Society by jej pomóc, ale nie mogła odpędzić się od tej zazdrości. Była silniejsza, ładniejsza i Kurosaki-kun mógł na niej polegać. Nie była przeszkodą, ani kimś kogo trzeba było chronić.

Cofnęła się nie chcąc przeszkadzać. Przecież od dawna wiedziała, że to nie jej jest przeznaczone miejsce obok Kurosakiego-kun. Była tylko koleżanką ze szkoły, która jakimś przypadkiem zdobyła moce, na które nie zasłużyła.

Jeśli naprawdę chciała okazać się użyteczna powinna po prostu zaakceptować ofertę i wyjechać, w ten sposób już nikt nie będzie musiał ryzykować swoim życiem dla niej.

Otarła oczy z łez podejmując właściwą decyzję.

Niech nazwą ją tchórzem, porażką, czy czymkolwiek będą chcieli, ona doskonale o tym wie, czasem jednak ucieczka przed tymi wszystkimi emocjami ratuje nas przed pogrążeniem się w kompletnej rozpaczy.